Mam nadzieje ze sie podoba. Nastepny rozdzial pojawi do nie wczesniej niz jutro.
Milego czytania i prosze o komentarze!!!
Rozdzial III
Luna wraz z Dora siedzialy wlasnie i pily herbate z cytryna zagryzajac tostem z dzemem ananasowym gdy do ich stolu podszedl profesor Slughorn rozdajac im plany zajec. Gdy podszedl do dziewczat usmiechnal sie wesolo do Dory a do niej odezwal sie.
- Jestes Jane White, tak?
- Zgadza sie profesorze.
- Ja nazywam sie Horacy Slughorn i ucze eliksirow. Mam nadzieje ze slodka Dora powiedziala ci juz troche o naszej szkole?
- Oczywiscie profesorze. Pokazuje i opowiada mi o wszystkim. Ciesze sie ze trafilam do tego domu.
Ostatnie zdanie ledwie przeszlo jej przez gardlo.
- Powinna pani wiedziec panno White ze ze Slytherinu wychodza najinteligetniejsi i najlepsi czarodzieje.
- Myslalam ze to krukoni sa najbardziej inteligetni?
Jako kurkonka nie mogla powstrzymac sie od obrony swojego prawdziwego domu.
- Owszem, ale oni sa raczej filizofami natomiast slizgoni sa bardziej przyziemni niz krukoni i w inny sposob wykorzystuja swoja inteligencje. No nic, zycze Ci milego dnia panno White.
I poszedl rozdawac plany lekcji dalej.
- Chyba cie nie polubil. Nie lubi jak podwaza sie jego zdanie.
- Ja go nie podwazylam, tylko zapytalam o to co dowiedzialam sie z podrecznika historii Hogwartu i od rodzicow.
Dora zdaje sie chciala jeszcze cos powiedziec ale te mozliwosc odebrala jej grupa gryfonow ktorzy staneli kilka metrow od nich i z szyderczymi minami patrzyli na chlopaka ktorego twarzy nie widziala pod tym kontem.
- No Smarkusie, jak tam wakacje? Twoj kochany tatus wciaz nie zainwestowal ci w szampon?
Trzech gryfonow stajacych za chlopakiem parsknelo szyderczym smiechem. Luna patrzyla z niedowierzeniem na tego ktory wypowiedzial te obrazliwe slowa. Wygladal dokladnie tak samo jak Harry! Zaraz, chwila... Harry kiedys wspominal jej ze jego ojciec i Snape byli na tym samym roku. Ale ze taka jego przyjaciela byl... TAKI?
- Pewnie bal sie ze jak kupi szampon to nie starczy mu na wodke, co Smarkusie?
Odezwal sie stojacy obok Harryego taty bardzo przystojny mlodzieniec i rozlegl sie kolejny szyderczy smiech.
- Lapo, Rogas dajcie mu spokuj, juz pierwszego dnia zaczynacie?
Tym razem odezwal sie chlopak ktory dopiero podchodzil do kolegow. Wygladal marnie, byl bardzo blady i wogule jakis kruchy ale ten glos zna doskonale. Lupin.
- Lunatyku, my mu tylko przypominamy o wymyciu glowy przynajmniej raz na jakis czas, prawda Peter?
Najmniejszy stojacy z tylu chlopak przytaknal patrzac na Lape i Rogacza z uwielbieniem wypisanym na twarzy. Spojrzala na chlopaka ktory prawdopodobnie udawal ze nie slyszy wymiany zdan za jego plecami bo dalej patrzyl na trzymanego w reku tosta ale Luna byla pewna ze w drugiej rece ten trzyma mocno scisnieta rozdzke. I nie mylila sie.
- Wiesz Smarkus, jak nie masz pieniedzy to zawsze mozemy sie...
Lapa niedokonczyl juz swojej mysli poniewaz w ciagu ulamku sekundy obrazany chlopak wstal, obrucil i sie i zaczal trafiac klatwami w gryfonow. Caly stol slizgonow obserwowal pojedynek. Choc walka byla nie rowna (3 na jednego) to slizgon swietnie sobie radzil. Odpychal atak calej trojki i jeszcze zdarzal wysylac w ich strone klatwy choc byly omijane. Pojedynek nie trwal jednak dlugo poniewaz profesor Slughorn do nich dobiegl i zabral rozdzki.
- Chlopcy co to ma byc? Juz pierwszego dnia zaczynacie?
- To nie my, to on zaczal!!
- Panie Potter, prosze nie klamac, wszyscy wiedza ze to wy zawsze zaczynacie. Od 6lat to samo, zostawcie w koncu Severusa w spokoju.
Severusa? Tego Severusa? Spojrzala na czarnowlosego chlopaka i dopiero teraz zobaczyla jego twarz. To byl na prawde on! Ale wygladal tak.. inaczej. Byl oczywiscie o wiele mlodszy, jego twarz nie miala zadnej zmarszczki i nie byla wykrzywiona w grymasie ktory zawsze goscil na twarzy Mistrza Eliksirow. Wciaz gleboko oddychal po toczonym pojedynku a jego twarz wygladala jak osoby... zakochanej? Tak, to chyba odpowiednie slowo. Oczy swiecily mu sie jak na widok ukochanej, usta usmiechaly sie (!) i to nie tak jak zwykla ogladac podczas lekcji gdy jakiemus uczniowi cos wybuchlo, o nie, nie byl to ten sam szyderczy usmiech. Usmiechal sie jak dziecko ktore wlasnie dostalo upragniona od dawna zabawke. Wydawac by sie moglo ze cieszy sie z tak dlatego ze profesor Slughorn nie uwierzyl w klamstwo Pottera, ale Luna czula ze to ten pojedynem wprowadzil go w taka euforie.
- Szlaban dla pana Pottera, Blacka i Pettigriw w sobote u woznego Filcha. A teraz zapraszam na zajecia.
I odszedl w strone stolu nauczycielskiego.
- Jeszcze nam zaplacisz za ten szlaban Smarkusie.
Czworka gryfonow smiejac sie i zadaje sie wogule nie przejmujac szlabanem poszli w strone wyjscia z Wielkiej Sali.
- To ten chlopak - odezwala sie Dora wskazujac na wracajacego wlasnie do sniadania slizgona - ten o ktorym ci powiedzialam ze zadna nie jest nim zainteresowana. Severus Snape.
- A tamci? - glowa wskazala gryfonow znikajacych wlasnie za drzwiami.
- Ten w okularach to James Potter, mega super hiper przystojny to Syriusz Black, ten maly Petter Pettigriew a ten co przyszedl ostatni to Remus Lupin. Swiety kwardrat tej szkoly. Okropni sa. uwazaja sie za najlepszych i mysla ze wszystko im wolno bo sa pupilkami Dumbledore'a.
- Dyrektor nic nie robi za te pojedynki? Wlaczyli 3 na jednego, to nie fair! Po za tym pojedynki sa ponoc zakazane w szkolach.
- Ja tez tak uwazam ale z drugiej strony... Jeden nie mialby najmniejszych szans ze Snape'em - przelknela herbate i spojrzala na zegarek - o nie Luna, spuznimy sie! Co masz pierwsze?
- Zaklecia.
- Ja numerologie. Choc szybko mamy tylko 5minut, pokaze Ci gdzie jest sala zaklec.
Luna juz miala zaoponowac mowiac ze wie gdzie to jest ale w pore ugryzla sie w jezyk. Wyszly pospiesznie z sali i po krutkiej instrukcji udzielonej przez kolezanke ruszyla w strone sali. Gdy weszla wszyscy juz siedzieli a w ostatnich lawkach zauwazyla Jamesa i Syriusza a po srodku sali profesora Snape'a.
- Zapraszam panno White, prosze usiasc.
Wskazal jej miejsce kolo kasztanowlosej dziewczyny o slodkiej twarzy z gryfindoru.
- Przerabiala juz pani zaklecia obezwladniajace?
Lunie od razu przypomnialy sie spotkania GD.
- Tak, kilka.
- To swietnie bo chcialem je dzis jedynie powturzyc zanim przejdziemy do zaklec obronnych. No to zaczynamy.
Polaczyl ich w pary tak jak siedzieli w lawkach i kazal rzucac Explerialmus na siebie nawzajem.
- Jak masz na imie? - zapytala jej partnerka w rzucaniu zaklec.
- Lu... Jane, a ty?
- Lily.
Czyzby mama Harry'ego? Tak, te same zielone oczy. Gryfonka byla dobra, ale Luna po godzinach cwiczen na spotkaniach GD i dwuch bitwach w ktorych brala udzial byla zdecydowanie lepsza i szybsza. Profesor rozplywal sie wrecz nad jej zdolnosciami i na koniec lekcji Slytherin zdobyl 30 punktow.
- Dobra jestes. Musialas duzo cwiczyc w poprzedniej szkole.
- Tak, bylo wiele okazji.
- Czyzby pojedynki?
- Mozna tak powiedziec.
- Musze leciec za chwile mam transmutacje. Milo bylo poznac.
- Wzajemnie. Do zobaczenia.
Dziewczyna wydawala sie byc mila, ale... no wlasnie ale. Cos Lunie w tej dziewczynie nie pasowalo choc nie mogla powiedziec co. Spojrzla na swoj plan. Starozytne runy. Zarzucila torbe na plecy i ruszyla w strone odpowiedniej sali.
Reszta dnia minela krukonce niezwykle szybko i nim spostrzegla byl juz wieczur. Od zaklec nie widziala profesora Snape'a i nawet nie miala pomyslu gdzie moglaby go znalesc. Sprawdzila pokuj wspolny, biblioteke, myslala nawet nad boiskiem do quidicha ale padal deszcz wiec tam sie raczej nie wybral. Dzis Luna musiala sie poddac liczac na to jutro jej sie poszczesci.
- Witajcie moi drodzy na pierwszej lekcji eliksirow w tym roku. Panno White, jak u pani z eliksirami?
No nie, czy kazdy nauczyciel musi zadawac tego typu pytania?
- Kazdy nauczyciel ma inne wymagania i inna skale oceniania dlatego mysle ze najlepiej bedzie jak pan sam zobaczy i oceni jak mi idzie.
- Bardzo dobra odpowiedz Panno White. Dzis w takim razie uwazycie eliskir odrastajacych kosci. Instrukcje znajdziecie na stronie 23. Powodzenia!
Luna siegnela po podrecznik. Miala szczescie ze profesor Dumbledore pomyslal o tej kwestii i uzyczyl jej podreczniki ze szkolnej biblioteki inaczej musiala by sie prosic innych o mozliwosc skorzystania z podrecznika. Spojrzala na instrukcje. Zawsze byla calkiem niezla w eliksirach a te nie byl zbyt mocno skomplikowany. Udala sie do szawki ze skladnikami zanim reszta otworzyla podreczniki ale przy meblu stal juz czarnowlosy slizgon. Dopiero teraz miala mozliwosc przyjrzec sie jego posturze dokladnie. Byl jedynie odrobine nizszy niz za jej czasow ale i tak siegala mu ramienia i tak samo chudy. Jego szata byla zdecydowanie za krotka i wyblakla od wielokrotnego prania. Gdzieniegdzie zauwazyla zszycia i co najmniej 2 laty. Ten struj w najmniejszym nawet stopniu nie przypominal jego jedwabnych powiewajacych szat w jakich ten zwykl chodzic jako nauczyciel. Chlopak wlasnie odwucil sie lewitujac skladniki na swoje biurko a Luna wykorzystujac moment ze na nia spojrzal usmiechnela sie nie pewnie, a on w zamian poslal jej spojrzenie mowiace mniej wiecej 'co jak kwoka stoisz i usmiechasz sie jak glupi do sera' i odszedl do swojej lawki. No tak, czego ona sie spodziewala? Ze rzuci sie na nia z okrzykiem 'zostanmy przyjaciolmi'? Przeciez to Snape! Ten sam brzydki nietoperz z lochow tyle ze mlodszy z szalonym blyskiem w oku. Z westchnieniem wziela swoje skladniki i wrucila do kociolka. Jej zadanie z kazda chwila wydawalo sie byc coraz trudniejsze....
