środa, 30 października 2013

Rozdział 9

Ginny, Neville i Luna siedzieli w bibliotece nad książkami z zaklęciami obronnymi które bibliotekarka, pani Price w swojej życzliwości udostępniła im bez nawet słowa jęku na temat uczniów niszczących jej cenne zbiory i wybierali zaklęcia których mogliby nauczyć uczniów na spotkaniu GD dziś wieczorem. Postanowili że podzielą wszystkich członków na 3 grupy: klasy 1-3 nauczać będzie Neville, jako że zaklęcia nigdy nie były jego mocną stroną, ale podstawy które zna będzie mógł nauczyć najmłodszych, krukonami i puchonami a ginny gryfonami z klas 4-7. Neville miał najmniej roboty bo zaklęcia których miał ich uczyć na początek znał doskonale - Expelarmus, Drętwota czy Petritus Totalus miał opanowane do perfekcji, więc na najbliższych kilku zajęciach miał co robić. Dziewczyny miały utrudniona sprawę: u nich nowych członków było o wiele mniej, więc dziś postanowiły powtórzyć/nauczyć zaklęcia Expecto Patronum, ale teraz szukają głównie zaklęć leczniczych. Odwiedziły już panią Pomfly i obiecała im pocztą wysłać kilka ciekawych woluminów na temat uzdrawiania, bo przecież oprucz walki, muszą też wiedzieć jak leczyć rany. Długo myśleli o tym jak sprawdzać czy zaklęcia uzdrawiające jakie będą żucać działają poprawnie, aż Ginny wpadła na pomysł żeby ćwiczyć na zwierzętach, których napewno dostarczy Pokój Życzeń, a aby nie czuły bólu to poprostu podawać im przed próbami eliksir przeciwbólowy dzięki któremu nie będą nic czuć. Uważeniem eliksiru zająć się miała Luna ponieważ była z ich trójki najlepsza w eliksirach, a po jak by nie patrzeć przez najbliższe 3 tygodnie miała mieć dostęp do zapasów Snape'a, albo
przynajmniej do wiedzy gdzie co ma. Po kilkunastu godzinach spędzonych w bibliotece, tuzinach przewertowanych tomów i ogromnych ilościach pergaminu zapełnionego notatkami odnośnie co pożyteczniejszych zaklęć przyjaciele wyszli z biblioteki pożegnani uśmiechem bibliotekarki na co Ginny jak tylko zamknęły się za nimi drzwi wybuchła śmiechem.
- Pierwszy raz widziałam żeby się uśmiechnęła! Co jej się stało? Czyżby Filch w końcu odpowiedział na jej....
Nim dokończyła swoją myśl zaa rogu wyszła profesor McGonagall.
- Oszaleliście? Wasze śmiechy słychać nawet dwa piętra niżej, Carrow już tutaj idzie, szybko uciekajcie tamtym 
przejściem - wskazała na jeden z obrazów.
Nie trzeba było im powtarzać dwa razy. Szybko dopadli obraz i jeszcze dobiegł ich głos Alecto pytającą opiekunkę Gryffindoru:
- Gdzie są te dzieciaki co tak głośno się śmiały? Tak zagłuszać ciszę w zamku, to karygodne! Gzie one są?
- Nie było tu żadnych dzieci, to Irytek znów miał jeden ze swoich napadów śmiechu - skłamała gładko nauczycielka 
transmutacji. Luna nagle poczuła ciepło względem tej surowej kobiety, gdyby nie ona pewnie wszyscy zarobili by szlaban. Przejście przeprowadziło ich do korytarza gdzie znajduje się wejście do Pokoju Życzeń co było świetnym zbiegiem okoliczności, nie musieli juz szwędać się przez cały zamek narażając się tym samym na spotkanie któregoś z rodzeństwa z piekłarodem. Przycupneli we wnęce za zbroją i czekali na resztę członków GD. Po kilku minutach dało się słyszeć ciche kroki, choć nikogo nie było widać - widać młodsi uczniowie opanowali już umiejętność rzucania zaklęcia Kameleona, bądź pomogli im starsi koledzy. Poczekali jeszcze kilka minut aby mieć pewność że wszyscy spóźnialscy dotrą i rzuciwszy wpierw zaklęcie które sprawdzało czy nikt się do nich nie zbliżał Luna zdjęła z siebie zaklęcie tak aby wszyscy wiedzieli że będą już wchodzić i przeszła wzdłuż ściany trzy razy w myślach powtarzając "miejsce gdzie bezpiecznie możemy ćwiczyć zaklęcia". Po trzecim przejściu w ścianie ukazałay się drzwi i klamka cicho ustąpiła pod naporem ręki Luny.
Weszli wszyscy do sali i pozdejmowali zaklęcia z siebie nawzajem. Krukonka rozejrzała się po twarzach - byli wszyscy. Poprosili ich o podzielenie się na grupy które wcześniej między sobą ustalili i każde ze swoją grupą zajeło inny kawałek sali. Neville sprawdzał czy wszyscy jego uczniowie umieją już żucić poprawnie zaklęcie kameleona i jak się okazało wszyscy świetnie sobie z tym radzili - uczyli się szybciej niż myślał. Ginny i Luna sprawdzali czy wszyscy u nich znali zaklęcie Patronusa, Ci co umieli ćwiczyli, Ci co nie umieli uczyli się. W sali panował okropny szum i po godzinie zajęć Luna czuła już okropny ból głowy jednak chciała aby każdy kto był w jej grupie wychodząc z tej sali umiał wyczarować Patronusa chociaż bez wizji dementora wywołanej przez bogina. Właśnie, muszą znaleść bogina! Obiecała sobie że do najbliższego spotkania  przeszuka wszystkie możliwe miejsca w całym zamku żeby go znaleść. Po kolejnej godzinie tłumaczeń, pokazywania i pomagań dobierania wystarczająco szczęśliwych wspomnień wszystkim w jej grupie udało się wyczarować patronusa. Popatrzyła na Ginny i Nevilla i oni też już patrzyli na nią zmęczonymi oczami więc stanęli koło siebie na środku klasy.
- Na dziś to już koniec, musimy wracać do naszych pokojów wspólnych, jeśli chcemy uniknąć kary. Informacja o następnym spotkaniu pojawi się się niedługo na waszych galeonach - Neville uśmiechnął się - Byliście dziś świetni, naprawdę. Jak tak dalej pójdzie to Śmierciożercy będą uciekać przed Wami gdzie pieprz rośnie.
Na twarzach wszystkich obecnych zalśniły uśmiechy i zaczeli rzucać na siebie nawzajem zaklęcie kameleona i po chwili wszyscy już rozchodzili się po korytarzach. Luna też ruszyła w stronę wieży Ravenclow, ale gdy była już tuż tuż poczuła ogarniającą ją tęsknotę za świeżym nocnym powietrzem - odkąd była w Hogwarcie ani razu nie wyszła na zewnątrz nie
licząc lekcji zielarstwa - ale to i tak zawsze w pośpiechu przechodzili z zamku do szklarni i z powrotem i to za dnia. A powietrze nocą było takie inne, takie... bardziej magiczne. Nim pomyślała co robi już szła w kierunku wieży astronomicznej. Wspinała się po jej schodach powoli, starając się żeby nie rozchodziło się mocne echo jej kroków - nie chciała ściągnąć na siebie Carrow'ów. Gdy wspięła się już na samą górę i stanęła w sali w której mieli czasami lekcje wróżbiarstwa gdy nauczycielem był centaur z Zakazanego Lasu. Luna uwielbiała te lekcje gdy stali wpatrzeni w gwiazdy, a chłodny nocny wiatr owijał jej ciepłe ciało, wplatał się w jej włosy. Przypomniała sobie jedną z lekcji kiedy pół człowiek pół koń przepowiadał im przyszłość. Wszyscy tłoczyli się wokół centaura chcąc jak najszybciej poznać swoją przyszłość, a jedynie Luna stała dokładnie w tym samym miejscu co teraz. Gdy już wszyscy byli mniej lub bardziej zadowoleni z czekającego na nich losu centaur podszedł do niej i oparł się o balustradę. 
-  A Ty nie jesteś ciekawa swojej przyszłości? - spojrzał na nią z przekornym uśmiechem.
- Co ma być to będzie - odpowiedziała wymijająco, ale nie chodziło o to że nie wierzyła w zapisany w gwiazdach los, czy 
nie chciała znać tego co jej zapisane. Nie chciała poprostu usłyszeć że do końca swoich dni będzie traktowaną z pobłażaniem Pomyluną, albo że zginie w czasie wojny. Nie żeby bała się śmierci, ale poprostu czasami lepiej nie wiedzieć
tego co będzie.
- Kiedy się urodziłaś?
- 4 maja 1981 roku - odpowiedziała machinalnie zapytana nim zdążyła pomyśleć.
Centaur wpatrywał się chwilę zadumany w gwiazdy po czym cicho, tak aby tylko ona mogła to usłyszeć powiedział:
- Przeżyjesz wojnę, a kilka lat po niej staniesz przed najważniejszym wyborem w swoim życiu. Będziesz musiała wybrać 
pomiędzy tym co za Tobą, tym co przed Tobą, a swoimi marzeniami.
Odpowiedź zaskoczyła dziewczynę i wzbudziła jej zainteresowanie.
- A czy profesor wie, co wybiorę? - zapytała z nadzieją w głosie, ten jednak nie patrząc na nią odpowiedział powoli, 
dokładnie ważąc słowa.
- Cokolwiek wybierzesz na swój sposób będziesz szczęśliwa. Jednak przyszłość nigdy nie jest pewna, ruchy planet zawsze mogą się w ostatniej chwili zmienić, a w Twoim przypadku jeszcze nie ułożyły się tak aby wskazywać konkretną odpowiedź - nim dziewczyna zdążyła ponownie otworzyć usta nauczyciel już odchodził. 
Luna stała jeszcze chwilę patrząc w te same gwiazdy co rok temu nauczyciel wróżbiarstwa i upajała się pięknem nocy. Zapomniała o tym co działo się wokół - o Carrow'ach, o ukrywających się gdzieś Harry'm, Ronie i Hermionie, o Snape'ie, o GD i tych wszystkich przyziemnych rzeczach. Czuła się wolna, czuła że nie ma nic po za nią i tą nocą. Nie wiedziała ile tak stała, z umysłem całkowicie oczyszczonym ze wszelkich myśli gdy nagle usłyszała za sobą krzyk:
- Lovegood, co Ty tu na Merlina robisz? - Snape stał zaraz za nią, i wpatrywał swoimi węgielkami rzucającymi gromy a jej srebne, ogromne oczy. Stał tak że nie bardzo miała jak się ruszyć, ale i tak nie przyszło jej to do głowy - jej umysł nieogarnął jeszcze całej sytuacji, dopiero po kilkunastu sekundach zrozumiała w jakiej jest sytuacji, ale nie ogarnęła jej panika, stała i jedynie wpatrywała się z otwartymi ustami w twarz dyrektora. Jego wzrok zsynął się na chwilę z jej oczu, na jedną setną sekundy, tak że właściwie blondynka nie była pewna czy jej się nie przewidziało.
- Co tak stoisz i się patrzysz? Nie masz zamiaru nawet przeprosić?! - Snape dopominał się o przeprosiny? Przecież i tak by nie pomogły! Tym jednak razem to rozum wziął górę nad jej nie dawno nabytymi  gryfońskimi przymiotami i ugryzła się w język zanim wypowiedziała na głos swoje myśli. Wykonał ruch jak by chciał się nad nią pochylić, ale zerknął jedynie na stary zegarek na ręku i wysyczał lodowatym głosem - Masz pół minuty na dotarcie do swojej wieży - patrzył na nią groźnie jak smok na ksiącia który chce go zabić, a dziewczyna dalej stała z prostej przyczyny, nie mogła się ruszyć bo stał tak blisko niej że nie miała jak się ruszyć bez otarcia się o niego, a tego koniecznie chciała uniknąć - jeszcze zazionąłby ogniem? 
- Na co czekasz głupia?! Nieraziłem się jasno??!!  - jego twarz wyglądała na opanowaną, ale po oczach wiedziała że jeszcze chwila a zmieniecie ją z powiechni ziemi. Ruszyła się delikatnie, i Mistrz Eliksirów chyba zrozumiał że niezbyt ma jak się ruszyć bo odskoczył od niej szybko. Luna zfrunęła wręcz ze schodów, popędziła korytarzami, i o 20.03 wpadła zdyszana do Pokoju Wspólnego i wcisnęła się w fotel umieszczony w jednej z wnęk. Serce biło jej jak oszalałe a przed oczami wciąż miała te czarne oczy które patrzyły na nią jak by chciały ją zabić samym wzrokiem.

