poniedziałek, 29 września 2014

Rozdzial III

Mam nadzieje ze sie podoba. Nastepny rozdzial pojawi do nie wczesniej niz jutro.
Milego czytania i prosze o komentarze!!!

Rozdzial III
Luna wraz z Dora siedzialy wlasnie i pily herbate z cytryna zagryzajac tostem z dzemem ananasowym gdy do ich stolu podszedl profesor Slughorn rozdajac im plany zajec. Gdy podszedl do dziewczat usmiechnal sie wesolo do Dory a do niej odezwal sie.
- Jestes Jane White, tak?
- Zgadza sie profesorze.
- Ja nazywam sie Horacy Slughorn i ucze eliksirow. Mam nadzieje ze slodka Dora powiedziala ci juz troche o naszej szkole?
- Oczywiscie profesorze. Pokazuje i opowiada mi o wszystkim. Ciesze sie ze trafilam do tego domu.
Ostatnie zdanie ledwie przeszlo jej przez gardlo.
- Powinna pani wiedziec panno White ze ze Slytherinu wychodza najinteligetniejsi i najlepsi czarodzieje.
- Myslalam ze to krukoni sa najbardziej inteligetni?
Jako kurkonka nie mogla powstrzymac sie od obrony swojego prawdziwego domu.
- Owszem, ale oni sa raczej filizofami natomiast slizgoni sa bardziej przyziemni niz krukoni i w inny sposob wykorzystuja swoja inteligencje. No nic, zycze Ci milego dnia panno White.
I poszedl rozdawac plany lekcji dalej.
- Chyba cie nie polubil. Nie lubi jak podwaza sie jego zdanie.
- Ja go nie podwazylam, tylko zapytalam o to co dowiedzialam sie z podrecznika historii Hogwartu i od rodzicow.
Dora zdaje sie chciala jeszcze cos powiedziec ale te mozliwosc odebrala jej grupa gryfonow ktorzy staneli kilka metrow od nich i z szyderczymi minami patrzyli na chlopaka ktorego twarzy nie widziala pod tym kontem.
- No Smarkusie, jak tam wakacje? Twoj kochany tatus wciaz nie zainwestowal ci w szampon?
Trzech gryfonow stajacych za chlopakiem parsknelo szyderczym smiechem. Luna patrzyla z niedowierzeniem na tego ktory wypowiedzial te obrazliwe slowa. Wygladal dokladnie tak samo jak Harry! Zaraz, chwila... Harry kiedys wspominal jej ze jego ojciec i Snape byli na tym samym roku. Ale ze taka jego przyjaciela byl... TAKI?
- Pewnie bal sie ze jak kupi szampon to nie starczy mu na wodke, co Smarkusie?
Odezwal sie stojacy obok Harryego taty bardzo przystojny mlodzieniec i rozlegl sie kolejny szyderczy smiech.
- Lapo, Rogas dajcie mu spokuj, juz pierwszego dnia zaczynacie?
Tym razem odezwal sie chlopak ktory dopiero podchodzil do kolegow. Wygladal marnie, byl bardzo blady i wogule jakis kruchy ale ten glos zna doskonale. Lupin.
- Lunatyku, my mu tylko przypominamy o wymyciu glowy przynajmniej raz na jakis czas, prawda Peter?
Najmniejszy stojacy z tylu chlopak przytaknal patrzac na Lape i Rogacza z uwielbieniem wypisanym na twarzy. Spojrzala na chlopaka ktory prawdopodobnie udawal ze nie slyszy wymiany zdan za jego plecami bo dalej patrzyl na trzymanego w reku tosta ale Luna byla pewna ze w drugiej rece ten trzyma mocno scisnieta rozdzke. I nie mylila sie.
- Wiesz Smarkus, jak nie masz pieniedzy to zawsze mozemy sie...
Lapa niedokonczyl juz swojej mysli poniewaz w ciagu ulamku sekundy obrazany chlopak wstal, obrucil i sie i zaczal trafiac klatwami w gryfonow. Caly stol slizgonow obserwowal pojedynek. Choc walka byla nie rowna (3 na jednego) to slizgon swietnie sobie radzil. Odpychal atak calej trojki i jeszcze zdarzal wysylac w ich strone klatwy choc byly omijane. Pojedynek nie trwal jednak dlugo poniewaz profesor Slughorn do nich dobiegl i zabral rozdzki.
- Chlopcy co to ma byc? Juz pierwszego dnia zaczynacie?
- To nie my, to on zaczal!!
- Panie Potter, prosze nie klamac, wszyscy wiedza ze to wy zawsze zaczynacie. Od 6lat to samo, zostawcie w koncu Severusa w spokoju.
Severusa? Tego Severusa? Spojrzala na czarnowlosego chlopaka i dopiero teraz zobaczyla jego twarz. To byl na prawde on! Ale wygladal tak.. inaczej. Byl oczywiscie o wiele mlodszy, jego twarz nie miala zadnej zmarszczki i nie byla wykrzywiona w grymasie ktory zawsze goscil na twarzy Mistrza Eliksirow. Wciaz gleboko oddychal po toczonym pojedynku a jego twarz wygladala jak osoby... zakochanej? Tak, to chyba odpowiednie slowo. Oczy swiecily mu sie jak na widok ukochanej, usta usmiechaly sie (!) i to nie tak jak zwykla ogladac podczas lekcji gdy jakiemus uczniowi cos wybuchlo, o nie, nie byl to ten sam szyderczy usmiech. Usmiechal sie jak dziecko ktore wlasnie dostalo upragniona od dawna zabawke. Wydawac by sie moglo ze cieszy sie z tak dlatego ze profesor Slughorn nie uwierzyl w klamstwo Pottera, ale Luna czula ze to ten pojedynem wprowadzil go w taka euforie.
- Szlaban dla pana Pottera, Blacka i Pettigriw w sobote u woznego Filcha. A teraz zapraszam na zajecia.
I odszedl w strone stolu nauczycielskiego.
- Jeszcze nam zaplacisz za ten szlaban Smarkusie.
Czworka gryfonow smiejac sie i zadaje sie wogule nie przejmujac szlabanem poszli w strone wyjscia z Wielkiej Sali.
- To ten chlopak - odezwala sie Dora wskazujac na wracajacego wlasnie do sniadania slizgona - ten o ktorym ci powiedzialam ze zadna nie jest nim zainteresowana. Severus Snape.
- A tamci? - glowa wskazala gryfonow znikajacych wlasnie za drzwiami.
- Ten w okularach to James Potter, mega super hiper przystojny to Syriusz Black, ten maly Petter Pettigriew a ten co przyszedl ostatni to Remus Lupin. Swiety kwardrat tej szkoly. Okropni sa. uwazaja sie za najlepszych i mysla ze wszystko im wolno bo sa pupilkami Dumbledore'a.
- Dyrektor nic nie robi za te pojedynki? Wlaczyli 3 na jednego, to nie fair! Po za tym pojedynki sa ponoc zakazane w szkolach.
- Ja tez tak uwazam ale z drugiej strony... Jeden nie mialby najmniejszych szans ze Snape'em - przelknela herbate i spojrzala na zegarek - o nie Luna, spuznimy sie! Co masz pierwsze?
- Zaklecia.
- Ja numerologie. Choc szybko mamy tylko 5minut, pokaze Ci gdzie jest sala zaklec.
Luna juz miala zaoponowac mowiac ze wie gdzie to jest ale w pore ugryzla sie w jezyk. Wyszly pospiesznie z sali i po krutkiej instrukcji udzielonej przez kolezanke ruszyla w strone sali. Gdy weszla wszyscy juz siedzieli a w ostatnich lawkach zauwazyla Jamesa i Syriusza a po srodku sali profesora Snape'a.
- Zapraszam panno White, prosze usiasc.
Wskazal jej miejsce kolo kasztanowlosej dziewczyny o slodkiej twarzy z gryfindoru.
- Przerabiala juz pani zaklecia obezwladniajace?
Lunie od razu przypomnialy sie spotkania GD.
- Tak, kilka.
- To swietnie bo chcialem je dzis jedynie powturzyc zanim przejdziemy do zaklec obronnych. No to zaczynamy.
Polaczyl ich w pary tak jak siedzieli w lawkach i kazal rzucac Explerialmus na siebie nawzajem.
- Jak masz na imie? - zapytala jej partnerka w rzucaniu zaklec.
- Lu... Jane, a ty?
- Lily.
Czyzby mama Harry'ego? Tak, te same zielone oczy. Gryfonka byla dobra, ale Luna po godzinach cwiczen na spotkaniach GD i dwuch bitwach w ktorych brala udzial byla zdecydowanie lepsza i szybsza. Profesor rozplywal sie wrecz nad jej zdolnosciami i na koniec lekcji Slytherin zdobyl 30 punktow.
- Dobra jestes. Musialas duzo cwiczyc w poprzedniej szkole.
- Tak, bylo wiele okazji.
- Czyzby pojedynki?
- Mozna tak powiedziec.
- Musze leciec za chwile mam transmutacje. Milo bylo poznac.
- Wzajemnie. Do zobaczenia.
Dziewczyna wydawala sie byc mila, ale... no wlasnie ale. Cos Lunie w tej dziewczynie nie pasowalo choc nie mogla powiedziec co. Spojrzla na swoj plan. Starozytne runy. Zarzucila torbe na plecy i ruszyla w strone odpowiedniej sali.
Reszta dnia minela krukonce niezwykle szybko i nim spostrzegla byl juz wieczur. Od zaklec nie widziala profesora Snape'a i nawet nie miala pomyslu gdzie moglaby go znalesc. Sprawdzila pokuj wspolny, biblioteke, myslala nawet nad boiskiem do quidicha ale padal deszcz wiec tam sie raczej nie wybral. Dzis Luna musiala sie poddac liczac na to jutro jej sie poszczesci.

- Witajcie moi drodzy na pierwszej lekcji eliksirow w tym roku. Panno White, jak u pani z eliksirami?
No nie, czy kazdy nauczyciel musi zadawac tego typu pytania?
- Kazdy nauczyciel ma inne wymagania i inna skale oceniania dlatego mysle ze najlepiej bedzie jak pan sam zobaczy i oceni jak mi idzie.
- Bardzo dobra odpowiedz Panno White. Dzis w takim razie uwazycie eliskir odrastajacych kosci. Instrukcje znajdziecie na stronie 23. Powodzenia!
Luna siegnela po podrecznik. Miala szczescie ze profesor Dumbledore pomyslal o tej kwestii i uzyczyl jej podreczniki ze szkolnej biblioteki inaczej musiala by sie prosic innych o mozliwosc skorzystania z podrecznika. Spojrzala na instrukcje. Zawsze byla calkiem niezla w eliksirach a te nie byl zbyt mocno skomplikowany. Udala sie do szawki ze skladnikami zanim reszta otworzyla podreczniki ale przy meblu stal juz czarnowlosy slizgon. Dopiero teraz miala mozliwosc przyjrzec sie jego posturze dokladnie. Byl jedynie odrobine nizszy niz za jej czasow ale i tak siegala mu ramienia i tak samo chudy. Jego szata byla zdecydowanie za krotka i wyblakla od wielokrotnego prania. Gdzieniegdzie zauwazyla zszycia i co najmniej 2 laty. Ten struj w najmniejszym nawet stopniu nie przypominal jego jedwabnych powiewajacych szat w jakich ten zwykl chodzic jako nauczyciel. Chlopak wlasnie odwucil sie lewitujac skladniki na swoje biurko a Luna wykorzystujac moment ze na nia spojrzal usmiechnela sie nie pewnie, a on w zamian poslal jej spojrzenie mowiace mniej wiecej 'co jak kwoka stoisz i usmiechasz sie jak glupi do sera' i odszedl do swojej lawki. No tak, czego ona sie spodziewala? Ze rzuci sie na nia z okrzykiem 'zostanmy przyjaciolmi'? Przeciez to Snape! Ten sam brzydki nietoperz z lochow tyle ze mlodszy z szalonym blyskiem w oku. Z westchnieniem wziela swoje skladniki i wrucila do kociolka. Jej zadanie z kazda chwila wydawalo sie byc coraz trudniejsze....
Na koniec lekcji opiekuj jej tymczasowego domu chodzil miedzy lawkami i komentowal eliksiry.
- Panno Brown, eliksir powinien byc koloru kremowego piwa a nie soku pomaranczowego... Panie Black dodal pan pol centrymetra za duzo kory z brzozy... Panno Evens a co sie ostatnio dzieje z toba? Zawsze taka wybitna w eliksirach a ostatnio slabo ci idzie.
- Wiem, przepraszam profesorze. Niewiem co sie ze mna ostatnio dzieje - Snape prychnal szyderczo na co nikt nie zwrucil uwagi ale Luna postanowila zakodowac to w pamieci - ale bede sie bardziej przykladac.
- Mam nadzieje bo masz prawdziwy talentw tej dziedzinie. O pan Snape! U pana jak zawsze idealnie, 10 punktow dla Slytherinu.
Wyglosil jeszcze kilka komentarzt az podszedl do jej stanowiska.
- A teraz niech zobacze kociolek panny White.
Powachal, zamieszal, sprawdzil konsystencje.
- Mam zla wiadomosc panie Snape. Chyba znalazl pan konkurencje. Swietna mikstura Jane, 10 punktow dla Slytherinu i oby tak dalej.
Luna zerknela w stone wspomnianego slizgona ale ten patrzyl w inna strone sali zupelnie nie przejmujac sie slowami nauczyciela.
Gdy wychodzili z sali chciala zobaczyc gdzie uda sie Severus by w razie czego wiedziec gdzie go szukac ale podeszla do niej Lily a Snape jedynie rzucil im krutkie spojrzenie i szybko zniknal w tlumie uczniow.
- Gdzie nauczylas sie tak swietnie wazyc eliksiry?
- Mialam dobrego nauczyciela - rozesmiala sie w myslach ale w sumie jej nie oklamala. Wiele mozna bylo zarzucic profesorowi Snape co do metod nauczania ale koniec koncow sa one skuteczne - Tobie chyba tez nie najgodzej idzie?
Dziewczyna posmutniala.
- Kiedys szlo mi duzo lepiej ale pod koniec 5 klasy jakos sie pogorszylo...
Cos Lunie powiedzialo aby nie kontynuowac tego tematu. Narazie.
- Jestem pewna ze z czasem wrucisz do poprzedniej kondycji.
- No wlasnie w tej kwestii mialabym do ciebie prozbe. Czy moglybysmy na eliksirach siedziec razem? Jesli oczywiscie nie masz nic przeciwko.
- Pewnie, mi tez bedzie razniej niz tak samemu.
- Dziekuje. Musze leciec, zaraz mam mugoloznastwo.
Dziewczyna pochodzaca z rodziny mugoli chodzi na mugoloznastwo? Nawet Hermiona dala sobie z tym spokuj po roku.
- OK, do zobaczenia.

Luna reszte dnia miala wolna i puki co zadnej pracy domowej. Swietnie, ma cale popoludnie na szukanie profesora Snape'a i postanowila ponownie zaczac od biblioteki. Gdy weszla miedzy regaly ksiazek mijajac wczesniej usmiechnieta o wiele mlodsza niz teraz bibliotekarke lekko sie zdziwila. Ta kobieta zawsze byla skrzywiona niczym Snape i rownie nie mila ( w sumie to pod tym wzgledem by do siebie pasowali) wiec widzac jej usmiech i mile zaproszenie do srodka a nawet propozycje pomocy uznala ze to jakies zdarzenie z przyszlosci ( czy przeszlosci? - nie byla pewna jak to ujac w jej sytuacji) musialy sprawic w niej taka zmiane. Biblioteka byla praktycznie pusta, tylko kilka puchonek siedzialo nad jakimis romansidlami i zaczerwienione chichotaly miedzy soba. Gdy miala sie juz poddac i szukac gdzie indziej dostrzegla wysokiego czarnowlosego chlopaka. Snape. Ruszla za nim ale w pewnym momencie trafila na niewidzialna szybe. Spojrzala w gore. No tak, dzial Ksiag Zakazanych a ona nie ma pozwolenia. Wzdechla. Musi poprosic dyrektora o pozwolenie aby mogla miec mozliwosc zagadac jakos chlopaka. Po chwili byla juz w gabinecie a profesor Dumbledore czestowal ja ciastkami kokosowymi.
- Zatem co cie panno Lovegood do mnie sprowadza?
Na dzwiek jej prawdziwego nazwiska zrobilo sie Lunie cieplej w sercu.
- Chcialam poprosic o pozwolenie na wchodzenie do Dzialu Ksiag Zakazanych.
Profesor wydawal sie byc zaskoczony.
- A z jakiego to powodu?
- Profesor, to znaczy Severus Snape ma dostep do tego dzialu i cos mi mowi ze jak tylko nie ma ciszy nocnej a on nie jest na lekcjach to siedzi wlasnie tam. Wczoraj przeszukalam caly zamek a nie moglam go znalesc a dzis zauwazylam go tam jedynie przypadkiem.
- Severus caly czas ma dostep to Dzialu Ksiag Zakazanych?
- Tego nie wiem, ale ktorys z nauczycieli musial dac mu pozwolenie.
- To pewnie dlatego coraz bardziej wieje od niego czarna magia... Pewnie Horacy znow dal mu pozwolenie ale to nie dobre zeby tak mlody czlowiek ciagle siedzial miedzy tego typu ksiagami wiec cofne mu pozwolenie i zabronie profesorowi Slughornowi ponownie mu go dawac.
- Nie profesorze - Luna czula sie okropnie, ale wiedziala ze w rekach Mistrza Eliksirow lezy przyszlosc wszystkich czarodziejow i mugolii - prosze tego nie robic. Profesor Snape musi przez to przejsc.
Dumbledore przygladal jej sie przez chwile.
- No coz, mysle ze w tej chwili wiesz o wiele wiecej niz ja wiec zdam sie na twoje zdanie. Tobie oczywiscie udzielam pozwolenia. Mozesz juz isc.
- Dziekuje profesorze.

- Czesc, moge sie przysiasc?
Spojrzenie jakim uraczyl ja jej kolega z tego samego domu sprawilo ze Lunie nawet bazyliszek wydawalby sie bardziej przyjazny ale przesunal swoja ksiege dajac jej tym samym miejsce aby mogla polozyc swoja. W duchu podziekowala ze wsrod ksiag zakazanych jest tylko jeden stolik. Nie wiedziala jak zaczac rozmowe wiec tylko udawala ze jest mocno zajeta czytaniem ksiegi 'Wampiry, wilkolaki i jak ich urzywac do swoich celow'. Strasznie brutalna. Kto by pomyslal aby glodzic i przetrzymywac czlowieka w malym pomieszczeniu przed i w czasie pelni tak aby gryzly same siebie gdy gore wezma instykty wynikajace z lykanizmu? To ma niby pomuc jakos w podporzatkowaniu sobie jakos wilkolaka? Lunie z kazdym zdaniem i rysunkiem robili soe coraz bardziej nie dobrze. Jedynie co ja powstrzymywalo od wybiegniecia z biblioteki jak najdalej od tego co czytala byl on. Kontem oka pomiedzy czytanymi zdaniami patrzyla na jego twarz i byla coraz bardziej przerazona. Chlopak usmiechal sie jak kot na widok smietany a oczy swiecily mu sie jak szalencowi gdy polykal wrecz kolejne strony trzymanej przez siebie ksiegi. Wiedziala ze Snape robil zle zeczy, wszyscy o tym wiedzieli, ze kiedys byl owladniety calkowicie przez czarna magie, ze zabijal i torturowal bez mrugniecia okiem, ale wiedziec to a widziec jak ogarnia go to zlo coraz bardziej z kazdym przeczytanym zdaniem to zupelnie co innego. I pomyslec ze to dopiero poczatek. Zatopiona w rozmysleniach nawet nie zauwazyla ze bibliotekarka zapalila swiece a za oknem zrobilo sie juz calkiem ciemno.
- Panie Snape, panno White musicie wracac juz do pokoju wspolnego.
Na dzwiek glosu mlodej panny Prince Luna az podskoczyla.
- Oczywiscie prosze pani.
Nim Luna zdarzyla zamknac ksiege to slizgon zdarzyl juz odeslac swoja ksiazke na polki i wyjsc z biblioteki. Stala chwile w miejscu patrzac na zamkniete za Snape'em drzwi i nie mogla sie ruszyc. Snape byl mily!! Nigdy niemyslala ze nazwisko tego mezczyzny zostanie umieszczone w jednym zdaniu ze slowem 'mily' i nie bedzie to zdanie zaprzeczajace.
- Bardzo mily chlopak. Szkoda jedynie ze taki zamkniety w sobie. I jeszcze ciagle przesiaduje nad tymi strasznymi woluminami. Mowilam Albusowi ze uczniowie nie powinni miec wogule dostepu nawet do polowy z tych tomow ale on twierdzi ze czasami wiedza w nich zawarta moze sie komus przydac.
Slowa bibliotekarki wyrwaly Krukonke z odretwienia i odeslala swoj tom zkladajac od razu na ramie torbe.
- Wie pani, wszystko zalezy od tego z ktorej strony spojrzec. I pani, i profesore Dumbledore macie racje, ale tez w tym samym stopniu oboje sie myslicie. Milego wieczoru.
Czym predzej ruszyla w strone wiezy Ravenclow by po chwili walac dlonia w czolo zawrucic w strone lochow.

3 komentarze:

  1. Ommm...notka świetna. Wgl całe parowanie jest świetne ;) Tylko Luna jakaś taka nie Luna xd
    Już nie moge sie doczekać nn.
    Pozdro i weny
    SPL ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam przeniesienia w czasie ^^ będę czytać dalej

    OdpowiedzUsuń