piątek, 10 lipca 2015

Rozdział XXIV

Witam ponownie!
Przed Wami kolejny rozdział. Nie jestem z niego tak do konca zadowolona ale mysle ze lepszy tez nie będzie. Dziekuje bardzo wszystkim którzy powracaja do mojego bloga, szczególnie Megi Lumen (juz sie balam ze mnie opuscilas!). Pozdrawiam Was wszystkich.
Buziaki
Rozdział XXIV
Ginny byla po kolejnej klutni z Harrym. Chłopak przez kilka dni wydawał się być idealnym chlopakiem. Nie dawał powodów do zgyzow, nie naciskal, poprostu byl przy niej. Az to dzis. Postanowila się przejść po pustych juz korytarzach ale nogi jak zwykle ostatnio zaprowadzily ja prosto do gabinetu profesora Lupina. Gdy uslyszala ciche zaproszenie weszla do środka i zastala czarodzieja nad pracami domowymi uczniów.
- Oh Ginny, witaj!
- Przepraszam jesli przeszkodzilam... - spojrzała wymownie na prace ktora trzymal w dłoni.
- Oczywiście ze nie przeszkadzasz! Siadaj. Napijesz się herbaty?
- Chetnie. A najlepiej to od razu ognistej.
Słysząc jej smutny ton spojrzał na nią zatroskany.
- Znów chodzi o Harry'ego?
W ciagu ostatnich dni rudowlosa i Remus bardzo zbliżyli się do siebie. Ginny nie bardzo miała się komu wyrzalic no bo Hermiona kazda wolna chwile slęczała nad jakimis papierami, a Luna praktycznie caly czas byla u Snape'a a po za tym miala wlasne problemy wiec przychodzila do niego. Zreszta on tez mówił jej dużo o sobie i Tonks. Mówił o tym ze Nimfadora chce dziecko a on bardzo się tego obawia, o to ze pomimo ze Andromeda jest dla niego mila to ma wrażenie ze nie jest przychylna ich związkowi. Zostali swoimi wzajemnymi powiernikami.
- Co do ognistej to przykro mi ale mam dwa kremowe piwa. Choc do mnie, nie chce żeby ktos przypadkiem dowiedział się ze rozpijam uczniów - puścił jej oczko i otworzył drzwi do swojej prywatnej części zamku. Gdy juz siedzieli z piwami w ręku na sofie przed kominkiem wilkolak zapytal.
- No to opowiadaj co tym razem przeskrobal.
- Remusie, ja juz nie mogę. Bylo kilka dni spokoju które spędziliśmy na prawdę przyjemnie aż dzisiaj znowu zmiana o 180 stopni. Powrót do tego samego. Czemu nie chce, czemu jestem dziecinna, ze nie może być z kimś kto nie chce zapewnić mu miłości jakiej on potrzebuje... A ja poprostu nie mogę. Nie tak bylam nauczona żeby chować się gdzies po katach w strachu ze ktos nas zobaczy. Ja na prawdę nie wiem co w tym takiego ciężkiego doń zrozumienia. Poprosiłam go żeby poczekał tych kilka miesięcy jak skończymy szkole ale do niego niedociera! Ja juz nie wiem jak ja mam z nim rozmawiać....
Remus przysunal się do i objął ja ramieniem.
- Wiesz, nie chce ani go bronić ani osadzac, ani ciebie tez. Mysle ze oboje powinniście podejść do tego troche na luzie. On nie powinien tak na ciebie naciskać ale i ty powinnaś spróbować postawić się w jego sytuacji. Jesteście razem juz ponad rok, to normalne ze przychodzi moment ze którejś ze stron przestają wystarczać tylko pieszczoty.
- Wiem, ale ja poprostu nie czuje się gotowa... Niewiem czemu ale tak jest. Staram się, na prawdę ale...
Byla bliska placzu co oczywiście zauważył. Wyjal jej prawie pusta butelkę z dłoni i swoja tez odstawil na szafke obok i przytulił ja mocno w momencie gdy pierwsza łza splynela jej po policzku.
- Spokojnie, nic na sile. Jesli chcesz to porozmawiam z Harry'm...
Ginny spojrzała mu w twarz.
- Nie Remusie. Nie chce żeby wiedział ze zwierzam ci się z naszych problemów.
Patrzyla mu w oczy. W te lagodne brązowe cieple oczy. Tak różne od oczu Harry'ego w których lsnila frustracja nad jej prozbami o odlozenie konsumpcji ich miłości. Jej reka sama powedrowala do jego policzka. Byl przyjemnie mięki nie licząc lekkiego zarostu.
- Jesteś taki dobry...
Jej wzrok bez wcześniejszego porozumienia się ze zdrowym rozsądkiem przeszedł na jego czerwone usta. Nie wie kiedy dokladnie w jej umyśle ukrztaltowala się myśl ze chciałaby ich skosztować ale gdy zdala sobie sprawę z konsekwencji tej myśli natychmiast otrzezwiala. Osunela się gwałtownie dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego ze ich twarze dzielilo zaledwie kilka cali. Remus tez zdawał się obudzić z letargu i pospiesznie wypuścił ja z ramion odsuwając się na drugi koniec sofy.
- Ja... Ja mysle ze lepiej będzie jak juz pójdę.
Policzki ja piekly i byla pewna ze jest czerwona jak burak. Nie byla w stanie spojrzeć mu w twarz. Prawie wybiegla najpierw z jego salonu, następnie z gabinetu i biegla przed siebie aż dotarla do łazienki Jeczacej Marty. Dopiero tam zatrzymala się i oparla o umywalkę ktora byla wejściem do Komnaty Tajemnic. Spojrzała w swoje odbicie. 'Cos ty chciała zrobić?!'. Nie bula w stanie ogarnąć umyslem tego co stalo się pare minut temu. Prawie go pocałowała. Pomijając juz nawet relacje uczen-nauczyciel zostawali Harry i Tonks. On byl zaręczony! Jeszcze kilka dni temu sama skladala mu z tego powodu życzenia! Omal nie poplakala się ze szczęścia! A dzis prawie doszlo do pocalunku. Oplukala twarz lodowata woda w nadzieji ze troche ochlonie. Musi przestać się z nim widywać na osobności.




