czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 20

Witajcie!
Napisanie tego rozdziału zajęło mi sporo czasu i wogule nie miałam weny ale dzisiaj jakoś tak dosiadłam sie i ukończyłam :) Nie jestem z niego zadowolona, mam wrażenie że tekst wyszedł mi bardzo suchy i wogule jakiś taki nijaki ale opinię zostawiam Wam. Nie obiecuje kiedy będzie następny rozdział ale myślę że jeszcze w tym miesiącu coś napiszę. A tymczasem życzę Wam pogodnych świąt i smacznego jajka :)
Rozdział dedykuje mojej wiernej Lunie/Crucio.
P.S. Wiecie co odkryłam? Spisując w google 'snape lovegood' mój blog jest pierwszy na liście w kategorii język polski i 5 ogólnie! Wogule okropnie się cieszę :)
-------------------------------------
Snape z furią w oczach przeszedł przez cały zamek do swojej sypialni w lochach i z trzasną drzwiami aż zatrzęsły się ściany zamku i zaczął demolować pokuj na mugolski sposób. Był tak zły, tak wściekły że sam nie wiedział na kogo i za co bardziej: czy na Wesley i Longbottoma że byli tak głupi żeby prubować wykraść mu miecz, czy na Alecto że wysłała mu czarnusa właśnie w takiej chwili, czy na tą głupią Lovegood że była tak oddana sprawie że była gotowa nawet całować się z postrachem uczniów jak i śmierciożerców byle dać czas przyjaciołom na to aby mogli go okraść czy w końcu na samego siebie że dał się na to nabrać i przez któtką chwilę pomyślał że dziewczyna była szczera w tym co robi. Nie wiedział jak długo demolował pokuj ale skończył dopiero gdy łóżko było połamane na drzazgi a kilka kamieni które odpadły z kominka gdy go okładał pięściami leżało smętnie w popiole. Usiadł na podłodze i sięgną po różdżkę a przed nim pojawiła się butelka pełna złocistego płynu. Otworzył ją i na jednym tchu wypił całą jej zawartość czując jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jego ciele. Rzucił butelką o ścianę gdzie roztłukła się w drobny mak. Przywołał druga butelką i machnął różdżka z zamiarem ogarnięcia bajzlu ale zamiast tego zaczął dalej okładać podłogę pięściami. W takim stanie był jeszcze kilka godzin.

Severus siedział przy stole nauczycielskim w Wielkiej Sali patrząc na nielicznych uczniów którym chciało się wstać tak wcześnie na śniadanie. Wyglądał gorzej niż zwykle bo niewyspanie dawało mu się we znaki - miał sińce pod oczami a jego twarz była jeszcze bardziej szara niż zwykle. Ale na wyglądzie się nie kończy - humor miał jeszcze gorszy niż zwykle i już zdąrzył obdarzyć kilku uczniów palpitacjami serca samym tylko zwrokiem a nie było jeszcze nawet 8. Teraz zostało jedynie zastanowić się nad odpowiednią karą dla całej trójki... W drzwiach Wielkiej Sali pojawiło się kilku gryfonów wpatrujących się w swoją szklaną misę z punktami z której w nocy ubyło aż 200 punktów - jakaś pierwszoroczna zaniosła się szlochem na ten widok. Jeszcze wczoraj rano coś takiego wprawiło by go w zajebisty humor na cały dzień ale dzisiaj nawet cały harem chętnych dziewic by mu nie pomugł. Wbił  widelec w kiełbaskę leżącą na talerzu i zaczął ją bezlitośnie kroić nożem.

Luna weszła do Wielkiej Sali ze spuszczoną głową i tylko kątem oka zerknęła w stronę miejsca które zajmował dyrektor ale było puste - niewiedziała czy powinna się z tego powodu cieszyć czy wręcz
przeciwnie bo z jednej strony tak bardzo chciała go zobaczyć, a z drugiej strony wiedziała co sobie pomyślał - że odwzajemniła pocałunek tylko po to aby grać na czas. Po dłuższym przemyśleniu (czytaj całonocnym) stwierdziła że wolałaby żeby tak było - wtedy ta pogarda w jego oczach gdy na nią patrzył nie bolałoby tak bardzo. Usiadła przy stole dwojego domu i patrzyła się tępo w błyszczący przed nią talerz i potrawy na widok których zawsze ślinka ciekła jej po brodzie a teraz poczuła jedynie nieprzyjemny skurcz w żołądku świadczący o tym że nie ma zamiaru przyjąć do siebie nawet najmniejszego kęsa. Nalała sobie jedynie słodkiej herbaty z cytryną. Siedziała tak pogrążona w myślach że gdyby nie Ginny która szturchnęła ją lekko w ramie spóźniłaby się na pierwszą lekcję.

Podczas drugiego śniadania siedzieli razem przy stole Gryffindoru i nim którekolwiek z nich zdąrzyło wziąść do ręki tosta stała już przy nich profesor McGonagall. Neville przełknął głośno ślinę.
- Gryfoni zawsze byli odważni i kierowali się głupotą. Jednak nawet najodważniejsi uczniowie mojego domu nie zdecydowali by się na to co wy zrobiliście - choć ton jej wypowiedzi był surowy to gdy Ginny spojrzała jej w oczy dostrzegła coś co wyglądało jej na (!) głębokie uznanie co wprawiło ją w kompletny szok- I muszę przyznać że nigdy nie widziałam odważniejszej krukonki niż panna Lovegood. I głupszej. Cała wasza trujka jest głupsza od lewego buta woźnego Filcha. W środę o 18 macie szlaban z Hagridem, idziecie do Zakazanego Lasu. Macie dużo szczęścia, gdy usłyszałam o tym co zrobiliście nie spodziewałam się że wyjdziecie z tego cali.
I odeszła w stronę stołu dla ciała pedagogicznego zostawiając ich znów pozbawionych apetytu po
repremedzie wygłoszonej przez profesorkę.

Ginny siedziała z Nevillem i Anne w pokoju wspólnym patrząc w płomiń w kominku. Odkąd zostali złapani na kradzieży miecza Ginny bardzo martwiła się o Lunę - ciągle miała podkrążone z niewyspania oczy i nie żadko zapuchnięte dodatkowo od płaczu, praktycznie w oczach
chudła i wogule wydawała sie jeszcze bardziej krucha i delikatna niz zwykle. Co więcej w tym czasie
wypowiedziała zaledwie kilka słów i były to zapewnienia  że nic jej nie jest pomimo tego że wszyscy wiedzieli że jest inaczej. Neville myślał chyba o tym samym bo odezwał się
- Ginny, tak sobie pomyślałem, może pogadałabyś z Luną co się z nią dzieje? Tak dłużej być nie może, przecież ona się wykończy.
- Wiem Neville, cały czas próbuje coś z niej wyciągnąć ale ciągle utrzymuje że nic jej nie jest.
Domyślała się że chodziło o coś pomiędzy nią i Snape'em bo i on chodził w zdecydowanie gorszym
humorze (jeszcze rok temu myślała że nie jest to możliwe, a jednak), nie przychodziło jej jednak nic do głowy. Postanowiła że jeśli do końca tygodnia przyjaciółka nie powie jej co się takiego wydarzyło to zabierze jej różdżkę i zmusi do mówienia - nie mogła pozwolić by krukonka tak się katowała, a we dwie na pewno coś wymyślą. Z tą myślą zapatrzona w ogień nawet nie spostrzegła kiedy zasnęła w fotelu przed kominkiem.

Ginny Neville i Luna wracali do zamku ze szlabanu z Hagridem. Byli w Zakazanym Lesie ale szukali jedynie małych sklątek tylnowybuchowych na najbliższe lekcje Rubeusa a później pili herbatę u niego w chatce. Hagrid sam nie wiedział jak się zachować bo z jednej strony był zadowolony że się nie dają i walczą ale z drugiej strony był zły że tak się narażają i to bez posiadania jakiegoś
konkretnego planu - bo przecież nawet jak by wykradli miecz to i tak nie wiedzą jak przekazać go Harry'emu. Gdy dotarli do zamku Neville puścił Ginny oko tak żeby Luna nie widziała i zostawił dziewczyny same pod pretekstem odwiedzenia kuchni licząc na to że Ginny w końcu wydobędzie z niej co się dzieje. Gryfonka wdzieła przyjaciółkę za rękę i poprowadziła ją w stronę pustej sali w końcu korytarza. Zamknęła drzwi i rzuciła zaklęcie przeciw podsłuchiwaniu, usiadła na ławce i spojrzała na krukonkę.
- Luna nie wiem co Cię trapi, ale wiesz że możesz mi wszystko powiedzieć. Martwimy się o Ciebie.
- Naprawde...
- Nie Luna, nie kłam że nic Ci nie jest. Wiem że coś zaszło pomiędzy Tobą a Snape'em, nie wiem tylko co.
Luna milczała więc postanowiła jej pomuc.
- Uderzył Cię?
Pokiwała głową na nie.
- Zmuszał Cię do czegoś czego nie chciałaś zrobić?
Znów nie.
- Dotykał Cię tak jak nie powinien?
Uniosła głowę i spojrzała w oczy rudej. A więc zgadła. Krew zagotowala się w niej ze złości. Zeskoczyła z ławki i ruszyła w stronę drzwi z zamiarem zabicia nietoperza.
- Jak on śmiał? Jak mu mogło przyjść do głowy coś takiego?? Niech ja go...
Luna pociagnęła ją do tyłu gdy była już przy drzwiach.
- Nie!! To nie tak jak myślisz! Ja chciałam!
Zatrzymała się gwałtownie i odwróciła powoli.
- Jak to nie tak jak myślę? Jak to chciałaś?
Na twarzy Luny pojawiły się szkarłatne rumieńce a gryfonka patrzyła na to z niedowierzeniem. Nie, to nie możliwe!
- Luna, proszę powiedz że to nie to co myślę....
- Ja.... ja nie wiem jak to sie stało - słowa zaczęły wylewać się z ust blondynki jak lawa - Już od jakiegoś czasu go obserwowałam, a tamtego wieczoru próbowałam grać na zwłokę przy ważeniu eliksiru i powiedziałam mu nie rozumiem pewnej sentencji w podręczniku i poprosiłam żeby mi wyjaśnił i nachyliłam się nad biurkiem obok niego i jak spojrzałam w jego oczy i... Ginny ja nie wiem jak do tego doszło ani kto to zaczął ale...
Jeśli kilka sekund temu Ginny czuła się zła jak osa to teraz czuła się zła jak cały ul. Jak ona mogła? Jej najlepsza przyjaciółka z zastępcą samego Voldemorta?
- Całowałaś się z nim? - choć głosik w głowie podpowiadał jej że nie powinna urzywać takiego ostrego tonu nie żałowała. Luna spojrzała na nią ze strachem w oczach i skurczyła się w sobie jeszcze bardziej ale przytaknęła.
- Jak mogłaś? On zabił Dumbledore'a! Jest najbliżej Voldemorta! Co sobie myślałaś całując się z nim? Owszem chcieliśmy żebyś go zajęła ale nie w ten sposób! Jak mogłaś!
Luna otworzyła usta nie wiedząc co powiedzieć i zrobiła krok w stronę rudej. Ginny zrobiła krok do tyłu. Łzy spłynęły po policzkach krukonki.
- Proszę zrozum mnie, przecież sama jesteś w podobnej sytuacji z Carrow'em...
- Jak śmiesz mnie poruwnywać ze sobą!! Carrow wziął mnie z zaskoczenia a ty chciałaś się całować z tym mordercą!
- A Carrow? Torturował Cię a mimo to i tak tęsknisz za jego dotykiem i pocałunkami!
Ginny odebrała to jako policzek. Chciała uciec, uciec gdzieś daleko, jak najdalej od tego wszystkiego. Nie chciała tego słuchać. Nie chciała o tym myśleć. Nie chciała tego pamiętać. A najgorsze jest to że Luna miała rację. Nie była w stanie patrzeć Lunie w oczy wiedząc że ujrzy w nich błaganie o wyrozumienie. I choć przecież jakaś jej część rozumiała ją to jednak była tak mała że nie dopuściła jej do głosu ta część która nade wszystko nienawidziła Snape'a. Wyszła z trzaskiem drzwiami z sali zostawiając przyjaciołkę samą na skraju załamania psychicznego.

Snape szedł korytarzem w stronę swojego gabinetu gdy usłyszał cichy płacz w jednej z sal. Miał to zignorować nie chcą aby jakiś pierwszoroczny dostał zawału serca na jego widok ale coś go tknęło i lekko uchylił drzwi sali wpuszczając do środka strumień światła wprost na siedzącą w kącie blondynkę - Luna.Nim zdąrzył pomyśleć co robi podszedł do niej z zamiarem przytulenia jej ale powstrzymał się w ostatniej chwili i tylko z góry popatrzył na nią siedzącą na zimnej posadzce z czerwonymi od płaczu oczami które patrzyły na niego bez cienia strachu do którego tak się przyzwyczaił patrząc na swoją ofiarę z góry.
- Czego ryczysz Lovegood? - jego głos był zimny jak góra lodowa i szorstki jak papier ścierny. Nie
odpowiedziała, patrzyła na niego poprostu zwrokiem wyrażającym proźbę.... Nie, nie spełni tej niemej proźby, nie pozwoli by znów zrobiła go w konia, nie da się znów nabrać na te srebne oczy.
- Wstawaj i przestań się mazać - patrzył jak posłusznie aczykolwiek niezgrabnie podnosi sie z posadzki - A teraz wracaj do swojego dormitorium zanim się rozmyślę i dam Ci szlaban z profesorem Carrow!
Nawet nie drgnęła, wyszeptała jedynie tak cicho że bardziej poczuł niż usłyszał to słowo
- Proszę
Podziękował Czarnemu Panu i Dumbledore'owi w myślach za to że przez tyle lat musiał być opanowany i mówić coś co nie zawsze chciał powiedzieć i przybrał ton od którego nawet Minerwa nabawiłaby się palpitacji serca.
- Głupia dziewczyno rób co do Ciebie mówię!!!
Chwycił ja za ramię czując pod palcami jak kruche to ramie stało się w ciągu zaledwie kilku dni. Nie miała siły się bronić. Wyciągnął ją z sali i delikatnie pchnął w stronę korytarza który prowadził do jej wieży licząc na to że dziewczyna w końcu posłucha i odejdzie ale zamiast tego przewróciła się na kolana. Stanął jak słup soli. Jak to możliwe że pchnął ją tak mocno że się wywróciła? Nie, to nie możliwe, zrobił to bardzo delikatnie pomimo złości wrzącej w jego żyłach. Patrzył z góry na dziewczynę. Nie mógł zostawić jej tu w takim stanie. Po pierwsze któryś z Carrow'ów mógłby ją znaleść a po drugie ona była całkowicie załamana psychicznie. W pierwszym odruchu chciał zajrzeć do jej umysłu żeby dowiedzieć się co spowodowało u niej takie załamanie ale przypomniał sobie obietnicę którą jej złożył. Zacisnął dłonie w pięści i jednym ruchem podniusł ją w posadzki. Czuł na swojej twarzy jej spojrzenie ale on nie spojrzał w jej oczy - wolał nie narażać sie na utratę opanowania.
- Choć ze mną.
Posłusznie ruszyła za nim w stronę gabinetu Albusa (czemu myśli o nim wciąż jako o Albusa gabinecie a nie swoim?) i gdy weszli do środka cicho pociągając nosem stanęła przy drzwiach. Snape podszedł do szafki z której wyciągnął 2 eliksiry - jeden na poprawe samopoczucia a drugi na sen.
- Co tak stoisz jak dziewczynka z zapałkami? Podejdź do biurka! Myślisz że ja będe do Ciebie specialnie podchodził?
Bezszelestnie podeszła do biurka. Podał jej pierwszy flakonik który przechyliła bez słowa i oddała mu. Odebrał od niej flakonik uważając by jej nie dotknąć. Obserwował jak jej twarz zmienia się na bardziej odprężoną i jak wracają jej kolory na blade od kilku dni policzki.
- Lepiej?
- Tak profesorze. Profesorze ja...
Nie chciał słuchać jej tłumaczeń ani kłamstw.
- Tu masz drugi eliksir, zażyj do przed położeniem się do łóżka. A teraz wracaj do swojej wieży.
Starał się mówić spokojnie tak aby nie wprowadzić jej znów w stan załamania nerwowego. Ale zaraz... Od kiedy on troszczy się o nerwy swoich uczniów? Miał ochotę potrząsnąć samym sobą w celu ogarnięcia.
- Dobrze profesorze.
Wzieła od niego flakonik delikatni muskając jego palce swoimi delikatnymi i ciepłymi wywołując w falę gorąca która przeszła niczym piorun przez jego ciało od opuszków palców aż po końcówki włosów. Patrzył na jej szczupłe ciało kołyszące się gdy przechodziła przez jego gabinet w stronę drzwi które cicho zamknęła wpierw powiedziawszy słodkie
- Dobranoc.
Znów został sam w swoim jakże wykwintnym towarzystwie.

Ginny siedziała przy stole Gryffindoru i wpatrywała się w samotną choinkę stojąca w kącie Wielkiej Sali udekorowaną czarnymi i srebrnymi bąbkami. Pamiętała jak rok w rok sala wypełniała się zapachem świeżo ściętej jodły, do okoła sali stało 12 choinek które przybierali pierwszoroczni i kolędy lecące w tle, śmiechy i żarty, cudowną świąteczną atmosferę którą tak kochała. Śmierciożercy potrafią nawet tak piękny okres w roku zmienić na coś przygnębiającego bardziej niż kolejna lekcja z Corrow'ami. Za dwa dni wracali do domu, i to stanowiło jej jedyne pocieszenie. Już nie mogła doczekać się bożonarodzeniowego pudingu mamy, smarzonego karpia, śledzi i wszystkich innych smakołyków które zawsze przygotowywała mama. Spojrzała w stronę stołu Ravenclow przy którym
siedziała samotnie Luna. Było jeszcze wcześnie, sala była niemalże pusta. Przyjrzała się przyjaciółce.
Krukonka wyglądała lepiej - nie była już tak blada i właśnie dziubała coś w talerzu co oznaczało że zaczęła jeść choć odrobinę. Ginny patrząc na nią czuła jak sumienie kłuję ją niemiłosiernie. Nie powinna krzyczeć na Lunę. Nie powinna jej osądzać, tym bardziej że sama nie była w porządku. Luna zaakceptowała to co stało się pomiędzy nią a Carrow'em, więc ona powinna zaakceptować to co dzieję się pomiędzy Luną a Snape'em. Ale przecież to nie było to samo... A może sobie tak tylko wmawiała? Bo przecież co różniło tych dwuch mężczyzn? Obaj byli śmierciożercami, obaj zabijali, obaj byli okrutni. Już od tylu tygodni biła się z myślami, broniła się przed tym co czuła do Amycusa i obawiała się że jeszcze chwila a wszystko w niej wybuchnie i zrobi to co jej przepowiedział - że będzie błagała go o to by ją dotknął. Czy więc ma prawo osądzać Lunę? Ma prawo na nią krzyczeć? Ma prawo jej nienawidzić za to że pragnie czegoś czego nie powinna? Nie. Nie ma prawa. Wstała i podeszła do stołu krukonów.
- Mogę?
Wskazała na miejsce obok przyjaciółki a ta przytaknęła i dalej patrzyła w talerz.
- Luna, ja... Ja Cię przepraszam. Wybacz mi to co zrobiłam i powiedziałam. Niepowinnam była. Nie mam prawa Cię osądzać. Powinnam Cię wspierać tak jak Ty to robisz. Jestem głupia. Zawiodłam Cię jako przyjaciółka, jako twoja siostra. Błagam wybacz mi.
Luna odłożyła widelec na talerz na którym były reszyki jajka sadzonego i bekonu ale nawet na nią nie spojrzała. Głos Ginny zaczął się załamywać.
- Błagam Luna, powiedz coś. Cokolwiek.
Spojrzała na nią a ruda ujrzała łzy spływające jej po policzkach i spojrzenie błagające o zaakceptowanie jej. Przytuliła blondynkę z całej siły i delikatnie kołysząc głaskała ją po głowie w czasie gdy ta się wypłakiwała na jej ramieniu i Ginny też poczuła że łzy spływają po jej policzkach.
- Damy sobie jakoś radę Luno, przejdziemy przez to. Musimy.
Pocałowała ją we włosy dalej tuląc do swojej piersi.

Dyrektor Hogwartu siedział wpatrzony w dziewczyny przytulające się przed jego oczami. Obiecał Lunie że nie zajrzy do jej głowy, ale nie znaczy to że nie może dowiedzieć się tego co doprowadziło ją do takiego stanu - sprawdzi to w głowie rudej Weasley. Wejście do jej umysłu zajeło mu mniej niż mrugnięcie okiem i już po minucie wiedział co się między nimi działo. Choć twarz wydawała się być tak samo zimno spokojna to w środku wrzał z wściekłości na Lunę za to że powiedziała rudej, i na rudą że zostawiła ją w momencie gdy blondynka ją najbardziej potrzebowała. Widział też jak Luna opowiadaja jej o ich... o tym co między nimi zaszło tamtego wieczoru. "To nie tak jak myślisz! Ja chciałam!... Od pewnego czasu go obserwowałam.. nachyliłam się nad biurkiem obok niego i jak spojrzałam w jego oczy i... "Zatem nie chciała jedynie grać na zwłokę. Panna Lovegood zauroczyła się w nim. Jak to możliwe? I to ma być córka Roveny Ravenclow? Toż to idiotka! Od teraz nie może się z nią więcej spotkać. Po kilku dniach to głupie zauroczenie jej przejdzie i będzie mogła w spokoju zająć się lekcjami. Zresztą idzie przerwa świąteczna w czasie której na pewno zapomni o tym co stało się między nimi. Na tym postanowił zakończyć rozmyślenia odnoście krukonki na dzień dzisiajszy (nie żeby wyszło ale prubować zawsze można, nie?). I chociaż powinien być zły na nią za jej głupotę to nie mógł się na to zdobyć, a jego humor (choć w nieznacznym stopniu) polepszył się do końca dnia.

Luna, Neville i Ginny wraz z resztą uczniów stali w całkowitej ciszy na stacji czekając na pociąg do
Londynu. Dopiero gdy wszyscy wsiedli do pociągu i pociąg ruszył kilku uczniów odważyło się na głośniejszy śmiech i wogule wszyscy byli w znacznie lepszych humorach - czekają ich całe 2tygodnie z rodzicami i rodziną w czasie których mogli choć na kilka godzin zapomnieć o tym co dzieje się w szkole. Oczywiście te spostrzeżenia tyczyły się tylko i wyłącznie uczniów trzech z domów ponieważ Ślizgoni jak to Ślizgoni w najlepsze uskuteczniali śmiechy i groźby odnośnie innych uczniów. Po mniej więcej dwuch godzinach jazdy w przedziale pociągu rozległ się krzyk a Ginny Neville i Luna wyskoczyli sprawdzić co się dzieje. To co ujrzeli na korytarzu było przerażające - Crabbe stał nad jakimś pierwszorocznym puchonem i z uśmiechem na twarzy patrzył jak dzieciak wije się z bólu na podłodze pod wpływem jego zaklęcia. Neville sięgnął po różdżkę ale
nim wypowiedział jakąkolwiek klątwę która miała być skierowana w stronę goryla usłyszeli głos Malfoya za swoimi plecami
- Crabbe! Co ty robisz? Całkiem Ci się w głowie poprzewracało? Katujesz czystokrwistego bez powodu na środku korytarza?
Głowy wszystkich odwróciły się w jego stronę który jak by tego nie zauważał, zgrabnie wyminął trójkę przyjaciół i ruszył z wyciągniętą różdżką w stronę swojego odwiecznego goryla.
- Co Ci do tego Malfoy? To Twój krewniak że tak go bronisz?
- Nie twoja sprawa. Jeśli jeszcze raz zobacze coś takiego w twoim wykonaniu powiem o tym wujowi. Nie Ty tu jesteś odpowiedzialny za pożądek.
Luna patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami ale chłopak omijaj ją zwrokiem. Pociąg gwałtownie zachamował, większość uczniów stojących na korytarzu nie zdąrzyło niczego się chwycić i runęło na podłogę pociągu w tym również Ginny i Luna którą przygniutł jakiś trzecioklasista. Obie dziewczyny straciły przytomność ale Ginny po kilku chwilach otworzyła
oczy. Neville pomagał właście wstać chłopakowi który przygniatał wciąż nieprzytomną Lunę. Ginny podniosła sie z ziemi i miała już wytrzeć ręce o spodnie gdy zauważyła że są one czerwone. Spojrzała w dół. Wokół głowy Luny rozchodziła się czerwona aureola. Zakryła usta dłonią tłumiąc krzyk wydobywający się z jej gardła.
- No prosze, dzieciaczki się poprzewracały!!
Ginny wszędzie poznałaby ten głos i szyderczy sposób mówienia. Bellatrix. A za nią jakiś mężczyzna którego Ginny nie znała. Neville puścił chłopaka i sięgnął po różdżkę która leżała na podłodze.
- Oh Longbottom. Pozdrów rodziców jak ich odwiedzisz. Hahahaha - jej śmiech mroził krew w żyłach. Machnęła różdżką a Neville padł nieprzytomny na ziemię - nie przyszłam tu po to żeby się z wami bawić. Draco zbieraj się. Rodolphus weź tą blondynę.
Mężczyzna stojący za Bellatrix ruszył w stronę Luny ale Draco stanął mu na drodze.
- Wuju, ja wezmę Lovegood.
Nachylił się nad Luną i odsnunął jej włosy z twarzy odsłaniając ranę. Wziął ją delikatnie na ręcę i specialnie przesunął się w stronę Ginny. Szepnął jej ledwie słyszalnie.
- Nic jej nie będzie.
Sekundę później już ich nie było.