Ginny i Luna szły korytarzem na trzecim piętrze. Pomimo że teraz już korytarz ten nie był zakazany, to i tak praktycznie nikt tam nie chodził - nie było to najprzyjemniejsze miejsce. Wszędzie mnustwo kurzu i pajęczyn, praktycznie wcale światła. Dziewczęta zaglądały do wszystkich szaf i szafek jakie mijały po drodzę w poszukiwaniu bogina który przydałby im się na najbliższym spotkaniu GD tak żeby uczniowie mogli ćwiczyć Patronusa mając przed sobą choć wzór dementora, wtedy łatwiej będzie im wyczarować go gdy naprawdę przyjdzie taka potrzeba. Rozmawiały niewiele, głównie o bzdurach takich jak esej na transmutację o animagach i nadchodzącym teście z historii magii. Żadna z nich nie chciała poruszać
tego co naprawdę zaprzątało ich myśli, a taka zwykła dyskusja o codziennych rzeczach dawała im choć chwilowe odsapnięcie od tego co działo się naprawdę. Weszli do jakiegoś starego schowka pełnego jakiś starych szafek, komód i innych rupieci i zaczeły pokładnie przeczesywać całe pomieszczenie w poszukiwania bogina. Po kilkunastu minutach gdy
Luna już się prawie poddała usłyszała Ginny:
- Mam go! Choć tu szybko! Musimy go jakoś przenieść do Pokoju Życzeń - Luna w mig znalazła się przy rudej z uniesioną 
różdżką wycelowaną w szafkę którą wskazywała przyjaciółka - kurczę, nie wziełyśmy nic w co mogłybyśmy go przenieść! Przecież nie możemy iść z ta szafką przez całe korytarze!
- Przecież wystarczy ją zmniejszyć do takich rozmiarów żeby zmieściło się do torby którejś z nas - odpowiedziała logicznie Luna i jednym zaklęciem zmniejszyła szafkę tak że teraz mieściła się na jej dłoni. Ginny wzieła dom bogina do ręki i wsadziła do swojej torby i już miały wychodzić gdy usłyszały przyciszone głosy na korytarzu.
- Draco, gdzie znów podział się Snape? - dziewczęta popatrzyły po sobie, to był głos Crabba.
- Ile razy mam mówić że nie wiem? Ciągle wam to powtarzam, a wy wciąż nie rozumiecie - głos Malfoya był niecierpliwy
- Ale przecież to twój ojciec chrzestny...
- Ile razy mam się powtarzać?! - ryknął już mocno zdenerwowany białowłosy ślizgon, ale chyba zoriętował się że zachowuje 
się zdecydowanie za głośno bo obniżył głos - Nie wiem gdzie jest Snape, i nie interesuje mnie to - zrobił kilka kroków, a Luna i Ginny myślały że to już koniec i tamci odejdą gdy odezwał się Goyle
- Mój ojciec mówił mi że Snape dostał polecenie znaleść Miecz Godryka Gryffindora.
Ginny wstrzymała oddech i uchyliła ostrożnie drzwi tak aby nie zaskrzypiały i wcisnęła ucho w szparę żałując że nie mają 
przy sobie Uszu Dalekiego Zasięgu. 
- Co wy się tak interesujecie Snape'em? To jakie dostał zadanie od Czarnego Pana nie powinno was w żadnym wypadku interesować! Radzę wam trzymać nosy we własnych talerzach, zamiast w głowie Czarnego Pana! - jego głos rozniósł się po całym korytarzu i stało się kilka rzeczy na raz: z oddali przybiegła Alecto z różdżką w dłoni i zamiarem ukarania
niegrzecznych uczniów, Malfoy odwrócił się w ich stronę i rzucił Colloportus zamykając im drzwi przed nosem zdradzając tym samym że wie o ich obecności.
- Czego tu chcesz Alecto? - usłyszały zimny głos Malfoy'a.
- Profesor Carrow, Malfoy. Kto pozwolił Ci zwracać się do mnie po imieniu?
- Co tu robisz? Nie powinnaś czasem szukać jakiś uczniów na swoje ofiary? - udał że nie słyszy jej pytania.
- Przechodząc obok wejścia na ten korytarz usłyszałam krzyk, więc sprawdziłam zaklęciem czy ktoś tu jest, i 
dowiedziałam się że jest 5 osób. Zakładam że krzyk był twój, ale was jest tylko trzech. Gdzie kolejne dwie osoby?
- Czy Ty nie potrafisz rzucać innych zaklęć, tylko te związane z Czarną Magią? Jakie pięć osób? Jesteśmy tylko we troje, rozejrzyj się, na oczy też Ci padło? - przyjaciółki usłyszały jak jeszcze mrucząc coś pod nosem Malfoy ze swoimi gorylami oddalają się. Alecto postała jeszcze kilka chwil i też odeszła. Odczekały jeszcze 10 min i dopiero wtedy, wpierw rzucając zaklęcie Kameleona i wydostały się z pomieszczenia. Starając się robić jak najmniej hałasu dotarły do schodów. Ustaliły że spotkają się za 20 min w bibliotece, i Ginny ruszyła w boginem w torbie do Pokoju Życzeń, a Luna poszła poszukać Nevilla - była już prawie pora kolacji więc był teraz pewnie w Wielkiej Sali. Znalazła Gryffona i kilka minut później siedzieli już we troje przy jednym ze stolików niedaleko działu jeszcze do niedawna zakazanego objęci zaklęciem Muffliato. Opowiedziały Nevillowi co usłyszały w czasie rozmowy Malfoya z Carbbem i Goyle'm.
- Więc Snape szuka miecza Gryffindora? A jak na gacie Merlina ślizgon ma go znaleść?
- Niewiem. Ale wiem jedno. Ten miecz Dumbledore zapisał Harry'emu w swoim testamencie - odezwała się Ginny. Luna i 
Neville wytrzeszczyli na nią oczy.
- Co? - krzyknęli jednocześnie.
- No tak. Nie mówiłam wam? W dzień ślubu Billa i Fleur przyszedł do nas Minister Magii odczytać testament profesora 
Dumbledore'a. Ronowi dał coś w rodzaju zapalniczki która włączała i wyłączała wszystkie światła w okolicy, Hermionie książkę z baśniami, a Harry'emu znicz który złapał w swoim pierwszym meczu, i miecz! Minister powiedział że miecz zaginął i nikt nie może go odnaleść. Więc jeśli Ministerstwo nie jest w stanie zdobyć miecza, to nie wiem kto mógłby to zrobić. 
Przez chwilę między nimi panowała cisza, każde z nich przetrawiało to co teraz się dowiedzieli. Po chwili odezwała się Ginny:
- O co właściwie chodzi z tym mieczem? Dlaczego jest taki ważny?
- Nie wiemy czemu jest ważny, ale jest, inaczej Dumbledore nie zapisał by go Harry'emu.  Ogólnie miecz był wykonany 
przez gobliny na polecenie Godryka Gryffindora, i ukazuje się gryfonom gdy Ci potrzebują pomocy. Harry na przykład wyjął go z tiary w komnacie tajemnic żeby zabić nim bazyliszka. Miecz wchłania tylko to, co może go wzmocnić, dlatego jest
praktycznie nie zniszczalny.
- Skoro miecz wchłania tylko to co może go wzmocnić, to znaczy że ma w sobie jad bazyliszka, tak? - gryfoni przytaknęli 
krukonce - Możliwe w takim razie, że to jest właśnie sposób na zabicie Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. 
Neville zmarszczył brwi.
- Zabić największego czarnoksiężnika ostatniego stulecia mieczem? - widać było że był dość sceptyczny względem tej 
teori, w przeciwieństwie do Ginny.
- Luna, masz rację! Myślę że to jest to! Dlatego właśnie Vol... - w tym samym czasie Luna i Neville poderwali się próbując zatkać jej usta. No tak, zapomniała że na to imię rzucono Tabu, czytała o tym po tym jak Śmierciożercy opanowali Ministerstwo w Proroku Codziennym - no... Sami-Wiecie-Kto chce mieć ten miecz, żeby mieć pewność że nie zostanie on użyty przeciwko niemu!
- Ale to oznacza, że jeśli Snape'owi się uda, to jesteśmy na całkowicie straconej pozycji... - po tym zdaniu radość z odkrycia chytrego planu Voldemorta wyciekła z nich jakby stał za nimi dementor, zostawiając jedynie smutek i strach że pomimo tego że wydaje się to nie możliwe, Snape jednak znajdzie jakiś sposób na zdobycie miecza....

Ginny siedziała na łóżku w dormitorium i wpatrywała się w zasłony łóżka odgradzające ją od reszty świata. Za 2 godziny miała stawić się w Sali Tortur na szlaban z Carrow'em. Dreszcz przeszedł przez jej całe ciało. Ten człowiek coś od niej chciał, a ona nie miała bladego pojęcia co takiego miała, że się na nią uparł. Czyżby naprawdę chodziło o informacje odnośnie Harry'ego? W tym momencie była całkowicie wdzięczna ukochanemu za to że zataił przed nią cel swojej misji, wiedziała bowiem że po wypiciu Veritaserum wyśpiewała by wszystko nim by się spostrzegła. Jedno ją tylko zastanawiało. Skoro chciał z niej wyciągnąć informacje o przeciwniku swojego Pana, to po co doprowadzał do sytuacji w której musiał dać jej szlaban? Bo po to była ta lekcja, żeby dać jej szlaban, i wiedziała to już w chwili gdy pierwszoklasiści weszli do sali. A przecież wystarczyło że poprosiłby Snape'a o zgodę na podanie jej eliksiru prawdy lub o torturowanie jej - było to proste i o wiele wygodniejsze jej zdaniem niż wymyślanie sprytnych planów na danie jej szlabanu. Brakowało jej w tym momencie okropnie Hermiony - ta pewnie by jej jakoś doradziła. Brakowało jej też Rona, który pomimo tego że nigdy nie byli blisko na pewno objął by ją bratersko do swojej piesi i gładząc po włosach powiedział że wszystko będzie dobrze. Jednak najbardziej brakowało jej Harry'ego - jego zielonych oczu patrzących na nią jak na największy na świecie skarb, jego zawsze rozczochranych czarnych włosów które gładziła zawsze gdy kładł głowę na jej kolana, tych małych wąskich ust które całowała ostatni raz przed ślubem Billa i Fleur. Tak bardzo chciała znów poczuć te usta na swoich, jego dłonie gładzące jej plecy, nieśmiało przesuwające się w stronę piersi. Zamknęła oczy i niemalże czuła to wszystko o czym teraz myślała. Czuła jego, i jego miłość. I to jest właśnie to o czym będzie starała się myśleć gdy zejdzie do lochów. Harry i ich miłość, która - była pewna - nie skończy się na tych kilku chwilach które dotychczas spędzili razem.

Luna stała nad składnikami które miała pokroić dla Snape'a. Gdy weszła wszystko już było przyszykowane więc tylko pokazała się dyrektorowi żeby wiedział że się nie spóźniła i wzięła się za robotę. Wcześniej odprowadziła bladą jak prześcieradło Ginny pod salę tortur, i jak wybiła 18 obie weszły do sal gdzie miały szlabany. O ile ostatnim razem praktycznie nie zauważyła jak minęły jej dwie godziny, tak tym razem każda minuta była dla niej wiecznością. Nie mogła zrozumieć dlaczego gdy ona stoi i kroi sobie korzeń bijącej wierzby, zaledwie dwie sale dalej jej przyjaciółka będzie się za chwile zwijać z bólu na zimnych kamieniach którymi wyłożone są lochy. Jak by tylko mogła z chęcią przejęła by ból przyjaciółki, zamieniła się z nią na te szlabany. Kilka sekund później przeraźliwy krzyk zaczął ostrymi paznokciami rozdzierać jej serce. Ginny. Jej siostra. Kilka sekund albo minut krzyk nagle urwał się. Rozejrzała się zdezoriętowana po sali modląc się w duchu żeby cisza ją otaczająca oznaczała koniec tortury dla przyjaciółki, a nie fakt że straciła z bólu przytomność. Jej wzrok napotkał czarną postać stojącą w drzwiach gabinetu trzymającą w ręku różdżkę. Spojrzała postaci w oczy, czując jak po jej policzkach ściekają łzy, i przez chwile widziała w nich litość, a nawet odrobinę bólu, choć tego drugiego nie była do końca pewna - trwało to jedynie ułamek sekundy, zaraz nałożył na twarz swoją zwyczajową minę znudzonego życiem człowieka i spojrzał na nią z góry:
 - Czego drzesz się kobieto?! Nie wystarczy że Weasley dże się w niebogłosy?? - to było dla Luny za dużo, nim pomyślała stała już kilka kroków przed nietoperzem i ze skierowanym w niego wskazującym palcem krzyczała
- Jak śmiesz? Gdyby nie Ty to wszystko co dzieje się wokół nigdy nie miało by miejsca! Jak byś nie zabijał Dumbledore'a siedziałybyśmy sobie teraz w Wielkiej Sali i jadły kolację jedząc i plotkując, a nie słuchając wrzasków katowanych w ochach! Cieszysz się? Oczywiście że się cieszysz! Pewnie chętnie zatańczyłbyś tango z Bellatrix w rytm krzyków Ginny!!! - nie panowała już nad sobą, ogarnęła ją furia jakiej nie czuła jeszcze nigdy dotąd. Rozejrzała się wokół siebie w poszukiwaniu różdżki - miała ochotę zabić go, rozedrzeć paznokciami tą opanowaną twarz, wydłubać te czarne, zimne oczy. Mistrz Eliksirów chyba wyczuł co dziewczyna chce zrobić bo nim dostrzegła ją leżącą na ławce obok noża i deski już chował ją z polach swojej peleryny jednocześnie wyjmując swoją. Luna wciąż opanowana szałem gdy nie ujrzała różdżki po prostu ruszyła w jego stronę z zamiarem rzucenia się na niego z pięściami. Przez chwilę na twarzy Snape'a pojawiło się zdziwienie zmieszane z podziwem, jednak szybko się zreflektował i nim Lovegood doszła do niego, on pierwszy rzucił się w jej stronę i przygwoździł do ściany jedną ręką, a drugą przystawił jej do szyji swoją długą, czarną różdżkę. Dopiero gdy poczuła jej końcówkę na swojej skórze nadeszło opanowanie. Opuściła ręce które trzymała zaciśnięte w pięści, a do jej umysłu zaczęło docierać to co przed chwilą zrobiła, a takźe świadomość że konsekwencją jej zachowania nie będzie krojenie glonów i korzeni...

Ginny odzyskiwała powoli świadomość z bólu który ogarniął ją przed chwilą. Otworzyła oczy i oparła się na łokciu by móc spojrzeć w twarz Carrow'owi. Choć sama twarz nie zdradzała niczego, tak oczy patrzyły na nią tak, jak by miał się zaraz ochote na nią rzucić i zjeść jak wygłodniały pies widzący przed sobą dużą kość. Nie było to czego się spodziewała. Choć
umysł wciąż miała stępiony, zapamiętała ten dziwny błysk w oku i postanowiła że podzieli się swoim spostrzeżeniem później z Luną. To było ostatnie co pomyślała przed kolejną falą bólu. W momencie gdy kolejny, nie wiedziała już który jej krzyk rozdarł ciszę usłyszała coś w oddali. W tej samej chwili ból opuścił jej ciało. 
- Co Ty z nią robisz? Cały zamek zaraz będzie ją słyszał!! Powinieneś albo rzucić na nią najpierw Silenco a dopiero później Cruciatusa, albo po prostu wyciszyć salę tak żeby nie wychodziły z niej żadne dźwięki! 
Snape podszedł do niej i wcisnął jej w rękę fiolkę z eliksirem. 
- Wypij i zjeżaj stąd!
Ginny posłusznie wypiła zawartość buteleczki i poczuła jak siły do niej wracają, podniosła się szybko z zimnych kamieni i 
ruszyła w stronę drzwi rzucając spojrzenie na swojego kata który rzucając wzrokiem gromy w Snape'a zdawał się nawet nie zauważyć jak wychodzi. Gdy zamykała drzwi usłyszała jeszcze
 - I zabierz Lovegood ze sobą! Nie chce już dziś widzieć tej głupiej dziewuchy!
Nie wierząc we własne szczęscie ruszyła tak szybko jak tylko pozwoliło jej obolałe ciało w stronę sali do eliksirów gdzie 
zastała Lunę wciśniętą w kąt, z mokrą od łez twarzy i czerwonymi spuchniętymi oczami. W tak opłakanym stanie przyjaciółki nigdy jeszcze nie widziała, i to właśnie dało jej do zrozumienia że nie przyżywała Cruciatusa sama - cały ten czas była z nią blondynka, choć jej szlaban był o niebo przyjemniejszy, już na wejściu poczuła zapach siekanego korzenia bijącej wierzby rozchodzącym się po sali. Szybko podeszła do niej i podniosła ją z kąta w którym siedziała rzucając tylko
 - Snape zwolnił się z dzisiejszego szlabanu - i obiecała sobie jutro dokładnie omówić z przyjaciółką co się stało dzisiejszego wieczora, ale wiedziała jedno - nie może jej zostawić samej w takim stanie.

środa, 23 października 2013

Rozdział 8

Luna i Ginny stały właśnie pod salą do Obrony przed czarną magia wraz z innymi uczniami a atmosfera była równie napięta jak przed lekcją mugoloznastwa. Po kilku minutach czekania sala otworzyła się z takim hukiem ze wszyscy podskoczyli. Z końca sali usłyszeli gniewne "Wejść" co dodatkowo wprawiło ich w przerażenie - widać nie był w najlepszym humorze. Wszyscy zaczęli zajmować miejsca w ławkach, Ginny z Luna pierwsze dopadły jedną z ostatnich ławek żeby siedzieć jak najdalej od nauczyciela, który zaraz po ich wejściu od sali przez kilka chwil nie odrywał oczu od rudowłosej, co Luna swoim czujnym okiem od razu to zauważyła.
- Dotychczas na lekcjach obrony przed czarną magią uczyliście się o wilkołakach, zwodnikach, wampirach, czerwonych kapturkach i innych tego typu bzdurach, i właściwie to pewnie nie pojeliście istoty czarnej magii dogłębnie. Przez ostatni rok, kiedy to profesor Snape nauczał tego przedmiotu za pewne dużo się nauczyliście, jednak rok nauki nie jest w stanie nadrobic 4lat nic nie robienia, dlatego też w tym roku postaram się nauczyć was jak najwięcej pożytecznych rzeczy - uśmiech który zagościł na jego twarzy sprawił że połowa klasy przestała oddychać - Na początek musicie wiedzieć że czasami zaklęcia które wydawały by się pozytywne, często są o wiele większą torturą niż te które do torturowania służą. Weźmy na przykład zaklęcie wykorzystywane przez hinduskich magów - ujął w dłoń różdżkę i skierował ją w stronę jednego z na wpół mdlejacego Krukona - Kala Hansi.
Chłopak wybuchnął głośnym, radosnym na pozór śmiechem. Przez kilka chwil wyglądał jak by po prostu śmiał się z kawału kolegi z ławki, jednak po kilku minutach zaczęły być widoczne pierwsze oznaki tortury - chłopak spadł z krzesła na podłogę trzymając się za brzuch, cały czerwony na twarzy z płynącymi mu z oczu łzami które wcale nie wyglądały na rozbawione - czaiło się w nich tyle bólu, ile przy nawet najgorszych z widzianych przez Lunę klątw. Po dobrych kilku minutach w których jej serce biło jak oszalałe profesore opuścił różdżkę i zaczął kontynuować monolog jak gdyby nigdy nic, a biedak podnosił się w tym czasie ledwie co z podłogi żeby usiąść przy ławce.
- Jak widzieliście nie tylko bezpośrednie wywoływanie bólu może być torturą, ale nie martwcie się, najfajniejsze sposoby przekaże wam stopniowo na naszych lekcjach. A teraz notujcie....
Wszyscy od razu otworzyli zeszyty i wzieli do reki pióra i zaczeli pisać to, co dyktował na temat zaklęcia Kala Hansi. Luna kątem oka obserwowała go z czystej ciekawości czy to co zauważyła wcześniej jest prawdą czy tylko jej wymysłem, ale pod koniec lekcji była pewna że nie myliła się. Profesor Carrow zerkał na Ginny częściej niż na innych uczniów, a jego wzrok zatrzymywał się na niej dłużej niż gdy przesuwał wzrokiem po reszcie klasy. Nie wróżyło to nic dobrego, ale postanowiła narazie nie niepokoić przyjaciółki mówiąc o swoich spostrzeżeniach. Wszyscy wiedzieli że Ginny podoba się płci przeciwnej, a ona zawsze widziała tylko Harry'ego. Jednak nigdy nie przyszłoby Lunie do głowy że profesor (!) może zainteresować się jej przyjaciółką. A może po prostu uznał że jako była dziewczyna Wybrańca ma jakieś informacje co do miejsca jego pobytu? Jedynie rozsądek jaki posiadała z racji przynależności do domu Roveny Ravenclow powstrzymał srebrnooką przed wybuchem paniki jaka ogarnęła ją w chwili gdy ta myśl pojawiła się w jej głowie.
Po lekcji dziewczyny ruszyły w stonę biblioteki gdzie miały spotkać się z Nevillem i udać się do Pokoju Życzeń umówić kwestię którą poruszył przy obiedzie - wznowienie GD. Luna stwierdziła że to dobry pomysł - spotkania GD zawsze dawały jej dużo siły, a także wrażenie że ma przyjaciół - to właśnie na tych spotkaniach poznała Nevilla, zaprzyjaźniła się z Ginny, a nawet Ronem, Harry'm i Hermioną. Oczywiście to czego się uczyli również dużo jej pomogło - praktycznie uratowało ją w Ministerstwie Magii, a także pomogło w zeszłorocznej Bitwie o Hogwart. Miała nadzieję ze tym razem kiedy stanie do walki będzie umiała jeszcze więcej, i że pokona jak największą ilość Śmierciożerców, choćby miała przypłacić to własnym życiem.
 