Luna od kilku minut walczyla z powiekami które nie chciały odslonic jej oczu na dluzej niż kilka sekund. Jednym okiem spojrzała na zegrek przy jej lozku. Byla pora obiadu. Trzeba wstawać. Wszystkimi silami zmusila się żeby wstać i wsiąść szybki prysznic. Musiała się pospieszyć jesli chciała cos zjeść. Zdarzyla zalapac się na końcówkę drugiego dania i ledwie nalozyla sobie na talerz ziemniaki z kotletem mielonym i mizeria za jej plecami pojawił się nie kto inny jak Mistrz Eliksirów.
- Chce Cie widzieć za pól godziny w swoim gabinecie.
- Ron obruszyl się.
- Ale dzisiaj jest sobota!
- No i co w związku z tym?
- Luna powinna miec czas żeby odpocząć!
- Szlaban w nastepna sobotę o 16 z woźnym.
I odszedł. Luna podziekowala Ronowi za próbę wybawienia jej od kolejnych kilku godzin ze Snape'em i wziela się za jedzenie. Nim się obejrzała juz musiała kierować się w stronę lochów gdzie przywitalo ja warkniecie profesora.
- Zakonowi potrzebnych jest 8 kociolkow silnego eliksiru na obrażenia wewnętrzne.
- Az osiem?
Spojrzał na nią niezadowolony.
- To dopiero początek wiec się przygotuj. Będzie tego jeszcze więcej. Wiec nie jęcz i bierzemy się do roboty. Przed północą eliksiry muszą być gotowe.
Wzięli się do pracy. Gdy dodali ostatni składnik w ostatnim kociolku Luna pozwolila sobie na przeciągle ziewniecie.
- Nie ziewaj mi tu tak, to nie sypialnia.
- A szkoda bo mysle jedynie o tym żeby się położyć.
- Lovegood idiotko jesli to byłaby sypialnia to znaczyło by ze jestesmy w niej oboje a tego nie chciałbym powtarzac. Ostatnim razem malo nie zarzygalas mi calej łazienki kto wie co zrobilabys tym razem. Choc do salonu zjemy kolacje.
Posłusznie podreptala za nim gdzie czekala juz na nich pieczeń rzymska z jajkiem i ogórkiem koszonym do tego ziemniaki okraszone boczkiem i surowka z pomidorów z cebula. Dodatkowo staly dwa parujące kubki z czego jeden pachnial cudownie pomarancza.
- Zapamietal Pan moja ulubiona herbatę!
To ze Snape sprawia komuś przyjemność zdawalo się być nie do pomyślenia.
- Nie ja tylko mój skrzat.
- Ma Pan skrzata? Nigdy go nie widziałam.
- I nie musisz. Jedz albo wracaj do wieży z pustym zoladkiem.
Luna dopiero teraz poczula jak bardzo glodna byla. W końcu pracowali od obiadu a byli juz dawno po kolacji. Znów nie mogla się nadziwić jak siedzący naprzeciw niej mezyczyna może to wszystko w siebie pomieścić ale dopiero po czterech dokladkach odlozyl sztućce i dopil swoja kawę.
- Nie za późno na kawę o tej godzinie? Dochodzi polnoc.
- A co cie interesują moje nawyki żywieniowe?
- Tak tylko pytam.
- To przestań bo inaczej Ravenclow straci punkty.
Dopila swoja herbatę, podziekowala za posiłek i wyszla z lochów. Byla tak zmęczona ze ledwie szla a oczy po raz kolejny tego dnia nie chciały być otwarte. Szla prawie na pól śpiąco. Nagle uslyszala krzyki i odglos swistajacych zaklęć. Te dźwięki sprawily ze sen calkowicie opuścił jej ciało i juz biegla z rozdzka w dłoni w kierunku z którego slyszala glosy. Mimo ze biegla tak szybko jak umiala nie zdarzyla. Gdy wbiegla na dziedziniec przed Wielka Sala dostrzegla jedynie w oddali czarne postacie wchodzące do Zakazanego Lasu.



