Na koniec lekcji opiekuj jej tymczasowego domu chodzil miedzy lawkami i komentowal eliksiry.
- Panno Brown, eliksir powinien byc koloru kremowego piwa a nie soku pomaranczowego... Panie Black dodal pan pol centrymetra za duzo kory z brzozy... Panno Evens a co sie ostatnio dzieje z toba? Zawsze taka wybitna w eliksirach a ostatnio slabo ci idzie.
- Wiem, przepraszam profesorze. Niewiem co sie ze mna ostatnio dzieje - Snape prychnal szyderczo na co nikt nie zwrucil uwagi ale Luna postanowila zakodowac to w pamieci - ale bede sie bardziej przykladac.
- Mam nadzieje bo masz prawdziwy talentw tej dziedzinie. O pan Snape! U pana jak zawsze idealnie, 10 punktow dla Slytherinu.
Wyglosil jeszcze kilka komentarzt az podszedl do jej stanowiska.
- A teraz niech zobacze kociolek panny White.
Powachal, zamieszal, sprawdzil konsystencje.
- Mam zla wiadomosc panie Snape. Chyba znalazl pan konkurencje. Swietna mikstura Jane, 10 punktow dla Slytherinu i oby tak dalej.
Luna zerknela w stone wspomnianego slizgona ale ten patrzyl w inna strone sali zupelnie nie przejmujac sie slowami nauczyciela.
Gdy wychodzili z sali chciala zobaczyc gdzie uda sie Severus by w razie czego wiedziec gdzie go szukac ale podeszla do niej Lily a Snape jedynie rzucil im krutkie spojrzenie i szybko zniknal w tlumie uczniow.
- Gdzie nauczylas sie tak swietnie wazyc eliksiry?
- Mialam dobrego nauczyciela - rozesmiala sie w myslach ale w sumie jej nie oklamala. Wiele mozna bylo zarzucic profesorowi Snape co do metod nauczania ale koniec koncow sa one skuteczne - Tobie chyba tez nie najgodzej idzie?
Dziewczyna posmutniala.
- Kiedys szlo mi duzo lepiej ale pod koniec 5 klasy jakos sie pogorszylo...
Cos Lunie powiedzialo aby nie kontynuowac tego tematu. Narazie.
- Jestem pewna ze z czasem wrucisz do poprzedniej kondycji.
- No wlasnie w tej kwestii mialabym do ciebie prozbe. Czy moglybysmy na eliksirach siedziec razem? Jesli oczywiscie nie masz nic przeciwko.
- Pewnie, mi tez bedzie razniej niz tak samemu.
- Dziekuje. Musze leciec, zaraz mam mugoloznastwo.
Dziewczyna pochodzaca z rodziny mugoli chodzi na mugoloznastwo? Nawet Hermiona dala sobie z tym spokuj po roku.
- OK, do zobaczenia.
Luna reszte dnia miala wolna i puki co zadnej pracy domowej. Swietnie, ma cale popoludnie na szukanie profesora Snape'a i postanowila ponownie zaczac od biblioteki. Gdy weszla miedzy regaly ksiazek mijajac wczesniej usmiechnieta o wiele mlodsza niz teraz bibliotekarke lekko sie zdziwila. Ta kobieta zawsze byla skrzywiona niczym Snape i rownie nie mila ( w sumie to pod tym wzgledem by do siebie pasowali) wiec widzac jej usmiech i mile zaproszenie do srodka a nawet propozycje pomocy uznala ze to jakies zdarzenie z przyszlosci ( czy przeszlosci? - nie byla pewna jak to ujac w jej sytuacji) musialy sprawic w niej taka zmiane. Biblioteka byla praktycznie pusta, tylko kilka puchonek siedzialo nad jakimis romansidlami i zaczerwienione chichotaly miedzy soba. Gdy miala sie juz poddac i szukac gdzie indziej dostrzegla wysokiego czarnowlosego chlopaka. Snape. Ruszla za nim ale w pewnym momencie trafila na niewidzialna szybe. Spojrzala w gore. No tak, dzial Ksiag Zakazanych a ona nie ma pozwolenia. Wzdechla. Musi poprosic dyrektora o pozwolenie aby mogla miec mozliwosc zagadac jakos chlopaka. Po chwili byla juz w gabinecie a profesor Dumbledore czestowal ja ciastkami kokosowymi.
- Zatem co cie panno Lovegood do mnie sprowadza?
Na dzwiek jej prawdziwego nazwiska zrobilo sie Lunie cieplej w sercu.
- Chcialam poprosic o pozwolenie na wchodzenie do Dzialu Ksiag Zakazanych.
Profesor wydawal sie byc zaskoczony.
- A z jakiego to powodu?
- Profesor, to znaczy Severus Snape ma dostep do tego dzialu i cos mi mowi ze jak tylko nie ma ciszy nocnej a on nie jest na lekcjach to siedzi wlasnie tam. Wczoraj przeszukalam caly zamek a nie moglam go znalesc a dzis zauwazylam go tam jedynie przypadkiem.
- Severus caly czas ma dostep to Dzialu Ksiag Zakazanych?
- Tego nie wiem, ale ktorys z nauczycieli musial dac mu pozwolenie.
- To pewnie dlatego coraz bardziej wieje od niego czarna magia... Pewnie Horacy znow dal mu pozwolenie ale to nie dobre zeby tak mlody czlowiek ciagle siedzial miedzy tego typu ksiagami wiec cofne mu pozwolenie i zabronie profesorowi Slughornowi ponownie mu go dawac.
- Nie profesorze - Luna czula sie okropnie, ale wiedziala ze w rekach Mistrza Eliksirow lezy przyszlosc wszystkich czarodziejow i mugolii - prosze tego nie robic. Profesor Snape musi przez to przejsc.
Dumbledore przygladal jej sie przez chwile.
- No coz, mysle ze w tej chwili wiesz o wiele wiecej niz ja wiec zdam sie na twoje zdanie. Tobie oczywiscie udzielam pozwolenia. Mozesz juz isc.
- Dziekuje profesorze.
- Czesc, moge sie przysiasc?
Spojrzenie jakim uraczyl ja jej kolega z tego samego domu sprawilo ze Lunie nawet bazyliszek wydawalby sie bardziej przyjazny ale przesunal swoja ksiege dajac jej tym samym miejsce aby mogla polozyc swoja. W duchu podziekowala ze wsrod ksiag zakazanych jest tylko jeden stolik. Nie wiedziala jak zaczac rozmowe wiec tylko udawala ze jest mocno zajeta czytaniem ksiegi 'Wampiry, wilkolaki i jak ich urzywac do swoich celow'. Strasznie brutalna. Kto by pomyslal aby glodzic i przetrzymywac czlowieka w malym pomieszczeniu przed i w czasie pelni tak aby gryzly same siebie gdy gore wezma instykty wynikajace z lykanizmu? To ma niby pomuc jakos w podporzatkowaniu sobie jakos wilkolaka? Lunie z kazdym zdaniem i rysunkiem robili soe coraz bardziej nie dobrze. Jedynie co ja powstrzymywalo od wybiegniecia z biblioteki jak najdalej od tego co czytala byl on. Kontem oka pomiedzy czytanymi zdaniami patrzyla na jego twarz i byla coraz bardziej przerazona. Chlopak usmiechal sie jak kot na widok smietany a oczy swiecily mu sie jak szalencowi gdy polykal wrecz kolejne strony trzymanej przez siebie ksiegi. Wiedziala ze Snape robil zle zeczy, wszyscy o tym wiedzieli, ze kiedys byl owladniety calkowicie przez czarna magie, ze zabijal i torturowal bez mrugniecia okiem, ale wiedziec to a widziec jak ogarnia go to zlo coraz bardziej z kazdym przeczytanym zdaniem to zupelnie co innego. I pomyslec ze to dopiero poczatek. Zatopiona w rozmysleniach nawet nie zauwazyla ze bibliotekarka zapalila swiece a za oknem zrobilo sie juz calkiem ciemno.
- Panie Snape, panno White musicie wracac juz do pokoju wspolnego.
Na dzwiek glosu mlodej panny Prince Luna az podskoczyla.
- Oczywiscie prosze pani.
Nim Luna zdarzyla zamknac ksiege to slizgon zdarzyl juz odeslac swoja ksiazke na polki i wyjsc z biblioteki. Stala chwile w miejscu patrzac na zamkniete za Snape'em drzwi i nie mogla sie ruszyc. Snape byl mily!! Nigdy niemyslala ze nazwisko tego mezczyzny zostanie umieszczone w jednym zdaniu ze slowem 'mily' i nie bedzie to zdanie zaprzeczajace.
- Bardzo mily chlopak. Szkoda jedynie ze taki zamkniety w sobie. I jeszcze ciagle przesiaduje nad tymi strasznymi woluminami. Mowilam Albusowi ze uczniowie nie powinni miec wogule dostepu nawet do polowy z tych tomow ale on twierdzi ze czasami wiedza w nich zawarta moze sie komus przydac.
Slowa bibliotekarki wyrwaly Krukonke z odretwienia i odeslala swoj tom zkladajac od razu na ramie torbe.
- Wie pani, wszystko zalezy od tego z ktorej strony spojrzec. I pani, i profesore Dumbledore macie racje, ale tez w tym samym stopniu oboje sie myslicie. Milego wieczoru.
Czym predzej ruszyla w strone wiezy Ravenclow by po chwili walac dlonia w czolo zawrucic w strone lochow.
poniedziałek, 29 września 2014
Rozdzial II
Wiem ze haniebnie krotki ale postaram sie dzis wstawic juz kolejny zebyscie mieli co czytac. Nastepny bedzie ciekawszy - starcie Snape'a i Huncwotow :)
Milego czytania!
Rozdzial II
- Zakrecilo jej sie w glowie i czula sie jak by spadala gleboko w przepasc. Gdy wyczula grunt pod nogami otworyla niepewnie oczy i rozejrzala sie po pomieszczeniu. Niewatpliwie znajdowala sie w gabinecie dyrektora ale sprzetow zagracajacych przestrzen bylo znacznie mniej. Feweks, feniks dyrektora siedzial jako pisklak na swojej grzezi i przysypial. Spojrzala w strone biurka i jej oczom ukazal sie o wiele mlodszy profesor Dumbledore z otwartymi ustami i oczami jak galeony - widok niepowtarzalny i Luna w ostatniej chwili powstrzymala sie zeby nie buchnac gromkim smiechem. To jedyna w jej zyciu okazja zeby zobaczyc profesora z taka mina.
- Dzien dobry profesorze.
Podeszla do oszolomionego czarodzieja i wreczyla mu list ktory trzymala w dloni. W czysie gdy czytal a na jego twarzy powoli malowalo sie zrozumienie Luna wsunela proszek na powrut do kufra i czekala az dyrektor skonczy.
- Panno Lovegood niech pani usiadzie. Milo mi pania poznac. Zatem jest u nas pani z misja,... Od poczatku wiedzialem ze Tom moze przysparzac problemow ale nie wiedzialem ze dojdzie az do tego.... No ale trudno, niech wykonuje pani swoja misje. Oficialnie przeniosla sie pani do nas ze szkoly w Rumuni poniewaz pani rodzicie przeprowadzili sie ponownie do Anglii. Ponownie przejdzie pani przez przydzial do domu. W jakim domu pani jest?
- Prosze mi mowic po prostu Luna i jestem krukonka.
- Oczywiscie Luno. Krukonka mowisz? Corki Roveny zawsze byly bardzo inteligetne. Sam tez bylem krukonem. No ale teraz trafisz do Slytherinu, zaraz omowie to z Tiara przydzialu. A tak wogule to moze herbaty albo ciasteczka?
- Nie dziekuje profesorze. Mam jedynie pytanie.
- Slucham.
- Czy koniecznie musze nalezec do Slytherinu? Wolalabym zostac krukonka.
- Niestety twoja misja wymaga jak najszybszego zdobycia zaufania jednego z najbardziej nieufnych ludzi jakich znam. Wiec latwiej ci bedzie jesli bedziecie w tym samym domu. Jestes czystej krwi?
- Tak profesorze.
- Zatem z wejsciem do dormitorium nie bedzie problemu. Mysle ze omowilismy juz wszystko. Za 10min zacznie sie Wielka Uczta wiec lepiej schodzmy juz na dol.
Zamek wygladal dokladnie tak samo jak za jej czasow podobnie jak Wielka Sala. Kufry uczniow stalu juz przy wejsciu do zamku wiec krukonka zostawila tam tez swoj i teraz obserwowala jak dyrektor rozmawia z tiara pokazujac na nia. Luna skrzywila sie. Miala na cale 3 miesiace zostac slizgonka. Super. Powinna w takim razie juz teraz zdjac majtki, zalozyc stanik z koronki zaslaniajacy jedynie sutki i zaopatrzec sie w szminke czerwona jak sciany w buduarze kobiety bardzo lekkich obyczajow. Jej rozmyslania przerwal Dumbledore.
- Co sie tak krzywisz Luno?
- Tak tylko mysle jak bede odstawala od reszty slizgonow.
- Nic sie nie martw, jak bym nie mial pewnosci ze dasz sobie rade to bym ci przeciez nie powierzal tej misji, prawda?
- No prawda profesorze.
Wiekszosc nauczycieli zajela juz swoje miejsca i teraz spogladali na nia z ciekawoscia. Z ulga zauwazyla ze znala wszystkich nauczycieli z wyjatkiem mezczyzny w bialych dlugich wlosach ktory jak przypuszczala mial nauczac Obrony przed Czarna Magia. Kogos jej przypominal ale nie byla pewna kogo. Po chwili do sali zaczeli wchodzic uczniowie obrzucajac ja ciekawskimi spojrzeniami a ona aby nie zawadzac stanela pod sciana. Dyrektor uciszyl uczniow i do Wielkiej Sali weszli pierwszoroczni. Po wyjatkowo wesolej piesni tiary zaczely sie przydzialy. Nowych uczniow bylo nie wielu i wiekszosc zajela miejsca przy stole puchonow. Gdy ceremonia przydzialu pierwszorocznych dobiegla konca wstal Dumbledore i poinformowal o nowej uczennicy Jane White patrzac jednoczesnie na nia. No nie, nie mogl jej poinformowac ze imie tez jej planuje zmienic? Niesmialo podeszla do stolka na ktorym usiadla i gdy tylko tiara dotknela jej glowy wykrzyknela 'Slytherin!'. Luna starajac sie nie skrzywic na sama mysl o tym gdzie ma usiasc zajela miejsce przy stole weza sluchajac jednoczesnie jak dyrektor mowi ze znajduje sie w klasie 7, kilka standardowych informacji (wiekszosc jej umknela) az wreszcie klasniecie w dlonie i wspaniale dania. Starajac sie nie zapomniec po co tu jest i dlaczego poswieca sie bedac slizgonka rozejrzala sie w poszukiwaniu profesora Snape'a i jednoczesnie obserwujac reszte slizgonow. Z milym zaskoczeniem stwierdzila ze zadna z dziewczat nie ma makijarzu ani nawet wymalowanych paznokci a ich szaty sa starannie zapiete pod szyje. Przynajmniej nie musi robic z siebie dziwki zeby wtopic sie w tlum. Kolejne co zauwazyla to szacunek z jakim chlopcy odnosza sie do dziewczat podajac im polmiski, dolewajac soku dyniowego czy chocby zagadac o wakacje. Z tego co zauwazyla w swoich czasach to slizgonki wieszaly sie na szyjach chlopcom a ci znudzeni odpychali je jak zabawki. Ciekawe tylko od czego to zalezy. Nie minelo pietnascie minut jak zagadala ja siedzaca obok dziewczyna.
- Jane, tak?
Dziewczyna milo sie do niej usmiechala.
- Tak, a ty?
- Mam na imie Teodora ale mozesz do mnie mowic po prostu Dora. Skad jestes?
- Milo mi poznac Doro. Przepisalam sie ze szkoly w Rumunii po tym jak z rodzicami przeprowadzilam sie do Anglii.
- Z Rumunii? Podobno macie tam najwieksza chodowle smokow na swiecie?
- Tak, moj tata jest treserem.
Nienawidzila klamac ale zdawala sobie sprawe z tego ze teraz bedzie musiala zmyslac jak najeta.
- To super. Tez marzy mi sie trenowac smoki. Jestes na 7 roku, tak?
- Zgadza sie.
- Swietnie bo ja tez. Masz juz jakiegos chlopaka na oku?
No nie, czy nawet tutaj to jedno z pierwszych pytan?
- Jeszcze nie zdarzylam sie rozejrzec.
- Ladna jestes, masz nietypowa urode ciemne wlosy i srebrne oczy. No to opowiem ci o chlopcach na naszym roku....
No i zaczelo sie. Najpierw opowiedziala o wszystkich krukonacg, puchonach, o gryfonach powiedziala jedynie ze nie warci sa nwet wspomnienia a o slizgonach zostawila na koniec by wrecz rozplywac sie nad ich zaletami. Co prawda Luna nie lubiala takiej paplaniny ale warto bylo wiedziec ' cos o nowych 'kolegach' wiec sluchala uwaznie liczac na to ze w koncu dojdzie do obiektu jej misji. Gdy jednak dziewczyna o nim nie wspomniala a wyraznie skonczyla opowiadac o piwnych oczach Augustina postanowila sie dopytac.
- To wszyscy?
Dziewczyna lekko sie skrzywila.
- Jest jeszcze Severus ale nim raczej nie bedziesz zainteresowana. Zadna nie jest.
- Czemu? - udala zdziwienie chociaz jesli byl tak mily jak w jej czasach to jest to calkowicie zrozumiale.
- Jest taki... no wiesz... inny. Nikt go tak na prawde nie zna i nie chce poznac. Byla taka jedna gryfonka co z nim gadala i on byl w niej chyba zakochany ale ostatecznie ona zwiazala sie z jednym jego wrogow z gryfindoru z Jamesem. Ja mysle ze przyjaznila sie z nim tylko dla jego notatek z eliksirow bo jest w nich na prawde dobry. Zroszta jak we wszystkim.
- A dlaczego nikt nie chce sie z nim przyjaznic?
- Wiesz, trudno to wytlumaczyc - rozejrzala sie wokol - musi siedziec gdzies na koncu stolu bo teraz go nie widze . Zreszta zobaczysz go jutro na zajeciach to sama zrozumiesz. Podac ci makowca?
- Nie dziekuje ale bylabym wdzieczna za budyn czekoladowy.
Reszta wieczoru minela im na rozmowach o nauczycielach, ich wadach i zaletach i ogolnie opowiadaniach o Hogwarcie. Luna swietnie udawala zaciekawienie na tematy ktore dokladnie znala i nawet zasmiala sie w duchu ze nigdy by nie pomyslala ze bedzie taka dobra aktorka. Gdy uczniowie zaczeli powoli wychodzic z Sali ona i Dora tez ruszyly w strone wyjscia by po chwili isc juz zimnymi lochami w strone dormitorium slizgonow. Nigdy nie byla w tej czesci zamku i bylo to chyba blogoslawienstwo - bylo zimno, wilgotno i ogolnie nieprzyjemnie choc reszta zdawala sie tego nie zauwazac. Po kilku minutach podczas ktorych jej nowa kolezanka opowiadala jej o Klubie Slimaka doszli do wejscia do pokoju wspolnego Dora wypowiedziala haslo 'Sliski waz' i weszly do srodka. Luna musiala przyznac ze byla milo zaskoczona wygladem Pokoju. Nie wiedziala czego sie spodziewac ale na pewno nie tego. Pokoj byl urzadzony w przytulna zielen polaczona ze srebrnymi dodatkami. W kominku trzaskal ogien i Luna poczula przyjemne odprezenie. W kazdym zakatku pokoju byly sofy i fotele, biurka i krzesla, lampy... Nie byl to co prawda pokuj w kolorze niebieskim ktory pokochala juz pierwszego dnia szkoly ale bylo wiecej miejsca i przyjemnie cieplo czego nie spodziewala sie po lochach. Sciany pokryte byly gobelinami i obrazami bylych uczniow Slytherinu i Ginny zauwazyla portret mezczyzny ktorego wziela za nauczyciela.
- To Abraxas Malfoy, nasz nowy nauczyciel Obrony przed Czarna Magia. Jego syn nie dawno skonczyl Hogwart. Choc, pokaze ci sypialnie i lazienke.
Sypialnia byla niewielka i staly w niej tylko dwa lozka z czego w jednym juz ktos spal.
- Cathrine Snoper, nasza wspollokatorka. Okropna kujonka, potrafi nawet przez 3 godziny nie oderwac wzroku od ksiazki choc na moment - Luna usmiechnela sie na wspomnienie Hermiony - A jak sie nie uczy to spi, wiec raczej z nia nie pogadasz.
Lazienka okazala sie byc jeszcze mniejsza niz sypialnia, urzadzona oczywiscie w kolorze zielonym. Jednak najbardziej zachwycilo ja lustro ciagnace sie od posadzki az po sufit w pieknie rzezbionej ramie. Gdy zachwycona wrucila z lazienki zauwazyla ze Dora jest juz w pizamie i wlasnie kladzie sie do lozka.
- Lepiej nie siedz za dlugo bo jutro o 8 jest sniadanie.
- Juz sie klade. Dobranoc.
- Dobranoc.
Wcale nie chcialo jej sie spac ale przebrala sie w swoja pizame i wslizgnela sie pod kaldre. Baldachim byl zielony z ogromnym srebrnym wezem posrodku. Setki mysli klebilo sie w jej glowie ale zamknela oczy w nadzieji ze jednak uda jej sie zasnac. Nawet nie wiedziala kiedy odplynela w kraine snow...
Milego czytania!
Rozdzial II
- Zakrecilo jej sie w glowie i czula sie jak by spadala gleboko w przepasc. Gdy wyczula grunt pod nogami otworyla niepewnie oczy i rozejrzala sie po pomieszczeniu. Niewatpliwie znajdowala sie w gabinecie dyrektora ale sprzetow zagracajacych przestrzen bylo znacznie mniej. Feweks, feniks dyrektora siedzial jako pisklak na swojej grzezi i przysypial. Spojrzala w strone biurka i jej oczom ukazal sie o wiele mlodszy profesor Dumbledore z otwartymi ustami i oczami jak galeony - widok niepowtarzalny i Luna w ostatniej chwili powstrzymala sie zeby nie buchnac gromkim smiechem. To jedyna w jej zyciu okazja zeby zobaczyc profesora z taka mina.
- Dzien dobry profesorze.
Podeszla do oszolomionego czarodzieja i wreczyla mu list ktory trzymala w dloni. W czysie gdy czytal a na jego twarzy powoli malowalo sie zrozumienie Luna wsunela proszek na powrut do kufra i czekala az dyrektor skonczy.
- Panno Lovegood niech pani usiadzie. Milo mi pania poznac. Zatem jest u nas pani z misja,... Od poczatku wiedzialem ze Tom moze przysparzac problemow ale nie wiedzialem ze dojdzie az do tego.... No ale trudno, niech wykonuje pani swoja misje. Oficialnie przeniosla sie pani do nas ze szkoly w Rumuni poniewaz pani rodzicie przeprowadzili sie ponownie do Anglii. Ponownie przejdzie pani przez przydzial do domu. W jakim domu pani jest?
- Prosze mi mowic po prostu Luna i jestem krukonka.
- Oczywiscie Luno. Krukonka mowisz? Corki Roveny zawsze byly bardzo inteligetne. Sam tez bylem krukonem. No ale teraz trafisz do Slytherinu, zaraz omowie to z Tiara przydzialu. A tak wogule to moze herbaty albo ciasteczka?
- Nie dziekuje profesorze. Mam jedynie pytanie.
- Slucham.
- Czy koniecznie musze nalezec do Slytherinu? Wolalabym zostac krukonka.
- Niestety twoja misja wymaga jak najszybszego zdobycia zaufania jednego z najbardziej nieufnych ludzi jakich znam. Wiec latwiej ci bedzie jesli bedziecie w tym samym domu. Jestes czystej krwi?
- Tak profesorze.
- Zatem z wejsciem do dormitorium nie bedzie problemu. Mysle ze omowilismy juz wszystko. Za 10min zacznie sie Wielka Uczta wiec lepiej schodzmy juz na dol.
Zamek wygladal dokladnie tak samo jak za jej czasow podobnie jak Wielka Sala. Kufry uczniow stalu juz przy wejsciu do zamku wiec krukonka zostawila tam tez swoj i teraz obserwowala jak dyrektor rozmawia z tiara pokazujac na nia. Luna skrzywila sie. Miala na cale 3 miesiace zostac slizgonka. Super. Powinna w takim razie juz teraz zdjac majtki, zalozyc stanik z koronki zaslaniajacy jedynie sutki i zaopatrzec sie w szminke czerwona jak sciany w buduarze kobiety bardzo lekkich obyczajow. Jej rozmyslania przerwal Dumbledore.
- Co sie tak krzywisz Luno?
- Tak tylko mysle jak bede odstawala od reszty slizgonow.
- Nic sie nie martw, jak bym nie mial pewnosci ze dasz sobie rade to bym ci przeciez nie powierzal tej misji, prawda?
- No prawda profesorze.
Wiekszosc nauczycieli zajela juz swoje miejsca i teraz spogladali na nia z ciekawoscia. Z ulga zauwazyla ze znala wszystkich nauczycieli z wyjatkiem mezczyzny w bialych dlugich wlosach ktory jak przypuszczala mial nauczac Obrony przed Czarna Magia. Kogos jej przypominal ale nie byla pewna kogo. Po chwili do sali zaczeli wchodzic uczniowie obrzucajac ja ciekawskimi spojrzeniami a ona aby nie zawadzac stanela pod sciana. Dyrektor uciszyl uczniow i do Wielkiej Sali weszli pierwszoroczni. Po wyjatkowo wesolej piesni tiary zaczely sie przydzialy. Nowych uczniow bylo nie wielu i wiekszosc zajela miejsca przy stole puchonow. Gdy ceremonia przydzialu pierwszorocznych dobiegla konca wstal Dumbledore i poinformowal o nowej uczennicy Jane White patrzac jednoczesnie na nia. No nie, nie mogl jej poinformowac ze imie tez jej planuje zmienic? Niesmialo podeszla do stolka na ktorym usiadla i gdy tylko tiara dotknela jej glowy wykrzyknela 'Slytherin!'. Luna starajac sie nie skrzywic na sama mysl o tym gdzie ma usiasc zajela miejsce przy stole weza sluchajac jednoczesnie jak dyrektor mowi ze znajduje sie w klasie 7, kilka standardowych informacji (wiekszosc jej umknela) az wreszcie klasniecie w dlonie i wspaniale dania. Starajac sie nie zapomniec po co tu jest i dlaczego poswieca sie bedac slizgonka rozejrzala sie w poszukiwaniu profesora Snape'a i jednoczesnie obserwujac reszte slizgonow. Z milym zaskoczeniem stwierdzila ze zadna z dziewczat nie ma makijarzu ani nawet wymalowanych paznokci a ich szaty sa starannie zapiete pod szyje. Przynajmniej nie musi robic z siebie dziwki zeby wtopic sie w tlum. Kolejne co zauwazyla to szacunek z jakim chlopcy odnosza sie do dziewczat podajac im polmiski, dolewajac soku dyniowego czy chocby zagadac o wakacje. Z tego co zauwazyla w swoich czasach to slizgonki wieszaly sie na szyjach chlopcom a ci znudzeni odpychali je jak zabawki. Ciekawe tylko od czego to zalezy. Nie minelo pietnascie minut jak zagadala ja siedzaca obok dziewczyna.
- Jane, tak?
Dziewczyna milo sie do niej usmiechala.
- Tak, a ty?
- Mam na imie Teodora ale mozesz do mnie mowic po prostu Dora. Skad jestes?
- Milo mi poznac Doro. Przepisalam sie ze szkoly w Rumunii po tym jak z rodzicami przeprowadzilam sie do Anglii.
- Z Rumunii? Podobno macie tam najwieksza chodowle smokow na swiecie?
- Tak, moj tata jest treserem.
Nienawidzila klamac ale zdawala sobie sprawe z tego ze teraz bedzie musiala zmyslac jak najeta.
- To super. Tez marzy mi sie trenowac smoki. Jestes na 7 roku, tak?
- Zgadza sie.
- Swietnie bo ja tez. Masz juz jakiegos chlopaka na oku?
No nie, czy nawet tutaj to jedno z pierwszych pytan?
- Jeszcze nie zdarzylam sie rozejrzec.
- Ladna jestes, masz nietypowa urode ciemne wlosy i srebrne oczy. No to opowiem ci o chlopcach na naszym roku....
No i zaczelo sie. Najpierw opowiedziala o wszystkich krukonacg, puchonach, o gryfonach powiedziala jedynie ze nie warci sa nwet wspomnienia a o slizgonach zostawila na koniec by wrecz rozplywac sie nad ich zaletami. Co prawda Luna nie lubiala takiej paplaniny ale warto bylo wiedziec ' cos o nowych 'kolegach' wiec sluchala uwaznie liczac na to ze w koncu dojdzie do obiektu jej misji. Gdy jednak dziewczyna o nim nie wspomniala a wyraznie skonczyla opowiadac o piwnych oczach Augustina postanowila sie dopytac.
- To wszyscy?
Dziewczyna lekko sie skrzywila.
- Jest jeszcze Severus ale nim raczej nie bedziesz zainteresowana. Zadna nie jest.
- Czemu? - udala zdziwienie chociaz jesli byl tak mily jak w jej czasach to jest to calkowicie zrozumiale.
- Jest taki... no wiesz... inny. Nikt go tak na prawde nie zna i nie chce poznac. Byla taka jedna gryfonka co z nim gadala i on byl w niej chyba zakochany ale ostatecznie ona zwiazala sie z jednym jego wrogow z gryfindoru z Jamesem. Ja mysle ze przyjaznila sie z nim tylko dla jego notatek z eliksirow bo jest w nich na prawde dobry. Zroszta jak we wszystkim.
- A dlaczego nikt nie chce sie z nim przyjaznic?
- Wiesz, trudno to wytlumaczyc - rozejrzala sie wokol - musi siedziec gdzies na koncu stolu bo teraz go nie widze . Zreszta zobaczysz go jutro na zajeciach to sama zrozumiesz. Podac ci makowca?
- Nie dziekuje ale bylabym wdzieczna za budyn czekoladowy.
Reszta wieczoru minela im na rozmowach o nauczycielach, ich wadach i zaletach i ogolnie opowiadaniach o Hogwarcie. Luna swietnie udawala zaciekawienie na tematy ktore dokladnie znala i nawet zasmiala sie w duchu ze nigdy by nie pomyslala ze bedzie taka dobra aktorka. Gdy uczniowie zaczeli powoli wychodzic z Sali ona i Dora tez ruszyly w strone wyjscia by po chwili isc juz zimnymi lochami w strone dormitorium slizgonow. Nigdy nie byla w tej czesci zamku i bylo to chyba blogoslawienstwo - bylo zimno, wilgotno i ogolnie nieprzyjemnie choc reszta zdawala sie tego nie zauwazac. Po kilku minutach podczas ktorych jej nowa kolezanka opowiadala jej o Klubie Slimaka doszli do wejscia do pokoju wspolnego Dora wypowiedziala haslo 'Sliski waz' i weszly do srodka. Luna musiala przyznac ze byla milo zaskoczona wygladem Pokoju. Nie wiedziala czego sie spodziewac ale na pewno nie tego. Pokoj byl urzadzony w przytulna zielen polaczona ze srebrnymi dodatkami. W kominku trzaskal ogien i Luna poczula przyjemne odprezenie. W kazdym zakatku pokoju byly sofy i fotele, biurka i krzesla, lampy... Nie byl to co prawda pokuj w kolorze niebieskim ktory pokochala juz pierwszego dnia szkoly ale bylo wiecej miejsca i przyjemnie cieplo czego nie spodziewala sie po lochach. Sciany pokryte byly gobelinami i obrazami bylych uczniow Slytherinu i Ginny zauwazyla portret mezczyzny ktorego wziela za nauczyciela.
- To Abraxas Malfoy, nasz nowy nauczyciel Obrony przed Czarna Magia. Jego syn nie dawno skonczyl Hogwart. Choc, pokaze ci sypialnie i lazienke.
Sypialnia byla niewielka i staly w niej tylko dwa lozka z czego w jednym juz ktos spal.
- Cathrine Snoper, nasza wspollokatorka. Okropna kujonka, potrafi nawet przez 3 godziny nie oderwac wzroku od ksiazki choc na moment - Luna usmiechnela sie na wspomnienie Hermiony - A jak sie nie uczy to spi, wiec raczej z nia nie pogadasz.
Lazienka okazala sie byc jeszcze mniejsza niz sypialnia, urzadzona oczywiscie w kolorze zielonym. Jednak najbardziej zachwycilo ja lustro ciagnace sie od posadzki az po sufit w pieknie rzezbionej ramie. Gdy zachwycona wrucila z lazienki zauwazyla ze Dora jest juz w pizamie i wlasnie kladzie sie do lozka.
- Lepiej nie siedz za dlugo bo jutro o 8 jest sniadanie.
- Juz sie klade. Dobranoc.
- Dobranoc.
Wcale nie chcialo jej sie spac ale przebrala sie w swoja pizame i wslizgnela sie pod kaldre. Baldachim byl zielony z ogromnym srebrnym wezem posrodku. Setki mysli klebilo sie w jej glowie ale zamknela oczy w nadzieji ze jednak uda jej sie zasnac. Nawet nie wiedziala kiedy odplynela w kraine snow...
niedziela, 28 września 2014
Rozdzial I
Przepraszam ze dopiero teraz ale moja kolezanka wplynela na to opuznienie. Miesiac temu zadzwonila do mnie z informacja ze poznala super faceta i nim uplynie miesiac sie pobiora i oczywiscie jestem zaproszona. Spytalam o imie szczesliwca i postanowilam ze wyhaftuje i poszewki na poduszki z ich imionami wsrod kwiatow a z tylu zyczenia dla pary mlodej. Gdy skonczylam jej poszewke i bylam w polowie jego zadzwonila z placzem tydzien temu ze slubu nie bedzie i wogule on okazal sie byc pomylka. Jej poduszke schowalam do szafki w razie czego na przyszlosc, jego na razie zostawilam na wierzchu w razie jak by sie jednak namyslila wziasc z nim slub. Po tygodniu jej zapewnien ze jednak zdania nie zmieni poszewke z jego imieniem wyrzucilam do smieci. Na drugi dzien (wczoraj w poludnie) otrzymalam od niej sms ze jednak slub sie odbedzie, i to za kilka dni. Mialam ochote ja zabic i dziekuje panom wywozacym smieci ze wczorajszego dnia sie spuzniali. Nie ma to jak zmiennosc kobiety.
No i przepraszam za brak znakow polskich ale niestety laptop jest po angielsku, jestem ciemna i nie umiem zmienic jezyka, wiec nie mam mozliwosci stosowania znakow polskich (chyba, ale nawet jak jest to bladego pojecia jak zrobic zeby byla). Mam nadzieje ze nie przeszkodzi wam to w czytaniu.
Zapraszam do czytania i komentowania, mam nadzieje ze wam sie spodoba ten pomysl.
Buziaki
Rodzial I
Luna Lovegood, Ginny Weasley i Neville Longbottom rozmawiali w jednym z dziesiatek wagonow Expressu Hogwart bedacym w polowie drogi do wioski czarodziejow znajdujacej sie niedaleko szkoly. Neville spojrzal wlasnie nie pewnie na Ginny ktora wlasnie powiedziala im ze gdy podsluchiwala spotkanie Zakonu Feniksa to dowiewiedziala sie ze Snape znow bedzie nauczyc Eliksirow a Moody (tym razem ten prawdziwy) powraca do szkoly by ponownie objac stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarna Magia.
- Jestes pewna Ginny?
- Tak, dlaczego?
Neville opowiedzial dziewczynom co Moody zrobil podczas ich pierwszej lekcji na czwartym roku.
- Rozumiem Neville twoje podejscie i obawy ale musisz pamietac ze to nie byl prawdziwy Moody tylko podszywajacy sie pod niego smierciozerca. W rzeczywistosci wcale nie jest taki zly i na pewno nie zrobilby czegos takiego.
- Wiem ale mimo wszystko zawsze jak widze jego twarz to przed oczami staje mi tamten wyginajacy sie w bolu pajak. To silniejsze ode mnie.
Luna ktora dotychczas tylko przysluchiwala sie rozmowie przyjaciol postanowila sie wstracic.
- Neville, nie martw sie na zapas. Od jak dawna nie widziales profesora?
Chlopak zastanowil sie dluzsza chwile
- Ostatni raz spotkalem go gdy ponad rok temu bylismy w Ministerstwie ale tylko przelotnie i nie mialem wiele czasu na rozpamietywanie tamtej lekcji. A wczesniej widzialem go ostatni raz w dniu ostatniego zadania Turnieju Trojmagicznego.
- No wlasnie Neville, czyli dobre 2,5 roku temu, a to duzo. Podejdz do niego na luzie a bedzie dobrze. Po za tym jestem przekonana ze prawdziwy profesor bedzie zupelnie inny niz tamten smierciozerca.
- Mam nadzieje ze masz racje Luno.
Nie mieli czasu rozstrzasac dalej tego tematu poniewaz do przedzialu zajrzala starsza czarownica z wozkiem pelnym slodyczy spytac czy maja na cos ochote a zaraz po niej wpadl Malfoy jeszcze dumniejszyy niz zwykle (tak, bylo to jak widac mozliwe) ubrany juz w szkolne szaty z odznaka Prefekta Naczelnego na lewej piersi ze swoimi gorylami.
- No, no, kogo my tu mamy? Dziwadlo, zdrajczyni krwi i bezmozg. Dobrany z was trojkacik.
Ryknal glosno z wlasnego dowcipu a goryle ulamek sekundy dolaczyli do niego.
- Wynos sie Malfoy albo...
- Albo co? Poszczujesz mnie ropucha Longbottoma?
Ginny zacisnela piesci i zucila sie na slizgona ale ten w mgnieniu oka machnieciem rozdzki zwiazal ja i zakneblowal usta
- Uwazaj na kogo podnosisz reke Weasley - wydal jeszcze bardziej piers na ktorej lsnila jego odznaka - w przeciwnym razie Gryffindor juz na zawsze bedzie na minusie z punktami.
I wyszedl zostawiajac wsciekla dziewczyne czerwona niczym jej wlosy ze zlosci na twarzy i poszedl chwalic sie dalej. Krukonka ze starszym gryfonem od razu pomogli przyjaciolce wydostac sie z uscisku lin a knebel z ust zerwala sama zupelnie nie zwazajac na towazyszacy temu bol.
- Jak on smial? Jak on... Gdzie moja rozdzka? Ja mu zaraz pokaze....
Podwinela rekawy i przeszukiwala wlasnie torbe w poszukiwaniu magicznej paleczki.
- Ginny, uspokuj sie, nic ci to nie da, jedynie wpakucie cie w klopoty a tego ci chyba nie potrzeba na samym poczatku roku, co?
Gdy dziewczyna wcale nie przestala poszukiwac torby Neville chwycil ja za ramie i obrucil w swoja strone.
- Ginny, Luna ma racje. Pomysl rozsadnie.
- Rozsadnie? To wy pomyslcie rozsadnie! Wlasnie nas obrazil i jeszcze zagrozil na do widzenia a ja mam mu to puscic plazem? Nigdy!
Luna poklecila glowa - jej przyjaciolka byla gryfonka w kazdym calu.
- Uspokuj sie i usiadz. Bedzie jeszcze nie jedna szansa na odegranie sie Malfoyowi i dobrze o tym wiesz. W przeciwienstwie do tego co mysli nie ma wladzy absolutnej.
Do dziewczyny chyba rzeczywiscie zaczely docierac ich argumenty bo zamknela kufer z hukiem i usiadla obok.
- Nie ujdzie mu to na sucho.
Luna lekko usmiechnela sie widzac ze ruda wlasnie obmysla plan odegrania sie na blondynie a Neville psojrzal na zegrarek ktory dostal od babci na 17-te urodziny.
- Za pol godziny bedziemy na miejscu wiec lepiej przebierzmy sie.
Dziewczeta przytaknely i po chwili byli juz w szkolnych szatach, jedynie Neville mial standardowo problem z krawatem. Krukonka wziela rozdzke i jednym prostym zakleciem zawiazala chlopakowi krawat.
- Dzieki Luno, musisz mnie kiedys tego nauczyc.
- Pewnie, jest bardzo przydatne.
- Skad je znasz?
Dziewczyna posmutniala.
- Jak jeszcze tatus pracowal w Ministerstwie to moja mamusia codziennie wiazala tym zakleciem tatusiowi krawat do pracy. Jemu ono nigdy nie wychodzilo poprawnie.
- Twoj tata pracowal w Ministerstwie? - w tym samym czasie mega zdziwieni gryfoni zadali to samo pytanie. Luna widzac ich zdziwienie usmiechnela sie.
- Tak, pracowal w dziale kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. Objal to stanowisko zaraz po szkole i dopiero dwa lata po smierci mamy zalozyl "zaglera". Czemu to was dziwi?
Gryfoni spojrzeli po sobie. Czemu ich dziwi? Pierwsza odezwala sie Luna.
- Nic, tak poprostu.... Twoj tata nie wyglada na kogos kto moglby chodzic w uniformie z krawatem pod szyja codzien do pracy.
Dziewczyna zbyt dobrze pamietala jak Pan Lovegood ubral sie na slub Billa i Fleur i choc bardzo sie starala to nie mogla sobie wyobrazic tego mezczyzny w czyms bardziej normalnym. Krukonka usmiechnela sie ze zrozumieniem.
- Tatus kiedys byl zupelnie inny. Po smierci mamy troche no... zmienil swoj styl ale... no wiecie...
Blondynka zrobila sie czerwona na twarzy ale Ginny spojrzala na nia czule. Krukonka juz jakis czas temu przyznala jej sie ze zdaje sobie sprawe z dziwactwa swojego ojca ale najpierw poprostu wierzyla we wszystko co opowiadal o maginczych stworzeniach i ogolnie we wszystko bedac rozgoryczona po smierci matki a teraz zwyczajnie zbyt mocno go kocha aby swiadomic mu ze gada glupoty, ubiera sie jak blazen i ogolnie wszyscy uwazaja go za dziwaka a ja przy tym tez. Zreszta, przyzwyczaila sie juz do tego.
- Luno, nie smuc sie.
- Nie smuce sie, po prostu smutokurz musial wpasc mi niezauwazony do ust stad ten smutek w moich oczach.
Cala trojka zasmiala sie glosno a po chwili wszyscy wychodzili juz na perony czemu jak zawsze towazyszyl gwar i smiechy uczniow. Hagrid juz nawolywal pierwszorocznych by wraz z nim przeprawili sie przez jezioro a starsi uczniowie ruszyli do karet by po kilku minutach juz byc w Wielkiej Sali. Ginny i Neville pomachali blondynce i poszli razem z Harry'm, Ronem i Hermiona do stolu Gryfonow a Luna usiadla na pierwszym wolnym miejscu przy stole krukonow, Po piesni Tiary ktora standardowo opowiedziala o kazdym z domow w kilku slowach i napomniala wszystkich do zjednoczenia sie w walce przeciw zlu rozpoczely sie przydzialy nowych uczniow. Po dobrych 30minutach przybylo 7 krukonow, 9 puchonow a Gryffindor i Slytherin zdobyli po 10 uczniow wstal dyrektor i swoim milym glosem starszego pana zaczal coroczna przemowe.
- Witam Was moi drodzy na Rozpoczeciu Nowego Roku Szkolnego w Hogwarcie! Mam wam do przekazania kilka waznych informacji, najpierw jednak przestwie wam profesora Lupina ktorego czesc z was na pewno pamieta i ktory uprzejmie zgodzil sie ponownie objac stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarna Magia. Powitajcie go! - Luna patrzyla na nowego/bylego profesora a gdy spojrzala w strone stolu lwa zauwazyla ze nie tylko ona ma zdziwienie wypisane na trzarzy. Co stalo sie z Moody'im? - Profesor Snape ponownie wrucil do nauczania Eliksirow. Prefektami naczelnymi zostali Draco Malfoy ze Slytherinu oraz Hermiona Granger z Gryffindoru. Brawa dla nich! Jak zawsze przypominam aby omijac korytarz na trzecim pietrze i oczywiscie nie zblizac sie do Zakazanego Lasu, chyba ze podczas lekcji pod czujnym okiem profesora Hagrida. W tym roku nie mozna rowniez przebywac bez nauczyciela po za zamkiem miedzy godzina 16.30 - 7.30 Wszyscy z was wiedza jaka jest sytuacja w swiecie czarodzieji i ze jestesmy i ze jestesmy w stanie wojny poniewaz sam osobiscie uswiadomilem wszystkich uczniow i ich rodzicow ze swiata niemagicznego i choc szkola jest calkowicie bezpieczna i nikt nie wejdzie to nie jestem w stanie reczyc za wszystkich uczniow - spojrzal w strone stolu weza - i ich poglady polityczne, dlatego tez prosilbym starszych uczniow aby nie zostawialt mlodszych kolegow samych poniewaz nie kazdy bedzie sie w stanie umiejetnie obronic w razie potrzeby/ Jak wiecie przezorny zawsze ubezpieczony. A teraz usmiechy na usta i smacznego! - Albus Dumbledore klasnal w dlonie i nim usiadl stoly juz uginaly sie od jedzenia.
Dwie godziny puzniej gdy wiekszosc uczniow przebrana w pizamy udala sie do lozek Ginny wrzucila do kominka proszek Fiuu i wsadzila glowe w zielone plomienie wypowiadajac przy tym wyraznie 'Nora'. Jej glowa znalazla sie w kuchni gdzie Pani Weasley sprzatala wlasnie po kolacji.
- Ginny, co sie dzieje?
- Nic mamo, chcialam tylko zapytac jak to stalo ze jednak Remus bedzie nas uczyl a nie Mood'y?
Mina Pani Weasley wyraznie zmienila wyraz.
- Skad wiesz ze Alastor mial byc...
- Podsluchalam ale prosze nie praw mi teraz kazania tylko mow jak to sie stalo?
Gdy ujrzala lzy w oczach matki juz znala odpowiedz.
- Kiedy? Jak?
- Dzis w poludnie. Razem z kilkoma innymi czlonkami Zakonu mieli misje i cos poszlo nie tak.
Chciala matke przytulic, jakos pocieszyc. Jej matka i Moody byli bardzo z zzyci, zaprzyjaznili sie jeszcze w szkole a po pierwszej wojnie w ktorej zginela cala rodzina jej matki i jego byli dla siebie jak rodzenstwo. Na szczescie w tej chwili wszedl jej tato i gdy spojrzal na glowe corki w kominku i placzaca zone od razu zorietowal sie co sie stalo i zaczal pocieszac zone. Ginny wyszeprala jedynie 'Przykro mi' i wrocila glowa do Pokoju Wspolnego. Dopiero teraz zauwazyla ze policzki ma mokre od lez. Otarla je i ruszyla do sypialni dziewczat - jutro powie reszcie.
Nastepnego dnia przed sniadaniem przekazala im wiadomosc o smierci mezczyzny ktorego traktowala jak wojka. Wszystkimi ta wiadomosc wszasnela i nawet Luna ktora dosiadla sie do ich stolu i sumie nie znala czarodzieja miala smutek w oczach podobnie jak Neville. Harry z Ronem postanowili ze skoluja troche Ognistej Weaskey by magiczna tadycja wypic po kieliszku za spokoj zmarlego. Po kilku minutach ciszy kazdy zaczal rozchodzic sie na wlasne zajecia. Luna spojrzala na swoj plan - pierwsze dwie godziny to eliksiry - super. Spojrzala na ruda i po minie wywnioskowala ze maja to samo. Wychodzily juz z Wielkiej Sali gdy blondynka uslyszala ze wola ja opiekun jej domu.
- Panno Lovegood!
- Tak profesorze?
- Profesor Dumbledore prosi abys dzis o 18 odwiedzila go w gabinecie. Haslo to 'rodzynki'.
- Oczywiscie profesorze. - Usmiechnela sie ale po chwili juz marszczyla czolo. Co Dumbledore moze od niech chciec? Ginny chyba myslala o tym samym bo odezwala sie.
- Wiesz o co moze chodzic?
- Nie mam pojecia ale pomyslimy o tym pozniej. Teraz trzeba leciec na eliksiry bo jak sie spuznimy....
Wpadly do sali doslownie minute przed Snape'em ale zdarzyly wyjac podreczniki.
- Minus 5 punktow za krzywy krawat Weasley.
No to sie zaczelo...
Dzien zlecial szybko i tylko eliksiry byly jak zwykle nie przyjemne. Nim Luna sie obejrzala juz szla do gabinetu dyrektora a za godzine miala byc pamiatka za Moody'iego w Pokoju Zyczen.
- Witam Panno Lovegood, prosze usiadz. Dropsika?
- Nie dziekuje profesorze.
- Jak pierwszy dzien?
- Dobrze, aczykolwiek gdyby nie profesor Snape byloby o wiele lepiej.
- Zgaduje ze wiecie juz o Alastorze?
- Tak, przykro mi.
Czarodziej na chwile zamyslil sie ale po chwili znow podjal dziarskim tonem.
- Zapewne zastanawiasz sie czemu Cie tu wezwalem.
- Oczywiscie.
- Chcialem cie poprosic o wykonanie pewnego zadania. Dlugo myslalem komu je powierzyc i ostatecznie postanowilem w pierwszej kolejnosci poprosic o to Ciebie.
- Jestem zaszczycona profesorze. Jak moge pomuc?
- Chcialbym wyslac Cie do roku 1977 abys zdobyla dla mnie pewne wspomnienie.
Dziewczyne wmurowalo. Cofnac sie do lat '70?
- Czyje to wspomnienie?
Czarodziej odpowiedzial dopiero po chwili podczas ktorej patrzyl jej gleboko w oczy.
- Profesora Snape'a.
Wyrzeszczyla oczy na czarodzieja siedzacego przed nia tak bardzo ze jeden zbylych dyrektorow zastanawial sie w swoim obrazie czy aby dziewczynie nie wypadna.
- Co?
- Tak Luno. Wpomnienie nalezy do profesora Snape'a.
- A czemu Pan poprostu nie poprosi go o to wspomnienie? Przeciez profesor Snape jest po naszej stronie. - Ginny opowiedziala jej o Zakonie Feniksa i o tym co robi dla nich Mistrz Eliksirow dyrektor jednak zdecydowal sie nie podejmowac tematu skad ona o tym wie.
- Owszem, ale przyjecie Mrocznego Znaku jest jednoczesnie Wieczysta Przysiega. Voldemort pokazal Severusowi cos bardzo poteznego i to wlasnie to zawazylo ostatecznie o jego decyzji o przylaczeniu sie do Smierciozerow, ale Mroczny Znak uniemozliwia mu pokazanie komukolwiek tego wspomnienia.
- Co to za wspomnienie?
- Voldemort pokazuje mu jak sie robi horkruksa. Wiesz co to jest?
Krukonka nie miala pojecia ale byla pewna ze to cos z dziedziny bardzo czarnej magii.
- Niestety nie.
Dyrektor po krotce opowiedzial jej o horkruksach i o tym jakie maja znaczenie w tej wojnie.
- Luno, informacje ktore Ci wlasnie przekazalem sa bardzo istotne ale rozniez stwiaja cie w ogromnym niebezpieczenstwie. Oprucz ciebie jedynie 3 uczniow wie o tym co ci tu powiedzialem i chcialby aby tak pozostalo.
- Czywiscie profesorze. Czy profesor Snape wie o mojej wyprawie?
- Nie, i niech tak pozostanie. Im mniej wie tym lepiej dla niego. Jesli chodzi o strone techniczna to zjawisz sie na rozpoczeciu roku. Jestes co prawda w 6 klasie ale trafisz na rok Severusa zeby bylo ci latwiej sie z nim zaprzyjaznic wiec na rok 7 ale jestes inteligetna wiec dasz sobie rade. Masz 3 miesiace na zdobycie zaufania mlodego profesora i wyciagniecie z niego wspomnienia.
- Kiedy sie przeniose?
- W piatek. Jakies pytania?
- Tylko jedno. Jakim chlopcem byl wtedy profesor?
Dyrektor znow sie zamyslil jakby wracajac wspomnieniami do przeszlosci.
- Byl bardzo skryty w sobie, zachwycony potega Czarnej Magii i juz wtedy ciagnelo go do Voldemorta.
Tym razem to Luna sie zamyslila.
- A czy nie lepiej by bylo gdybym sprubowala naklonic profesora abyb zszedl z drogi czarnej magii?
- Nie moja droga, nie moge ci na to pozwolic. Bez Severusa nie bedziemy mieli zadnych szans na wygranie tej wojny a gdyby wtedy podjal inna decyzje to dzis nie bylby tym kim jest. Wszystko potoczylo by sie inaczej. Twoje zadanie ogranicza sie jedynie do wyciagniecia od niego wspomnienia o ktorym ci juz powiedzialem. Chce cie widziec w piatek o polnocy w moim gabinecie. Mozesz juz wrucic do swoich zajec.
- Dziekuje profesorze.
Wciaz zamyslona wyszla z gabinetu dyrektora i poszla na pamiatke po Moody'im.
Nastepne dni minely uczniom szybko i nim spostrzegli byl juz upragniony weekend. Pogoda byla piekna wiec wszyscy uczniowie z wyjatkiem Hermiony Granger ktora pisala esej na transumatacje w bibliotece wyszla na blonia by wdychac swierze powietrze i cieszyc sie ostatnimi dniami slonca. Ginny siedziala na trawie w ramionach Harry'ego, obok nich siedzial lekko sztywny Ron ktory wciaz nie mogl sie oswoic z mysla ze jego najlepszy przyjaciel kocha jego siostre, Neville kilka metrow dalej zbieral jakas rosline na temat ktorej mial napisac prace na zielarstwo. Luna natomiast siedziala pograzona we wlasnych myslach. Przez caly tydzien ukradkiem obserwowala profesora Snape'a i im dluzej to robila tym bardziej przekonywala sie ze zadanie ktore powierzyl jej profesor Dumbledore jest nie mozliwe do wykonania. Wszyscy wiedzieli ze Snape jest dupkiem, zgorzknialym starym kawalerem z podlym humorem, niesprawiedliwym, faworyzujacych slizgonow nietoperzem, ale w tym roku jest jeszcze gorszy. Szanuje go jako profesora, i za to wszystko co dla nich robi w wojnie ale w glebi serca szczerze go nie lubi. A zdawala sobie sprawe z tego ze teraz jak jest po stronie dobra to pewnie jest z nim lepiej niz gdy zostal smierciozerca. Tatus opowiadal jej ze kiedys Snape byl gorszy od rodzenstwa Carrow i Bellatrix Lestrange razem wzietych. A ona miala wkroczyc na scene na kilka tygodni przed tym jak przylaczyl sie do smierciozercow. Potarla oczy.
- Luna, co sie dzieje? Ostatnio jestes jakas nieobecna.
- Harry, nic sie nie stalo poprostu Luna martwi sie o tate. - Ginny wybawila przyjaciolke od odpowiedzi na pytanie. Krukonka nie lubiala klamac, szczegolnie tym ktorych lubi. Gdy po pamiatce przyjaciolka zapytala ja co chcial od niej dyrektor powiedziala jej ze ten wysyla ja na misje ale nie moze inkomu o tym mowic. Ruda zrozumiala i nie meczyla jej o to.
- Zagramy w eksplodujacego durnia? - zaproponowal Ron i wszyscy przytakneli. Reszte dnia spedzili smiejac sie i zartujac a gdy rozchodzili sie do swoich wiez gryfonka dyskretnie przytulila blondynke, kazala jej uwazac i zyczyla powodzenia. Luna wzdechnela - to ostatnie mocno jej sie przyda. Ruszyla w strone swojego dormitorium.
- Panno Lovegood, widze ze juz Pani czeka.
- Tak profesorze, jestem gotowa.
- Nie moja droga, jeszcze nie. Najpierw musimy troche zmienic twoj wyglad aby w pozniejszych latach profesor nie zorietowal sie ze to bylas ty.
Machnieciem rozdzki zmienil kolor jej wlosow z jasnego blondu na ciemna czekolade, staly sie proste, a na jej nosie polawily sie okulary w czarnych oprawkach.
- Mysle ze tyle wystarczy. Przy twojej urodzie zmiana koloru wlosow sprawila ze wygladasz zupelnie jak inna osoba.
- Dziekuje profesorze. Mam jeszcze jedno pytanie.
- Slucham.
- Jak sie tam przeniose?
- Dzieki proszkowi Prezent-Past. Moj wynalazek. Dziala tak samo jak proszej Fiuu tylko zamiast miejsca w ktorym chcesz sie znalesc podajesz konkretna date oraz godzine. Dzis jest 4 wrzesnia, piec po polnocy. Jak bedziesz wracac powiedz ta date tylko dodaj 5min tak na wszelki wypadek. Trzymaj, to na powrut. To list dla mnie, daj mi go zaraz po wyjsciu z kominka. A to na teraz - wreczyl jej wpierw woreczek z fioletowym proszkiem, nastepnie zapieczetowana koperte a na koncu podsunal mala doniczke z proszkiem w srodku. Rozdzka lewitowala kufer do kominka i wziela do reki garsc proszku.
- Jaka data profesorze?
- 1 wrzesnia 1977, godzina 18.30.
Weszla do kominka i nabrala glebiej powietrza.
- Powodzenia Panno Lovegood.
- Dziekuje profesorze - zamknela oczy, chwycila kufer i wypowiedziala - 1 wrzesnia 1977, godzina 18.30.
No i przepraszam za brak znakow polskich ale niestety laptop jest po angielsku, jestem ciemna i nie umiem zmienic jezyka, wiec nie mam mozliwosci stosowania znakow polskich (chyba, ale nawet jak jest to bladego pojecia jak zrobic zeby byla). Mam nadzieje ze nie przeszkodzi wam to w czytaniu.
Zapraszam do czytania i komentowania, mam nadzieje ze wam sie spodoba ten pomysl.
Buziaki
Rodzial I
Luna Lovegood, Ginny Weasley i Neville Longbottom rozmawiali w jednym z dziesiatek wagonow Expressu Hogwart bedacym w polowie drogi do wioski czarodziejow znajdujacej sie niedaleko szkoly. Neville spojrzal wlasnie nie pewnie na Ginny ktora wlasnie powiedziala im ze gdy podsluchiwala spotkanie Zakonu Feniksa to dowiewiedziala sie ze Snape znow bedzie nauczyc Eliksirow a Moody (tym razem ten prawdziwy) powraca do szkoly by ponownie objac stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarna Magia.
- Jestes pewna Ginny?
- Tak, dlaczego?
Neville opowiedzial dziewczynom co Moody zrobil podczas ich pierwszej lekcji na czwartym roku.
- Rozumiem Neville twoje podejscie i obawy ale musisz pamietac ze to nie byl prawdziwy Moody tylko podszywajacy sie pod niego smierciozerca. W rzeczywistosci wcale nie jest taki zly i na pewno nie zrobilby czegos takiego.
- Wiem ale mimo wszystko zawsze jak widze jego twarz to przed oczami staje mi tamten wyginajacy sie w bolu pajak. To silniejsze ode mnie.
Luna ktora dotychczas tylko przysluchiwala sie rozmowie przyjaciol postanowila sie wstracic.
- Neville, nie martw sie na zapas. Od jak dawna nie widziales profesora?
Chlopak zastanowil sie dluzsza chwile
- Ostatni raz spotkalem go gdy ponad rok temu bylismy w Ministerstwie ale tylko przelotnie i nie mialem wiele czasu na rozpamietywanie tamtej lekcji. A wczesniej widzialem go ostatni raz w dniu ostatniego zadania Turnieju Trojmagicznego.
- No wlasnie Neville, czyli dobre 2,5 roku temu, a to duzo. Podejdz do niego na luzie a bedzie dobrze. Po za tym jestem przekonana ze prawdziwy profesor bedzie zupelnie inny niz tamten smierciozerca.
- Mam nadzieje ze masz racje Luno.
Nie mieli czasu rozstrzasac dalej tego tematu poniewaz do przedzialu zajrzala starsza czarownica z wozkiem pelnym slodyczy spytac czy maja na cos ochote a zaraz po niej wpadl Malfoy jeszcze dumniejszyy niz zwykle (tak, bylo to jak widac mozliwe) ubrany juz w szkolne szaty z odznaka Prefekta Naczelnego na lewej piersi ze swoimi gorylami.
- No, no, kogo my tu mamy? Dziwadlo, zdrajczyni krwi i bezmozg. Dobrany z was trojkacik.
Ryknal glosno z wlasnego dowcipu a goryle ulamek sekundy dolaczyli do niego.
- Wynos sie Malfoy albo...
- Albo co? Poszczujesz mnie ropucha Longbottoma?
Ginny zacisnela piesci i zucila sie na slizgona ale ten w mgnieniu oka machnieciem rozdzki zwiazal ja i zakneblowal usta
- Uwazaj na kogo podnosisz reke Weasley - wydal jeszcze bardziej piers na ktorej lsnila jego odznaka - w przeciwnym razie Gryffindor juz na zawsze bedzie na minusie z punktami.
I wyszedl zostawiajac wsciekla dziewczyne czerwona niczym jej wlosy ze zlosci na twarzy i poszedl chwalic sie dalej. Krukonka ze starszym gryfonem od razu pomogli przyjaciolce wydostac sie z uscisku lin a knebel z ust zerwala sama zupelnie nie zwazajac na towazyszacy temu bol.
- Jak on smial? Jak on... Gdzie moja rozdzka? Ja mu zaraz pokaze....
Podwinela rekawy i przeszukiwala wlasnie torbe w poszukiwaniu magicznej paleczki.
- Ginny, uspokuj sie, nic ci to nie da, jedynie wpakucie cie w klopoty a tego ci chyba nie potrzeba na samym poczatku roku, co?
Gdy dziewczyna wcale nie przestala poszukiwac torby Neville chwycil ja za ramie i obrucil w swoja strone.
- Ginny, Luna ma racje. Pomysl rozsadnie.
- Rozsadnie? To wy pomyslcie rozsadnie! Wlasnie nas obrazil i jeszcze zagrozil na do widzenia a ja mam mu to puscic plazem? Nigdy!
Luna poklecila glowa - jej przyjaciolka byla gryfonka w kazdym calu.
- Uspokuj sie i usiadz. Bedzie jeszcze nie jedna szansa na odegranie sie Malfoyowi i dobrze o tym wiesz. W przeciwienstwie do tego co mysli nie ma wladzy absolutnej.
Do dziewczyny chyba rzeczywiscie zaczely docierac ich argumenty bo zamknela kufer z hukiem i usiadla obok.
- Nie ujdzie mu to na sucho.
Luna lekko usmiechnela sie widzac ze ruda wlasnie obmysla plan odegrania sie na blondynie a Neville psojrzal na zegrarek ktory dostal od babci na 17-te urodziny.
- Za pol godziny bedziemy na miejscu wiec lepiej przebierzmy sie.
Dziewczeta przytaknely i po chwili byli juz w szkolnych szatach, jedynie Neville mial standardowo problem z krawatem. Krukonka wziela rozdzke i jednym prostym zakleciem zawiazala chlopakowi krawat.
- Dzieki Luno, musisz mnie kiedys tego nauczyc.
- Pewnie, jest bardzo przydatne.
- Skad je znasz?
Dziewczyna posmutniala.
- Jak jeszcze tatus pracowal w Ministerstwie to moja mamusia codziennie wiazala tym zakleciem tatusiowi krawat do pracy. Jemu ono nigdy nie wychodzilo poprawnie.
- Twoj tata pracowal w Ministerstwie? - w tym samym czasie mega zdziwieni gryfoni zadali to samo pytanie. Luna widzac ich zdziwienie usmiechnela sie.
- Tak, pracowal w dziale kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. Objal to stanowisko zaraz po szkole i dopiero dwa lata po smierci mamy zalozyl "zaglera". Czemu to was dziwi?
Gryfoni spojrzeli po sobie. Czemu ich dziwi? Pierwsza odezwala sie Luna.
- Nic, tak poprostu.... Twoj tata nie wyglada na kogos kto moglby chodzic w uniformie z krawatem pod szyja codzien do pracy.
Dziewczyna zbyt dobrze pamietala jak Pan Lovegood ubral sie na slub Billa i Fleur i choc bardzo sie starala to nie mogla sobie wyobrazic tego mezczyzny w czyms bardziej normalnym. Krukonka usmiechnela sie ze zrozumieniem.
- Tatus kiedys byl zupelnie inny. Po smierci mamy troche no... zmienil swoj styl ale... no wiecie...
Blondynka zrobila sie czerwona na twarzy ale Ginny spojrzala na nia czule. Krukonka juz jakis czas temu przyznala jej sie ze zdaje sobie sprawe z dziwactwa swojego ojca ale najpierw poprostu wierzyla we wszystko co opowiadal o maginczych stworzeniach i ogolnie we wszystko bedac rozgoryczona po smierci matki a teraz zwyczajnie zbyt mocno go kocha aby swiadomic mu ze gada glupoty, ubiera sie jak blazen i ogolnie wszyscy uwazaja go za dziwaka a ja przy tym tez. Zreszta, przyzwyczaila sie juz do tego.
- Luno, nie smuc sie.
- Nie smuce sie, po prostu smutokurz musial wpasc mi niezauwazony do ust stad ten smutek w moich oczach.
Cala trojka zasmiala sie glosno a po chwili wszyscy wychodzili juz na perony czemu jak zawsze towazyszyl gwar i smiechy uczniow. Hagrid juz nawolywal pierwszorocznych by wraz z nim przeprawili sie przez jezioro a starsi uczniowie ruszyli do karet by po kilku minutach juz byc w Wielkiej Sali. Ginny i Neville pomachali blondynce i poszli razem z Harry'm, Ronem i Hermiona do stolu Gryfonow a Luna usiadla na pierwszym wolnym miejscu przy stole krukonow, Po piesni Tiary ktora standardowo opowiedziala o kazdym z domow w kilku slowach i napomniala wszystkich do zjednoczenia sie w walce przeciw zlu rozpoczely sie przydzialy nowych uczniow. Po dobrych 30minutach przybylo 7 krukonow, 9 puchonow a Gryffindor i Slytherin zdobyli po 10 uczniow wstal dyrektor i swoim milym glosem starszego pana zaczal coroczna przemowe.
- Witam Was moi drodzy na Rozpoczeciu Nowego Roku Szkolnego w Hogwarcie! Mam wam do przekazania kilka waznych informacji, najpierw jednak przestwie wam profesora Lupina ktorego czesc z was na pewno pamieta i ktory uprzejmie zgodzil sie ponownie objac stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarna Magia. Powitajcie go! - Luna patrzyla na nowego/bylego profesora a gdy spojrzala w strone stolu lwa zauwazyla ze nie tylko ona ma zdziwienie wypisane na trzarzy. Co stalo sie z Moody'im? - Profesor Snape ponownie wrucil do nauczania Eliksirow. Prefektami naczelnymi zostali Draco Malfoy ze Slytherinu oraz Hermiona Granger z Gryffindoru. Brawa dla nich! Jak zawsze przypominam aby omijac korytarz na trzecim pietrze i oczywiscie nie zblizac sie do Zakazanego Lasu, chyba ze podczas lekcji pod czujnym okiem profesora Hagrida. W tym roku nie mozna rowniez przebywac bez nauczyciela po za zamkiem miedzy godzina 16.30 - 7.30 Wszyscy z was wiedza jaka jest sytuacja w swiecie czarodzieji i ze jestesmy i ze jestesmy w stanie wojny poniewaz sam osobiscie uswiadomilem wszystkich uczniow i ich rodzicow ze swiata niemagicznego i choc szkola jest calkowicie bezpieczna i nikt nie wejdzie to nie jestem w stanie reczyc za wszystkich uczniow - spojrzal w strone stolu weza - i ich poglady polityczne, dlatego tez prosilbym starszych uczniow aby nie zostawialt mlodszych kolegow samych poniewaz nie kazdy bedzie sie w stanie umiejetnie obronic w razie potrzeby/ Jak wiecie przezorny zawsze ubezpieczony. A teraz usmiechy na usta i smacznego! - Albus Dumbledore klasnal w dlonie i nim usiadl stoly juz uginaly sie od jedzenia.
Dwie godziny puzniej gdy wiekszosc uczniow przebrana w pizamy udala sie do lozek Ginny wrzucila do kominka proszek Fiuu i wsadzila glowe w zielone plomienie wypowiadajac przy tym wyraznie 'Nora'. Jej glowa znalazla sie w kuchni gdzie Pani Weasley sprzatala wlasnie po kolacji.
- Ginny, co sie dzieje?
- Nic mamo, chcialam tylko zapytac jak to stalo ze jednak Remus bedzie nas uczyl a nie Mood'y?
Mina Pani Weasley wyraznie zmienila wyraz.
- Skad wiesz ze Alastor mial byc...
- Podsluchalam ale prosze nie praw mi teraz kazania tylko mow jak to sie stalo?
Gdy ujrzala lzy w oczach matki juz znala odpowiedz.
- Kiedy? Jak?
- Dzis w poludnie. Razem z kilkoma innymi czlonkami Zakonu mieli misje i cos poszlo nie tak.
Chciala matke przytulic, jakos pocieszyc. Jej matka i Moody byli bardzo z zzyci, zaprzyjaznili sie jeszcze w szkole a po pierwszej wojnie w ktorej zginela cala rodzina jej matki i jego byli dla siebie jak rodzenstwo. Na szczescie w tej chwili wszedl jej tato i gdy spojrzal na glowe corki w kominku i placzaca zone od razu zorietowal sie co sie stalo i zaczal pocieszac zone. Ginny wyszeprala jedynie 'Przykro mi' i wrocila glowa do Pokoju Wspolnego. Dopiero teraz zauwazyla ze policzki ma mokre od lez. Otarla je i ruszyla do sypialni dziewczat - jutro powie reszcie.
Nastepnego dnia przed sniadaniem przekazala im wiadomosc o smierci mezczyzny ktorego traktowala jak wojka. Wszystkimi ta wiadomosc wszasnela i nawet Luna ktora dosiadla sie do ich stolu i sumie nie znala czarodzieja miala smutek w oczach podobnie jak Neville. Harry z Ronem postanowili ze skoluja troche Ognistej Weaskey by magiczna tadycja wypic po kieliszku za spokoj zmarlego. Po kilku minutach ciszy kazdy zaczal rozchodzic sie na wlasne zajecia. Luna spojrzala na swoj plan - pierwsze dwie godziny to eliksiry - super. Spojrzala na ruda i po minie wywnioskowala ze maja to samo. Wychodzily juz z Wielkiej Sali gdy blondynka uslyszala ze wola ja opiekun jej domu.
- Panno Lovegood!
- Tak profesorze?
- Profesor Dumbledore prosi abys dzis o 18 odwiedzila go w gabinecie. Haslo to 'rodzynki'.
- Oczywiscie profesorze. - Usmiechnela sie ale po chwili juz marszczyla czolo. Co Dumbledore moze od niech chciec? Ginny chyba myslala o tym samym bo odezwala sie.
- Wiesz o co moze chodzic?
- Nie mam pojecia ale pomyslimy o tym pozniej. Teraz trzeba leciec na eliksiry bo jak sie spuznimy....
Wpadly do sali doslownie minute przed Snape'em ale zdarzyly wyjac podreczniki.
- Minus 5 punktow za krzywy krawat Weasley.
No to sie zaczelo...
Dzien zlecial szybko i tylko eliksiry byly jak zwykle nie przyjemne. Nim Luna sie obejrzala juz szla do gabinetu dyrektora a za godzine miala byc pamiatka za Moody'iego w Pokoju Zyczen.
- Witam Panno Lovegood, prosze usiadz. Dropsika?
- Nie dziekuje profesorze.
- Jak pierwszy dzien?
- Dobrze, aczykolwiek gdyby nie profesor Snape byloby o wiele lepiej.
- Zgaduje ze wiecie juz o Alastorze?
- Tak, przykro mi.
Czarodziej na chwile zamyslil sie ale po chwili znow podjal dziarskim tonem.
- Zapewne zastanawiasz sie czemu Cie tu wezwalem.
- Oczywiscie.
- Chcialem cie poprosic o wykonanie pewnego zadania. Dlugo myslalem komu je powierzyc i ostatecznie postanowilem w pierwszej kolejnosci poprosic o to Ciebie.
- Jestem zaszczycona profesorze. Jak moge pomuc?
- Chcialbym wyslac Cie do roku 1977 abys zdobyla dla mnie pewne wspomnienie.
Dziewczyne wmurowalo. Cofnac sie do lat '70?
- Czyje to wspomnienie?
Czarodziej odpowiedzial dopiero po chwili podczas ktorej patrzyl jej gleboko w oczy.
- Profesora Snape'a.
Wyrzeszczyla oczy na czarodzieja siedzacego przed nia tak bardzo ze jeden zbylych dyrektorow zastanawial sie w swoim obrazie czy aby dziewczynie nie wypadna.
- Co?
- Tak Luno. Wpomnienie nalezy do profesora Snape'a.
- A czemu Pan poprostu nie poprosi go o to wspomnienie? Przeciez profesor Snape jest po naszej stronie. - Ginny opowiedziala jej o Zakonie Feniksa i o tym co robi dla nich Mistrz Eliksirow dyrektor jednak zdecydowal sie nie podejmowac tematu skad ona o tym wie.
- Owszem, ale przyjecie Mrocznego Znaku jest jednoczesnie Wieczysta Przysiega. Voldemort pokazal Severusowi cos bardzo poteznego i to wlasnie to zawazylo ostatecznie o jego decyzji o przylaczeniu sie do Smierciozerow, ale Mroczny Znak uniemozliwia mu pokazanie komukolwiek tego wspomnienia.
- Co to za wspomnienie?
- Voldemort pokazuje mu jak sie robi horkruksa. Wiesz co to jest?
Krukonka nie miala pojecia ale byla pewna ze to cos z dziedziny bardzo czarnej magii.
- Niestety nie.
Dyrektor po krotce opowiedzial jej o horkruksach i o tym jakie maja znaczenie w tej wojnie.
- Luno, informacje ktore Ci wlasnie przekazalem sa bardzo istotne ale rozniez stwiaja cie w ogromnym niebezpieczenstwie. Oprucz ciebie jedynie 3 uczniow wie o tym co ci tu powiedzialem i chcialby aby tak pozostalo.
- Czywiscie profesorze. Czy profesor Snape wie o mojej wyprawie?
- Nie, i niech tak pozostanie. Im mniej wie tym lepiej dla niego. Jesli chodzi o strone techniczna to zjawisz sie na rozpoczeciu roku. Jestes co prawda w 6 klasie ale trafisz na rok Severusa zeby bylo ci latwiej sie z nim zaprzyjaznic wiec na rok 7 ale jestes inteligetna wiec dasz sobie rade. Masz 3 miesiace na zdobycie zaufania mlodego profesora i wyciagniecie z niego wspomnienia.
- Kiedy sie przeniose?
- W piatek. Jakies pytania?
- Tylko jedno. Jakim chlopcem byl wtedy profesor?
Dyrektor znow sie zamyslil jakby wracajac wspomnieniami do przeszlosci.
- Byl bardzo skryty w sobie, zachwycony potega Czarnej Magii i juz wtedy ciagnelo go do Voldemorta.
Tym razem to Luna sie zamyslila.
- A czy nie lepiej by bylo gdybym sprubowala naklonic profesora abyb zszedl z drogi czarnej magii?
- Nie moja droga, nie moge ci na to pozwolic. Bez Severusa nie bedziemy mieli zadnych szans na wygranie tej wojny a gdyby wtedy podjal inna decyzje to dzis nie bylby tym kim jest. Wszystko potoczylo by sie inaczej. Twoje zadanie ogranicza sie jedynie do wyciagniecia od niego wspomnienia o ktorym ci juz powiedzialem. Chce cie widziec w piatek o polnocy w moim gabinecie. Mozesz juz wrucic do swoich zajec.
- Dziekuje profesorze.
Wciaz zamyslona wyszla z gabinetu dyrektora i poszla na pamiatke po Moody'im.
Nastepne dni minely uczniom szybko i nim spostrzegli byl juz upragniony weekend. Pogoda byla piekna wiec wszyscy uczniowie z wyjatkiem Hermiony Granger ktora pisala esej na transumatacje w bibliotece wyszla na blonia by wdychac swierze powietrze i cieszyc sie ostatnimi dniami slonca. Ginny siedziala na trawie w ramionach Harry'ego, obok nich siedzial lekko sztywny Ron ktory wciaz nie mogl sie oswoic z mysla ze jego najlepszy przyjaciel kocha jego siostre, Neville kilka metrow dalej zbieral jakas rosline na temat ktorej mial napisac prace na zielarstwo. Luna natomiast siedziala pograzona we wlasnych myslach. Przez caly tydzien ukradkiem obserwowala profesora Snape'a i im dluzej to robila tym bardziej przekonywala sie ze zadanie ktore powierzyl jej profesor Dumbledore jest nie mozliwe do wykonania. Wszyscy wiedzieli ze Snape jest dupkiem, zgorzknialym starym kawalerem z podlym humorem, niesprawiedliwym, faworyzujacych slizgonow nietoperzem, ale w tym roku jest jeszcze gorszy. Szanuje go jako profesora, i za to wszystko co dla nich robi w wojnie ale w glebi serca szczerze go nie lubi. A zdawala sobie sprawe z tego ze teraz jak jest po stronie dobra to pewnie jest z nim lepiej niz gdy zostal smierciozerca. Tatus opowiadal jej ze kiedys Snape byl gorszy od rodzenstwa Carrow i Bellatrix Lestrange razem wzietych. A ona miala wkroczyc na scene na kilka tygodni przed tym jak przylaczyl sie do smierciozercow. Potarla oczy.
- Luna, co sie dzieje? Ostatnio jestes jakas nieobecna.
- Harry, nic sie nie stalo poprostu Luna martwi sie o tate. - Ginny wybawila przyjaciolke od odpowiedzi na pytanie. Krukonka nie lubiala klamac, szczegolnie tym ktorych lubi. Gdy po pamiatce przyjaciolka zapytala ja co chcial od niej dyrektor powiedziala jej ze ten wysyla ja na misje ale nie moze inkomu o tym mowic. Ruda zrozumiala i nie meczyla jej o to.
- Zagramy w eksplodujacego durnia? - zaproponowal Ron i wszyscy przytakneli. Reszte dnia spedzili smiejac sie i zartujac a gdy rozchodzili sie do swoich wiez gryfonka dyskretnie przytulila blondynke, kazala jej uwazac i zyczyla powodzenia. Luna wzdechnela - to ostatnie mocno jej sie przyda. Ruszyla w strone swojego dormitorium.
- Panno Lovegood, widze ze juz Pani czeka.
- Tak profesorze, jestem gotowa.
- Nie moja droga, jeszcze nie. Najpierw musimy troche zmienic twoj wyglad aby w pozniejszych latach profesor nie zorietowal sie ze to bylas ty.
Machnieciem rozdzki zmienil kolor jej wlosow z jasnego blondu na ciemna czekolade, staly sie proste, a na jej nosie polawily sie okulary w czarnych oprawkach.
- Mysle ze tyle wystarczy. Przy twojej urodzie zmiana koloru wlosow sprawila ze wygladasz zupelnie jak inna osoba.
- Dziekuje profesorze. Mam jeszcze jedno pytanie.
- Slucham.
- Jak sie tam przeniose?
- Dzieki proszkowi Prezent-Past. Moj wynalazek. Dziala tak samo jak proszej Fiuu tylko zamiast miejsca w ktorym chcesz sie znalesc podajesz konkretna date oraz godzine. Dzis jest 4 wrzesnia, piec po polnocy. Jak bedziesz wracac powiedz ta date tylko dodaj 5min tak na wszelki wypadek. Trzymaj, to na powrut. To list dla mnie, daj mi go zaraz po wyjsciu z kominka. A to na teraz - wreczyl jej wpierw woreczek z fioletowym proszkiem, nastepnie zapieczetowana koperte a na koncu podsunal mala doniczke z proszkiem w srodku. Rozdzka lewitowala kufer do kominka i wziela do reki garsc proszku.
- Jaka data profesorze?
- 1 wrzesnia 1977, godzina 18.30.
Weszla do kominka i nabrala glebiej powietrza.
- Powodzenia Panno Lovegood.
- Dziekuje profesorze - zamknela oczy, chwycila kufer i wypowiedziala - 1 wrzesnia 1977, godzina 18.30.
sobota, 27 września 2014
Wielki powrot
Witajcie!
Po pierwsze chcialam przeprosic ze tak dlugo nie bylo nowego posta ale sprawa jest prosta - brak laptopa i wstawianie zdjec kartek na ktorych zapisywalam swoje wypociny i wogule jakos mi sie to nie widziala, wogule sie zniechecilam, stwierdzilam ze to wszystko Luna i Snape to bylo za szybko sie rozwinelo, i tak nie wiadomo skad w zwiazku z tym postanawiam na razie zawiesic to opowiadanie - moze kiedys wruce choc watpie. Ale spokojnie, poniewaz mam juz w zanadrzu kolejne opowiadanie, tez Luna i Snape, przepisuje powoli z kartek na komputer i bede stwawiac nowe rozdzialy (na razie mam 3 ale to dopiero poczatek - rozkrecam sie), numery rozdzialow beda cyframi rzymskimi tak dla rozroznienia. Mam nadzieje ze przypadnie wam do gustu i zapraszam do komentowania.
I wlasnie zauwazylam ze mam juz prawie 5tys odwiedzin za co wszystkim bardzo dziekuje i mam nadzieje ze bedziecie dalej wpadac tu :)
Pozdrawiam
Po pierwsze chcialam przeprosic ze tak dlugo nie bylo nowego posta ale sprawa jest prosta - brak laptopa i wstawianie zdjec kartek na ktorych zapisywalam swoje wypociny i wogule jakos mi sie to nie widziala, wogule sie zniechecilam, stwierdzilam ze to wszystko Luna i Snape to bylo za szybko sie rozwinelo, i tak nie wiadomo skad w zwiazku z tym postanawiam na razie zawiesic to opowiadanie - moze kiedys wruce choc watpie. Ale spokojnie, poniewaz mam juz w zanadrzu kolejne opowiadanie, tez Luna i Snape, przepisuje powoli z kartek na komputer i bede stwawiac nowe rozdzialy (na razie mam 3 ale to dopiero poczatek - rozkrecam sie), numery rozdzialow beda cyframi rzymskimi tak dla rozroznienia. Mam nadzieje ze przypadnie wam do gustu i zapraszam do komentowania.
I wlasnie zauwazylam ze mam juz prawie 5tys odwiedzin za co wszystkim bardzo dziekuje i mam nadzieje ze bedziecie dalej wpadac tu :)
Pozdrawiam
Subskrybuj:
Posty (Atom)