piątek, 3 stycznia 2014

Rozdzał 15

Witajcie! Najmocniej Was przepraszam za to że nie złożyłam Wam nawet życzeń świątecznych ale popsuł mi się ruter i całe święta byłam bez internetu a później przygotowania do Sylwestra - sami rozumiecie i mam nadzieję że wybaczycie. A na ten nowy rok życzę Wam wszystkim dużo Szczęścia, Zdrowia, Pomyślości i weny oczywiście :) Wiem że sa błędy i postaram się je poprawić najszybciej jak się da ale dziś już nie mam siły. Miłego czytania!
--------------------------------------
Ginny weszła do sali tortur i widok który miała przed sobą całkowicie zwalił ją z nóg - w sali był jakiś puchon, z trzeciego roku o ile się nie myliła, który siedział na stole tak blady że prawie przezroczysty, a wszedzie wokoło niego było mustwo krwi - a stole, na podłodze, na chłopaka ubraniu. Dopiero po chwili dostrzegła w rogu sali człowieka który doprowadził chłopaka i salę do takiego stanu - stał i z uśmiechem patrzył na reakcje gryfoki. Krew w jej żyłach zawżała z gniewu - jak on mógł zrobić cos takiego? Przecież to jest barbarzyństwo!
- Możesz już iść Smith - na chłopaka twarzy pokazał się wyraz ulgi i nie ociągając się zszedł ze stołu a po chwili już go nie było.
- Nieładnie tak wchodzić nawet bez zwyczajego 'dobry wieczur' panno Weasley.
- Wcale nie jest dobry - patrzyła mu twardo w twarz widząc że prawdopodobnie to tylko pogorszy jej szlaban ale złość która ją ogarnęła nie pozwalała jej trzeźwo myśleć.
- Minus 10 punktów dla Gryffindoru. Jeszcze jedna taka odzywka a będzie wiecej.
Stał z założonymi na piersi rękami i świdrował ją swoimi ciemnymi oczami. Mierzyli się tak wzrokiem dobrych kilka minut.
- Dobra, koniec stania i patrzenia, bierz się za robotę panno Weasley - pachnął różdżką a pod ścianą pojawiło się wiadro z wodą i szmata - na dobry początek masz zetrzeć całą krew, ze stołu, podłogi, bez urzycia magii oczywiście.
Ginny wzięła się do roboty, i już po kilku minutach była cała mokra - zupełnie nie radziła sobie z myciem podłogi w mugolski sposób bez użycia mopa - całe spodnie od kolan były mokre od klęcznia, i bluzka ktura była trochę za luźna co rusz dotykała mokrej podłogi. Nawet nie chciała sobie wyobrażać jak wygląda taka umazana krwią i brudną wodą, zmachana. Chciała wziąść z twarzy kosmyk włosów który wydostał się jej koka i umazała sobie krwią pół czoła - wyglądała jak dzika amazonka, albo Bellatrix w szale zabijania na mugolską modłę. Gdy już podłoga i stół lśniły czystością podniosła się z kolan podpierając się o ścianę (chyba nigdy nie spędziła tyle czasu na klęczkach i nogi bolały ją niemiłosiernie), a jak już stanęła pewnie na nogach została przyciśnieta do ściany o którą się wcześniej podpierała, a jej usta zostały zgniecone w brutalnym pocałunku.
Amycus stał przy stole z narzędziami do mugolskich tortur i patrzył na klęczącą na kolach gryfonkę fantazjując że klęczy tak przed nim w zupełnie innym celu niż zmywanie podłogi. Po kilkunastu minutach podniosła się powoli z klęczek i odwruciła się delikatnie tak że mógł zobaczyć jej słodko umazaną od krwi twarz, mokrą przylegającą do ciała bluzkę pod którą rysował się koronkowy, delikatny staniczek, płaski brzuch i malutki pempuszek. Nim pomyślał co robi jego instynkt wziął górę i już trzymał nadgrastki dziewczyny w rękach przypierając ją do ściany i smakując jej ust. To że wziął ją z zaskoczenia podziałało na jego korzyść bo zamurowana otworzyła lekko usta co on szybko wykorzystał i wdarł się jezykiem do jej środka. Spodziewał się krzyku, szarpania się ale dziewczyna stała spokojnie. Zatracił się w niej całkowicie - drapieżnie wręcz całował jej słodziutkie niczym miód usta czując że jego podniecenie jest coraz większe. Puścił jej ręce i jedną dłoń położył na jej pasie i przysunął mocniej do siebie a drugą chwycił ją mocno za włosy i już po kilku sekundach wyczuł że dziewczyna odzwajemnia (!) jego pocałunki. Założyła mu ręce na szyje i rozpoczeła z nim walkę nad dominację - z zatraceninem równym jego na przemian podgryzali swoje wargi, ciągnęli się za włosy, drapali swoje rozgrzane do czerwoności skóry. Resztkami rozsądku stwierdził że nie może wziąść jej na tej zimej posadzce i powoli zaczął przesuwać się z nią w stronę drzwi do mieszkania jego i siostry kiedy nagle coś trzasło i usłyszał głos dobiegający z oddali
- Amyc...
Ginny odskoczyła od niego jak popażona i z szeroko otwartymi oczami patrzyła w stronę drzwi które były otwarte, a w ich progu stała jego siostra. Spojrzał szybko na gryfonkę która prezentowała się okropnie a jednocześnie mega seksowie - czerwone opuchnnięte od pocałunków usta, a wokoło ust skóra podrażninona od jego dwudniowego zarostu, potargane włosy które jeszcze przed chwilą okalały jego dłonie, a w jej oczach zobaczył strach z niedowierzeniem. Zakrył ją szybko swoim ciałem żeby siostra nie widziała w jakim jest stanie choć pewnie zdąrzyła co nie co zauważyć.
- Czy coś się stało siostro że wpadasz tu tak nagle bez pukania?
- A od kiedy to muszę pukać żeby wejść do zwykłej sali? - weszła do sali co wykorzystała gryfonka i szybko wybiegła z sali a Alecto spojrzała za nią i przeniosła wzrok na brata - co to miało być?
- A co, wzrok Ci Czarny Pan odebrał? - nie lubił gdy siostra mówiła do niego w ten sposób.
- Czyś Ty oszalał? Przecież to zdrajczyni krwi! W dodatku jak Czarny Pan się dowie co robisz zostaniesz ukarany! Doskonale wiesz że nie wolno nam nikogo napastować! Czarny Pan jest przyciwny wykorzystywaniu dziewcząt, wiesz doskonale jaki jest a mimo to podejmujesz takie ryzyko tylko po to żeby chwilę pomizgrzyć się z jakąś rudą małolatą?
- A skąd niby Czarny Pan się dowie? Powiesz mu?
- Ja nie, ale o Snape'ie bym tego nie mogła powiedzieć, cały czas Cię obserwuje, widzi jak patrzysz na tą Weasley na posiłkach, jak wodzisz za nią wzrokiem na korytarzach, on wie wszystko, może w Tobie czytać jak w otwartej księdze!
- To mój problem, poprostu zapomnij o tym co Tu widziałaś, to wszystko. A teraz chce pobyć sam więc bądź tak miła i wyjdź.
- Idę do siebie do pokoju, a Ty rób co chcesz, tylko wymarz mi z pamięci to co zobaczyłam, nie chce żebyś mnie pociągnął za sobą.
Amycus podniusł różdżkę i szepnął Obliviate zabierając siostrze z pamięci wydarzenia ostatnich kilku minut.