Czas mijał nieubłagalnie, i nim Dyrektor się obejrzał już był piątek. Przez te wszystkie dni jego głowę cały czas zajmowała wizja szlabanu z Lovegood, i właściewie nie wiedział dla kogo będzie to bardziej przykre doswiadczenie - czy dla niej spędzić z władcą lochów przynajmniej godzinę, czy też może dla niego wytrzymać z zapatrzoną w ojca idiotką. Przez te kilka dni cały czas wręcz ukrywał się przed nią, jak i przed tą Weasley - gdy one wchodziły do Wielkiej Sali to on wychodził, a większość czasu spędzał na ogół w swoim gabinecie lub na planach złapania Poterra z Czarnym Panem. Choć wiele przykrych rzeczy można było mu zarzucić to nikt od czasów szkolnych nie odważył się nazwać go tchurzem, a teraz prosze, bał się spojrzeć w oczy marnej 16-latce! Kilka razy w chwilach kryzysu pisał do niej że jednak odwołuje swój szlaban, raz poszedł do Alecto żeby poprosić ją aby to ona ukarała dziewczynę, ale za każdym razem w ostatniej chwili jego duma i ego nie pozwalały mu na to. On, ślizgon, śmierciożerca odkąd skończył szkołę, człowiek który grał podwójną rolę przez tyle lat, morderca największego czarodzieja obecnych czasów, Dumbledore'a miałby chować się przed głupią smarkulą? Nigdy! Jak to możliwe że ktoć kto na codzień kłamie w oczy Czarnemu Panu bał się spojrzeć w oczy jakiejś tam krukonce? No i jest jeszcze kwestia tego co miałaby na tym szlabanie robić. Po kilku dniach myślenia uznał że najlepiej będzie jak da jej do pokrojenia jakieś składniki do eliksirów - co jak co, ale w tym była dobra, musiał to przyznać jeśli nie przed nią, to przynajmniej przed samym sobą.

Kilka minut przed 18 wziął się w garść i usiadł sztywno przy biurku wpatrując się w drzwi. Na twarz przywołał tak dobrze znany uczniom wyraz całkowitego znudzenia i obojętności, a z oczu wyglądała złość na samego siebie. Na zegarze który wisiał dokładnie przed nim wskazówki właśnie wskazały godzine 18 gdy rozległo się pukanie do drzwi. Ryknął "wejść", a drzwi powoli się otworzyły i weszła do środka krukonka w nienagannym mundurku. Włosy miała rozpuszczone, co sprawiło że przypomniał sobie jak delikatne są w dotyku i gdyby nie ćwiczone latami opanowanie uśmiechnął by się do tego wspomnienia. Nagle zaległa w nim złość - jak ona śmie przychodzić tu w rozpuszczonych włosach??
- Minus 5 punktów za spuźnienie, i minus 10 punktów za nieodpowiedni wygląd na szlabanie - wysyczał praktycznie nie ruszającymi się ustami. Zmusił się aby spojrzeć blondynce w oczy i nie zobaczył w nich złości ani strachu a jedynie lekkie rozbawienie, co całkowicie zbiło go z tropu. Nie dał oczywiście tego po sobie poznać, i zdziwienie zatuszował swoim zwyczajem jeszcze większą dozą złości.
- Co tak stoisz? Wracaj do sali, wyjmij przybory to krojenia składników a ja przyszykuje to co masz mi pokroić - ryknął na nią uświadamiając sobie że powinien to wszystko przyszykować wcześniej tak aby małolata nie miała możliwości zglądać jego własności ale było już za późno. Dziewczyna wróciła do drzwi którymi kilka sekund temu weszła i skierowała się w stronę szafki gdzie zawsze były deski do krojenia i zestawy noży i innych przyborów niezbędnych to przygotowywania składników do eliksirów. Wyłożyła wszystko na najbliższej ławce i czekała. On w tym czasie wyjął jej całą stertę różnych korzeni, liści, glonów i innych mniej lub bardziej przyjemnych składników cały czas obserwując tamtą kątem swojego czarnego jak węgiel oka. Jednym ruchem różdżki przeniusł wszystko na stolik który wybrała i dał jej instrukcje co do tego co i jak miała pokroić, i wraz ze swoja falująca peleryna wrócił do gabinetu. Usiadł za biurkiem i w duchu pogratulował sam sobie - mimo że go ciągnęło, nie dotknął jej włosów - ba! nawet na nie mocno nie patrzył. Postanowił że najlepiej zrobi jak zajmie się czytaniem jakiejś zajmującej lektury. Podszedł do najbliższej półki i chwycił opasły tom oprawiony w czarną skórę i całkowicie zagłębił się w lekturze.
 
Luna stała przy ławce i powoli kończyła zadaną jej na dzisiaj pracę. O ile odebrane punkty były dla niej czymś normalnym i właściwie to bała się że straci ich więcej niż tylko 15, o tyle to że miała kroić składniki było dla niej dużym zaskoczeniem - spodziewała się że będzie ją torturował Cruciatusem, a w najlepszym wypadku każe jej czyścić kociołki bez użycia magii. Widać musiał uznać że na prawdę dobrze sobie poradzi z tym zadaniem skoro pozwolił jej dotykać jego cennych zbiorów i to bez nadzworowania jej. Wiedziała też  co miał na myśli gdy wpomniał o nieodpowiednim wyglądzie - zapewne chodziło o jej włosy. Na początku nie zrozumiała dlaczego jej włosy mu przeszkadzały, ale jak powiedział jej co ma robić to pojęła od razu że po prostu bał się że któryś z jej włosów zapląta się miedzy korzenie czy glony i zepsuje eliksir który miał przygotować dlatego też przed rozpoczęciem krojenia przetransmutowała jedną ze swoich spinek które powstrzymywały jej włosy przed spadaniem na twarz w gumkę do włosów którż związała w kuca a spinki wykorzystała zeby ułożyć włosy w zgrabny kok. Praca szła jej szybko i przyjemnie, i aż zaczęła się obawiać że profesor może uznać że następnym razem musi dać jej gorsze zadanie. Po czasie który wydawał jej sie kilkonastoma minutami drzwi jego gabinetu otworzyły się i spojrzał na nią groźnie.
- Minus 10 punktów za urzywanie magii w trakcie szlabanu.
Lune wmurowało. Używanie magii?? Przecież wcale jej nie uzywała! Sama wszystko robiła, nawet naostrzyła nóż bez pomocy magii!! I znów zanim pomyślała to powiedziała:
- Przecież nie używałam magii profesorze! - jej głos zabrzmiał o kilka tonów za głośno czego od razu pożałowała. Zaczął się do niej zbliżać niebezpiecznie szybko i nim się spostrzegła już stał zaledwie 3 kroki od niej sprawiając że stojąc przed nim czuła sie taka mała jak by jej wogóle nie było.
- Minus 15 punktów za odzwywanie się nieproszona i podnoszenie głosu na dyrektora. I kolejne 5 punktów za skleroze, przemieniłaś spinkę w gumkę do włosów - powiedział niby spokojnie, ale jego głos świadczył o tym że niebawem nastąpi wybuch - a teraz sprzątnij po sobie, dokończysz w przyszy piątek. Masz 10 minut żeby zdąrzyć przed ciszą nocną jeśli nie chcesz kolejnego szlabanu.
Odwrócił sie i wrócił do swojego gabinetu trzaskając drzwiami. Luna szybko sprzątnęła wszystko co wyjęła i wyszła z sali.
 
Ginny właśnie siedziała i rzucała zaklęcie Proteusza na fałszywe galeony które beda służyć nowym członkom GD - przez cały weekend mieli mnustwo pracy rozmawiając z różnymi osobami z różnych domów i klas. Aby zmniejszyć ryzyko że ktoś nie pożądany dowie się o ich przedsięwzięciu gdy ktoś odmawiał po prostu wymazywali mu z pamięci ich rozmowę. Teraz Luna i Neville rozmawiali z nowymi członkami w Pokoju Życzeń przekazując im niezbędne informacje dotyczące ich spotkań ze strony praktycznej, a później mają ich nauczyć zaklęcia kamaleona tak żeby mieli jak bezpiecznie rozejść się do swoich pokojów wspólnych po zakonczońym spotkaniu. Ginny dokończyła swoje zadanie, wzięła torbę i ruszyła do miejsca ich spotkań żeby rozdać wszystkim galeony. Do Gwardii dołączyli prawie wszyscy gryfoni, nie malże połowa puchonów i kilkunastu starszych krukonów. Gdy Ginny weszła do Pokoju Luna i Neville właśnie kończyli spotkanie, rozdali tylko jeszcze galeony i rzucili zaklęcia kameleona na młodszych uczniów którym to jeszcze nie wychodzilo i wypuścili ich.
- Ile nowych osób mamy! Dobrze że Pokój sam się dostosowywuje, inaczej mielibyśmy spory problem z pomieszczeniem się w normalnej sali - celnie zauważyla Luna.
- Tak, to prawda. A dzięki zaklęciu kameleona możemy im zapewnić bezpieczeństwo że nikt ich nie złapie jak będą wracać, nie chcemy przecież przywrócenia 24 dekretu Umbrige - dodał Neville.
Ginny lubiła chłopaka i mu ufała, dlatego zupełnie  nie wiedziała jak go poprosic żeby już sobie poszedł bo chciała chwilę porozmawiać z Luną sam na sam. Jednak na szczęście sprawa rozwiązała się sama.
- Ja już pujdę, lepiej będzie jak będziemy wracać osobno, Snape wie że prędzej byliśmy zamieszani w Gwardię, jak nas zobaczy koło Pokoju Życzeń razem od razu doda dwa do dwuch i będziemy mieli pozamiatane - pożegnawszy się z Luną i mowiąc Ginny 'do zobaczenia w pokoju wspólnym' ruszył do drzwi i po chwili już go nie było. Ginny spojrzała na Lunę a ta już wiedziała że przyjaciółka chce porozmawiać. Pojawiły się dwa fotele i stolik na którym stały dwa kubki z gorącą czekoladą. Kochany pokój, zawsze wie czego im trzeba. Usiadły i przez chwilę w ciszy piły czekoladę, a Luna spokojnie czekała az ruda zbierze się w sobie powiedzieć jej to co miała do powiedzenia.
- Wiesz, odkąd Carrow pojawił się w naszym przedziale w pociągu mam wrażenie że ciągle mi się przygląda. Nie wiem, może to tylko moja chora wyobraźnia, ale... sama nie wiem - Ginny załamała ręce, a Luna jedynie lekko przytaknęła potwierdzając przypuszczenia gryfonki - Co ja mam teraz zrobić? - głos jej się załamał, a Luna podeszła do niej i objęła ją jak siostra obejmujaca płaczącą młodszą siostrzyczkę.
- Wiesz, wydaje mi się że będą próbowali z Ciebie wyciągnąć gdzie przebywa Harry... Wszyscy wiedzą że się spotykaliście.
- Ale przecież ja nie wiem gdzie on jest! Nie mam z nimi kontaktu od ślubu Billa i Fleur! Ja nawet nie wiem czy on jeszcze żyje, nie mam żadnych informacji które by im pomogły! - już całkowicie otwarcie szlochała ruda. Wszystkie emocje które przez ostatnie tygodnie trzymała w sobie nagle pękły i wylewały się z niej ilościami jakich nawet nie podejrzewała. Odkąd Ministerstwo zostało przejęte przez Voldemorta nie pozwoliła sobie nawet na jedna łzę. Fleur jaka była taka była, ale gdy przyszło co do czego starała się pocieszyć Ginny w tych ciężkich dla niej dniach dopuki nie poszła do Hogwartu. Przypomniała sobie te wszystkie poranki kiedy francuska przychodziła do niej i zastawała ją całkowicie otępiałą, po nie przespanej nocy i pomagała jej się doprowadzić do pożądku zanim zobaczy ją reszta rodziny, te wszystkie wieczory kiedy przynosiła jej do pokoju gorącą herbatę, wiedząc że za pewne szwagierka i tak jej nie wypije. Tak na prawdę dopiero powrót do Hogwartu dał jej jakić cel, a GD tylko ten cel jeszcze bardziej uświęciło. Sprzeciwiać się wszelkimi możliwymi sposobami terrorowi który ogarnął Hogwart, chronić jak najwiekszą ilość uczniów młodszych klas (bo to oni byli najbardziej narażeni na złość Carrow'ów i Snape'a ze względu na to że nie bardzo wiedzieli co się dzieje) i wygranie tej wojny choćby miało ją to kosztować życie.
- Ale Ginny, oni o tym nie wiedzą. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie musisz się ich tak na prawde obawiać, co najwyżej dadzą Ci veritaserum a jak zobaczą ze nic nie wiesz to puszczą Cię, to wszystko - starała się ją pocieszyć Luna, jednak ona nie widziała sali tortur, nie wie jakie sposoby na ich dręczenie wynaleźli i chciała jej tego na razie zaoszczędzić. Zresztą nie chodziło w cale o to co mogli by jej zrobić, łzy które spływały po jej policzkach były łzami tęsknoty i strachu o Harry'ego. Zdawała sobie sprawę z tego że brak wiadomości o nim to dobra oznaka bo jak by Voldemort go złapał to wszyscy od razu by się o tym dowiedzieli. Jednak mimo to nie mogła przestać myśleć o tym co się z nią stanie gdy jego zabranie, był miłością jej życia, jak jego zabraknie jej życie bedzie gorsze niż śmierć, coć jak pocałunek dementora. I tego właśnie obawiała się najbardziej. Nie tortur, nie śmierci, ale tego że jego zabraknie. Przez kilkanaście minut wogule nie mogła opanować swojego płaczu. Łzy płynęły strumieniami zamieniejąc koszulę Luny w mokrą, ubrudzoną od tuszu szmatę, ta jednak wcale się nie skarzyła. Dopiero jak już wypłakała całe morze łez zaczęła się powoli uspokajać, i po chwili poczuła ukłucie wyrzutów sumienia, ona tu rozpacza, a przecież jej przyjaciółka też ma problemy. Od piątku nie zapytała jej nawet jak było na szlabanie u Snape'a, a była już niedziela wieczór. Postanowiła być bardziej opiekuńcza względem krukonki i następnym razem nie myśleć tylko o sobie ale też i o niej. Zapytała ją jak było.
- W sumie było ok. Spodziewałam się tego samego co i Ty mialaą na szlabanie, a w najlepszym wypadku całonocnego szorowania kociołków bez użycia magii, a dał mi jedynie do krojenia jakieś korzenie, glony i inne świnstwa na składniki do eliksirów, i odjął mi 45 punktów za to że się spuźniłam, miałam rozpuszczone włosy, za to że zmieniłam spinkę w gumkę żeby je związać i za to że powiedziałam że nie urzywałam magii bo całkiem zapomniałam o tamtej transmutacji, i za to że o niej zapomniałam - uśmiechnęła się Luna. Ginny patrzyła na nią oczami wielkimi jak spodki. Kazał jej kroić składniki do eliksirów? Jak to wogule możliwe? Tylko raz miała szlaban u Mistrza eliksirów, i był to najgorszy szlaban jaki dostała: czyszczenie bez użycia magii łazienki dla dziewczat w lochach. - Ciekawe co da mi w piątek, mam nadzieje że cos równie miłego. Chyba miał wtedy dobry humor dlatego tak łagodnie mnie potraktował.
- No wiesz, jego Pan rośnie w siłę, a on wraz z nim, oczywiście że ma dobry humor, czemu miałby miec zły. Wogule bardzo żadko go widać, nawet na posiłkach jest tylko czasami.
- Pewnie jest bardzo zajęty, a brudną robotę zostawia Carrow'om.
- Pewnie tak...
Porozmawiały jeszcze kilka minut, dopiły wciąż gorącą czekoladę, rzuciły zaklęcie kameleona na siebie na wzajem i każda ruszyła w stronę swojej wieży.
 
Amycus Carrow siedział w swojej sali i czekał na Gryfonów i Krukonów z 6 roku. Minęło już póltora tygodnia jak torturował tą małą Weasley, a obraz jej wyginającego się z bólu ciała wciąż stawał mu przed oczami za każdym razem gdy ją widział. Tak samo zawsze gdy wchodził do swojej sypialni ogarniał go tępy ból w lędźwiach gdy patrząc na łóżko obłożone śnieżnobiałą pościelą wyobrażał sobie te rude długie włosy rozrzucone wokół jej ślicznej twarzy. Obserwował ją przez te dni na każdej lekcji, czasami nawet łapał się na tym że w czasie posiłków zerkał w stronę stołu lwa szukając jej wzrokiem. Za każdym razem gdy łapał się na tym wmawiał sobie że to był ostatni raz, że więcej nie bedzie, że to niestosowne, a jednak za każdym razem sytuacja się powtarzała. Nie wiedział jak i czemu, ale musiał jej dać kolejny szlaban. Chodził za nią od dwuch dni, ale nic na nią nie miał - wzorowa uczennica. Siedział tak w sali i zastanawiał się co zrobić gdy nagle przyszedł mu głowy świetny pomysł na to, jak zapewnić pannie Weasley szlaban.
 
- Lovegood, przypomnij zaklęcie o którym mówiłem na poprzedniej lekcji.
Luna wstała i uważnie obserwując nauczyciela odpowiedziała:
- Zaklęcie nazywało się Godgoli i powodowało bardzo silne łaskotanie wszystkich części ciała ofiary - i usiadła. Po nie całych dwuch tygodniach nauki sama nie wiedziała które z zaklęc których się uczyli było najgorsze, każde kolejne było coraz bardziej okrutne. Luna nigdy nie myślała że może być aż tyle sposób na katowanie człowieka.
- Minus 5 punktów dla Ravenclow, zapomniałaś dodać że po zdjęciu zaklęcia przez kilka godzin utrzymują się czerwone, swędzące ślady jak po poparzeniu pokrzywą, również na całym ciele - mimo że słowa były skierowane do Luny, jego wzrok spoczywał na Ginny - A teraz mam dla was niespodziankę - oderwał od niej wzrok - Dziś będziemy świczyć to zaklęcie.
Wszyscy wpatrywali się w nauczyciela wielkimi jak spodki od filiżanek oczami. Ćwiczyć? Pierwsze co przyszło Lunie do głowy było to  że pewnie przyprowadzi jakieś zwierzęta żeby na nich ćwiczyli zaklęcie i już się jej zrobiło szkoda biednych stworzeń które będą zmuszeni męczyć, gdy drzwi do sali otworzyły się i weszła grupa puchonów z pierwszego roku. Lunie zakręciło się w głowie.
- Panno Grey, Pani pierwsza, a wybór ucznia zależy od Pani - wskazał na tęższą Krukowkę, która z lekkim tylko ociąganiem wstała z ławki i wyszła na środek sali. Po krótkim namyśle wskazała śliczną blondyneczkę o zielonych oczach, i dziewczynka pchnięta przez 'kolegów' również wyszła na salę blada jak ściana. Luna wstrzymała oddech ciekawa czy Victoria Grey, dziewczyna z którą dzieliła dormitorium odważy się żucić czarnomagiczne zaklęcie. Victoria spojrzała nie pewnie na nauczyciela, jak by pytajaco czy na prawdę ma to zrobić a ten tylko kiwnął głową a z jej ust wyplynęło zaklęcie
- Godgoli
Krukonka się zajaknela a jej głos był ledwie słyszalny, ale słodka blondyneczka i tak upadła na podlogę i już po kilku sekundach było widać jak jej ciało pokrywa się czerwonymi plamami jak od pokrzywy. Luna z przerażeniem odwróciła głowę, nie była w stanie na to patrzeć. Na szczęście dla blondyneczki a nie szczęście dla kolejnej ofiary profesor już po 2minutach kazał Victori przerwać i podał pierwszorocznej jakiś eliksir, za pewne na odzyskanie sił.
- Panno Grey, nie przykladała się Pani zbytnio do tego zaklęcia. Mam nadzieję że następnym razem będzie lepiej bo inaczej będę musiał Panią odpowiednio zmotywować - i posłał jej uśmiech przez który dziewczyna zbladła ale gorąco przytaknęła. Rozejrzał się po klasie i jego wzrok zatrzymał się na kolejnym krukonie - Aaron Winchester. Chłopak bez wachania podszedł i wybrał krzepkiego bruneta wsród młodszych uczniów i bez mrugnięcia okiem czy zająknięcia rzucił zaklęcie. Od razu było widać że było ono o wiele silniejsze niż zaklęcie dziewczyny bo wszystko to co działo się prędzej z dziewczynką działo się o wiele szybciej z nową ofiarą, a profesor zamiast kazać mu przestać wcześniej, to on pozowlił na torturę dwa razy dłuższą, z chorą fascynacją wpatrując się w wijącego się pod wpływem zaklęcia puchona. Gdy w końcu kazał przestać tak samo podał eliksir młodemu i podszedł uscisnąć dłoń starszemu.
- No, w reszcie jakiś talent! Widzę że jeszcze wyjdzie z Ciebie czarodziej - i poklepał go po ramieniu a chłopak odpowiedział szczerym (!) uśmiechem, a nauczyciel ponownie rozejrzał się po sali, a Luna od razu wiedziała na kogo padnie jego wybór - Panna Weasley! Ponad rok temu widziałem że jest Pani zdolną uczennicą, kilka tygodni temu również, ale proszę odświerzyć moją pamięć. Zapraszam - i ręką wskazał na środek sali. Luna szybko spojrzała na przyjaciółkę, a ta podniosła wysoko głowę i wyszła na środek sali z gracją i odwagą przypisywaną jedynie domowi lwa, jednak różdżkę wciąż trzymała w polach szaty. Stanęła na przeciw Carrow'a i spojrzała mu prosto w oczy.
- Jeśli sądzi Pan że to zrobię, to albo wierzy Pan w cuda, albo jest Pan zwyczajnie głupi - i ruszyła w stronę wyjścia ale nim doszła do drzwi Carrow jednym machnięciem różdżki sprawił że znów stała przed nim. Wszyscy mieli wstrzymane oddechy i patrzyli na to jak skończy się ten pojedynek spojrzeń. O ile poprzednim razem Luna uważała że dziewczyna nie potrzebnie zarobiła szlaban, tak tym razem całkowicie ją popierała, i wiedziała że na jej miejscu też by odmówiła wykonania polecenia, może nie ujeła by tego w ten sposób, ale efekt był by i tak ten sam:
- Szlaban tam gdzie ostatnio, w piatek o 18 - i wciąż patrząc jej w oczy oznajmił - koniec lekcji.

sobota, 19 października 2013

Rozdział 7

Dobra, udało mi się jakoś ogarnąć ten problem z wpisami które źle mi się wyświetlały, ale też jeszcze nie do końca. Postaram się to naprawić jakoś niebawem. Mam nadzieję że rozdział wam się spodoba bo sporo nad nim pracowałam. Niebawem następny - już się robi. Liczę na jakiekolwiek słowa krytyki. I przepraszam za błędy,  obiecuję je kiedyś poprawić - teraz zwyczajnie nie mam na to ochoty.
Pozdrawiam i miłego czytania 
--------------------------------------------
Cały dzień Ginny powtarzała sobie ze cokolwiek stanie się w sali tortur nie da po sobie poznać jak bardzo się boi. Jednak gdy tylko weszła do środka wiedziała ze cały strach ma wymalowany na twarzy. W sali nikogo nie było, wiec dziewczyna miała chwile na rozejrzenie się w kolo. Na ścianach sali powieszone były stare żelazne kajdany (to chyba te którymi straszył ich zawsze Filch), a przy ścianie stal długi drewniany stół na którym były poukładane różne metalowe sprzęty - wyglądały jak mugolskie narzędzia tortur. w kacie sali stała niewielka szafka a w niej fiolki z różnymi eliksirami - część z nich Ginny znała, były to napoje uzdrawiające, co ja zdziwiło lecz dziwienie szybko ustąpiło zrozumieniu - najpierw będą ich katować, a później jak już doprowadza ich na skraj wytrzymałości będą ich uzdrawiać by zacząć zabawę od nowa. Rudej zakręciło się w głowie gdy dotarło do niej ze Cruciatus przy tych męczarniach będzie jak łaskotki. Po drugiej stronie sali, naprzeciwko stołu były drzwi których wcześniej nie zauważyła, a które otworzyły się teraz z lekkim skrzypnięciem. Przerażona odwróciła się i spojrzała na kata. Amycus Carrow patrzył; na nią swoimi świecącymi z chorego podniecenia zadawania bólu oczami. 
- No proszę, co my tu mamy - Panna Weasley. Miło mi Panią widzieć. Moja siostra powiedziała mi co zrobiłaś - pokiwał palcem wskazującym prawej dłoni jak matka pouczająca niegrzeczne dziecko - nieładnie jest obrażać swojego Dyrektora moja panno. Dlatego tez jestem zobowiązany do wykonania na tobie kary proporcjonalnej do przewinienia jakiego się dopuściłaś - niemalże poczuła jak jego wzrok dotyka całego jej ciała od góry do dołu jakby oceniał ile da rady wytrzymać - myślę ze dziś możemy sobie odpuścić mugolskie taktyki i skorzystać trochę z tradycji. Gotowa?
I nim zdąrzyła choćby mrugnąć nie wyobrażalny ból wstrząsną jej ciałem, istniała tylko ona i ten obezwładniający ją ból, wszystko inne nie istniało - nie istniała ta sala, nie istniał jej kat, nie istniał czas. Nie wiedziała ile to trwało (choć wydawało jej się że godzinami) gdy ból ustąpił. Dopiero wtedy złapała oddech i otworzyła powoli oczy. Leżała na podłodze dysząc ledwie mogąc się ruszyć. 
- Wiesz, te mugolskie sposoby są całkiem niezłe, co tylko dowodzi temu że mugole to zwierzęta cieszące się z czyjegoś bólu, dlatego zupełnie nie rozumiem co twój tatuś widzi w nich takiego fascynującego...
Nie usłyszała co więcej miał do powiedzenia bo kolejna fala bólu zalała jej ciało.

