Witajcie!
Wiem że miniaturka miała być Luna&Lucjusz ale pomimo pomysłu na tą historię jakoś kiepsko mi szło. A 3 dni temu jak jechałam pociągiem przyszła mi do głowy ta historia. Mam nadzieję że Wam się spodoba - choć nie lubię się chwalić stwierdzam że wyjątkowo udało mi się to opowiadanie, i myślę że druga część pojawi się jeszcze w tym miesiącu - mam wyjatkowy zapał do tej histori. Liczę na Wasze komentarze :)
Miłego czytania
Buziaczki
PS. Nie wiem jak zatutułować miniaturkę. Narazie dałam Krzywołap&Ponurak ale może jakieś lepsze pomysły?
---------------------------------------
Pierwszy semestr 5 roku nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie dobiegał nie bawem końca. Była przerwa świąteczna, a Hermiona wraz ze swoimi rodzicami została zaproszona na święta przez rodziców jej rudego przyjaciela Rona. Do Kwatery Zakonu Feniksa przyjechała z rodzicami w Wigilię rano. Pani Granger od razu udała się do kuchni aby pomuc Pani Weasley, natomiast Pan Granger wraz Panem Weasley, jego synami i Harry'm poszli do pobliskiego lasu aby zdobyć
choinkę. Hermionie natomist pozostało przygotowanie ozdób choinkowych, tak że jak Panowie wrócą to żeby były już gotowe do powieszenia. Udała się do pokoju na piętrze gdzie jak poinformowała ją Pani Molly miała znaleść ozdoby i wzięła się do roboty - bombki układała
kolorami, łańcuchy przewiesiła przez znajdujące się w pokoju krzesło. Zaczęła właśnie rozplątywać magiczne świecidełka które nie potrzebowały prądu aby świecić gdy usłyszała że ktoś wchodzi do pokoju. Nie musiała się odwracać żeby wiedzieć kto to był - chrzesty jej przyjaciela, Harry'ego, Syriusz. Doskonale znała jego chud, jak pewnie stawiał każdy krok. Odwróciła sie powoli.
- Witaj Syriuszu, gdzie się podziewałeś? Jesteśmy już od dobrej godziny i dopiero teraz przyszedłeś się przywitać? Nie ładnie - skarciła go uśmiechając się do niego co spawiało że pomimo surowego tomu wiedział że żartuje.
- Karmiłej Kłębolota, później kazał się wyczesać - wiesz jak to jest z hipogryfami, jak im coś nie chcesz zrobić to się obrażają, a jak się obrażą to prawie jak wyrok. Wolę nie ryzykować - puścił jej oczko od razu pochylając się nad nią aby pocałować ją w policzek na powitanie. Gdy Hermiona poczuła jego miękkie usta na swoim policzku przez jej ciało przebiegł dreszcz. Spojrzał jej w oczy, wpierw dokładnie obejrzawszy każdy milimetr jej twarzy.
- Wypiękniałaś przez te pół roku jak się nie widzieliśmy. Nie bawem twój ojciec będzie musiał zainwestować w pałkę aby odganiać kawalerów którzy będą się dobijać drzwiami i oknami.
Hermiona patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami nie wiedząc czy mówi serio, czy tylko się z niej nabija. Ona wypiękniała? Nic takiego, jest dokładnie taka jak pół roku wcześniej z tą różnicą że nie jest już tak chuda - przytyła i to nie tylko na biodrach i w biuście co było normalne w jej wieku, ale jej brzuszek też się zaokrąglił co starała się skrzętnie ukryć nosząc szerokie swetry. Patrzył na nią poważnie, ale jednak w oczach miał iskierki rozbawienia które pozwoliły jej myśleć że sobie z
niej żartuje i odwróciła się bez słowa i zaczęła dalej rozplątywać świecidełka. Chyba wyczuł że źle odebrała jego słowa bo stanął przed nią, i położył swoją silną, dużą dłoń na jej drobnej i delikatnej dając jej znak żeby zostawiła świecidełka i spojrzała mu w twarz. Świecidełek nie odłożyła choć przestała się z nimi siłować, ale nie spojrzała na niego. Drugą ręką chwycił ją za podbrudek i uniusł jej twarz ku sobie tak aby spojrzała w jego oczy. Poddała się temu i spojrzała w twarz która pociągała ją od chwili gdy go zobaczyła. Już wtedy, w łachmanach we Wrzeszczącej Chacie zobaczyła jaki jest przystojny. Choć był brudny i nieuczesany dostrzegła brązowe oczy które patrzyły na nią ciepło, twarz ze szlachetnymi, przystojnymi rysami, szerokie plecy, choć po latach w Azkabanie wychudzone, silne nogi, duże męskie dłonie trzymające różdżkę. Później nie często go widywała, po za tym była zajęta Krumem który był sławny i lubiany, oszołomił ją tą sławą i była dumna że z tych wszystkich gąsek które za nim latały wybrał właśnie ją. Zauroczenie jednak szybko przeszło i znów w jej myślach pojawił się Syriusz, znów wracały wspomnienia tego jak lecąc na hipogryfie ocierała się plecami o jego tors, jego silne ręce na jej biodrach, gorący oddech na szyji. Przez chwilę pomyślała że jeśli zdobyła tego sławnego chłopaka, to jest też w stanie zdobyć Syriusza, jednak nadzieja minęła szybciej niż przyszła - Syriusz zaczął kręcić z jakąś koleżanką Tonks która też należała do zakonu. Miała ona długie blond włosy lśniące jak złoto w słońcu, szczupłe długie nogi zawsze w kabaretkach, krótkie spudniczki i dekoldy sięgające pasa i ukazujące duże piersi, i śliczne błękitne oczy którymi pożerała Syriusza za każdym razem gdy na niego patrzyła. Czym więc ona
mogła go zachwycić? Wymądrzaniem się? Pamięta jak nakryła go jak całował się z tamtą dziewczyną - spojrzał na nią speszony, wzrokiem błagającym o wybaczenie. Pewnie chodziło o to że uznał że jest za młoda na takie widoki i jego wzrok przepraszał że musiała to zobaczyć. Teraz patrząc mu w oczy widziała ten sam przepraszający ton. Patrzyła w tą przystojną twarz, włosy pokrywające część jego twarzy, na policzki na których był 3 dniowy zarost, na usta o których wiedziała
że są ciepłe i miękkie. Zapragnęła dotknąć dłonią jego policzka, zamknąć oczy i nadstawić się do pocałunku ale zamiast tego stała nie ruszając się i patrząc na niego.
- Nie chciałem Cię obrazić. Powiedziałem jedynie to co przyszło mi do głowy gdy Cię ujrzałem. Chłopak który przyciągnie twoją uwagę będzie szczęściarzem. Nie tylko zdobędzie dziewczynę ładną, ale też najmądrzejszą czarownicę w całej Anglii.
Przez sekundę dostrzegła cień bólu w jego oczach jednak trwało to tyle że nie była pewna że dobrze
widziała.
- A teraz weźmy się za te świecidełka bo Artur i reszta powinni zaraz wrócić.
Rozmawiali kilka chwil tak ogólnie - o Hardodziobie, o szkole, Umbrige.... Gdy przyszli panowie z choinką poszła nakryć do stołu zostawiając ich kłucących się którą bombkę gdzie powiesić i dołączyła do niej Ginny która wcześniej pisała wypracowanie dla Snape'a, i poprosiła ją tylko aby później jak znajdzie czas to sprawdziła i powiedziała co ewentualnie jest źle i musi poprawić. Kochana Ginny, ona jako jedyna z całego Gryffindoru nie prosiła ją o napisanie całych wypracowań
bo nawet uczniowie 6 i 7 klas przychodzili do niej po poradę. Na wieczerzę przyszedł praktycznie cały Zakon, nawet profesor Snape który wyglądał że robi łaskę że wogule da sobie nałożyć na tależ sałatkę, i każdy wiedział że przyszedł tylko dlatego że Dumbledore go do tego zmusił. Hermiona siedziała pomiędzy mamą a Syriuszem który podsiadł Ginny. Jej matka cały czas zerkała na nią i Syriusza który traktował ją jak prawdziwą księżniczkę - gdy poprosiła by podał jej pieczone ziemniaki wybrał łyżką tylko te najsmakowiciej wyglądające po czym nałożył jej na talerz i posmarował masłem które od razu zaczęło topnieć. Gdy wybierał sobie kawałek ryby najpierw znalazł najładniejszy kawałek i nałożył jej na talerz. Cały czas dolewał jej soku do szklanki a sam popijał weaskey rozcieńczone wodą. Gdy każdy był juz najedzony, kolendy zostały już pośpiewane i nawet Hagrid się popłakał że pierwszy raz święta spędza tak rodzinnie i że Graupowi by się podobało nadszedł czas na prezenty. Przy choince stanał Artur Weasley i każdemu podawał paczki opatrzone ich imionami. Hermiona dała rodzicom sztuczne szczęki które gryzły za każdym razem gdy chciało się ich dotknąć w miejscu innym niż górne podniebienie, Harry'emu i Ronowi poradniki o grach na miotłach w różnych państwach świata i wiele innych upominków dla każdego kto przyszedł na wieczerze. Ona sama dostała śliczny sweter zapinany na guziki do kolan w kolorze czarnym od rodziców, brązowy sweter z literką G od Pani Weasley, od Rona i Harry'ego Niewidzialną książkę Niewidzialności (musiała uważać żeby pamiętać gdzie ją położyła), i jeszcze kilka książek od innych członków Zakonu. Panowie sięgnęli po Ognistą, a panie otworzyły wino i szampana które przynieśli Państwo Granger. Po jakimś czasie wszyscy zaczęli się rozchodzić i po godzinie Hermiona leżała już
w łóżku obok Ginny. Jej przyjaciółka już po kilku chwilach już chrapała a ona sama nie mogła zasnąć - kręciła się i wierciła a jakoś nie mogła sobie znaleść miejsca. W końcu po dobrych dwuch godzinach męczarni postanowiła zejść na dół ukroić sobie ciasta - kawałek słodkiego ciasta zawsze pomagał jej na bezsenność. Delikatnie aby nie obudzić Ginny wyszła z łóżka i założywszy sweter który dostała od rodziców zeszła na boso na dół. W kuchni panował pół mrok a Hermiona od razu podeszła do lodówki w której był jej ulubiony sernik z brzoskwiniami.
- Też nie możesz spać?
Podskoczyła przestraszona, była pewna że jest w kuchni sama. Odwróciła się i dopiero teraz zauważyła że koło stołu stoi Syriusz ze szklanką do połowy napełnioną bursztynowym płynem.
- Oh Syriusz, przestraszyłeś mnie - na jej policzkach zakwitł rumieniec, miała na sobie jedynie luźną koszulę nocną do kostek w ogromnym misiem na piersiach i sweter zarzucony na ramiona - tak, nie mogę spać. A Ty co tu robisz? Nie jesteś śpiący?
- Po Azkabanie ciężko jest zasnąć, a jeszcze ciężej spać spokojnym snem bez koszmarów. Więc nie wiele sypiam - posłał jej uśmiech który nie sięgał jego oczu. - A ty? Czemu nie śpisz?
- Niewiem. Sen jakoś nie przychodzi.
Odwróciła się w stronę ciasta. Nie powie mu przecież że nie może spać mając świadomość że on znajduje się praktycznie za ścianą a ona nie może go nawet doknąć.
- Chcesz sernika?
Stanął za nią tak blisko że praktycznie czuła ciepło bijące od jego ciała, a wystarczyło by się oprzeć i byłaby w jego silnych ramionach. Powstrzymała się jednak a on zajrzał jej przez ramię i szepnął do ucha "kawałeczek" i podszedł do lodówki zostawiając ją rozkojarzoną i złą. Rozkojarzona była przez jego usta które znalazły się tak blisko jej ucha że poczuła jego oddech na swojej skurze, a zła dlatego że przecież wiadomo było każdemu że Syriusz to podrywacz i na pewno wie jak coś takiego
działa na kobietę. Dlaczego więc robi to na niej? Z rozmyśleń wyrwał ją jego głos.
- Naleję Ci szampana. Wolisz słodki czy wytrawny?
Miała mu odpowiedzieć że nie chce szampana ani nic innego zabrać swój kawałek ciasta i wyjść ale zamiast tego usłyszała jedynie swój głos "słodki". Usłyszała jak bierze kieliszek i nalewa jej szampana a sama wzięła talerzyki na nałożyła pokrojone już ciasto. Zauważyła że Syriusz siedzi już na kanapie przed kominkiem wiec podeszła do niego i podała mu talerzyk, a on jej kieliszek z różową gazowaną cieczą. Odwróciła się w stronę fotela.
- Usiądź koło mnie.
Zrobiła jak poprosił starając się zachować odpowiednia przestrzeń między nimi co nie było proste ponieważ sofa była niewielka a on zajmował większą jej połowę. On siedział obrucony w jej stronę ona jednak siedziała sztywno patrząc w ogień.
- O czym tak rozmyślasz? Wydajesz się być bardzo smutna.
Upił łyk ze szklanki którą trzymał w ręku.
- Poprostu myślę o szkole.
Kazda wymówka jest dobra aby nie mówić prawdy.
- Nie możesz choć na chwilę pomyśleć o czymś innym niż wypracowania, eseje i wykłady? W życiu nie tylko to jest ważne.
Nachylił się w jej stronę i wziął w dłoń pasemko jej włosów i zaczął się nim bawić. Upiła łyk szampana i zajęła się ciastem postanawiając że nie będzie zwracać na to uwagi. Po chwili ciszy znów spróbował zagadać.
- Masz kogoś? Harry mówił mi że spotykałaś się z tym Krumem. Dalej utrzymujecie kontakt?
Dlaczego ją o to pyta?
- Piszemy czasami z Wiktorem ale żadko. On ma sporo wolnego bo skończył już szkołę, ale ja nie i nie wiele mam na to czasu.
- Jak by były chęci, to i czas by się znalazł.
Hermiona zakrztusiła się szampanem który właśnie piła.
- Słucham?!
- Nie chcesz go, dlatego stworzyłaś sobie wymówkę że nie masz czasu.
Gryfonka oburzyła się na całego. Odstawiła pusty kieliszek na stolik obok i wciąż trzymając talerz z
zaczętym zaledwie sernikiem wstała.
- A co Ci do tego z kim się spotykam, z kim piszę i dlaczego? - nawet nie zauważyła kiedy jej głos podniusł się i teraz już prawie krzyczała. On również podniusł się zgrabnym ruchem i odstawił szklankę na podłogę.
- Hermiona, spokojnie, nie chciałem Cię zdenerwować...
- Ale to zrobiłeś!
Odwróciła się z zamiarem odejścia ale chwycił ją za rękę w której trzymała talerz i odstawił go obok jej kieliszka jednocześnie zbliżając się do niej. Patrzyła jak zahipnotyzowana jak drugą ręką chwyta ją w pasie przyciągając do siebie delikatnie choć stanowczo i patrzy jej głęboko, poważnie w oczy a jej serce waliło tak mocno że obawiała się że za chwile jej wypadnie.Dotknął jej policzka. Nie była w stanie wypowiedzieć nawet słowa. Nachylił się nad nią i szepnął prosto do ucha.
- Nie domyślasz się?
Spojrzał jej znów w oczy a ona przez jedną krótką chwilę uwierzyła że mógłby jej pragnąć. Szumiało jej w głowie choć sama nie wiedziała czy po wypitym alkoholu czy od patrzenia na jego przystojną twarz. Chciała się odsunąć ale jej nie pozwolił. Nagle na korytarzu usłyszeli jakiś dźwięk i Syriusz odskoczył od niej dosłownie ułamek sekundy przed tym jak drzwi się otworzyły i stanęła w nich Pani Granger która od razu zooriętowała się że wybrała zły moment na napicie się wody.
- Przepraszam, ja tylko chciałam napić się wody ale nie będę wam przeszkadzać...
- Wejdź Jane, ja już i tak idę spać.
Zabrał swoją szklankę prawie już pustą i wyminął matkę Hermiony w drzwiach uśmiechając się przepraszająco.
- Dobranoc.
Matka i córka zostały same w kuchni. Hermiona doskonale wiedziała co się teraz stanie - zacznie się
wykład o tym że Syriusz jest dla niej za stary, że to kryminalista itd a ona która zawsze miała na wszystko odpowiedź wiedziała że tym razem nie będzie wiedziała co powiedzieć. Postanowiła że najlepiej będzie udawać że nic się nie stało. Podeszła do blatu na którym stała blacha z sernikiem.
- Nałożyć Ci mamuń sernika?
- Tak, chętnie kawałek zjem.
Nalała im po szklance mleka i obie parły się o blad i każda pogrążona we własnych myślach jadły i popijały mlekiem. Pierwsza odezwała się Pani Granger.
- Ten Syriusz... Miły jest, nie?
Zaskoczona Hermiona nie wiedziała co powiedzieć. Postanowiła być ostrożna.
- Tak.
- Podobasz mu się.
Dobrze że zdąrzyła przeknąć ostatni kawałek serka bo jak nic by się nim udławiła.
- Ależ mamo co Ty mówisz.
- Mów co chcesz ale ja wiem co widzę. Cały czas Cię obserwuje, podąrza za Tobą wszędzie wzrokiem, podsiadł Ginny aby móc siedzieć przy Tobie, nawet jak jedliśmy kolację to najpierw myślał o Tobie a dopiero później sobie nakładał. To niby takie szczegóły, ale są to bardzo ważne szczegóły.
Niewiedziała co powiedzieć wiec tylko zbierała palcem okruszki z talerza.
- Wiem że jest od Ciebie dużo starszy, jest praktycznie w moim wieku ale widać jak o Ciebie dba, traktuje Cię nie malże jak księżniczkę. Rozumiem że Wiktor jest dla Ciebie ważny ale czasami lepiej jest mieć wróbla w garści niż kanarka na dachu.
Hermionę zatkało. Zupełnie nie tego się spodziewała.
- Molly opowiedziała mi o Syriuszu. O tych wszystkich latach w więzieniu, o ich strażnikach, opowiedziała mi o wszystkim. Powiedziała mi też że był okropnym podrywaczem i wciąż taki pozostał. I to prawda. Lubi flirtować i jest kobieciarzem, to widać na pierwszy rzut oka. Ale jego lata w więzieniu zmieniły. Potrzebuje stabilizacji, miłości, szczęścia. Po tylu latach mu się należy. I może to wszystko mieć przy Tobie. A co najważniejsze, Ty zyskasz przy nim to samo.
Hermiona spojrzała na matkę.
- Nie myśl że nie zauważyłam jak zaciskasz pięści gdy puszczał oczko tej blondynie albo jak flirtował z Minerwą. Też go lubisz i wiesz o tym doskonale. Nie wiem co Cię hamuje ale cokolwiek to jest zastanów się czy jest warte tego żeby go stracić.
Pani Granger odstawiła talerz i pustą szklankę i ruszyła w stronę drzwi.
- Nie chodzi o to że mnie coś hamuje. Poprostu wiem że mu się niepodobam. Mów mamo co chcesz ale ten mężczyzna może mieć każdą, a ja nie jestem nikim szczególnym. Wiem że się wydawać że mu się podobam, ale to zwykła uprzejmość nic więcej.
Pani Granger wdechła.
- To Twoje zdanie, choć mam nadzieje że zanim skończą się ferie świąteczne będziesz już wiedzieć że to nie prawda.
I wyszła. Hermiona przetrawiała to co powiedziała jej matka i im dłużej myślała tym bardziej była pewna - matka się myliła. Syriusz lubił robić kawały ludziom, najlepiej widać to po tym co robił ze Snape'em, dlaczego więc z nią miałoby być inaczej? Pewnie teraz siedzi u siebie w pokoju i śmieje się jej naiwności i głupoty. Chwyciła butelke szampana którą otworzył dla niej mężczyzna i przechyliła ją wypijając połowę tego co zostało na raz. Odstawiła bulelkę, wymyła talerze i wróciła do sypialni. Ginny słodko spała, pewnie nawet nie wyczuła że nie ma z nią gryfonki. Hermiona położyła się i mimo myśli kłębiących się w jej głowie zasnęła nim zdąrzyła się dobrze nakryć.
Następnego dnia obudziła się w podłym humorze - nie miała ochoty widziec nikogo, z nikim rozmawiać, ale niestety był Pierwszy Dzień Świąt i wszyscy zbierali się już na Świąteczne Śniadanie. Hermiona wzięła szybki prysznic, ułożyła włosy, ubrała się i zeszła na dół do kuchni. Syriusz już siedział tam gdzie wczoraj, podobnie jej mama. Miejsce pomiędzy nimi było wolne. Dziewczyna rozejrzała się w poszukiwaniu ratunku - nie chciała siedzieć koło ojca chrzestnego Harry'ego. Nie po tym jak zrobiła z siebie wczoraj idiotkę. Żeby zyskać na czasie podeszła do Pani Weasley żeby pomuc jej przy nakładaniu jedzenia na półmiski, a kiedy odwróciła się ponownie w stronę stołu na jej miejscu siedział Harry pogrążony w rozmowie z Syriuszem, choć starszy mężczyzna od razu spojrzał na nią gdy tylko się odwróciła. Skorzystała z okazji, usiadła koło Ginny i czym prędzej nałożyła sobie na talerz kotleta mielonego i sałatkę. Całe śniadanie kątem oka obserwowała Syriusza który praktycznie nie spuszczał z niej zwroku. Gdy tylko skończyła jeść pociągnęła Ginny do pokoju i sprawdziła jej wypracowanie po czym wzięła się za swoje - miała je zrobić dopiero po świętach ale im dłużej będzie siedziała w pokoju tym lepiej. gdy była w połowie drugiej rolki gdy do pokoju wszedł Ron i Harry.
- O matko, Hermiono nie możesz sobie nawet w święta dać spokuj z lekcjami?
- Ależ Ron, za kilka miesięcy mamy SUM-y!!
Tak na prawdę to była gotowa zająć swoje myśli wszystkim byle by wypędzić ze swojej głowy animaga.
- Tak Hermiono, zostaw to. Przyszła Tonks, Lupin, co tu będziesz sama siedziała.
Jak mogła im odmówić?
- Dobra, dajcie mi 5min na skończenie tego akapitu.
- Ron, odmierzaj czas Hermionie. Jeśli nie będziesz na dole za 5min to przyjdziemy i wyciągniemy Cię na siłę.Wyszli z pokoju a Hermiona oparła się o ścianę przy której siedziała. I tak nie mogła ciągle unikać wszystkich. Złożyła pergamin, zamknęła kałamarz i wygładziła ubranie. Pomyślała o poprawieniu włosów ale szybko porzuciła ten pomysł - nie będzie się dla niego stroić. Zamknęła pokuj i zeszła ze schodów, a przechodząc korytarzem prowadzącym do kuchni potknęła się o nogę trola i upadłaby gdyby nie mężczyzna który wyszedł właśnie z pokoju obok. Pomógł jej zachować równowagę i nie upaść, ale mimo że stała już pewnie na nogach nie wypuścił jej z ramion.
- Uważaj Hermiono.
- Zamyśliłam się i zapomniałam że tu stoi - nim dokończyła już załowała tego co powiedziała.
- A o czym tak myślałaś? - na jego twarzy pojawił się pełen samozadowolenia uśmiech. Postanowiła go zmazać.
- O wypracowaniu które napisała Ginny dla profesora Snape'a. Właśnie szłam jej powiedzieć że skórki bumbslanga nie dodaje się do eliksirów leczni...
- Musimy porozmawiać - przerwał jej a na jego twarzy pojawił się grymas gdy tylko wpomniała o Snape'ie. To jej dało sekundę satysfakcji.
- Nie ma o czym rozmawiać.
- Jak to nie ma. Wczoraj zaczęliśmy, a nie wypada zostawiać zaczętych rzeczy niedokończonych - znał ją aż za dobrze. Zawsze jak się za coś brała to to kończyła.
- Nie ma co kończyć. Wiem że chcesz przeprosić za swoje wczorajsze zachowanie a ja to rozumiem. Za dużo wypiłeś i to wszy...
- Więc myślisz że to był efekt alkoholu? - nerw na jego twarzy drgnął co świadczy o tym że jest już mocno zdenerwowany.
- Oczywiście. Takie rzeczy się zdarzają, Ginny mi opowiadała że Harry kiedyś po kilku kremowych piwach też ją pocałował a później tego żałował.
- Ja nie jestem Harry i nawet po pijaku wiem co robie. W tym momencie usłyszeli usłyszeli jak Ron z Harrym wychodzą z kuchni z zamiarem znalezienia Hermiony.
-... mówiłem Ci że nie oderwie sie od tego eseju do puki go nie skończy...
Syriusz wypuścil ją z ramion a ona głęboko odetchnęła. Nawet nie zauważyła kiedy wstrzymała powietrze. Poczuła tylko jak nachyla się by szepnąć jej do ucha
- Dziś o północy.
I z za rogu wyszli Harry i Ron.
- O tu jesteś. Minęło 7min.
- To moja wina. Pokazywałem Hermionie drzewo geneaologinczne mojej rodziny. Chodźcie Wam też pokażę.
Hermiona wyczuła sposobność ucieczki od mężczyzny
- To ja pójdę porozmawiać z Tonks.
A Ron chcąc zostawić Harry'ego z Syriuszem samych choć na kilka chwil dodał
- A mnie Lupin prosił o partię szachów...
I oboje uciekli do kuchni. Reszta popołudnia minęła Hermionie na zastanawianiu się co przyniesie ta noc, a przede wszystkim czy wogóle powinna iść na to spotkanie. Cały czas obserwowała Syriusza i choć Pan Weasley i Pan Granger namawiali go na buteleczkę Ognistej stanowczo odmawiał zachowując stan trzeźwy przez całe popołudnie i wieczór. Domyśliła się że to z jej powodu. Gdy przyszedł czas spania razem z Ginny wychodziła z kuchni jej matka zaczepiła ją jeszcze i puszczając oczko powiedziała że tym razem bierze butelke mleka ze sobą do sypialni dając jej tym razem znak że powinna spotkać się z Syriuszem. Sam zainteresowany ignorował ją cały ten czas. Nawet przy posiłkach siedział po drugiej stronie stołu mocno pogrążony w rozmowie z Remusem. Wzięła od mamy telefon komórkowy aby móc sprawdzać która jest godzina. Ginny zasnęła już przed 11 więc Hermiona miała godzinę na rozmyślanie co powiedzieć Syriuszowi, co on powie jej i 5min przed północą była przekonana że nic nie może jej na tym spotkaniu zaskoczyć - była przygotowana lepiej niż na ostatni egzamin z zaklęć który zdała na 99,5%. Tak samo jak wczoraj zeszła do kuchni w której tym razem było zupełnie ciemno nie licząc ognia palącego się w kominku. Rozejrzała się - nie było go. Więc jednak zrobiła z siebie idiotkę. Zaraz pewnie ktoś wyskoczy z okrzykiem "Mamy Cię!" i okarze się że to była jakaś ukryta kamera i cały świat czarodziejski będzie się naśmiewał z Hermiony Granger, byłej Wiktora Kruma która ponowanie upatrzyła sobie człowieka sławnego - tym razem zbiega Azkabanu który wystawił ją do wiatru. Miała ochotę zaśmiać się ze swojej naiwności. Nie zdąrzyła. Z nikąd pojawił się On. Nic nie mówiąc chwycił ją jedną ręką w pasie a drugą zanurzył w jej rozpuszczonych włosach przyciągając ją do siebie i pomimo brutalności tego gestu złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Było to ledwie muśnięcie ust ale ponieważ w żadnym scenariuszu jaki obie wymyśliła gryfonka nie było czegoś takiego to zakręciło jej się w głowie z wrażenia. On natomiast odezwał się szeptem tak gardłowym i podniecającym że poczuła tępy ból w podbrzuszu.
- To abyś wiedziała że nie wypiłem dziś nawet kropli. A następne będzia abyś domyśliła się wreszcie co do Ciebie czuje.
Chciała coś powiedzieć, ale co? I o jakie picie mu chodziło? Nie wiedziała - nim cokolwiek przyszło jej do głowy zamknął jej usta swoimi. Przejechał językiem po jej wargach, co było niemą proźbą o pozwolnie na więcej. Rozchyliła nieśmiało wargi, zaczął ssać dolną jej część sprawiając że z ust gryfonki wydostało się ciche westchnienie co dla mężczyzny było znakiem że dziewczyna chce więcej. Wtargnął w jej usta i zawładną jej językiem który był tak niedoświadczony w porównaniu z jego, a mimo to doskonale się wypełniały. Hermiona wplotła jedną dłoń w jego włosy i zaczęła się nimi bawić a drugą gładziła plecy wyczuwając napięte mieśnie znajdujące pod koszulą. Jego pocałunki zaczęły być coraz bardziej namiętne aż w końcu nogi ją zawiodły - gdyby nie jego ramiona z pewnością by upadła. On niewiele myśląc wziął ją na ręce nie przestając całować i podszedł z nią do stołu, na którym posadził ją na nim stając pomiędzy jej nogami. Przesunął jej włosy do tyłu tym samym odchylając twarz dziewczyny delikatnie i zostawiając mokry ślad na jej skurze całując jej szyje, a gdy doszedł do płatka ucha jej dłonie na jego koszuli zacisnęły się a on poczuł że jeśli trochę nie ochłonie za zaraz zedrze z nich ubrania i weźmie ją tutaj, na tym stole. Jednak pierwszy raz w życiu postanowił zignorować wybrzuszenie które domagało się uwagi i zapewnić przyjemnośćprzede wszystkim jej. Powoli jedną rękę przesunął z jej pleców w stronę piersi chcąc wybadać jaka będzie reakcja dziewczyny, ale ta całkowicie zatraciła się w przyjemności jaką jej dawał. Oczy miała przymknięte, usta rozchylone, oddychała ciężko. Objął śmielej dłonią jej pierś czując pod cieńkim materiałem jej koszuli twardy sterczący sutek. Czemu jej koszula nie ma wogule dekoldu? Żeby posmakować jej piersi musiałby rozebrać ją całą... Pod dotykiem jego dłoni na swojej piersi zaczęła cichutko jęczeć, on tymczasem postanowił wrócić do jej ust. Hermiona nie chciała zostać mu dłużna w sprawianiu przyjemności i zaczęła rozpinać jego koszulę. Kiepsko jej to szło przez to że zupełnie nie mogła skupić się na tym co robi. Chyba to wyczuł bo niecierpliwie zdjął koszulę przez głowę ukazując jej swoją silną, pokrytą ciemnymi, kręconymi włosami pierś. Patrzył na jej twarz obserwując reakcję jaką wywołało na niej jego ciało, a ona pierwszy raz odkąd zaczeli się całować spojrzała w jego oczy. Dostrzegła w nich pożądanie tak wielkie jakiego sobie nawet nie wyobrażała. Dotknęła nieśmiało jego piersi, wsadziła palce pomiędzy jedwabiste kędziorki patrząc mu cały czas w oczy. Zamknął je, a Hermiona wykorzystała to i zrobiła coś, o co nigdy się nie podejrzewała. Przycisnęła swoje usta do swojej szyji i zaczęła ją nieumiejętnie całować. Bała się że nie wyjdzie jej, że ją wyśmieje ale już po kilku sekundach usłyszała przytłumiony jęk wydobywający się z jego gardła świadczący że chyba nie idzie jej tak źle jak myślała. Obniżyła rękę na brzuch który drżał pod jej dotykiem, powoli dochodząc do paska spodni. Położył rękę na jej dłoni i wychrupiał prosto w jej ucho
- Jeszcze krok a nie będę umiał się powstrzymać.
To ją otrzeźwiło. Zabrała rękę i odsunęła się od niego tak mocno jak to było tylko możliwe. Dopiero po kilkunastu sekundach dotarło do niej że wystarczyłaby jeszcze tylko chwila zapomnienia a oddałaby się stojącemu przed nią mężczyźnie w całości i bezpowrotnie. Chyba wyczuł że zaczyna do niej docierać to co zrobili bo odsunął się od niej i włożył koszulę która leżała na podłodze. Spróbowała zejść ze stołu na którym siedziała ale przeceniła swoje możliwości - nogi się pod nią ugieły, a pomiędzy nogami poczuła aż za wyraźnie przyjemną wilgoć. Wziął ją w ramiona czekając aż pewnie stanie na nogach. Wtuliła się w jego pierś żeby nie patrzeć mu w twarz. Czuła wstyd. Zachowywała się bezwstydnie gdy tak dotykała jego ciała, gdy sięgnęła paska jego spodni.
Co on musiał sobie o niej pomyśleć?
- Przepraszam.
Chciał spojrzeć jej w twarz ale zazięcie trzymała ją w dole.
- Za co?
- Za to wszystko co zrobiłam. I dziękuję że mnie powstrzymałeś.
Poczuła jak sztywnieje.
- Żałujesz?
Żałować? Jak mogłaby żałować?
- Nie.
- Spójrz mi w oczy i powiedz że nie żałujesz.
Podniosła głowę a na jej policzkach ukazał się szkarłatny rumieniec.
- Nie żałuję. A Ty?
Uśmiechnął się zalotnie.
- Owszem - w jednej chwili Hermiona z czerwonej od szczęścia zmieniała się w bladą z przerażenia. Zaśmiał się - Żałuję że nie mogę sobie pozwolić na więcej.
Chciała zapytać dlaczego ale jakoś nie mogło jej to przejść przez gardło, ale on domyślił się że Panna-Wiem-To-Wszystko nie zniesie choć jednego znaku zapytania bez odpowiedzi.
- Wiesz jakby nie było byłem wychowany w arystokracji. Nie mógłbym zhańbić dziewczyny na której mi zależy. Najpierw porozmawiam z Twoją matką, ona wydaje się być przychylna temu co jest między nami. Później porozmawiam z Twoim ojcem. Jeśli żadno z nich mnie nie zabije będę mogł pozwolić sobie kochać Cię bardziej. Jeśli pozwolisz oczywiście.
Nie wiedziała co odpowiedzieć więc milczała. Zrozumiał że to wszystko jest dla niej nowym doznaniem i bardzo dużym zaskoczeniem więc wypuścił ją z ramion i podszedł do lodówki.
- Napijesz się czegoś? Może masz na coś zjeść.
Nagle poczuła jak mocno jest głodna pomimo że nie dalej jak 2godziny temu jadła kolację.
- Chętnie.
Przejrzał zawartość lodówki i gdy nie znalazł nic nie świątecznego postanowił skorzystać z możliwości jakie dawała restauracja.
- Stworek!
Skrzat znalazł się znikąd przed swoim panem.
- Ta brudna szlama dotyka stół mojej Pani...
- Masz się odzywać z szacunkiem do Panny Granger!
Stworek zakrył usta rękami aby nie było widać że wciąż bezgłośnie obraża gryfonkę.
- Pójdziesz do restauracji, tej przy świętym Mungu. Hermiono, na co masz ochotę?
Stworek wybauszył na nią oczy z przerażeniem malującym się na twarzy że to jej ma przynieść jedzenie. Hermionie zrobiło się przykro jak zawsze gdy spotykała się z brakiem szacunku z powodu rodziny z jakiej się wywodzi i usiadła przy kominku nie patrząc na oby dwu
- Cokolwiek.
Słyszała że Syriusz coś mówił do skrzata ale nie słuchała go. Siedziała oparta o sofę, wpatrzona w ogień i nawet nie poczuła kiedy stanął za nią. Przytulił ją i schował twarz w jej włosach by po chwili całować już jej szyję. Nim podarł do ust usłyszeli trzask towarzyszący Stworkowi przy teleportacji. Skrzat przyniusł im frytki, kawałki kurczaka w sosie śmietanowym i ulubioną Hermiony sałatkę grecką. Gdy jedli Syriusz opowiadał jej śmieszne historie z czasów kiedy chodził do szkoły. Po zjedzonym posiłku dziewczyna przytuliła się do mężczyzny i wpatrywała się w ogień w kominku a on bawił się jej włosami. Ostatnie co poczuła nim zapadła w sen był pocałunek który Syriusz złożył na jej głowie.
Ostre światło wpadające przez okno raziło ją od kilku minut w oczy jednak ona wcale nie chciała się budzić i stanowczo walczyła z odchodzącym snem. To było takie piękne. Spędziła cudowną noc z Syriuszem i nie chciała by ta tak szybko się kończyła. Jednak Ginny która już
nie spała przyczyniła się dość mocno do tego że jednak otworzyła oczy i rozejrzała do okoła. Więc jednak był to sen - była w pokoju przyjaciółki.
- Hermiona wstawaj, ile można spać? Już dochodzi pierwsza!
Starsza gryfonka poderwała się z łóżka. Pierwsza? Nie możliwe! Nigdy nie spała tak długo!
- O czym Ty mówisz?
- Sama spójrz na zegarek. Coś to w nocy robiła?
Liczyłaś kwiatki na tapecie?
Hermiona mimo wolnie zarumieniła się jak piwonia i ruszyła do łazienki nim przyjaciółka dostrzegła policzki przyjaciółki. Wzięła długi prysznic wspominając pocałunki którymi ją obdarzał w tym cudownym śnie. Po dobrych 40minutach wyszła z łazienki a Ginny siedząca na łóżku spojrzała na nią najpierw ze zdziwieniem, a później trochę podejrzanie.
- Hermiona, czy coś mnie ominęło?
- Nie, dlaczego? - bardzo starała się by jej głos zabrzmiał naturalnie.
- Jesteś jakaś... inna. Promieniejesz.
- Po prostu dobrze spałam. To wszystko.
Ruda poderwała się z łóżka.
- Hermiona, mów i to już co się stało? I nie rób ze mnie głupiej. Wiem że całą noc nie było Cię w łóżku, a przed 8 przyniusł Cię Syriusz. Powiedział że zasnęłaś w jadalni przed kominkiem. Ale po twoim wyglądzie wnioskuję że wydarzyło się coś więcej.
Hermiona się zawachała. Nie była pewna czy powinna mówić komukolwiek o tym co łączyło ją i Syriusza - był to przecież ojciec chrzestny jej przyjaciela.
- Jeśli nie powiesz mi, to przysięgam że jak moje pierwsze kroki gdy wrócimy do Hogwartu będą w stronę schowka Snape'a żeby zrobić Veritaserum i dodać Ci to do herbaty.
Wachała się jeszcze chwilę aż w końcu poddała się.
- Dobrze, ale musisz mi obiecać że nikomu nie powiesz. Nikomu.
Ginny wyczuła że musi być na prawdę ważne i przytaknęła.
- Byłam z Syriuszem.
Ruda patrzyła na nią nie rozumiejąc.
- No i co?
- Ginny, poszłam do kuchni spotkać się z Syriuszem.
- Po co? - dalej nic nie rozumiała. Dopiero rozanielona twarz przyjaciółki ją olśniła - Ty i Syriusz?
Hermiona przytaknęła. Minęło kilka dobrych sekund zanim Ginny przetrawiła tą informację.
- Ale jak...?
Brązowo oka powiedziała jej po krótce wszystko co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwuch dni.
- Jeju Hermiona, tak się cieszę! Jednego tylko nie rozumiem... Czemu nie chcesz żeby inni wiedzieli?
Hermiona zamyśliła się.
- Nie chodzi o to że nie chcę. Po prostu nie wiem co myśli o tym Syriusz. Ale myślę że na razie lepiej będzie jak nikt po za nami nie będzie o tym wiedział. Nie wiemy jak zareaguje na to Harry.
- Właściwie masz rację. Ale myślę że Tonks też wie.
Albo przynajmniej się domyśla.
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo jak Syriusz Cię rano przyniusł to Tonks stała przed drzwiami i chichotała pod nosem.
Nagle z dołu rozległ się głos Pani Weasley.
- Obiad!
- Idziemy mamo!
Gdy weszły do kuchni od razu rozejrzała się w poszukiwaniu Syriusza, ale zamiast niego jej zwrok zatrzymał się na Tonks która uśmiechała się wesoło a jej włosy wydawałyby się jeszcze bardziej różowe niż zwykle. Nieśmiało odwzajemniła uśmiech i usiadła koło mamy.
- Wyjątkowo długo dziś spałaś...
Hermiona zarumieniła się pod zwrokiem matki a ta uśmiechnęła się do niej z przekorą. Czemu dziś
wszyscy się do niej uśmiechają? Sama też uśmiechnęła się pod nosem.
- Długo nie mogłam zasnąć.
- Ciekawe...
Do kuchni wszedł Syriusz. Takiego szczęśliwego nie widziała go jeszcze nigdy. Wyglądał o co najmniej 10lat młodziej, uśmiech nie schodził z jego twarzy a oczy nie widziały nikogo oprucz niej. Od razu usiadł po drugiej stronie Hermiony i zaczął nakładać jej jedzenie na talerz. Na szczęście nikt oprucz Państwa Granger, Tonks i Ginny nie zwrócił na to uwagi - wszyscy byli zajęci swoimi talerzami.
- No to moi drodzy, czas robić plany na Sylwestra! - odezwał się Syriusz gdy każdy już był najedzony.Fred i George od razu uśmiechnęli się od ucha do ucha i zaczęli spekulacje na temat imprezy Sylwestrowej. Panowie zaczęli liczyć ile butelek ognistej i kremowego piwa trzeba kupić a panie oczywiście myślały o kreacjach. Pani Granger postanowiła że włoży suknię którą otrzymała od męża na gwiazdkę, Pani Weasley stwierdziła że całkowicie zadowoli się suknią z poprzedniego roku, ale Ginny przydałaby się jakaś ładna sukienka na tą okazję. Hermiona nigdy nie przejmowała się swoim wyglądem (nie licząc Balu Bożonarodzeniowego, ale wtedy miała na nią patrzeć cała szkoła i nie chciała przynieść wstydu Wiktorowi) ale tym razem było inaczej. Chciała wyglądać pięknie, chciała by jego oczy lśniły na jej widok w podziwie nad jej urodą. Nie sprzeciwiała się więc gdy Pani Weasley zażądziła że jutro udadzą się na pokątną w poszukiwaniu odpowiednich kreacji. Popołudnie i wieczór wszyscy spędzili na planowaniu, grze w szachy i żartach opowiadanych przez Remusa i Pana Weasley który jak się okazało znał ich nieskończenie wiele. Hermiona zauważyła jak w pewnym momencie Syriusz prosi ich rodziców o chwilę rozmowy i wychodzi z nimi z kuchni. Przez następne pół godziny Hermiona siedziała jak na szpilkach, a minuty wlekły się jak godziny. Gdy wreszcie wrócili do kuchni - mama uśmiechnięta od ucha do ucha, tata z nachmurzoną miną a Syriusz z wyrazem ulgi na twarzy - trochę się rozliźniła. To że mama była przychylna to wiedziała, ale ojcem się martwiła, zawsze był wybuchowy a zięć tylko 5lat od niego młodszy nie był ucieleśnieniem jego marzeń. Jednak mina Syriusza świadczyła że nie było chyba tak źle. Przechodząc obok niej szepnął tylko "o połnocy" i usiadł koło Lupina pogrążonego w rozmowie z Harry'm na temat nowego modelu miotły.
-Oh, żebyś widziała miny swoich rodziców gdy im powiedziałem co do Ciebie czuję! Twoja mama miała uśmiech od ucha do ucha, a Twój ojciec najpierw wpatrywał sie we mnie jak w obłąkanego a później o mało nie żucił się na mnie z pięściami! Z początku miałem plan porozmawiać z nimi osobno, ale coś mnie tknęło żeby powiedzieć obojgu jednocześnie. I dobrze bo inaczej Twój ojciec otrzymałby Order Merlina Pierwszej Klasy za zabicie najbardziej niebezpiecznego przestępcy od śmierci samego Voldemorta!
Hermiona śmiała się aż łzy pojawiły się w jej oczach.
- No dobra, ale co dalej?
- Twoja mama powiedziała że cieszy się że taki człowiek jak ja zainteresował się jej córką, a Twój ojciec stwierdził że zdaje się na kobiecy instynkt żony, ale jeśli tylko jedna Twoja łza będzie przeze mnie to znajdzie mnie i zabije.
- Co odpowiedziałeś?
Syriusz chwycił jej twarz w dłonie i czule pocałował w usta.
- Że jeśli choć jedna Twoja łza spłynie przeze mnie to sam do niego przyjdę.
Hermiona wtuliła się w ramie Syriusza nie wierząc we własne szczęście.
Następnego dnia wstała o swojej zwyczajnej porze i tym razem to ona obudziła przyjaciółkę.
- Ginny, wstawaj! Przecież dziś idziemy kupić sukienki!
Ta poderwała się z łóżka i od razu zaczęła się ogarniać. Nim minęła godzina wszystkie panie stały już przed kominkiem. Hermiona właśnie skończyła tłumaczyć swojej rodzicielce sposobu w jaki działa proszek Fiuu gdy podszedł do niej Syriusz.
- Do jakiego sklepu będzie szli?
- Pani Weasley wspomniała coś o Madame Maklin, a co?
- Nic tak pytam - zniżył głos do szeptu - Kup sobie coś pięknego. Coś godnego Ciebie - i korzystając z okazji że nikt nie patrzy pocałował ją w głowę.
Hermiona już od dobrych 40min przeglądała suknie. Nawet Ginny już zdąrzyła się zdecydować a ona wciąż nie wiedziała którą wybrać. Zakupy zawsze były dla niej katorgą i na ogół kończyły się tym że wracała bez niczego do domu tylko rozdrażniona żeby następnego dnia znów iść i zastanawiać się pół godziny. Nie lubiła kupować czegoś tylko dlatego że na pierwszy rzut oka jej się spodobało. Musiała przemyśleć czy na pewno jest jej to potrzebne, czy jej się podoba tak na pewno, czy będzie się w tym dobrze czuła, czy będzie miała gdzie w tym wyjść. A teraz miała podjąć decyzję niemalże od razu. Zastanawiała się nad dwoma sukniami - jedna była w kolorze głębokiej czerwieni, bez ramiączek, lejąca się do samej ziemi. Do tego był szal w tym samym odcieniu co sukienka. Druga natomiast była turkusowa z długimi rękawami ale za to ze sporym dekoldem z przodu i z tyłu, do pasa była dopasowana a od bioder rozkloszowana ze złotą lamówką i szalem w tym samym kolorze z tą samą lamówką. Zdania co do sukni były podzielone. Pani Weasley i Pani Granger popierały
turkusową, a Ginny czerwoną. Sama Hermiona właściwie obawiała się czerwonej - całkowicie odkryte ramiona jakoś do niej nie przemawiały po za tym była to syrenka, a ona nie chciała by wyszły te zbędne kilogramy które posiadała. Po kolejnych 20minutach kazała zapakowac turkusową i podeszły do lady by zapłacić. Ekspedietka przyjęła pieniądze od Pani Weasley za suknię Ginny, natomiast gdy Hermiona wyjęła portfel została jedynie poinformowana że rachunek został już opłacony. Nie musiała nawet pytać by wiedzieć czyja to sprawka. Syriusz. Z zamiarem dokonania zabójstwa od razu chciała wrócić Kwatery Głównej ale Pani Granger uparła się że koniecznie musi napić sie kremowego piwa poszły więc do Dziurawego Kotła.
Pierwsze co zrobiła gdy tylko znalazła się w kominku w kuchni było wyruszenie na poszukiwanie Syriusza. Nie było go w kuchni, jadalni, sypialni ani w żadnym z innych pokojów. Został tylko jeden. Pokój Hardodzioba, albo Kłębolota jak kto wolał. Cwaniak. Wiedział że przy tym zwierzęciu nie rzuci się na niego z pięściami na co miała ogromną ochotę. Pierwsze co usłyszała po wejściu do pokoju hipogryfa były słowa Syriusza.
- Widzisz Hardodziobie? Moja dziewczyna już wróciła.
Odwrócił się w jej stronę.
- Jak tam sukienka? Zdecydowałaś się na coś?
- Nie udawaj głupka! Doskonale wiesz że tak!
- A skąd niby miałbym to wiedzieć?
Miał minę niewiniatka ale jego oczy śmiały się radośnie potwierdzając to czemu on zaprzeczał. W Hermionie aż się zagotowało.
- Syriuszu Black! Kto dał Ci prawo...
- Do zapłacenia za suknie mojej dziewczyny? Ja.
Powiedział to tak jak by była to rzecz tak oczywista jak oczywiste jest to że jutro wstanie słońce.
- Nie pozwoliłam Ci na to!
- Nie musiałaś. Sam sobie pozwoliłem. To po pierwsze.. Daj mi dokończyć. A po drugie - przybliżył się do niej i wziął w ramiona - nie kupiłem Ci nic na gwiazdkę. Więc uznaj że był to spóźniony prezent.
Jak mogła być na niego zła gdy tak na nią patrzył? Złość która w niej buzowała stopniała nie pozostawiając po sobie nic opucz radości z tego że trzyma ją w ramionach. Złożył na jej ustach delikatny pocałunek po czym zeszli do reszty.
Dni pomiędzy Świętami a Sylwestrem zleciały jej nim się obejrzała. Dnie spędzała z przyjaciółmi, noce z Syriuszem. Czasami rozmawiali, czasami oddawali się przyjemności która nie wymagała słów. Teraz stała w sypialni którą dzieliła z Ginny i patrzyła w lustro specialnie powiększone tak aby dziewczęta mogły podziwiać się w lusterku całe. Choć była zawsze krytyczna w stosunku do swojego wyglądu nawet teraz musiała przyznać że wygląda ślicznie. Prawie nie poznała się w lusterku po tym jak Pani Weasley i jej mama wzięły ją w obroty. Włosy miała idealnie gładkie dzięki specialnemu eliksirowi Pani Weasley i zaplecione w kok z którego gdzieniegdzie wyciągniętych było kilka kosmyków układających się w piękne spręrzyste loki. Na powiekach miała złoty cień, i czarne kreski, jedna u góry druga na dole co optycznie powiększało jej oczy. Rzęsy i tak długie Pani Molly dzięki jednemu prostemu zaklęciu wydłużyła i pogrubiła jeszcze bardziej przy jednoczesnym zachowaniu naturalnego ich wyglądu. Na usta nałożyła malinowy błyszczyk. W uszach miała złote kolczyki z kamieniem księżycowym które dostała od rodziców na 12 urodziny a na szyji łańcuszek z pasującym do kolczyków wisiorkiem. Zapomniały jedynie o butach ale na szczęście Ginny ma ich całą kolecje i pożyczyła jej złote baleriny. Hermiona choć nie była chciwa uwielbiała złoto, które zresztą pasowało do jej urody. Spojrzała na przyjaciółkę która właśnie siedziała na łóżku i malowała paznokcie. Miała na sobie zieloną suknię świetnie komponującą się z jej włosami sięgającą do kolana. Włosy miała zwinięte w luźny warkocz z boku w który miała wplecione białe kwiaty. Duże kolczyki w kolorze srebrnym dodawały uroku i dopełniały stój.
- Jestem pewna że Harry padnie jak Cię zobaczy.
Od dawna było Hermionie wiadomo że Ginny podkochiwała się w Wybrańcu choć on nie odzwajemniał jeszcze jej uczuć.
- Taa, pewnie. Cały czas myśli o Cho która go olewa.
To akurat była prawda. Poczekały aż paznokcie Ginny wyschną i zeszły na dół.
Kuchnia połączona z jadalnią była całkowicie odmieniona. Pod jedną ścianą stał stół zastawiony taką ilością różnych potraw że nawet Pani Weasley x10 nie dałaby rady tyle ugotować w ciągu jednego dnia. Reszta mebli zniknęła zostawiając mnustwo miejsca do tańca, a w jednym z rogów stał Fred i George którzy właśnie sprzeczali się czy powinny być tylko piosenki wesołe, czy piosenki przytulanki również. Ginny pomogła im w wyborze.
- Przytulanki też muszą być! - i puściła oczko do Hermiony.
Ta rozglądała się wśród obecnych i dostrzegła praktycznie wszystkich członków Zakonu - nawet Snape przyszedł choć jak zawsze miał minę tak swaszoną że aż odechciewało się patrzeć. Nigdzie jednak nie dostrzegła Syriusza.
- Ubiera sie - podeszła do nich Tonks domyślając się kogo szukają oczy Hermiony. Ta spłonęła rumieńcem.
- Tonks, ja...
- Ja nic nie wiem - puściła jej oczko i spojrzała z westchnieniem na Remusa który właśnie rozmawiał o czymś z Dumblede'm.
- A co z Tobą i Remusem?
- Tak samo jak było - różowo włosa dziewczyna od razu posmutniała. Już od jakiegoś czasu podkochiwała się w wilkołaku ten jednak wciąż ją odtrącał choć widać było że podziela uczucia dziewczyny. Podeszła z Ginny do stołu gdzie oprucz jedzenia w rogu stały napoje i nalała sobie kremowego piwa i przyjaciółce kremowego piwa. Gdy odwróciła się w stronę parkietu o mało nie upuściła szklanki. Szedł przez salę w jej stronę. Ale nie to wywołało taką reakcję - jeszcze nigdy nie widziała go tak eleganckiego. Ubrany był w spodnie wyprasowane w kant, i wrzosową koszulę z zapiętymi dwoma górnymi guzikami co pozwalało jej zobaczyć kędziorki które miał na całej klacie i brzuchu. Na samo wpomnienie jej oddech przyśpieszył. Choć na jego twarzy jak zawsze był 2 dniowy zarost, to włosy miał zaczesane do tyłu i związane w kitkę co dodawało mu elegancji. Całość wypełniała marynarka, czarna tak samo jak i spodnie. No i buty oczywiście. Hermiona uwielbiała mężczyzn którzy nosili eleganckie buty a w butach Syriusza mogłaby się przejrzeć. Widać było że ona również zszokowała go swoim wyglądem - jak tylko odwróciła się to stanął w półkroku i nie mógł oderwać od niej oczu.
- To ja zobacze gdzie nasze mamy - ledwie dotarło do niej co powiedziała ruda. Podeszedł do niej i nachylił się tak aby nie wzbudzać podejrzeń.
- Jesteś najpiękniejszą istotą jaką kiedykolwiek widziałem.
Spłoniła się pod jego gorącym spojrzeniem i najchętniej rzuciła by mu się na szyję i gorąco pocałowała.
- Dziękuję. Ty też wyglądasz całkiem cywilizowanie.
- No wiesz co? Ja się tak starałem...
- Wiem - pocałowała go w policzek tak aby nikt nie zauważył.
- Choć na chwilę pod jakiś pretekstem na górę... - szepnął jej w ucho baaardzo seksownym głosem. Choć w chwili obecnej niczego innego nie pragnęła to musiała odmówić.
- Harry idzie w naszą stronę.
I rzeczywiście jej przyjaciel podchodził właśnie do nich i już po chwili panowie byli pogrążeni w rozmowie. Przez nastepnych kilka godzin ciągle się mijali - jak on był wolny to ona zajęta, jak ona wolna to on zajęty. Dopiero gdy wszyscy postanowili iść na dach i obserwować mugolskie fajerwerki i przywitać w ten sposób Nowy Rok z szampanem w ręku, Syriusz i Hermiona zostali z tyłu i udało im się odłączyć się nie będąc zauważonymi schować się w jego sypialni. Była tu pierwszy raz i nawet nie zdąrzyła się rozejrzać ponieważ ciało mężczyzny zasłoniło jej wszystko. Zaczął ją całować, najpierw powoli i delikatnie a później coraz namiętniej aż w końcu oboje byli na granicy wytrzymałości. Chciała czuć go całym sobą, chciała by wziął ją tu i teraz... Resztkami świadomości usłyszała jak u góry odliczają ile zostało do północy. 4... 3... 2... 1... Usłyszeli krzyki którymi wszyscy witali Nowy Rok. Syriusz spojrzał jej w oczy.
- Wszystkiego najlepszego kochanie.
- Wszystkiego najlepszego.
Na jej ustach złożył ostatni namiętny pocałunek.
- Choćmy bo jak wszyscy zaczną składać sobie życzenia to zauważą że nas nie ma, a nie wiem jak długo Remusowi uda się utrzymać w tajemnicy fakt że zniknęliśmy we dwoje.
- Remus wie?
- Oczywiście. Wiedział od początku
Hermiona przytaknęła choć jej ciało domagało się więcej pieszczot. Wyszli z pokoju i już wchodząc po schodach na dach przygładziła fryzurę. Remus uśmiechną się do nich porozumiewawczo. Złożyli wszystkim życzenia (Syriusz podszedł nawet do Snape'a), wypili szampana a po powrocie do domu Syriusz zaprosił ją do tańca. Skończyli tańczyć dopiero nad ranem.
czwartek, 23 stycznia 2014
piątek, 17 stycznia 2014
Rozdział 16
Witajcie!
Rozdział co prawda krótki ale myślę że w miarę ciekawy. Pamiętam że obiecałam Wam miniaturkę gdy będzie więcej niż 800 wyświetleń i dotrzymam słowa - już dziś biorę się za miniaturkę - Luna i Lucjusz - myślę że tego jeszcze nie było :) Chciałam też ogłosić że szukam Bety, choć ten rozdział starałam się wstawić bez błędów, kilkakrotnie go sprawdzałam ale na pewno coś przeoczyłam - jak to ja.
Wogóle ostatnio czytałam Dary Anioła, pierwsze trzy tomy. Ogólnie mi się podobało, ale jakoś nie mam serca zacząć kolejnej części - mam narazie dość demonów i kazirodztwa :P Ale ogólnie polecam z całego serca.
Buziaczki
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Luna była już od dobrej godzinie w sali do eliksirów i pod nadzorem profesora Snape'a ważyła eliksir wiggenowy. Dodała już śluz gumochłona i płatki ciemiernika, została tylko kora drzewa Wiggen, a później pół godziny na małym ogniu i eliksir uzdrawiający będzie gotowy. Kątem oka Luna obserwowała swojego profesora. Dziś był w wyjątkowo dobrym humorze, krzyknął na nią tylko raz gdy od złej strony zaczęła ściągać śluz z gumochłona, i nie odjął jej żadnych punktów - jak na postrach wszystkich uczniów to prawdziwy cud. Pochyliła się właśnie aby troszę zwiększyć ogień zanim doda ostatni składnik gdy wyczuła że profesor stoi tuż za jej plecami. Spojrzała delikatnie przez ramię i uniosła głowę by spojrzeć w jego twarz która za każdym razem gdy w nią spoglądała wydawała się być coraz bardziej męska i pociągająca, a oczy choć zimne sprawiały że robiło jej się gorąco. Patrzył w kociołek a jego mina jak zawsze niczego nie zdradzała. Trwało to chwilę aż wkońcu się odezwała
- I jak profesorze? Dobrze mi idzie?
Przeniósł czarne oczy na nią.
- Szału nie ma ale od wielkiej biedy może być. Mam nadzieje że pomoże chociaż na skaleczenie przy obieraniu ziemniaków.
Odwrócił się i poszedł w stronę biurka przy którym usiadł i znów zanurzył się w papierach. Ciekawe co to za ważne dokumenty. Wygląda jak ci mugolscy Ministrowie których widziała w a'la magicznych pudełkach gdy czasami jako dziecko zaglądała do domów mugoli. Oni też siedzieli tak zapatrzeni w papiery i udali. Luna wzruszyła ramionami. Co ją obchodzi co on robi.
- Co to za wzruszanie ramionami nad kociołkiem w którym waży się eliksir? A jak jakieś włókno z Twojej szaty wpadnie do środka? Będziesz musiała zaczynać od nowa.
- Przepraszam profesorze.
Właściwie to nie miała nic przeciwko żeby zacząć od nowa - miałaby więcej czasu na obserwowanie dyrektora, jak jego ręce pieszczą piuro które trzyma w ręku, jak idzie a jego szata powiewa za nim nadając mu mroczności, jego włosy które opadają mu na twarz gdy nachyla się nad biurkiem.
- LOVEGOOD!
Krukonka podskoczyła.
- Przepraszam profesorze, mugłby Pan powtórzyć?
- A czy nie rozumiesz za pierwszym razem? Czemu ciągle muszę się powtarzać? Zupełnie jak do Parkinson odkąd jest zakochana w Draconie!!
Luna zrobiła więlkie oczy. Zakochana? Czy on oszalał? Nie była zakochana! Lubiła profesora, ale zakochana na pewno nie była. Na szczęście ten nie zauważył emocji które pokazały się na jej twarzy.
- O czym myślałaś?
- Kiedy? - po jej głowie wciąż chodziło słowo "zakochana".
- Boże, nie mogłeś znaleść dla mnie innej kary za moje grzechy?! O czym myślałaś gdy wzruszałaś ramionami!
- O niczym specialnym. Tak o wszystkim i niczym.
Zapadła chwila ciszy przerywana tylko bulgotaniem w kociołku.
- O jakich grzechach Pan mówił?
- O tym że jeszcze Cię nie zabiłem. Moim świętym obowiązkiem jest pozbywanie się głupców z tego świata. A teraz zajmij się eliksirem. Nie uważasz że już czas na korę?
Luna zajrzała w kociołek. Profesor miał rację. Powoli dodawała ostatni składnik delikatnie mieszając w stronę przeciwną do wskazuwek zegara. Gdy skończyła wpatrywała sie w bulgoczącą ciecz i czerwoną parę unoszącą się nad kociołkiem. Po kilku sekundach przed oczami zaczęły pojawiać jej się czarne plamy, i nim zdąrzyła cokolwiek pomyśleć porwała ją całkowita ciemność.
Severus siedział za biurkiem i skupia się na tym aby nie zerkać ciagle na dziewczynę znajdującą się w tym samym pomieszczeniu co było dość ciężkim zadaniem zważając na to że kosmyki włosów które opadły na jej alabastrowy kark, biodra które kołysały się delikatnie pod wpływem każdego jej ruchu, różowe usta, wilgotne i lekko rozchylone.... Nie! Musi przestać o niej jak o kobiecie bo niebawem będzie miał zboczone myśli jak Carrow o tej rudej Weasley. Chociaż on nie wie co było w rudej gryfonce. Brakowało jej delikatności którą posiadała krukonka, i srebrnych oczu, i tych malutkich dłoni i... Z zamyślenia wyrwał go dzwięk upadającego ciała. Poderwał się w mgnieniu oka i doskoczył do leżącej na podłodze dziewczyny. Jak mógł być tak głupi! Zupełnie zapomniał powiedzieć jej żeby nie pochylała się nad kociołkiem przynajmniej 15 min po dodaniu korzenia drzewa Weggen! Co prawda to tylko omdlenie i trochę świerzego powietrza jej wystarczy ale mogła zrobić sobie krzywdę upadając. Była taka delikatna... Sprawdził jej głowę ale wyczuł jedynie małego guza jednocześnie pozwalając palcom napawać się miękością jej włosów. O siniaki zapyta ją później. Teraz musi zabrać ją gdzieś gdzie będzie świerze powietrze. Wyjść z nią na dwur nie było by rozważnie, dziewczyna była lekko ubrana, mogła się zaziębić. Najbliższe okno znajdowało się w jego sypialni. Niewiele myśląc wziął dziewczynę na ręce i właściwie od razu tego pożałował - gdy jego twardy tors dotknął jej miękkiego ciała od razu zrobiło mu się gorąco, i nie była to w najmniejszym stopniu zasługa temperatury w pomieszczeniu - zawsze bylo tu o kilka stopni za mało.
Przeszedł z nią przez gabinet i nogą otworzył drzwi do sypialni. Położył ją na łóżku i różdżką otworzył okno. Uniusł lekko jej plecy podkładając pod głowę poduszkę. Dziewczyna poruszyła się i otworzyła niezbyt przytomnie oczy i spojrzała prosto na niego. Wyglądała cudownie z tymi włosami rozrzuconymi na poduszcze. Jego poduszcze. W jego łóżku. W jego sypialni. Nie mógł oderwac od niej wzorku choć jakaś część jego świadomości mówiła mu że powinien. Podniosła rękę i zaczęła zbliżać ją do jego twarzy. Co ona planuje? Przyłożyła swoją drobną delikatną dłoń do jego policzka, było to ledwie muśnięcie, ale sprawiło że pierwszy raz od 19lat Severus Snape poczuł całe stado latających mu w brzuchu motyli, a jego serce podskoczyło z radości.
Luna otworzyła oczy i rozejrzała się do okoła. Gdzie była? Co się stało? Była sama w czyjejś sypialni, a sądząc po wystroju była to sypialnia byłego nauczyciela eliksirów. Ale jak się tu znalazła? I gdzie był On?
- Profesorze Snape? - głos zabrzmiał nawet w jej uszach bardzo mizernie ale tamten chyba ją usłyszał bo wszedł do pokoju.
- Już się obudziłaś. Jak się czujesz?
- Jest mi trochę słabo ale ogólnie to dobrze. Co się stało profesorze?
- Zemdlałaś, ponieważ zamiast najpierw poczytać o eliksirze który będziesz robić od razu zabrałaś się do pracy. A jak byś głupia dziewucho przeczytała, to bys wiedziała że do 15min po wrzuceniu ostatniego składnika nie wolno nachylac się nad kociołkiem bo można zemdleć.
- Ależ profesorze, tego nie było w podręczniku który mi Pan dał...
- Cisza! Masz pij.
Dopiero teraz zauważyła że trzymał w ręku kubek z jakąś cieczą.
- Ależ profesorze, nic mi nie jest, naprawde nie..
- A czy ja się pytam?! Pij!
Posłusznie wzięła od niego kubek i wypiła do dna. Właściwie całkiem dobrze smakowało, a już po kilku minutach poczuła że wracają jej utracone siły. Uparł się żeby siedziała na jego łóżku jeszcze kilka chwil żeby doszła do siebie, i że odprowadzi ją do wieży. Wiedziała że protesty na nic się zdadzą więc posłusznie ruszyła za dyrektorem. Przechodząc przez salę spojrzała na ławkę przy której ważyła eliksir - była pusta.
- Profesorze, a co z eliksirem?
- Jest gotowy.
Resztę drogi przebyli w milczeniu.
Ginny siedziała koło Luny na obronie przed czarną magią. Dziś rano wyszła ze skrzydła szpitalnego co nagłym cudownym ozdrowieniu. Pielęgniarka chyba domyśliła się że gryfonce tak naprawdę nic nie doległo ale nie skomentowała tego. Te kilka dni w skrzydle szpitalnym cały jej szanse na spokojne przemyślenie tego co się wydarzyło, i postanowiła udawać że poprostu tamten wieczór nie miał miejsca. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Własciwie to było w miarę dobrze, dopóki go nie zobaczyła na śniadaniu. Gdy tylko weszła do Wielkiej Sali czuła na sobie jak jego ciemne oczy śledziły każdy jej krok, ale nie miała odwagi spojrzeć w stronę stołu nauczycielskiego. Neville z ulga przywitał przyjaciółkę (obawiał się już że to jakaś nowa, nieznana nikomu choroba której nie da się wyleczyć), a krukonka uśmiechnęła się tylko wyrozumiale. Jednak gdy przyszło wejść do sali w której urzędował Carrow tak łatwo już nie było - czuła się jak by jej ciało było przyciągane do jego ciała jak magnes. Miała ochotę podbiec i rzucić się na niego i wbić się w jego usta czując jednocześnie jego dłonie jak ściskają jej pośladki, i... Nie! Nic z tych rzeczy! To śmierciożerca, był obecny przy śmierci Dumbledore'a! Ze spuszczoną głową nawet na niego nie zerkając usiadła do ławki i od tamtej pory nawet nie podniosła głowy znad zeszytu w którym robiła notatki. Lekcja dobiegała już końca i na szczęście Amycus ani razu nic od niej nie chciał, nawet raz nie wypowiedział jej nazwiska. Właściwie to nawet nie wiedziała o czym mówią na lekcji - weźmie później od Luny notatki. Teraz musi się skupić na tym żeby udawać że Jego tu nie ma. Jak by z oddali usłyszała jeszcze że zadaje im jakąś pracę domową i wszyscy zaczęli się zbierać, co gryfonka przywitała z ulgą.
- Panno Weasley! - został jej do schowania już tylko kałamarz - Proszę zostać po lekcji na kilka chwil.
Ginny po raz pierwszy od ich pocałunku spojrzała prosto na niego.
- Ale profesorze...
- Powiedziałem.
Schowała kałamarz i została przy swojej ławce a w tym czasie reszta uczniów wychodziła z klasy, a nie którzy z nich rzucali jej pełne współczucia spojrzenia. Luna uścisnęła jej rękę pod ławką (pewnie już domyśliła się ze chodziło o Amycusa) i jako ostatnia opuściła salę zamykając za sobą drzwi. Ginny wiedziała że będzie na nią czekać zaraz za drzwiami.
- Podejdź do biurka. Nie będę krzyczeć na całą salę tylko po to żebyś ty jedna mnie usłyszała.
Więc domyślił się że Luna będzie czekała za drzwiami i nie chciał żeby słyszała ich rozmowę. Ginny też nie chciała żeby przyjaciółka dowiedziała się o tym w taki sposób, wstała więc zarzucając torbę na prawę ramię i podeszła do biurka.
- Tak, panie profesorze? - zmusiła się żeby spojrzeć mu w oczy.
- Czemu byłaś w skrzydle szpitalnym?
- Byłam chora profesorze. Mam zwolnienie od pani...
- Tak, wiem. Jednak nie wierze że rozchorowałaś się tak nagle.
- Choroba nie wybiera.
Spojrzał na nią z błyskiem w oku.
- Nie tylko choroba nie wybiera. Chcesz czy nie, wiem że to co wydarzyło się tamtego wieczoru podobało Ci się równie mocno jak i mi.
- Myli się Pan profesorze - starała się by jej głos zabrzmiał pewnie, jednak z jej ust wydobył się tylko cieniutki głosik.
- Kłamiesz. Oboje to wiemy. Pragniesz mnie równie mocno jak ja pragnę Ciebie. Nie ma najmniejszego sensu powstrzymywać tego co dzieje się między nami.
- Nie będę tego słuchać. Nic się między nami nie dzieje, nic nas nie łączy - i odwróciła się w stronę wyjścia. Nawet przez myśl jej nie przeszło że podejdzie do tej sprawy tak otwarcie.
- Wracaj tu Weasley, jeszcze nie skończyłem! - nie zatrzymała się, nawet nie obejrzała się za siebie - wiedziała że jak by to zrobiła to byłaby zgubiona. Gdy była już przy drzwiach to choć nie podniusł głosu usłyszała doskonale
- Kiedyś sama mnie poprosisz i to o więcej o pocałunek. Jeszcze się przekonasz.
Nacisnęła klamkę i wyszła z sali trzaskając za sobą drzwiami.
Luna nie czekała na nią pod drzwiami, a dopiero na końcu korytarza.
- Pomyślałam że nie chcielibyście żeby ktokolwiek Was słyszał więc odeszłam kawałek dalej.
- Luna, możemy spotkac się dziś o 20 w pokoju życzeń? Ale same.
- No pewnie.
To w Lunie lubiła - była cierpliwa. Każda inna chciałaby wiedzieć o co chodzi już z tym momencie. Ona wiedziała że nie wszystko musi być już tu i teraz.
Neville wkradł się z Anne do jednej ze szklarni i podziwiali wspólnie diabelskie sidła (w odpowiedniej odległości oczywiście) i trzymali się za ręce. Przez tych kilka dni w których udawali parę gryfon tak przyzwyczaił się do towarzystwa młodszej koleżanki że było dla niego całkiem naturalne że nawet teraz, kiedy nikt ich nie widział i tak trzymał ją za rękę. Dziewczyna była naprawdę urocza, miła a gdy się uśmiechała w jej lewym policzku pojawiał się śliczny dołeczek. Dokładnie taki jak teraz gdy opowiadał jej żart o czarodzieju który wplątał się w roślinę i próbował wydostać z niej. Uwielbiał patrzeć w jej roześmiane oczy które właśnie spojrzały prosto na niego. Jak zahipnotyzowany pochylił sie nad dziewczyną i pocałował jej dołeczek. Odsunął twarz od jej twarzy na kilka cali i spojrzał na oczy które były zamknięte. Nim zdąrzył cokolwiek pomyśleć znow nachylił się nad nią, tym razem całując usta. Było to ledwie muśnięcie, ale poczuł się jak nigdy dotąd. Nagle Luna została kimś całkowicie odległym, a wspomnienia gdy razem spędzali czas stały się jedynie dziecinną zabawą. Objął ją nie śmiało i znów musnął jej usta tym razem odważniej, czując że dziewczyna rozchyliła usta tym samym dając mu znak że odzwajemnia pocałunek. Smakował jej słodkich ust, gładził plecy. Po kilku minutach oderwali się od siebie zarumienieni, z wilgotnymi od delikatnych, nieśmiałych pocałunków i spojrzeli sobie w oczy, a Neville już wiedział. To była ta dziewczyna którą kochał. Jego dziewczyna.
Luna i Ginny siedziały na grubym dywaniew kolorach ich domów, a pomiędzy nimi leżał talerz na którym były ich ulubione czekoladowe ciastka i kubki z zimną już czekoladą - nic nie było tknięte a po między dziewczynami była cisza od dobrych kilku minut. Luna przyniosła z kuchni słodycze myśląc że zjedzą je sobie na spokojnie, a Ginny w tym czasie opowie jej co się stało, ale już po pierwszym zdaniu gryfonki "Całowałam się z Carrow'em" krukonka była w stanie tylko siedzieć w otwartymi ustami i słuchać przyjaciółki. Gdy ta skończyła opowiadać i wpatrywała się w blondynkę z obawą że jej nie zrozumie Luna przetrawiała to co usłyszała. Oczywiście wiedziała że między Carrow'em a gryfonką coś zaszło, ale pocałunek? Tego się nie spodziewała. Jeszcze większym szokiem było dla niej to że Ginny odwzajemniła ten pocałunek, choć widac było że jest to dla niej bardzo trudne i że nie daje sobie z tym zupełnie rady - nie ma co się dziwić. Choć gryfonka pewnie obawiała się potępienia ze strony przyjaciółki, ta nie była w stanie jej potępiać. Choć udała że nie pamięta tego jak dotknęła policzka dyrektora, to pamiętała to doskonale. I jedyne czego wtedy pragnęła to aby pochylił się nad nią i pocałował delikatnie i czule. Jak więc mogła nakrzyczeć na Ginny? Mimo że mężczyznami była wielka różnica, to w jednak obaj mieli na sumieniu te same rzeczy - zabijanie. Obaj zabijali i torturowali i sprawiało im to przyjemność, nawet jeśli nie teraz, to w przeszłości.
- Wiesz Ginny, nie bardzo wiem co Ci doradzić. Rozumiem że masz mętlik w głowie - ja też go mam pomyślała sobie - ale na twoim miejscu poprostu czekałabym jak sytuacja rozwinie sie dalej - sama staram się robić to samo - Wiem że to nie proste, ale myślę że na dzień dzisiejszy to najlepsze rozwiązanie.
- Wiem, ale brakuje mi cierpliwości którą masz w sobie. Obawiam się że stanie się to co on powiedział, że w desperacji przyjdę do niego i będę błagać o to żeby mnie dotknął. Kocham Harry'ego i tęsknie za nim, ale to co on ze mną zrobił... Z Harry'm nigdy tak nie było. Nigdy nie poczułam nawet połowy tego co z Carrow'em. I przeraża mnie to.
- Wiem kochana.
Zapadła cisza w trakcie której Luna zastanawiała się czy powiedzieć gryfonce o tym co było między nią a profesorem Snape'em. Ale właściwie co było? Nawet nie wiedziała czy czuł to samo co ona. Nie była to miłość o nie, na to było za wcześnie. Było to zauroczenie, silne, ale tylko zauroczenie. I miała nadzieję że szybko jej przejdzie. Ginny wzięła różdżkę i podgrzała im czekoladę. Wypiły ją i Luna spojrzała na zegarek który nosiła w kieszeni - zwykły, mugolski który dostała od matki na 9 urodziny i z którym nigdy się nie rozstawała. Dochodziła 23. Rzuciły na siebie zaklęcia kameleona (Luna dopiero zabierała się do ważenia eliksiru niewidzialności) i każda pogrążona we własnych myślach ruszyły do swoich wież.
Rozdział co prawda krótki ale myślę że w miarę ciekawy. Pamiętam że obiecałam Wam miniaturkę gdy będzie więcej niż 800 wyświetleń i dotrzymam słowa - już dziś biorę się za miniaturkę - Luna i Lucjusz - myślę że tego jeszcze nie było :) Chciałam też ogłosić że szukam Bety, choć ten rozdział starałam się wstawić bez błędów, kilkakrotnie go sprawdzałam ale na pewno coś przeoczyłam - jak to ja.
Wogóle ostatnio czytałam Dary Anioła, pierwsze trzy tomy. Ogólnie mi się podobało, ale jakoś nie mam serca zacząć kolejnej części - mam narazie dość demonów i kazirodztwa :P Ale ogólnie polecam z całego serca.
Buziaczki
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Luna była już od dobrej godzinie w sali do eliksirów i pod nadzorem profesora Snape'a ważyła eliksir wiggenowy. Dodała już śluz gumochłona i płatki ciemiernika, została tylko kora drzewa Wiggen, a później pół godziny na małym ogniu i eliksir uzdrawiający będzie gotowy. Kątem oka Luna obserwowała swojego profesora. Dziś był w wyjątkowo dobrym humorze, krzyknął na nią tylko raz gdy od złej strony zaczęła ściągać śluz z gumochłona, i nie odjął jej żadnych punktów - jak na postrach wszystkich uczniów to prawdziwy cud. Pochyliła się właśnie aby troszę zwiększyć ogień zanim doda ostatni składnik gdy wyczuła że profesor stoi tuż za jej plecami. Spojrzała delikatnie przez ramię i uniosła głowę by spojrzeć w jego twarz która za każdym razem gdy w nią spoglądała wydawała się być coraz bardziej męska i pociągająca, a oczy choć zimne sprawiały że robiło jej się gorąco. Patrzył w kociołek a jego mina jak zawsze niczego nie zdradzała. Trwało to chwilę aż wkońcu się odezwała
- I jak profesorze? Dobrze mi idzie?
Przeniósł czarne oczy na nią.
- Szału nie ma ale od wielkiej biedy może być. Mam nadzieje że pomoże chociaż na skaleczenie przy obieraniu ziemniaków.
Odwrócił się i poszedł w stronę biurka przy którym usiadł i znów zanurzył się w papierach. Ciekawe co to za ważne dokumenty. Wygląda jak ci mugolscy Ministrowie których widziała w a'la magicznych pudełkach gdy czasami jako dziecko zaglądała do domów mugoli. Oni też siedzieli tak zapatrzeni w papiery i udali. Luna wzruszyła ramionami. Co ją obchodzi co on robi.
- Co to za wzruszanie ramionami nad kociołkiem w którym waży się eliksir? A jak jakieś włókno z Twojej szaty wpadnie do środka? Będziesz musiała zaczynać od nowa.
- Przepraszam profesorze.
Właściwie to nie miała nic przeciwko żeby zacząć od nowa - miałaby więcej czasu na obserwowanie dyrektora, jak jego ręce pieszczą piuro które trzyma w ręku, jak idzie a jego szata powiewa za nim nadając mu mroczności, jego włosy które opadają mu na twarz gdy nachyla się nad biurkiem.
- LOVEGOOD!
Krukonka podskoczyła.
- Przepraszam profesorze, mugłby Pan powtórzyć?
- A czy nie rozumiesz za pierwszym razem? Czemu ciągle muszę się powtarzać? Zupełnie jak do Parkinson odkąd jest zakochana w Draconie!!
Luna zrobiła więlkie oczy. Zakochana? Czy on oszalał? Nie była zakochana! Lubiła profesora, ale zakochana na pewno nie była. Na szczęście ten nie zauważył emocji które pokazały się na jej twarzy.
- O czym myślałaś?
- Kiedy? - po jej głowie wciąż chodziło słowo "zakochana".
- Boże, nie mogłeś znaleść dla mnie innej kary za moje grzechy?! O czym myślałaś gdy wzruszałaś ramionami!
- O niczym specialnym. Tak o wszystkim i niczym.
Zapadła chwila ciszy przerywana tylko bulgotaniem w kociołku.
- O jakich grzechach Pan mówił?
- O tym że jeszcze Cię nie zabiłem. Moim świętym obowiązkiem jest pozbywanie się głupców z tego świata. A teraz zajmij się eliksirem. Nie uważasz że już czas na korę?
Luna zajrzała w kociołek. Profesor miał rację. Powoli dodawała ostatni składnik delikatnie mieszając w stronę przeciwną do wskazuwek zegara. Gdy skończyła wpatrywała sie w bulgoczącą ciecz i czerwoną parę unoszącą się nad kociołkiem. Po kilku sekundach przed oczami zaczęły pojawiać jej się czarne plamy, i nim zdąrzyła cokolwiek pomyśleć porwała ją całkowita ciemność.
Severus siedział za biurkiem i skupia się na tym aby nie zerkać ciagle na dziewczynę znajdującą się w tym samym pomieszczeniu co było dość ciężkim zadaniem zważając na to że kosmyki włosów które opadły na jej alabastrowy kark, biodra które kołysały się delikatnie pod wpływem każdego jej ruchu, różowe usta, wilgotne i lekko rozchylone.... Nie! Musi przestać o niej jak o kobiecie bo niebawem będzie miał zboczone myśli jak Carrow o tej rudej Weasley. Chociaż on nie wie co było w rudej gryfonce. Brakowało jej delikatności którą posiadała krukonka, i srebrnych oczu, i tych malutkich dłoni i... Z zamyślenia wyrwał go dzwięk upadającego ciała. Poderwał się w mgnieniu oka i doskoczył do leżącej na podłodze dziewczyny. Jak mógł być tak głupi! Zupełnie zapomniał powiedzieć jej żeby nie pochylała się nad kociołkiem przynajmniej 15 min po dodaniu korzenia drzewa Weggen! Co prawda to tylko omdlenie i trochę świerzego powietrza jej wystarczy ale mogła zrobić sobie krzywdę upadając. Była taka delikatna... Sprawdził jej głowę ale wyczuł jedynie małego guza jednocześnie pozwalając palcom napawać się miękością jej włosów. O siniaki zapyta ją później. Teraz musi zabrać ją gdzieś gdzie będzie świerze powietrze. Wyjść z nią na dwur nie było by rozważnie, dziewczyna była lekko ubrana, mogła się zaziębić. Najbliższe okno znajdowało się w jego sypialni. Niewiele myśląc wziął dziewczynę na ręce i właściwie od razu tego pożałował - gdy jego twardy tors dotknął jej miękkiego ciała od razu zrobiło mu się gorąco, i nie była to w najmniejszym stopniu zasługa temperatury w pomieszczeniu - zawsze bylo tu o kilka stopni za mało.
Przeszedł z nią przez gabinet i nogą otworzył drzwi do sypialni. Położył ją na łóżku i różdżką otworzył okno. Uniusł lekko jej plecy podkładając pod głowę poduszkę. Dziewczyna poruszyła się i otworzyła niezbyt przytomnie oczy i spojrzała prosto na niego. Wyglądała cudownie z tymi włosami rozrzuconymi na poduszcze. Jego poduszcze. W jego łóżku. W jego sypialni. Nie mógł oderwac od niej wzorku choć jakaś część jego świadomości mówiła mu że powinien. Podniosła rękę i zaczęła zbliżać ją do jego twarzy. Co ona planuje? Przyłożyła swoją drobną delikatną dłoń do jego policzka, było to ledwie muśnięcie, ale sprawiło że pierwszy raz od 19lat Severus Snape poczuł całe stado latających mu w brzuchu motyli, a jego serce podskoczyło z radości.
Luna otworzyła oczy i rozejrzała się do okoła. Gdzie była? Co się stało? Była sama w czyjejś sypialni, a sądząc po wystroju była to sypialnia byłego nauczyciela eliksirów. Ale jak się tu znalazła? I gdzie był On?
- Profesorze Snape? - głos zabrzmiał nawet w jej uszach bardzo mizernie ale tamten chyba ją usłyszał bo wszedł do pokoju.
- Już się obudziłaś. Jak się czujesz?
- Jest mi trochę słabo ale ogólnie to dobrze. Co się stało profesorze?
- Zemdlałaś, ponieważ zamiast najpierw poczytać o eliksirze który będziesz robić od razu zabrałaś się do pracy. A jak byś głupia dziewucho przeczytała, to bys wiedziała że do 15min po wrzuceniu ostatniego składnika nie wolno nachylac się nad kociołkiem bo można zemdleć.
- Ależ profesorze, tego nie było w podręczniku który mi Pan dał...
- Cisza! Masz pij.
Dopiero teraz zauważyła że trzymał w ręku kubek z jakąś cieczą.
- Ależ profesorze, nic mi nie jest, naprawde nie..
- A czy ja się pytam?! Pij!
Posłusznie wzięła od niego kubek i wypiła do dna. Właściwie całkiem dobrze smakowało, a już po kilku minutach poczuła że wracają jej utracone siły. Uparł się żeby siedziała na jego łóżku jeszcze kilka chwil żeby doszła do siebie, i że odprowadzi ją do wieży. Wiedziała że protesty na nic się zdadzą więc posłusznie ruszyła za dyrektorem. Przechodząc przez salę spojrzała na ławkę przy której ważyła eliksir - była pusta.
- Profesorze, a co z eliksirem?
- Jest gotowy.
Resztę drogi przebyli w milczeniu.
Ginny siedziała koło Luny na obronie przed czarną magią. Dziś rano wyszła ze skrzydła szpitalnego co nagłym cudownym ozdrowieniu. Pielęgniarka chyba domyśliła się że gryfonce tak naprawdę nic nie doległo ale nie skomentowała tego. Te kilka dni w skrzydle szpitalnym cały jej szanse na spokojne przemyślenie tego co się wydarzyło, i postanowiła udawać że poprostu tamten wieczór nie miał miejsca. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Własciwie to było w miarę dobrze, dopóki go nie zobaczyła na śniadaniu. Gdy tylko weszła do Wielkiej Sali czuła na sobie jak jego ciemne oczy śledziły każdy jej krok, ale nie miała odwagi spojrzeć w stronę stołu nauczycielskiego. Neville z ulga przywitał przyjaciółkę (obawiał się już że to jakaś nowa, nieznana nikomu choroba której nie da się wyleczyć), a krukonka uśmiechnęła się tylko wyrozumiale. Jednak gdy przyszło wejść do sali w której urzędował Carrow tak łatwo już nie było - czuła się jak by jej ciało było przyciągane do jego ciała jak magnes. Miała ochotę podbiec i rzucić się na niego i wbić się w jego usta czując jednocześnie jego dłonie jak ściskają jej pośladki, i... Nie! Nic z tych rzeczy! To śmierciożerca, był obecny przy śmierci Dumbledore'a! Ze spuszczoną głową nawet na niego nie zerkając usiadła do ławki i od tamtej pory nawet nie podniosła głowy znad zeszytu w którym robiła notatki. Lekcja dobiegała już końca i na szczęście Amycus ani razu nic od niej nie chciał, nawet raz nie wypowiedział jej nazwiska. Właściwie to nawet nie wiedziała o czym mówią na lekcji - weźmie później od Luny notatki. Teraz musi się skupić na tym żeby udawać że Jego tu nie ma. Jak by z oddali usłyszała jeszcze że zadaje im jakąś pracę domową i wszyscy zaczęli się zbierać, co gryfonka przywitała z ulgą.
- Panno Weasley! - został jej do schowania już tylko kałamarz - Proszę zostać po lekcji na kilka chwil.
Ginny po raz pierwszy od ich pocałunku spojrzała prosto na niego.
- Ale profesorze...
- Powiedziałem.
Schowała kałamarz i została przy swojej ławce a w tym czasie reszta uczniów wychodziła z klasy, a nie którzy z nich rzucali jej pełne współczucia spojrzenia. Luna uścisnęła jej rękę pod ławką (pewnie już domyśliła się ze chodziło o Amycusa) i jako ostatnia opuściła salę zamykając za sobą drzwi. Ginny wiedziała że będzie na nią czekać zaraz za drzwiami.
- Podejdź do biurka. Nie będę krzyczeć na całą salę tylko po to żebyś ty jedna mnie usłyszała.
Więc domyślił się że Luna będzie czekała za drzwiami i nie chciał żeby słyszała ich rozmowę. Ginny też nie chciała żeby przyjaciółka dowiedziała się o tym w taki sposób, wstała więc zarzucając torbę na prawę ramię i podeszła do biurka.
- Tak, panie profesorze? - zmusiła się żeby spojrzeć mu w oczy.
- Czemu byłaś w skrzydle szpitalnym?
- Byłam chora profesorze. Mam zwolnienie od pani...
- Tak, wiem. Jednak nie wierze że rozchorowałaś się tak nagle.
- Choroba nie wybiera.
Spojrzał na nią z błyskiem w oku.
- Nie tylko choroba nie wybiera. Chcesz czy nie, wiem że to co wydarzyło się tamtego wieczoru podobało Ci się równie mocno jak i mi.
- Myli się Pan profesorze - starała się by jej głos zabrzmiał pewnie, jednak z jej ust wydobył się tylko cieniutki głosik.
- Kłamiesz. Oboje to wiemy. Pragniesz mnie równie mocno jak ja pragnę Ciebie. Nie ma najmniejszego sensu powstrzymywać tego co dzieje się między nami.
- Nie będę tego słuchać. Nic się między nami nie dzieje, nic nas nie łączy - i odwróciła się w stronę wyjścia. Nawet przez myśl jej nie przeszło że podejdzie do tej sprawy tak otwarcie.
- Wracaj tu Weasley, jeszcze nie skończyłem! - nie zatrzymała się, nawet nie obejrzała się za siebie - wiedziała że jak by to zrobiła to byłaby zgubiona. Gdy była już przy drzwiach to choć nie podniusł głosu usłyszała doskonale
- Kiedyś sama mnie poprosisz i to o więcej o pocałunek. Jeszcze się przekonasz.
Nacisnęła klamkę i wyszła z sali trzaskając za sobą drzwiami.
Luna nie czekała na nią pod drzwiami, a dopiero na końcu korytarza.
- Pomyślałam że nie chcielibyście żeby ktokolwiek Was słyszał więc odeszłam kawałek dalej.
- Luna, możemy spotkac się dziś o 20 w pokoju życzeń? Ale same.
- No pewnie.
To w Lunie lubiła - była cierpliwa. Każda inna chciałaby wiedzieć o co chodzi już z tym momencie. Ona wiedziała że nie wszystko musi być już tu i teraz.
Neville wkradł się z Anne do jednej ze szklarni i podziwiali wspólnie diabelskie sidła (w odpowiedniej odległości oczywiście) i trzymali się za ręce. Przez tych kilka dni w których udawali parę gryfon tak przyzwyczaił się do towarzystwa młodszej koleżanki że było dla niego całkiem naturalne że nawet teraz, kiedy nikt ich nie widział i tak trzymał ją za rękę. Dziewczyna była naprawdę urocza, miła a gdy się uśmiechała w jej lewym policzku pojawiał się śliczny dołeczek. Dokładnie taki jak teraz gdy opowiadał jej żart o czarodzieju który wplątał się w roślinę i próbował wydostać z niej. Uwielbiał patrzeć w jej roześmiane oczy które właśnie spojrzały prosto na niego. Jak zahipnotyzowany pochylił sie nad dziewczyną i pocałował jej dołeczek. Odsunął twarz od jej twarzy na kilka cali i spojrzał na oczy które były zamknięte. Nim zdąrzył cokolwiek pomyśleć znow nachylił się nad nią, tym razem całując usta. Było to ledwie muśnięcie, ale poczuł się jak nigdy dotąd. Nagle Luna została kimś całkowicie odległym, a wspomnienia gdy razem spędzali czas stały się jedynie dziecinną zabawą. Objął ją nie śmiało i znów musnął jej usta tym razem odważniej, czując że dziewczyna rozchyliła usta tym samym dając mu znak że odzwajemnia pocałunek. Smakował jej słodkich ust, gładził plecy. Po kilku minutach oderwali się od siebie zarumienieni, z wilgotnymi od delikatnych, nieśmiałych pocałunków i spojrzeli sobie w oczy, a Neville już wiedział. To była ta dziewczyna którą kochał. Jego dziewczyna.
Luna i Ginny siedziały na grubym dywaniew kolorach ich domów, a pomiędzy nimi leżał talerz na którym były ich ulubione czekoladowe ciastka i kubki z zimną już czekoladą - nic nie było tknięte a po między dziewczynami była cisza od dobrych kilku minut. Luna przyniosła z kuchni słodycze myśląc że zjedzą je sobie na spokojnie, a Ginny w tym czasie opowie jej co się stało, ale już po pierwszym zdaniu gryfonki "Całowałam się z Carrow'em" krukonka była w stanie tylko siedzieć w otwartymi ustami i słuchać przyjaciółki. Gdy ta skończyła opowiadać i wpatrywała się w blondynkę z obawą że jej nie zrozumie Luna przetrawiała to co usłyszała. Oczywiście wiedziała że między Carrow'em a gryfonką coś zaszło, ale pocałunek? Tego się nie spodziewała. Jeszcze większym szokiem było dla niej to że Ginny odwzajemniła ten pocałunek, choć widac było że jest to dla niej bardzo trudne i że nie daje sobie z tym zupełnie rady - nie ma co się dziwić. Choć gryfonka pewnie obawiała się potępienia ze strony przyjaciółki, ta nie była w stanie jej potępiać. Choć udała że nie pamięta tego jak dotknęła policzka dyrektora, to pamiętała to doskonale. I jedyne czego wtedy pragnęła to aby pochylił się nad nią i pocałował delikatnie i czule. Jak więc mogła nakrzyczeć na Ginny? Mimo że mężczyznami była wielka różnica, to w jednak obaj mieli na sumieniu te same rzeczy - zabijanie. Obaj zabijali i torturowali i sprawiało im to przyjemność, nawet jeśli nie teraz, to w przeszłości.
- Wiesz Ginny, nie bardzo wiem co Ci doradzić. Rozumiem że masz mętlik w głowie - ja też go mam pomyślała sobie - ale na twoim miejscu poprostu czekałabym jak sytuacja rozwinie sie dalej - sama staram się robić to samo - Wiem że to nie proste, ale myślę że na dzień dzisiejszy to najlepsze rozwiązanie.
- Wiem, ale brakuje mi cierpliwości którą masz w sobie. Obawiam się że stanie się to co on powiedział, że w desperacji przyjdę do niego i będę błagać o to żeby mnie dotknął. Kocham Harry'ego i tęsknie za nim, ale to co on ze mną zrobił... Z Harry'm nigdy tak nie było. Nigdy nie poczułam nawet połowy tego co z Carrow'em. I przeraża mnie to.
- Wiem kochana.
Zapadła cisza w trakcie której Luna zastanawiała się czy powiedzieć gryfonce o tym co było między nią a profesorem Snape'em. Ale właściwie co było? Nawet nie wiedziała czy czuł to samo co ona. Nie była to miłość o nie, na to było za wcześnie. Było to zauroczenie, silne, ale tylko zauroczenie. I miała nadzieję że szybko jej przejdzie. Ginny wzięła różdżkę i podgrzała im czekoladę. Wypiły ją i Luna spojrzała na zegarek który nosiła w kieszeni - zwykły, mugolski który dostała od matki na 9 urodziny i z którym nigdy się nie rozstawała. Dochodziła 23. Rzuciły na siebie zaklęcia kameleona (Luna dopiero zabierała się do ważenia eliksiru niewidzialności) i każda pogrążona we własnych myślach ruszyły do swoich wież.
piątek, 3 stycznia 2014
Rozdzał 15
Witajcie! Najmocniej Was przepraszam za to że nie złożyłam Wam nawet życzeń świątecznych ale popsuł mi się ruter i całe święta byłam bez internetu a później przygotowania do Sylwestra - sami rozumiecie i mam nadzieję że wybaczycie. A na ten nowy rok życzę Wam wszystkim dużo Szczęścia, Zdrowia, Pomyślości i weny oczywiście :) Wiem że sa błędy i postaram się je poprawić najszybciej jak się da ale dziś już nie mam siły. Miłego czytania!
--------------------------------------
Ginny weszła do sali tortur i widok który miała przed sobą całkowicie zwalił ją z nóg - w sali był jakiś puchon, z trzeciego roku o ile się nie myliła, który siedział na stole tak blady że prawie przezroczysty, a wszedzie wokoło niego było mustwo krwi - a stole, na podłodze, na chłopaka ubraniu. Dopiero po chwili dostrzegła w rogu sali człowieka który doprowadził chłopaka i salę do takiego stanu - stał i z uśmiechem patrzył na reakcje gryfoki. Krew w jej żyłach zawżała z gniewu - jak on mógł zrobić cos takiego? Przecież to jest barbarzyństwo!
- Możesz już iść Smith - na chłopaka twarzy pokazał się wyraz ulgi i nie ociągając się zszedł ze stołu a po chwili już go nie było.
- Nieładnie tak wchodzić nawet bez zwyczajego 'dobry wieczur' panno Weasley.
- Wcale nie jest dobry - patrzyła mu twardo w twarz widząc że prawdopodobnie to tylko pogorszy jej szlaban ale złość która ją ogarnęła nie pozwalała jej trzeźwo myśleć.
- Minus 10 punktów dla Gryffindoru. Jeszcze jedna taka odzywka a będzie wiecej.
Stał z założonymi na piersi rękami i świdrował ją swoimi ciemnymi oczami. Mierzyli się tak wzrokiem dobrych kilka minut.
- Dobra, koniec stania i patrzenia, bierz się za robotę panno Weasley - pachnął różdżką a pod ścianą pojawiło się wiadro z wodą i szmata - na dobry początek masz zetrzeć całą krew, ze stołu, podłogi, bez urzycia magii oczywiście.
Ginny wzięła się do roboty, i już po kilku minutach była cała mokra - zupełnie nie radziła sobie z myciem podłogi w mugolski sposób bez użycia mopa - całe spodnie od kolan były mokre od klęcznia, i bluzka ktura była trochę za luźna co rusz dotykała mokrej podłogi. Nawet nie chciała sobie wyobrażać jak wygląda taka umazana krwią i brudną wodą, zmachana. Chciała wziąść z twarzy kosmyk włosów który wydostał się jej koka i umazała sobie krwią pół czoła - wyglądała jak dzika amazonka, albo Bellatrix w szale zabijania na mugolską modłę. Gdy już podłoga i stół lśniły czystością podniosła się z kolan podpierając się o ścianę (chyba nigdy nie spędziła tyle czasu na klęczkach i nogi bolały ją niemiłosiernie), a jak już stanęła pewnie na nogach została przyciśnieta do ściany o którą się wcześniej podpierała, a jej usta zostały zgniecone w brutalnym pocałunku.
Amycus stał przy stole z narzędziami do mugolskich tortur i patrzył na klęczącą na kolach gryfonkę fantazjując że klęczy tak przed nim w zupełnie innym celu niż zmywanie podłogi. Po kilkunastu minutach podniosła się powoli z klęczek i odwruciła się delikatnie tak że mógł zobaczyć jej słodko umazaną od krwi twarz, mokrą przylegającą do ciała bluzkę pod którą rysował się koronkowy, delikatny staniczek, płaski brzuch i malutki pempuszek. Nim pomyślał co robi jego instynkt wziął górę i już trzymał nadgrastki dziewczyny w rękach przypierając ją do ściany i smakując jej ust. To że wziął ją z zaskoczenia podziałało na jego korzyść bo zamurowana otworzyła lekko usta co on szybko wykorzystał i wdarł się jezykiem do jej środka. Spodziewał się krzyku, szarpania się ale dziewczyna stała spokojnie. Zatracił się w niej całkowicie - drapieżnie wręcz całował jej słodziutkie niczym miód usta czując że jego podniecenie jest coraz większe. Puścił jej ręce i jedną dłoń położył na jej pasie i przysunął mocniej do siebie a drugą chwycił ją mocno za włosy i już po kilku sekundach wyczuł że dziewczyna odzwajemnia (!) jego pocałunki. Założyła mu ręce na szyje i rozpoczeła z nim walkę nad dominację - z zatraceninem równym jego na przemian podgryzali swoje wargi, ciągnęli się za włosy, drapali swoje rozgrzane do czerwoności skóry. Resztkami rozsądku stwierdził że nie może wziąść jej na tej zimej posadzce i powoli zaczął przesuwać się z nią w stronę drzwi do mieszkania jego i siostry kiedy nagle coś trzasło i usłyszał głos dobiegający z oddali
- Amyc...
Ginny odskoczyła od niego jak popażona i z szeroko otwartymi oczami patrzyła w stronę drzwi które były otwarte, a w ich progu stała jego siostra. Spojrzał szybko na gryfonkę która prezentowała się okropnie a jednocześnie mega seksowie - czerwone opuchnnięte od pocałunków usta, a wokoło ust skóra podrażninona od jego dwudniowego zarostu, potargane włosy które jeszcze przed chwilą okalały jego dłonie, a w jej oczach zobaczył strach z niedowierzeniem. Zakrył ją szybko swoim ciałem żeby siostra nie widziała w jakim jest stanie choć pewnie zdąrzyła co nie co zauważyć.
- Czy coś się stało siostro że wpadasz tu tak nagle bez pukania?
- A od kiedy to muszę pukać żeby wejść do zwykłej sali? - weszła do sali co wykorzystała gryfonka i szybko wybiegła z sali a Alecto spojrzała za nią i przeniosła wzrok na brata - co to miało być?
- A co, wzrok Ci Czarny Pan odebrał? - nie lubił gdy siostra mówiła do niego w ten sposób.
- Czyś Ty oszalał? Przecież to zdrajczyni krwi! W dodatku jak Czarny Pan się dowie co robisz zostaniesz ukarany! Doskonale wiesz że nie wolno nam nikogo napastować! Czarny Pan jest przyciwny wykorzystywaniu dziewcząt, wiesz doskonale jaki jest a mimo to podejmujesz takie ryzyko tylko po to żeby chwilę pomizgrzyć się z jakąś rudą małolatą?
- A skąd niby Czarny Pan się dowie? Powiesz mu?
- Ja nie, ale o Snape'ie bym tego nie mogła powiedzieć, cały czas Cię obserwuje, widzi jak patrzysz na tą Weasley na posiłkach, jak wodzisz za nią wzrokiem na korytarzach, on wie wszystko, może w Tobie czytać jak w otwartej księdze!
- To mój problem, poprostu zapomnij o tym co Tu widziałaś, to wszystko. A teraz chce pobyć sam więc bądź tak miła i wyjdź.
- Idę do siebie do pokoju, a Ty rób co chcesz, tylko wymarz mi z pamięci to co zobaczyłam, nie chce żebyś mnie pociągnął za sobą.
Amycus podniusł różdżkę i szepnął Obliviate zabierając siostrze z pamięci wydarzenia ostatnich kilku minut.
Luna siedziała przy stole domu lwa obserwując z Nevilem Ginny która dziś wyglądała wyjątkowo okropnie - ciemne cienie pod oczami która tylko pogłębiały bladość jej twarzy, wyjątkowo mocne zdenerwowanie i rozdrażnienie. Na każde pytanie odpowiadała warkiem, albo całkowicie udawała że go nie słyszy, siedziała wśród własnych myśli i jak by tylko mogła to wyrywałaby sobie włosy z głowy.
- Musimy porozmawiać. Chodźcie.
0deszła od stołu nie tknowszy nawet obiadu i ruszyła w stronę wyjścia sali a za nią szybko podąrzyli przyjaciele. Zatrzymała się dopiero przed Pokojem Życzeń nieobejrzawszy się nawet czy za nią idą. Przeszła wzdłuż ściany 3 razy i pojawiły się drzwi przez które weszli.
- Musimy wykraść Snape'owi miecz - powiedziała gdy tylko Neville zamknął za nimi drzwi i usiadła w jednym z trzech foteli stojących przed kominkiem.
- Ginny, przecież rozmawialiśmy o tym. Nie ma sensu ryzykować skoro i tak nie mamy nawet gdzie ukryć miecza. Przecież nie wyślesz go sową swoim rodzicom!
- Oj Luna, możemy przecież zmniejszyć go do takich rozmiarów że będzie wyglądać jak wykałaczka i nikt nawet nie pomyśli że może być w liście!
- Zapomiałaś że wyroby goblinów są odporne na jakiekolwiek zaklęcia? Nie można ich zmiejszyć, zwiększyć zaczarować żeby znikły! Jeśli nawet cudem uda nam się wykraść miecz to i tak nie mamy co z nim zrobić!
- Luna, jeśli nie chcesz mi pomuc to nie, dam sobie radę z Nevillem, jesteśmy gryfonami i odwaga jest naszą wiarą. Ty w tym czasie możesz sobie siedzieć u Snape'a na przykład.
- Nie chodzi o odwagę tylko o rozum! Robienie czegoś takiego bez żadnego planu jest czystym szaleństwem! Będziesz mieć miecz i co? Co z nim zrobisz? Powiesisz jako trofeum nad kominkiem w Pokoju Wpólnym?
- Czemu nie?! Każde miejsce jest lepsze niż gabinet tego starego śmierciożercy!
- Ginny ten plan jest samobójczy! Przemyśl to jeszcze raz, proszę Cię. Twoja rodzina i tak jest obserwowana przez cały czas, jestem pewna że nikt też do końca nie uwierzył w nagłą chorobę Rona. Jak teraz ktoś dowie się że ukradłaś miecz Snape'owi to wydasz wyrok nie tylko na siebie, ale też na całą swoją rodzinę! Dziewczyno, co się z Tobą dzieje że wogule nie myślisz?
- Ja nie myślę? Ja? Zgłupiałaś całkowicie przy tym nietoperzu, a może już przekabacił Cię na swoją stronę, co?! Teraz pewnie polecisz do niego i powiesz mu o naszych planach wykradzenia....
Gryfonka nie dokończyła bo delikatna dłoń krukonki wymierzyła jej siarczysty policzek. Ginny doknęła miejsca gdzie ręka zostawiła różowy ślad i spojrzała za przyjaciółką która właśnie wychodziła w Pokoju, i na przyjaciela który patrzył na scenę z niedowierzeniem.
Luna cały dzień czuła się okropnie przez tą sprzeczkę z Ginny, ale każdy przyznałby jej rację że tamta poprostu przesadziła. Jak mogła ją podejrzewać o coś takiego? Przez resztę dnia nie widziała ani Ginny ani Nevilla, a jej myśli wciąż krążyły wokół tego co się takiego wydarzyło że jej przyjaciółka osiągnęła taki stan psychiczny. Podejrzewała że to miało coś wspólnego z wczorajszym szlabanem, bo cóż innego mogłoby się stać? Chciała iść do niej, porozmawiać i dowiedzieć się co takiego się wydarzyło ale z drugiej strony jej duma jej na to nie pozwalała - do Ginny powinna przeprosić ją pierwsza za to wszystko co powiedziała. Weszła właśnie do swojego dormitorium i rzuciła się na łóżko marząc o gorącej kąpieli która pozwoliłaby jej choć na chwilę zapomnieć o wydarzeniach dzisiejszego dnia. Po kilku minutach zebrała się i poszła do łazienki na wymarzoną kąpiel a gdy wróciła na jej lóżku leżała mała karteczka na której widniały nakreślone znanym jej już charakterem pisma:
Obiecuję trzymać się z dala od Twojego umysłu.
Następnego dnia rano Luna postanowiła iść do Snape'a zapytać czy termin który ustatalili wstępnie wcześniej jest wciąż aktualny. Gargulec strzegący wejścia do gabienetu dyrektora poinformował ją uprzejmie że profesora tam nie ma, więc poszła w stronę lochów. Gdy już miała pukać w drzwi gabinetu w lochach usłyszała głosy że profesor nie jest tam sam.
- Wujku jesteś pewny że nic im nie grozi? - głos zdradzał zdenerwowanie jego własciciela.
- Draco, mówiłem Ci już że wszystko jest pod kontrolą. Czarny Pan co prawda jest bardzo zły na Lucjusza i trochę na Ciebie że nie udało Ci się zabiec Dumbledore'a ale fakt że wpuściłeś śmierciożerców do zamku mocno uratowała waszą sytuację. Na dzień dzisiejszy nie masz co się martwić, są bezpieczni, a gdy coś w tej materii ulegnie zmianie to będziesz pierwszym który się o tym dowie.
- Obiecujesz?
Luna zoriętowała się że za chwilę Draco wyjdzie więc schowała się za najbliższym filarem i poczekała aż kroki chłopaka ucichną i dopiero wtedy zapukała do drzwi.
- Wejść.
- Dzień dobry profesorze Snape.
Podniusł lekko zdziwiony wzrok znad papierów i obdarzył ją krótkim spojrzeniem po czym znów spojrzał w papiery.
- Dostałaś moją wiadomość Lovegood?
- Tak profesorze.
- Więc czego chcesz? Czy nie umówiliśmy się na piątek?
- Tak, ale...
- Zatem do widzenia w piątek o 18.
- Do zobaczenia profesorze. Miłego tygodnia.
Ale profesor już nie odpowiedział, machną tylko od niechcenia ręką dając jej tym samym do zrozumienia że ma już sobie iść.
Ginny siedziała w swoim dormitorium i od dobrych 2 godzin nie odrywała wzroku od okna. Wczoraj po południu po kłutni z Luną uświadomiła sobie że dziś ma lekcje z Carrow'em - wiedziała że kiedyś będzie musiała stanąć z piekielnym rodzeństwem twarzą w twarz, ale puki co nie była na to jeszcze gotowa. Wysłała więc sowę do Freda i Georga z proźbą o jakieś silne tabletki powodujące że gorączka jej nie opuści przynajmniej 2-3dni a jednocześnie pozwalające jej zachować przytomność umysłu tak żeby mogła zastanowić się nad tym wszystkim co wydarzyło się tamtego dnia na szlabanie. Czuła wstręt sama do siebie za to że odwzajemniła pocałunek tego śmierciożercy, ale nie to było najgorsze. Najgorsze jest to, że wciąż czuła jego usta na swoich, że na najmniejsze wspomnienie jego silnych ramion którymi przyciągnął ją do siebie, gorącego języka penetrującego namiętnie jej usta czuła że podniecenie które czuła w tamtej chwili wraca. Tamten pocałunek nie był oczywiście jej pierwszym - prędzej całowała się z Dean'em, z Harry'm. Pocałunki Dean'a były takie... mokre. Ślinił się jak Ron na widok półmiska pieczonych udek z kurczaka, i było to poprostu obrzydliwe. Harry natomiast całował ją bardzo nieśmiale, jak by bał się że mocniejszą pieszczotą zrobi jej krzywdę, i nawet gdy tamten jeden jedyny raz w noc przed jej 16 urodzinami kochali się nie czuła takiej namiętności. A On.... On był pierwszym który pocałował ją nie jak śliniaka, ani nie jak porcelanową lalkę ale jak kobietę. Uśmiechnęła się do wspomnienia tego pocałunku, niedokońca świadomie dotknęła miejsca na karku gdzie jego paznokcie wbiły się w jej skórę pozostawiając na niej ślad malutkiego półksiężyca. Na krótką chwilę pozwoliła sobie zatracić się we wspomnieniu, a gdy poczuła uścisk w brzuchu świadczący że znów jest podniecona znów poczuła obrzydzenie do siebie i w jej oczach pojawiły się łzy. Nie wiedziała ile łez wylała już w ciągu tych nie całych dwuch dni ale nie miała już sił płakać. W pierwszej chwili koniecznie chciała czymś zająć myśli żeby nie myśleć o tamtym incydencie no i pierwsze co przyszło jej do głowy do wykraść miecz. Żałowała bardzo tego co powiedziała Lunie i wiedziała że przyjaciołka miała rację, ale była już w takim stanie psychicznym że nie panowała nad tym co mówi. Wiedziała że powinna ją przeprosić ale jakoś nie mogła się zebrać teraz w sobie na rozmowę z kimkolwiek. Obtarła łzy które spłynęły jej po policzkach rękawem piżamy którą na sobie miała i gdy zerknęła ponownie w okno ujrzała ciemną plamę na jasno szarym niebie która dość szybko okazała się być sową bliźniaków. Ginny uśmiechnęła się - na dwuch jednakowych braci zawsze mogła polegać. Wpuściła sowę do środka, odpakowała paczkę którą przysłali jej bracia rzuciwszy wpierw okiem na list w którym były rady dotyczące stosowania i połknęła pierwszą dawkę.
- Luna! Luna poczekaj!
Krukonka odwruciła się i zobaczyła przyjaciela który biegł za nią korytarzem prowadzącym do Wielkiej Sali. Zatrzymała się i poczekała na Nevilla który wydawał się czymś okropnie zdenerwowany.
- Neville, co się stało?
- Ginny, jest w skrzydle szpitalnym.
Luna wybauszyła oczy na zasapanego Nevilla
- Co? Co się stało?
- Niewiem, zeszła do pokoju wpólnego, czekałem na nią z Anne bo mieliśmy iść razem na śniadanie, wyglądała jeszcze gorzej niż wczoraj, a przy wyjściu z wierzy zemdlała, była okropnie rozpalona. Wezwaliśmy pielęgniarkę, ta zabrała ją do skrzydła szpitalnego.
Już w połowie opowiadania Nevilla dziewczyna ruszyła do przyjaciółki. Pal licho z jej fochem na gryfonkę - musi być teraz przy niej. Gdy tylko otworzyła drzwi sali chorych od razu zauważyła przyjaciółkę ale oczywiście pielęgniarka musiała jak zawsze ich zatrzymać.
- Moi drodzy, ta dziecina potrzebuje ciszy i spokoju, przyjdźcie jutro...
- Pani Popy, proszę dać mi porozmawiać nimi chwilę - to ruda podniosła się na łóżku i złożyła proźbę. Pielęgniarka niezbyt zadowolona pocmokała i po dłuższej chwili pozwoliła wejść, ale tylko jednemu i tylko na 5min. Ginny wybrała krukonkę. Gdy tylko drzwi za Nevillem i pielęgniarką zamknęły się w sali zaległa cisza. Luna powoli podeszła do łóżka przyjaciółki i usiadła na stołku obok.
- Luna, ja....
- Wiem. Ja też Cię przepraszam.
Kolejna chwila ciszy w której krukonka trzymała za rękę gryfonkę.
- Ginny, wiesz że możesz mi wszystko powiedzieć?
- Wiem, ale najpierw sama muszę sobie to poukładać w głowie.
Kolejna chwila ciszy.
- Co Ci się stało? Pielęgniarka wie od czego zemdlałaś i skąd ta gorączka?
- Nie... - ruda lekko się zaczerwieniła co blondynka od razu zauważyła.
- A ty wiesz?
- Wiem... Przejdzie mi jak tylko przemyśle wszystko a na to potrzebuje kilka dni.
- Fred i George?
Ginny uśmiechnęła się mimo parszywego humoru
- Tak.
Krukonka posiedziała jeszcze kilka chwil trzymając przyjaciółkę za rękę a gdy przyszła pielęgniarka wyszła z obietnicą przyjścia następnego dnia.
--------------------------------------
Ginny weszła do sali tortur i widok który miała przed sobą całkowicie zwalił ją z nóg - w sali był jakiś puchon, z trzeciego roku o ile się nie myliła, który siedział na stole tak blady że prawie przezroczysty, a wszedzie wokoło niego było mustwo krwi - a stole, na podłodze, na chłopaka ubraniu. Dopiero po chwili dostrzegła w rogu sali człowieka który doprowadził chłopaka i salę do takiego stanu - stał i z uśmiechem patrzył na reakcje gryfoki. Krew w jej żyłach zawżała z gniewu - jak on mógł zrobić cos takiego? Przecież to jest barbarzyństwo!
- Możesz już iść Smith - na chłopaka twarzy pokazał się wyraz ulgi i nie ociągając się zszedł ze stołu a po chwili już go nie było.
- Nieładnie tak wchodzić nawet bez zwyczajego 'dobry wieczur' panno Weasley.
- Wcale nie jest dobry - patrzyła mu twardo w twarz widząc że prawdopodobnie to tylko pogorszy jej szlaban ale złość która ją ogarnęła nie pozwalała jej trzeźwo myśleć.
- Minus 10 punktów dla Gryffindoru. Jeszcze jedna taka odzywka a będzie wiecej.
Stał z założonymi na piersi rękami i świdrował ją swoimi ciemnymi oczami. Mierzyli się tak wzrokiem dobrych kilka minut.
- Dobra, koniec stania i patrzenia, bierz się za robotę panno Weasley - pachnął różdżką a pod ścianą pojawiło się wiadro z wodą i szmata - na dobry początek masz zetrzeć całą krew, ze stołu, podłogi, bez urzycia magii oczywiście.
Ginny wzięła się do roboty, i już po kilku minutach była cała mokra - zupełnie nie radziła sobie z myciem podłogi w mugolski sposób bez użycia mopa - całe spodnie od kolan były mokre od klęcznia, i bluzka ktura była trochę za luźna co rusz dotykała mokrej podłogi. Nawet nie chciała sobie wyobrażać jak wygląda taka umazana krwią i brudną wodą, zmachana. Chciała wziąść z twarzy kosmyk włosów który wydostał się jej koka i umazała sobie krwią pół czoła - wyglądała jak dzika amazonka, albo Bellatrix w szale zabijania na mugolską modłę. Gdy już podłoga i stół lśniły czystością podniosła się z kolan podpierając się o ścianę (chyba nigdy nie spędziła tyle czasu na klęczkach i nogi bolały ją niemiłosiernie), a jak już stanęła pewnie na nogach została przyciśnieta do ściany o którą się wcześniej podpierała, a jej usta zostały zgniecone w brutalnym pocałunku.
Amycus stał przy stole z narzędziami do mugolskich tortur i patrzył na klęczącą na kolach gryfonkę fantazjując że klęczy tak przed nim w zupełnie innym celu niż zmywanie podłogi. Po kilkunastu minutach podniosła się powoli z klęczek i odwruciła się delikatnie tak że mógł zobaczyć jej słodko umazaną od krwi twarz, mokrą przylegającą do ciała bluzkę pod którą rysował się koronkowy, delikatny staniczek, płaski brzuch i malutki pempuszek. Nim pomyślał co robi jego instynkt wziął górę i już trzymał nadgrastki dziewczyny w rękach przypierając ją do ściany i smakując jej ust. To że wziął ją z zaskoczenia podziałało na jego korzyść bo zamurowana otworzyła lekko usta co on szybko wykorzystał i wdarł się jezykiem do jej środka. Spodziewał się krzyku, szarpania się ale dziewczyna stała spokojnie. Zatracił się w niej całkowicie - drapieżnie wręcz całował jej słodziutkie niczym miód usta czując że jego podniecenie jest coraz większe. Puścił jej ręce i jedną dłoń położył na jej pasie i przysunął mocniej do siebie a drugą chwycił ją mocno za włosy i już po kilku sekundach wyczuł że dziewczyna odzwajemnia (!) jego pocałunki. Założyła mu ręce na szyje i rozpoczeła z nim walkę nad dominację - z zatraceninem równym jego na przemian podgryzali swoje wargi, ciągnęli się za włosy, drapali swoje rozgrzane do czerwoności skóry. Resztkami rozsądku stwierdził że nie może wziąść jej na tej zimej posadzce i powoli zaczął przesuwać się z nią w stronę drzwi do mieszkania jego i siostry kiedy nagle coś trzasło i usłyszał głos dobiegający z oddali
- Amyc...
Ginny odskoczyła od niego jak popażona i z szeroko otwartymi oczami patrzyła w stronę drzwi które były otwarte, a w ich progu stała jego siostra. Spojrzał szybko na gryfonkę która prezentowała się okropnie a jednocześnie mega seksowie - czerwone opuchnnięte od pocałunków usta, a wokoło ust skóra podrażninona od jego dwudniowego zarostu, potargane włosy które jeszcze przed chwilą okalały jego dłonie, a w jej oczach zobaczył strach z niedowierzeniem. Zakrył ją szybko swoim ciałem żeby siostra nie widziała w jakim jest stanie choć pewnie zdąrzyła co nie co zauważyć.
- Czy coś się stało siostro że wpadasz tu tak nagle bez pukania?
- A od kiedy to muszę pukać żeby wejść do zwykłej sali? - weszła do sali co wykorzystała gryfonka i szybko wybiegła z sali a Alecto spojrzała za nią i przeniosła wzrok na brata - co to miało być?
- A co, wzrok Ci Czarny Pan odebrał? - nie lubił gdy siostra mówiła do niego w ten sposób.
- Czyś Ty oszalał? Przecież to zdrajczyni krwi! W dodatku jak Czarny Pan się dowie co robisz zostaniesz ukarany! Doskonale wiesz że nie wolno nam nikogo napastować! Czarny Pan jest przyciwny wykorzystywaniu dziewcząt, wiesz doskonale jaki jest a mimo to podejmujesz takie ryzyko tylko po to żeby chwilę pomizgrzyć się z jakąś rudą małolatą?
- A skąd niby Czarny Pan się dowie? Powiesz mu?
- Ja nie, ale o Snape'ie bym tego nie mogła powiedzieć, cały czas Cię obserwuje, widzi jak patrzysz na tą Weasley na posiłkach, jak wodzisz za nią wzrokiem na korytarzach, on wie wszystko, może w Tobie czytać jak w otwartej księdze!
- To mój problem, poprostu zapomnij o tym co Tu widziałaś, to wszystko. A teraz chce pobyć sam więc bądź tak miła i wyjdź.
- Idę do siebie do pokoju, a Ty rób co chcesz, tylko wymarz mi z pamięci to co zobaczyłam, nie chce żebyś mnie pociągnął za sobą.
Amycus podniusł różdżkę i szepnął Obliviate zabierając siostrze z pamięci wydarzenia ostatnich kilku minut.
Luna siedziała przy stole domu lwa obserwując z Nevilem Ginny która dziś wyglądała wyjątkowo okropnie - ciemne cienie pod oczami która tylko pogłębiały bladość jej twarzy, wyjątkowo mocne zdenerwowanie i rozdrażnienie. Na każde pytanie odpowiadała warkiem, albo całkowicie udawała że go nie słyszy, siedziała wśród własnych myśli i jak by tylko mogła to wyrywałaby sobie włosy z głowy.
- Musimy porozmawiać. Chodźcie.
0deszła od stołu nie tknowszy nawet obiadu i ruszyła w stronę wyjścia sali a za nią szybko podąrzyli przyjaciele. Zatrzymała się dopiero przed Pokojem Życzeń nieobejrzawszy się nawet czy za nią idą. Przeszła wzdłuż ściany 3 razy i pojawiły się drzwi przez które weszli.
- Musimy wykraść Snape'owi miecz - powiedziała gdy tylko Neville zamknął za nimi drzwi i usiadła w jednym z trzech foteli stojących przed kominkiem.
- Ginny, przecież rozmawialiśmy o tym. Nie ma sensu ryzykować skoro i tak nie mamy nawet gdzie ukryć miecza. Przecież nie wyślesz go sową swoim rodzicom!
- Oj Luna, możemy przecież zmniejszyć go do takich rozmiarów że będzie wyglądać jak wykałaczka i nikt nawet nie pomyśli że może być w liście!
- Zapomiałaś że wyroby goblinów są odporne na jakiekolwiek zaklęcia? Nie można ich zmiejszyć, zwiększyć zaczarować żeby znikły! Jeśli nawet cudem uda nam się wykraść miecz to i tak nie mamy co z nim zrobić!
- Luna, jeśli nie chcesz mi pomuc to nie, dam sobie radę z Nevillem, jesteśmy gryfonami i odwaga jest naszą wiarą. Ty w tym czasie możesz sobie siedzieć u Snape'a na przykład.
- Nie chodzi o odwagę tylko o rozum! Robienie czegoś takiego bez żadnego planu jest czystym szaleństwem! Będziesz mieć miecz i co? Co z nim zrobisz? Powiesisz jako trofeum nad kominkiem w Pokoju Wpólnym?
- Czemu nie?! Każde miejsce jest lepsze niż gabinet tego starego śmierciożercy!
- Ginny ten plan jest samobójczy! Przemyśl to jeszcze raz, proszę Cię. Twoja rodzina i tak jest obserwowana przez cały czas, jestem pewna że nikt też do końca nie uwierzył w nagłą chorobę Rona. Jak teraz ktoś dowie się że ukradłaś miecz Snape'owi to wydasz wyrok nie tylko na siebie, ale też na całą swoją rodzinę! Dziewczyno, co się z Tobą dzieje że wogule nie myślisz?
- Ja nie myślę? Ja? Zgłupiałaś całkowicie przy tym nietoperzu, a może już przekabacił Cię na swoją stronę, co?! Teraz pewnie polecisz do niego i powiesz mu o naszych planach wykradzenia....
Gryfonka nie dokończyła bo delikatna dłoń krukonki wymierzyła jej siarczysty policzek. Ginny doknęła miejsca gdzie ręka zostawiła różowy ślad i spojrzała za przyjaciółką która właśnie wychodziła w Pokoju, i na przyjaciela który patrzył na scenę z niedowierzeniem.
Luna cały dzień czuła się okropnie przez tą sprzeczkę z Ginny, ale każdy przyznałby jej rację że tamta poprostu przesadziła. Jak mogła ją podejrzewać o coś takiego? Przez resztę dnia nie widziała ani Ginny ani Nevilla, a jej myśli wciąż krążyły wokół tego co się takiego wydarzyło że jej przyjaciółka osiągnęła taki stan psychiczny. Podejrzewała że to miało coś wspólnego z wczorajszym szlabanem, bo cóż innego mogłoby się stać? Chciała iść do niej, porozmawiać i dowiedzieć się co takiego się wydarzyło ale z drugiej strony jej duma jej na to nie pozwalała - do Ginny powinna przeprosić ją pierwsza za to wszystko co powiedziała. Weszła właśnie do swojego dormitorium i rzuciła się na łóżko marząc o gorącej kąpieli która pozwoliłaby jej choć na chwilę zapomnieć o wydarzeniach dzisiejszego dnia. Po kilku minutach zebrała się i poszła do łazienki na wymarzoną kąpiel a gdy wróciła na jej lóżku leżała mała karteczka na której widniały nakreślone znanym jej już charakterem pisma:
Obiecuję trzymać się z dala od Twojego umysłu.
Następnego dnia rano Luna postanowiła iść do Snape'a zapytać czy termin który ustatalili wstępnie wcześniej jest wciąż aktualny. Gargulec strzegący wejścia do gabienetu dyrektora poinformował ją uprzejmie że profesora tam nie ma, więc poszła w stronę lochów. Gdy już miała pukać w drzwi gabinetu w lochach usłyszała głosy że profesor nie jest tam sam.
- Wujku jesteś pewny że nic im nie grozi? - głos zdradzał zdenerwowanie jego własciciela.
- Draco, mówiłem Ci już że wszystko jest pod kontrolą. Czarny Pan co prawda jest bardzo zły na Lucjusza i trochę na Ciebie że nie udało Ci się zabiec Dumbledore'a ale fakt że wpuściłeś śmierciożerców do zamku mocno uratowała waszą sytuację. Na dzień dzisiejszy nie masz co się martwić, są bezpieczni, a gdy coś w tej materii ulegnie zmianie to będziesz pierwszym który się o tym dowie.
- Obiecujesz?
Luna zoriętowała się że za chwilę Draco wyjdzie więc schowała się za najbliższym filarem i poczekała aż kroki chłopaka ucichną i dopiero wtedy zapukała do drzwi.
- Wejść.
- Dzień dobry profesorze Snape.
Podniusł lekko zdziwiony wzrok znad papierów i obdarzył ją krótkim spojrzeniem po czym znów spojrzał w papiery.
- Dostałaś moją wiadomość Lovegood?
- Tak profesorze.
- Więc czego chcesz? Czy nie umówiliśmy się na piątek?
- Tak, ale...
- Zatem do widzenia w piątek o 18.
- Do zobaczenia profesorze. Miłego tygodnia.
Ale profesor już nie odpowiedział, machną tylko od niechcenia ręką dając jej tym samym do zrozumienia że ma już sobie iść.
Ginny siedziała w swoim dormitorium i od dobrych 2 godzin nie odrywała wzroku od okna. Wczoraj po południu po kłutni z Luną uświadomiła sobie że dziś ma lekcje z Carrow'em - wiedziała że kiedyś będzie musiała stanąć z piekielnym rodzeństwem twarzą w twarz, ale puki co nie była na to jeszcze gotowa. Wysłała więc sowę do Freda i Georga z proźbą o jakieś silne tabletki powodujące że gorączka jej nie opuści przynajmniej 2-3dni a jednocześnie pozwalające jej zachować przytomność umysłu tak żeby mogła zastanowić się nad tym wszystkim co wydarzyło się tamtego dnia na szlabanie. Czuła wstręt sama do siebie za to że odwzajemniła pocałunek tego śmierciożercy, ale nie to było najgorsze. Najgorsze jest to, że wciąż czuła jego usta na swoich, że na najmniejsze wspomnienie jego silnych ramion którymi przyciągnął ją do siebie, gorącego języka penetrującego namiętnie jej usta czuła że podniecenie które czuła w tamtej chwili wraca. Tamten pocałunek nie był oczywiście jej pierwszym - prędzej całowała się z Dean'em, z Harry'm. Pocałunki Dean'a były takie... mokre. Ślinił się jak Ron na widok półmiska pieczonych udek z kurczaka, i było to poprostu obrzydliwe. Harry natomiast całował ją bardzo nieśmiale, jak by bał się że mocniejszą pieszczotą zrobi jej krzywdę, i nawet gdy tamten jeden jedyny raz w noc przed jej 16 urodzinami kochali się nie czuła takiej namiętności. A On.... On był pierwszym który pocałował ją nie jak śliniaka, ani nie jak porcelanową lalkę ale jak kobietę. Uśmiechnęła się do wspomnienia tego pocałunku, niedokońca świadomie dotknęła miejsca na karku gdzie jego paznokcie wbiły się w jej skórę pozostawiając na niej ślad malutkiego półksiężyca. Na krótką chwilę pozwoliła sobie zatracić się we wspomnieniu, a gdy poczuła uścisk w brzuchu świadczący że znów jest podniecona znów poczuła obrzydzenie do siebie i w jej oczach pojawiły się łzy. Nie wiedziała ile łez wylała już w ciągu tych nie całych dwuch dni ale nie miała już sił płakać. W pierwszej chwili koniecznie chciała czymś zająć myśli żeby nie myśleć o tamtym incydencie no i pierwsze co przyszło jej do głowy do wykraść miecz. Żałowała bardzo tego co powiedziała Lunie i wiedziała że przyjaciołka miała rację, ale była już w takim stanie psychicznym że nie panowała nad tym co mówi. Wiedziała że powinna ją przeprosić ale jakoś nie mogła się zebrać teraz w sobie na rozmowę z kimkolwiek. Obtarła łzy które spłynęły jej po policzkach rękawem piżamy którą na sobie miała i gdy zerknęła ponownie w okno ujrzała ciemną plamę na jasno szarym niebie która dość szybko okazała się być sową bliźniaków. Ginny uśmiechnęła się - na dwuch jednakowych braci zawsze mogła polegać. Wpuściła sowę do środka, odpakowała paczkę którą przysłali jej bracia rzuciwszy wpierw okiem na list w którym były rady dotyczące stosowania i połknęła pierwszą dawkę.
- Luna! Luna poczekaj!
Krukonka odwruciła się i zobaczyła przyjaciela który biegł za nią korytarzem prowadzącym do Wielkiej Sali. Zatrzymała się i poczekała na Nevilla który wydawał się czymś okropnie zdenerwowany.
- Neville, co się stało?
- Ginny, jest w skrzydle szpitalnym.
Luna wybauszyła oczy na zasapanego Nevilla
- Co? Co się stało?
- Niewiem, zeszła do pokoju wpólnego, czekałem na nią z Anne bo mieliśmy iść razem na śniadanie, wyglądała jeszcze gorzej niż wczoraj, a przy wyjściu z wierzy zemdlała, była okropnie rozpalona. Wezwaliśmy pielęgniarkę, ta zabrała ją do skrzydła szpitalnego.
Już w połowie opowiadania Nevilla dziewczyna ruszyła do przyjaciółki. Pal licho z jej fochem na gryfonkę - musi być teraz przy niej. Gdy tylko otworzyła drzwi sali chorych od razu zauważyła przyjaciółkę ale oczywiście pielęgniarka musiała jak zawsze ich zatrzymać.
- Moi drodzy, ta dziecina potrzebuje ciszy i spokoju, przyjdźcie jutro...
- Pani Popy, proszę dać mi porozmawiać nimi chwilę - to ruda podniosła się na łóżku i złożyła proźbę. Pielęgniarka niezbyt zadowolona pocmokała i po dłuższej chwili pozwoliła wejść, ale tylko jednemu i tylko na 5min. Ginny wybrała krukonkę. Gdy tylko drzwi za Nevillem i pielęgniarką zamknęły się w sali zaległa cisza. Luna powoli podeszła do łóżka przyjaciółki i usiadła na stołku obok.
- Luna, ja....
- Wiem. Ja też Cię przepraszam.
Kolejna chwila ciszy w której krukonka trzymała za rękę gryfonkę.
- Ginny, wiesz że możesz mi wszystko powiedzieć?
- Wiem, ale najpierw sama muszę sobie to poukładać w głowie.
Kolejna chwila ciszy.
- Co Ci się stało? Pielęgniarka wie od czego zemdlałaś i skąd ta gorączka?
- Nie... - ruda lekko się zaczerwieniła co blondynka od razu zauważyła.
- A ty wiesz?
- Wiem... Przejdzie mi jak tylko przemyśle wszystko a na to potrzebuje kilka dni.
- Fred i George?
Ginny uśmiechnęła się mimo parszywego humoru
- Tak.
Krukonka posiedziała jeszcze kilka chwil trzymając przyjaciółkę za rękę a gdy przyszła pielęgniarka wyszła z obietnicą przyjścia następnego dnia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)