Luna siedziała przy stole domu lwa obserwując z Nevilem Ginny która dziś wyglądała wyjątkowo okropnie - ciemne cienie pod oczami która tylko pogłębiały bladość jej twarzy, wyjątkowo mocne zdenerwowanie i rozdrażnienie. Na każde pytanie odpowiadała warkiem, albo całkowicie udawała że go nie słyszy, siedziała wśród własnych myśli i jak by tylko mogła to wyrywałaby sobie włosy z głowy.
- Musimy porozmawiać. Chodźcie.
0deszła od stołu nie tknowszy nawet obiadu i ruszyła w stronę wyjścia sali a za nią szybko podąrzyli przyjaciele. Zatrzymała się dopiero przed Pokojem Życzeń nieobejrzawszy się nawet czy za nią idą. Przeszła wzdłuż ściany 3 razy i pojawiły się drzwi przez które weszli.
- Musimy wykraść Snape'owi miecz - powiedziała gdy tylko Neville zamknął za nimi drzwi i usiadła w jednym z trzech foteli stojących przed kominkiem.
- Ginny, przecież rozmawialiśmy o tym. Nie ma sensu ryzykować skoro i tak nie mamy nawet gdzie ukryć miecza. Przecież nie wyślesz go sową swoim rodzicom!
- Oj Luna, możemy przecież zmniejszyć go do takich rozmiarów że będzie wyglądać jak wykałaczka i nikt nawet nie pomyśli że może być w liście!
- Zapomiałaś że wyroby goblinów są odporne na jakiekolwiek zaklęcia? Nie można ich zmiejszyć, zwiększyć zaczarować żeby znikły! Jeśli nawet cudem uda nam się wykraść miecz to i tak nie mamy co z nim zrobić!
- Luna, jeśli nie chcesz mi pomuc to nie, dam sobie radę z Nevillem, jesteśmy gryfonami i odwaga jest naszą wiarą. Ty w tym czasie możesz sobie siedzieć u Snape'a na przykład.
- Nie chodzi o odwagę tylko o rozum! Robienie czegoś takiego bez żadnego planu jest czystym szaleństwem! Będziesz mieć miecz i co? Co z nim zrobisz? Powiesisz jako trofeum nad kominkiem w Pokoju Wpólnym?
- Czemu nie?! Każde miejsce jest lepsze niż gabinet tego starego śmierciożercy!
- Ginny ten plan jest samobójczy! Przemyśl to jeszcze raz, proszę Cię. Twoja rodzina i tak jest obserwowana przez cały czas, jestem pewna że nikt też do końca nie uwierzył w nagłą chorobę Rona. Jak teraz ktoś dowie się że ukradłaś miecz Snape'owi to wydasz wyrok nie tylko na siebie, ale też na całą swoją rodzinę! Dziewczyno, co się z Tobą dzieje że wogule nie myślisz?
- Ja nie myślę? Ja? Zgłupiałaś całkowicie przy tym nietoperzu, a może już przekabacił Cię na swoją stronę, co?! Teraz pewnie polecisz do niego i powiesz mu o naszych planach wykradzenia....
Gryfonka nie dokończyła bo delikatna dłoń krukonki wymierzyła jej siarczysty policzek. Ginny doknęła miejsca gdzie ręka zostawiła różowy ślad i spojrzała za przyjaciółką która właśnie wychodziła w Pokoju, i na przyjaciela który patrzył na scenę z niedowierzeniem.

Luna cały dzień czuła się okropnie przez tą sprzeczkę z Ginny, ale każdy przyznałby jej rację że tamta poprostu przesadziła. Jak mogła ją podejrzewać o coś takiego? Przez resztę dnia nie widziała ani Ginny ani Nevilla, a jej myśli wciąż krążyły wokół tego co się takiego wydarzyło że jej przyjaciółka osiągnęła taki stan psychiczny. Podejrzewała że to miało coś wspólnego z wczorajszym szlabanem, bo cóż innego mogłoby się stać? Chciała iść do niej, porozmawiać i dowiedzieć się co takiego się wydarzyło ale z drugiej strony jej duma jej na to nie pozwalała - do Ginny powinna przeprosić ją pierwsza za to wszystko co powiedziała. Weszła właśnie do swojego dormitorium i rzuciła się na łóżko marząc o gorącej kąpieli która pozwoliłaby jej choć na chwilę zapomnieć o wydarzeniach dzisiejszego dnia. Po kilku minutach zebrała się i poszła do łazienki na wymarzoną kąpiel a gdy wróciła na jej lóżku leżała mała karteczka na której widniały nakreślone znanym jej już charakterem pisma:
Obiecuję trzymać się z dala od Twojego umysłu.
Następnego dnia rano Luna postanowiła iść do Snape'a zapytać czy termin który ustatalili wstępnie wcześniej jest wciąż aktualny. Gargulec strzegący wejścia do gabienetu dyrektora poinformował ją uprzejmie że profesora tam nie ma, więc poszła w stronę lochów. Gdy już miała pukać w drzwi gabinetu w lochach usłyszała głosy że profesor nie jest tam sam.
- Wujku jesteś pewny że nic im nie grozi? - głos zdradzał zdenerwowanie jego własciciela.
- Draco, mówiłem Ci już że wszystko jest pod kontrolą. Czarny Pan co prawda jest bardzo zły na Lucjusza i trochę na Ciebie że nie udało Ci się zabiec Dumbledore'a ale fakt że wpuściłeś śmierciożerców do zamku mocno uratowała waszą sytuację. Na dzień dzisiejszy nie masz co się martwić, są bezpieczni, a gdy coś w tej materii ulegnie zmianie to będziesz pierwszym który się o tym dowie.
- Obiecujesz?
Luna zoriętowała się że za chwilę Draco wyjdzie więc schowała się za najbliższym filarem i poczekała aż kroki chłopaka ucichną i dopiero wtedy zapukała do drzwi.
- Wejść.
- Dzień dobry profesorze Snape.
Podniusł lekko zdziwiony wzrok znad papierów i obdarzył ją krótkim spojrzeniem po czym znów spojrzał w papiery.
- Dostałaś moją wiadomość Lovegood?
- Tak profesorze.
- Więc czego chcesz? Czy nie umówiliśmy się na piątek?
- Tak, ale...
- Zatem do widzenia w piątek o 18.
- Do zobaczenia profesorze. Miłego tygodnia.
Ale profesor już nie odpowiedział, machną tylko od niechcenia ręką dając jej tym samym do zrozumienia że ma już sobie iść.

Ginny siedziała w swoim dormitorium i od dobrych 2 godzin nie odrywała wzroku od okna. Wczoraj po południu po kłutni z Luną uświadomiła sobie że dziś ma lekcje z Carrow'em - wiedziała że kiedyś będzie musiała stanąć z piekielnym rodzeństwem twarzą w twarz, ale puki co nie była na to jeszcze gotowa. Wysłała więc sowę do Freda i Georga z proźbą o jakieś silne tabletki powodujące że gorączka jej nie opuści przynajmniej 2-3dni a jednocześnie pozwalające jej zachować przytomność umysłu tak żeby mogła zastanowić się nad tym wszystkim co wydarzyło się tamtego dnia na szlabanie. Czuła wstręt sama do siebie za to że odwzajemniła pocałunek tego śmierciożercy, ale nie to było najgorsze. Najgorsze jest to, że wciąż czuła jego usta na swoich, że na najmniejsze wspomnienie jego silnych ramion którymi przyciągnął ją do siebie, gorącego języka penetrującego namiętnie jej usta czuła że podniecenie które czuła w tamtej chwili wraca. Tamten pocałunek nie był oczywiście jej pierwszym - prędzej całowała się z Dean'em, z Harry'm. Pocałunki Dean'a były takie... mokre. Ślinił się jak Ron na widok półmiska pieczonych udek z kurczaka, i było to poprostu obrzydliwe. Harry natomiast całował ją bardzo nieśmiale, jak by bał się że mocniejszą pieszczotą zrobi jej krzywdę, i nawet gdy tamten jeden jedyny raz w noc przed jej 16 urodzinami kochali się nie czuła takiej namiętności. A On.... On był pierwszym który pocałował ją nie jak śliniaka, ani nie jak porcelanową lalkę ale jak kobietę. Uśmiechnęła się do wspomnienia tego pocałunku, niedokońca świadomie dotknęła miejsca na karku gdzie jego paznokcie wbiły się w jej skórę pozostawiając na niej ślad malutkiego półksiężyca. Na krótką chwilę pozwoliła sobie zatracić się we wspomnieniu, a gdy poczuła uścisk w brzuchu świadczący że znów jest podniecona znów poczuła obrzydzenie do siebie i w jej oczach pojawiły się łzy. Nie wiedziała ile łez wylała już w ciągu tych nie całych dwuch dni ale nie miała już sił płakać. W pierwszej chwili koniecznie chciała czymś zająć myśli żeby nie myśleć o tamtym incydencie no i pierwsze co przyszło jej do głowy do wykraść miecz. Żałowała bardzo tego co powiedziała Lunie i wiedziała że przyjaciołka miała rację, ale była już w takim stanie psychicznym że nie panowała nad tym co mówi. Wiedziała że powinna ją przeprosić ale jakoś nie mogła się zebrać teraz w sobie na rozmowę z kimkolwiek. Obtarła łzy które spłynęły jej po policzkach rękawem piżamy którą na sobie miała i gdy zerknęła ponownie w okno ujrzała ciemną plamę na jasno szarym niebie która dość szybko okazała się być sową bliźniaków. Ginny uśmiechnęła się - na dwuch jednakowych braci zawsze mogła polegać. Wpuściła sowę do środka, odpakowała paczkę którą przysłali jej bracia rzuciwszy wpierw okiem na list w którym były rady dotyczące stosowania i połknęła pierwszą dawkę.

- Luna! Luna poczekaj!
Krukonka odwruciła się i zobaczyła przyjaciela który biegł za nią korytarzem prowadzącym do Wielkiej Sali. Zatrzymała się i poczekała na Nevilla który wydawał się czymś okropnie zdenerwowany.
- Neville, co się stało?
- Ginny, jest w skrzydle szpitalnym.
Luna wybauszyła oczy na zasapanego Nevilla
- Co? Co się stało?
- Niewiem, zeszła do pokoju wpólnego, czekałem na nią z Anne bo mieliśmy iść razem na śniadanie, wyglądała jeszcze gorzej niż wczoraj, a przy wyjściu z wierzy zemdlała, była okropnie rozpalona. Wezwaliśmy pielęgniarkę, ta zabrała ją do skrzydła szpitalnego.
Już w połowie opowiadania Nevilla dziewczyna ruszyła do przyjaciółki. Pal licho z jej fochem na gryfonkę - musi być teraz przy niej. Gdy tylko otworzyła drzwi sali chorych od razu zauważyła przyjaciółkę ale oczywiście pielęgniarka musiała jak zawsze ich zatrzymać.
- Moi drodzy, ta dziecina potrzebuje ciszy i spokoju, przyjdźcie jutro...
- Pani Popy, proszę dać mi porozmawiać nimi chwilę - to ruda podniosła się na łóżku i złożyła proźbę. Pielęgniarka niezbyt zadowolona pocmokała i po dłuższej chwili pozwoliła wejść, ale tylko jednemu i tylko na 5min. Ginny wybrała krukonkę. Gdy tylko drzwi za Nevillem i pielęgniarką zamknęły się w sali zaległa cisza. Luna powoli podeszła do łóżka przyjaciółki i usiadła na stołku obok.
- Luna, ja....
- Wiem. Ja też Cię przepraszam.
Kolejna chwila ciszy w której krukonka trzymała za rękę gryfonkę.
- Ginny, wiesz że możesz mi wszystko powiedzieć?
- Wiem, ale najpierw sama muszę sobie to poukładać w głowie.
Kolejna chwila ciszy.
- Co Ci się stało? Pielęgniarka wie od czego zemdlałaś i skąd ta gorączka?
- Nie... - ruda lekko się zaczerwieniła co blondynka od razu zauważyła.
- A ty wiesz?
- Wiem... Przejdzie mi jak tylko przemyśle wszystko a na to potrzebuje kilka dni.
- Fred i George?
Ginny uśmiechnęła się mimo parszywego humoru
- Tak.
Krukonka posiedziała jeszcze kilka chwil trzymając przyjaciółkę za rękę a gdy przyszła pielęgniarka wyszła z obietnicą przyjścia następnego dnia.

2 komentarze:

  1. Opisami jestem wręcz zachwycona *.* Wychodzą Ci one świetnie, kochana :33 Masz do nich pióro i to trzeba przyznać. Bardzo podobał mi się opis szlabanu Ginny... wszystko wręcz idealnie a ten pocałunek O.o Oł...em...dżi ^^ Wyszło Ci to cudownie mimo że to był Amycus :___: Ale oddała pocałunek? O kurczaczki... i co teraz będzie? Uniknęła szlabanu na jakiś czas ale będzie musiała do niego wrócić i stanąć z nim twarzą w twarz ;.; Niech Neville się zakocha w swojej "dziewczynie" o da Lunie spokój :D Ot co xd Rozdział bardzo mi się podobał kochana! ;** Są błędy... poszukaj może Bety? ;3
    Mamy już czwarty stycznia ale mimo to życzę Tobie udanego Roku, dużo szczęścia, uśmiechu i przede wszystkim miłości, weny i zapału do prowadzenia bloga ^^

    Jazz ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tobie też życzę wszystkiego naj naj na nowy rok kochana :)
      Błędy są, ale dodawałam to na szybko w pracy bo w domu mam jakiś problem - zamiast dodawania postów wyświetlają mi się jakieś reklamy. Zgłaszałam to kilka dni temu do Google ale cisza. A w pracy mogę dodawać normalnie - nie wiem od czego to zależy. W poniedziałek będę poprawiać tekst a w następnym poście ogłoszę że szukam Bety - ciężko mi samej :P
      Co do Nevilla to taki miałam plan żeby się zakochał w swojej dziewczynie aczykolwiek nie wiem jeszcze jak to wyjdzie :P
      Buziaczki

      Usuń