Jakoś tak od rana wzięła mnie wena więc napisałam kolejny rozdział. Jutro wyjeżdżam do UK więc przez jakiś czas pewnie częściej będę pisała do puki nie znajdę jakiejś pracy. A rozdział dedykuję oczywiście mojej Lunie - twoje komentarze dodają mi weny i chęci do pisania. Dziękuję Ci bardzo i przepraszam że rozdział krótki i nie wiele się w nim dzieje.
-------------------------------------------------------------------
Ciemność. Zimno. Wilgoć. Cisza. Ale nie, nie całkowita cisza. Ktoś jest z nią, słyszy oddech, tuż obok. Powoli otwiera oczy prubując dostrzec coś w otaczającym ją mroku. Gdzie jest? Co się dzieje? Zamknęła oczy prubując sobie przypomnieć to co pamięta ostatnie. Pociąg. Jechała pociągiem. Ale gdzie? A tak do domu. Była z Ginny i Nevillem. Ból przeszył jej głowę i usłyszała syk wydobywający się z jej gardła.
- Spokojnie, powoli. Uderzyłaś się mocno w głowę, obawiałem się że już się nie obudzisz.
Zna ten głos. Słyszała go już kiedyś ale kiedy? Tak, gdy kupywała różdżkę z tatusiem na Pokątnej. Pan Ollivander. Ale czy na pewno? Ponownie otworzyła oczy tym razem widząc już lepiej i spróbowała się podnieść ale kolejna fala bólu przeszyła jej głowę aż się skrzywiła.
- Nie podnoś się, musisz odpocząć.
Posłuchała ciepłego głosu starszego mężczyzny i leżąc na czymś zimnym i wilgotnym myślała o tym co wydarzyło się w pociągu. Pamiętała szare oczy Malfoy'a unikającego jej spojrzenia i odgłos zatrzymującego się pociągu. Choć bardzo próbowała nie pamiętała nic do czasu jak obudziła się tu gdzie jest. Po paru minutach stwierdziła że jest na siłach się podnieść i uniosła się na łokciach rozglądając dookoła. Znajowali się w lochu, a mężczyzna to rzeczywiście był p.Ollivander którego sklep odwiedziła mając 11lat.
- Gdzie jesteśmy?
Jej głos był ochrypły i dopiero teraz uświadomiła sobie jak bardzo chce jej się pić. P.Olivander jak by czytając w jej myślach podał jej metalowy kubek napełniony wodą który wypiła duszkiem do dna.
- Jesteśmy w lochu Malfoy Manor.
Kilka chwil zajęło Krukonce przetrawienie tej informacji.
- W Malfoy Manor? Ale czemu? Co się stało? Byłam w pociągu, jechałam do domu na święta... - strach objął jej serce gdy uświadomiła sobie co mogło się stać z jej ojcem i przyjaciółmi - A co z moim ojcem? Czy on też tu jest? Co z Ginny i Nevillem?
P.Olivander widząc zdenerwowanie dziewczyny zaczął ją powoli uspokajać mówiąc to co zdołał podsłuchać i to czego się domyślał.
- Spokojnie. Już mówię Ci wszystko to co wiem. Czarny Pan był zły na twojego ojca za to co wypisuje w jakiejś gazecie i próbowali go uciszyć ale powiedział że nie przestanie wspierać Pottera. Czarny Pan więc uznał że jak porwie Ciebie to uciszy tym samym Twojego ojca, a jemu obiecał że Cię odda jak dostarczy mu Potter'a.
Luna patrzyła w osłupieniu na czarodzieja.
- Dostarczy Harry'ego? A niby w jaki sposób? Tyle ludzi go szuka, wyznaczono nawet nagrodę za złapanie go więc jak tatuś mógłby go złapać? Przecież to nie możliwe!!
- Wiem panno Lovegood.
- Proszę mówić mi po prostu Luna. Długo Pan tu jest?
- Kilka miesięcy. Czarny Pan potrzebował rady odnośnie różdżek swojej i Potter'a. Są bliźniaczkami i choć walczyć ze sobą mogą to poważnie się zranić albo zabić już nie. Wysłał więc do mnie swoich popleczników którzy spalili mój sklep na Pokątnej i przyprowadzili tutaj. I tak tu mieszkam. Powiedz, co dzieję się na zewnątrz? Jedyne co wiem to że Ministerstwo zostało przejęte
przez śmierciożerców i że dyrektorem szkoły jest teraz Snape.
Luna opowiedziała mu o wszystkim co wiedziała a później rozmawiali jeszcze długo rozważając wszelkie możliwości wyjścia z lochu ale bez różdżek nic nie mogli zrobić. W końcu zmęczeni oboje zapadli w niespokojny sen.
Severus Snape deportował się nieopodal Malfoy Manor. Jutro Wigilia a Czarny Pan zażądził że chce ukarać kilku nieposłusznych mu Śmierciożerców (jak by nie mógł poczekać do końca świąt), a on jako jego zastępca został oczywiście zaproszony na to przyjęcie. Nie żeby miał ochotę w nim uczestniczyć ale przynajmniej spotka się z Lucjuszem i Narcyzą, dawno ich nie widział. Przeszedł przez bramę posiadłości i ścieżką wysypaną żwirem dotarł do schodów na szczycie których były drzwi. Otworzył mu jeden z wielu skrzatów będących własnością Lucjusza i zaprowadził go do salonu w którym już rozpoczęło się przyjęcie sądząc po kilku wykrzywionych bólem twarzach. Gdy tylko wszedł od razu podszedł do niego Lucjusz z dwoma szklankami napełnionymi Ognistą i podał jedną przyjacielowi.
- Witaj Severusie. Co słychać?
- Witaj Lucjuszu. U mnie nic nowego, ciągle użeram się z dzieciakami. A u Ciebie?
- A to co widać. Może pójdziemy do mnie i porozmawiamy na spokojnie?
Severus przytaknął i niezauważalnie udali się do gabinetu Pana Domu gdzie usiedli na sofie.
- Więc co się dzieje Lucjuszu?
Pomimo tego że przecież Lucjusz wiedział że nikt nie jest w stanie podsłuchać tego o czym mówią w gabinecie dzięki bardzo silnym zaklęciom rzuconym na to pomieszczenie to i tak z lękiem zerkną w stronę drzwi.
- Martwie się. Martwie się o Dracona, martwie się o Narcyzę, martwie się o to co z nami wszystkimi będzie...
Snape widząc że przyjaciel jest cały roztrzęsiony i na skraju załamania psychicznego (czy wszyscy wokół niego muszą się ostatnio załamywać?) chwycił go za rękę i ścisnął ją w przyjacielskim, pocieszającym geście.
- Lucjuszu przede wszystkim musisz zachować spokój i nie okazywać swoich emocji bo jak tylko Czarny Pan zauważy Twój nie pokój zacznie podejrzewać że coś kombinujecie i odeśle was z zaufanego kręgu śmierciożerców do reszty plebsu a wtedy będziecie traktowani jak ścierwa. W chwili obecnej nic Wam nie grozi. Przez większość czasu Draco jest pod moją opieką w szkole a wiesz że przy mnie nic mu się nie stanie, a Narcyza puki się nie wychyla zbytnio też jest bezpieczna. Po za tym Czarny Pan uwielbia Bellatrix i jej miłość do okrucieństwa więc wątpie żeby zrobił coś co mogłoby dać jej powód do odwrócenia się przeciw niej. Czarny Pan nie jest głupi, wie że Bella ma duże poparcie wśród śmierciożerców ale w chwili obecnej jego głównym zmartwieniem jest Potter. Dopóki więc nie ma Pottera nie musicie się o nic martwić. A jak już jesteśmy blisko tematu Pottera - ktoś go gdzieś ostatnio widział?
- Nie, dobrze się ukrywa cwaniak. Pewnie ta Granger zajmuje się tym żeby nikt ich nie złapał. Myślę że z całej trójki ona jedna myśli bo Weasley jak to Weasley ma puding zamiast muzgu. Szkoda że ta Granger nie ma nawet kropli krwi czarodziejów bo świetnie nadawałaby się na żonę dla Dracona...
Snape rad był że myśli Lucjusza zeszły na inny tor więc postanowił kontynuować luźne tematy.
- A czy Ollivander dostał kogoś do towarzystwa? Może Grindenwalda albo jakiegoś innego sławnego różdżkarza?
- Mamy nowego więźnia ale nie różdżkarza. Zajęty jest jeszcze szukaniem Grindenwalda, ponoć on miał ostatnio Czarną Różdżkę...
- A kim jest nowy? Zakładam że jest ważny skoro tu przebywa bo plebs jest w Azkabanie. Czyżby Czarny Pan rozpoczął poszukiwanie kolejnego z insygniów i przesłuchuje kolejnych ludzi?
- Nie. To córka Lovegooda, tego od szmarławca który ciągle pisze aby pomagać Potterowi.
Serce Severusa stanęło na chwilę by zaraz rozpocząć bić z kilkakrotnie większą siłą. Miał wrażenie ze bicie jego serca słychać w całym domu ale twarz jak zawsze miała na sobie maskę obojętności pomieszanej z lekką nudą. Lovegood porwana. Ale kiedy, jak? I czemu on nic o tym nie wie?
- A po cóż Czarnemu Panu tu Lovegood? I czemu nie zostałem poinformowany? Jestem jej dyrektorem i odpowiadam za nią.
Lucjusz badawczo mu się przyglądał przez kilka sekund zanim odpowiedział ale nie musiał się martwić o to że coś wyczyta z jego twarzy.
- Czarny Pan uznał że jedynym sposobem na uciszenie Lovegood'a jest porwanie jego córki - czy odniosło skutek dowiemy się jutro ponieważ jutro wychodzi nowe wydanie tego jego piśmidła.
- A to pewnie nie długo panna Lovegood będzie u Was gościć - jestem pewny że jej ojciec przestanie popierać Pottera nie tylko w swojej gazecie ale i w swoim sercu. A czemu jest tu a nie w Azkabanie?
- Czarny Pan chciał ją tam umieścić ale powiedzieliśmy mu że lepiej będzie jak zostanie u nas żebyśmy ją mieli pod ręką w razie jak by okazało się że wie coś o Potterze. Draco mówił że kiedyś należała do tego stoważyszenia Pottera... Jak to się nazywało?
- Gwardia Dumbledore'a.
- Dokładnie.
- Dobrze zrobiliście. Co prawda jestem pewny że nie ma żadnych informacji o Potterze ale tutaj przynajmniej będzie jej lepiej. Dziękuję że zdecydowaliście się nią zaopiekować i wstawiliście się za nią. W Azkabanie długo by nie przeżyła przy zdrowych zmysłach.
Nie ma się co martwić, Luna niebawem wróci do domu i ma nadzieję że nie wróci już do szkoły. Nie chce widzieć więcej jej twarzy. Nigdy więcej. Po za tym tutaj nie grozi jej niebezpieczeństwo. Chwilę pogrążony we własnych myślach nie zauważył kolejnego badającego spojrzenia jakie posłał mu Lucjusz.
- A co do tego kiedy wyjdzie. Czarny Pan uznał że warto by zrobić Lovegoodowi mały żart. Obiecał oddać mu córkę jak dostarczy mu żywego Pottera.
Snape spojrzał na Lucjusza z oczami jak spodki.
- Dostarczyć mu Pottera? A niby w jaki sposób?
- Nie mam pojęcia. Ale podejrzewam że Panna Lovegood będzie u nas do puki nie skończy się ta wojna.
- Na to wygląda że tak.
Osuszyli szklanki w których od razu pojawiła się nowa porcja bursztynowego płynu a między mężczyznami zapadła chwila ciszy gdy każdy z nich pogrążony był we własnych myślach.
- Może chciałbyś się z nią zobaczyć?
Głos przyjaciela wyrwał Severusa z myśli o blond krukonce.
- Z kim?
Głupie pytanie. Pytanie zadawane przez tych co chcą udać że nie wiedzą o co chodzi choć doskonale wiedzą i chcą to ukryć.
- Z panną Lovegood.
Musi odmówić.
- Tak - co ona najlepszego powiedział? Choć wcale nie musiał się usprawiedliwiać i tak to zrobił - Może faktycznie zapytam się ją o Pottera. Jej przyjaciółka Weasley jest byłą Pottera. Może jednak coś wie.
Lucjusz niezauważalnie uśmiechnął się pod nosem.
- Dobrze, każe Glizdogonowi przyprowadzić Ci ją. Poczekaj chwilę.
Chwycił ostatni łyk ze szklanki i odstawił ją na stolik obok sofy i wyszedł z gabinetu zostawiając Severusa pełnego obaw odnośnie spotkania i złości na samego siebie że na nie przystał.
Luna siedziała na długim wąskim kamieniu służącym jej za łóżko i liczyła cegły w ścianie na przeciw niej. Ostatnie dwa dni minęły jej niewyobrażalnie wolno i nudnie. Ich potrzeby ograniczyły się do najprostrzych takich jak woda i jedzenie, a coś co kiedyś było dla niej oczywiste (np. ciepła woda do wymycia się czy miękkie łóżko) dziś wydawało jej się być czymś królewskim. Choć wody i jedzenia mieli pod dostatkiem to przecież na tym świat się nie kończył. Martwiła się o tatusia, o przyjaciół, o to co się z nią stanie. Dla zajęcia myśli liczyła wszystkie cegły w lochu i choć tą ściane liczyła już 3raz to wmawiała sobie że przecież mogła się pomylić w obliczeniach tak aby w tym liczeniu wciąż odnaleść sens. Pan Ollivander spał na kamieniu obok. Przesypiał praktycznie większość czasu, a gdy nie spał to opowiadał jej o swojej młodości, żonie którą przedwcześnie stracił, o tym co zrobił i o tym czego nie powinien robić. Były to tak naprawdę jedyne chwile gdy Luna mogła całkowicie zapomnieć o otaczającym ją miejscu i pogrążyć się w opowiadaniach staruszka. Choć bardzo się starała to z jej myśli nie mogła też wyrzucić swojego Dyrektora. Ciągle błąkał się w jej umyśle dając o sobie znać co kilka chwil. Momentami nie mogła się nawet skupić na tęsknocie za domem bo zjawiał się on z jego pocałunkami i dotykiem dużych silnych dłoni na jej ciele. Choć w rzeczywistości daleko nie zaszli to w wyobraźni dziewczyny doskonale już znali swoje ciała i potrzeby. Ocknęła się z zamyślenia. No tak, znów o nim myślała i nie pamięta na czym skończyła liczyć! Już miała zacząć od nowa gdy usłyszała że ktoś wchodzi do lochów. Pan Ollivander też szybko wybudził się ze snu i razem z Luną patrzył w stronę kraty przez którą wszedł Glizdogon.
- Dziewczynko, Pan prosi Cię do swojego gabinetu.
Serce Luny zagalopowało ale posłusznie wstała i wygładziwszy mundurek szkolny który wciąż miała na sobie ruszyła za czarodziejem posyłając jeszcze staruszkowi uspakajające spojrzenie choć sama drżała w środku martwiąc się o to co przyniosą jej nadchodzące chwile. Idąc przez Malfoy Manor zauważyła że choć dom użądzony jest w przygnebiającej czerni z zielenią i srebrymi dodatkami jest do dom użądzony gustownie w którym wyczuwało się silną kobiecą rękę. Szli właśnie przedpokojem w którym wisiały przeróżne obrazy w którym jej uwagę przykół ten na którym była namalowana Morrgana ucząca Merlina jakiegoś zaklęcia. Przysnęła na chwilę wpatrując się w obraz zwracając specialną uwagę na szczegóły obrazu które namalowała najprawdopodobniej najwprawniejsza ręka której dzieło miała zaszczyt właśnie oglądać. Zapatrzona w obraz nie spostrzegła że Glizdogon podszedł niebezpiecznie blisko niej i dopiero ręka którą doknął jej pośladka sprawiła że oderwała wzrok od Merlina i jego nauczycielki. Odskoczyła jak popażona od czarodzieja na co on tylko zaśmiał się wystawiając na widok publiczny swoje czarne połamane zęby. Ciarki przeszły przez jej ciało i rozejrzała się w koło w poszukaniu czegoś co pomogłoby jej się obronić.
- Glizdogonie! Jak śmiesz dotykać pannę Lovegood?
Za nią w głębi korytarza rozległ się głos należący do Dracona Malfoy'a.
Luna odwróciła się w stronę z którego dochodził głos i ujrzała go jak idzie w ich stronę błyskawicami z oczu obrzucając niskiego grubego czarodzieja stojącego obok niej.
- Zejdź mi z oczu zanim postanowię powiedzieć o wszystkim Czarnemu Panu. Wiesz doskonale jak Pan reaguje na tego typu zachowanie.
Czarodziej skulił się lekko w sobie ale odważył się jeszcze zaczepnie odezwać do blondyna.
- Pański ojciec kazał mi przyprowadzić dziewczynę do gabinetu.
- Zatem ja to zrobię. A Tobie radzę zejść mi z oczu jak najszybciej.
Glizdogon widząc że przegrał schował się szybko w jednej z wnęk znajdujących się w korytarzu, Draco natomiast ruszył korytarzem a Luna potruchtała szybko za nim.
- Dziękuję.
Nawet na nią nie spojrzał.
- Za co?
- Za uratowanie mnie. Nie wiem czy sama bez różdżki byłabym w stanie się obronić.
Odezwał się już ani słowem. Zatrzymał się przed drzwiami z ciemnego dębu i zapukał cichutko dwa razy.
- Ojcze... zajrzał w głąb gabinetu - Oh to Ty wuju. Przyprowadziłem pannę Lovegood.
- Lucjusz mówił że to Glizdogon ją przyprowadzi.
- Miał ale zaczął się niestosownie zachowywać wiec sam wziąłem to na sobie. Nie pozwolę by ktokolwiek obmacywał jakąkolwiek kobietę w tym domu jeśli ona sobie tego nie życzy. Zostawiam Ci wuju dziewczynę. Zawiadom mnie jak skończycie to ją odprowadzę.
I wyszedł zamykając cicho za sobą drzwi i zostawiając Lunę samą z Severusem.
Lucjusz stał przy ścianie w pokoju sąsiadującym z gabinetem i właśnie zdjął obraz wiszący na ścianie za którym kryła się maleńka wnęka dzięki której mógł widzieć wszystko co dzieje się w gabienecie choć nie mógł nic usłyszeć. Choć Severus doskonale ukrywał swoje uczucia względem dziewczyny to Lucjusz od razu zauważył różnicę w głosie i sposobie mówienia u przyjaciela gdy wspomniał o pannie Lovegood. Zakochany Severus... Tego jeszcze nie było. Kochanki owszem, ale miłość? Nie... Do tego nie doszło nigdy w przypadku tego czarnookiego czarodzieja. Nie miał co prawda jeszcze pewności co do tego co łączy go z tą dziewczyną ale następnych kilka chwil dało mu stuprocentową odpowiedź. Powiesił obraz ponownie na scianie i cichutko zamnkął pokuj. w drodze do salonu zachaczył jeszcze toaletę aby wymyć dłonie które spociły mu się z wrażenia gdy patrzył na to co działo się w gabinecie. Otworzył drzwi i wpadł na Rajni która właśnie miała pukać do drzwi.
- Oh Lucjuszu, witaj.
Jedno spojrzenie na twarz tej kobiety i już był stracony. Zapominając o Bożym świecie chwycił w dłonie jej twarz i przycisnął jej usta do swoich w pełnym głodu pocałunku. Rajni nie odwajemniła pocałunku jak zawsze ale czuł że ona pragnie tego tak samo mocno jak on i ta świadomość mu wystarczała. Pchnął ja na ścianę obejmując jedną dłonią w talii a drugą zatapiając w jej długie czarne włosy ułożone w luźny kok z którego właśnie wypadały szpilki. Czuł jak kobieta go odpycha rękami, jak próbuje mu się wyrwać co tylko zwiększyło jego pożądanie aż poczuł ból w lędźwiach.
- Lucjuszu!
Głos Narcyzy przywołał go do porządku i puścił ciemną kobietę która szybko uciekła w głąb domu poprawiając pośpiesznie fryzurę. Wytarł dłonią usta wilgotne od pocałunków i spojrzał żonie w oczy.
- Lucjuszu! Jak możesz całować ją na środku domu? Każdy mógł Was zobaczyć! Fakt że znoszę Twoją miłość do tej kobiety nie znaczy że pozwolę aby ludzie dowiedzieli się o tym co Was łączy! Rób z nią co chcesz o ile Ci na to pozwoli ale tak aby nikt was nie widział.
Odeszła w stronę kuchni z wysoko uniesioną głową wydać kilka dyspozycji skrzatom a Pan domu ruszył na wciąż trwające przyjęcie.
Aaaaa, nienawidzę Cię! Ja chcę się dowiedzieć co będzie dalej! Co zrobi Severus! Co dalej będzie z Luną! Masz mi pisać kolejny rozdział, teraz! Bo ja tu umrę jak się nie dowiem!
OdpowiedzUsuńA ten rozdział jest genialny! Wydaje mi się, że Luna dokładnie tak zachowywałaby się w lochach w Malfoy Manor, opowieści Ollivandera, idealnie to opisałaś!
Życzę duuużo weny (ja chcę nowy rozdział)!
Pozdrawiam!
Kilka dni temu dodałam nowy rozdzial a Ty wciąż go nie ocenilas - martwię się czy jeszcze o mnie pamiętasz. Buziaki
UsuńNie wiem czemu nie pojawiają mi się powiadomienia o twoich nowych rozdziałach :/
OdpowiedzUsuńAle już nadrobiłam rozdziały :) Super! Czekam na następne :D
Super, genialnie piszesz. Całuski dla Dracona♥
OdpowiedzUsuń