piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział 14

Wiem że czekacie na te-ta-te pomiędzy Snape'em a Luną, ale nie chce też żeby było za słodko, bo co za słodko to też nie dobrze bo może zemlić Was :P Nie wiem kiedy będzie następny rozdział bo święta i wogule ale myśle że jeszcze jeden dodam w tym roku. Miłego czytania!
-----------------------------------------------
Ginny, Neville i Luna siedzieli wspólnie przy stole Gryffindoru i jedli kolację.
- Dziś ostatni raz idziesz na szlaban do Snape'a, tak?
- zapytał Neville nalewając sobie właśnie soku dyniowego do pucharu.
- Tak, dziś ostatni dzień. Ale myślę że poproszę go aby pouczył mnie trochę eliksirów...
- Że co? Z własnej nieprzymuszonej woli chcesz spędzać czas z tym czymś? Luna Ty oszalałaś?! -obużyła się Ginny, ale Luna była przygotowana na taką reakcję i wiedziała już co powie.
- Nie, chodzi o to że potrzebuje trochę pomocy przy eliksirach które robię dla GD, a jak by nie patrzeć nie znamy nikogo kto byłby w tej dziedzienie tak dobry jak Snape - nie lubiała okłamywać przyjaciół ale prawdy też nie mogła im powiedzieć. Po za tym to nie dokońca było okłamywanie, żeczywiście miała chwilami problemy z ważeniem tych eliksirów.
- A Slughorn? Jestem pewna że Ci pomoże a zawsze to lepsze toważystwo niż też Śmierciożerca.
- Ginny, doskonale wiesz że Slughorn mnie nie lubi, nie należę do Klubu Ślimaka i nie mam zamiaru. Patrzy na mnie za każdym razem jak bym była jakimś dziwnym wynalazkiem który niepowinien być
puszczony między ludzi.
- Ale mnie lubi, może jak go poproszę...
- Nie Ginny, dam sobie radę sama ze Snape'em. W końcu wytrwałam tyle tygodni szlabanu i napisałam tyle prac dla niego, ten tydzień czy dwa nie sprawi różnicy.
- Jak chcesz, ale jak zmienisz zdanie to tylko powiedz a pomówię ze Slughornem.
Reszta posiłku minęła im w ciszy, a Luna wiedziała że przyjaciołom wydaje się nie do pomyślenia że
ktokolwiek z własnej woli będzie chciał spędzać czas z Mistrzem Eliksirów, tym bardziej sam na sam. Jednak w ciągu tych tygodni które minęły od rozpoczęcia roku szkolnego (Snape niewiedzieć
czemu 3 razy przedłużył jej szlaban o kolejny tydzień) krukonka zdąrzyła już poznać swojego Dyrektora i przekonać się że pomimo tego że jest hamski, sarkastyczny, złośliwy, niespawiedliwy i przerażający to dało się z nim wytrzymać, a zdarzały się nawet momenty bardziej niż znośnie. Choć przez pewien czas musiała obchodzić się z tym to czego brzydziła się najbardziej - robakami - to stwierdziła że właściwie wyszło jej to na dobre, bo teraz jedynie budziły w niej delikatny wstręt, ale nic po za tym. W dodatku szybko wróciła do krojenia składników, a Mistrz jej w tym pomagał, choć bardziej polegało to na krzyczeniu jej do ucha przez co po wyjściu z Sali na ogół miała ochote iść do Pani Poppy żeby sprawdziła czy czasem nie jest bliska stracenia słuchu. Oczywiście jego pomoc polegała tylka na krótkiej instrukcji jak ma pokroić poszczególne składniki z którymi niegdy
wcześniej nie miała styczności, ale zdarzało się że zostawał w sali kilka minut układając coś w szafkach albo przesuwając słoniki na półkach i w takich chwilach zawsze starała się jakoś zagadać
nauczyciela. Na początku kończyło się to na tym że albo wychodził z sali całkowicie ją ignorując, albo najpierw krzyczał, odejmował kilka punktów i dopiero wtedy wychodził, ale z czasem zaczął rzucać jakieś złośliwe komentarze do jej wypowiedzi, raz nawet zauważył jak jego lewy kącik ust unosi się delikatnie, ale gdy zobaczył że go obserwuje oczywiście przybrał swoją sławetną maskę obojętności i nakrzyczał że powinna patrzeć na to co kroi bo właśnie zmarnowała korzeń bijącej wierzby. Czasami też poprostu siadał za biurkiem i udawał że przegląda jakieś dokumenty a tak naprawdę ją obserwując, choć oczywiście taktownie udawała że tego niewidzi (czasami świerzbił ją język żeby rzucić jakąś kąśliwą uwagę w jego stylu ale hamowała się). Kilka krotnie była też znów w
pokoju dyrektora gdzie za każdym razem spoglądała kątem oka czy miecz wciąż jest w gablocie i nigdy się nie rozczarowała - rubiny w rękojęści miecza wciąż odbijały światło sprawiając że wyglądały jak lśniące krople krwi. Miała wrażenie że w jakiś nieuchwytny sposób zbliżyła się do profesora Snape'a ale oczywiście on się przed nią nie otworzył - czasami miała wrażenie że jej praca jest taka jak Syzyfa któremu zabrano różdżkę i zakazano taszczyć pod górę kamień, a Luna wiedziała że jeden fałszywy ruch a będzie musiała zacząć taszczyć swój kamień pod górę jeszcze raz jak mitologiczny czarodziej. Przerwała swoje rozmyślenia na temat profesora Snape'a i odruchowo spojrzała w stronę stołu przy którym siedziała kadra nauczycielska - krzesło po środku było puste. Odwróciła się w stronę gryfonów, krótko się z nimi pożegnała i po wyjściu z sali ruszyła w stronę lochów. Przeszła przez salę i usłyszawszy zaproszenie weszła do gabinetu gdzie jak zawsze siedział Mistrz Eliksirów zapatrzony w dokumenty. Po kilku minutach czekania w których obserwowała jak
dyrektor swoimi dużymi dłońmi trzyma pióro kreśląc pochyłym pismem zgrabne jak na mężczyznę literki. Patrzyła na siatkę żył które wyraźnie odcinały się na dłoniach profesora chowając się pod mankietem białej koszuli wystającej spod czarnej szaty. Zachwycała się nad czarnymi włosami lśniącymi w świetle, zasłaniającymi mu niemalże całą twarz. Nos - podobny do tych które mają orły, dodający mu męskośni i takiej niemożliwej do opisania drapieżności. I oczy. Te czarne oczy które właśnie spojrzały na nią przez opadające włosy, przyłapując ją na przyglądaniu się jego rysom. Luna zmieszana od razu wbiła wzrok w podłogę i usłyszała ciche skrzypnięcie krzesła które świadczyło o tym że profesor się wyprostował. Cisza przeciągała się aż w końcu uczennica podniosła wzrok na nauczyciela.
- Profesorze Snape, ja...
- Później Lovegood poopowiadasz mi o tych narglach i sterowalnych śliwkach. Teraz idź i pokruj składniki potrzebne do Eliksiru Wielosokowego. Luna rozchyliła lekko usta. Więc jednak słuchał jej
opowiadań, a co wiecej zapamiętał nawet nazwy stworzeń o których mówiła! Uśmiechnęła się szeroko, odwróciła się i wyszła z gabinetu. Wyjęła z szafki potrzebne składniki i nucąc cicho "Kociołek pełen płynnej miłości" zaczęła kroić je na równe części co zajęło jej prawie dwie godziny. Gdy skończyła odłożyła wszystko na miejsce i z bijącym sercem podeszła do drzwi i już miała nacisnąć klamkę gdy drzwi nagle się otworzyły i ukazał się w nich jej profesor. Był tak blisko niej że doskonale czuła jego zapach, a jeden mały krok więcej a stykaliby się ze sobą. Nieodsuwając się uniosła wysoko głowę by spojrzeć w czarne oczy śmierciożercy który patrzył prosto na nią. Na kilka krótkich chwil zatopiła się w jego oczach, w tej czarnej otchłani mając wrażenie że przyciąga ją do siebie, i pewnie stała by tak wiecznie gdyby nie wark który wydobył się z ust dyrektora:
- Czego się tak patrzysz Lovegood? Czyżbyś zobaczyła jakieś nowe wymyślone stworzenie?
Zmieszana spuściła głowę prubując opanować rumieniec który nagle pojawił się na jej bladej na ogół
twarzy i odsunęła się kilka kroków w głąb sali.
- Chciałam tylko powiedzieć profesorowi że skończyłam.
- Tylko to? - uniosła delikatnie głowę i spojrzała na niego nieśmiało. Jak miała go poprosić żeby pomugł jej przy eliksirach? Cała przemowa którą przygotowywała przez ostatnich kilka dni całkowicie wyparowała jej z głowy i stała patrząc jak głupia.
- Widzę że wciąż nie wyleczyłaś się ze sklerozy. Więc ja zaczne pierwszy, jak sobie przypomnisz to na koniec mi powiesz. W ciągu tych 5 lat które uczęszczasz do szkoły i kilku ostatnich tygodni kiedy
to w miare dobrze robiłaś to co Ci kazałem zauważyłem u Ciebie talent do eliksirów. Niewielki, no
ale zawsze lepsze to niż nic. Nie myśl oczywiście że jesteś jakaś wyjątkowa. W ciągu tych 20lat które tu spędziłem miałem 2-3 uczniów którzy nadawali by się na mistrzów i odsyłałem ich do innych Mistrzów na nauki. Ty na Mistrza się nie nadajesz, ale warto rozwijać Twoje zdolności, a ze względu na obecną sytuację proponuje Ci praktyki u mnie. Nie żebym był zachwycony persepktywą spędzania z tobą choć jednego wieczoru w tygodniu ale myślę że piątki tak jak dotychczas były by odpowiednie. Zainteresowana czy nie?
Luna stała jak wmurowana i patrzyła na Mistrza Eliksirów nie mogąc wydobyć z siebie słowa. On
uznał ją za godną nauki u niego? To nie do wiary! Wszyscy wiedzą że nigdy nawet Dumbledore nie namówił go do wzięcia praktykanta. Żeczywiście musi być bardzo samotny tak jak przypuszczał nie żyjący już dyrektor.
- Co, teraz zapomniałaś już nawet że masz język w gębie? Może warto by skorzystać w pomocy szkolnej pielegniarki?
- Nie profesorze, czuje się dobrze, niepotrzebna mi wizyta w skrzylde szpitalnym - w końcu odezwała sie cicho, aczykolwiek stanowczo - A co do Pana propozycji, jestem gotowa na nią przystać, termin naszych spotkań również mi odpowiada. Jeśli to wszystko chciałabym już iść.
- Grzeczniej Lovegood bo jeszcze zmienie zdanie i odwołam swoją propozycję. To nie przypomniałaś sobie co chciałaś mi powiedzieć?
- Nie odwoła Pan swojej propozycji profesorze ponieważ zawsze dotrzymuje Pan danego słowa. A co do pytanie to niestety, myślę że gdzieś był tu gnębiwtrysk i padł mi do ucha bo całkowicie zapomniałam o co chciałam profesora zapytać - odpowiedziała z niewinną miną.
- Oh na Merlina, Rovena Ravenclow przewraca się w grobie słysząc co mówi uczennica należąca do jej domu. A dlaczego myślisz że zawsze dotrzymuję słowa?
- Ależ profesorze, przecież umarli nie mogą
przewracać się w grobie, oni nie żyją - odpowiedziała
rozsądnie - A to że jest Pan słowny wiem, ponieważ zawsze gdy obiecuje Pan zadać trudną pracę domową dotrzymuje pan słowa.
- I tylko dlatego uważasz że jestem słowny? Dobrze się czujesz?
- Może wydaje się to błache, ale tak jest. Jeśli w tak błachej sprawie dotrzymuje Pan słowa, to w innych na pewno również. Stąd mój wniosek.
Spojrzał na zegarek.
- Zmiataj mi już stąd do wieży.
Odwrócił się i poszedł do swojego gabinetu trzaskając drzwiami, a Krukonka z szerokim uśmiechem na twarzy ruszyła do swojego dormitorium zachaczając przy okazji o kuchnię po odrobinę budyniu.

Neville siedział z Ginny w Pokoju Wspólnym gdy nagle weszła do środka Anne, która jak tylko
zobaczyła gryfona słodko się zarumieniła, a Neville niepewnie uśmiechnął się do niej. Tamta usiadła w jednym z foteli w głębi pokoju, wzięła do ręki jakąś książkę i udawała że czyta w żeczywistości
obserwując siedzących przy kominku przyjaciół.
- Widzisz jak ona na Ciebie patrzy?
- Ginny oczywiście że widzę, i to właśnie ją miałem poprosić o pomoc w zdobyciu Luny ale jakoś jeszcze nie było okazji..
- Neville, okazji było wiele, ale ty poprostu nie masz odwagi do niej...
- Jak to nie mam odwagi? Walczyłem z Bellatrix a ty mówisz że nie mam odwagi żeby ją o to poprosić? - chłopak zrobił się czerwony na twarzy nie wiadomo czy ze złości czy zawstydzenia, ale miał zamiar udowodnić że może to zrobić i już miał się podnosić gdy przyjaciółka pociągnęła go za rękaw.
- A nie wydaje Ci się że ona będzie smutna że chcesz tylko żeby pomogła Ci zdobyć inną?
Na to pytanie chłopak ponownie usiadł i zapatrzył się w ogień.
- Wiesz, ja myślę że ona jest bardziej zauroczona tym że byłem w Ministerstwie, moim udziałem w Bitwie na koniec zeszłego roku. Jestem prawie pewien że jak pozna mnie bliżej to od razu jej się odwidzi.
- Jesteś pewien.
- Tak.
- No to idź, porozmawiaj z nią, ale sprubuj jej to wytłumaczyć delikatnie.

Anne siedziała patrząc na Nevilla który rozmawiał po cichu z tą swoją przyjaciółką. Papużki nierozłączki, ciagle razem. I jeszcze ta Luna. Nie miała nic do dziewczyn, ale chciała żeby więcej uwagi poświęcał jej, niż im. Coś ją okropnie ciągnęło do niego i nawet sama nie wiedziała co. Pochyliła głowę nad książką do transmutacji i prubowała skupić się na czytanym tekście i prawie jej się to udało gdy usłyszała niepewne
- Część
Spojrzała w górę i zobaczyła twarz chłopaka w którym była zadużona. Serce podskoczyło jej do góry jak zawsze gdy był bezpośrednio koło niej ale nie co zdziwiona odpowiedziała na jego przywitanie. Usiadł i po wymienieniu kilku słownych uprzejmości powiedział jej z jaką proźbą do niej przyszedł. Cały czas czerwienił się jak piwonia i widać było że ciężko mu o coś takiego prosić. Oczywiście jego proźba sprawiła że poczuła się okropnie - jak mogła nie zauważyć że chłopak podkochiwał się w tej
krukonce? W pierwszej chwili zalała ją fala złości na siebie i na niego, miała ochotę wykrzyczeć mu przy wszystkich jak może się uganiać za jakąś tam Pomyluną skoro ona kocha go całą sobą i odejść z
podniesioną wysoko głową, ale po krótkiej analizie uznała że na nic się to nie zda bo jej ukochany zacznie ją poprostu omijać a na zdobycie tamtej i tak znajdzie sposób. Postanowiła więc zagrać inaczej - będzie udawać jego dziewczynę a przy okazji spubuje go w sobie rozkochać. Jeśli jej się uda - bedzie jej. Jeśli nie, to pogratuluje Lunie że zdobyła miłość takiego mężczyzny jak Neville.
- Dobrze, zgadzam się. Kiedy zaczniemy ze sobą chodzić?
Neville uradował się przeogromnie i uścisnął ją po przyjacielsku.
- Dziękuję Ci bardzo. Myślę że jutro byśmy spotkali sie  tutaj, a później poszli razem na śniadanie. Jak myślisz?
- Świetny pomysł - nawet udało jej się uśmiechnąć dzięki myśli że nadeszła jej pewnie jedyna szansa na zdobycie chłopaka.
- Dobrze, no to do zobacznia. Jeszcze raz dzięki.
I odszedł zostawiając dziewczynę wśród własnych myśli.

Ginny siedziała na ławce w pustej sali zapatrzona w tablicę i mysląc o wszystkim i o niczym. Czuła się taka zmęczona, taka dobita, taka nijaka... W nocy śnił jej się Harry, Ron, Hermiona i wszyscy
przyjaciele, cała jej rodzina, nawet Percy - wszyscy stali w Pokoju Życzeń i naradzali się nad czymś, ale nie pamiętała nad czym, następnie wszyscy wyszli zostawiając ją samą. A później zaczęło się piekło - otwarta walka na śmierć i życie gdzie każdy z nich mógł być kolejna ofiarą.  A jeszcze później coś, czego nie mogła sobie przypomnieć, ale wstrząs jakiego doznała gdy to zobaczyła nie opuścił ją do obecnej chwili. Gdy o tym myślała wszystko ponownie stawało jej przed oczami, a łzy popłynęły po bladych policzkach. Podkuliła nogi i oparła brodę o kolana pozwalając łzom tworzyć mokre smugi na jej twarzy. Nie wie ile tak siedziała ale w pewnym momencie uznała że trzeba wracać. Wyszła z sali, ale nim pokonała chociaż kilka metrów usłyszała za sobą głos
- Panno Weasley, jest godzina 21.30 Od przynajmniej połtorej godziny powinna być Pani w swojej wieży.
Ginny odwróciła się powoli wiedząc już czyją twarz ujrzy przed sobą. Carrow.
- Przepraszam profesorze, ćwiczyłam zaklęcia na jutrzejsze zajęcia i straciłam poczucie czasu. Już
wracam do swojej wieży.
- Oczywiście, ale najpierw poinformuję że oczekuję Pani w sobotę o godzinie 18 tam gdzie zawsze.
Łamanie szkolnego regulaminu nie może być od tak akceptowane.
Odwrócił się i odszedł ze złościliwym uśmiechem na twarzy a gryfonka załamała ręce. A świadomość że już pojutrze znów będzie musiała znaleść się w sali tortur i znosić klątwy Amycusa dobiła ją jeszcze bardziej niż była wcześniej.

Snape siedział w swoim gabinecie dyrektora patrząc w ogień w kominku i przechylając co chwilę szklankę z bursztynowym mocnym płynem. Kątem oka zerknął na miecz znajdujący się w szklanej gablocie. Chciał już oddać go Potterowi żeby nie musieć za każdym razem wszystkim którzy przychodzili do niego wciskać kitu że to tylko podróbka i obawiać się że któregoś razu ktoś przyprowadzi ze sobą goblina który od razu pozna orginał. Ale Dumbledore twierdzi że jeszcze nie czas na to, żeby jeszcze troche poczekał. Dyrektor na początku chciał przenieść miecz do swojej skrytki u Gringotta, a tu trzymać kopię, ale po dłuższym namyśle stwierdził że to niezbyt bezpiczne - jeśli Czarny Pan poprosi go o udostępnienie skrytki pewnie nawet nie będzie miał czasu zabrać miecza, a wtedy mocno zagrzmi w podstawach jego posada w szeregach śmierciożerców. Nalał sobie kolejną szklankę Ognistej,  i wraz z nią w jego myślach znów pojawiła się krukonka. Snape skrzył się - nie chciał o niej myśleć, a ona i tak praktycznie cały czas chodziła mu gdzieś po umyśle. Po co właściwie zaproponował jej praktyki? Przecież wcale nie była taka dobra, nawet na szlama Granger była lepsza od Lovegood w eliksirach a i tak nie była wystarczająco dobra na Mistrza Eliksirów. Choć nie chciał, to sam przed sobą musiał przyznać że poprostu Pomyluna była jedyną osobą w zamku która zachowywała się wobec niego normalnie - uczniowie się go zwyczajnie bali (nie licząc ślizgonów - oni byli zazdrośni że ich rodzice nigdy nie zajdą tak daleko jak on mimo że wiernie służą Czarnemu Panu, i mimo że popierali nowe żądy to łypali na niego z wyrzutem), nauczyciele, nawet ci
którzy kiedyś traktowali go całkiem normalnie (Minerwa, Slughorn, a nawet Sprout) teraz odzywali się do niego tylko gdy było to konieczne, w kręgu śmierciożerców wszyscy traktowali go albo z wyrzutem że tak daleko zaszedł, albo ze strachem że jedno jego skinienie i będzie po nich. Sam Czarny Pan nie jest w stanie mówić o niczym innym jak zabijanie mugoli, rządzenie Ministerstwem Magii i o tym wszystkim do czego i jak doszedł. Są jeszcze Malfoyowie, ale oni są w całkowitej rozsypce - Lucjusz jest wrakiem człowieka, odkąd Czarny Pan zabrał jego różdżkę boi się własnego cienia, i chyba zaczyna dochodzić do tego ile błędów popełnił i zwyczajnie ich żałuje. Narcyza natomiast nie jest w stanie myśleć o niczym innym jak tylko bezpieczeństwie Dracona, i choć wie że w szkole nic mu nie grozi to obawia się że Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać znów da mu jakąś misję której nie podoła i tym razem w konsekswencji straci syna. Kiedyś to małżeństwo należało do najlepszego jakie znał - Lucjusz zarabiał na rodzinę, Narcyza zajmowała się domem, z czasem przyszedł na świat syn. Między nimi co prawda już kilka lat nie układało się zbyt dobrze, ale i tak byli wzrową rodziną, a to czym byli teraz to jakiś koszmar. Nigdy nie myślał że taki ród jak Malfoyowie będą kiedykolwiek skuleni jak szczury bojąc się o własne życie. I takim cudem nagle, w ciągu jednego dnia wiele zyskał, a jednocześnie praktycznie wszystko stracił. Co z tego że jest dyrektorem Hogwartu, zastępcą Voldemorta skoro nawet nie ma do kogo gęby otworzyć żeby porozmawiać jak człowiek z człowiekiem? A ta Lovegood (no co za idiotyczne nazwisko!) zdawała się wogule nie pamiętać tego co zrobił, nie widzieć tego co robi cały czas. Czasami gdy wdziera się do jej umysłu i szuka jakiś wskazówki co o nim sądzi to nigdy nie znajduje nic negatywnego, ale nie może znaleść powodu tego pozytywnego go traktowania. Nigdy zbytnio jej nie lubił - lubił osoby konkretne, przyziemne a nie rozmarzone ciągle z głową w chmurach. Jednak z drugiej strony po kilku tygodniach gdy nie miał do kogo otworzyć ust a nikt już nie patrzyła na niego jak na człowieka to przy niej czuł się wprost cudownie - jak zwykły prosty człowiek, dlatego też czasami zdarzało mu się wchodzić tam przyglądając się jej pracy, i nawet jak zaczynała bredzić głupoty to starał się podrzymywać rozmowę co w sumie nie było takie trudne bo usta jej się nie zamykały, choć wiedział że kiedy trzeba to potrafi siedzieć cicho. Skąd przyszło mu do głowy poprosić ją o lekcje eliksirów? Nie wiedział. Gdy powiedział że chce jej coś powiedzieć na początku szlabanu nie wiedział jeszcze co chce powiedzieć, a pomysł zrodził się w momencie gdy ją o to poprosił. Gdy stał tak przed nią czuł się jak jakiś uczniak proszący nauczyciela o możliwość poprawienia jakiegoś egzaminu który mu nie wyszedł. Tak bardzo bał się że odmówi - straciłby nawet tą 2-3h w tygodniu w ludzkich warunkach. A co to tego jak gówniara go pociąga... Z tym sobie też poradzi - pewnie poprostu wszedł w wiek kiedy mężczyzna potrzebuje więcej seksu, a na to wystarczą częstrze spotkania z Rajni i po sprawie. Bo przecież taka małolata która mogłaby być jego córką nie może go pociągać. To pedofilia, a on nie był pedofilem. To właśnie sobie zmawiając nalał sobie kolejną szklankę Ognistej która przeważyła szalę pijaństwa profesora, i już po kilkunastu minutach szklanka wypadła z jego dłoni rozbijając się o podłogę, głowa odchylona była do tyłu, a z jego ust wypływała powoli i statecznie ślina.

Luna siedziała z Ginny od kilka minut przy stole gryfindoru i jadły śniadanie. Gryfonka wyglądała okropnie - podkrążone oczy od niewyspania i mina która zdradzała całkowite załamanie więc jej przyjaciółka od razu rzuciła zaklęcie nie pozwalające innym podsłuchiwać je i wyciągnęła w rudej informacje o wydarzeniach poprzedniego wieczora, co ta na koniec skwitowała stwierdzeniem
- A nic mi nie będzie, nie pierwszy raz, i pewnie nie ostatni. A ciekawe gdzie Neville? - od chwili gdy wczoraj rozmawiał z Anne nigdzie go nie widziała. W tej chwili jak na zawołanie do Wielkiej Sali wszedł Neville trzymając za rękę Anne. Ginny kopnęła krukonkę pod stołem i wskazała wzrokiem na wejście do Sali. Luna od razu zobaczyła że pierwszą osobą na którą gryfon spojrzał była ona i od razu zrozumiała zamiary chłopaka.
- Ginny, to Ty podsunęłaś mu ten pomysł?
- No tak, liczyłam na to że może prubując wprawić Cię w zazdrość sam zakocha się w tej dziewczynie - przyznała Ginny przyzwyczajona do tego że przyjaciółka często odgadywała intencje innych.
- Mam nadzieję że masz rację.
- Cześć dziewczyny! Co słychać? - odezwał się Neville który już siadał na swoim miejscu przy stole, a przy nim usiadła jego nowa dziewczyna - Poznałyście już wcześniej Anne?
Reszta dnia minęła w miarę przyjemnie, Neville nie odstępował ładnej gryfonki nie licząc momentów gdy byli na lekcjach, ale przy tym raz po raz zerkał na Lunę, a ta oczywiście uśmiechała się tylko promiennnie dając mu do zrozumienia że cieszy się jego szczęściem i wogule nie dając po sobie poznać że domyśla się jaki ma plan. Po lekcjach posiedzieli trochę w pokoju życzeń odrabiając razem lekcje, a teraz Luna stała przed dyrektorem w jego gabinecie czekając jak zawsze aż skończy coś pisać.
- Dziś uważymy eliksir Wiggenowy. Wiesz jaki to eliksir?
- O ile się nie mylę to on jest chyba na leczenie cieżkich ran, aczykolwiek nie jestem pewna.
- O na Salazara, i taką głupią dziewuchę wziąłem na nauki do mnie? Jak to nie jesteś pewna? Powinnaś być jeśli chcesz być Mistrzem Eliksirów!
- Bardzo przepraszam, obiecuję czytać więcej na temat eliksirów.
- Mam nadzieję bo jeśli nie to długo nie pociągniesz u mnie na stażu, ale twoja odpowiedź była poprawna. Główne składniki to śluz gumochłona, płatki ciemiernika  i kora drzewa Wiggen. Wszystkie składniki są w sali w szafce zaraz przy wejściu do gabinetu, wyjimij wszystko, pokruj je według instrukcji w tym podręczniku - wskazał księge leżącą na jego biurku - i zawołaj mnie jak skończysz.
Luna od razu wzięła się do pracy i już po kilku minutach wsadziła głowę do gabinetu i poinformowała że wszystko już jest gotowe. Profesor oderwał sie od swoich papierów i wszedł do sali. Spojrzał zdziwony na stolik na którym były nie tylko składniki, ale również właściwy do tego eliksiru srebrny kociołek i odpowiednią chochelkę do mieszania eliksiru.
- Skąd wiedziałaś co jeszcze przygotować?
- Z podręcznika profesorze.
Snape zastanowił się chwilę po czym podejrzliwym głosem, przewiercając ją wzrokiem na wskroś zapytał
- A skąd wiedziałaś gdzie szukać kociołka?
- Nie wiedziałam. Przywołałam go zaklęciem.
- Minus 10 punktów za branie moich rzeczy bez pozwolenia.
- Przepraszam profesorze - spuściła głowę udając skruchę, a w myślach śląc mu przekleństwa, bo przecież i tak pewnie kazałby jej wziąść ten kociołek no nie?
- Nie kazałbym Ci go wyjmować bo sam bym to zrobił. Nie lubie gdy ktoś grzebie w moich rzeczach.
W pierwszej chwili przeraziła się że wypowiedziała na głos swoje myśli, ale po chwili zoriętowała się że on poprostu wdarł się do jej umysłu. Gdy ta wiadomość dotarła do niej starając się być miła zwróciła profesorowi uwagę:
- Profesorze, jeśli mamy razem pracować myślę że dobrze byłoby zachować trochę prywatności. Ustalmy że ja nie będę dotykała Pana rzeczy bez pozwolenia, a Pan bez mojego nie będzie mi wchodził do umysłu. Zgoda?
Snape obrucił się w jej stronę a jego oczy ciskały gromy w jej stronę.
- Jeśli myślisz że to Ty będziesz ustalać warunki naszej współpracy to grubo się mylisz. Jesteś tu dzięki mnie, i na moich warunkach, więc jeśli zachce mi się wchodzić do Twojej głowy to będę to robić kiedy tylko będę chciał. Jak Ci nie pasuje to wiesz gdzie są drzwi.
Luna zastanowiła się chwilę. Jeśli teraz ustąpi to będzie jej chodził po głowie tak jak przerzuca strony w swoich księgach a to jej nie pasowało - mimo że mu ufała to jej prywatna sprawa co myśli. Ruszyła więc w stronę drzwi i wychodząc cicho je zamknęła zostawiając swojego profesora w całkowitym osłupieniu.

wtorek, 26 listopada 2013

Rozdział 13

Witam was! Muszę przyznać że jestem zachwycona tym ile osób odwiedza mój blog. Mam już prawie 400 wyświetleń! Wiem że może dla innych to niewiele, ale dla mnie - mnustwo! Jak przekroczymy 800 wyświetleń to zacznę pisać miniaturkę Hermiona&Lucjusz. Pomysł już mam i jak tylko dopadnie mnie wena to zacznę pisać :) Pozdrawiam i miłego czytania!
----------------------------------------------
Ginny, Neville i Luna siedzieli w przy stole Gryfiindoru jedząc ostatni posiłek w tym weekendzie i rozmawiając na temat referatów które pisali podczas tego weekendu. Prace domowe z całego tygodnia zapewniły im sobotę i niedzielę spędzoną nad książkami bez chwili wytchnienia, a gdyby nie Neville i Ginny to krukonka wciąż siedziała by nad księgą która miała streścić dla Snape'a, choć Neville kilka razy przyznął (księga była o najciężej dostępnych składnikach eliksirów), ale jakoś dali radę i wypracowanie było na 2 rolki pergaminu. O 18.30 Luna pożegnała się z przyjaciółmi i ruszyła w stronę Gabinetu Dyrektora (opiekun jej domu rano ją poinformował że tam przyjmie ją dziś dyrektor) wpierw zachaczywszy o dormitorium żeby wziąść ze sobą wypracowanie. Tuż przed 19 była już przed drzwiami Gabinetu i zapukawszy czekała aż usłyszy zaproszenie.
- Wejdź.
Luna weszła bezszelestnie zamykając za sobą drzwi i rozejrzała się po Gabinecie. Była to jej druga wizyta w tym miejscu, ale dziewczyna nie zauważyła żadnej zmiany z wyjątkiem portretu ostatniego Dyrektora wiszącego na ścianie. Profesor Dumblefore spał w ramach obrazu nic nie robiąc sobie z wizyty dziewczyny której kazał zaufać temu oto zastępny największego czarnoksiężnika obecnych czasów. Ileż Luna dałaby za 5min rozmowy z profesorem z portretu sam na sam. Zamiast tego usłyszała warknięcie lodowatego głosu od którego poczuła ciarki na plecach:
- Co tak stoisz jak słup soli i gapisz się? Oddaj mi referat i książkę którą przekazał Ci profesor Flitwick.
Luna spojrzała na dyrektora siedzącego za biurkiem na którym znajdowało się mnustwo dokumentów skrobiącego coś na papierze. Zbladła - zapomniała książki. Całą siłą woli oderwała nogi od podłogi i poszedła do biurka kładąc pergamin na jego brzegu i lekko piszczącym głosem powiedziała:
- Zapomniałam zabrać ze sobą profesorze Snape, ale jeśli poczeka Pan kilka minut...
- Lovegood, a czy wyglądam jak bym się gdzieś wybierał? - zagrzmiał.
Dziewczyna wyszła z gabinetu by chwilę później wrócić z ciężkim tomem pod pachą.
- Bardzo przepraszam że musiał Pan czekać, profesorze - położyła księge na biurku.
- Delikatniej Lovegood, to nie jest byle jakie wydanie z Esów i Floresów - krzyknął patrząc na nią ze złością swoimi czarnymi jak węgiel oczami, mimo że obchodziła się woluminem jak z jajkiem przepiórczym .
- Przepraszam profesorze.
- Poczekaj aż skończę.
Luna stanęła przed biurkiem z rękami założonymi do tylu i rozejrzała się po Gabinecie utwierdzając się w przekonaniu że nic się nie zmieniło. Po kilku chwilach jej wzrok zatrzymał się na długim srebrnym mieczu z rękojeścią wypełnioną kamieniami szlachetnymi na widok którego zaparło jej dech w piersi. Czy to... Miecz Godryka Gryffindora? Zwilrzyła usta i wpatrywała się jak zaczarowana w miecz przypominając sobie rozmowę Malfoya ze swoimi gorylami. Voldemort kazał Snape'owi znaleść dla niego ten miecz, a on leżał tu, bezpieczny w murach zamku! Przecież jak chciałby go oddać to zrobiłby to od razu, nie trzymałby go tutaj, no nie? Jej umysł pracował na największych obrotach i gdy dotarło do niej że to ten namacalny znak że Mistrz Eliksirów jest jednak dobry jej serce zaczęło tańczyć bhangrę której nie przerwał nawet wark byłego nauczyciela
- Czego się tak rozglądasz Lovegood, ścian głupia nie widziałaś?!
Dziewczyna rozanielonymi oczami spojrzała na zdziwionego jej szczęściem profesora i niewiele myśląc tancznym krokiem obeszła biurko i serdecznie objęła najgroźniejszego mężczyznę w zamku na co ten spiął się jak by połknął kij. Po chwili kołysania siedzącego Mistrza w ramionach odsunęła go od siebie i cmoknęła w policzek po czym wciąż tancznym krokiem nucąc pod nosem jej tylko znaną melodię ruszyła w stronę wyjścia. Już prawie opuściła gabinet w obrocie kiedy drzwi zamknęły jej się z hukiem prosto przed nosem co sprawiło że wróciła do rzeczywistości. Odwruciła się w stronę byłego ślizgona.
- Lovegood, wytłumacz mi co to miało być? - dziewczyna przerażona patrzyła jak jej profesor podchodzi w jej stronę z groźną miną i nie mogła wymówic nawet słowa - Co, języka w gębie zapomniałaś?
Luna przełknęła ślinę, zwilżyła lekko usta i zaczęła dukać:
- Ja... no.... gnębiwstryki...
Nauczyciel był już tak niebezpiecznie blisko że zrobiła krok w tył natrafiając tym samym na drewniane drzwi.
- Gnębi-co? - zapytał patrząc na nią jak na chorego psychicznie na co Luna już pewniejszym głosem odpowiedziała
- Gnębiwtryski profesorze. To takie niewidzialne stworzenia które wlatają przez uszy i mieszaja nam w muzgu. Na ogół są one smutne ale ten był wyjątkowo wesoły dlatego tak mi się stało - powiedziała to wszystko na jednym w dechu w nadzieji ze profesor uwierzy i nie będzie dociekał powodu jej radości, ale wiadomo, nadzieja matką głupich.
- Lovegood, nie od parady należysz do Ravenclow, to dom dla ludzi wybitnie inteligętnych, więc zakładam że masz trochę oleju w tej swojej głupiej łepetynie i nie myślisz że w to uwierzę - wysyczał nachylając się na nią, wcisniętą w drzwi.
- Profesorze Pan ich nie widzi ale one...
- Zamknij się Lovegood! - choć jego twarz wyrażała całkowity spokuj to po oczach widać było że jest na granicy wybuchu - jak chcesz się tulić i całować do idź do Longbottoma, będzie zachwycony, mnie takie gówniary jak Ty nie kręcą. Jeszcze raz zrobisz coś takiego a srogo tego pozałujesz. A teraz - poczuła jak leci do tyłu gdy drzwi za jej plecami otworzyly się tak nagle jak się zamknęły dzięki ruchowi różdżką dyrektora - nie chcę Cię widzieć na oczy do piątku - i rzucił na leżącą dziewczynę jej różdżkę i zamknął z hukiem drzwi zanim zdąrzyła mrugnąć.

Ginny siedziała z Nevillem przy stole w Wielkiej Sali kończąc jedzenie tostów z dżemem rozglądając się za Luną, tej jednak nie było mimo że już za 15min mieli mieć pierwszą lekcję, w dodatku z Carrow'em. Neville przełknął ostatni kęs i poszedł na zaklęcia a Ginny zaryzykowała zostając jeszcze chwilę zerkając co chwilę na ich dyrektora który jak gdyby nigdy nic jadł kiełbaski. Dopiero na 5min przed zajęciami wyszła z sali i dopiero gdy dobiegła do sali zobaczyła swoją przyjaciółkę która stała pod salą w podręcznikiem mugoloznastwa w dłoni.
- Luna co... - przerwała słyszać obsacy ich profesorki. Posłusznie weszli do klasy ale ruda posłała przyjaciółce spojrzenie mówiące 'jeszcze sobie porozmawiamy' i przez resztę lekcji już się żadna nie odezwała. Jak tylko wyszły z sali gryfonka pociągnęła krukonkę za rekaw w stronę łazienki dziewcząt i gdy były w środku spojrzała na nią wyczekująco.
- Ginny, to nie jest rozmowa na 5minutową przerwę między lekcjami. Przekaż Nevillowi na obiedzie żeby spotkał sie z nami w pokoju życzeń po lekcjach.
- A czemu nie było Cię na śniadaniu? - patrzyła na krukonkę z rękami założonymi pod biustem.
- Snape powiedział że nie chce mnie widzieć do piątku a ja nie wolę się trzymać jego proźby.
- Co się między wami znów stało?
- Opowiem Ci to jak już będziemy z Nevillem, po za tym i tak musimy już iść na lekcje, nie chce się spóźnić...
Ginny i Luna siedziały już od kilku minut w Pokoju Życzeń gdy dołączył do nich Neville z ciasteczkami wysłanymi mu rano przez babcię.
- Opowiadaj Luna co się wczoraj stało, cały dzień byłaś taka tajemnicza...
Chłopak usiadł naprzeciwko dziewcząt na puszystym dywanie kładąc ciasteczka na środku. Gryfoni słuchali z otwartymi ustami jak blondynka opowiada im wydarzenia wczorajszego wieczora. Pierwsza odezwała się Ginny.
- Czy ja dobrze zrozumiałam? Widziałaś miecz Gryffindora w oficjalnym Gabinecie Snape'a?
Krukonka przytaknęła.
- Ale skąd on się tam znalazł? Przecież nikt nie wie gdzie on jest, nawet Sami-Wiecie-Kto! Przecież to on kazał Snape'owi go szukać! - Nevill prawie gubił oczy ze zdziwienia.
Luna spojrzała na dywan.
- Słuchajcie, pamiętacie jak mówiłam Wam że Dumbledore zapisał ten miecz Harry'emu? Myślę że powinniśmy wykraść Snape'owi ten miecz puki on jeszcze nie oddał go Sami-Wiecie-Komu - oczy Luny i Nevilla spoczęły na pannie Weasley.
- Co? Niby jak? Ginny, to niewykonalne!
- Neville, we troje na pewno coś wymyślimy! Luna zna hasło do Gabinetu...
- A ja myślę że narazie nie powinniśmy wykradać miecza - odezwała się cicho krukonka, a gryfoni spojrzeli na nią jak na sklątkę tylkowybuchową - nawet jak uda nam się tam wejść i zabrać miecz niepostrzeżenie, to i tak przecież Snape w końcu zauważy jego brak i przeszuka całą szkołę aż znajdzie zgubę. Po za tym i tak nie wiemy jak dostarczyć miecz Harry'emu.
Nastała chwila ciszy którą przerwał dopiero Neville.
- Myślę że Luna ma rację. Wydaje mi się że do Sami-Wiecie-Kto kazał umieścić miecz w zamku, sami doskonale wiecie że nie ma bezpieczniejszego miejsca w Anglii. Narazie miecz jest bezpieczny, najpierw musimy wymyślec jak go bezpiecznie wykraść, a przede wszystkim jak go dostarczyć Harry'emu, Ronowi i Hermionie.
Ginny popatrzyła na przyjaciół. Choć wiedziała że mają rację korciło ją żeby iść po miecz już teraz. To miało im pomuc wygrać wojnę! On tu był, kilkanaście metrów dalej, a ona nie mogła w żaden sposób pomuc ukochanemu...

Kilka godzin później Luna po kąpieli w swojej żółtej piżamie z różowym słonikiem rozsunęła kotary swojego łóżka chcąc pobawić się z narglami - zamieszkiwały jemiołę uwieszoną nad jej łóżkiem - zanim pujdzie spać gdy zauważyła książkę wraz z listem leżącą na środku łóżka. Wzięła do ręki list, i rozłożywszy go spojrzała nakreślone czarnym atramentem litery

Panno Lovegood!
Za Pani wczorajsze zachowanie zoobowiązuję Panią do napisania na piątek referatu na 5 rolek pergaminu w oparciu o ten oto wolumin na temat najbardziej skąplikowanych eliksirów.
Severus Snape


Lunie załamały się ręce. 5 rolek pergaminu do piątku?? On chyba oszalał, nawet Hermiona nie dała by rady! Załamana usiadła na łózku, przywołała pergamin i samo piszące pióro i zaczęła robić notatki o czym na pewno powinna wspomnieć w swoim referacie.

Neville siedział przy stole jedząc pieczone ziemniaki w piersią z kurczaka i burakami słuchając Ginny która właśnie czytała mu artykuł o premierze pierwszej biografii profesora Dumbledore'a w Proroku Codziennym jednak myślami był zupełnie gdzie indziej.
- Ginny, czy Luna spotyka się z kimś?
Ruda przerwała czytanie artykułu i spojrzała na chłopaka zdziwiona.
- Przecież wiesz że nie.
- Tak tylko pomyslałem że może ma a  ja nie wiem....
- A kiedy miałaby sie z nim spotykać? Przecież albo jest na lekcjach, albo z nami albo u Snape'a.
- Niewiem, może to ktoś z Ravenclow z kim spędza czas w wieży...
- Oh Neville, nie gadaj głupot tylko jedz szybciej bo zaraz masz zielarstwo... - i chciała wrócić do czytania artykułu jednak Neville zamiast kończyć śniadanie odłożył widelec i spojrzał poważnymi oczami na rudą.
- Ginny, wiesz że zależy mi na Lunie...  Nie chce żebyś z nią rozmawiała a ni ją jakoś namawiala, ale proszę, pomuż mi jakoś...
Ginny nie mogła znieść błagalnego wzroku przyjaciela i cicho westchnowszy zastanawiała się co powiedzieć chłopakowi. Luna go nie kocha, i to sie raczej nie zmieni a Neville nie poddawał się łatwo - w końcu był gryfonem. Nagle do głowy Ginny wpadł doskonały plan, i jak dobrze pujdzie to i wilk będzie syty i owca cała. Nachyliła się nad chłopakiem i przekazała mu pomysł na jaki wpadła ktory miał wyglądać na uwiedzenie Luny. Po lekcjach Ginny i Neville siedzieli już od kilku minut minut w bibliotece gdy do ich stolika podeszła Luna z wielkim tomem w dłoni. Dziś gryfonka praktycznie nie widziała przyjaciółki nie licząc tych kilku minut między lekcjami które krukonka spędzała w nosem w jakiś notatkach.
- Luna, czyżbyś zastępowała Hermionę w czytaniu takich 'lekkich' ksiąg?
- Nie Neville, niestety to nie to.... Wczoraj jak wróciłam do dormitorium znalazłam ją na swoim łóżku wraz z kartką od Snape'a że mam napisać w oparciu o tą księgę referat na temat najtrudniejszych eliksirów na 5 rolek pergaminu do piątku - załamana krukonka usiadła przy stoliku.
- Co? 5 rolek?! Nawet Hermiona nie dałaby rady! - krzyknął Neville czym naraził się pannie Prince która ukarała go groźnym spojrzeniem i kilkoma ostrymi słowami o haniebnym zachowaniu uczniów w bibliotece.
- Spokojnie Luna, we troje napewno damy radę....
- Ginny, nie mogę Was ciągle prosić o pomoc w referatach dla tego nietoperza, macie wystarczająco dużo własnych prac domowych...
- Luna, no co ty, nie zostawimy Cię z tym samej....
- Dobrze juz dobrze, ale najpierw muszę wam pokazać dwa eliksiry które znalazłam w tej książce które mogą nam się przydać. Pierwszy to Eliksir Niewidzialności - otworzyła księgę w miejscu gdzie był wsadzony jeden kawałek pergaminu - Słuchajcie. "Eliksir ten pozwala każdemu kto go wypije na czasowe bycie niewidzialnym. Eliksir nie pozostawia żadnych śladów w przeciwieństwie do zaklęć o tym samym skutku. Stosuje się go doustnie aby ukryć człowieka, a także na ubranie wierzchnie aby również było niewidoczne. Czas trwania eliksiru jest uzależniony od ilości jaką dana osoba spożyła, a 1 kropla to 1h niewidzialności" - spojrzała na wsłuchanych w nią przyjaciół. - To znaczy że nie musimy już używać zaklęcie kameleona, wystarczy ten eliksir! Jak wiecie magia zostawia zawsze ślad, więc dobry czarodziej taki jak np. Snape może wyczuć że przeszliśmy niedaleko bo wyczuje magię. A tego eliksiru nie wyczuje, bo nie zostawia żadnego śladu! - miała wrażenie że tylko ona wyjawia entuzjazm z tego odkrycia.
- Ale Luna, po pierwsze to jeden z najtrudniejszych eliksirów do uważenia skoro znajduje się w tej książce, a po drugie jego składniki są zapewnie niezwykle ciężkie do zdobycia... - zaczęła niepewnie Ginny nie wiedząc co sądząc o pomyśle przyjaciółki, przecież żadno z nich orłem z eliksirów nie było, inni członkowie GD też nie.
- Owszem, eliksir jest dość skomplikowany ale myślę że dam radę, a co do składników sa one łatwo dostępne, jednak będę musiała Cię prosić o pomoc w tej materii Neville - krukonka zwróciła się w stronę gryfona - Jak poprosze tatusia o to aby wysłał mi składniki to będzie pytał po co itd, i w ostatnim czasie jego wydania Żonglera nie popierają już w takim stopniu Harry'ego co wcześniej więc nie jestem pewna czy by mi je wysłał. Ja oczywiście dam Ci pieniądze abyś wysłał babci żeby mogła je kupić i nam wysłać...
- Luna, myślę że babcia Nevilla nie będzie chciała go narażać, to jej jedyny wnuk - przerwała jej ruda która była pewna takiej reakcji ze strony babci chłopaka bo sama znała swoją rodzinę i była pewna że nie pomogli by jej w tym.
- Ginny, co Ty mówisz, nie znasz mojej babci. Jak bym jej powiedział że chce łajnobombę żeby żucić nią w Sama-Wiesz-Kogo to dała by mi ją zanim skończyłbym prosić! Składniki do eliksiru to pestka, a o pieniądze też nie musisz się martwić, nie należymy do biednych - Ginny spojrzała na przyjaciela, ten po raz pierwszy odkąd się znali poruszył kwestę finasową swojej rodziny. Nie żeby to było ważne, ale jakoś nie mogłaby sobie wyobrazić Nevilla śpiącego na złotych galeonach - to zupełnie do niego nie pasowało. - Jeszcze dziś do niej napiszę, i myślę że najdalej na koniec tygodnia dostaniemy składniki potrzebne do eliksiru.
- Ale Neville, jak coś nie wyjdzie to stracisz pieniądze, wole żeby to było z moich bo wtedy nie będę miała poczucia winy jak nie wyjdzie... - widać było że Luna czuje się niezręcznie z tym że gryfon coś jej kupi co Neville od razu wyczuł.
- Ależ ja nie kupuję tego tylko dla Ciebie! To będzie potrzebne nam wszystkim, a jak Ci się nie uda no to trudno, przecież nie możesz wszystkiego brać na siebie. Wystarczy że sprubujesz, Ginny będzie Ci pomagać a ja zaintewestuję, pozwólcie że chociaż w ten sposób jakoś się do tego przyłożę... - jeszcze kilka minut namawiał dziewczyny żeby zgodziły się na taką formę pomocy aż w końcu ustąpiły.
- A drugi eliksir? - przypomniała sobie Ginny.
- Drugi eliksir jest całkowicie niezwykły i pierwszy raz o takim słyszę - jest to rodzaj tarczy na Veritaserum. Nie będę Wam czytac regułki ponieważ jest dość zawiła, ale ogólnie działa to tak, że w ciągu 12 godzin od zażycia eliksiru ktoś poda wam Veritaserum niebędzie ono działać, a ten który go zażyje będzie czuł gorzki smak co pozwoli mu wyczuć że ktoś prubuje podstępem wyciągnąć z niego informację.
- Luna, jesteś świetna! Przyda się nam to jak zaczną podejrzewać że reaktywowaliśmy GD bo wtedy będą pewnie stosować sztuczki Umbriage.... Ej, czemu nie jesteś z siebie zadowolona? Odwaliłaś kawał dobrej roboty znajdując ten eliksir! - o ile Eliksir Niewidzialności jakoś do gryfonki nie przemawiał, tak antidotum na Veritaserum wydawał jej się wspaniałym odkryciem.
- Dlatego że do tego eliksiru jest potrzebnych kilka bardzo ciężko dostępnych składników. Jestem pewna że Snape je ma, ale jak zauważy jakie składniki mu znikają to może zoriętować się jaki eliksir prubujemy uważyć, choć myślałam o tym żeby podkraść też kilka innych tak dla zmyłki...
- Spokojnie, ja i Neville będziemy Ci pomagać i też postaramy się coś zawędzić Snape'owi. A teraz pokaż tą książkę, i notatki jakie zrobiłaś, postaramy się napisać dziś choć półtorej rolki pergaminu żebyś do piątku miała to skończone....

Neville siedział na łóżku w swoim praktycznie pustym dormitorium z Teodorą na ramieniu i właśnie kończył pisać list do babci uważając na to żeby nie napisać za wiele w razie jakby ktoś przechwycił list.

Kochana Babciu!
Na wstępie listu chciałbym Cię serdecznie pozdrowić i ucałować, mam nadzieję że list zastanie Cię piekąc Twoje pyszne czekoladowe ciasteczka - wczoraj wszystkie z Luną i Ginny zjedliśmy rozmawiając. Jak wiesz podoba mi się Luna, ale dotychczas nie wiedziałem jak jej to okazać, dziś jednak wpadłem na świetny pomysł - ostatnio trochę zainteresowała się eliksirami, więc pomyślałem że może mógłbym podarować jej kilka składników? Rozmawiałem o tym też z Ginny i ona też uznała że to dobry pomysł. Listę dołączam na samym końcu. A ogólnie w szkole nie zmieniło sie wiele od ostatniego listu. Pomagałem ostatnio profesor Sprout w przesadzaniu diabelskich sideł i mandragor, a z wypracowania dla profesor McGonagall dostałem ostatnio Powyżej Oczekiwań więc idzie mi całkiem nieźle.
Pozdrów rodziców jak będziesz ich odwiedzać.
Całuski
Neville


Wsadził list do koperty, zaadresował ją i wsadził do torby aby niezapomnieć iść jutro do sowiarni przed śniadaniem wysłać wiadomość dla babci. Poszedł do łazienki gdzie przebrał się i wymył zęby by po kilku minutach znów znaleść się w łóżku, tym razem pod kołdrą prubując zasnąć. Po głowie chodził mu wciąż pomysł który dała mu Ginny dziś na obiedzie nie dając mu spać. Czy to naprawdę mogłoby pomuc mu w zdobyciu Luny? Jeśli tak to warto spróbować. Wiedział już nawet kogo poprosić o pomoc przy realizacji tego planu. Obiecał sobie porozmawiać jutro z gryfonką i ustalić plan działania. Z tą myślą oddał się w ramiona Morfeusza.

Hagrid siedział w swojej chatce na skraju lasu głaskając Kła siedzącego przy fotelu z łbem na jegok kolanie. Czekał właśnie na Nevilla który powienien już być aby zabrać szczury. Choć jako nauczyciel nie powinien popierać idei odnowienia GD to właściwie cieszył się że pomimo tych ciężkich czasów dzieciaki jednak wierzą w to że nadejda lepsze dni, a ich hard ducha i chęć wygranej była tak wzruszająca że za każdym razem jak o tym myślał to łzy które cisnęły mu się do oczu próbował zatamować butelkami Ognistej Weskey i litrami kremowego piwa przez które na drugi dzień ma gigantycznego kaca. Po kilkunastu minutach usłyszał pukanie do drzwi. Był to Neville który przyszedł po szczury. Chłopak przywitał się i po półgodzinnych zapewnieniach gryfona że odniesie mu szczury jutro przed śniadaniem, obiecując podać im coś na wzmocnienie i wogule opiekować się w każdy możliwy sposób i wyszedł zostawiając Hagrida ponownie samego. Ah te dzieciaki, są tak lojalne naukom psora Dumbledore'a, taki lojalne względem szkoły i siebie nazwajem... Niezastanawiając się długo wyszedł z chatki na błonia i udał się w stronę grobu czarodzieja który zastępował mu ojca. Ukląkł przy grobie i oparł ręce na białym marmurze który był teraz domem tego wielkiego człowieka. Złożył ręce jak do modlitwy i zapłakał cicho. Po kilkunastu minutach gdy wiatr wysuszył już łzy które lały się wielkimi kroplami z twarzy gajowego ten podniusł się i ruszył w stronę drogi prowadzącej do Hogsmeade gdzie zamówi sobie butelke Ognistej i patrząc na krągłości Madame Rosmerty upije się w trupa.

- Cześć wszystkim! Na dzisiejszych zajęciach będziemy uczyć się głównie o uzdrawianiu, udało nam się znaleść kilka ciekawych zaklęć które napewno przydadzą się każdemu, i nie koniecznie w bitwie ale i w życiu codziennym. A teraz gorsza wiadomość. Jedno z tych zaklęć działa tylko na rany zadane czarnomagiczną klątwą - po sali rozeszły się ciche szepty - Tak, jest to spory problem ponieważ nie jesteśmy tu po to aby uczyć się takich zaklęć, ale spójrzcie na to z drugiej strony. Musimy wiedzieć jak się na wzajem z takich zaklęć leczyć, a żeby to umieć musimy ćwiczyć. A żeby móc ćwiczyć niestety musimy nauczyć się jak je skutecznie rzucać. Oczywiście zrozumiemy te osoby które odmówią, wtedy ja i Luna będziemy rzucać te zaklęcia za Was. Jakieś pytania?
- Na kim będziemy ćwiczyć zaklęcia? Bo przecież chyba nie na sobie nawzajem... - odezwała się jakaś pulchna puchonka.
- Oh całkiem o tym zapomniałam. Będziemy ćwiczyć na szczurach, ale nie martwcie się, dzięki eliksirowi przeciwbólowemu który uważyła Luna nie będą czuć bólu. Szczury są już powiększone żeby łatwiej było ćwiczyć. Zaklęcie robiące rany to Sectusempra tak na marginesie wymyślone przez naszego Dyrektora jeszcze gdy był uczniem. Efekty zaraz zobaczycie i wtedy zadecydujecie czy chcecie je rzucać czy nie.
Luna poszła na sam koniec sali gdzie Neville ćwiczył Expeliarmus z młodszymi uczniami i przyniosła jednego szczura wielkości kota. Ginny pochyliła się nad ciałem spokojnego zwierzęcia i cicho, aczykolwiek pewnym głosem wypowiedziała zaklęcie. Na ciele szczurka od razu pokazały się rany przypominające cięcia szpadą a których zaczęła wypływać krew, ale zwierze dalej spokojnie leżało jak by nawet nie zauważyło tej zmiany. Odczekała pół minuty i wymówiła drugie zaklęcie - Vulnera Sananatur. Powoli rany zaczęły się goić pod wpływem zaklęcia które szeptała pod nosem gryfonka. Gdy wszystkie rany całkiem się zagoiły jednym machnięciem różdżki wyczyściła krew, a następnie podała szczurkowi kawałek chleba które ten chwycił szybko w łapki i zaczął skubać. Ginny delikatnie wzięła go w ręce i przeniosła do klatki gdzie miał możliwość wyspać się i nadrobić straconą energię.
- Widzieliście jakie zaklęcia przynoszą efekty. Tak jak powiedziałam zrozumiemy jak ktoś nie będzie chciał żucać zaklęcia Sectumsempra, więc kto nie chce, niech podniesie rękę.
Spodziewała się że połowa z nich wymięknie i ucieknie z krzykiem że mieli uczyć się bronić a tu chcą uczyć ich zaklęć czarnomagicznych ale wszyscy rozumieli że takie zaklęcia również będą im potrzebne w ostatecznej bitwie - nikt nie podniusł ręki.
Zajęcia trwały dobre dwie godziny po których każde z Członków ukryte pod zaklęciem wyszło z Pokoju Życzeń.

wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 12 (+18)

Krótki ale zawiera sceny erotyczne, więc ostatni akapit tylko +18 :) Błędy oczywiście kiedyś też poprawię jednak chciałam dodać w miarę jak najszybciej ten rozdział bo już chodzi mi po głowie następny więc może jeszcze w tym tygodniu coś dodam. A tak właściwie to wolicie dłuższe rozdziały a rzadko, czy może krótkie i częściej?
Pozdrawiam
--------------------------
Amycus siedział w swoim gabinecie na końcu sali w której za chwilę mieli się zebrać Krukoni i Gryfoni z szóstego roku. Znów będzie miał możliwość zobaczyć tą Weasley, ale niestety szlabany z nią musi sobie na razie odpuścić, Snape wdarł mu się do umysłu jak tylko zobaczył stan w jakim ten się znajduje i zobaczył wszystko to co chciał zachować dla siebie. W tamtym momencie miał ochotę zabić tego tłustowłosego nietoperza, ale nie za to że przeglądał jego myśli jak jedną z tych swoich ksiąg, ale za to że śmiał spojrzeć na półnagą Weasley w białej pościeli z włosami rozrzuconymi wokół głowy jak aureola. Ten widok był tylko jego, i nikt inny nie mógł na coć takiego patrzeć! Złość ponownie zawżała w jego żyłach. Od tamtego wieczoru starannie omija Mistrza Eliksirów ale widział że ten go obeswuje, czuł jak wdziera się w jego myśli szukąc jakiegoś nowego wspomniania które świadczyło by o tym że na prawde napastuje dziewczyne. Ale nie da mu tej satysfakcji, nie zblizy sie do niej teraz, narazie uspi jego podejzliwosc i dopiero wezmie sie za ruda. Ze tez Voldemort zabrania im wykorzystywania dziewczat w szkole! Co w tym takiego zlego? To ze on jako pól waz nie ma przyjemnosci cielesnej nie znaczy ze oni sa tacy sami! Kiedys Czarny Pan chetnie wykorzystywal mlode czarownice choc uwazal zeby zadnej nie zaplodnic. A teraz? W celibacie zyje juz tyle czasu twierdzac ze prawdziwa przyjemnosc mozna zaznac jedynie poprzez zadawanie bólu. Oczywiscie, to bardzo stymulowalo jego podniecenie i dawalo mu ogromna przyjemnosc, ale przeciez zadawanie bólu nie powinno ograniczac sie tylko do zaklec czy ciecia nozem, jest cala masa sposobów na zadanie bólu kobiecie w trakcie seksu. Spojrzal na zegarek - za minute mial zaczac lekcje. Podniusl sie leniwie i ruszyl w strone drzwi prowadzacych do sali lekcyjnej.

Severus Snape siedzial sam w gabinecie dyrektora. Kilka chwil temu wyszedl stamtad Minister Magii który przed dobrych 40min wypil polowe jego butelki Wina skrzatów które przechowywal na specialne okazje i po opowiadaniu o tym ze za kilka dni premiera ksiazki Rity Skeeter "Zycie i smierc Albusa Dumbledore'a". Snape jako jeden z nielicznych przeczytal juz owa ksiazke i byl nia zdegustowany - owszem Dumbledore mial okropny charakter, manipulowal ludzmi i jesli czyjas smierc miala sie przyczynic do wiekszego dobra to bez mrugniecia okiem byl gotowy wyslac tego kogos na smierc. Ale po tym co zrobil dla calej spolecznosci czarodzieji nikt nie powinien choc wyrazac zainteresowania ta ksiazka a nawet poplecznicy bylego dyrektora w napieciu oczekuja na wydanie. Nie powinni wyciagac brudów zycia i starych bledów Dumbledore'a na swiatlo dzienne, ale oczywiscie Czarny Pan chce pokazac wszystkim ze kiedys Dumbledore tez chcial zawladnac swiatem mugoli, byc najwiekszym czarodziejem obecnych czasów. Wyciaga na wierzch smierc 3 mugoli z reki Dumbledore'a Seniora, to jak Kendra ukrywala Adriane oraz smierc Adriany prawdopodobnie z reki brata, a nawet zlamany nos Dumbledore'a. Nagorsze bylo to ze prawdopodobnie wiekszosc uwierzy w ten punkt widzenia który przedstawi ta glupia dziennikarka. Severus wzdechl i przywolal szklanke która napelnil Winem Skrzatów. Nie powienien co prawda teraz pic bo za godzine ma szlaban z ta glupia Lovegood, ale szklaneczka przeciez mu nie zaszkodzi. Swoja droga jak juz mysli o tej idiotce to ciekawe gdzie znika razem z innymi uczniami - moze znowu bawia sie w ta swoja podrube Zakonu Feniksa? Jesli tak to ci gówniarze musza byc jeszcze glupsi niz wygladaja jesli mysla ze on tego nie widzi, mysla ze zaklecie kameleona wystarczy zeby byli calkowicie niewidoczni? Nie, magia zawsze zostawia slad, ale co innego eliksir - ten jest calkowicie niemozliwy do wykrycia. Właściwie to nie miał nic przeciwko tej dziecinadzie - może przynajmniej czegoś się nauczą choć oczywiście i tak nie będą mieli szansy ze Śmierciożercami ale za to mają poczucie że coś robią a to bardzo pomaga. Jednak jeśli dzieciaki nie będą ostrożniejsze to w końcu któreś z Carrow'ów się kapnie co się dzieje i wtedy nie pozostanie mu nic innego jak ukarać wszystkich członków tej ich Gwardii czego nie chciał robić. Zostało mu więc jedno, mianowicie zapewnienie im jak największej ochrony jednocześnie nie pokazując że cokolwiek wie. Siedział kilka minut zastanawiając się jak to zrobić gdy wpadł mu do głowy pomysł - każde Lovegood zrobić wypracowanie na temat najbardziej skąplikowanych eliksirów, da jej książkę z przepisem na Eliksir Niewidzialności, jest inteligętna napewno na niego trafi, a mimo że eliksir jest naprawdę ciężki do uważenia to składniki są łatwo dostępne i jest pewny że ta da sobie radę, w końcu na eliksirach była jedną z najbardziej pojętnych uczennic. Postanowił dać jej tę książkę jeszcze dziś i na tym zakończyć rozmyślenia o poczynaniach krukonki ale jakoś mu nie chciała wyjść z myśli. Myślał o tym jak zmieniła się na przestrzeni tych lat. Jak przyszła do szkoły była całkowitym indywidum żyjącym we własnym świecie, później miała fazę na siedzenie godzinamy w tą szurniętą wróżbiarką ponieważ ona jedyna w spokoju słuchała jej opowieści o tych wszystkich idiotycznych stworzeniach, później noszenie tej dziewnej biżuterii (choć to niedokońca jej przeszło bo wciąż nosi żodkiewki w uszach), spotkania dziecinady które sprawiły że wydoroślała i trochę ogarnęła się z tymi magicznymi stworzeniami aż do teraz kiedy prawdopodobnie sama została jedną z przywódczyń Gwardii razem z Weasley i Longbotomem. Nigdy nie przypuszczał że z takiego chorego psychicznie stworzenia wyrośnie taka ładna dziewczyna. No może nie ładna, ale całkiem znośna. Oczy wciąż miała za mocno wyłupiaste a ich srebrny kolor był okropnie drażliwy, za długie włosy które wiecznie wychodziły jej spod kitki którą zwykła wiązać przychodząc na szlaban i ozdabiały jej zbyt szczupłą szyję, a drazniący w nos kokosowy zapach rozchodził się po całym pomieszczeniu w którym się znajdowała. Nawet nie wiedział kiedy poczuł że jego spodnie zrobiły się bardzo ciasne i na siłę skierował swoje myśli z Lovegood na Rajni. Tak dawno się z nią nie widział. Niewiele myśląc wysłał jej patronusa z wiadomością żeby spotkali się za pół godziny w Trzech Miotłach i odstawił pustą szklankę na biurko zerkając za godzinę.

Luna stała przed drzwiami gabinetu dyrektora. Dostała się tu dzięki profesor McGonagall która podała jej hasło gdy krukonka wytłumaczyła jej że profesora Snape'a nie ma w lochach. Nie była w tym gabinecie od dnia śmierci profesora Dumledore'a i stała kilka chwil wachając się, a gdy w końcu zebrała się w sobie i uniosła rękę aby zapukać do drzwi te otworzyły się nagle sprawiając że Luna zachwiała się i odruchowo chwyciła to co było najbliżej niej aby nie upaść - przodu tuniki Głównego Nietoperza Hogwartu. Pod palcami czuła niezwykłe jak na nietoperza ciepło i zesztywniałe w bezruchu mięśnie, a jej twarz owiał słodki zapach wina skrzatów. Przez kilka sekund stała tak uczepiona jego tuniki z zamkniętymi oczami wchłaniając zapach wina gdy nagle uświadomiła sobie że już odzyskała równowagę i należałoby puścic profesora. Odkoczyła od niego jak popażona i spojrzała w jego twarz czując jak delikatny rumieniec oblewa jej twarz.
- Lovegood, jeśli chciałaś się do kogoś przytulić to polecam Longbottoma, on byłby w przeciwieństwie do mnie zachwycony - warknął Snape otrzepując swoje ubranie jak by go czymś ubrudziła a przecież ledwie go dotknęła. Poczuła się tym mocno urażona, a w dodatku jego słowa sprawiły że spłoniła się jeszcze bardziej.
- Wcale nie chciałam się do Pana tulić, próbowałam jedynie złapać równowagę ponieważ otwierając drzwi wpadł Pan na mnie - odporowała niewiele myśląc i nim skończyła już chciała zatkać usta dłońmi żeby żadnej dźwięk więcej już się z nich nie wydobył.
- Jak śmiesz Lovegood! Jak byś nie stała pod tymi drzwimi Merlin wie ile to nie wpadł bym na Ciebie! - zmierzył ją wzrokiem - Czego wogule chcesz?
- Przyszłam na dzisiejszy szlaban i żeby oddać różdżkę a ponieważ nie zastałam Pana w lochach uznałam że zapewnę znajdę Pana tutaj, a profesor McGonagall powiedziała mi jakie jest hasło abym mogła wejść.
Snape spojrzał na nią z ukosa i wyciągnął przed siebie swoją ziemistą, wielką dłoń.
- Więc oddawaj różdżkę i zmiataj stąd - wysyczał patrząc na nią oczami zmrużonymi tak bardzo że wyglądał jak chińczyk. Luna posłusznie oddała różdżkę uważając by nie dotknąć jego dłoni i spojrzała mu w oczy czekąc na informację odnośnie szlabanu.
- Czy ja nie wyraziłem się wyraźnie Lovegood? Powiedziałem zmiataj stąd! - jego twarz wyrażała całkowity spokój, ale oczy go zdradzały, był wściekły.
- Dziś piątek profesorze, więc dziś mam u Pana szlaban...
- Oh, aż tak bardzo stęskniłaś się za robakami w mojej sali? Jeśli tak..
- Nie! Nie stęskniłam się za robakami profesorze - patrzyła prosto w jego oczy myśląc o tym jak to zabrzmiało.
- Zatem do zobaczenia w niedziele wieczorem panno Lovegood - i wrócił do swojego gabinetu zamykając drzwi i zostawiając Lunę samą. Zeszła ze schodów, minęła gargulca i ruszyła w stronę swojej wieży znów zastanawiając się jak pomuc profesorowi. Minął już miesiąc a ona nawet o krok nie zbliżyła sie do wykonania misji zleconej jej przez profesora Albusa. Gdy była już w swoim dormitorium i leżała na łóżku patrząc w niebieski baldachim ze srebrnymi i złotymi gwiazdami przyznała przed samą sobą że nie chodzi już tylko o proźbę zmarłego dyrektora - było jej go okropnie szkoda, i wiedziała że bez wizyty w gabinecie dyrektora tamtego dnia i tak starałaby się zrobić wszystko by się na nią otworzył.

Rajni leżała na plecach i napajała się uczuciem zwinnego języka drażniącego się z jej sutkiem i ręki gładzącej jej drugą pierś. O tak, Severus Snape był dobrym kochankiem, sama o to zadbała, choć pomimo wszystko brakowało mu tej czułości i namiętności - choć prubowała go nauczyć obu tych uczuć to i tak uważał że seks służy tylko po to by zaspokoić obie strony poprzez orgazm, a przecież ta cała otoczka bywa czasami przyjemniejsza niż nawet najsilniejszy orgazm. Jednak jak mieć to co ma a nie mieć w cale to zdecydowanie wolała mieć choć tą namiastkę miłości jaką dawał jej Severus. Pamięta jak się poznali - Severus zaskoczył ją na Śmiertelnym Nokturnie i próbował zgwałcić jednak na szczęscie udało jej się jakoś wyswobodzić. Później spotkała go dopiero na jednym ze spotkań Śmierciożerców gdzie został przedstawiony jako nowy członek. Wtedy była zła na niego za to że wykorzystał fakt że była bezbronna i miała ochote go zabić, i jedynie Czarny Pan powstrzymywał ją przed rzuceniem zaklęcia. Jednak kiedy ponad rok później zapukał do jej drzwi, gdy zobaczyła jego twarz i chęć śmierci odbijącą się w jego oczach nie mogła dłużej myślec o nim źle. Wiedziała że przyszedł do niej po to aby go zabiła, jednak ona zamiast tego wzięła go do swojego domu i pomogła mu dojść do siebie. Nigdy nie zapytała co było powodem jego załamiania, a on jej nigdy tego nie wyznał. Pani Zabini miała wielu mężów, jeszcze więcej kochanków, jednak do tego Ślizgona miała jakąś słabość. Wszyscy inni mężczyźni byli dla niej przelotni, głównie dzięki Lucjuszowi którego za to nienawidziła, jednak on był przy niej od lat. Kochała go, choć nie było to uczucie łączące kobietę i mężczyznę, kochała go jak brata którego nigdy nie miała. Nauczyła go wszystkiego co potrafiła zaczynąc od gotowania a kończąc na łóżku, jednak miłości nigdy go nie mogła nauczyć. Próbowała wiele razy, podstawiała mu różne kobiety jednak on za każdym razem robił to samo: zaliczył i odesyłał. Ktoś kiedyś musiał naprawdę mocno złamać jego serce, a Rajni po tylu latach straciła nadzieję na to że ono kiedykolwiek jeszcze dla kogoś mocniej zabije. Poczuła jak jedna jego ręka przesuwa się po jej udzie na pośladek, a usta puszczają sytek i skubią teraz szyję. Rozchyliła zapraszająco uda, wystawiając je do przodu gdy czarnowłosy był już pomiędzy jej nogami. Poczuła jak głaska nabrzmiałym członkiem jej wargi sromowe, drażni się chwilę z łechtaczką by mocno i jednym brutalnym pchnięciem wejść w jej środek. Poczuła jak pulsuje w niej, a z jej gardła wydobył się jęk przypominający mruknięcie zadowolonego kota. Czuła jak rusza się w niej, a na ramianiu czuła jego gorący oddech. Po kilku mocniejszych pchnięciach wyszedł z niej przekręcając ją tak że jej głowa i piersi były na łóżku, a podkulone kolana pokazywały całą jej kobiecość w największej okazałości. Wsadził w nią najpierw dwa, następnie 4 palce penetrując ją chwilę w ten sposób, by po chwili znów wejść w nią narzucąc tempo dzięki któremu oboje doznali spełnienia w ciągu kilku chwil.

czwartek, 14 listopada 2013

Rozdział 11

- Wczoraj byłam w bibliotece szukając jakiegoś skutecznego eliksiru przeciwbólowego, ale one mają okropnie długi czas ważenia i w dodatku takie składniki jakich nie jesteśmy w stanie spowadzić bez ryzyka dobierania się do zapasów Snape'a, ale znalazłam informację że Wywar Żywej Śmierci jest tez wykorzystywany jako środek łagodzący ból, trzeba go jedynie używać rozważnie bo przeciwnym razie może zabić - Luna skończyła swój monolog godny wypowiedzi samej Hermiony Granger.
- Świetnie Luna, kiedy weźmiesz się za ważenie go? Myślę że jakoś w połowie tygodnia moglibyśmy zrobić spotkanie GD, dasz radę go uważyć w tym czasie?
- Myślę że tak. No nic, lece do Snape'a odebrać różdżkę bo nie będę miała jak uczestniczyć w jutrzejszych zajęciach. Do zobaczenia na śniadaniu!
I wyszła z pokoju życzeń zostawiając Neville samego z Ginny. Ruszyła w stronę lochów ale gdy była w połowie drogi zauważyła pędzącą w jej stronę profesora Flitwick'a.
- Panno Lovegood! Proszę do mnie podejść!
Krukonka podeszła od razu do profesora ze zdziwieniem - nigdy się jakoś specialnie nie lubili i profesor z własnej woli raczej jej nie zaczepiał.
- Tak panie profesorze - powiedziała gdy juz stała przed profesorem a ten rozejrzał się w koło sprawdzając czy nikt ich nie widzi po czym wyjął z szaty jej różdżkę.
- Profesor Snape został wezwany w jakiejś ważnej sprawie, kazał Ci to przekazać  - podał jej różdżkę - Uważaj dziewczyno, nie daj się więcej nic zmanewrować, musimy to jakoś przetrwać, ale napewno nadejda lepsze czasy - dodał szeptem który tylko ona mogłaby usłyszeć i odszedł w tę samą stronę z której przyszedł, Luna natomiast wróciła do pokoju wpólnego i zaczęła pisać wypracowanie na transmutację.
Ginny siedziała z Luną w łazience dziewcząt w której urzędowała Jęczącza Marta przebywająca właśnie w kanałach i  pomagała krukonce w ważeniu Wywaru Żywej Śmierci.
- Nawet nie myślałam że kiedyś z własnej nieprzymuszonej woli będę chociaż podchodziła do kociołka żeby coś uważyć - Ginny nienawidziła eliksirów zresztą jak większość Gryfonów i już dawno obiecała sobie że jak będzie prowadziła własny dom to będzie kupywała tylko gotowe eliksiry, a kociołków nawet nie chce posiadać w domu dopuki jej dzieci nie pójdą do szkoły.
- A ja tam od czasu do czasu lubię coś uważyć, to mnie uspokaja i wycisza. Nie licząc chwil kiedy muszę zajmować się żywymi składnikami - uśmiechnęła się do rudej.
- Wiem, napewno musi Ci być ciężko, ja sama nie wiem czy dałabym radę. Już chyba wole Cruciatusa... A swoją drogą, ciekawe czemu Snape tak łagodnie Cię traktuje, jak na twoim miejscu były Neville czy Harry to pewnie już dawno wykrwawiliby się conajmniej kilka razy - zamyślona spojrzała w umywalkę gdzie znajdowało się wejście do Komnaty Tajemnic a gdy odpowiedział jej jedynie bulgoczący cicho kociołek postanowiła zmienić temat - Zauważyłaś jak Neville na Ciebie patrzy?
- Neville? Patrzy na mnie dokładnie tak samo jak na Ciebie - odpowiedziała krukonka wymijająco na co ruda sztuchnęła ją.
- Luna, nie kłam, jesteś jedną z najinteligętniejszych osób jakie znam więc nie wierzę że tego nie zauważyłaś! A co z Tobą? Też go lubisz?
- Jak bym go nie lubiała to nie przyjaźniłabym się z nim - znów wymijająca odpowiedź.
- Oj odpowiedz mi wprost, przecież mi możesz powiedzieć, wiesz że mu nie powtórzę....
Luna dodała ostrożnie korzeń waleriany, zamieszała 3 razy zgodnie ze wkazuwkami zegara i dopiero wtedy spojrzała na gryfonkę.
- Oczywiście że zauważyłam, jednak udaję że tego nie widzę ponieważ z stanęła bym przed dylematem: czy udawać że odzwajemniam uczucie żeby nie zniszczyć naszą przyjaźń, czy wprost powiedzieć że kocham go ale jak brata i zniszczyć to co budowaliśmy od 2 lat.
Widać było że blondynka naprawdę przejmuje się zainstaniłą sytuacją i sama w jej sytuacji byłaby rozdrata w ten sam sposób ale wiedziała też że nie może udawać że tego nie widzi w nieskończoność.
- Zróbmy tak. Dopuki nie wymyślimy jakiegoś sposobu na łagodne uświadomienie mu twoich uczuć do niego będę starała się nie zostawiać was samych na dłużej niż kilka chwil tak żeby nie miał możliwości powiedzieć Ci co czuje. Ale wiesz że pewnego dnia będziesz musiała mu powiedzieć?
- Wiem, ale jeszcze nie teraz.... - zajrzała do kociołka i dodała piołun i zamieszała 6 razy w stronę przeciwną do wskazówek zegara, pochyliła się żeby powąchcąć eliksir, uniosła w górę chochelką i powoli wylewała z niej ciecz z powrotem do kociołka aby zobaczyć czy kolor i konsystencja zgadza się z tym co napisano w książce którą miała na kolanach - Jest gotowy do użycia. Teraz tylko musimy znaleść jakieś szczury. Myślę że najlepiej będzie iść z tym do Hagrida, na pewno nam pomoże jak powiemy mu w jakim celu ich potrzebujemy.
- No co Ty, nie znasz Hagrida, jak usłyszy do czego chcemy je wykorzystać to rozpłacze się że chcemy znęcać się nad zwierzętami!
- Ginny, wierzę że uda nam się go przekonać. Powiemy mu o eliksirze przeciwbólowym i o tym do czego nam to potrzebne. Przecież Hagridowi też zależy na wygranej więc będzie zadowolony że uczymy się jak walczyć i leczyć....
Ginny zamyśliła się. Właściwie to Luna ma rację. Jeśli wytłumaczą wszystko Hagridowi na spokojne napewno pozwoli złapie dla nich kilka szczurów.
- Dobra, jak coś to pójdziemy do niego dziś wieczorem. A słuchaj, skończyłaś już to wypracowanie dla Binns'a na temat wilkołaków w XVw.?
Luna opowiedziała gryfonce po krutce co umieściła w wypracowaniu, przelały we dwie eliksir z kociołka to specialnej buteleczki i posprzątawszy wszystko wyszły z łazienki.

Neville siedział w Pokoju Wpólnym i pomagał jakiejś bardzo ładnej czwartoklasistce w wypracowaniu na temat roślin trujących, która pod każdym jego spojrzeniem rumieniła się jak piwonia. Dziewczyna miała na imię Anne i chodziła za nim od początku roku szkolnego znajdując coraz to nowe wymówki żeby z nim porozmawiać - czasami było to jakieś wypracowanie na zielarstwo, innym razem zapytanie o spotkanie GD (była jedną z członkiń) i za każdym razem nie umiał jej powiedzieć żeby udała się z tym do kogoś innego. Była naprawde śliczną dziewczyną o szarych oczach i czarnych włosach, lekko puszystą co tylko dodawało jej uroku i ślicznie się rumieniła, była miła i mądra a przede wszystkim miał pewność że jej się podobał (w przeciwieństwie do Luny) a mimo to jakoś nie mógł się zmusić żeby poczuć do niej coś więcej. Nawet teraz, gdy siedział koło niej tłumacząc jej działanie Akromentuli i patrząc w te niebieskie oczy wpatrzone w
niego z uwielbieniem myślał o krukonce o blond włosach - to było silniejesze od niego. Od kilku dni prubował jej wyznać co do niej czuje ale jakoś nigdy nie było okazji ani też nie wiedział jak to zrobić żeby było dobrze. Wiedział też że choć krukonka nie odwajemniała jego uczuć to nie spotykała się z nikim innym, i że pewnego dnia na pewno nauczy się go kochać - jak tylko odpowiednio będzie okazywał jej swoje uczucie. Gdy skończył młodszej koleżance pomagać w wypracowaniu ta zebrała wszystkie książki, zamknęła kałamarz z atramentem i zwinęła pergamin cały czas pochylając się
nad nim tak aby widział zawartość mocno rozpiętej koszuli. Był pewny że ta żuci mu jeszcze tylko uśmiech jak zawsze ale ta odchodząc pochyliła się nad siedzącym Nevillem i cmoknęła go w policzek pozwalając by jeszcze raz miał możliwość ujrzenia jej biustu i odeszła w stronę dormitorium dziewcząt. Ledwie zniknęła za drzwiami chłopak znów wpatrywał się w okno zastanawiając sie jak wyznać miłość Lunie.

Ginny, Neville i Luna siedzieli przy ogromnym stole w chatce Hagrida popijając herbatkę (najpierw rzucając zaklęcie Muffliato) i udając że jedzą ciastka które były tak twarde że Neville zastanawiał sie czy nie naruszył sobie zęba prubując ugryść kawałek.
- Hagridzie wiesz, mamy do Ciebie proźbę - zaczęła delikatnie Ginny.
- Oczywiście że macie coś do mnie, inaczej byście sobie nie przypomnieli o takim starym zgredzie jak ja - odpowiedział z lekkim wyrzutem Hagrid.
- Przepraszamy Cię, ale sam wiesz jak jest. Snape wie że byłeś z Harry'm blisko i jeśli często będziemy Cię odwiedzać może pomyśleć że jakoś się z nim kontaktujemy...
- Tak wiem Ginny, przepraszam że na was naskoczyłem. Zatem jaką to sprawę do mnie macie? Coś kombinujecie, co nie? - uśmiechnął się łobuzersko i puścił oko Nevillowi.
- Pamiętasz Gwardię Dumbledore'a? - Neville uśmiechnął się szeroko a Hagrid wybuchnął szczerym śmiechem.
- Cholibka czy pamiętam? Pewno że pamiętam! Ta psorka była taka zła gdy te wasze spotkania wyszły na jaw! A psor Dumbledore? Chyba nigdy nie widziałem go tak dumnego ze swoich uczniów! Ah, Dumbledore to był gość - i nagle ze ryknął płaczem a łzy wielkości jagód spłynęły po jego twarzy zagłębiając się w gęstą, kręconą brodę. Dopiero po dobrych 20min upakajania go, i zapicia czkawki szklanką Ognistej był w stanie dalej rozmawiać - A to mówcie co chcecie bo zaraz
musicie spadać żeby kto nie zaczął myśleć gdzieście sie podziali...
- Odnowiliśmy Gwardię Dumbledore'a... - zaczęła Luna.
- Co? Czy wy nie wiecie że to niebezpieczne!! Czyście rozum...
- Hagridzie spokojnie, nikt sie nie dowie, stosujemy środki bezpieczeństwa nie jesteśmy głupi..
- Ale wtedy ta zołza z Ministerstwa was nakryła!
- Ale wtedy nie używaliśmy zaklęcia Kameleona żeby dostać się do pokoju życzeń, i w dodatku każdemu kto będzie odchodził od GD będziemy czyścić pamięć żeby nic nie pamiętali...
- Po za tym wtedy złapali nas tylko przez Veritaserum, inaczej nikt by nas nie wydał...
- A co będzie jak tym razem też wam podadzą Veritaserum? Nie pomyśleliście?
Nastała cisza i każde z nich spojrzało po sobie, aż w końcu Luna przerwała ciszę
- Hagridzie, damy sobie radę. Do Ciebie mamy tylko proźbę abyś dostarczył nam kilka szczurów abyśmy mogli na nich ćwiczyć zaklęcia uzdrawiające.
Hagrid popatrzył na nią ze zdziwieniem w oczach.
- Tylko tyle? Kilka szczurów?
- Tak, tylko tyle Hagridzie.
- No to.. no wiecie, na kiedy.... Hej, zaraz! Żeby uzdrowić najpierw trzeba zranić!
No tak, jak by tak łatwo poszło to byłoby za dobrze. Neville skrzywił się wiedząc że doszli do czułego punktu ich planu namówienia Hagrida do pomocy.
- Hagridzie, nie denerwuj się, mamy wszystko opracowane. Lunie udało się uważyć eliksir przeciwbólowy, więc one nic nie będą czuły, a my będziemy mogli ćwiczyć a wiesz że przecież napewno nam się to przyda gdy nadejdzie ostateczna rozgrywka.
Na ten argument Hagrid nie miał już obiekcji. Obiecał złapać dla nich do soboty 10 szczurów aby mieli możliwość ćwiczyć, porozmawiali jeszcze kilka chwil i Graupie i jego postępach w nauce mówienia i dobrego zachowania się i pożegnawszy się z gajowym ruszyli w stronę zamku.

- Na ostatnim spotkaniu ćwiczyliśmy zaklęcie patronusa, dziś też będziemy to robić, jednak przy pomocy boginów. Pewnie każde z was wie czym jest bogin i jak się go pozbyć, ale nie róbcie tego - na środku sali stała szafka w której mieszkał bogin, i większa część członków Gwardii wraz z Luną i Ginny a Neville wraz ze swoimi uczniami był w końcu sali ćwicząc Drętwotę - niech każde z was pokolei staje przed szafką i myśli że najbardziej boi się dementora, a później róbcie tego co
was uczyliśmy na ostatnim spotkaniu. Choc na ostatnim spotkaniu wszystkim uczniom z różdżek wychodziły chociaż białe mgiełki, tak teraz tylko kilku osobom udało się skupić na tyle żeby wyczarować delikatna mgiełke która zniakała szybciej niż się pojawiała. Po każdej próbie
dostawali po kostce czekolady którą Luna przyniosła z kuchni dzięki sympatii Smerfetki aby odzyskać siły i móc sprubować raz jeszcze. Po dobrych godzinach prób i 20 zjedzonych tabliczkach czekolady stwiedzili że na dziś starczy. Neville też już kończył i młodszym uczniom również dali czekoladę, po czym wypuścili wszystkich z pokoju życzeń - zostali tylko oni ponieważ Neville chciał poćwiczyć zaklęcie Patronusa który wciąż niezbyt dobrze mu wychodził. Luna i Ginny usiadły na fotelach które pojawiły się pod ścianą i patrzyły w milczeniu na zmagania chłopaka. W końcu po 7 próbie która okazała się udaną stwierdził że na dziś wystarczy.
- Macie jeszcze troche czekolady? Nie żebym osłabł ale jestem okropnie głodny... - spłonił sie patrząc na Lunę.
- Pewnie, mamy jeszcze 3tabliczki, Smerfetka chciała dać mi jeszcze więcej i zrozumiała że starczy dopiero gdy jej powiedziałam że muszę to przenieść tak aby nikt nie zauważył a więcej nie wejdzie mi do torby - zaśmiała się delikatnie Luna na co Nevillowi zaświeciły się oczy (widać lubiał jak się śmieje, Ginny zanotowała w pamięci aby powiedzieć przyjaciółce aby to ograniczała w jego towarzystwie). Pogadali jeszcze chwilę i skierowali się do drzwi. Gdy byli już na korytarzy i mieli się rozejśc gdy Neville chwycił Lunę za dłoń
- Możemy chwilę porozmawiać?
Luna rzuciła przyjaciółce spojrzenie błagające o pomoc, ale sama doskonale wiedziała że w tej sytuacji nic nie zrobią - dziwnie to będzie wyglądać jak Ginny będzie ciągnąć go na siłę do wieży Gryffindoru. Została tylko jedna nadzieja:
- Neville jest cisza nocna a my stoimi na środku korytarza, złapią nas! - krzyknęła szeptem.
- Za rogiem jest wnęka na zbroję. Jak się tam schowamy to nikt nas nie zobaczy.
No świetnie, nikt ich nie zobaczy! Luna poczuła serce przy gardle ale ruszyła za chłopakiem słysząc jeszcze szybkie kroki odchodzącej gryfonki. Weszli za zbroję a Neville trzymając w jednej dłoni jej dłoń drugą uniusł do góry jak by nie wiedząc co zrobić i co powiedzieć. Rumieniec zalał jego twarz i zaczął szybciej oddychać - widac było że się denerwuje. W momencie gdy miał już otwierać usta usłyszeli miauk kota - Pani Norris.
- Może nas nie zauważy - wyraził nadzieję Neville.
- Ona zawsze wszystko widzi - powiedziała Luna i wyciągnęła Nevilla z zaa zbroi, wyjeła swoją dłoń z jego i rzuciła tylko - Do jutra! - i pędem ruszyła w stronę swojej wieży po drodze żucając zaklęcie powodujące zawroty głowy w stronę kotki zykując kilka chwil na swobodną ucieczkę.

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 10

Dopiero teraz nowy rozdział bo średnio miałam czas pisać, zajęta byłam poprawianiem błędów w poprzednich rozdziałach (i tak dopiero jestem w połowie 4 rozdziału więc powoli mi idzie). Rozumiem że niezbyt ciekawy i niewiele się dzieje, ale postaram się żeby następny był lepszy :) Pozdrawiam wszystkich odwiedzających mojego bloga :)
------------------------------------------------------
Snape wszedł do swojego gabienetu w lochach i opadł na fotel znajdujący się przed biurkiem chowając twarz w dłonie. Nie wiedział co sądzić o tym wszystkim co stało się w ciagu ostatnich 15 min. Gdy usłyszał krzyk Lovegood zaklął pod nosem zły sam na siebie że całkiem zapomniał o tym że w tym samym czasie Weasley ma szlaban i może być słychać jej krzyki - powinien rzucić zaklęcie wyciszające przynajmniej na salę do eliksirów w której była dziewczyna - jego takie krzyki wogule nie ruszały, nie raz słyszał gorsze, a ostatnio wyciszył salę tylko po to żeby móc dalej pić nie psując sobie i tak już parszywego nastroju. Jednak ta Lovegood miała miękie serce, pewnie nigdy nie słyszała czegoś takiego, a świadomość że to jej przyjaciółka wydaje te dźwięki musiała dodatkowo psychicznie ją zdołować. Jednak to co zrobiła było dla niego całkowitym zaskoczeniem - od czasu gdy ostatni raz widział ojca nikt nigdy nie chciał go okładać gołymi rękami na mugolską modłę! Co innego pojedynek, tych w swoim życiu miał setki razy, ale walka na pięści? Musiał zebrać w sobie całe swoje opanowanie by nie buchnąć śmiechem gdy ta mała ruszyła w jego stronę, ale mord czający się w jej oczach kazał mu odrazu zareagować, a zrobił to tak jak robił przez praktycznie całe życie - na agresję odpowiedział agresją. Właściwie nie wie co go powstrzymało przed zabiciem dziewczyny - może jej przerażenie w oczach gdy przycisnął ją
całym sobą do ściany, włosy które owinęły się jak węże wokół ręki którą trzymał jej ramię, a może jej zapach który dotarł do jego nozdrzy - kokos z ledwie wyczuwalną szczyptą gałki muszkatołowej. Nie miał pojęcia. Faktem jest jednak że się powstrzymał i co więcej, puścił ją starając się nie patrzeć w te srebne oczy czerwone od łez spływających po jej policzkach i powiewając szatą opuścił salę żeby z hukiem wejść do Sali Tortur. To co zastał zdzwiło go jeszcze bardziej niż to że się przed chwilą opanował - ruda leżała na podłodze, jej ciało wyginało się w bólu, a nad nią stał Amycus, z miną świadczącą o całkowitym zatraceniu, i jeszcze czymś, co skłoniło go do spojrzenia na dolną partię ciała kolegi, i ujrzał to co ujrzeć się właściwie można spodziewać po Amycusie - wyraźne, spore wybrzuszenie na spodniach, którego nawet luźna szata nie była w stanie zamaskować. Tamten oczywiście od razu przerwał zaklęcie i starał się zakryć, jednak nim to zrobił Snape już wdarł się do jego umysłu i widział jego myśli, jak wyobrażał sobie Weasley w swoim łóżku, widział jak podstępem zapewnił jej kolejny szlaban, jak podeksyctowany był na samą myśl o tym że znów ujrzy jej wyginające się ciało, jak mocno podniecony był gdy ją torturował, a im ona była ogarnięta większym bólem, tym większą ekstaze odczuwał. Na samą myśl Snape skrzywił się. Jak można odczuwać podniecenie raniąc kobietę? On sam odczuwał kiedyś radość gdy zadawał tortury, ale podniecenie? Co w tym podniecającego? Pokręcił głową nawet nie prubując tego zrozumieć i sięgnął do swojej szaty by wyjąć różdżkę chcąc przywołać sobie Ognistej od Madame Rosmerty gdy poczuł że coś jest nie tak. Miał dwie różdżki! Zaklął siarczyście pod nosem zły na swoją własną głupotę. No tak, zabrał Lovegood różdżkę! Teraz ta pewnie przyjdzie jutro po odbiór. Mógł jej w sumie wysłać ją sową ale nie było to zbyt bezpieczne i mądre. Po za tym czemu on ma unikać spotkania z nią? To ona powinna się wstydzić za to co zrobiła, nie on!! Jutro da jej repremendę, a dziś zatopi swoje smutki w alkoholu. Po tym jak Weasley wyszła z sali uciął sobie którką pogawędkę z Amycusem na temat tego co mu przystoi jako nauczycielowi, oraz o metodach jakie mieli stosować w karaniu uczniów. Mimo że mugolskie metody były bardziej krwawe, jednak jego zdaniem były o niebo lepsze niż np. Cruciatus pod tym kątem, że o ile zostawią po sobie blizny a ból będzie się ciągnął do puki rana się całkowicie nie wyleczy, o tyle jest to ból fizyczny, a zaklęcia czarno magiczne działają w większości na umysł a nie chciał by którykolwiek z uczniów skończył tak jak rodzice tego Longbottoma - u Munga nie rozpoznając nawet najbliższej rodziny. W dodatku rozkazał by po torturach uczniom podawano eliksiry uzdrawiające, co sprawi że rany będą się goić o wiele szybciej niż normalnie. Chociaż z drugiej strony rozumiał Carrow'a, ta Weasley jest naprawde wyjątkowo ładna, szkoda byłoby ciąć tak piękne ciało, i określenie że wpadła mu w oko było zdecydowanie za słabe. Musiał na tą małolate uważać, i to bardzo. Machnął różdżką i pojawiła się przed nim butelka Ognistej i szklanka. Pociągnął długi łyk prosto z butelki i puścił sobie w tle marsz żałobny...


Luna zaczęła powoli wychodzić z krainy snów. Jej zmysły budziły się wraz z nią i zaczęły rejstrować kilka rzeczy które nie zgadały się z jej codziennymi porankami. Słońce nie świeciło jej w oczy, a poduszka na której trzymała głowę oprucz jej zapachu, pachniała czymś jeszczce. Jasminem? Skąd u niej w łóżku zapach jaśminu? Luna znała tylko jedną osobę która pachniała w ten sposób - Ginny. Czyżby spała z rudą przyjaciółką? Przecież to nie możliwe, są w różnych domach przez co nie mają wspólnego dormitorium. Ten wniosek sprawił że dziewczyna otwierając oczy szybko usiadła na łóżku. Miejsce w którym się znajdowała nie przypominało żadnego znanego jej miejsca w Hogrwarcie (a znała ich wiele, ponieważ nie raz musiała przeczesać cały zamek w poszukiwaniu wszystkich swoich rzeczy które wynosili jej inni uczniowie), a jednak mimo to wiedziała że wciąż jest w zamku. Sciany były utrzymano w kolorach nieba i ognia. Komoda stojąca przy ścianie miała głęboki brązowy kolor ze złotymi zdobieniami, tak samo szafka nocna znajdująca się przy łóżku. Na podłodze znajdował się dywan na którym był lew i kruk, a cały pokój był ciepło oświetlony przez świece. Luna jeszcze raz rozejrzała się po pokoju zastanawiając się czy to nie jest sen. Gdzie ona jest? Jej rozważania przerwały otwierające się drzwi których w pierwszym momencie nie dostrzegła. Odruchowo wyrwała się z łóżka i rozejrzala w poszukiwaniu rożdżki a gdy jej nie znalazla spojrzała ponownie w stronę drzwi które już się zamykały, jednak nie widziała żeby do pokoju ktokolwiek wszedł - od razu zoriętowała się że ten ktoś był pod zeklęciem kameleona.
- Spokojnie to tylko ja. Zaraz mnie zobaczysz, położę tylko jedzenie na łóżku - niewidzialna osoba powiedziała głosem który krukonka doskonale znała  - Ginny.
Po chwili przyjaciółka już stała przed nią całkowicie widoczna, a na łóżku piętrzyło się jedzenie które przyniosła.
- Skrzaty muszą Cię bardzo lubić bo jak powiedziałam im że chce jeść to nie były zbytnio chętne do współpracy, ale jak wpomniałam o Tobie, to nim zdąrzyłam skończyć zdanie już krzątały się po kuchni przynosząc smakołyki. Jedna skrzatka nawet wcisnęła mi na siłę budyń, choć mówiłam jej że na śniadanie to nie jest najlepszy pomysł...
- Oh, to pewnie Smerfetka. Zawsze miałam z nią bardzo dobry kontakt, o wiele lepszy niż z innymi skrzatami - uśmiechnęła się Luna. Wszystko niby było takie idealne, ale coś jej nie pasowało. Usiadły na łóżku i zaczeły pałaszować gdy nagle do krukonki dotarło wszystko co się działo kilka godzin temu w lochach. W połowie kęsa zaczęła się krztusić czymś co nagle wpadło jej do przełyku, na co Ginny od razu zareagowała klepiąc ją po plecach. Minęło kilka sekund zanim mogła ponownie zaczerpnąć powietrza i lekko osłabiona powiedziała
- Powiedz że to co działo się w lochach to był zwykły koszmar.
Ginny spojrzała na nią wzrokiem wyrażającym rozpacz.
- Nie Luna, to nie był sen. Nie wiem co zaszło między Tobą a Snape'em ale wiem że gdy wpadł do sali gdzie byliśmy był tak zły że bałam sie że zabije nas samym wzrokiem niczym bazyliszek. Kazał mi odejść i wziąść Cię ze sobą. Gdy weszłam do sali od eliksirów byłaś w opłakanym stanie, nie bardzo kontaktowałaś. Nie wiedziałam gdzie Cię zabrać - nie mogę wziąść Cię do siebie bo Carrow'owie znają nasze hasło i czasami przychodzą do nas sprawdzić czy nie robimy czegoś zakazanego, a do Twojego pokoju wspólnego nie mam szans wejść, nie żebym była głupia ale wątpie bym podołała waszym wymyślnym zagadkom....
- Gdzie więc jesteśmy?
- W pokoju życzeń. To jedyne bezpieczne miejsce które przyszło mi do głowy. Jak przyszłyśmy to tylko przytuliłaś się do mnie wciąż płacząc, a po jakiejś godzinie zasnęłaś. Zdjęłam Ci buty i położyłam się obok Ciebie. Jakiąś godzine temu wstałam i pomyślałam że po morzu łez które wylałaś napewno będziesz głodna więc poszłam do kuchni - wiesz że pokój nie spełnia naszych zachcianek żywieniowych - czujemy sytość dopuki jesteśmy w pokoju, a po wyjściu znów jesteśmy głodni i to bardziej niż wcześniej.
- Wiem, Hermiona przypominała o tym Ronowi setki razy, nawet Crabbe by zapamiętał... Dziękuję że mnie nie zostawiłaś, ja niezbyt pamiętam co się działo po tym jak Snape wyszedł, wszystko jak przez mgłę...
- Opowiedz mi co się stało w tamtej sali?
Luna choć niechętnie opowiedziała przyjaciółce o tym co wydarzyło się pomiędzy nią a Snape'm, a Ginny na przemian bladła i czerwieniła się na twarzy. Gdy skończyła zapadła cisza, przerwana przez rudą dopiero po kilku minutach.
- Naprawdę rzuciłaś się na Snape'a z pięściami? - Luna przytaknęła - Wiesz, pewnego dnia będziemy się jeszcze z tego śmiać, ale dziś.... Jeju, nie wiem co Ci poradzić ani jak Ci pomuc... On ma Twoją różdżkę, po za tym nie możemy się w nieskończoność ukrywać w tym pokoju - w pół słowa przerwała jej blondynka
- Ginny, to na mnie Snape da wyrok śmierci, Ty jesteś czysta. Nie musisz ukrywać się ze mną...
- Jak możesz tak mówić? Chyba nie myślisz że Cię tu zostawie?! Oszlałaś? I Ty niby masz być potomkinią Roveny? Ona nigdy nie pomyślała by że jej przyjciółka zostawiła by ją w takiej sytuacji!! Koniec końców to moja wina, gdybym nie krzyczała to Ty...
- To nie Twoja wina! Powinnam być przygotowana na to że będziesz krzyczeć...
- Nie wpadłabyś w taki szał i nie chciała pobić Snape'a
- Nie mogłam przecież oczekiwać że nie będzie słychać tego jak Cię torturuje...
Kłuciły by się pewnie dalej, gdyby nie przerwał im dzwięk który ostatni raz słyszały gdy Umbrige zaczęła dobijać się do Pokoju Życzeń. Ginny wyciągnęła różdżkę i skierowała w stonę drzwi, Luna natomiast uzboiła w nóż który gryfonka przyniosła z kuchni wraz z jedzeniem. Po chwili uroczysty głos powiedział.
- Pan Neville Longbottom prosi o wpuszczenie go do pokoju.
Dziewczęta spojrzały po sobie.
- Niech wejdzie - pierwsza zareagowała Ginny. Drzwi otworzyły się i ukazała im się zmartwiona twarz gryfona.
- Gdzie wy rzeście się podziewały?! Wiecie ile was szukałem? Wysyłałem wam wiadomości na galeonie, nawet prubowałem wysłać wam patronusa, a Wy nic! Kiedy wczoraj Ginny nie wróciła do 20 zacząłem się denerwować ale cierpliwie czekałem w pokoju wspólnym aż do 1. Później zacząłem szukać z wami kontaktu ale na daremnie. Całą noc myślałem gdzie mogłybyście się ukryć, a to jedyne miejsce jakie przychodziło mi do głowy. Jak bym was tu nie znalazł to miałem iść do profesor McGonagall. A teraz - wziął krzesło które pojawiło się kilka sekund temu i usiadł na nim opierając ręcę i brodę na oparciu krzesła - macie mi wszystko opowiedzieć, od początku do końca. I nawet nie mówcie że nic się nie stało bo ślepy nie jestem i widzę że coś jest nie tak. No słucham.
Przyjaciółki spojrzały po sobie wiedząc że należą się Nevillowi wyjaśnienia - w końcu był w tym wszystkim razem z nimi. Zaczeły powoli opowiadać o tym mu wszystko po kolei począwszy od pierwszego szlabanu Ginny a zakończywszy na wczorajszym wieczorze, zgodnie pomijając ich podejrzenia co do nadmiernego zainteresowania panna Weasley. Gdy skończyły Neville patrzył na nie chwile z niedowierzeniem w oczach po czym wybuchnął śmiechem. Zdziwione patrzyły na przyjaciela jakby właśnie oznajmił im że podtanowił zastąpić swoją Teodorę sklątką tylkowybuchową.
- Szkoda że Cię niewidziałem w akcji Luna. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić jak taka drobna i delikatna rzucasz się z pięściami na Snape'a - kolejna fala śmiechu - A ja myślałem że ubranie Snape'a-bogina w ubrania mojej babci to było najśmieszniejsze co można sobie wyobrazić z tym nietoperzem w roli głównej - dopiero po kilku minutach zdał sobie sprawę z tego że pomimo iż to że Luna rzuciła się na Snape'a sytuacja wcale nie była śmieszna. Mieli teraz na głowie Carrow'a który z jakiś powodów uwziął się na Ginny (mogły nie mówić tego na głos, ale on wiedział że coś było nie w pożądku z tym że już dwa razy w krótkich odstępach dostała szlaban, przecież on wiedział że gryfonka nie będzie nikogo torturować a mimo to chciał ją do tego zmusić) i samego Snape'a któremu Luna podpadła po całości. Chociaż to że Snape daje krukonce banalne szlabany, a później ratuje Ginny przed torturami była conajmniej niepokojąca. - Dobra dziewczyny, musimy wziąść się w garść i coś wymyśleć. Od teraz Ginny, nie będziesz nigdzie chodzić sama, zawsze ja albo Luna będziemy Ci toważyszyć i w razie czego osłaniać przed Carrow'em. Wiem że i tak znajdzie jakiś sposób na zadanie kolejnego szlabanu, ale może uda nam się to chociaż odwlec w czasie - wzrócił się do krukonki - Teraz prioritetem jesteś Ty Luna i jej starcie z Nietoperzem. Gdyby nie to że ten ma Twoją różdżkę to mielibyśmy czas do piątku żeby coś wymyślić, a teraz trzeba działać szybko. Przede wszystkim nie może zobaczyć że się boisz. Najlepiej będzie jeśli wszyscy jak gdyby nigdy nic pójdziemy teraz do Wielkiej Sali na śniadanie, jak będzie Snape to zobaczymy jego reakcję na Twoje wejście, a jak już będziemy mieli pełne brzuchy to jakieś wyjście z sytuacji znajdzie się o wiele szybciej.
- Mówisz jak Ron. On też nie jest w stanie myśleć jak nie zje przynajmniej jednego półmiska pełnego jedzenia co trzy godziny - zażartowała Ginny i wszyscy każde z nich uśmiechnęło się na wspomnienie brata gryfonki pochłaniającego co rano cały stos kielbasek. Dziewczyny założyły buty, wzięły swoje peleryny i wyszli z Pokoju kierując się w stronę Wielkiej Sali. Mimo tego że przecież różdżka nie była jej potrzebna Luna czuła się bez niej okropnie - odkąd skończyła 11 lat nie było nawet dnia który spędziłaby bez niej. To tak jak by ktoś nagle zabrał jej część jej samej. Różdżka zapewniała jej bezpieczeństwo, swobodę i umiejętności - bez niech była niczym charłak który nie może unieść nawet lekkiego pióra. Gdy dotarli do Wielkiej Sali Luna zaczerpnęła powietrza i weszła do środka. Cała trójka ruszyła w stronę stołu Gryffindoru. Nevill nałożył sobie jajecznicę na bekonie, natomiast dziewczyny nalały sobie tylko herbaty z cytryną.
- A wy nie jecie?
- Ginny przyniosła nam wcześniej jedzenie z kuchni, nie jesteśmy głodne.
- Ok, ale i tak nałużcie coś sobie i choć udawajcie że jecie.
Luna uznała że to żeczywiście będzie dziewnie wyglądać gdy wszyscy będa pałaszować a one tylko siedzieć i pić herbatę, wzięły więc po toście i zaczeły je powoli dzibać. Lunie przypomniała sobie właśnie jak kiedyś jej ojciec uparł się że chce złapać mugolską rybę i poprosił ją o pomoc w zbieraniu robaków na które miałby te ryby łapać. Nie wiedząc na co się godzi przytaknęła i poszła z ojcem szukac robaków, a gdy je zobaczyła wywołały w niej obrzydzenie,jakiego nie wywołało nic co spotkała dotychczas w życiu. Po kilku minutach do Sali wleciały sowy z listami. Do Luny, po raz drugi w życiu podleciały dwie sowy - ta od ojca, i szkolna. Wzięła list od pomarańczowej sówki i położyła obok talerza nawet nie patrząc na kopertę i przyjęła zwinięty pergamin od szkolej. Ginny i Neville patrzyli na nią w napięciu czekając aż rozwinie pergamin. Ostatni raz gdy otrzymała list przyniesiony szkolną sową była wezwana do Dyrektora, i tym razem pewnie to się powturzy, tyle ze w o wiele mniej przyjemnym celu. Rozwinęła pergamin a Ginny w tym czasie rzuciła zaklęcie Muffliato i zaczęła czytać na głos
"Masz przyjść dziś o 19 do mojego gabinetu w lochach. Sama."
Spojrzeli wszyscy po sobie.
- Luna, nie pozwolę żebyś poszła tam sama, rzucę na siebie zaklęcie kameleona i pujdę z Tobą, Snape nie kapnie się, a jak będzie źle to go obezwaładnie i...
- I co Neville? Oszlałeś? Obezwaładnisz Snape'a? Po za tym chyba nie doceniasz jego inteligęcji, od razu zoriętowałby się że nie jestem sama, zna się na ligimentacji, wyczuł by że sali jest nas więcej. Równie dobrze ja już teraz mogę rzucić na Ciebie Avadę, przynajmniej nie będziesz cierpniał przed śmiercią. Nie pozwolę żebyście się dla mnie narażali, pójdę tam sama, i koniec.
- Mówisz zupełnie jak Harry. On też jest taka Zosia samosia. Nie możesz iść tam sama, a jak coś Ci zrobi...
- A co może mi zrobić? Po za tym, nie od parady robi niemalże za zastępce Sami-Wiecie-Kogo, myślicie że nie poradzili by sobie z nami?
Luna miała wrażenie że w pierwszej chwili Neville chciał prubować zbić i tą obiekcję, ale wszyscy doskonale wiedzieli że nawet sam Voldemort musiałby się napocić żeby wygrać pojedynek z Mistrzem Eliksirów. Oni nie mieli najmniejszych szans, nawet by nie zdąrzyli mrugnąć okiem a już byłoby po nich.
- Tak więc jak już omówiliśmy tą kwestię, to możemy zająć się czymś pożytecznym. Jest 8.30, za pół godziny mamy lekcje. Choćmy odświeżyć się, bo za poł godziny mamy lekcje. Na zielarstwie różdżka mi nie potrzebna, ale na transmutacji... Nie wiem jak wytłumaczę do profesor McGonagall...


Luna z Ginny były przed salą do transumacji już 5min przed lekcją i wpierw zapukawszy najpierw do sali weszła Luna, a z tyłu za nią Ginny która stanęła przy drzwich gdy jej przyjaciółka podchodziła do biurka przy którym siedziała opienka domu lwa.
- Pani profesor, ja...
- Wiem, Dyrektor powiadomił mnie przy śniadaniu. Mam twoją różdżkę, jednak po lekcji musisz mi ją oddać - profesorka wyjęła z szuflady biurka różdżkę Luny i jej podała - Lepiej żeby żaden uczeń nie wiedział że całe weekendy jesteś bezbronna, więc przychodź po nią tak kilka minut wcześniej tak jak dziś, a ja będę znajdowała jakieś preteksty po to żebyś Ty bądź panna Weasley musiały zostać kilka minut dłużej po lekcjach tak aby nie wzbudzić zainteresowania i będziecie mi ją oddawać - popatrzyła z troska na krukonkę - i staraj się nigdzie sama nie chodzić, jestem pewna że panna Weasley i pan Longbottom chętnie Ci potowarzyszą w weekendy. A teraz wyjdźcie bo uczniowie zaraz będą się zbierać przed salą, lepiej żeby nie wiedzieli że rozmawiałyśmy.
- Dziękuje pani profesor.


- Zobaczcie co znalazłem! Zaklęcie leczące bardzo głębokie rany! Słuchajcie - dziewczyny przysunęły się do Nevilla który zaczął czytać na głos - "Zaklęcie Vulnera Sananatur potrafi wyleczyć nawet najgłębsze rany zadane czarnomagiczną klątwą. Ozdrowienie następuje w ciągu kilku do kilkunastu minut po zaczęciu wypowiadania zaklęcia. Zaklęcie należy wypowiadać dopuki ofiara całkowicie nie ozdrowieje, a uzdrawiający musi całkowicie wyłączyć umysł i skupiać się tylko i wyłącznie na wypowiadanym zaklęciu". Co o tym sądzicie?
Pierwsza odezwała się Luna
- Myślę że to bardzo pomocne zaklęcie, ale wydaję się być dosyć skomplikowane... Po za tym nie mamy jak tego zaklęcia ćwiczyć, potrzebowalibyśmy ofiary czarnomagicznego zaklęcia zadającego rany, a skąd mielibyśmy taką wziąść? Ustaliliśmy co prawda że będziemy zaklęcia uzdrawiające ćwiczyć na zwierzętach, ale nawet jak pokroimy szczura czy mysz zwykłym nożem, to i tak to nic nie zdziała bo rany muszą być zadane czarnomagicznym zaklęciem, a wątpie żeby któreś z nas takie znało. Musielibyśmy najpierw poznać jakieś zaklęcie z Czarnej Magii o takich skutkach, i dopiero wtedy...
- Wiem! Znam! Znam czarnomagiczne zaklęcie które zadaje przeciwnikowi głębokie rany!
Neville i Luna wybauszyli oczy patrząc na Ginny z otwartymi ustami.
- Neville, pamiętasz jak Slughorn dał Harry'emu ten stary podręcznik do eliksirów Księcia Półkrwi? Tam było takie zaklęcie. Sectumsempra.
- A skąd pewność że powoduje głębokie rany? - spytała krukonka.
- Harry użył tego zaklęcia na Malfoy'u. Pamiętam że Snape kazał Harry'emu wtedy przynieść wszystkie swoje podręczniki...
- Bo to Snape wymyślił to zaklęcie. To był jego podręcznik, to on był Księciem Półkrwi - wyjaśniła Ginny.
- Szkoda że nie mamy kontaktu z Harry'm, moglibyśmy zapytać co zrobił z tym podręcznikiem, możliwe że byłyby tam jakieś inne ciekawe zeklęcia, nie wspominając już o tym jak by nam to pomogło na eliksirach...
- Ja wiem gdzie jest ten podręcznik - przerwała Lunie gryfonka - sama ją tam schowałam. Podręcznik Księcia Półkrwi jest w Pokoju Życzeń.
- To super, napewno nam się bardzo przyda, ale jest już 18, więc posiedźmy już tutaj jeszcze te pół godziny, później ja pójdę do lochów, a jutro razem po śniadaniu pójdziemy po podręcznik do eliksirów, ok?
Gryfoni przytakneli i następne 30min spędzili w ciszy każde pochłonięte we własnych myślach udając że czytają księgi.


Luna zapukała do drzwi gabinetu 3 razy, usłyszała wysyczane przez zęby 'wejść' i weszła do środka. Snape siedział przy swoim biurku coś pisząc i ręką pokazał jej że ma czekać. Stała tak w milczeniu dobrych kilka minut rozglądając się po gabinecie. Była tu kilka razy ale nigdy nie miała okazji przyjrzeć się temu pomieszczeniu. Na każdej ścianie były półki z hebanu a na nich stały setki słoikow w różnych wielkościach i z różną zawartością - w niektórych były składniki eliksirów sypkie, w innych w całości, w niektórych pływało coś w wodzie, a Luna z obrzydzeniem zauważyła nawet kilka słoików na dnie których coś się ruszało.
- To nie muzeum Lovegood więc się nie rozglądaj - syknął nagle Snape nie odrywając nawet wzroku od pergaminu na którym pisał, sprawiając że krukonka podskoczyła w przerażenia w miejscu. Przełknęła ślinę i patrząc już tylko w podłogę czekała dalej aż dyrektor skończy pisać. Po kilkunastu minutach skrobanie pióra na pergaminie ustało.
- Za to co wczoraj zrobiłaś odejmuje Ravenclow'owi 50 punktów. Masz napisać streszczenie całej księgi po którą zgłosisz się do mnie do Gabinetu Dyrektora w środę o 19. Nie możesz wychodzić do Hogsmeade, twój szlaban u mnie wydłużam o kolejne 2 tygodnie, a co więcej od teraz, na całe weekendy będziesz oddawała mi swoją różdżkę, aż do odwołania, a na sobotnich lekcjach transmutacji będziesz ją otrzymywała na czas zajęć od profesor McGonagall. Będziesz mi ją przynosiła w piątek na szlaban, a odbierać będziesz w niedziele o 19.30 - z każdym jego słowem blondynka bladła coraz bardziej. Rozstanie z jej różdżką na jeden dzień było dla niej czymś okropnym, a co dopiero całe weekendy! Miała ochotę się rozpłakać co chyba zauważył - I nie marz mi się znowu! Za to co zrobiłaś to i tak niewielka kara! A teraz dokończysz wczorajszy szlaban, tyle że zamiast krojeniem, to zajmiesz się układaniem składników według gatunku do słoików które są wraz z akwarium w końcu sali, tak jak i rękawice i szczypce do chwytania. Będziesz to robić aż skończysz. A teraz marsz do sali i bierz się do roboty.
Luna niewypowiedziawszy nawet słowa wyszła z gabinetu i skierowała się w miejsce gdzie miało być wszystko czego potrzebowała żeby odbyć dzisiejszy szlaban. To co zobaczyła praktycznie zwaliło ją z nóg - stało tak ogromne akwarium w którym ruszały się różnorakie glizdy, karaluchy, robaki i inne świństwa. Luna poczuła że niepotrzebnie jadła kolację ponieważ prawdopodobnie zaraz ją zwruci. Nienawidziła żadnego rodzaju robaków. Nawet mrówki wywoływały w niej obrzydzenie, a takiej ilości tego świństwa w jednym miejscu krukonka nigdy nie widziała. Ale z drugiej strony, jak on mógł wiedzieć jakie obrzydzenie wywołują w niej... Zaraz, przecież on czyta w myślach! Tylko kiedy wdarł się do jej umysłu? Chyba by wiedziała jak by to robił! Zastanowiła się chwilę myśląc kiedy ostatni raz myślała o jakichkolwiek robakach, i doszła do wniosku że dziś rano gdy jadła sniadanie przypomniała sobie przygotowania do łowienia mugolskich ryb z ojcem! Więc to wtedy wdarł się do jej umysłu i stąd wiedział czego nienawidzi najbardziej! Wstrętny nietoperz! Miala ochotę wrócic do gabinetu i rozedrzeć mu palcami twarz, ale wiedziała że zamiast tego założy rękawice, weźmie do ręki szczypce i zacznie segregować to obrzydlistwo. Jedyne pocieszenie jakie znajdowała w chwili obecnej było takie że przynajmniej dał jej rękawice, i to w sumie mogła skończyć dwie sale dalej z którymś z Carrow'ów nad sobą, a już w najgorszym scenariuszu za kata robiłby sam Snape. Po dobrych 3 godzinach starannego oglądania robaków i segregowania ich do odpowiednich słoików udało jej się skończyć. Poukładała jeszcze słoiki na ławce , wymyła akwarium, odświerzyła rękawice i szczypce i ledwo stojąc na nogach ze zmęczenia ruszyła w stronę gabinetu. Zapukała 3 razy i weszła do środka.
- Minut 10 punktów za wejście bez zaproszenia. Skończyłaś?
- Tak, panie profesorze.
- Więc wracaj do swojej wieży.
Luna stała niepewnie zerkając na nauczyciela.
- Ale profesorze..
- Czego?
- Jest już po 20, bez Pana zgody nie można przebywać po za wieżą...
- Profesorowie Carrow wiedzą o twoim szlabanie więc możesz bez obaw iść do siebie. A teraz dobranoc!!!
Luna ze spuszczoną głową wyszła z gabinetu i ruszyła w stronę swojej wieży.