Amycus Carrow stał i patrzył na ciało gryfonki wijące się na podłodze z bólu. Dotychczas zawsze lubił patrzeć na młode zgrabne kobiety dręczone przez niego Cruciatusem, patrzeć na ich wykrzywione z bólu twarze. Uwielbiał zadawać ból, miał wtedy całkowitą władzę nad ciałem i umysłem torturowanego. Czuł się niczym Bóg dla tej osoby, wiedział że to życie zależy tylko od niego. To poczucie władzy niezmiernie go podniecało i podbudowywało jego ego do tego stopnia że nie przeszkadzało mu nawet to że musi wykonywać rozkazy Czarnego Pana. Ale teraz, patrząc na ciało tej wiewióreczki czuł nie tylko podniecenie umysłowe z zadawanego bólu, ale tez podniecenie nie mające nic wspólnego z rzucanym przez niego zaklęciem. Patrzył na to jak dziewczyna wygina się w łuk, na jej podkulone, zgrabne nogi, rozchylone, wilgotne usta, i włosy rozsypane na podłodze. Po kilku sekundach złapał się na tym że myśli jak te włosy wyglądały by na jego białej pościeli, a ciało wygięte byłoby w łuku rozkoszy, a nie bólu. Dziewczyna tak na niego działa że po kilku chwilach poczuł aż ból w lędźwiach z podniecenia. Ściągnął z niej zaklęcie i szybko ruszył w stronę drzwi - nie chciał żeby widziała w jakim jest stanie. Nim zamknął drzwi za sobą rzucił tylko w stronę sali:
- Mam nadzieje ze to Cię nauczyło jak się wyrażać o naszym dyrektorze.
Przeszedł przez pokój dzienny który dzielił z siostra i skierował się w stronę swojej sypialni, a
później do łazienki na samym końcu pokoju. Zdjął szybko ubranie i po chwili czul już jak zimna woda ostudza jego ciało, choć zmysły wciąż działały....

Mistrz Eliksirów siedział w swoim fotelu za biurkiem z nogami wyciągniętymi do przodu i własnie kończył kolejną butelkę Ognistej. Już prawie osiagnął zamierzony efekt i skupiał się właśnie na skupieniu wzroku na szklance do której chciał nalać resztkę bursztynowego płynu, jednak po chwili stwierdził że nie ma co się wysilać i uniusł butelkę do ust gdy drzwi do jego gabinetu otworzyły się i do środka ktoś szybko wszedł nawet go niezauważając. Długie prawie białe włosy zawirowały gdy dziewczyna oparła się o drzwi i z zamkniętymi oczami szybko oddychała. Lovegood?! Co ona tu na Merlina robiła? Jak śmiała tak wpadać do jego gabinetu nawet go nie zauważając? I nagle ogarnął go niewyobrażalny smutek - czyżby stał się niewidoczny dla tych wszystkich którzy kiedyś choć trochę go szanowali? Oj co on plecie, to pewnie ognista sprawiła ze zrobił się nagle taki sentymentalny - nie miał w zwyczaju użalać się nad sobą, było to poniżej jego godności, a w dodatku była to jawna oznaka słabości, a czego jak czego ale słabości nienawidził najbardziej, nawet bardziej niż siebie samego. Patrzył na nią ciekawy jej reacji jak go zobaczy i nagle zdał sobie sprawę że nigdy żaden uczeń nie widział go w takim stanie - w samych spodniach i białej koszuli z nie dopiętymi dwoma górnymi guzikami. Właściwie to niewiele jest osób które choćby wyobrażały  sobie go inaczej niż w jego czarnych szatach. Poczuł się jak by był właściwie nagi, i już sięgał po różdżkę leżąca na biurku aby za pomocą zaklęcia szybko założyć szaty przewieszone przez oparcie fotela gdy usłyszał świst wciąganego mocno powietrza i spojrzał na uczennicę. Stała z szeroko otwartymi oczami i patrzyła się na niego jak by go widziała pierwszy raz.
- Co Pan tu na Merlina robi?
Snape'a w pierwszej chwili wmurowało - jak ktoś śmiał wchodzić tu od tak i jeszcze pytać go co robi 
w swoim własnym gabinecie - ale uczucie to zostało szybko zastąpione przez złość jaka opanowała jego umysł. Podniósł się z siedzenia i zaczął zbliżać się w kierunku dziewczyny.

Luna ledwie powstrzymała się żeby nie chwycić się dłońmi za usta - czyżby przez zadawanie się z gryfonami zaraziła się ich zwyczajem najpierw mówienia a dopiero później myślenia? Stała przerażona pod drzwiami bojąc się jego reakcji - a jak od razu z krzykiem wyśle ją do pokoju tortur żeby piekielne rodzeństwo wyznaczyło jej karę, albo zrobi to odrazu sam. Podniusł się z fotela i ruszył w jej stronę, całkowicie opanowany, z tym samym co zawsze, nie przeniknionym wyrazem twarzy. Gdy był już na krok od niej oparł lewą rękę o drzwi tuż nad jej głową, tak że praktycznie rzecz biorąc była uwięziona pomiedzy nim a drzwiami. Najchętniej wcisnęła by się w to drewno i nigdy więcej z niego nie wyszła ale nie miało być jej tak dobrze - profesor prawą ręką chwycił jej podbrudek i uniusł go do góry tak że była zmuszona wspojrzeć w jego czarne jak węgiel oczy. Był dużo wyższy od niej więc musiała praktycznie maksymalnie zadrzeć głowę do góry. Serce waliło jej jak oszalałe gdy tak stała zdana na jego laskę (o ile ja ma), ale z drugiej strony wyczuła teraz szanse na dojście do tego czy profesor Dumbledore aby na pewno nie mylił się co do natury nowego dyrektora. Słodki zapach alkoholu połączony z jego własnym - delikatną mieszanką składników eliksirów w którym wyczuwała imbir i korzeń wijącej sosny - owiał jej twarz i wprawił jej umysł w lekkie otępienie. On natomiast odezwał się cichym gardłowym głosem od którego dreszcz przeszedł przez jej plecy:
- Co tu robisz Lovegood?
Przełknęła slinę i nie bardzo wiedząc co powiedzieć poprostu zaczęła paplać jak zawsze gdy była mocno 
zdenerwowana
- Mój tatuć napisał mi w liście który dziś dostałam że przypomniał sobie że jak jeszcze był uczniem to odkrył w lochach zaskakująco miłe stworzenia myszkomiłki i poprosił abym mu jednego wysłała. Cały dzień byłam zajęta lekcjami więc pomyślałam że zanim nastanie cisza nocna mogłabym poszukać myszkomiłka aby móc go jutro tatusiowi wysłać - spojrzała na niego niewinnym zwrokiem mając nadzieję że nabierze się na ta wymyśloną na prędce historię, choć wiedziała że nadzieja matką głupich bo ten człowiek był za inteligetny żeby uwierzyć w coś takiego, a wliczając jeszcze fakt że jest mistrzem legimentacji od razu mogła się położyć na podłodzę i czekać na falę bólu od jego zaklęcia. Ten jednak zdziwił ją jeszcze bardziej niż dotychczas o ile było to możliwe - ujął w swoją dużą, silną dłoń kosmyk jej włosów i gładził go między palcami.
- A twój kochany tatuć nie nauczył Cię, że zanim się wchodzi do czyjegoś gabinetu należy pukać? A już tym bardziej wchodząc do pomieszczenia w którym znajduje się mężczyzna odużony alkoholem? Czyżby nie uświadomił Cię o zagrożeniach innych niż Czarny Pan?
Wciąż patrząc w jej otwarte szeroko oczy uśmiechną się, ale nie tak jak zwykle - z kpiną i sarkazmem - był to uśmiech którego nie powtydził by się nawet władca piekieł. Luna mimowolnie zadrżała.
- Jak widać jednak Pani nie uświadomił Panno Lovegood. Ja zatem robię to za niego - odsunał się od niej kilka kroków, tak ze mogła się już swobodnie ruszać, choć była tak sparaliżowana strachem że nawet jej to nie przyszło do głowy - A za swoją głupotę masz u mnie szlaban w 4 najbliższe piątki. O godzinie 18, tutaj w gabinecie. A teraz - spojrzał na duży srebrny zegar z wężami zamiast wskazówek - masz 2 minuty na dotarcie do swojej wieży jeśli nie chcesz dostać kolejnego szlabanu, tym razem w sali kilka metrów dalej. 
Luna dalej stała wpatrzona w Mistrza Eliksirów nie dowierzając w to co słyszy. Może iść już do wieży? To wszystko? Dopiero jego głośny krzyk "Idź już Lovegood!!" doprowadził ją do porządku i już zamykała za sobą drzwi i biegła w stronę schodów w górę. Zdyszana zatrzymała się w jednej z wnęk i rzuciła na siebie zaklęcie kameleona tak aby nikt jej nie widział i ruszyła dalej, przed wejściem do wieży ściągnęła zaklęcie, odpowiedziała na zagadkę i weszła do pokoju wspólnego skąd poszła od razu do swojego dormitorium które było na szczęście puste. Dopiero tutaj pozwoliła sobie na swobodne złapanie oddechu.

Severus Snape powoli otwierał oczy - jego magiczny budzik dzwonił już od dobrych 10 minut ale on jakoś nie był wstanie zebrać się w sobie żeby wstać. Efekty wczorajszego upicia dawały o sobie mocno znać, głowa mu pękała a smak w ustach był taki, jak po zjedzeniu fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta o smaku wymiocin (kiedyś Minerwa się z nim założyła o to czy uda mu się zjeść całe opakowanie na raz bez najmniejszego skrzywienia się, i przez ten właśnie smak przegrał). Sięgnął ręką po różdżkę i jednym machnięciem wyłączył budzik, a drugim przywołał fiolkę z eliksirem na kaca (jego własny wynalazek). Jednym łykiem opróżnił fiolkę i leżąc czekał aż poczuje się lepiej. Wraz z siłami zaczęły powracać wspomnienia zeszłego wieczora - jak siedział w swoim gabinecie i upił się ognistą i jak weszła ta Lovegood i... Na gacie Merlina, co on wyprawiał! Jak w ogóle przyszło mu do głowy zrobić to co zrobił! Myśli kłębiły mu się w głowie, i nawet nie chciał myśleć co by się stało gdyby ta głupia dziewczyna wtedy ruszyła się choć o centymetr - był tak przeraźliwie zły że pewnie skończyło by się na tym że rzucił by w nią jakąś wyjątkowo obrzydliwą klątwą, na jej szczęście miała na tyle rozumu w głowie by nawet nie drgnąć. Miał różne sposoby na wywoływanie strachu w uczniach, ale to? To przekraczało nawet jego możliwości. Co ona musiała sobie o nim pomysleć? Pewnie opowiada teraz tej rudej Weasley o tym jak dyrektor, najważniejszy śmierciożerca, właściwie zastępca Czarnego Pana napastował ją seksualnie. Cholera! Jak on teraz wejdzie do Wielkiej Sali na śniadanie? Jak on wogóle kiedyś stanie twarzą w twarz z tą idiotką? Jeszcze w dodatku na własną zgubę zamiast puścić ją wolno albo odesłać do Amycusa albo Alecto postanowił że ma mieć szlaban z nim, i to w jego gabinecie! Wsadził głowę pod kołdrę jak by miało mu to pomuc uciec od ponurych myśli, i leżał tak kilka minut myśląc o tym jak straszny będzie dzisiejszy dzień i stwierdzać że gorzej być nie może gdy poczuł pieczenie na
przedramieniu w miejscu gdzie miał wypalony Mroczny Znak. No, tak, mogło być przecież gorzej! Wyszedł z łóżka i zaczął się ubierać zły sam na siebie ze nie ruszył się wcześniej żeby się wykąpać, bo teraz nie miał na to czasu - Czarny Pan nie lubił gdy kazało mu się długo czekać, nawet gdy chodziło o jego pupilka, Severusa Snape'a.

Luna stała w łazience przy swoim dormitorium i zatroskana patrzyła w swoje odbicie w lustrze. Nigdy nie przejmowała się swoim wyglądem, ale dziś musiała przyznać sama przed sobą ze wyglądała okropnie - cienie pod oczami odznaczały się na jej jeszcze bledszej niż zwykle twarzy a oczy miała czerwone od niewyspania. Postanowiła ze zanim wyjdzie z dormitorium poprosi którąś z dziewczyn o jakieś przydatne zaklęcie na poprawienie swojego wyglądu. Wyszła z łazienki i wróciła do swojego łózka. Cala noc nie mogła spać, choć nie wiedziała co bardziej jej ten sen odbierało, czy strach przed szlabanem ze Snape'em czy może emocje jakie wywołał wczorajszy wieczór. Cala noc myślała o tym co zrobił profesor - po prostu się z niej nabijał, a ona głupia nie dostrzegła tego w pierwszej chwili. Dopiero w nocy gdy w miarę możliwości ochłonęła i zaczęła jeszcze raz analizować to co się stało przypomniała sobie wyraz jego oczu gdy patrzył na nią pochylony - oczy miał jakby lekko roześmiane, choć wyraz jego twarzy o tym nie wskazywał. A gdy dotknął jej włosów zobaczyła w nich coś, czego się nie spodziewała, coś w rodzaju czułości połączonej z tęsknota? Czy to możliwe? To by oznaczało że nie do końca owładnięty jest złem, i postawiło by go w lepszym świetle, jeśli nie dla innych, to przynajmniej dla niej samej, bo ktoś w czyich oczach można ujrzeć to co ona widziała w oczach szkolnego nietoperza nie może być człowiekiem złym. Może takiego udawać, ale w głębi serca na pewno taki nie jest.

Nevile siedział przy stole i prubował się zmusić do zjedzenia sałatki którą nałożył sobie dobre 15 minut temu na talerz, i dłubał ją przez cały ten zerkając co chwilę w stronę wejścia do Wielkiej Sali. Zaczynał się powoli martwić bo od rana nie widział ani Ginny ani Luny, a był już obiad. Zresztą rano też widział je tylko w przelocie - obie były blade i markotne. Zastanawiał się co się takiego wydarzyło że obie były w takim stanie i postanowił to z nich wyciągnąć jak tylko którąś złapie. Po kilku kolejnych minutach w których niepokój dawał o sobie znać coraz bardziej zaczął myśleć gdzie też one mogą się podziewać i już miał ruszyć w kierunku biblioteki żeby tam sprawdzić gdy przypomniał sobie o fałszywym galeonie który wciąż nosił przy sobie - jeśli mu się poszczęści to któraś z nich też go nosi i odczyta wiadomość od niego. Sięgał już do torby żeby znaleść monetę gdy kątem oka dostrzegł dziewczyny wchodzące do sali. Ginny od razu skierowała się w jego stronę, a Luna usiadła przy stole swojego domu. Nalała sobie na talerz zupę i zaczęła jeść swoim zwyczajem oglądając się na wszystkich dookoła, a Neville zauważył że jej wzrok zatrzymał się na chwilę na pustym od rana miejscu dyrektora. Ginny natomiast usiadła naprzeciw niego i nałożyła sobie na talerz ziemniaki i bigos i zaczęła grzebać widelcem w talerzu. 
- Ginny, nie chce żeby zabrzmiało to głupio, ale wiesz że możesz mi wszystko powiedzieć, prawda?
Ruda spojrzała na niego lekko roskojarzonymi oczami i uśmiechnęła się, ale nie wyszło, wiedział że 
to wymuszony uśmiech.
- Tak, oczywiście, nic mie nie jest. Poporstu wczoraj był ciężki dzień, i dziś nie zapowiada się wcale lepszy, następną mamy "obronę" przed czarną magią. A jak było u Ciebie na czarnej magii? - zgrabnie wywinęła się od szczerej odpowiedzi.
- Świetnie, Carrow opowiadał o skutkach klątwy Cruciatus na przykładzie moich rodziców - skrzywił się na samą myśl.
- Oh, tak mi przykro - przyjaciółka wzieła go za dłoń spoczywającą na stole. Spojrzał jej w oczy i dostrzegł uczucie którego nie znosił. Wpółczucie. Ludzie ciągle mu współczuli za jego rodziców, a przecież nie był już małym chłopcem płaczącym na korytarzu szpitala św.Munga który nie rozumiał dlaczego rodzice go nie poznają, dlaczego mama nie kołysze go w ramionach głaskając włosy jak zwykła robić gdy płakał, czemu tata wychyla się zaa ramienia mamy prubując go rozśmieszyć. Nie był tym samym chłopcem któremu brakowało rodziców gdy pierwszy raz wykazał swoje magiczne zdolności, kiedy ostrzymał swój pierwszy list z Hogwartu, kiedy pojechał z babcią na Pokątną żeby kupić podręczniki i zachwycony oglądał Nimbusa 2000, kiedy bał się tego co przyniesie mu pierwszy rok szkolny a nawet kiedy chciał zaprosić na Bal Bożonarodzeniowy Ginny i nie wiedział jak się do tego zabrać, a także wielu innych, mniej lub bardziej ważnych momentach jego życia. Teraz jednak nie chciał by mu ktokolwiek wspólczuł. Był dumny ze swoich rodziców, za to kim byli i za co walczyli, i wiedział że choćby i jego miałby spotkać taki los jak jego rodziców, to będzie ich walkę kontynuował, bo wiedział że warto.
- To może powiesz mi chociaż co z Luną, teraz wygląda lepiej ale jak widziałem ją rano to nawet 
zaklęcia nie pomogły w ukryciu nędznego stanu w jakim była - wskazał głową na blondynkę dalej jedzącą zupe.
Ginny lekko się spieła, prawie niezauważalnie, ale on był dobrym obserwatorem i od razu wyczuł że z drugą dziewczyną też jest coś nie tak.
- Nic jej nie jest, wiesz obu nam jest ciężko. Jej ojciec w dodatku zaczyna mieć problemy przez to co pisze jej ojciec w Żąglerze, martwi się tak jak my wszyscy o to co dzieje się z Harry'm, Hermioną i Ronem, i to wszystko zaczyna ją powoli chyba przytłaczać, to wszystko. 
To co mówiła niby było logiczne, ale z drugiej strony wydawało się trochę naciągane. Zrobiło mu się smutno że dziewczyny nie ufały mu na tyle żeby podzielić się z nimi swoimi problemami bo był pewny że jeśli Ginny omija wszystko szerokim łukiem to i Luna zrobi tak samo. Ale w sumie z drugiej strony może to jakieś kobiece dopadłości o których mówiła mu babcia a których wcześniej nie dostrzegał? Tak, to na pewno jest to, i z pewnością za kilka dni wszystko wróci do normy, a jak nie to wtedy będzie się zastanawiał co dalej robić. Na razie nie będzie się przejmował na zapas. 

wtorek, 15 października 2013

Rozdział 6

Luna siedziała w Wielkiej Sali przy stole swojego domu i jadła jajecznicę na bekonie gdy profesor McGonagall podeszła i wręczyła jej rozkład jej zajęć:
Poniedziałek:
9.00 - 10.50 - mugoloznastwo
11.00 - 11.30 - drugie śniadanie
11.30 - 13.20 - historia magii
13.30 - 14.30 - obiad
14.30 - 16.30 - zielarstwo
Wtorek:
9.00 - 10.50 - eliksiry
11.00 - 11.30 - drugie śniadanie
11.30 - 13.20 - numerologia
13.30 - 14.30 - obiad
14.30 - 16.30 - obrona przed czarną magią
Środa:
9.00 - 10.50 - transmutacja
11.00 - 11.30 - drugie śniadanie
11.30 - 13.20 - mugoloznastwo
13.30 - 14.30 - obiad
14.30 - 16.30 - obrona przed czarną magią
Czwartek:
9.00 - 10.50 - wróżbiarstwo
11.00 - 11.30 - drugie śniadanie
11.30 - 13.20 - zaklęcia
13.30 - 14.30 - obiad
14.30 - 16.30 - opieka nad magicznymi stworzeniami
Piątek:
9.00 - 10.50 - obrona przed czarną magią
11.00 - 11.30 - drugie śniadanie
11.30 - 13.20 - numerologia
13.30 - 14.30 - obiad
14.30 - 16.30 - eliksiry
Sobota:
9.00 - 10.50 - zielarstwo
11.00 - 11.30 - drugie śniadanie
11.30 - 13.20 - transumatacja
Luna spojrzała zdziwiona na plan - od kiedy to mieli zajęcia w soboty? Weekendy zawsze były wolne! Rozejrzała się po twarzach innych uczniów i wszyscy mieli tak samo zdziwione jak ona miny. W dodatku aż 10 godzin tygodniowo z rodzeństwem Carrow. To będzie ciężki rok...
Luna wraz z Ginny i innymi uczniami stała czekając na Alecto Carrow przed salą do mugoloznastwa. Za 2 minuty miała się zacząć lekcja i każdy z nich był zdenerwowany tak bardzo że bali się nawet odezwać, każdy z nich rzucał tylko nerwowe spojrzenia po sobie. Po kilku sekundach usłyszeli stukot obcasów i zaa rogu wyszła pani profesor. Ubrana była w ciemnozielona szatę, a blond włosy związane były w ciasny kok tak samo jak wczorajszego wieczoru. Pomimo tuszy krok miała szybki, a brązowe, rozbiegane oczy omiotały ich szybko wzrokiem. Otworzyła przed nimi drzwi sali i po chwili każde z nich siedziało już w swoich ławkach - Luna jak zawsze z Ginny na samym końcu jak najdalej od biurka profesorki.
- Wszystko co powinnniście o mnie wiedzieć powiedział wczoraj dyrektor więc pomińmy wstępy. Jestem tu po to aby uświadomić wam jak wielkim zagrożeniem są dla nas mugole i gdzie jest ich miejsce. Od zarania dziejów mugole nas szykanowali i próbowali nas zabijać, urządzali polowania na czarownice, i palili je na stosach, topili, torturowali. Zmusili nas do ukrywania się jak robaki, i robiliśmy to przez wiele wieków. Teraz jednak nadszedł kres tej ciemnoty, wreszcie mamy szansę wybić się ponad nich, i zawładnąć światem. Otwórzcie podręczniki za stronie 5, a panna Weasley odczyta nam definicje mugola - Ginny spojrzała hardo na blondynkę i z uniesioną wysoko głową otworzyła podręcznik i zaczęła odczytywać definicje.
- "Mugol to istota pozbawiona magicznej mocy, rodzaj zwierząt które opanowały zdolność podporządkowywania sobie innych - ich szykanowania zmusiły czarodziejów do pozostania w ukryciu. Mugola można poznać po specyficznym fetorze który wytwarzają - zapach fermentujących resztek - oraz przy bliższych oględzinach, np. po krwi która zawiera szlam. Obowiązkiem każdego czarodzieja jest podporządkowanie ich sobie poprzez np. zaklęcie Imperius, oraz unicestwienie jak największej ilości egzemplarzy z tego gatunku". I pomyśleć że naszego dyrektora ojciec pochodził z tego właśnie gatunku... - Luna zamarła jak usłyszała ostatnie słowa przyjaciółki. W sali była całkowita cisza, nikt z uczniów nie odważył się choćby podnieść głowę by spojrzeć na Ginny lub profesorkę. Ruda jednak stała dalej z uniesioną wysoko głową i patrzyła prosto w oczy śmierciożercy, ta jednak wydawała się być nie zbyt zdziwiona zachowaniem dziewczyny, wręcz przeciwnie, wyglądała jak dziecko któremu ktoś właśnie podarował kawałek tortu. To było bardziej przerażające niż gdyby nawet rzuciła na nią jakąś paskudna klątwę.
- Panno Weasley, jestem przekonana że mój brat z radością pouczy Panią jak należy wyrażać się o naszym dyrektorze. Masz się do niego zgłosić dziś o godzinie 19.
Luna miała ochotę potrząsnąć przyjaciółką za to co ta zrobiła. Jak mogła być taka głupia? Po co bez powodu się narażać? Zamiast poczekać na coś poważniejszego, na coś o co warto walczyć, to ona głupia wyskakuje z takim tekstem już na pierwszej lekcji!! Ach ta jej gryfońska odwaga! Luna zawsze uważała że jej przyjaciółka jest bardzo inteligenta, i właściwie to powinna trafić do Ravenclow, ale teraz już wiedziała że to ona się myliła, a nie tiara przydziału - nikt to ma choć trochę oleju w głowie nie nastawiałby się na nie bezpieczeństwo bez powodu. I nie chodzi tu w najmniejszym stopniu o odwagę - Luna bez najmniejszego problemu mogłaby zrobić to samo. Córka Roweny była tak owładnięta złości że resztę lekcji pamiętała jak przez mgłę. Gdy lekcja się skończyła ruszyły w stronę Wielkiej Sali na drugie śniadanie, jednak nie odzywały się do siebie ani słowem - Ginny zaczęła chyba rozumieć swój błąd a Luna wolała się nie odzywać w obawie że wybuchnie na środku korytarza. Gdy przechodziły obok pustej sali dziewczyna chwyciła rudą za rękaw i pociągnęła w stronę sali. Gdy tylko weszły od razu zamknęła drzwi i rzuciła zaklęcie Muffliato (słyszała kilka razy jak wspominała o tym zaklęciu Hermiona). Jednak zanim zdążyła wybuchnąć odezwała się Ginny.
- Wiem, jestem głupia, bezmyślna, i nie wiem co jeszcze ale jakoś tak nie mogłam się powstrzymać. Nie chcę żeby ta głupia kwoka myślała że się jej boimy, niech zobaczy że hart naszego ducha jest silniejszy niż nawet najobrzydliwsza klątwa - Luna już otwierała usta ale ta jej nie dała - Tak, wiem, są lepsze sposoby i powinnam oszczędzać ilość szlabanów do tych chwil w których nie będzie innego wyjścia jak się sprzeciwić zamiast marnować je na takie głupoty. Teraz to wiem, wtedy niezbyt pomyślałam, po prostu bez namysłu palnęłam. Powinnam była odczytać posłusznie regułkę i schylić głowę, ale Luna proszę, nie rób mi wyrzutów, i tak już okropnie się czuje z tym wszystkim, a za kilka godzin będę musiała iść do tego jej brata i przechodzić przez katusze. Więc proszę, choć Ty oszczędź mi kazania. I niech to zostanie między nami, nie wspominaj o tym Nevillowi.
Luna nie była pewna skruchy przyjaciółki dopóki nie spojrzała jej w oczy - to ją przekonało że ruda naprawdę żałuje i nie miała serca żeby jeszcze dodatkowo na nią krzyczeć, a cała jej złość ustąpiła współczuciu i miłości jaką czuła do Ginny. To Ginny pierwsza spojrzała na nią jak na kogoś więcej niż Pomylune, to ona pierwsza zaczęła z nią rozmawiać, i nawet nie krytykowała gdy opowiadała jej o różnych magicznych stworzeniach których inni nie znali. Była dla niej jak siostra której nigdy nie miała, i mimo że niby tyle razy były w niebezpieczeństwie, to co działo się teraz było inne - wiedziały że przecież Amycus Carrow na pewno jej nie popuści. A już całkowicie pewna mogła być tego Ginny...
Po drugim śniadaniu przyjaciółki poszły na historię magii - ta była jak zwykle okropnie nudna, ale po raz pierwszy nie narzekały - na innych przedmiotach będzie się działo wystarczająco dużo. Na Zielarstwie byli w szklarni numer pięć, i zajmowali się przesadzaniem wnykopienków których mieli używać na najbliższych zajęciach eliksirów. Czas upływał szybko i nie ubłagalnie i nim Ginny spostrzegła była już 18.30, a ona siedziała własnie z Luną i Nevillem w Pokoju Życzeń i omawiali wrażenia z pierwszego dnia szkoły, pomijając oczywiście jej szlaban. Podniosła się z fotela na przeciwko kominka a gdy Neville zrobił zdziwioną minę mruknęła tylko:
- Przypomniało mi się coś, muszę to sprawdzić w bibliotece, zobaczymy się w pokoju wspólnym. Cześć Luna, do jutra - i starała się nie spojrzeć w oczy przyjaciółki, i bez tego wiedziała że maluje się w nich współczucie. Zanim wyszła usłyszała jeszcze tylko lekko rozbawionego Nevilla
- No proszę, Hermiony w tym roku nie ma, a Ginny chyba postanowiła przejąć jej obowiązki związane z dopieszczaniem książek w bibliotece, tylko Hermiona tam chodziła już pierwszego... - reszty już nie usłyszała bo drzwi się za nią zamknęły. Ruszyła w stronę gabinetu tortur który mieścił się w lochach nie daleko Gabinetu Snape'a jak powiedziała jej profesor McGonagall. Opiekunka ich domu była zła jak osa za to że jej podopieczna już pierwszego dnia naraziła się na szlaban, i oczywiście też dała jej odpowiednią repremendę. Po kliku minutach była już w lochach, koło sali tortur. Spojrzała na zegarek, była za dwie 19. No cóż, lepiej przyjść wcześniej niż się spóźnić, prawda? Stanęła na przeciwko drzwi i zapukała. Usłyszała 'proszę' wymówione silnym barytonem od dźwięku którego po dziewczynie przeszedł dreszcz. Nacisnęła klamkę i pchnęła drewniane drzwi.

Snape siedział w swoim gabinecie w lochach i pił ognistą wpatrując się w ściany pokryte półkami na których stały słoje z różnymi składnikami eliksirów i starymi księgami oprawionymi w większości w czarne skóry. Lubił to miejsce, nie wiedział czemu ale lubił. Uwielbiał zapach tych wszystkich składników i kurzu który odkładał się na książkach, tą ciszę i spokój jakim odznaczało się to miejsce. Była też sypialnia gdzie było podobnie, ale wydawała mu się taka trochę pusta, zimna... Nie, gabinet był zdecydowanie jego ulubionym miejscem. Starał się wyłączyć myślenie, wyciszyć umysł tak aby miał możliwość odpocząć od ciągłego myślenia o tym co dzieje się wokół niego, o tym wszystkim na co pozwala, a wręcz zmuszony jest popierać. Już prawie udało mu się dojść do całkowitego nie myślenia o niczym, gdy usłyszał odgłos kroków. No tak, Weasley idzie na szlaban do Carrow'a. Jak ta dziewucha mogła być taka głupia żeby już pierwszego dnia się narażać? Oczywiście Alecto powiedziała mu za co dziewucha dostała szlaban, ale i tak trochę było jej szkoda - ale widać nie była tak mądrą jak myślał skoro tak się naraziła. Dziwne tylko że Alecto wysłała ją do Amycusa - Severus doskonale wiedział jak lubiła zadawać ból, i jak wiele radości jej to sprawiało. Z drugiej jednak strony wiedział że Amycus lubił młode zgrabne ciało, a tego akurat Weasley nie brakowało, a nawet więcej, miała zgrabne nogi i ponętny biust, a przy tym ładną twarz co tamten na pewno od razu zauważył. Dobrze że Czarny Pan zabronił im gwałcić dziewczęta, w przeciwnym razie tamta mogłaby się pożegnać ze swoją niewinnością (o ile jeszcze ją posiadała, choć sądząc po tym jak uwieszała się Potter'owi na szyji jest dość wątpliwe) z chwilą wejścia do jego sali. Postanowił jednak nie zaprzątać sobie dłużej głowy głupią gryfonką, wiedział że Amycus nie zrobi jej nic co mogłoby pozbawić ją jej piękna czy inteligencji - rzuci na nią kilka razy Cruciatusa i odeśle do wieży - w końcu już 19, a do 20 najpóźniej musi być już w swojej wieży. Wezwał kolejną butelkę Ognistej i rzucił zaklęcie wyciszające na gabinet tak żeby nie odbierać żadnych dźwięków z zewnątrz i nalał sobie kolejną szklankę złocistego trunku. Postanowił spić się do nie przytomności zanim Carrow skończy z małolatą.

Luna siedziała z Nevillem jeszcze dobrą godzinę po wyjściu Ginny i starała się po sobie nie poznawać że choć jest nie tak, ale w środku cała drżała. Gdy w końcu Neville zaproponował żeby wracali do swoich wież poderwała się ze swojego fotela jak poparzona i wyleciała z pokoju życzeń nim zdążył się z nią pożegnać. Obiecała Ginny ze nie będzie na nią czekać, ale to było silniejsze od niej - ruszyła szybko w stronę lochów gdzie jak powiedziała przyjaciółka znajdował się pokój tortur. Kilka minut później zdyszana stała przed byłym gabinetem Snape'a. Postanowiła tu poczekać, do 20 było jeszcze dobrych 15 min - poczeka do za piec i dopiero wtedy ruszy do swojej wieży jeśli w tym czasie ruda nie wyjdzie. Minęła minuta, dwie i kilka kolejnych. Nie było słychać krzyków ani jęków - ale w sumie Luna nie była pewna czy to dobry czy zły znak. Po chwili usłyszała odgłos kroków kogoś kto szybko zbliżał się do niej. A niech to! Całkowicie zapomniała o rzuceniu na siebie zaklęcia kameleona w razie jak by siostra kata postanowiła dołączyć do znęcania się nad Ginny! Niewiele myśląc rzuciła się na drzwi znajdujące się na przeciwko niej - do starej sali eliksirów w której nauczał Snape. Weszła szybko do sali i zamknęła za sobą drzwi. Przeszła pod drzwi do gabinetu - jak będzie trzeba to schowa się tam  (w końcu pewnie siedzi sobie teraz na fotelu Dumbledora). Po chwili usłyszała jak kroki zatrzymują się przed sala, i usłyszała jak ktoś dotyka klamki. Sama wiec tez obróciła się w stronę klamki i poczuła jak ta ustępuje pod jej naciskiem i szybko wskoczyła do środka nawet się nie rozglądając i zamknęła drzwi. Zamknęła oczy i oparła się o stare drewno, i wsłuchiwała się w kroki przechodzące właśnie po drugiej stronie drzwi. Gdy usłyszała ze się oddalają wypuściła powietrze z płuc i otworzyła oczy. To co ujrzała niemalże dosłownie zwaliło ja z nóg.