Ginny, Neville i Luna siedzieli w bibliotece nad książkami z zaklęciami obronnymi które bibliotekarka, pani Price w swojej życzliwości udostępniła im bez nawet słowa jęku na temat uczniów niszczących jej cenne zbiory i wybierali zaklęcia których mogliby nauczyć uczniów na spotkaniu GD dziś wieczorem. Postanowili że podzielą wszystkich członków na 3 grupy: klasy 1-3 nauczać będzie Neville, jako że zaklęcia nigdy nie były jego mocną stroną, ale podstawy które zna będzie mógł nauczyć najmłodszych, krukonami i puchonami a ginny gryfonami z klas 4-7. Neville miał najmniej roboty bo zaklęcia których miał ich uczyć na początek znał doskonale - Expelarmus, Drętwota czy Petritus Totalus miał opanowane do perfekcji, więc na najbliższych kilku zajęciach miał co robić. Dziewczyny miały utrudniona sprawę: u nich nowych członków było o wiele mniej, więc dziś postanowiły powtórzyć/nauczyć zaklęcia Expecto Patronum, ale teraz szukają głównie zaklęć leczniczych. Odwiedziły już panią Pomfly i obiecała im pocztą wysłać kilka ciekawych woluminów na temat uzdrawiania, bo przecież oprucz walki, muszą też wiedzieć jak leczyć rany. Długo myśleli o tym jak sprawdzać czy zaklęcia uzdrawiające jakie będą żucać działają poprawnie, aż Ginny wpadła na pomysł żeby ćwiczyć na zwierzętach, których napewno dostarczy Pokój Życzeń, a aby nie czuły bólu to poprostu podawać im przed próbami eliksir przeciwbólowy dzięki któremu nie będą nic czuć. Uważeniem eliksiru zająć się miała Luna ponieważ była z ich trójki najlepsza w eliksirach, a po jak by nie patrzeć przez najbliższe 3 tygodnie miała mieć dostęp do zapasów Snape'a, albo
przynajmniej do wiedzy gdzie co ma. Po kilkunastu godzinach spędzonych w bibliotece, tuzinach przewertowanych tomów i ogromnych ilościach pergaminu zapełnionego notatkami odnośnie co pożyteczniejszych zaklęć przyjaciele wyszli z biblioteki pożegnani uśmiechem bibliotekarki na co Ginny jak tylko zamknęły się za nimi drzwi wybuchła śmiechem.
- Pierwszy raz widziałam żeby się uśmiechnęła! Co jej się stało? Czyżby Filch w końcu odpowiedział na jej....
Nim dokończyła swoją myśl zaa rogu wyszła profesor McGonagall.
- Oszaleliście? Wasze śmiechy słychać nawet dwa piętra niżej, Carrow już tutaj idzie, szybko uciekajcie tamtym przejściem - wskazała na jeden z obrazów.
Nim dokończyła swoją myśl zaa rogu wyszła profesor McGonagall.
- Oszaleliście? Wasze śmiechy słychać nawet dwa piętra niżej, Carrow już tutaj idzie, szybko uciekajcie tamtym przejściem - wskazała na jeden z obrazów.
Nie trzeba było im powtarzać dwa razy. Szybko dopadli obraz i jeszcze dobiegł ich głos Alecto pytającą opiekunkę Gryffindoru:
- Gdzie są te dzieciaki co tak głośno się śmiały? Tak zagłuszać ciszę w zamku, to karygodne! Gzie one są?
- Nie było tu żadnych dzieci, to Irytek znów miał jeden ze swoich napadów śmiechu - skłamała gładko nauczycielka transmutacji. Luna nagle poczuła ciepło względem tej surowej kobiety, gdyby nie ona pewnie wszyscy zarobili by szlaban. Przejście przeprowadziło ich do korytarza gdzie znajduje się wejście do Pokoju Życzeń co było świetnym zbiegiem okoliczności, nie musieli juz szwędać się przez cały zamek narażając się tym samym na spotkanie któregoś z rodzeństwa z piekłarodem. Przycupneli we wnęce za zbroją i czekali na resztę członków GD. Po kilku minutach dało się słyszeć ciche kroki, choć nikogo nie było widać - widać młodsi uczniowie opanowali już umiejętność rzucania zaklęcia Kameleona, bądź pomogli im starsi koledzy. Poczekali jeszcze kilka minut aby mieć pewność że wszyscy spóźnialscy dotrą i rzuciwszy wpierw zaklęcie które sprawdzało czy nikt się do nich nie zbliżał Luna zdjęła z siebie zaklęcie tak aby wszyscy wiedzieli że będą już wchodzić i przeszła wzdłuż ściany trzy razy w myślach powtarzając "miejsce gdzie bezpiecznie możemy ćwiczyć zaklęcia". Po trzecim przejściu w ścianie ukazałay się drzwi i klamka cicho ustąpiła pod naporem ręki Luny.
