sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 10

Dopiero teraz nowy rozdział bo średnio miałam czas pisać, zajęta byłam poprawianiem błędów w poprzednich rozdziałach (i tak dopiero jestem w połowie 4 rozdziału więc powoli mi idzie). Rozumiem że niezbyt ciekawy i niewiele się dzieje, ale postaram się żeby następny był lepszy :) Pozdrawiam wszystkich odwiedzających mojego bloga :)
------------------------------------------------------
Snape wszedł do swojego gabienetu w lochach i opadł na fotel znajdujący się przed biurkiem chowając twarz w dłonie. Nie wiedział co sądzić o tym wszystkim co stało się w ciagu ostatnich 15 min. Gdy usłyszał krzyk Lovegood zaklął pod nosem zły sam na siebie że całkiem zapomniał o tym że w tym samym czasie Weasley ma szlaban i może być słychać jej krzyki - powinien rzucić zaklęcie wyciszające przynajmniej na salę do eliksirów w której była dziewczyna - jego takie krzyki wogule nie ruszały, nie raz słyszał gorsze, a ostatnio wyciszył salę tylko po to żeby móc dalej pić nie psując sobie i tak już parszywego nastroju. Jednak ta Lovegood miała miękie serce, pewnie nigdy nie słyszała czegoś takiego, a świadomość że to jej przyjaciółka wydaje te dźwięki musiała dodatkowo psychicznie ją zdołować. Jednak to co zrobiła było dla niego całkowitym zaskoczeniem - od czasu gdy ostatni raz widział ojca nikt nigdy nie chciał go okładać gołymi rękami na mugolską modłę! Co innego pojedynek, tych w swoim życiu miał setki razy, ale walka na pięści? Musiał zebrać w sobie całe swoje opanowanie by nie buchnąć śmiechem gdy ta mała ruszyła w jego stronę, ale mord czający się w jej oczach kazał mu odrazu zareagować, a zrobił to tak jak robił przez praktycznie całe życie - na agresję odpowiedział agresją. Właściwie nie wie co go powstrzymało przed zabiciem dziewczyny - może jej przerażenie w oczach gdy przycisnął ją
całym sobą do ściany, włosy które owinęły się jak węże wokół ręki którą trzymał jej ramię, a może jej zapach który dotarł do jego nozdrzy - kokos z ledwie wyczuwalną szczyptą gałki muszkatołowej. Nie miał pojęcia. Faktem jest jednak że się powstrzymał i co więcej, puścił ją starając się nie patrzeć w te srebne oczy czerwone od łez spływających po jej policzkach i powiewając szatą opuścił salę żeby z hukiem wejść do Sali Tortur. To co zastał zdzwiło go jeszcze bardziej niż to że się przed chwilą opanował - ruda leżała na podłodze, jej ciało wyginało się w bólu, a nad nią stał Amycus, z miną świadczącą o całkowitym zatraceniu, i jeszcze czymś, co skłoniło go do spojrzenia na dolną partię ciała kolegi, i ujrzał to co ujrzeć się właściwie można spodziewać po Amycusie - wyraźne, spore wybrzuszenie na spodniach, którego nawet luźna szata nie była w stanie zamaskować. Tamten oczywiście od razu przerwał zaklęcie i starał się zakryć, jednak nim to zrobił Snape już wdarł się do jego umysłu i widział jego myśli, jak wyobrażał sobie Weasley w swoim łóżku, widział jak podstępem zapewnił jej kolejny szlaban, jak podeksyctowany był na samą myśl o tym że znów ujrzy jej wyginające się ciało, jak mocno podniecony był gdy ją torturował, a im ona była ogarnięta większym bólem, tym większą ekstaze odczuwał. Na samą myśl Snape skrzywił się. Jak można odczuwać podniecenie raniąc kobietę? On sam odczuwał kiedyś radość gdy zadawał tortury, ale podniecenie? Co w tym podniecającego? Pokręcił głową nawet nie prubując tego zrozumieć i sięgnął do swojej szaty by wyjąć różdżkę chcąc przywołać sobie Ognistej od Madame Rosmerty gdy poczuł że coś jest nie tak. Miał dwie różdżki! Zaklął siarczyście pod nosem zły na swoją własną głupotę. No tak, zabrał Lovegood różdżkę! Teraz ta pewnie przyjdzie jutro po odbiór. Mógł jej w sumie wysłać ją sową ale nie było to zbyt bezpieczne i mądre. Po za tym czemu on ma unikać spotkania z nią? To ona powinna się wstydzić za to co zrobiła, nie on!! Jutro da jej repremendę, a dziś zatopi swoje smutki w alkoholu. Po tym jak Weasley wyszła z sali uciął sobie którką pogawędkę z Amycusem na temat tego co mu przystoi jako nauczycielowi, oraz o metodach jakie mieli stosować w karaniu uczniów. Mimo że mugolskie metody były bardziej krwawe, jednak jego zdaniem były o niebo lepsze niż np. Cruciatus pod tym kątem, że o ile zostawią po sobie blizny a ból będzie się ciągnął do puki rana się całkowicie nie wyleczy, o tyle jest to ból fizyczny, a zaklęcia czarno magiczne działają w większości na umysł a nie chciał by którykolwiek z uczniów skończył tak jak rodzice tego Longbottoma - u Munga nie rozpoznając nawet najbliższej rodziny. W dodatku rozkazał by po torturach uczniom podawano eliksiry uzdrawiające, co sprawi że rany będą się goić o wiele szybciej niż normalnie. Chociaż z drugiej strony rozumiał Carrow'a, ta Weasley jest naprawde wyjątkowo ładna, szkoda byłoby ciąć tak piękne ciało, i określenie że wpadła mu w oko było zdecydowanie za słabe. Musiał na tą małolate uważać, i to bardzo. Machnął różdżką i pojawiła się przed nim butelka Ognistej i szklanka. Pociągnął długi łyk prosto z butelki i puścił sobie w tle marsz żałobny...


Luna zaczęła powoli wychodzić z krainy snów. Jej zmysły budziły się wraz z nią i zaczęły rejstrować kilka rzeczy które nie zgadały się z jej codziennymi porankami. Słońce nie świeciło jej w oczy, a poduszka na której trzymała głowę oprucz jej zapachu, pachniała czymś jeszczce. Jasminem? Skąd u niej w łóżku zapach jaśminu? Luna znała tylko jedną osobę która pachniała w ten sposób - Ginny. Czyżby spała z rudą przyjaciółką? Przecież to nie możliwe, są w różnych domach przez co nie mają wspólnego dormitorium. Ten wniosek sprawił że dziewczyna otwierając oczy szybko usiadła na łóżku. Miejsce w którym się znajdowała nie przypominało żadnego znanego jej miejsca w Hogrwarcie (a znała ich wiele, ponieważ nie raz musiała przeczesać cały zamek w poszukiwaniu wszystkich swoich rzeczy które wynosili jej inni uczniowie), a jednak mimo to wiedziała że wciąż jest w zamku. Sciany były utrzymano w kolorach nieba i ognia. Komoda stojąca przy ścianie miała głęboki brązowy kolor ze złotymi zdobieniami, tak samo szafka nocna znajdująca się przy łóżku. Na podłodze znajdował się dywan na którym był lew i kruk, a cały pokój był ciepło oświetlony przez świece. Luna jeszcze raz rozejrzała się po pokoju zastanawiając się czy to nie jest sen. Gdzie ona jest? Jej rozważania przerwały otwierające się drzwi których w pierwszym momencie nie dostrzegła. Odruchowo wyrwała się z łóżka i rozejrzala w poszukiwaniu rożdżki a gdy jej nie znalazla spojrzała ponownie w stronę drzwi które już się zamykały, jednak nie widziała żeby do pokoju ktokolwiek wszedł - od razu zoriętowała się że ten ktoś był pod zeklęciem kameleona.
- Spokojnie to tylko ja. Zaraz mnie zobaczysz, położę tylko jedzenie na łóżku - niewidzialna osoba powiedziała głosem który krukonka doskonale znała  - Ginny.
Po chwili przyjaciółka już stała przed nią całkowicie widoczna, a na łóżku piętrzyło się jedzenie które przyniosła.
- Skrzaty muszą Cię bardzo lubić bo jak powiedziałam im że chce jeść to nie były zbytnio chętne do współpracy, ale jak wpomniałam o Tobie, to nim zdąrzyłam skończyć zdanie już krzątały się po kuchni przynosząc smakołyki. Jedna skrzatka nawet wcisnęła mi na siłę budyń, choć mówiłam jej że na śniadanie to nie jest najlepszy pomysł...
- Oh, to pewnie Smerfetka. Zawsze miałam z nią bardzo dobry kontakt, o wiele lepszy niż z innymi skrzatami - uśmiechnęła się Luna. Wszystko niby było takie idealne, ale coś jej nie pasowało. Usiadły na łóżku i zaczeły pałaszować gdy nagle do krukonki dotarło wszystko co się działo kilka godzin temu w lochach. W połowie kęsa zaczęła się krztusić czymś co nagle wpadło jej do przełyku, na co Ginny od razu zareagowała klepiąc ją po plecach. Minęło kilka sekund zanim mogła ponownie zaczerpnąć powietrza i lekko osłabiona powiedziała
- Powiedz że to co działo się w lochach to był zwykły koszmar.
Ginny spojrzała na nią wzrokiem wyrażającym rozpacz.
- Nie Luna, to nie był sen. Nie wiem co zaszło między Tobą a Snape'em ale wiem że gdy wpadł do sali gdzie byliśmy był tak zły że bałam sie że zabije nas samym wzrokiem niczym bazyliszek. Kazał mi odejść i wziąść Cię ze sobą. Gdy weszłam do sali od eliksirów byłaś w opłakanym stanie, nie bardzo kontaktowałaś. Nie wiedziałam gdzie Cię zabrać - nie mogę wziąść Cię do siebie bo Carrow'owie znają nasze hasło i czasami przychodzą do nas sprawdzić czy nie robimy czegoś zakazanego, a do Twojego pokoju wspólnego nie mam szans wejść, nie żebym była głupia ale wątpie bym podołała waszym wymyślnym zagadkom....
- Gdzie więc jesteśmy?
- W pokoju życzeń. To jedyne bezpieczne miejsce które przyszło mi do głowy. Jak przyszłyśmy to tylko przytuliłaś się do mnie wciąż płacząc, a po jakiejś godzinie zasnęłaś. Zdjęłam Ci buty i położyłam się obok Ciebie. Jakiąś godzine temu wstałam i pomyślałam że po morzu łez które wylałaś napewno będziesz głodna więc poszłam do kuchni - wiesz że pokój nie spełnia naszych zachcianek żywieniowych - czujemy sytość dopuki jesteśmy w pokoju, a po wyjściu znów jesteśmy głodni i to bardziej niż wcześniej.
- Wiem, Hermiona przypominała o tym Ronowi setki razy, nawet Crabbe by zapamiętał... Dziękuję że mnie nie zostawiłaś, ja niezbyt pamiętam co się działo po tym jak Snape wyszedł, wszystko jak przez mgłę...
- Opowiedz mi co się stało w tamtej sali?
Luna choć niechętnie opowiedziała przyjaciółce o tym co wydarzyło się pomiędzy nią a Snape'm, a Ginny na przemian bladła i czerwieniła się na twarzy. Gdy skończyła zapadła cisza, przerwana przez rudą dopiero po kilku minutach.
- Naprawdę rzuciłaś się na Snape'a z pięściami? - Luna przytaknęła - Wiesz, pewnego dnia będziemy się jeszcze z tego śmiać, ale dziś.... Jeju, nie wiem co Ci poradzić ani jak Ci pomuc... On ma Twoją różdżkę, po za tym nie możemy się w nieskończoność ukrywać w tym pokoju - w pół słowa przerwała jej blondynka
- Ginny, to na mnie Snape da wyrok śmierci, Ty jesteś czysta. Nie musisz ukrywać się ze mną...
- Jak możesz tak mówić? Chyba nie myślisz że Cię tu zostawie?! Oszlałaś? I Ty niby masz być potomkinią Roveny? Ona nigdy nie pomyślała by że jej przyjciółka zostawiła by ją w takiej sytuacji!! Koniec końców to moja wina, gdybym nie krzyczała to Ty...
- To nie Twoja wina! Powinnam być przygotowana na to że będziesz krzyczeć...
- Nie wpadłabyś w taki szał i nie chciała pobić Snape'a
- Nie mogłam przecież oczekiwać że nie będzie słychać tego jak Cię torturuje...
Kłuciły by się pewnie dalej, gdyby nie przerwał im dzwięk który ostatni raz słyszały gdy Umbrige zaczęła dobijać się do Pokoju Życzeń. Ginny wyciągnęła różdżkę i skierowała w stonę drzwi, Luna natomiast uzboiła w nóż który gryfonka przyniosła z kuchni wraz z jedzeniem. Po chwili uroczysty głos powiedział.
- Pan Neville Longbottom prosi o wpuszczenie go do pokoju.
Dziewczęta spojrzały po sobie.
- Niech wejdzie - pierwsza zareagowała Ginny. Drzwi otworzyły się i ukazała im się zmartwiona twarz gryfona.
- Gdzie wy rzeście się podziewały?! Wiecie ile was szukałem? Wysyłałem wam wiadomości na galeonie, nawet prubowałem wysłać wam patronusa, a Wy nic! Kiedy wczoraj Ginny nie wróciła do 20 zacząłem się denerwować ale cierpliwie czekałem w pokoju wspólnym aż do 1. Później zacząłem szukać z wami kontaktu ale na daremnie. Całą noc myślałem gdzie mogłybyście się ukryć, a to jedyne miejsce jakie przychodziło mi do głowy. Jak bym was tu nie znalazł to miałem iść do profesor McGonagall. A teraz - wziął krzesło które pojawiło się kilka sekund temu i usiadł na nim opierając ręcę i brodę na oparciu krzesła - macie mi wszystko opowiedzieć, od początku do końca. I nawet nie mówcie że nic się nie stało bo ślepy nie jestem i widzę że coś jest nie tak. No słucham.
Przyjaciółki spojrzały po sobie wiedząc że należą się Nevillowi wyjaśnienia - w końcu był w tym wszystkim razem z nimi. Zaczeły powoli opowiadać o tym mu wszystko po kolei począwszy od pierwszego szlabanu Ginny a zakończywszy na wczorajszym wieczorze, zgodnie pomijając ich podejrzenia co do nadmiernego zainteresowania panna Weasley. Gdy skończyły Neville patrzył na nie chwile z niedowierzeniem w oczach po czym wybuchnął śmiechem. Zdziwione patrzyły na przyjaciela jakby właśnie oznajmił im że podtanowił zastąpić swoją Teodorę sklątką tylkowybuchową.
- Szkoda że Cię niewidziałem w akcji Luna. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić jak taka drobna i delikatna rzucasz się z pięściami na Snape'a - kolejna fala śmiechu - A ja myślałem że ubranie Snape'a-bogina w ubrania mojej babci to było najśmieszniejsze co można sobie wyobrazić z tym nietoperzem w roli głównej - dopiero po kilku minutach zdał sobie sprawę z tego że pomimo iż to że Luna rzuciła się na Snape'a sytuacja wcale nie była śmieszna. Mieli teraz na głowie Carrow'a który z jakiś powodów uwziął się na Ginny (mogły nie mówić tego na głos, ale on wiedział że coś było nie w pożądku z tym że już dwa razy w krótkich odstępach dostała szlaban, przecież on wiedział że gryfonka nie będzie nikogo torturować a mimo to chciał ją do tego zmusić) i samego Snape'a któremu Luna podpadła po całości. Chociaż to że Snape daje krukonce banalne szlabany, a później ratuje Ginny przed torturami była conajmniej niepokojąca. - Dobra dziewczyny, musimy wziąść się w garść i coś wymyśleć. Od teraz Ginny, nie będziesz nigdzie chodzić sama, zawsze ja albo Luna będziemy Ci toważyszyć i w razie czego osłaniać przed Carrow'em. Wiem że i tak znajdzie jakiś sposób na zadanie kolejnego szlabanu, ale może uda nam się to chociaż odwlec w czasie - wzrócił się do krukonki - Teraz prioritetem jesteś Ty Luna i jej starcie z Nietoperzem. Gdyby nie to że ten ma Twoją różdżkę to mielibyśmy czas do piątku żeby coś wymyślić, a teraz trzeba działać szybko. Przede wszystkim nie może zobaczyć że się boisz. Najlepiej będzie jeśli wszyscy jak gdyby nigdy nic pójdziemy teraz do Wielkiej Sali na śniadanie, jak będzie Snape to zobaczymy jego reakcję na Twoje wejście, a jak już będziemy mieli pełne brzuchy to jakieś wyjście z sytuacji znajdzie się o wiele szybciej.
- Mówisz jak Ron. On też nie jest w stanie myśleć jak nie zje przynajmniej jednego półmiska pełnego jedzenia co trzy godziny - zażartowała Ginny i wszyscy każde z nich uśmiechnęło się na wspomnienie brata gryfonki pochłaniającego co rano cały stos kielbasek. Dziewczyny założyły buty, wzięły swoje peleryny i wyszli z Pokoju kierując się w stronę Wielkiej Sali. Mimo tego że przecież różdżka nie była jej potrzebna Luna czuła się bez niej okropnie - odkąd skończyła 11 lat nie było nawet dnia który spędziłaby bez niej. To tak jak by ktoś nagle zabrał jej część jej samej. Różdżka zapewniała jej bezpieczeństwo, swobodę i umiejętności - bez niech była niczym charłak który nie może unieść nawet lekkiego pióra. Gdy dotarli do Wielkiej Sali Luna zaczerpnęła powietrza i weszła do środka. Cała trójka ruszyła w stronę stołu Gryffindoru. Nevill nałożył sobie jajecznicę na bekonie, natomiast dziewczyny nalały sobie tylko herbaty z cytryną.
- A wy nie jecie?
- Ginny przyniosła nam wcześniej jedzenie z kuchni, nie jesteśmy głodne.
- Ok, ale i tak nałużcie coś sobie i choć udawajcie że jecie.
Luna uznała że to żeczywiście będzie dziewnie wyglądać gdy wszyscy będa pałaszować a one tylko siedzieć i pić herbatę, wzięły więc po toście i zaczeły je powoli dzibać. Lunie przypomniała sobie właśnie jak kiedyś jej ojciec uparł się że chce złapać mugolską rybę i poprosił ją o pomoc w zbieraniu robaków na które miałby te ryby łapać. Nie wiedząc na co się godzi przytaknęła i poszła z ojcem szukac robaków, a gdy je zobaczyła wywołały w niej obrzydzenie,jakiego nie wywołało nic co spotkała dotychczas w życiu. Po kilku minutach do Sali wleciały sowy z listami. Do Luny, po raz drugi w życiu podleciały dwie sowy - ta od ojca, i szkolna. Wzięła list od pomarańczowej sówki i położyła obok talerza nawet nie patrząc na kopertę i przyjęła zwinięty pergamin od szkolej. Ginny i Neville patrzyli na nią w napięciu czekając aż rozwinie pergamin. Ostatni raz gdy otrzymała list przyniesiony szkolną sową była wezwana do Dyrektora, i tym razem pewnie to się powturzy, tyle ze w o wiele mniej przyjemnym celu. Rozwinęła pergamin a Ginny w tym czasie rzuciła zaklęcie Muffliato i zaczęła czytać na głos
"Masz przyjść dziś o 19 do mojego gabinetu w lochach. Sama."
Spojrzeli wszyscy po sobie.
- Luna, nie pozwolę żebyś poszła tam sama, rzucę na siebie zaklęcie kameleona i pujdę z Tobą, Snape nie kapnie się, a jak będzie źle to go obezwaładnie i...
- I co Neville? Oszlałeś? Obezwaładnisz Snape'a? Po za tym chyba nie doceniasz jego inteligęcji, od razu zoriętowałby się że nie jestem sama, zna się na ligimentacji, wyczuł by że sali jest nas więcej. Równie dobrze ja już teraz mogę rzucić na Ciebie Avadę, przynajmniej nie będziesz cierpniał przed śmiercią. Nie pozwolę żebyście się dla mnie narażali, pójdę tam sama, i koniec.
- Mówisz zupełnie jak Harry. On też jest taka Zosia samosia. Nie możesz iść tam sama, a jak coś Ci zrobi...
- A co może mi zrobić? Po za tym, nie od parady robi niemalże za zastępce Sami-Wiecie-Kogo, myślicie że nie poradzili by sobie z nami?
Luna miała wrażenie że w pierwszej chwili Neville chciał prubować zbić i tą obiekcję, ale wszyscy doskonale wiedzieli że nawet sam Voldemort musiałby się napocić żeby wygrać pojedynek z Mistrzem Eliksirów. Oni nie mieli najmniejszych szans, nawet by nie zdąrzyli mrugnąć okiem a już byłoby po nich.
- Tak więc jak już omówiliśmy tą kwestię, to możemy zająć się czymś pożytecznym. Jest 8.30, za pół godziny mamy lekcje. Choćmy odświeżyć się, bo za poł godziny mamy lekcje. Na zielarstwie różdżka mi nie potrzebna, ale na transmutacji... Nie wiem jak wytłumaczę do profesor McGonagall...


Luna z Ginny były przed salą do transumacji już 5min przed lekcją i wpierw zapukawszy najpierw do sali weszła Luna, a z tyłu za nią Ginny która stanęła przy drzwich gdy jej przyjaciółka podchodziła do biurka przy którym siedziała opienka domu lwa.
- Pani profesor, ja...
- Wiem, Dyrektor powiadomił mnie przy śniadaniu. Mam twoją różdżkę, jednak po lekcji musisz mi ją oddać - profesorka wyjęła z szuflady biurka różdżkę Luny i jej podała - Lepiej żeby żaden uczeń nie wiedział że całe weekendy jesteś bezbronna, więc przychodź po nią tak kilka minut wcześniej tak jak dziś, a ja będę znajdowała jakieś preteksty po to żebyś Ty bądź panna Weasley musiały zostać kilka minut dłużej po lekcjach tak aby nie wzbudzić zainteresowania i będziecie mi ją oddawać - popatrzyła z troska na krukonkę - i staraj się nigdzie sama nie chodzić, jestem pewna że panna Weasley i pan Longbottom chętnie Ci potowarzyszą w weekendy. A teraz wyjdźcie bo uczniowie zaraz będą się zbierać przed salą, lepiej żeby nie wiedzieli że rozmawiałyśmy.
- Dziękuje pani profesor.


- Zobaczcie co znalazłem! Zaklęcie leczące bardzo głębokie rany! Słuchajcie - dziewczyny przysunęły się do Nevilla który zaczął czytać na głos - "Zaklęcie Vulnera Sananatur potrafi wyleczyć nawet najgłębsze rany zadane czarnomagiczną klątwą. Ozdrowienie następuje w ciągu kilku do kilkunastu minut po zaczęciu wypowiadania zaklęcia. Zaklęcie należy wypowiadać dopuki ofiara całkowicie nie ozdrowieje, a uzdrawiający musi całkowicie wyłączyć umysł i skupiać się tylko i wyłącznie na wypowiadanym zaklęciu". Co o tym sądzicie?
Pierwsza odezwała się Luna
- Myślę że to bardzo pomocne zaklęcie, ale wydaję się być dosyć skomplikowane... Po za tym nie mamy jak tego zaklęcia ćwiczyć, potrzebowalibyśmy ofiary czarnomagicznego zaklęcia zadającego rany, a skąd mielibyśmy taką wziąść? Ustaliliśmy co prawda że będziemy zaklęcia uzdrawiające ćwiczyć na zwierzętach, ale nawet jak pokroimy szczura czy mysz zwykłym nożem, to i tak to nic nie zdziała bo rany muszą być zadane czarnomagicznym zaklęciem, a wątpie żeby któreś z nas takie znało. Musielibyśmy najpierw poznać jakieś zaklęcie z Czarnej Magii o takich skutkach, i dopiero wtedy...
- Wiem! Znam! Znam czarnomagiczne zaklęcie które zadaje przeciwnikowi głębokie rany!
Neville i Luna wybauszyli oczy patrząc na Ginny z otwartymi ustami.
- Neville, pamiętasz jak Slughorn dał Harry'emu ten stary podręcznik do eliksirów Księcia Półkrwi? Tam było takie zaklęcie. Sectumsempra.
- A skąd pewność że powoduje głębokie rany? - spytała krukonka.
- Harry użył tego zaklęcia na Malfoy'u. Pamiętam że Snape kazał Harry'emu wtedy przynieść wszystkie swoje podręczniki...
- Bo to Snape wymyślił to zaklęcie. To był jego podręcznik, to on był Księciem Półkrwi - wyjaśniła Ginny.
- Szkoda że nie mamy kontaktu z Harry'm, moglibyśmy zapytać co zrobił z tym podręcznikiem, możliwe że byłyby tam jakieś inne ciekawe zeklęcia, nie wspominając już o tym jak by nam to pomogło na eliksirach...
- Ja wiem gdzie jest ten podręcznik - przerwała Lunie gryfonka - sama ją tam schowałam. Podręcznik Księcia Półkrwi jest w Pokoju Życzeń.
- To super, napewno nam się bardzo przyda, ale jest już 18, więc posiedźmy już tutaj jeszcze te pół godziny, później ja pójdę do lochów, a jutro razem po śniadaniu pójdziemy po podręcznik do eliksirów, ok?
Gryfoni przytakneli i następne 30min spędzili w ciszy każde pochłonięte we własnych myślach udając że czytają księgi.


Luna zapukała do drzwi gabinetu 3 razy, usłyszała wysyczane przez zęby 'wejść' i weszła do środka. Snape siedział przy swoim biurku coś pisząc i ręką pokazał jej że ma czekać. Stała tak w milczeniu dobrych kilka minut rozglądając się po gabinecie. Była tu kilka razy ale nigdy nie miała okazji przyjrzeć się temu pomieszczeniu. Na każdej ścianie były półki z hebanu a na nich stały setki słoikow w różnych wielkościach i z różną zawartością - w niektórych były składniki eliksirów sypkie, w innych w całości, w niektórych pływało coś w wodzie, a Luna z obrzydzeniem zauważyła nawet kilka słoików na dnie których coś się ruszało.
- To nie muzeum Lovegood więc się nie rozglądaj - syknął nagle Snape nie odrywając nawet wzroku od pergaminu na którym pisał, sprawiając że krukonka podskoczyła w przerażenia w miejscu. Przełknęła ślinę i patrząc już tylko w podłogę czekała dalej aż dyrektor skończy pisać. Po kilkunastu minutach skrobanie pióra na pergaminie ustało.
- Za to co wczoraj zrobiłaś odejmuje Ravenclow'owi 50 punktów. Masz napisać streszczenie całej księgi po którą zgłosisz się do mnie do Gabinetu Dyrektora w środę o 19. Nie możesz wychodzić do Hogsmeade, twój szlaban u mnie wydłużam o kolejne 2 tygodnie, a co więcej od teraz, na całe weekendy będziesz oddawała mi swoją różdżkę, aż do odwołania, a na sobotnich lekcjach transmutacji będziesz ją otrzymywała na czas zajęć od profesor McGonagall. Będziesz mi ją przynosiła w piątek na szlaban, a odbierać będziesz w niedziele o 19.30 - z każdym jego słowem blondynka bladła coraz bardziej. Rozstanie z jej różdżką na jeden dzień było dla niej czymś okropnym, a co dopiero całe weekendy! Miała ochotę się rozpłakać co chyba zauważył - I nie marz mi się znowu! Za to co zrobiłaś to i tak niewielka kara! A teraz dokończysz wczorajszy szlaban, tyle że zamiast krojeniem, to zajmiesz się układaniem składników według gatunku do słoików które są wraz z akwarium w końcu sali, tak jak i rękawice i szczypce do chwytania. Będziesz to robić aż skończysz. A teraz marsz do sali i bierz się do roboty.
Luna niewypowiedziawszy nawet słowa wyszła z gabinetu i skierowała się w miejsce gdzie miało być wszystko czego potrzebowała żeby odbyć dzisiejszy szlaban. To co zobaczyła praktycznie zwaliło ją z nóg - stało tak ogromne akwarium w którym ruszały się różnorakie glizdy, karaluchy, robaki i inne świństwa. Luna poczuła że niepotrzebnie jadła kolację ponieważ prawdopodobnie zaraz ją zwruci. Nienawidziła żadnego rodzaju robaków. Nawet mrówki wywoływały w niej obrzydzenie, a takiej ilości tego świństwa w jednym miejscu krukonka nigdy nie widziała. Ale z drugiej strony, jak on mógł wiedzieć jakie obrzydzenie wywołują w niej... Zaraz, przecież on czyta w myślach! Tylko kiedy wdarł się do jej umysłu? Chyba by wiedziała jak by to robił! Zastanowiła się chwilę myśląc kiedy ostatni raz myślała o jakichkolwiek robakach, i doszła do wniosku że dziś rano gdy jadła sniadanie przypomniała sobie przygotowania do łowienia mugolskich ryb z ojcem! Więc to wtedy wdarł się do jej umysłu i stąd wiedział czego nienawidzi najbardziej! Wstrętny nietoperz! Miala ochotę wrócic do gabinetu i rozedrzeć mu palcami twarz, ale wiedziała że zamiast tego założy rękawice, weźmie do ręki szczypce i zacznie segregować to obrzydlistwo. Jedyne pocieszenie jakie znajdowała w chwili obecnej było takie że przynajmniej dał jej rękawice, i to w sumie mogła skończyć dwie sale dalej z którymś z Carrow'ów nad sobą, a już w najgorszym scenariuszu za kata robiłby sam Snape. Po dobrych 3 godzinach starannego oglądania robaków i segregowania ich do odpowiednich słoików udało jej się skończyć. Poukładała jeszcze słoiki na ławce , wymyła akwarium, odświerzyła rękawice i szczypce i ledwo stojąc na nogach ze zmęczenia ruszyła w stronę gabinetu. Zapukała 3 razy i weszła do środka.
- Minut 10 punktów za wejście bez zaproszenia. Skończyłaś?
- Tak, panie profesorze.
- Więc wracaj do swojej wieży.
Luna stała niepewnie zerkając na nauczyciela.
- Ale profesorze..
- Czego?
- Jest już po 20, bez Pana zgody nie można przebywać po za wieżą...
- Profesorowie Carrow wiedzą o twoim szlabanie więc możesz bez obaw iść do siebie. A teraz dobranoc!!!
Luna ze spuszczoną głową wyszła z gabinetu i ruszyła w stronę swojej wieży.

1 komentarz:

  1. Super rozdział!! Snape jak Snape jak zawsze " uroczy" ale za to go uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń