niedziela, 13 września 2015

Rozdział XXVII

Witajcie!
Choc nie ma tych 5 komentarzy o które prosiłam dodaje nowy rozdział. Choc troche doluje mnie to ze ciężko komukolwiek zostawić choc krótki znak ze czytają. Bo widzę ze blog jest odwiedzany, czasem nawet po 80 wyświetleń dziennie. Mniejsza z tym.
Rozdział dość dlugi, mysle ze wyszedł dobrze. Przepraszam ze nie bylo Hermiony - nie bylam pewna czy chce ich polaczyc. Ale w końcu sie zdecydowałam. Rozważam jeszcze jeden paring, dość nietypowy. Nie wiem czy się nie zgorszycie :P ale i byloby troche wesoło w związku z ta para. Jeszcze zobaczę.
Miłego czytania.


Rozdział XXVII
Luna wpatrywała sie w baldachim. Nie wiedziała od ilo minut, godzin... Nie chciała wiedzieć. Jej ojciec umrze, i to niedługo. A ona nie będzie mogla na to nic poradzić. Miała ochotę umrzeć razem z nim. Jak jego nie będzie to zostanie sama. Calkiem sama.... Kolejna łza splunęła po jej policzku. Nie miała juz sily płakać. Przez ostatnie godziny plakala tak mocno ze jedyne co mogla teraz robic to leżeć i patrzeć w ten przeklęty niebieski baldachim. Choc jej ojciec żył, i z tego co powiedział dyrektor czul sie dobrze ona juz czuła sie jakby przeżywała jego żałobę. A jak jutro spojrzy mu w oczy wiedząc o zbliżającym sie końcu jego zycia? Nie byla w stanie. Poprostu nie mogła. Kolejne łzy spłynęły po jej policzkach. Czuła ze znów nadchodzi kryzys i ze go nie powstrzyma. Myślała ze juz nie ma sil na szloch. Myliła sie. Zawyla w poszuke a jej ostatnia mysla bylo aby jej bol w końcu sie skończył.






Remus otworzył oczy. Świtało, w kominku dogasał ogień. A w jego ramionach leżała Ona. Widac spędzili przytuleni cala noc. Zatopił nos w rudych włosach wdychając jej zapach zastanawiając sie co się tak na prawdę dzieje miedzy nimi. Znal ja odkąd pierwszy raz zaczął nauczać w Hogwarcie. Wtedy ona byla mala dziewczynka, ktora bala sie własnego cienia po tym co wydarzyło się w komnacie tajemnic. I byla taka aż do jej czwartego roku. Wtedy cos sie zmieniło. Stala sie bardziej odważna. Zaczęła sie zmieniać zarówno psychicznie jak i fizycznie. Musial przyznać ze juz wtedy, jako mężczyzna docenial jej urodę. Ale mimo wszystko, dotychczas traktował ja jedynie jako córkę przyjaciół, uczennice. A w tym roku cos sie zmieniło. Zaprzyjaźnili sie. Choć juz wcześniej wiedział ze staje sie kobieta, to dopiero teraz ta świadomość dotarla do niego w stu procentach. Nie byla juz ta przerażona dziewczynka jaka poznał. Była młoda, dzielna, choć nie będąca swoich uczuć kobieta. Upierała sie ze kocha Harry'ego, i nie twierdzi oczywiście ze kłamie. Raczej byl przekonany ze ona sama nie zdaje sobie sprawy z tego ze zwyczajnie uparła sie go kochać. Zaciagnal sie jej zapachem jak narkotykiem. Kiedy stała sie dla niego czymś więcej? Bo nie mógł sie dalej oszukiwać ze to co przy niej czul to jedynie troska a córkę ludzi którzy są dla niego jak rodzina. Teraz, wpolezac na niewygodnej sofie, trzymając ja w ramionach poczuł ze to jest to o czym zawsze marzył. O kobiecie takiej jak Ginny. Ale wraz z ta świadomością dotarła również ta ze nie ma prawa o nią zabiegać. Nawet zapominając o tym ze byla jego uczennica, o różnicy wieku, o jej rodzicach nie mogl zapomnieć o Harry'm który traktował go jak ojca odkąd Syriusz nie żyje, i o Tonks ktora kochala go ponad życie. Po za tym on był starym wilkolakiem, a ona piękna młoda dziewczyna z całym życiem przed nią. Nią miał prawa myśleć o niej jako kimś więcej niż przyjaciółka. Spojrzał na policzki na które opadały jej rzęsy. Z gola w gardle pozwolił sobie na ten jeden pocałunek w czoło. Łza splynela po jego policzku.




- Luna! Budź sie! Ile można spać?
Nie miała sily otworzyc opuchniętych od całonocnego płaczu oczu. I nie chciała. Bo to znaczyło by kolejny dzień. Dzień w ktorym musi stawić czoła ojcu, i przyjaciołom. I który musi przetrwać ze świadomością ze jej ojciec właśnie spedza swoje ostatnie chwile zycia na tym padole.
- Luno Lovegood, kaze Ci w tej chwili otworzyc oczy albo obleje cie zimna woda. Juz minęło południe.
Minęło południe? Jak to możliwe? Pamiętała jak patrzyła w okno gdy niebo stawało sie coraz jaśniejsze. Musiała zasnąć o świcie. Choc bylo jej wszystko jedno czy zostanie oblana zimna woda czy nie otworzyła czerwone oczy a gdy te przyzwyczaiły sie do słońca wpadającego do wierzy zobaczyła zatroskaną twarz przyjaciolki.
- Luna, co się stało?
Przetarla oczy. Nie byla jeszcze gotowa na odpowiedz. Nie wiedziała czy kiedykolwiek będzie.
- Sądząc po twojej desperacji aby mnie obudzić zgaduje ze u ciebie dzialo sie sporo. Jak randka z Harry'm?
- Nie kochana, najpierw ty. Widzę ze musiałaś przepłakać cala noc.
- Ginny, proszę...
Cos w jej oczach musiało przekonać gryfonke bo zaczęła opowiadać. Najciekawsza byla końcówka.
- Gdy sie obudziłam było juz rano a on spal i dopiero jak się ruszyłam to otworzył oczy. Boże to bylo takie niezręczne! A on jedynie wypuścił mnie z ramion, zaproponował herbatę i zachowywał sie jak by nic się wogule nie stalo!!
- A chciałabyś aby zachowywał sie inaczej?
Ginny wpierw pobladła, następnie sie zarumieniła a na koniec posmutniała.
- Nie wiem. Jednej strony tak, z drugiej nie... Oj sama nie wiem! To takie trudne! Kocham Harry'ego, ale Remus tez nie jest mi obojętny. Można kochać dwuch mężczyzn jednocześnie?
- Mysle ze tak. No bo skoro możemy jednocześnie kochać ojca i męża to czemu nie ojca, chłopaka i tego trzeciego? Ale Ginny... Zanim zaczniesz rozważać czy kochasz Harr'ego i Remusa na raz, lepiej rozważ czy kochasz tego pierwszego w ogóle.
Ginny zamyslila sie.
- Kocham Harry'ego. Jestem pewna. Nie wyobrażam sobie zycia bez niego.
- Ja nie wyobrażam sobie zycia bez Ciebie. I kocham Cie. Nie w sposób romantyczny, ale jak siostrę. Na świecie jest wiele rodzajów miłości. I fakt ze nie wyobrażasz sobie zycia bez niego nie znaczy ze to on jest tym jedynym.
Ginny zamilkła przetrawiajac to co powiedziała Luna a ta w tym czasie miała chwile na zastanowienie sie jak powie o tym co się stało w nocy przyjaciołom. Po dobrych kilku minutach ciszy odezwała sie ponownie ruda.
- A co z Toba? Co się stało?
Westchnęła i policzyla w myślach do dziesięciu w nadzieji ze sie uspokoji i z miare normalnie przekaże wiadomość gryfonce. Ale głos ja zawiódł. A wraz z głosem tez oczy z których wypływały łzy, ręce które sie trzesly, i wogule czuła sie jak by jej życie nagle przestało miec sens. Opowiedziała jej cały poprzedni wieczór. Pod koniec Ginny plakala razem z nią. Chwyciła ja w objęcia i razem płakały przytulone aż obie nie miały sil po czym zapadly w sen.


Gdy Ginny sie obudzila byla juz prawie pora obiadowa. Nie spala długo, ale nawet ten krótki czas pozwolił jej na regeneracje i jako takie ułożenie myśli. Kwestie Remusa i Harry'ego musi odłożyć na później. To nie ucieknie. A Lunie trzeba pomuc. Widząc ze dziewczyna ledwo sie trzyma. Spojrzała na twarz blodnynki. Wygladala jakby postarzała sie o przynajmniej 10lat. Sprawę dodatkowo pogarszały podkrążone, czerwone oczy i nos. Dotknęła jej policzka. Tak bardzo jej współczuła. Sama nie dawno straciła brata ale to bylo co innego. W jej przypadku to sie poprostu stało. Za to do Luny.... Nie byla nawet w stanie myśleć jak ta sie czula. Miała świadomość ze jej ojciec na dniach umrze, i nie mogla nic z tym zrobić. Teoretycznie mogla poprosić dyrektora aby nie wysyłał go na misje ale prawda jest taka ze jak jest mu pisane danego dnia umrzeć to umrze nie zależnie czy stanie sie to na polu bitwy czy we własnym łóżku. A sama z doświadczenia wie ze świadomość iż umarł w walce będzie lepsza. Ale nie pozwoli jej odczuć braku rodziny. Nie pozwoli by krukonka została sama. Nie da jej nigdy odczuć samotności. Choćby miała z nią być w dzień i w nocy. Ale teraz musi ja obudzić aby ta cos zjadła. Musi cos zjeść inaczej calkiem opadnie z sil od tego placzu i jeszcze sie odwodni a dzis miała sie spotkać z ojcem. No właśnie. Jak ona spojrzy mu w oczy? Boże, Luna... Postanowiła w ciagu sekundy. Pójdzie razem z nią. Nie może jej zostawić samej. Nie w takiej chwili. I nie może jej pozwolić rozczulać sie nad sobą. Na zalobe jeszcze będzie miała czas.
- Luna, budź sie, juz czas na obiad...




Severus Snape dłubał właśnie widelcem schabowego z mizeria i ziemniakami jakiego miał na talerzu i rozglądał sie po Wielkiej Sali. Od rana nie widział Lovegood. Gdzie ona sie do cholery podziała? Gdy obiad dobiegł prawie końca a jej wciąż nie bylo nie ma co się dziwić ze odetchną z ulga gdy zobaczył ze wchodzi do Sali w towarzystwie Weasley. Jedno spojrzenie i juz wiedział ze dziewczyna cala noc przeplakala. Niech to szlag. Nie powinna robic z sobie teraz zaplakanej rozlazlej kluchy. Zostalo jej kilka ostatnich dni z ojcem, niech je kurwa pozytywnie wykorzysta! Zlosc wzbierala w nim od środka.
- Severusie, co się dzieje?
No tak, na domiar złego Minerwa akurat dzisiaj musiała zauważyć jego wyjątkowo zly humor. Albo inaczej. Zawsze musiała zauważyć jego wyjątkowo zly humor.
- Nic.
- Taa.... A Voldemort zaprosil nas dzisiaj na swój pokaz tanga w parze z Bellatrix.
Postanowił zastosować taktykę pominiecia sarkazmu milczeniem choc wiedział od razu ze to nie ma sensu bo prędzej czy później nauczyczycielka i tak wyciągnie z niego co się stało.
- Severusie, wiesz ze i tak mi powiesz. Czy nie lepiej powiedziec mi o co chodzi bez godzin mojego chodzenia za toba krok w krok do czasu aż mi powiesz? Zaoszczędzisz nam czas i nerwy.
No dobra, niech jej będzie.
- Slyszalas o Lovegood?
Posmutniała w ułamku sekundy. Czyli słyszała.
- Tak wiem. To straszne. Ale czy to cie martwi czy to tylko zmiana tematu żeby odwrócić moja uwagę?
Zerkała na niego podejrzliwie.
- Powinna wykorzystać ten czas co im został lepiej niż sie mazgajac i juz przeżywając zalobe.
Starsza kobieta patrzyla na niego uważnie.
- Tak. Tez tak uważam. Może byś jej to uświadomił?
- Ja? A niby czemu? Jestem opiekunem slizgonow a nie krukonow. Idź z tym do...
- Wiem. Ale wiesz, sporo czasu spędzacie ostatnio razem a z Filckiem nigdy sie zbytnio nie dogadywała.
To akurat fakt. Filck jak zwykli go nazywać inni nauczyciele nigdy nie podzielał zrozumienia Luny do dziwactw jej ojca i jej własnych.
- Mnie tez nie lubi.
- Lubi nie lubi ale na pewno szanuje i ceni twoje zdanie. W końcu pomogłeś jej w tej delikatnej sytuacji z czarna magia. Jestem pewna ze w tej kwesti tez cie posłucha. Porozmawiaj z nią.
Nie odpowiedział, zamiast tego ze złością ukroił schabowego i zaczął go przeżuwać. On, Severus Snape, prawa ręka Czarnego Pana ma niańczyć jakąś małolatę ktora nie może sobie poradzić z czymś co się jeszcze nawet nie stalo? To chyba jakiś żart.




- Lovegood, do gabinetu, za mną.
Luna nie wiedziała co powiedziec. Podłubała trochę obiadu do którego zmusili ja przyjaciele i miała juz iść do dyrektora razem z Ginny ktora zaoferowała sie z nią być gdy przeszkodził im Snape.
- Spoko, poczekam.
Ruda oparła sie o parapet a krukonka ruszyła za czarodziejem w czarnych szatach. Po kilku minutach stała przed jego biurkiem.
- Wezwałem Cie ponieważ chce żebyś sie ogarnęła. Wiem co się stanie. Wiem ze to nie uniknione. Ale wiem tez ze twój ojciec jeszcze żyje to nie powinnaś jeszcze przechodzić żałoby a cieszyć sie z tego czasu co Wam pozostał.
Nie spodziewała sie takich słów z ust nauczyciela eliksirów. Jego glos był łagodny, spokojny, wręcz w. Gdzie podział sie wrzeszczący nieprzyjemny nietoperz z lochów?
- Dziekuje profesorze.
- Obiecaj mi ze nie będziesz na razie myśleć o przyszłości. Porozmawiam z profesorem Dumbledore aby codziennie na godzinę pozwalal ci na widzenia sie z ojcem.
Odebrało jej mowę. Stała jak wryta i nie byla w stanie ani sie odezwać ani ruszyć.
- Nawet nie podziękujesz?
- Dziekuje. Na prawdę. Po prostu sie nie spodziewałam....
- Idź juz. Weasley czeka.
Chciała podejść, przytulic mu i wtedy podziękować ale zrobiła tylko to ostatnie po czym wyszła z gabinetu.




Hermiona siedziała nad pracą domową i poraz pierwszy nie mogla sie na niej skupić. Jej glowa byla zawalona tyloma rzeczami... Tragedia Luny, dokumenty nad którymi pracowała dla Zakonu, egzaminy końcowe, test dla przyszłych aurorow, wojna, w końcu Ron i Kingsley. W sumie w chwili obecnej najbardziej przeszkadzali jej ci ostatni. Ron. Nie wiedziała co z nim zrobić. Chłopak wiedział ze to co jest miedzy nimi jest bez sensu. Ona nie kocha jego, on jej. Po co to dalej ciągnąć? Ale on sie upieral żeby próbowali. No i po co uszczęśliwiać sie na sile? Tym bardziej ze jej uczucia zaczęły kierować sie w kierunku Kingsleya, i wiedziała ze ona tez nie jest mu obojetna? Nie, to bez sensu. Musi koniecznie porozmawiać z Ronem. Zamknęła książki i po raz pierwszy w zyciu wyszla z biblioteki z niedokończoną praca domowa. Rudego znalazła w Pokoju Wspólnym grającego z ponuro wyglądającym Harry'm w szachy czarodziejów.
- Hej Harry! Ron możemy pogadać?
Chłopak posłał czarnowlosemu spojrzenie którego znaczenia nie zrozumiała po czym wstał z fotela i ruszył za nią w stronę jednej z wnęk dających odrobine prywatnosci.
- Tak kochanie?
O Boże. Nazywa ja kochaniem.
- Ron, musimy pogadać.
- No wiem, juz powiedzialas. Tylko nie wiem o czym.
- Jak to o czym? O nas!
- O nas? Przeciez jest cudowne!
Chwycił ja za rękę.
- Nie Ron, wcale nie jest i dobrze o tym wiesz. To co jest pomiędzy nami to nie jest to co staramy sobie wmówić od ponad roku.
- Ale przeciez...
- Przeciez co?
- Przeciez jest nam dobrze w łóżku i wogule...
- Jest nam, czy Tobie dobrze w łóżku? A po drugie, Ron, życie to nie tylko lozko!
- Jak to, zle ci ze mną podczas seksu?!
Hermiona rozejrzała sie po pokoju wspólnym ale nie wydawalo sie aby ktos słyszał jego pełnego wyrzutów pytania. No tak, z jej wypowiedzi zapamiętał tylko to co urazalo jego męskie ego.
- Ron, nawet nie o to chodzi. Nie pasujemy do siebie.
- Co, przemądrzała kujonka nie może być kim takim jak ja? To ze nie znam wszystkich podręczników na pamięć nie znaczy ze nie mogę zapewnić ci szczęścia!
- Ron...
- Co Ron Ron? - podszedł do niej, chwycił ja za rękę i popatrzył w oczy. Wiedział ze zawsze jak to zrobil to ona litowala sie nad nim i ustępowała. Ale ile można? Ile można trwać w związku w ktorym sie być nie chce? Jeszcze miesiąc, rok, cale życie? Może gdyby nie wojna to znów przymknęła by oko i zyla tak dalej. Ale fakt ze śmierć może ja dopaść w kazdej chwili sprawiala ze nie mogla sobie powiedziec 'mam jeszcze czas, może go pokocham'. Nie. Nie chciała umrzeć żałując ze oszukiwala i jego i siebie, i ze przez to bezsensowne kłamstwo nie miała tego czego pragnęła na prawdę. Wziela głęboki oddech i wyrwala dłoń z jego reki.
- Nie Ron. To koniec.
Na jego twarzy malowało sie przerażenie, później niedowierzanie a na koniec złość.
- Masz innego? Spalas z nim? Na pewno. W końcu powiedzialas ze nie jest ci ze mną przyjemnie. Pewnie pierdolil cie lepiej niż ja?!
Zlosc wypełniła ja cala od końców palców u stup aż po końcówki włosów na glowie.
- Ronaldzie, jak możesz?!
- Oczywiście ze mogę! Ma większego? Mój Ci nie wystarcza? A może lepiej Cie lize?!
Trzasła go w twarz i odwróciła sie by odejść. Cały pokój wspólny patrzył na nich. Wszystko słyszeli. Miała ochotę zapaść sie pod ziemie. Chciała uciec do łazienki dziewcząt i płakać do utraty sił tak jak wtedy w pierwszej klasie. Ale zamiast tego z uniesiono wysoko glowa przemierzyła całe pomieszczenie do wyjścia. Ze wszystkich tylko Harry miał odrobine przyzwoitości aby przynajmniej udawać ze jest mega zajęty szachami niż słuchaniem ich kłótni. Nagle uświadomiła sobie ze zawiodła sie nie tylko na Ronie, ale tez na Wybrańcu. Byli przyjaciółmi. Jak mogl tak po prostu sluchać jak jest obrazana? Czemu nawet nie spróbował powstrzymać jej byłego chłopaka? Zawiodła sie na nich obu. Gdy tylko portret za nią zamknął przejścia rzuciła sie pędem w stronę łazienki dziewcząt na trzecim piętrze. Plakala nad upokorzeniem jakie zapewnił jej Weasley i nad utrata przyjaciela, i nad rozczarowaniem nad zachowaniem ich obojga, nad wojna, nad tym wszystkim co się teraz dzialo. Była silna, ale każdy miał chwile słabości. To byla dla niej ta chwila. Chwila kiedy czula ze to wszystko nie ma sensu, ze ma dość walki, dość patrzenia na wszystko w koło, na zło całego świata, kiedy czula ze jedyne czego chce to zasnąć i nigdy sie nie obudzić żeby nie musieć przeżywać kolejnego strasznego dnia. Nie wiedziała ile czasu siedziala na muszli klozetowej wypłakując oczy w papier toaletowy gdy poczuła ze nie jest sama.
- Hermiona?
To była Jęcząca Marta.
- Czesc Marto. Co tam?
Duch patrzył na nią z troska w oczach.
- Nie gorzej niż u Ciebie.
- Ah...
- Nie myśl o tym.
- A wiec juz nawet duchy wiedza?
Kolejne spazmy placzu przeszły przez jej ciało zanim sie uspokoiła.
- Tak. Wiemy. Wiemy ze Ron to gnojek. Nie miał prawa tak z toba rozmawiać nie zależnie od tego co się miedzy wami stalo. Zreszta Prawie Bezglowy Nick i profesor McGonagall juz z nim rozmawiali na ten temat. Teraz wszyscy cie szukają.
- Kto mnie szuka?
- Prawie wszyscy. Ostatni raz widziano cie ponad 5godzin temu jak wychodziłaś z pokoju wspólnego.
Ponad 5godzin? O matko...
- To ja juz chyba pójdę...
- Dobrze zrobisz. Nie żebym nie byla zadowolona ze ktos w końcu mnie odwiedził. Nikt juz nie pamięta starej Jeczacej Marty...
- Dziekuje Ci. I obiecuje wpadać.
- Dzieki. A teraz powodzenia. Kingsley szaleje odkąd dyrektor mu powiedzial ze nigdzie nie mogą cie znaleźć.
- Na prawdę?
- O tak... Och, gdyby mnie ktos tak kochal...
- Kochal? Ale...
- Co ale? On cie kocha glupia! I ty masz być ta mega inteligetna?
- To znaczy zauwazylam ze miedzy nami cos sie dzieje ale...
- No to juz wiesz. A teraz lec do biedaka zanim zacznę zalowac ze nie jestem na twoim miejscu.
Hermiona wyszla z łazienki u ruszyla w stronę gabinetu opiekunki gryfindoru aby wyjaśnić ze nic jej nie jest. Gdy byla juz w pobliżu usłyszała swoje imię.
- Hermiona!
Odwróciła sie w stronę z którego dobiegał glos Kingsleya. Biegł w jej stronę a jego fioletowa szata powiewała za nim niczym u supermena. Dobiegł i od razu chwycił ja w ramiona i całował ją w głowę.
- Hermiono, gdzieś ty sie podziewała tyle godzin?
Spojrzał w jej oczy po czym znów przytulił ja mocno. Czuła jak obsypuje pocałunkami jej włosy. Nie wiedziała co robic aby pokazac mu jak bardzo jej zalezy ale instynkt jej pomógł. Uniosła delikatnie głowę a on nie przestawał zaznaczać jej włosów i twarzy pocałunkami. Az jego usta doszly do jej. Chwycił jej zachłannie z desperacja w posiadanie, wkładając w to cale swoje uczucie do niej. Nie byla mu dlużna. Całowali sie szaleńczo na środku korytarza gdzie każdy mogl ich zobaczyć ale nie zawracali sobie głowy. Liczyła sie tylko ta chwila. Tylko oni, ich przyspieszone serca i oddechy, ich tańczące wspólnie języki. Byli w raju.
















9 komentarzy:

  1. Co raz ciekawiej historia się toczy. Ginni zastanawia się Remus czy Harry. (Remus bo Potter to idiota)
    Hermiona i Kingsley w sumie dobrana z nich para, ale pewnie co się zdarzy, bo byłoby za pięknie.
    Severus Lwie Serce ratuje od płaczu Księżniczke Lune.
    Rozwaliło mnie tango Voldka i Bellii Severus jedząc schabowego z ziemniakami i mizerią.
    Podsumowując jeśli Luna ma płakać a Severus nie zrobi żadnego kroku na przód to go zamorduje gołymi rękami.
    Pozdrawiam Megi Lumen ( czekam na następny)
    Ps. NIE ZABIKAJ LOVEGOOD'A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział:)
    Fajnie że hermiona jest z kingsley'em 😄
    A ginny niech wreszcie zrozumie że harrego kocha ale jak brata!!!
    Czekam na Nowy rozdział 😄

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że akcja się rozkręca. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! Jestem strasznie ciekawa kiedy będzie coś pomiędzy Luną i Severusem ^^
    No, ale Snape to Snape ;)
    Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na kolejny rozdział ;) Ciekawe co to za nietypowy paring ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż może jeśli teraz będzie 5 to nam przebaczysz ;)
    Czekam na kolejny rozdział bo opowiadanie jest wspaniałe! Serwus ;p

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam Twojego bloga od wczoraj jednym tchem! Historia naprawdę wciąga i czekam na jej ciąg dalszy ^^

    Przy okazji sama zaczęłam pisać bloga, tym razem paringując Severusa z córeczką Voldemorta, jeśli znalazłabyś czas i zajrzała, to byłabym bardzo wdzięczna: http://amongthenightmares.blogspot.com/

    Pozdrawiam, Castitatis Lilium.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wybacz, że dopiero teraz komentuje ;o kompletnie brak mi czasu, na wszystko! ;o No ale nic, jestem już! :3
    Ale się dzieje <3 Kobieto piszesz obłędnie! Co zaczęłam czytać dopadła mnie szara rzeczywistość, że to koniec. Przewijam jeszcze w dół mając nadzieję, że coś może jeszcze jest :D Wszystko jest napisane w wspólną, logiczną całość, czyta się płynnie :) Co ten Ron?! Na dekiel mu odbiło? ;o Jak on mógł?! -.-' Aż się zdenerwowałam ;o A;e Hermiona dopiero teraz jest szczęśliwa, nawet to i dobrze :3 Szkoda mi Luny strasznie :c Coś czuje, że jak to już nadejdzie Sev niby "przypadkiem" będzie blisko niej :D Heh ♥

    Pisz, pisz, pisz :*
    Ściskam cieplutko bo tak zimno na dworze, brr :___:
    Jazz ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju jest tu ktoś?? Czekam czekam czekam :)))

    OdpowiedzUsuń