4 komentarze:

  1. Rozdział jest troszeczkę za krótki jak na twoje możliwości. Teraz przechodzę do treści. Ginny i Remus- dobra para. Snape oczywiście musi być wredny. Luna cierpliwie to znosi :)
    Pozdrawiam,
    Dama Blackowa
    w-cieniu-magii.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana Amishi.
    Bardzo jest mi przykro, że w ostatnim czasie moje komentarze pojawiają się o parę dni później, a nie w dniu pojawienia się rozdziału.
    W wakacje bywam w miejscach nazywanych przezemnie ,, internetowe dziury ''. Dopiero dziś znalazłam jedyne miejsce w którym jako tako to połączenie jest, jest mi i tak niezmiernie przykro z tego powodu.
    A tak co do rozdziału :
    Bardzo mi szkoda Ginni, a Potter w twoim opowiadaniu niech się leczy. Remus jest wspaniały. Idealny dla Ginni. Severus jak Severus. Wredny i obrażony na cały świat. Luna to wrodzona cierpliwość do tego gburowatego idioty.
    Czekam na następny rozdział. Mam nadzieję, że internet mnie znów nie zawiedzie, a jeśli nie napiszę to nadrobię tę zaległość. Więc nie martw się , ja jestem twoją fanką numer 1.
    Megi Lumen ( przesyła przytulasy ) :-):-)☆★

    OdpowiedzUsuń
  3. Wracaj do nas kobietko! Akcja się rozkręca jet co raz ciekawiej, błagam ja che Severusa i Lunę!
    Pozdrawiam i Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. wspaniały rozdział , z resztą jak wszystkie :) i mam nadzieję że niedługo pojawi się nowy . Poza tym przez cały czas mam cichą nadzieję że wrócisz do swojego opowiadania które pisałaś tutaj wcześniej, bo było naprawdę wspaniałe i nie mogę się pogodzić z myślą że nie dowiem się co się potem wydarzy. Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń