Witajcie!
Rozdział co prawda krótki ale myślę że w miarę ciekawy. Pamiętam że obiecałam Wam miniaturkę gdy będzie więcej niż 800 wyświetleń i dotrzymam słowa - już dziś biorę się za miniaturkę - Luna i Lucjusz - myślę że tego jeszcze nie było :) Chciałam też ogłosić że szukam Bety, choć ten rozdział starałam się wstawić bez błędów, kilkakrotnie go sprawdzałam ale na pewno coś przeoczyłam - jak to ja.
Wogóle ostatnio czytałam Dary Anioła, pierwsze trzy tomy. Ogólnie mi się podobało, ale jakoś nie mam serca zacząć kolejnej części - mam narazie dość demonów i kazirodztwa :P Ale ogólnie polecam z całego serca.
Buziaczki
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Luna była już od dobrej godzinie w sali do eliksirów i pod nadzorem profesora Snape'a ważyła eliksir wiggenowy. Dodała już śluz gumochłona i płatki ciemiernika, została tylko kora drzewa Wiggen, a później pół godziny na małym ogniu i eliksir uzdrawiający będzie gotowy. Kątem oka Luna obserwowała swojego profesora. Dziś był w wyjątkowo dobrym humorze, krzyknął na nią tylko raz gdy od złej strony zaczęła ściągać śluz z gumochłona, i nie odjął jej żadnych punktów - jak na postrach wszystkich uczniów to prawdziwy cud. Pochyliła się właśnie aby troszę zwiększyć ogień zanim doda ostatni składnik gdy wyczuła że profesor stoi tuż za jej plecami. Spojrzała delikatnie przez ramię i uniosła głowę by spojrzeć w jego twarz która za każdym razem gdy w nią spoglądała wydawała się być coraz bardziej męska i pociągająca, a oczy choć zimne sprawiały że robiło jej się gorąco. Patrzył w kociołek a jego mina jak zawsze niczego nie zdradzała. Trwało to chwilę aż wkońcu się odezwała
- I jak profesorze? Dobrze mi idzie?
Przeniósł czarne oczy na nią.
- Szału nie ma ale od wielkiej biedy może być. Mam nadzieje że pomoże chociaż na skaleczenie przy obieraniu ziemniaków.
Odwrócił się i poszedł w stronę biurka przy którym usiadł i znów zanurzył się w papierach. Ciekawe co to za ważne dokumenty. Wygląda jak ci mugolscy Ministrowie których widziała w a'la magicznych pudełkach gdy czasami jako dziecko zaglądała do domów mugoli. Oni też siedzieli tak zapatrzeni w papiery i udali. Luna wzruszyła ramionami. Co ją obchodzi co on robi.
- Co to za wzruszanie ramionami nad kociołkiem w którym waży się eliksir? A jak jakieś włókno z Twojej szaty wpadnie do środka? Będziesz musiała zaczynać od nowa.
- Przepraszam profesorze.
Właściwie to nie miała nic przeciwko żeby zacząć od nowa - miałaby więcej czasu na obserwowanie dyrektora, jak jego ręce pieszczą piuro które trzyma w ręku, jak idzie a jego szata powiewa za nim nadając mu mroczności, jego włosy które opadają mu na twarz gdy nachyla się nad biurkiem.
- LOVEGOOD!
Krukonka podskoczyła.
- Przepraszam profesorze, mugłby Pan powtórzyć?
- A czy nie rozumiesz za pierwszym razem? Czemu ciągle muszę się powtarzać? Zupełnie jak do Parkinson odkąd jest zakochana w Draconie!!
Luna zrobiła więlkie oczy. Zakochana? Czy on oszalał? Nie była zakochana! Lubiła profesora, ale zakochana na pewno nie była. Na szczęście ten nie zauważył emocji które pokazały się na jej twarzy.
- O czym myślałaś?
- Kiedy? - po jej głowie wciąż chodziło słowo "zakochana".
- Boże, nie mogłeś znaleść dla mnie innej kary za moje grzechy?! O czym myślałaś gdy wzruszałaś ramionami!
- O niczym specialnym. Tak o wszystkim i niczym.
Zapadła chwila ciszy przerywana tylko bulgotaniem w kociołku.
- O jakich grzechach Pan mówił?
- O tym że jeszcze Cię nie zabiłem. Moim świętym obowiązkiem jest pozbywanie się głupców z tego świata. A teraz zajmij się eliksirem. Nie uważasz że już czas na korę?
Luna zajrzała w kociołek. Profesor miał rację. Powoli dodawała ostatni składnik delikatnie mieszając w stronę przeciwną do wskazuwek zegara. Gdy skończyła wpatrywała sie w bulgoczącą ciecz i czerwoną parę unoszącą się nad kociołkiem. Po kilku sekundach przed oczami zaczęły pojawiać jej się czarne plamy, i nim zdąrzyła cokolwiek pomyśleć porwała ją całkowita ciemność.
Severus siedział za biurkiem i skupia się na tym aby nie zerkać ciagle na dziewczynę znajdującą się w tym samym pomieszczeniu co było dość ciężkim zadaniem zważając na to że kosmyki włosów które opadły na jej alabastrowy kark, biodra które kołysały się delikatnie pod wpływem każdego jej ruchu, różowe usta, wilgotne i lekko rozchylone.... Nie! Musi przestać o niej jak o kobiecie bo niebawem będzie miał zboczone myśli jak Carrow o tej rudej Weasley. Chociaż on nie wie co było w rudej gryfonce. Brakowało jej delikatności którą posiadała krukonka, i srebrnych oczu, i tych malutkich dłoni i... Z zamyślenia wyrwał go dzwięk upadającego ciała. Poderwał się w mgnieniu oka i doskoczył do leżącej na podłodze dziewczyny. Jak mógł być tak głupi! Zupełnie zapomniał powiedzieć jej żeby nie pochylała się nad kociołkiem przynajmniej 15 min po dodaniu korzenia drzewa Weggen! Co prawda to tylko omdlenie i trochę świerzego powietrza jej wystarczy ale mogła zrobić sobie krzywdę upadając. Była taka delikatna... Sprawdził jej głowę ale wyczuł jedynie małego guza jednocześnie pozwalając palcom napawać się miękością jej włosów. O siniaki zapyta ją później. Teraz musi zabrać ją gdzieś gdzie będzie świerze powietrze. Wyjść z nią na dwur nie było by rozważnie, dziewczyna była lekko ubrana, mogła się zaziębić. Najbliższe okno znajdowało się w jego sypialni. Niewiele myśląc wziął dziewczynę na ręce i właściwie od razu tego pożałował - gdy jego twardy tors dotknął jej miękkiego ciała od razu zrobiło mu się gorąco, i nie była to w najmniejszym stopniu zasługa temperatury w pomieszczeniu - zawsze bylo tu o kilka stopni za mało.
Przeszedł z nią przez gabinet i nogą otworzył drzwi do sypialni. Położył ją na łóżku i różdżką otworzył okno. Uniusł lekko jej plecy podkładając pod głowę poduszkę. Dziewczyna poruszyła się i otworzyła niezbyt przytomnie oczy i spojrzała prosto na niego. Wyglądała cudownie z tymi włosami rozrzuconymi na poduszcze. Jego poduszcze. W jego łóżku. W jego sypialni. Nie mógł oderwac od niej wzorku choć jakaś część jego świadomości mówiła mu że powinien. Podniosła rękę i zaczęła zbliżać ją do jego twarzy. Co ona planuje? Przyłożyła swoją drobną delikatną dłoń do jego policzka, było to ledwie muśnięcie, ale sprawiło że pierwszy raz od 19lat Severus Snape poczuł całe stado latających mu w brzuchu motyli, a jego serce podskoczyło z radości.
Luna otworzyła oczy i rozejrzała się do okoła. Gdzie była? Co się stało? Była sama w czyjejś sypialni, a sądząc po wystroju była to sypialnia byłego nauczyciela eliksirów. Ale jak się tu znalazła? I gdzie był On?
- Profesorze Snape? - głos zabrzmiał nawet w jej uszach bardzo mizernie ale tamten chyba ją usłyszał bo wszedł do pokoju.
- Już się obudziłaś. Jak się czujesz?
- Jest mi trochę słabo ale ogólnie to dobrze. Co się stało profesorze?
- Zemdlałaś, ponieważ zamiast najpierw poczytać o eliksirze który będziesz robić od razu zabrałaś się do pracy. A jak byś głupia dziewucho przeczytała, to bys wiedziała że do 15min po wrzuceniu ostatniego składnika nie wolno nachylac się nad kociołkiem bo można zemdleć.
- Ależ profesorze, tego nie było w podręczniku który mi Pan dał...
- Cisza! Masz pij.
Dopiero teraz zauważyła że trzymał w ręku kubek z jakąś cieczą.
- Ależ profesorze, nic mi nie jest, naprawde nie..
- A czy ja się pytam?! Pij!
Posłusznie wzięła od niego kubek i wypiła do dna. Właściwie całkiem dobrze smakowało, a już po kilku minutach poczuła że wracają jej utracone siły. Uparł się żeby siedziała na jego łóżku jeszcze kilka chwil żeby doszła do siebie, i że odprowadzi ją do wieży. Wiedziała że protesty na nic się zdadzą więc posłusznie ruszyła za dyrektorem. Przechodząc przez salę spojrzała na ławkę przy której ważyła eliksir - była pusta.
- Profesorze, a co z eliksirem?
- Jest gotowy.
Resztę drogi przebyli w milczeniu.
Ginny siedziała koło Luny na obronie przed czarną magią. Dziś rano wyszła ze skrzydła szpitalnego co nagłym cudownym ozdrowieniu. Pielęgniarka chyba domyśliła się że gryfonce tak naprawdę nic nie doległo ale nie skomentowała tego. Te kilka dni w skrzydle szpitalnym cały jej szanse na spokojne przemyślenie tego co się wydarzyło, i postanowiła udawać że poprostu tamten wieczór nie miał miejsca. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Własciwie to było w miarę dobrze, dopóki go nie zobaczyła na śniadaniu. Gdy tylko weszła do Wielkiej Sali czuła na sobie jak jego ciemne oczy śledziły każdy jej krok, ale nie miała odwagi spojrzeć w stronę stołu nauczycielskiego. Neville z ulga przywitał przyjaciółkę (obawiał się już że to jakaś nowa, nieznana nikomu choroba której nie da się wyleczyć), a krukonka uśmiechnęła się tylko wyrozumiale. Jednak gdy przyszło wejść do sali w której urzędował Carrow tak łatwo już nie było - czuła się jak by jej ciało było przyciągane do jego ciała jak magnes. Miała ochotę podbiec i rzucić się na niego i wbić się w jego usta czując jednocześnie jego dłonie jak ściskają jej pośladki, i... Nie! Nic z tych rzeczy! To śmierciożerca, był obecny przy śmierci Dumbledore'a! Ze spuszczoną głową nawet na niego nie zerkając usiadła do ławki i od tamtej pory nawet nie podniosła głowy znad zeszytu w którym robiła notatki. Lekcja dobiegała już końca i na szczęście Amycus ani razu nic od niej nie chciał, nawet raz nie wypowiedział jej nazwiska. Właściwie to nawet nie wiedziała o czym mówią na lekcji - weźmie później od Luny notatki. Teraz musi się skupić na tym żeby udawać że Jego tu nie ma. Jak by z oddali usłyszała jeszcze że zadaje im jakąś pracę domową i wszyscy zaczęli się zbierać, co gryfonka przywitała z ulgą.
- Panno Weasley! - został jej do schowania już tylko kałamarz - Proszę zostać po lekcji na kilka chwil.
Ginny po raz pierwszy od ich pocałunku spojrzała prosto na niego.
- Ale profesorze...
- Powiedziałem.
Schowała kałamarz i została przy swojej ławce a w tym czasie reszta uczniów wychodziła z klasy, a nie którzy z nich rzucali jej pełne współczucia spojrzenia. Luna uścisnęła jej rękę pod ławką (pewnie już domyśliła się ze chodziło o Amycusa) i jako ostatnia opuściła salę zamykając za sobą drzwi. Ginny wiedziała że będzie na nią czekać zaraz za drzwiami.
- Podejdź do biurka. Nie będę krzyczeć na całą salę tylko po to żebyś ty jedna mnie usłyszała.
Więc domyślił się że Luna będzie czekała za drzwiami i nie chciał żeby słyszała ich rozmowę. Ginny też nie chciała żeby przyjaciółka dowiedziała się o tym w taki sposób, wstała więc zarzucając torbę na prawę ramię i podeszła do biurka.
- Tak, panie profesorze? - zmusiła się żeby spojrzeć mu w oczy.
- Czemu byłaś w skrzydle szpitalnym?
- Byłam chora profesorze. Mam zwolnienie od pani...
- Tak, wiem. Jednak nie wierze że rozchorowałaś się tak nagle.
- Choroba nie wybiera.
Spojrzał na nią z błyskiem w oku.
- Nie tylko choroba nie wybiera. Chcesz czy nie, wiem że to co wydarzyło się tamtego wieczoru podobało Ci się równie mocno jak i mi.
- Myli się Pan profesorze - starała się by jej głos zabrzmiał pewnie, jednak z jej ust wydobył się tylko cieniutki głosik.
- Kłamiesz. Oboje to wiemy. Pragniesz mnie równie mocno jak ja pragnę Ciebie. Nie ma najmniejszego sensu powstrzymywać tego co dzieje się między nami.
- Nie będę tego słuchać. Nic się między nami nie dzieje, nic nas nie łączy - i odwróciła się w stronę wyjścia. Nawet przez myśl jej nie przeszło że podejdzie do tej sprawy tak otwarcie.
- Wracaj tu Weasley, jeszcze nie skończyłem! - nie zatrzymała się, nawet nie obejrzała się za siebie - wiedziała że jak by to zrobiła to byłaby zgubiona. Gdy była już przy drzwiach to choć nie podniusł głosu usłyszała doskonale
- Kiedyś sama mnie poprosisz i to o więcej o pocałunek. Jeszcze się przekonasz.
Nacisnęła klamkę i wyszła z sali trzaskając za sobą drzwiami.
Luna nie czekała na nią pod drzwiami, a dopiero na końcu korytarza.
- Pomyślałam że nie chcielibyście żeby ktokolwiek Was słyszał więc odeszłam kawałek dalej.
- Luna, możemy spotkac się dziś o 20 w pokoju życzeń? Ale same.
- No pewnie.
To w Lunie lubiła - była cierpliwa. Każda inna chciałaby wiedzieć o co chodzi już z tym momencie. Ona wiedziała że nie wszystko musi być już tu i teraz.
Neville wkradł się z Anne do jednej ze szklarni i podziwiali wspólnie diabelskie sidła (w odpowiedniej odległości oczywiście) i trzymali się za ręce. Przez tych kilka dni w których udawali parę gryfon tak przyzwyczaił się do towarzystwa młodszej koleżanki że było dla niego całkiem naturalne że nawet teraz, kiedy nikt ich nie widział i tak trzymał ją za rękę. Dziewczyna była naprawdę urocza, miła a gdy się uśmiechała w jej lewym policzku pojawiał się śliczny dołeczek. Dokładnie taki jak teraz gdy opowiadał jej żart o czarodzieju który wplątał się w roślinę i próbował wydostać z niej. Uwielbiał patrzeć w jej roześmiane oczy które właśnie spojrzały prosto na niego. Jak zahipnotyzowany pochylił sie nad dziewczyną i pocałował jej dołeczek. Odsunął twarz od jej twarzy na kilka cali i spojrzał na oczy które były zamknięte. Nim zdąrzył cokolwiek pomyśleć znow nachylił się nad nią, tym razem całując usta. Było to ledwie muśnięcie, ale poczuł się jak nigdy dotąd. Nagle Luna została kimś całkowicie odległym, a wspomnienia gdy razem spędzali czas stały się jedynie dziecinną zabawą. Objął ją nie śmiało i znów musnął jej usta tym razem odważniej, czując że dziewczyna rozchyliła usta tym samym dając mu znak że odzwajemnia pocałunek. Smakował jej słodkich ust, gładził plecy. Po kilku minutach oderwali się od siebie zarumienieni, z wilgotnymi od delikatnych, nieśmiałych pocałunków i spojrzeli sobie w oczy, a Neville już wiedział. To była ta dziewczyna którą kochał. Jego dziewczyna.
Luna i Ginny siedziały na grubym dywaniew kolorach ich domów, a pomiędzy nimi leżał talerz na którym były ich ulubione czekoladowe ciastka i kubki z zimną już czekoladą - nic nie było tknięte a po między dziewczynami była cisza od dobrych kilku minut. Luna przyniosła z kuchni słodycze myśląc że zjedzą je sobie na spokojnie, a Ginny w tym czasie opowie jej co się stało, ale już po pierwszym zdaniu gryfonki "Całowałam się z Carrow'em" krukonka była w stanie tylko siedzieć w otwartymi ustami i słuchać przyjaciółki. Gdy ta skończyła opowiadać i wpatrywała się w blondynkę z obawą że jej nie zrozumie Luna przetrawiała to co usłyszała. Oczywiście wiedziała że między Carrow'em a gryfonką coś zaszło, ale pocałunek? Tego się nie spodziewała. Jeszcze większym szokiem było dla niej to że Ginny odwzajemniła ten pocałunek, choć widac było że jest to dla niej bardzo trudne i że nie daje sobie z tym zupełnie rady - nie ma co się dziwić. Choć gryfonka pewnie obawiała się potępienia ze strony przyjaciółki, ta nie była w stanie jej potępiać. Choć udała że nie pamięta tego jak dotknęła policzka dyrektora, to pamiętała to doskonale. I jedyne czego wtedy pragnęła to aby pochylił się nad nią i pocałował delikatnie i czule. Jak więc mogła nakrzyczeć na Ginny? Mimo że mężczyznami była wielka różnica, to w jednak obaj mieli na sumieniu te same rzeczy - zabijanie. Obaj zabijali i torturowali i sprawiało im to przyjemność, nawet jeśli nie teraz, to w przeszłości.
- Wiesz Ginny, nie bardzo wiem co Ci doradzić. Rozumiem że masz mętlik w głowie - ja też go mam pomyślała sobie - ale na twoim miejscu poprostu czekałabym jak sytuacja rozwinie sie dalej - sama staram się robić to samo - Wiem że to nie proste, ale myślę że na dzień dzisiejszy to najlepsze rozwiązanie.
- Wiem, ale brakuje mi cierpliwości którą masz w sobie. Obawiam się że stanie się to co on powiedział, że w desperacji przyjdę do niego i będę błagać o to żeby mnie dotknął. Kocham Harry'ego i tęsknie za nim, ale to co on ze mną zrobił... Z Harry'm nigdy tak nie było. Nigdy nie poczułam nawet połowy tego co z Carrow'em. I przeraża mnie to.
- Wiem kochana.
Zapadła cisza w trakcie której Luna zastanawiała się czy powiedzieć gryfonce o tym co było między nią a profesorem Snape'em. Ale właściwie co było? Nawet nie wiedziała czy czuł to samo co ona. Nie była to miłość o nie, na to było za wcześnie. Było to zauroczenie, silne, ale tylko zauroczenie. I miała nadzieję że szybko jej przejdzie. Ginny wzięła różdżkę i podgrzała im czekoladę. Wypiły ją i Luna spojrzała na zegarek który nosiła w kieszeni - zwykły, mugolski który dostała od matki na 9 urodziny i z którym nigdy się nie rozstawała. Dochodziła 23. Rzuciły na siebie zaklęcia kameleona (Luna dopiero zabierała się do ważenia eliksiru niewidzialności) i każda pogrążona we własnych myślach ruszyły do swoich wież.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz