piątek, 21 lutego 2014

Przemyślenia i informacje

Właśnie wróciłam z pogrzebu. Jestem załamana. Do tych czas nie docierało do mnie że Ona nie żyje, ale dziś... Jak zobaczyłam jej mężczyznę i zobaczyłam jak wygląda to poczułam że to była prawdziwa miłość. Kocha ją i nigdy nie przestanie. Myśle że napisze o nich opowiadanie. Nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie Jego bólu choć dla mnie była jak siostra i wiem że nigdy nie pokocham w ten sposób jak ją. Pocieszam się jedynie myślą że umierając była szczęśliwa jak nigdy dotąd. Bo miała Jego...



A z pozytywniejszych wiadomości - mam plan na najbliższe 3rozdziały - dokładnie rozpisane. I kolejna pozytywna dla mnie, choć dla Was nie koniecznie (szczególnie dla Luny HP) - dostałam wizę do Nowej Zelandii więc jak wyjadę notki będą na pewno rzadko - będę szukała pracy i nie wiem kiedy dorobie się własnego laptopa a mąż będzie pewnie jęczał że piszę głupoty a on w tym czasie woli obejrzeć film - jak to on. Ale nie spodziewam się wyjechać przed Wielkanocą więc na razie spokojnie :)

wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 19

Witajcie! Jestem znów z nowym rozdziałem bo dziś jakoś dopadła mnie wena choć nie myślałam że będę miała ochote coś pisać w najbliższym czasie. Rozdział ten dedykuje mojej najlepszej przyjaciółce która zmarła w sobotę po południu. Była cudowną kobietą i wielką niesprawiedliwością jest że odeszła z tego świata właśnie wtedy kiedy zaczęła być na prawdę szczęśliwa. Mam jedynie nadzieje że gdziekolwiek teraz jest, jest tam szczęśliwa.
----------------------------------------
Luna stała nad kociołkiem pełnym ciemno zielonej substancji i zastanawiała się czy muchy siatkoskrzydłe lepiej będzie dodać przed czy po ogonie szczura, a w podręczniku nie było to jasno napisane. Zostało niewiele czasu aby dodać któryś ze składników postanowiła więc iść po radę do Mistrza Eliksirów. Wiedziała co prawda że zaraz ją zwymyśla jaka to jest beznadziejna, ale chyba nie było tak źle skoro podjął się nauczania jej, prawda? Przytuliła książkę do piersi i wchowała natrętny lok za ucho. Zapukała do drzwi jego gabinetu. To warknięciu 'wejdź' otworzyła drzwi i podeszła do biurka.
- Profesorze Snape...
- Czyżbyś nie zrozumiała którejś z moich prostych instrukcji? Masz uważyć eliksir według przepisu z księgi którą tak tulisz.
- Nie tulę jej, poprostu jest ciężka i nie chciałam aby mi wypadła.
- Niewinny się nie tłumaczy. A teraz mów z czym masz problem.
Luna otworzyła tom na odpowiedniej stronie i stanęła obok siedzącego na prostym drewnianym fotelu nauczyciela. Nachyliła się nad ksiąga pokazując palcem na fragment przepisu z którym miała problem.
- Chodzi o to że nie jestem pewna czy muchy siatkoskrzydłe dodać przed czy po ogonie szczura.
Profesor zapatrzył się w tekst.
- Przecież tu wyraźnie pisze że masz dodać odrobine ogona szczura, następnie muchy i resztkę ogona. Czy to takie trudne do zrozumienia? Czy może tatuś zapomniał nauczyć Cię czytać?
W Lunie krew się zagotowała. Nie nawidziła jak ktoś obrażał jej tatusia. Miała ochotę uderzyć go w twarz ale wiedziała że to jej w niczym nie pomoże - wręcz przeciwnie. Odwróciła sie więc jedynie z zamiarem wyjścia z sali ale On chwycił ją za dłoń nim zdąrzyła zrobić choć krok.
- Czy pozwoliłem Ci odejść Lovegood? - wypowiedział te słowa wyjątkowo spokojnie - Spójrz. Pisze wyraźnie "Dodać połowę pokrojonego w plastry ogona szczura, zamieszać 3 razy zgodnie z ruchem zegara, następnie muchy siatkoskrzydłe, a gdy kolor substancji zmieni się z zielonej na brązową dodać jeszcze ogon szczura".
Luna spłoniła się. Teraz gdy on jej to przeczytał wydało jej się to całkowicie oczywiste, ale tam w sali gdy nie mogła się skupić na czytanym tekście... Zrobiła z siebie totalną idiotkę. Rovena przekręca się w grobie jak na to patrzy. Spojrzał jej w twarz.
- Czym masz tak zajęte myśli że nie jesteś w stanie zrozumieć prostego tekstu?
Rumieniec się pogłębił więc jeszcze bardziej schyliła głowę prubując go ukryć. Miała ochotę chwycić księgę, uciec z gabinetu i dokończyć eliksir jak najszybciej ale wiedziała że dziś musiała grać na czasie.
- Zadałem pytanie.
Spojrzała mu w oczy. Myśl Luno, myśl!
- Zastanawiałam się nad dokładnym zastosowaniem much siatkoskrzydłych. Dodaje się je w różnych eliksirach o różnych zastosowaniach, na końcu tej księgi przeczytałam...
Nachyliła się nad księgą i gdy chciała przekręcić kartki żeby odszukać dany fragment poczuła że On wciąż trzyma ją za rękę. On chyba też to spostrzegł bo puścił ją jak by zaczęła go nagle parzyć. Odszukała formułkę dotyczącą składnika a on ją przeczytał i spojrzał jej w oczy. Odwzajemniła spojrzenie.
- Wszystko zależy od tego przy jakich składnikach występuję, jeśli jest to...
Reszta jego wypowiedzi jakoś jej umknęła - zatopiła się całkowicie w jego oczach które patrzyły na nią tak intensywnie, tak przenikliwie że czuła się jak by jej dusza się przed nim otwierała i wiedziała że może w niej teraz czytać jak w otwartej księdze i to bez posuwania się do penetracji jej umysłu. Byli tak blisko że wystaczyłoby wyciągnąć rękę aby dotknąć jego policzka raz jeszcze. Przełknął ślinę i przeniusł wzrok na jej usta. Jej serce galopowało tak mocno że obawiała się że On jest w stanie to usłyszeć. Jego twarz była już tak blisko jej że była w stanie spostrzec meszek na jego twarzy choć nie była w stanie stwierdzić które z nich zbliżało się do którego. A może oboje się do siebie zbliżali? Było to bez znaczenia. Liczył się tylko on, ona i ta chwila. Spojrzała na jego usta których nagle zapragnęła dotknąć... Przymknęła oczy i któreś z nich pokonało ostatnie cale które ich dzieliły od tego czego oboje pragnęli choć żadne by się do tego nie przyznało. Ich usta złączyły się w jedność.

Ginny stała z Nevillem pod ścianą obserwując Alecto która właśnie przeszła koło nich. Podziękowała w duchu Lunie za to że udało jej się uważyć eliksir niewidzialności idealnie choć miał on działać jedynie przez 30min. Minęło już 15 odkąd go wypili. Trzymając się za ręcę aby wzajemnie się nie zgubić przeszli ostatni odcinek dzielący ich od gabinetu dyrektora i stanęli nad gragulcem pilnującym wejścia. Od Luny dowiedzieli się że Snape co tydzień zmienia hasło, problem polegał jedynie na tym że nie znali aktualnego - postanowili próbować do skutku. Gdy już byli przed gargulcem i odczekali aż eliksir przestanie działać zaczęli mówić słowa które mogły być ich zdaniem hasłem. Po kilku minutach gdy gargulec nawet nie drgnął Neville zaczął czuć smak porażki.
- Niech to! Jak teraz o tym myślę wkradzenie sie do gabinetu Dumbledore'a byłoby.... - przerwał w połowie zdania wpatrując się w schody prowadzace do gabinetu a gargulec zniknął - ....bułką z masłem.
- Ale hasło sobie wymyślił. Jak on śmie? - Ginny była czerwona na twarzy ze złości. Weszli po schodach na górę.

Świat zawirował wokół niej gdy jego usta musnęły jej i gdyby On jej nie chwycił w pasie to na pewno nie utrzymałaby się na nogach. Był to pocałunek delikatny jak muśnięcie skrzydłem motyla a sprawił że coś w niej obudziło się do życia. Nie była w stanie myśleć co. Była szczęśliwa jak nigdy dotąd, miała wrażenie że unosi się w powietrzu. Uchyliła oczy by zobaczyć jego twarz. W czarnej otchłani jego oczu dostrzegła pytanie. W odpowiedzi znów przymknęła oczy i musnęła jego wargi swoimi. Rozchylił wargi i musnął końcem języka jej usta, pieścił je powoli i delikatnie. Jedną dłonią dotknęła jego policzka a drugą wtopiła w jego miękie włosy sprawiając tym że zamruczał cicho niczym kot. Teraz i ona rochyliła usta pozwalając mu wejść do środka i zawładnąć sobą. Jego wprawiony język uczył jej niedoświadczony jak razem tańczyć do muzyki namiętności jaką grały ich serca. Objął ją mocniej w pasie o posadził sobie bokiem na kolanach, jedną ręką rozpuścił jej włosy i zatopił w nich, drugą gładził jej plecy. Pragnęła by ta chwila trwała wiecznie, by już zawsze, by już nigdy nie musiała opuścić jego ramion, by już zawsze mogła czuć smak jego pocałunków. Czuła że on też ma przyśpieszony oddech, czuła jak jego pocałunki stają się coraz bardziej namiętne a jego skóra płonie. Doknęła jego szyji i wyczuła pod palcami bliznę biegnącą od lewego ucha w dół pod koszulę. Wypuścił z objęć jej usta i przejechał swoimi wagami w dół do jej szyji, pieścił ją językiem a ona odchyliła głowę by dać mu lepszy dostęp do pieszczoty. Cichy jęk wydobył się z jej gardła.
- Severusie, Longbottom i Weasley włamali się do Twojego gabinetu.
Nim słowa które padły w gabinecie dotarły choć w części do Luny Snape już stał na nogach nawet nie zainteresowawszy się że dziewczyna którą zrzucił z kolan wstając szybko i bez uprzedzenia leży na podłodze. Różdżkę miał skierowaną na czarnego węża unoszącego się w powietrzu - pewnie zrobił to odruchowo. Była w totalnym szoku. Jak ich nakryto? Przecież mieli eliksir niewidzialności!  Podniosła się szybko z zimnych kamieni które służyły w lochach za podłoge i spojrzała na to coś.
- Co to jest? - w obecnej chwili było to najgłupsze pytanie jakie mogła zadać.
- Coś w rodzaju patronusa śmierciożerców.
I już go nie było. Luna ruszyła biegiem za nim.

Choć biegła ile sił w nogach to i tak Snape był na miejscu przed nią. Na środku korytarza leżał miecz Gryffindora, a obok nich leżał Neville z rozcięciem na policzku ze związanymi rękami i nogami niewidzialnymi więzami, i Ginny też związana w ten sam sposób ale na pierwszy rzut oka nie było widać większych uszkodzeń niż rozcięta warga. Mimo to podbiegła do nich i objęła oboje.
- Dyrektorze, Longbottom i Neville wdarli się do Twojego gabinetu i ukradli ten oto miecz. Chyba myśleli że to orginał.
Luna odwróciła się by spojrzeć w oczy mężczyźnie który jeszcze kilka minut temu trzymał ją w ramionach, którego pocałunku wciąż czuła na swoich ustach i szyji. Patrzył na nią jak na robaka, jak na coś nie godnego aby choć dotknąć skraju jego szaty.
- Proszę ja...
- Zamknij się Lovegood.
- Ale profe..
- Powiedziałem zamknij się! Nie chce słuchać twoich marnych fałszywych tłumaczeń, wszystko jest jasne!
Poczuła wzrok przyjaciół na swoich plecach ale nie przemowała się tym. Wstała z posadzki i podeszła do swojego profesora.
- Błagam...
Poczuła jak ręka którą jeszcze tak nie dawno gładził jej włosy i szyję uderza ją w twarz tak mocno że straciła równowagę i opadła na ziemię. Policzek pulsował jej bólem ostrym jak tysiące igieł a za sobą usłyszała krzyki Ginny i Nevilla które ucichły pod wpływem zaklęcia rzuconego przez Alecto która ich złapała.
- Severusie, pozwól nam ukarać tę dwójkę. Obiecuję że po takiej każe już nigdy nawet nie zapuszczą się w tą część zamku....
- Nie Amucusie. Za coś takiego muszę ich ukarać sam. Możecie wrócić do swoich obowiązków.
Luna nie widziała ich min jak to usłyszeli ale przypuszczała że nie byli zadowoleni że tak ich odesłał. Obszedł do okoła całą trójkę i zatrzymał się tóż przed Luną.
- Więc myśleliście że można mnie od tak okraść a ja się nie zoriętuję, co? Mieliście mnie za idiotę? Odejmuję 100 punktów każdemu z Was. Jutro rano otrzymacie wiadomość odnośnie kary jaka was czeka.
Jednym machnięciem różdżki uwolnił gryfonów od zaklęć i odszedł powiewając swoimi czarnymi szatami. Po policzku Luny spłynęła łza, ale nie była to łza wywołana fizycznym bólem, a tym że utraciła go zanim wogule zyskała.

-------------------------------
Rozdział krótki ale myślę że ciekawy choć nie dokońca jestem z niego zadowolona. Błędy pewnie są ale nie mam ochoty ich poprawiać, za co oczywiście przepraszam.

środa, 12 lutego 2014

Rozdział 18

Witajcie! O ile wczoraj zupełnie nie miałam weny pisać tak dzisiaj miałam napad weny który zawdzięczam głównie Lunie HP i jej bardzo zachęcającemu komentarzowi. Myślałam że rozdział uznasz za krótki i nieciekawy, a Ty całkowicie podniosłaś mnie na duchu - dziękuję Ci za to bardzo, jesteś moją Muzą i kolejny rozdział dla Ciebie.
-----------------------------------
Ginny leżała na swoim łóżku w dormitorium i patrzyła w baldachim rozmyślając. Dni mijały a to jak jej ciało reagowało na nauczyciela obrony przed czarną magią wcale nie uległo zmianie. Nawet teraz gdy o nim pomyślała czuła że słodkie podniecenie ogarnia jej ciało - serce zaczynało mocniej bić, oddech przyśpieszył, ciało domagało się dotyku. Jak to możliwe że człowiek którego tak mocno nie nawidziła aż tak bardzo ją pociągał? Uderzyła pięścią w materac czując w głębi duszy że wszelkie próby zapomnienia nauczyciela są bezsensowne. W takich chwilach jak ta tylko resztki zdrowego rozsądku powstrzymywały ją przed tym aby zerwać się z łóżka i pobiec do kwater Carrowa, pchnąć go na łóżko i dać się porwać na mietności. I z każdym dniem jej ta resztka zdrowego rozsądku była coraz słabsza. A co jeśli pewnego dnia on całkowicie z niknie i już nic nie będzie mogło jej powstrzymać? Nie, nie mogła zrobić tego Harry'emu. Nie mogła tego zrobić sobie. Jeśli do tego dojdzie już nigdy nie będzie mogła spojrzeć Harry'emu w oczy. Chociaż właściwie, czy i tak nie jest już za późno. Położyła się na boku, przytlilła poduszkę pod głową i cicho załkała by po chwili ze wściekłej bezsilności okładać ją pięściami aż wkońcu zmęczenie płaczem nie dało o sobie znać i nie zapadła w niespokojny sen.

- Wejdź Lovegood.
Drzwi do jego gabinetu otworzyły się jednak zamiast Krukonki zobaczył w nich Amycusa Carrow.
- Witaj Severusie. Czyżbyś spodziewał się kogoś innego?
- Lovegood ma u mnie szlaban - nie była to właściwie prawda ale przecież on nie musi o tym wiedzieć - Czego chcesz?
- A tak wpadłem zapytać co słychać.
Severus spojrzał na niego wzrokiem bazyliszka.
- Spokojnie żartuję. Przysłała mnie Alecto. Martwi się ostatnio o Dracona, chłopak źle wygląda...
- Nic mu nie jest. Wygląda słabo bo dużo się uczy, jak wiesz na koniec tego roku będzie miał egzamin który bezpośrednio zadecyduje o jego przyszłości.
- Jesteś pewny że tylko o to chodzi?
- Czyżbyś insynuował że się mylę?
- Nie, oczywiście że nie...
- Zatem wróć do swoich zajęć, jak widzisz jestem zajęty.
Odwrócił się w stronę drzwi ale już gdy trzymał rękę na klamce spojrzał jeszcze raz na Dyrektora.
- Skoro jesteś taki zajęty to ciekawe dlaczego znajdujesz jeszcze czas na trzymaniu u siebie na szlabanie ładnych krukonek?
Nacisnął klamkę i wyszedł zostawiając Snape'a samego łamiącego pióro w uścisku złości.

Luna minęła w korytarzu profesora Carrow i podbiegła do gabinetu profesora Snape'a. Całkowicie straciła poczucie czasu w trakcie ważenia eliksiru niewidzialności który okazał się ciężki do wykonania - dopiero za trzecim razem udało jej się uważyć go idealnie. Było prawie 10 po 18 gdy zdyszana weszła do gabinetu gdzie zastała profesora ze zgniecionym piórem w dłoni.
- Przepraszam za spóźnienie profesorze ale zajęłam się pisaniem wypracowania dla profesora Bin...
Przerwała w połowie słowa. Profesor patrzył na nią oczami jak galeony a jego twarz wyrażała zdziwienie, przerażenie i coś jeszcze czego Luna nie mogła odczytać z jego twarzy, on natomiast zmierzył ją oczami czarniejszymi od węgla od góry do dołu.
- Profesorze...
- Minus 10 punktów za spóźnienie, kolejne 10 za wejście bez pukania, minus 5 za głupie wymówki i minus 5 za przyjście na szlaban w nieodpowiednim stroju - jego głos był ochrypły - A teraz masz uważyć eliksir Wiggenowy. Tylko nie zapomnij odejść od kociołka w odpowiednim momencie!
Severus był ogarnięty wściekłością. Więc ten idiota Carrow nie był aż tak głupi na jakiego wyglądał. Albo chciał się odegrać za to że został nakryty ze swoim pożądaniem do tej Weasley. Szok wywołany ostatnimi słowami jego kolegi po fachu jeszcze go nie opuścił gdy drzwi jego gabinetu ponownie się otworzyły i stanęła w nich osoba która pośrednio wywołała jego szok. Znów zalała go fala wściekłości tym razem pomieszana z podnieceniem. Jak ona śmiała pokazywać mu się na oczy w takim stanie? Pojedyńcze kosmyki włosów wydostały się z upiętego koka, 3 górne guziki koszuli były rozpięte ukazując jej dekold koloru kości słoniowej, w dodatku była zdyszana i głęboko nabierała powietrza w płuca sprawiając że jej piersi unosiły się i opadały co sprawiło że zaschło mu w gardle, serce przyśpieszyło o puczuł tępy ból w lędźwiach. Ledwie słyszał co do niego mówiła, resztkami samokontroli oderwał od niej wzrok i odjął jej punkty dając od razu instukcje odnośnie dzisiejszego spotkania. Teraz siedział oparty o siedzenie z zamkniętymi oczami i próbował uspokoić samego siebie choć wszystko w nim aż rwało się do tej małej blondyneczki. Po raz setny zaczął się zastanawiać jak to możliwe że ta Krukonka pociąga go tak bardzo. I choć sam sobie wmawiał że kocha Lily i ona jest jedyną kobietą w jego sercu to jakoś powoli sam coraz mniej w to wieżył a nawet zaczynał podejrzewać że Dumbledore specialnie ciągle przypominał mu o Lily żeby ten dalej pełnił rolę podwójnego szpiega, żeby nie zrezygnował z zemsty za jej śmierć. Właściwie to by pasowało do Dumbledore'a - zawsze wszystkimi manipulował. Uderzył pięścią w oparcie fotela. Przez tyle lat dawał się wodzić za nos temu staremu prykowi i mógł być za to zły jedynie na siebie.
Luna stała nad prawie gotowym eliksirem. Został jeszcze tylko jeden składnik do dodania i będzie musiała się odsunąć aby uniknąć ponownego omdlenia. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie jak troskliwie zaopiekował się nią ostatnim razem. Mógł ją poprostu przenieść na noszach do Skrzydła Szpitalnego, a jednak zaniusł ją do swojej sypialni i położył na swoim łóżku. Przymknęła oczy i przypomniała sobie zapach prymitywnie męski który poczuła zaraz po przebudzeniu. Ileż by dała by znów go poczuć. Nagle w jej głowie zaświtała myśl. Nie było to uczciwe, ale był to jedyny sposób aby znów poczuć to co wtedy. Dodała ostatni składnik.

Severus starał się skupić na czytanym tekście na temat miejsca wilkołaków w społeczeństwie czarodziejów który miał być umieszczony w jutrzejszym Proroku Codziennym. Choć pierwszy akapit zaczynał już 7 raz to wciąż nie dotarło do niego nawet jedno słowo co było zdecydowanie nie w stylu Jego Nietoperzowskiej Mości. Zrezygnowany odłożył pergamin na biurko i spojrzał na zegarek. Eliksir powinien być już gotowy. Wstał z kresła, przeciągnął się i ruszył w stronę drzwi by zajrzeć jak idzie Lovegood. Zdąrzył otworzyć drzwi i jego oczom ukazała się upadająca na ziemię dziewczyna. Nim zdąrzył zaklnąć choćby w myślach już był przy niej.

Luna leżała na posadzce a łokieć pulsował ostrym bólem. Będzie miała siniaka na pół ręki. Ale nie te było teraz ważne. Ważne było to że On był już przy nieji choć Luna spodziewała się usłyszeć zaklęcie wyczarowywujące nosze zamiast tego wyczuła jak przyklękuje obok niej i... bierze ją na ręce! Nim zdąrzyła cokolwiek pomyśleć już była w jego ramionach i czuła przez ubrania napięte mięśnie ramion i klaty, wdychała jego męski zapach, pod policzkiem miała mięki materiał jego szaty. Niewiele myśląc wtuliła delikatnie twarz w ramiona nauczyciela co chyba wyczuł bo przystanął, jego mięśnie napieły się jeszcze bardziej a ona czuła jego wzrok na swojej twarzy i modliła się aby na jej policzkach nie ukazał się rumieniec. Nic się chyba jednak takiego nie stało bo ruszył dalej i po chwili położył ją delikatnie w miękiej pościeli i poczuła że sam siada obok niej. Czuła na sobie jego wzrok, czuła jak ją obserwuje. Serce zaczęło jej mocniej bić gdy poczuła że delikatnie odsunął z jej twarzy kosmyk włosów który łaskotał jej skórę i wpotł dłoń w jej włosy by po chwili dotknąć jej policzka. Zupełnie nie myśląc powoli otworzyła oczy i jeszcze zdąrzyła zobaczyć w jego twarzy coś jakby...czułość? zanim odkoczył od niej jak oparzony i stanął na dnią z groźną miną kobry.
- Ile razy mam Ci mówić że masz się nie nachylać nad kociołkiem po dodaniu wszystkich składników? Czy mam Ci to napisać na czole żebyś to zapamiętała?
Po błogiej chwili która miała miejsce zaledwie przed chwilą jego krzyk sprawił że ze strachu aż podskoczyła.
- Profesorze, ja....
- No co Lovegood, co?
Tego pytania jej idealny wydawało by się plan nie uwzględnił.
- Bo profesorze w sali był gnębiwstryk i nie chciałam żeby na mnie wpadł i chciałam się uchylić i nachyliłam się nad kociołkiem...
- Oczywiście! Znowu to gnębi-coś! Jak możesz być tak głupia dziewczyno! I pomyśleć że dom Ravenclow słynie z inteligęcji! Rovena przewraca się w grobie jak na Ciebie patrzy!
- Przepraszam profesorze.
Patrzył na nią a ona czuła że jej policzki są szkarłatne niczym flaga Gryffindoru, spuściła oczy i patrzyła na swoje dłonie.
- Wynoś się.
Posłusznie wstała z łóżka i ruszyła w stronę drzwi, ale zanim dotknęła klamki usłyszała za sobą.
- Zaczekaj.
Odwróciła się i zobaczyła że jej profesor wymija ją i przechodzi do gabinetu.
- Kajtek.
W gabinecie zmaterializował się młodziutki skrzat.
- Tak Panie?
- Odprowadzisz Pannę Lovegood do jej wieży dbając o to aby nie zasłabła ponownie. A Ty Lovegood masz, wypij to - podał jej ten sam eliksir co ostatnio a ona bez słowa sprzeciwu wypiła do dna i oddała mu kubek.
- A teraz zejdź mi już dziś z oczu.

Lord Voldemort siedział przy długim stole przy którym siedzieli też Bellatrix z mężem, Lucjusz z Narcyzą i Ministrem Magii który został zaproszony na kolację.
- Panie, pomimo naszych kilkukrotnych próźb właściciel Żonglera, Ksenofilius Lovegood wciąż głośno popiera Harry'ego Pottera. Obawiam się że my, jako Ministerstwo nie będziemy mogli na niego wpłynąć, ale może Waszej Miłości uda się przekonać go do zmiany poglądów....
- Ministerstwo nie jest w stanie zająć się jednym czarodziejem?
- Możemy Panie, oczywiście że możemy. Natomiast myślę że jeśli Żongler zacznie publikować nasze treści to nadzieja w tych który wierzą że Potter ich uratuje umrze szybciej.
- Polityk w 100%. A co wiemy o tym Lovegood'zie?
- Znany szaleniec choć ostatnio wielu czarodziejów sięga po jego pismo. Żona zabiła się w trakcie eksperymentu, córka uczy się na 6 roku w Hogwarcie.
- Szaleniec powiadasz... Żeczywiście jeśli wierzy że mają jakąś szansę to że wygrają to szaleniec. Zatem niech będzie, jutro rano Bellatrix z mężem odwiedzą tego Lovegoood'a.
- Dziękuję Panie.

- Crucio! - Rodolphus Lestrange stał nad wijącym się w bólu Ksenofilem Lovegood. Dopiero po dobrych 10minach zdjął zaklęcie, ale już sekunde później torturę zaczeła jego żona, Bellatrix która zafundowała mu kolejne 15minut tortury tańcząc przy tym wokół ciała leżącego na podłodze.
- Więc jak szaleńcze? Przestaniesz popierać tego uciekiniera Pottera? Zostawił Was a mimo to Ty wciąż go popierasz!
- Nie uciekł, wciąż jest z nami! Jest w naszych sercach!
Tym komentarzem zasłużył sobie na kolejne minuty bólu.
- Pytam ostatni raz. Przestaniesz popierać Pottera w swojej głupiej gazecie?
Po chwili ciszy usłyszeli cichy ale wyraźny jęk.
- Nie.
Kontynuowali tortury jeszcze dobre 3 godziny po których musieli sami przed sobą przyznać że to na nic po czym wrócili do Malfoy Manor.

- Nie zgodził się? Zatem spróbujemy inaczej. Nasz Minister wspominał o córce w Hogwarcie, prawda?
- Tak Panie, Luna Lovegood.
- Jeśli popiera Pottera to popierał też Dumbledore'a i jego gadanie na temat miłości. Więc zapewne kocha swoją córkę. I to ona jest kluczem do złamania owego Lovegood'a.
Czarny Pan uśmiechnął się złowieszczo a Narcyza chwyciła dłoń męża który myślał właśnie dokładnie to samo co ona - nie ma nic silniejszego niż miłość rodzica do dziecka, ta miłość jest gotowa na każde ustępstwo.

wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 17

Rozdział chaniebnie krótki wiem, ale jakoś nie bardzo mam weny - niby wiem co pisać dalej ale dziś sklecenie nawet najprostrzego zdania zupełnie mi nie wychodziło dodaję więc to co napisałam wczoraj. Mam nadzieję że przed końcem tygodnia jeszcze coś dodam :)
Z dedykacją dla Luny HP
---------------------------------------------------
Snape przebudził się już dobrą godzinę temu i pomimo ze było dopiero 4 rano to nie mógł już zasnąć - w jego myśli znów wkradła się pewna Krukonka. Przymknął oczy i znów poczuł dotyk jej dłoni na swoim policzku a przed oczami widział jej twarz gdy go dotknęła. Kiedy to czuł się tak ostatni raz? No tak. To było tego wieczoru kiedy spacerując z Lily ona chwyciła go za rękę. To był ich ostatni wspólny wieczór - każdy następny spędzała z tym Potterem. Lily. Nie myślał o niej od bardzo dawna. Gdy jeszcze żył Dumbledore to ciągle przypominał mu o jego miłości do matki Harry'ego, ale odkąd go nie ma... Kiedyś chodząc po zamku wspominał momenty w których chodził po nim z nią. Teraz gdziekolwiek nie był w jego myślach była tylko ta srebrnooka dziewczyna. Jak to możliwe? Kochał Lily od tylu lat, pogodził się z myślą że ona będzie jedyną kobietą jaką kiedykolwiek miał w swoim sercu a teraz nie może oderwać myśli od jakieś tam małolaty! No tak, to pewnie dlatego że dawno nie był z kobietą... Skrzywił się. Przecież spotykał się z Rajni ostatnio nawet 3 razy w tygodniu. I coraz częściej na spotkaniu nie dochodziło jednak do zbliżenia i to z jego winy - poprostu nie był w stanie. I nie chodziło o to że nie był na to fizycznie gotowy bo Rajni zawsze bardzo go podniecała ale jego głowa pełna była kłębiących się myśli i obrazów dotyczących jego uczennicy. A jak mógłby kochać sie z Rajni skoro przed oczami miał kogoś zupełnie innego? Nie. Nie mógłby tego zrobić. Jego kochanka co prawda puki co nie zadawała żadnych pytań ale była to tak na prawde kwestia czasu - i tak już patrzyła na niego podejrzanie. Pamięta jak ją poznał. Był zagubionym młodym człowiekiem bez przyjaciół czy domu a jego jedynym celem była chęć posiadania władzy, wzbudzania przerażenia wśród innych. Zaraz po zakończeniu szkoły dołączył do wąskiego jeszcze wtedy kręgu Śmierciożerców gdzie został życzliwie przywitany nie tylko przez Czarnego Pana ale także przez Lucjusza i Narcyzę. Jako że nie miał wtedy gdzie się podziać to Malfoy'owie zaproponowali mu żeby zamieszkał u nich do puki nie dorobi się jakoś na służbie u ich Pana. Traktowali go jak swojego, jak by był w ich rodzinie od zawsze. To był pierwszy moment kiedy poczuł że gdzieś przynależy, że komuś na nim zależy, że jest w domu. Lucjusz stał się dla niego jak starszy brat do którego mógł się udać w każdej sprawie, a Narcyza dbała o niego jak rodzona matka. Szybko też zyskał sobie poważanie wśród innych śmierciożerców a Czarny Pan nagradzał go za świetne wykonywane misje. Został kimś ważnym, inni liczyli się z jego zdaniem, prosili o wstawienie się za nimi w wielu kwestiach u Czarnego Pana. Widywał już wtedy na zebraniach Rajni ale nigdy z nią nie rozmawiał. Któregoś dnia gdy wrócił po udanej akcji napadu na wioskę mugoli pod Londynem został ją i Narcyzę w salonie popijające herbatę. Narcyza oczywiście od razu ich przestawiła, a Rajni patrzyła na niego przyjaźnie. Z czasem została mu praktycznie siostrą z którą od czasu do czasu spędzał noc. Krąg Śmierciożerców został jego rodziną, pierwszą jaką kiedykolwiek miał. Choć już po roku służby stać go było na zakup własnego mieszkania którego dokonał to i tak mieszkał właściwie w Malfoy Manor. Później Czarny Pan dał mu zadanie objąć stanowisko nauczyciela eliksirów w szkole aby mógł być bliżej Dumbledore'a i śledzić jego ruchy. Zadanie nie było tak trudne jak by się wydawało, w tym czasie Narcyza urodziła Dracona a on został jego ojcem chrzesnym - był to dla niego wielki zaszczyt. A poźniej Albus znalazł jakąś wariatkę która przepowiedziała przyszłość jego Pana i chłopca urodzonego pod koniec lipca. Choć było ich dwuch - Longbottom i Potter to Czarny Pan uparł się że to musi być Potter. Gdy to usłyszał ze strachu o życie Lily udał się do Dumbledore'a i złożył Wieczystą Przysięgę że będzie już zawsze po stronie dobra. Snape cały czas udawał że nie wie jak podejść do Potterów a później ten idiota James wziął na swojego strażnika tajemnicy Glizdogona a ten za obietnicą drobnej opłaty (której w końcu i tak nie dostał) przekazał tą informację Czarnemu Panu. Był gotowy wydać się przed nim chcąc ochronić Lily ale gdy przybył na miejsce było za późno - znalazł tylko jej ciało. Trzymając ją w ramionach obiecał sobie że będzie robił wszystko by pomścić jej śmierć. Żałował że to Syriusz dopadł Glizdogona i zupełnie nie dziwił mu się że go zabił. Dopiero później wyszło na jaw jak było na prawdę. W swoim prawie 40letnim życiu tyle przeżył a teraz jakaś głupia Krukonka nie daje mu spokoju. Starając się odciągnąć myśli od przeszłości i blondynki śpiącej kilka pięter wyżej pomyślał o Amycusie i jego zainteresowaniem tą małą Weasley. O ile wcześniej ciągle wodził za nią wzrokiem, starał się być tam gdzie ona tak od kilku dni udaje że nie istnieje. Nie zerka w stronę stołu Gryfindoru, podobno nawet na lekcjach traktuje ją jak powietrze. Co mogło być tego powodem? Postanowił zajrzeć mu w umysł podczas śniadania. Zerknął na zegrek i uznał że pora wstać - jak sie streszczy to uda mu się jeszcze sprawdzić zapasy składników jakie mu zostały zanim przyjdzie czas na śniadanie.

Severus Snape dział w Wielkiej Sali i z podestu obserwował uczniów którzy w ciszy jedli śniadanie. Amycusa jeszcze nie było więc jedyne co mógł zrobić na chwile obecną to zająć się jedzeniem. Nałożył sobie pieczone kiełbaski do których wziął swój ulubiony sos czosnkowy i zaczął powoli przeżuwać. Jego wzrok zatrzymał się na jego chrześniaku który grzebał widelcem w talerzu udając że je. Pomimo czystej szaty i idealnie ułożonych włosów to zapadnięte policzki i sińce pod oczami sprawiały że wyglądał jak więzień Azkabanu. Pomimo zapewnień że jego rodzice są całkowicie bezpiecznie i tak martwił się o nich co było widać jak na dłoni dla każdego kto chciał to widzieć. Postanowił odbyć z siostrzeńcem jeszcze jedną rozmowę a może nawet zoorganizować mu jakoś spotkanie z rodzicami aby sam mógł się przekonać że nic im nie jest gdy do Wielkiej Sali wszed Carrow i usiadł po jego lewej stronie.
- Witaj Severusie.
- Witaj.
- Wczoraj wieczorem patrolując korytarze w pewnej chwili poczułem sporo magii choć nikogo na korytarzu nie było. Nie wiesz co to mogło być?
Severus pokręcił głową. Widać Lovegood nie uważyła jeszcze eliksiru niewidzialności.
- Przecież to Ty jesteś nauczycielem obrony przed czarną magia i mnie sie pytasz o takie rzeczy?
Widać było że tamten się zmieszał.
- Ale ty znasz szkołę lepiej, mieszkasz tu już tyle lat...
- Czy myślisz że nie mam do roboty ważniejszych rzeczy niż śledzenie kotki Filcha albo Irytka wytwarzających wrażenie magii na korytarzach? Skoro nikogo nie widziałeś to pewnie to było któreś z nich. To logiczne.
Na tym postanowił zakończyć temat i skupić się na penetrowaniu jego umysłu co było dziecinnie proste ponieważ ten zupełnie nie spodziewał się jego ataku i już po kilku sekundach wiedział wszystko. Uważał się za człowieka którego baaardzo niewiele rzeczy może zaskoczyć ale to była zdecydowanie jedna z tych rzeczy. Ginny pragnąca pocałunków Śmierciożercy? Ciekawe co by na to powiedział ten jej Potter - był gotowy zabić nawet całą rodzinę mugoli byle tylko dane mu było zobaczyć jego minę gdyby się o tym dowiedział. Na samą myśl że można by tym utrzeć nosa synowi Jamesa miał ochotę uściskać Amycusa i zatańczyć z nim Polkę na środku sali. Humor od razu mu się poprawił i spojrzał w stronę stołu Gryffindoru przy którym od razu zobaczył rudą która jadła tosta rozmawiając z Longbottomem i... Znowu ta Lovegood! Chciał szybko dowrócić wzrok ale Krukonka patrzyła prosto na niego i w dodatku śmiechnęła się do niego delikatnie. A on, Główny Nietoperz Hogwartu w ostatniej chwili powstrzymał się przed odwzajemnieniem uśmiechu a świadomość tego faktu sprawiło że jego humor tak sie pogorszył że nawet wybrażanie sobie miny Pottera patrzącego z góry na swoją przyszłą synową całującą się ze Śmierciożercą nie mógł go poprawić.

Neville, Ginny i Luna siedzieli w bibliotece i przy pomocy zaklęcia Muffiato swobodnie rozmawiali o wczorajszym spotkaniu Gwardii. Samo spotkanie było przyjemne ale gdy wyszli z Pokoju Życzeń na korytarzu pojawił się Carrow. Oczywiście ich nie widział ale chyba coś wyczuł. Luna postanowiła jeszcze dziś wieczorem wziąść się za ważenie eliksiru niewidzialności i choćby miała się z tym bawić do rana to dziś go skończy. Spotkania były coraz ciekawsze i teraz praktycznie każdy pomagał każdemu a atmosfera była na prawdę przyjemna a co najciekawsze do Gwardii dołączało coraz więcej uczniów. Sami ich znajdowali i pytali czy nie pomyśleli i reaktywacji stoważyszenia które działało za czasów Umbrige.
- Wiecie od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie pewien pomysł...
- Jaki?
- Zbliża się przerwa świąteczna, a to może być szansa na w miarę bezpieczne wyniesienie miecza z zamku. O ile uda nam się wpierw wykraść go z gabinetu Snape'a - Ginny i Neville spojrzeli na Lunę. Od czasu kłótni dziewczyn żadno z nich nie wspomniało o mieczu - Mam plan.
Opowiedziała im pomysł na jaki wpadła i wszyscy uznali że to rozwiązanie będzie najlepsze.
- No to już wiemy co zrobimy. Mamy 2 tygodnie do ustalenia konkretnych szczegółów.
Luna szła korytarzem w stronę łazienki dziewcząt w której mieszkała Jęcząca Marta. Miała uważyć eliksir w Pokoju Życzeń ale uznała że bezpieczniej będzie przez kilka dni trzymac się z dala od niego bo Carrow będzie tam pewnie węszył.

czwartek, 6 lutego 2014

Krzywołap&Ponurak cz.2 (+18)

Długo zastanawiałam się czy opowiadanie skończyć happy endem czy nie. I właściwie wciąż nie jestem pewna czy to ostatnia część, czy jeszcze coś dopiszę do tej histori. Mam nadzieję że spodoba się Wam to co dziś przedstawiam bo wsadziłam w to opowiadanie na prawdę dużo serca. Kawałek +18 jest innym kolorem
--------------------------------------------------------------
Hermiona siedziała na historii magii i pierwszy raz odkąd jest uczennicą Hogwartu nie słuchała co mówił profesor Binns. Myślami była daleko w Londynie wpominając ostatnie chwile przed wyjazdem na pociąg do szkoły. Syriusz obiecał że będzie ją odwiedzał (stanowczo mu zabroniła bo przecież ktoś mógł go złapać), a jak już byli na dworcu King Cross zauważyła czarnego psa - a mówiła mu że to jest bardzo niebezpieczny pomysł!! Gdy się z nim żegnała machał ogonem jak oszalały i lizną ją w policzek a jego oczy mówiły że będzie tęsknić. Obiecał też pisać codziennie, jednak minęły już 3dni a on się nie odzywał. Nie wiedziała co zrobić - czy napisać do niego czy udawać że to wszystko było tylko pięknym snem. Właściwie to wciąż miała wrażenie że to był sen. Przerwa świąteczna wydawała jej się tak odległa jak by to było wieki temu, a tęsknota tak wielka że obawiała się że uschnie. Dopiero wieczorem doczekała się wiadomości od ukochanego.
"Jutro o 22 we Wrzeszczącej Chacie"
Hermiona
westchnęła. Zapowiadała się długa noc,a później jeszcze dłuższy dzień.

Gdy przeszedł wieczór Hermiona wyszła z dormitorium i na schodach prowadzących do Pokoju Wspólnego założyła pelerynę niewidkę którą pożyczyła od Harry'ego mówiąc że chce iść w nocy do Działu Ksiąg Zakazanych aby znalęść pewną bardzo ważną informację. Wyszła z wieży i uważając by jej kroki nie odbijały się echem gdy szła przez puste korytarze zamku doszła do drzwi
wyjściowych które skrzypnęły lekko przy otwieraniu. Żałowała że nie włożyła jeszcze jedego swetra pod płaszcz bo wieczór był wyjątkowo zimny, i szybkim krokiem ruszyła w stronę bijącej wierzby po drodze zaopatrując się w długi kiejek którym ujarzmi drzewo. Po kilku minutach już wchodziła na piętro. Ostatnim razem jak tu była to wszedzie zalegał kurz i pajęczyny utkane przez pajęczaki całymi latami a szczury i myszy chowały się po kątach. Dziś było zupełnie inaczej. Zniknęły gryzonie i pajęczyny, a wchodząc po schodach mogła spokojnie dotknąć balustrady nie martwiąc się o to że później przed 3 dni nie będzie mogła domyć rąk. Gdy była na piętrze skierowała się w stronę pokoju w którym pierwszy raz zobaczyła Syriusza i w którym teraz tliło sie ciepłe światło świec które widziała przez lekko uchylone drzwi. Wpierw zapukawszy powoli uchyliła drzwi.
- Syriusz?
Stał pośrodku pokoju zupełnie odmienionego. Widok brudnych ścian zamieniły się na ogromne gobeliny przedstawiające różne sceny z mitologi czarodziejów, stare łóżko na wpół zjedzone przez mole na którym kiedyś leżał Ron z rozwaloną nogą zastąpiło ogromne łoże z beżowym baldachimem, w oknach wisiały bordowe zasłony, w kominku wesoło trzskał ogień, na podłodze leżał perski dywan z oriętalnym wzorem. Nawet ktoś z wyobraźnią taką jak ma Luna nie pomyślałby że topomieszczenie może przejść tak wielką zmianę.
- Przytulisz mnie wreszcie czy dalej będziesz oglądać pokój?
Hermiona dopiero po tych słowach zoriętowała się że jeszcze nie przywitała się z mężczyzną. Ruszył powoli w jej stronę z rozłożonymi rękami by wziąść ją w ramiona ale na słowa dziewczyny stanął w półkroku.
- Nie odzywałeś się.
- Byłem zajęty słonko.
- Tą blondyną z nogami do szyji?
Syriusz zbladł. Hermiona nie wiedziała co się z nią działo. Nie chciała się z nim kłucić, nie chciała mówić tego co mówiła, ale te 3dni w których odchodziła od zmysłów zalały ją falą złości na widok twarzy ukochanego.
- Hermiona, o czym Ty mówisz...
- Doskonale wiesz o czym mówię.
Twarzy Syriusza wyrażała całkowite zdumienie i dopiero po kilku chwilach załapał o czym mówi dziewczyna.
- Chodzi Ci o Davne?
- Tak, dokładnie o nią. Czy to z nią spędziłeś ostatnie 3 dni?
- Oszalałaś? Ostatnie 3 dni spędziłem na tym żeby doprowadzić to miejsce do stanu urzywalności! A tamta dziewczyna zupełnie mnie nie interesowała...
- I właśnie dlatego że cię nie interesowała całowałeś się z nią na moich oczach?!
- Daj mi dokończyć. Wiem że jesteś zła na mnie że się nie odzywałem ale nie wyciągaj rzeczy które były przed tym jak pokazałem Ci co do Ciebie czuje. Z Davne spróbowałem ponieważ miałem nadzieję że zapomnę o Tobie. Jesteś młodą inteligętną czarownicą a ja starym kryminalistą, wiedziałem że nie mam u Ciebie szans. Ale wtedy gdy weszłaś do pokoju i zobaczyłem Twoją reakcję to poczułem cień nadzieji że jednak coś do mnie czujesz. Wyjaśniłem Davne że jednak nic z tego nie wyjdzie.
- Nawet jeśli to prawda...
- To jest prawda Hermiono!
- ... to dlaczego nie odzywałeś się te dni? Nie wierzę że nie miałeś czasu napisać nawet kilku słów i przesłać ich sową!
Syriusz zamilkł na chwilę po czym zaplotł ręce na piersi i spojrzał na nią z uśmiechem.
- Chciałem zobaczyć Twoją reakcję gdy spotkamy się po kilku dniach ciszy.
- I co spodobała Ci się?!
- Owszem. To że jesteś zła oznacza że na prawdę Ci na mnie zależy.
Hermiona myślała że osiągnęła granice złości ale po tych słowach stwierdziła że to co czuła wcześniej to było tylko prelidium.
- Że słucham?! Jak śmiałeś myśleć że mi na Tobie nie zależy?! Za kogo Ty mnie masz?! Za jakąś dziwkę która pozwala się całować i obmacywać każdemu kto się na winie?!
Niewiele myśląc podeszła do niego i uderzyła go mocno w twarz i odwróciła się nawet nie patrząc na reakację mężczyzny. Wyszła z pokoju, zbiegła po schodach i nie zatrzymując się nawet chwili zeszła do tunelu prowadzącego do Bijącej Wierzby. Łzy popłynęły jej po policzkach a dziewczyna nawet nie próbowała ich powstrzymać. Gdy była już mniej więcej w połowie tunelu ktoś chwycił ją za ramię i pchnął na ścianę tunelu przyciskając ją swoim ciałem do ściany. Nim zdąrzyła w jakikolwiek sposób zareagować poczuła gorące usta na swoich a jego dłonie wplatały się w jej włosy.
- Przepraszam, byłem głupi. Zachowałem sie jak gówniarz, wybacz mi, ale też spróbuj zrozumieć mnie. Jesteś cudowną kobietą, możesz mieć każdego, nawet tego Kruma. Ciężko mi więc uwierzyć we własne szczęście że pragniesz akurat mnie - wyszeptał jej prosto w ucho. Jak mogła się na niego złościć?
- Jak możesz tak mówić? Każda kobieta marzy o mężczyźnie takim jak Ty. Już tam na górze, gdy
pierwszy raz Cię zobaczyłam poczułam że coś mnie do Ciebie ciągnie, a z czasem to tylko się pogłębiało.
- Dlaczego więc Krum?
- Z tego samego powodu co Ty. Chciałam zapomnieć bo wiedziałam że nie mam u Ciebie szans.
Pocałowała go delikatnie a on wziął ją na ręce i wrócił z nią do Chaty gdzie spędzili cudowny wieczór w swoich ramionach.

- Chciałbym Ci coś dać.
Syriusz spojrzał poważnym wzrokiem na Hermionę. Spotykali się przynajmniej 3-4 razy w tygodniu we Wrzeszczącej Chacie gdzie razem zwykli jeść kolację przygotowaną przez Stworka lub kupioną w restauracji przy św. Mungu. Później rozmawiali aż dziewczyna zasnęła w ramionach Łapy a o świcie wracała do zamku. Tydzień za tygodniem mijał a oni czuli że to co jest między nimi jest coraz silniejsze i oboje wiedzieli że przyjdzie moment kiedy nie będą już mogli zapanować nad tym uczuciem. Nadeszła wiosna a wraz z nią sytuacja w kraju pogorszyła się znacznie. W szkole Umbrige zyskała władzę którą posiada dyrektor, Ministerstwo było coraz bardziej flirtowane przez
popleczników Voldemorta a liczba członków Zakonu była coraz mniejsza. Hermiona martwiła się coraz bardziej że coś mogłoby się stać Syriuszowi i choć on ze śmiechem zbywał jej obawy to widać było że sam również się martwi tą całą sytuacją.
- Syriusz, wiesz co myślę o prezentach..
- Oj Hermiono Ty dalej swoje. To co chcę Ci dać nie kosztowało mnie nawet sykla.
Zaciekawiona spojrzała na mężczyzne w którego ramionach leżała a ten sięgnął do kieszeni spodni skąd wyjął złoty łańcuszek na którym był wisiorek w krztałcie litery B ze szmaragdem.
- Syriuszu, oszalałes? Przecież to musiało kosztować majątek, nie mogę...
Przyłożył palec do jej ust dając jej tym znać że ma zamilknąć.
- Możesz, a tak jak powiedziałem nie wydałem na to nawet sykla. To rodzinna pamiątka, każda kobieta wchodząca do rodziny Black otrzymuje taki. Dzięki temu wisiorkowi będziesz wiedziała czy ze mną dzieje.
- W jaki sposób?
- Za każdym razem gdy ktoś skieruje we mnie zaklęcie niewybaczalne i trafi usłyszysz w swojej głowie jakie to zaklęcie.
Hermiona zamyśliła się.
- Ale przecież ja nie jestem Panią Black.
- Panno Hermiono Jane Granger, kocham Cię i jeśli tylko pozwolisz poślubię Cię gdy tylko skończysz 17lat. Hermiono, wyjdziesz za mnie?
Hermionę wmurowało. Jeszcze nigdy nie powiedział jej wprost że ją kocha. Oczywiście okazywał jej to ale nigdy tego nie powiedział. Co więcej chce żeby była jego na wieki. Do końca ich dni. Żeby została Panią Black. Jego żoną. Gdy jego słowa dotarły do niej w jej oczy zaczęły wylewać się łzy których nie mogła opanować.
- Hermiono, nie płacz. Czemu płaczesz?
Hermiona wtuliła się bardziej w jego ramię i wyszeptała
- Tak
- Co mówisz, nie słyszę...
Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Tak Syriuszu, wyjdę za Ciebie.
Pocałowała go powoli, delikatnie okazując mu w tym pocałunku cała miłość jaką do niego czuła. Mężczyzna pierwszy przerwał pocałunek i usiadł na łóżku. Hermiona uniosła do góry włosy aby mógł założyć jej łańcuszek i po kilku sekundach, gdy łańcuszek już był zapięty poczuła gorące usta na swoim karku. Powoli odwróciła się w jego stronę i pojrzała mu głęboko w oczy.
- Kocham Cię.
Pocałował ją bardzo delikatnie, jakby bał się że zrobi jej krzywdę silniejszą pieszczotą. Położyła się na łóżku nie przerywając pocałunku a on nachylił się nad nią. Ich języki połączone były w namiętnym tańcu by po chwili usta Syriusza zeszły na szyję gryfonki. Ujął w usta płatek jej ucha delikatnie chwytając go zębami i liżąc na przemian i po chwili doczekał się cichego westchnienia które wydobyło się z jej ust do których wrócił. Jej ręce z pleców przeniosły się na przód koszuli, do guzików które zaczęła rozpinać drżącymi rękami. Jej ukochany uniusł się na łokciu a drugą ręką przykrył jej dłonie mocujące się z guzikiem koszuli.
- Nie wiem czy będę miał siłę się powstrzymać
Hermiono.
- Nie chce żebyś się powstrzymywał - wychrypiała.
- Jesteś pewna? Może nie wiesz, ale jeśli to zrobimy nie będzie już możliwości zmiany decyzji...
- Wiem.
Oczywiście że widziała. Już w zeszłym roku gdy zaczęła spotykać się z Krumem przewertowała wszystkie podania dotyczące związków czarodziejów. Choć nie które z nich różniły się wieloma szczegółami, tak ta jedna kwiestia była taka sama w każdym z podań jakie znalazła. Gdy czarownica oddaje dziewictwo innemu czarodziejowi już nigdy nie pokocha nikogo innego. Może się z ukochanym rozejść, może wziąść ślub z innym ale nigdy nie przestanie kochać swojego pierwszego mężczyzny, a jedyne co może przerwać to połączenie jest śmierć jego z nich. Hermiona wiedziała to doskonale.
- Chyba że Ty jednak nie jesteś pew...
Grymas złości wstąpił na twarz na którą patrzyła.
- Jak możesz tak mówić? Jesteś wszystkim czego pragnę odkąd pierwszy raz Cię zobaczyłem. Chce Ciebie i tylko Ciebie. Jednak nie chce żebyś żałowała pochopnie podjętej decyzji...
- To nie jest pochopnie podjęta decyzja. Jestem jej pewna - łzy zalśniły w jej orzechowych oczach - Pocałuj mnie Syriuszu.
Animag musnął ustami jej wargi by za chwilę pogłębić pocałunek. Gdy tylko Hermiona poradziła sobie ze wszystkimi guzikami koszuli zsunęła ją z jego ramion i odrzuciła kawałek dalej. Gładziła jego silne plecy, owłosioną klatę, a gdy dotknęła brzucha usłyszała jego cichy chichot.
- Uważaj, mam łaskotki.
Usiadła pozwalając mu zdjąć z siebie bluzkę i uświadomiła sobie że jej dzisiejsza bielizna jest kompletem dla skromnej dziewczynki a nie pewnej siebie kobiety - zwykły biały biustonosz i majtki które Ginny nazywała babcinymi w malutkie fioletowe kwiatuszki - nie spodziewała się że sytuacja się tak rozwinie. Poczuła że jej policzki płoną pod jego wzrokiem. Przysunęła się do niego i pocałowała delikatnie jego szyję, przejechała językiem po zagłębieniu pomiędzy barkiem a szyją i poczuła ciche westchnienie które wydobyło sie z jego gardła i zachęciło ją do dalszych działań. Wsadziła włonie pomiędzy ciemne kędziorki i zjechała ustami w stronę sutka. Doskonale pamiętała ile przyjemności miała gdy dotykał jej piersi więc prawdopodobnie on będzie miał z tego taką samą przyjemność. Gdy jej usta odnalazły jego sutek językiem zaczęła badać jego konstrukcję i poczuła jak pod jej dotykiem delikatnie trwardnieje. Dłoń przesunęła powoli w dół jego brzucha aż doszła do kieszeni spodni pod którymi wyczuwała jak mocno są napięte przez męskość Syriusza. Choć policzki piekły ją od rumieńców uniosła lekko głowę by móc spojrzeć mu w oczy. Chciała widzieć jego twarz gdy dotknie go w tym miejscu. Jego oczy były czarne, lekko przymrużone a jednak obserwujące ją doskonale. Drążącą dłoń przesuwała cal po calu na jego męskość, czuła jak pulsuje pod dotykiem jej dłoni.
- Nie, jeszcze nie.
Jej twarz wyrażała całkowite zdziwienie.
- Najpierw muszę Cię na to przygotować kochana.
- Jestem gotowa - choć starała się by jej głos zabrzmiał pewnie to był to zabrzmiał jak skrzek starej ropuchy.
- Tylko tak myślisz.
Namiętnie pocałował jej usta wplatając dłoń w jej włosy a drugą zgrabnie rozpinając stanik tak że zauwazyła to dopiero gdy go całkiem zdjął. Zostawiając mokre ślady na jej skurze uniusł ją tak że jego usta znajdowały się na wysokości jej piersi. Jedną ręką podtrzymywał jej plecy a drugą chwycił jej pierś i zaczął ją masować ustami zbliżając się do drugiej. Gdy wziął jej sutek w usta z jej ust wydobył się jęk przyjemności, a jej dłonie wplotły się w jego włosy. Lizał i ssał jej piersi na przemian jednocześnie gładząc jej pośladki przez cienki materiał szkolnej spudnicy czując pod nią granice majtek. Delikatnie położył ją na poduszkach ustami pieszcząc jej brzuch i zdjął jej spudnicę pozostawiając ją w samych majtkach które w swej niewinności były niewyobrażalnie seksowne. Uniusł się lekko chcąc podziwiać jej piękne ciało a ona głupia chwyciła kawałek kołdry którą próbowała się zakryć.
- Co robisz?
- Ja...
Spuściła wzrok a słodki rumieniec nie opuszczający jej twarzy jeszcze bardziej się pogłębił. Uniusł jej podbrudek zmuszając ją by spojrzała mu w oczy.
- Chcę Cię widzieć całą, chcę widzieć Twoje piękne ciało i rozkoszować się nim. Proszę, pozwól mi.
Zaklęciem niewerbalnym zgasił świece zostawiając tylko 2 stojące po obu stronach łóżka w nadzieji że w tym półmroku będzie jej łatwiej okazać mu się w całości. Nie mylił się - co prawda nie pewnie ale odrzuciła kołdrę pozwalając patrzeć na siebie. Ten widok nigdy mu się nie znudzi ale widząc jak dziewczyna drży przykrył ją swoim ciałem układając się pomiędzy jej udami, nie wiedział ile jeszcze wytrzyma. Całował ponownie jej usta by chwili zejść w dół jej ciała, pomiędzy piersiami, do pępka, do skraju majtek. Składał pocałunki na jej udach, drażnił je językiem jednocześnie czując słodki zapach jej podniecenia. Jednym zgrabnym ruchem zdjął jej majtki jednocześnie i siebie niewerbalnym zaklęciem rozebrał do naga. Spojrzał na jej kobiecość która nie była pokryta nawet jednym włoskiem - nie co go to zdziwiło ale ból który poczuł w lędźwiach na ten cudowny widok nie pozwolił mu na rozważanie tego nawet chwili dłużej. Złożył pocałunek na jej wzgórku rozchylając jej różowe wargi, czubkiem języka dotknął jej nabrzmiałego guziczka i poczuł jak dreszcz przyjemności przebigł przez jej ciało a z jej środka wypłynął słodki płyn, z ust wydobył się przeciągły jęk. Choć bardzo chciał powstrzymał się przed wsadzeniem w nią palca. Gdy poczuł że jest już blisko objął ustami jej łechtaczkę i zaczął ją ssać doprowadzając ją tym do praktycznie natychmiastowego orgazmu. Dopiero gdy poczuł że ostatnie spazmy przyjemności opuściły jej ciało zaprzestał słodkiej tortury. Wytarł dłonią swoje usta mokre od jej soków i ułożył się pomiędzy jej nogami. I uniusł się do jej ust.
- Znam zaklęcie które sprawi że nie będziesz czuła bólu - wyszeptał jej w ucho a ona spojrzała mu w oczy.
- Nie. Chce czuć wszystko to co czuje kobieta kochając się pierwszy raz ze swoim mężczyzną.
Złożył delikatny pocałunek na jej ustach i powoli, delikatnie nakierował swojego członka na wejście do jej gorącego, wilgotnego ciała.
- Rozluźnij się.
Hermiona przytaknęła i sprubowała rozluźnić się, ale jak mogła tego dokonać skoro mężczyna w którego ramionach była miał uczynić ją właśnie swoją kobietą na wieki? Przymknęła powieki gdy poczuła że jego członek napiera na jej wejście.
- Patrz na mnie. Chcę widzieć twoje oczy gdy posiądę Cię całą.
Spojrzała na niego i mimowolnie na jej twarz wkradł się grymas bólu. Czuła jak powoli wchodzi w nią zaledwie kawałek, jak rozciąga ją od środka. Z oka spłynęła jej łza którą pocałował pozostając w niej lekko zanurzony bez ruchu.
- Kocham Cię.
I pchnął mocno sprawiając że ostry bół przeszył jej ciało a z ust wydobył się krzyk rozrywający serce Syriusza. Był zły sam na siebie że zapytał ją o zaklęcie, powinien je poprostu rzucić nie pytając o zdanie. Gdy największy ból minął na jej ustach zabłąkał się śmiech.
- Lepiej?
- Tak...
Powoli zaczął ruszać się w niej czując że jeszcze chwila tej słodkiej tortury i straci nas sobą kontrolę. Była gorąca, wilgotna i ciasno oplatała jego pulsującego w niej członka. Zaczął ruszać się coraz szybciej i choć bardzo się starał to przestał nas sobą panować.
- Obejmij mnie.
Objęła go ramionami i niepewnie nogami, przyciągła go do siebie. Choć najgorszy ból minął to i tak wiedziała że nie zdoła osiągnąć pełnej przyjemności z ich bliskości - jedyne o czym teraz myślała to o jego oddechu na swojej skurze, o napiętych mięśniach pod jej dłońmi o tym jaką przyjemność jest w stanie mu zapewnić. Jego ruchy były coraz szybsze, pchnęcia coraz mocniejsze a gdy doszło do kulminacyjnego punku zastygł w bezruchu wydając jęk przesycony przyjemnością. Leżeli tak chwilę bez ruchu po czym Syriusz zaczął całować ponownie jej szyję przechodząc do jej słodkich ust pozostając cały czas w niej.
- Przepraszam.
- Za co?
- Za to że nie sprawiłem Ci przyjemności.
- Jak możesz tak mówić? Nie wyobrażam sobie żeby ta chwila mogła być piękniejsza.
Pocałował ją w czoło i wyszedł z niej. Wyczarował dużą wannę z gorącą wodą i wzajemnie obmyli się w niej. Później wziął ją na ręcę i przeniusł na łóżko gdzie położył obok niej i zasnęli w swoich ramionach.

Od tamtego wieczoru spotykali się codziennie za każdym razem kochając się namiętnie. Gdy tygodnie mijały a jej miesiączka zaczęła się opóźniać nie posiadała się z radości - prawdopodobnie jest brzemienna! Choć większość powiedziałoby że jest za młoda na dziecko to ona była zupełnie innego zdania. Nigdy nie czuła się szczęśliwsza. Choć mogła iść do pielęgniarki aby ta zaklęciem potwierdziła jej nadzieję to uznała że lepiej nie mieszać w to szkoły i poprosiła mamę o przesłanie zwykłego mugolskiego testu ciążowego. Oczywiście jej mama choć była na tak na Syriusza to wieść o możliwej ciąży córki nie była zachwycona jednak jeszcze tego samego dnia przesłała jej test i już następnego dnia rano przypuszczenia Hermiony potwierdziły się - spodziewała się dziecka. Od razu napisała o tym matce uspokajając ją że przecież jest już z Syriuszem zaręczona a dziecko nie zaprzepaści jej szkoły. Postanowiła też na razie nikomu o tym nie mówić - jest juz koniec kwietnia, a z jej obliczeń jest w drugim miesiącu ciąży. Najwyżej na rok przerwie naukę w Hogwarcie by zająć się dzieckiem, a może nawet profesor Dumbledore umożliwi jej naukę z domu tak aby nie straciła tego roku. Wszystko wydawało się być tak piękne że aż nierealne. Miała ukochanego mężczyznę, spodziewała się ich dziecka. Nie wiedziała jedynie jak powiedzieć o tym Syriuszowi - wiedziała że będzie zachwycony ale wiedziała też że mężczyźni różnie reagują w pierwszej chwili na wieść o dziecku. Sowią pocztą zamówiła białe buciki dla dzidziusia i pewnego wieczoru wzięła je ze sobą idąc do Wrzeszczącej Chaty. Jeszcze nigdy nie widziała go tak szczęśliwego! Od razu zaczął planować że będzie to chłopiec który będzie Huncwotem jak on, postanowił że ojcem chrzestnym zostanie Remus a chłopiec będzie miał na imie James. Oczywiście trochę też panikował "Jak się czujesz?" " Potrzebujesz czegoś?" " Na co masz ochotę?" "Masz już poranne mdłości? Może mógłbym dyskretnie podpytać Molly na takie dolegliwości..." I choć zapewniała go że czuje się dobrze to on i tak pytał co 5min. Tej nocy kochali się wielokrotnie i zasnęli w swoich ramionach z uśmiechami na ustach nie zdając sobie sprawy z tego że los zapisał im zupełnie inną historię...

Hermiona kryła Harry'ego gdy ten korzystał z sieci Fiuu znajdującej się w gabinecie Umbrige ponieważ twierdził że ten jest torturowany przez Voldemorta. Jak to możliwe? Przecież zaledwie kilka godzin temu całował ją na do widzenia, dopiero co obiecał jej przyjść wieczorem z ogromnym tortem czekoladowym i kiszonymi ogórkami na które miała tak wielką ochotę, wciąż czuła jego dłonie badające każdy zakątek jej ciała. Co gorsze czuła że zbliżają się codzienne popołudniowe mdłości (matka powiedziała jej że pora mdłości świadczy że będzie to chłopiec ) i obawiała się że jak zacznie wymiotować na środku korytarza to zabiorą ją do pielęgniarki która dzięki jednemu prostemu zaklęciu będzie wiedzieć co jest powodem wymiotów. Harry przekazał jej wiadomość która zwaliła ją z nóg - Syriusza nie ma w domu. Do gabinetu wchodzi Umbrige.

Hermiona, Ron, Harry, Neville, Ginny i Luna stali w Ministerstwie Magii, w departamencie tajemnic i wchodzili do pokoji na których nie było czerwonego krzyżyka oznaczającego że już tam byli. Dotąd nie znaleźli Syriusza i Hermiona obawiała się że czasu jest coraz mniej...

Są w pułapce. Nie ma tu Syriusza, nie ma Voldemorta. Chodziło tylko o to żeby ściągnąć Harry'ego do Sali Przepowiedni aby mógł zdjąć przepowiednie dotyczącą jego i Sami-Wiecie-Kogo. Zastali tam tylko Lucjusza Malfoya którym iał dostarczyć kryszatłową kulę do swojego Pana. Syriusza tu nie ma.
Jeden ze śmierciożerców trzymał ją a Syriusz stał przy Łuku. W pewnej chwili Belatrix rzuciła zaklęcie w stronę byłego gryfona które jednocześnie rozległo się w sali i w jej głowie - Avada Kadavra. Zasłona w Łuku objęła go swoimi ramionami i wciągnęła w otchłań. Stała jak sparaliżowana a nic z tego co działo się wokół nie docierało do niej. Poczuła się jak by obserwowała to wszystko z daleka, jak by całkowicie jej nie dotyczyło. Usłyszała krzyk Harry'ego i odwróciła się w jego stronę - Ramus powstrzymywał go przed rzuceniem się w stronę Łuku w którym zniknął Syriusz. Podbiegła do niej Tonks i objęła ją ramionami. Może spodziewała się u niej takiej samej reakcji jak ta Harry'ego. Ale nie. Ona stała i patrzyła na wszystko ze spokojem.

Z następnych dni niewiele pamieta choć wie że wiele się działo. Opisywali ich w gazetach, Ministerstwo uwierzyło w powrót Voldemorta. Ona sama czuła się nie obecna. Choć wiele osób zadawało jej pytania i czekało na odpowiedzi ona nie mogła skletać nawet kilku słów. Nie odzywała się więc wogule. Nie wie ile czasu minęło.

Tonks siedziała w kuchni w Norze. Hermiona była na górze. Wszyscy bali się o jej stan psychiczny - od śmierci Syriusza nie odezwała się nawet słowem. Minęły 2tygodnie. Siedziała wpatrzona w jeden punkt i choć reagowała na swoje imię, jadła i piła to była cały czas taka nie obecna. Jak by było tu tylko jej ciało. Nawet raz nie zapłakała. Jak tak dalej będzie będą musieli zabrać ją do św. Munga. Najgorzej było utrzymać wszystkich w niewiedzy o jej stanie. Harry'emu, Ronowi i reszcie powiedzieli że wróciła do rodziców na kilka dni choć w żeczywistości była w Norze. Tylko Molly, Artur, Ginny, jej rodzice, Dumbledore, Tonks i Remus znali prawdę. Nagle krzyk pełen bólu rozległ się w całym domu. Tonks zerwała się od stołu i już po chwili była w pokoju gryfonki gdzie była już też jej matka - obejmowała płaczącą dziewczynę.
- Dotarło do niej.

3 dni później
Niespokojny sen Hermiony przerwał ogromny ból przeszywający ją na wskroś w dole brzucha. Zapaliła lampkę znajdującą się przy łóżku i uniosła kołdrę - cała pościel była czerwona od jej krwi. Straciła go. Straciła syna Syriusza. Cicho załkała.

7lat później
Hermiona siedziała w białej sukni w kaplicy przy kościele znajdującym się niedaleko jej domu. Za kilka chwil miała stąd wyjść, podać ramię ojcu który zaprowadzi ją między ławkami pełnymi gośćmi do ołtarza przy którym będzie stał uśmiechnięty Ron, i nim minie godzina zostanie jego żoną. Dotknęła płatków herbacianych róż które składały się na jej bukiet. Miała ochotę zgnieść je, rzucić na ziemie i podeptać wraz z welonem który miała wpleciony we włosy. Miała ochotę krzyczeć i płakać. A siedziała jedynie wiedząc że wszystko na nic. Minęło 7lat a ona wciąż nie mogła go zapomnieć.  Po tym jak 'obudziła się' z szoku zaczęła szukac sposoby by cofnąć się w czasie ale wszystkie zmieniacze czasu przepadły podczas Bitwy w Ministerstwie. Szukała zaklęcia które pozwoliło by jej stworzyć nowy zmieniacz ale po kilku tygodniach po tym jak poroniła musiała przyznać sama przed sobą przyznać że to co się stało już się nie odstanie. Jak to się stało że była z Ronem? Sama nie wie. Choć podania mówiły że miłość odejdzie wraz z Jego śmiercią tak się nie stało. Kochała go całą sobą ale wiedziała też że życie płynie dalej. Ron jest taki dobry, i darzył ją prawdziwym uczuciem. Będzie dla niej dobrym mężem. Choć nigdy nie powiedziała mu o tym co łączyło ją z Syriuszem to była pewna że chłopak domyśla się. Byli razem już 5lat a ona nigdy nie była w stanie oddać mu się w całości. Prubowała, na prawdę. Próbowała w nadzieji że zapomni o Syriuszu, ale zawsze gdy przychodziło co do czego to nie mogła. Po prostu nie mogła. Na szczęście Ron do nieczego jej nie zmuszał ani o nic nie pytał ale wiedziała że teraz jak zostanie jego żoną będzie musiała oddać mu się w całości. Ale jeśli sama nie może być szczęśliwa, to zrobi wszystko żeby chociaż on był szczęśliwy. Tylko tyle może. Dotknęła litery B którą dostała od Syriusza. Miała zdjąć ją przed ślubem ale jakoś nie było okazji. "Nie okłamuj się" szepnął głos w jej głowie "nie chcesz go zdjąć". Wstała z ławki i wyszła z kaplicy. Podała ramię ojcu, weszła z nim do kościoła. Za nią szła Ginny a obok niej Harry - ich świadkowie. Kościół pełen był rodziny i znajomych a wszyscy patrzyli na nią z zachwytem jak by anioł zstąpił z niebios. Ileż razy wyobrażała sobie tą chwilę gdy jeszcze Syriusz żył? Nikt nie byłby w stanie tego zliczyć. Patrzyła na nią Pani Weasley obcierając łzy spływające jej po policzkach husteczką, Ginny która pomimo jej zapewnień że kocha Rona wiedziała jaka jest prawda i w której oczach wyczytała ogromne współczucie. I jej matka która wręcz zanosiła się płaczem nie mogąc pogodzić się z tym że jej córka właśnie ma oddać dłoń temu którego nigdy nie kochała i nigdy nie pokocha. Wysunęła dłoń z ramienia ojca i przechodząc koło ławki w której stała zatrzymała się i objęła ją.
- Będzie dobrze mamo. Musi być.
Chwyciła ponownie ramie ojca i przeszła ostatnie kroki dzielące ją od ołtarza. Ojciec wymienił uściski z Ronem i coś sobie powiedzieli ale nie słyszała co. Znów miała to uczucie że to wszystko dzieje się gdzieś daleko, po za nią. Ron wziął jej dłoń i odwrócił się do niej twarzą a nad nimi stał kapłan mający im pobłogosławić. Spojrzała w jego twarz na której malował się uśmiech promienny jak słońce o poranku. Zmusiła się do uśmiechu który pewnie wyglądał bardziej jak grymas. Kapłan zaczął mówić kazanie, a w jej głowie rozległ się głos. Głos którego nie słyszała od 7lat, 3miesięcy i 17dni.
- Hermiona.
Świat wokół niej przestał istnieć.