- Nie było tu żadnych dzieci, to Irytek znów miał jeden ze swoich napadów śmiechu - skłamała gładko nauczycielka transmutacji. Luna nagle poczuła ciepło względem tej surowej kobiety, gdyby nie ona pewnie wszyscy zarobili by szlaban. Przejście przeprowadziło ich do korytarza gdzie znajduje się wejście do Pokoju Życzeń co było świetnym zbiegiem okoliczności, nie musieli juz szwędać się przez cały zamek narażając się tym samym na spotkanie któregoś z rodzeństwa z piekłarodem. Przycupneli we wnęce za zbroją i czekali na resztę członków GD. Po kilku minutach dało się słyszeć ciche kroki, choć nikogo nie było widać - widać młodsi uczniowie opanowali już umiejętność rzucania zaklęcia Kameleona, bądź pomogli im starsi koledzy. Poczekali jeszcze kilka minut aby mieć pewność że wszyscy spóźnialscy dotrą i rzuciwszy wpierw zaklęcie które sprawdzało czy nikt się do nich nie zbliżał Luna zdjęła z siebie zaklęcie tak aby wszyscy wiedzieli że będą już wchodzić i przeszła wzdłuż ściany trzy razy w myślach powtarzając "miejsce gdzie bezpiecznie możemy ćwiczyć zaklęcia". Po trzecim przejściu w ścianie ukazałay się drzwi i klamka cicho ustąpiła pod naporem ręki Luny.
Weszli wszyscy do sali i pozdejmowali zaklęcia z siebie nawzajem. Krukonka rozejrzała się po twarzach - byli wszyscy. Poprosili ich o podzielenie się na grupy które wcześniej między sobą ustalili i każde ze swoją grupą zajeło inny kawałek sali. Neville sprawdzał czy wszyscy jego uczniowie umieją już żucić poprawnie zaklęcie kameleona i jak się okazało wszyscy świetnie sobie z tym radzili - uczyli się szybciej niż myślał. Ginny i Luna sprawdzali czy wszyscy u nich znali zaklęcie Patronusa, Ci co umieli ćwiczyli, Ci co nie umieli uczyli się. W sali panował okropny szum i po godzinie zajęć Luna czuła już okropny ból głowy jednak chciała aby każdy kto był w jej grupie wychodząc z tej sali umiał wyczarować Patronusa chociaż bez wizji dementora wywołanej przez bogina. Właśnie, muszą znaleść bogina! Obiecała sobie że do najbliższego spotkania przeszuka wszystkie możliwe miejsca w całym zamku żeby go znaleść. Po kolejnej godzinie tłumaczeń, pokazywania i pomagań dobierania wystarczająco szczęśliwych wspomnień wszystkim w jej grupie udało się wyczarować patronusa. Popatrzyła na Ginny i Nevilla i oni też już patrzyli na nią zmęczonymi oczami więc stanęli koło siebie na środku klasy.
- Na dziś to już koniec, musimy wracać do naszych pokojów wspólnych, jeśli chcemy uniknąć kary. Informacja o następnym spotkaniu pojawi się się niedługo na waszych galeonach - Neville uśmiechnął się - Byliście dziś świetni, naprawdę. Jak tak dalej pójdzie to Śmierciożercy będą uciekać przed Wami gdzie pieprz rośnie.
Na twarzach wszystkich obecnych zalśniły uśmiechy i zaczeli rzucać na siebie nawzajem zaklęcie kameleona i po chwili wszyscy już rozchodzili się po korytarzach. Luna też ruszyła w stronę wieży Ravenclow, ale gdy była już tuż tuż poczuła ogarniającą ją tęsknotę za świeżym nocnym powietrzem - odkąd była w Hogwarcie ani razu nie wyszła na zewnątrz nie
licząc lekcji zielarstwa - ale to i tak zawsze w pośpiechu przechodzili z zamku do szklarni i z powrotem i to za dnia. A powietrze nocą było takie inne, takie... bardziej magiczne. Nim pomyślała co robi już szła w kierunku wieży astronomicznej. Wspinała się po jej schodach powoli, starając się żeby nie rozchodziło się mocne echo jej kroków - nie chciała ściągnąć na siebie Carrow'ów. Gdy wspięła się już na samą górę i stanęła w sali w której mieli czasami lekcje wróżbiarstwa gdy nauczycielem był centaur z Zakazanego Lasu. Luna uwielbiała te lekcje gdy stali wpatrzeni w gwiazdy, a chłodny nocny wiatr owijał jej ciepłe ciało, wplatał się w jej włosy. Przypomniała sobie jedną z lekcji kiedy pół człowiek pół koń przepowiadał im przyszłość. Wszyscy tłoczyli się wokół centaura chcąc jak najszybciej poznać swoją przyszłość, a jedynie Luna stała dokładnie w tym samym miejscu co teraz. Gdy już wszyscy byli mniej lub bardziej zadowoleni z czekającego na nich losu centaur podszedł do niej i oparł się o balustradę.
- A Ty nie jesteś ciekawa swojej przyszłości? - spojrzał na nią z przekornym uśmiechem.
- Co ma być to będzie - odpowiedziała wymijająco, ale nie chodziło o to że nie wierzyła w zapisany w gwiazdach los, czy nie chciała znać tego co jej zapisane. Nie chciała poprostu usłyszeć że do końca swoich dni będzie traktowaną z pobłażaniem Pomyluną, albo że zginie w czasie wojny. Nie żeby bała się śmierci, ale poprostu czasami lepiej nie wiedzieć
- Co ma być to będzie - odpowiedziała wymijająco, ale nie chodziło o to że nie wierzyła w zapisany w gwiazdach los, czy nie chciała znać tego co jej zapisane. Nie chciała poprostu usłyszeć że do końca swoich dni będzie traktowaną z pobłażaniem Pomyluną, albo że zginie w czasie wojny. Nie żeby bała się śmierci, ale poprostu czasami lepiej nie wiedzieć
tego co będzie.
- Kiedy się urodziłaś?
- 4 maja 1981 roku - odpowiedziała machinalnie zapytana nim zdążyła pomyśleć.
Centaur wpatrywał się chwilę zadumany w gwiazdy po czym cicho, tak aby tylko ona mogła to usłyszeć powiedział:
- Przeżyjesz wojnę, a kilka lat po niej staniesz przed najważniejszym wyborem w swoim życiu. Będziesz musiała wybrać pomiędzy tym co za Tobą, tym co przed Tobą, a swoimi marzeniami.
- Kiedy się urodziłaś?
- 4 maja 1981 roku - odpowiedziała machinalnie zapytana nim zdążyła pomyśleć.
Centaur wpatrywał się chwilę zadumany w gwiazdy po czym cicho, tak aby tylko ona mogła to usłyszeć powiedział:
- Przeżyjesz wojnę, a kilka lat po niej staniesz przed najważniejszym wyborem w swoim życiu. Będziesz musiała wybrać pomiędzy tym co za Tobą, tym co przed Tobą, a swoimi marzeniami.
Odpowiedź zaskoczyła dziewczynę i wzbudziła jej zainteresowanie.
- A czy profesor wie, co wybiorę? - zapytała z nadzieją w głosie, ten jednak nie patrząc na nią odpowiedział powoli, dokładnie ważąc słowa.
- A czy profesor wie, co wybiorę? - zapytała z nadzieją w głosie, ten jednak nie patrząc na nią odpowiedział powoli, dokładnie ważąc słowa.
- Cokolwiek wybierzesz na swój sposób będziesz szczęśliwa. Jednak przyszłość nigdy nie jest pewna, ruchy planet zawsze mogą się w ostatniej chwili zmienić, a w Twoim przypadku jeszcze nie ułożyły się tak aby wskazywać konkretną odpowiedź - nim dziewczyna zdążyła ponownie otworzyć usta nauczyciel już odchodził.
Luna stała jeszcze chwilę patrząc w te same gwiazdy co rok temu nauczyciel wróżbiarstwa i upajała się pięknem nocy. Zapomniała o tym co działo się wokół - o Carrow'ach, o ukrywających się gdzieś Harry'm, Ronie i Hermionie, o Snape'ie, o GD i tych wszystkich przyziemnych rzeczach. Czuła się wolna, czuła że nie ma nic po za nią i tą nocą. Nie wiedziała ile tak stała, z umysłem całkowicie oczyszczonym ze wszelkich myśli gdy nagle usłyszała za sobą krzyk:
- Lovegood, co Ty tu na Merlina robisz? - Snape stał zaraz za nią, i wpatrywał swoimi węgielkami rzucającymi gromy a jej srebne, ogromne oczy. Stał tak że nie bardzo miała jak się ruszyć, ale i tak nie przyszło jej to do głowy - jej umysł nieogarnął jeszcze całej sytuacji, dopiero po kilkunastu sekundach zrozumiała w jakiej jest sytuacji, ale nie ogarnęła jej panika, stała i jedynie wpatrywała się z otwartymi ustami w twarz dyrektora. Jego wzrok zsynął się na chwilę z jej oczu, na jedną setną sekundy, tak że właściwie blondynka nie była pewna czy jej się nie przewidziało.
- Co tak stoisz i się patrzysz? Nie masz zamiaru nawet przeprosić?! - Snape dopominał się o przeprosiny? Przecież i tak by nie pomogły! Tym jednak razem to rozum wziął górę nad jej nie dawno nabytymi gryfońskimi przymiotami i ugryzła się w język zanim wypowiedziała na głos swoje myśli. Wykonał ruch jak by chciał się nad nią pochylić, ale zerknął jedynie na stary zegarek na ręku i wysyczał lodowatym głosem - Masz pół minuty na dotarcie do swojej wieży - patrzył na nią groźnie jak smok na ksiącia który chce go zabić, a dziewczyna dalej stała z prostej przyczyny, nie mogła się ruszyć bo stał tak blisko niej że nie miała jak się ruszyć bez otarcia się o niego, a tego koniecznie chciała uniknąć - jeszcze zazionąłby ogniem?
- Na co czekasz głupia?! Nieraziłem się jasno??!! - jego twarz wyglądała na opanowaną, ale po oczach wiedziała że jeszcze chwila a zmieniecie ją z powiechni ziemi. Ruszyła się delikatnie, i Mistrz Eliksirów chyba zrozumiał że niezbyt ma jak się ruszyć bo odskoczył od niej szybko. Luna zfrunęła wręcz ze schodów, popędziła korytarzami, i o 20.03 wpadła zdyszana do Pokoju Wspólnego i wcisnęła się w fotel umieszczony w jednej z wnęk. Serce biło jej jak oszalałe a przed oczami wciąż miała te czarne oczy które patrzyły na nią jak by chciały ją zabić samym wzrokiem.
Ginny i Luna szły korytarzem na trzecim piętrze. Pomimo że teraz już korytarz ten nie był zakazany, to i tak praktycznie nikt tam nie chodził - nie było to najprzyjemniejsze miejsce. Wszędzie mnustwo kurzu i pajęczyn, praktycznie wcale światła. Dziewczęta zaglądały do wszystkich szaf i szafek jakie mijały po drodzę w poszukiwaniu bogina który przydałby im się na najbliższym spotkaniu GD tak żeby uczniowie mogli ćwiczyć Patronusa mając przed sobą choć wzór dementora, wtedy łatwiej będzie im wyczarować go gdy naprawdę przyjdzie taka potrzeba. Rozmawiały niewiele, głównie o bzdurach takich jak esej na transmutację o animagach i nadchodzącym teście z historii magii. Żadna z nich nie chciała poruszać
tego co naprawdę zaprzątało ich myśli, a taka zwykła dyskusja o codziennych rzeczach dawała im choć chwilowe odsapnięcie od tego co działo się naprawdę. Weszli do jakiegoś starego schowka pełnego jakiś starych szafek, komód i innych rupieci i zaczeły pokładnie przeczesywać całe pomieszczenie w poszukiwania bogina. Po kilkunastu minutach gdy
Luna już się prawie poddała usłyszała Ginny:
- Mam go! Choć tu szybko! Musimy go jakoś przenieść do Pokoju Życzeń - Luna w mig znalazła się przy rudej z uniesioną różdżką wycelowaną w szafkę którą wskazywała przyjaciółka - kurczę, nie wziełyśmy nic w co mogłybyśmy go przenieść! Przecież nie możemy iść z ta szafką przez całe korytarze!
- Mam go! Choć tu szybko! Musimy go jakoś przenieść do Pokoju Życzeń - Luna w mig znalazła się przy rudej z uniesioną różdżką wycelowaną w szafkę którą wskazywała przyjaciółka - kurczę, nie wziełyśmy nic w co mogłybyśmy go przenieść! Przecież nie możemy iść z ta szafką przez całe korytarze!
- Przecież wystarczy ją zmniejszyć do takich rozmiarów żeby zmieściło się do torby którejś z nas - odpowiedziała logicznie Luna i jednym zaklęciem zmniejszyła szafkę tak że teraz mieściła się na jej dłoni. Ginny wzieła dom bogina do ręki i wsadziła do swojej torby i już miały wychodzić gdy usłyszały przyciszone głosy na korytarzu.
- Draco, gdzie znów podział się Snape? - dziewczęta popatrzyły po sobie, to był głos Crabba.
- Ile razy mam mówić że nie wiem? Ciągle wam to powtarzam, a wy wciąż nie rozumiecie - głos Malfoya był niecierpliwy
- Ale przecież to twój ojciec chrzestny...
- Ile razy mam się powtarzać?! - ryknął już mocno zdenerwowany białowłosy ślizgon, ale chyba zoriętował się że zachowuje się zdecydowanie za głośno bo obniżył głos - Nie wiem gdzie jest Snape, i nie interesuje mnie to - zrobił kilka kroków, a Luna i Ginny myślały że to już koniec i tamci odejdą gdy odezwał się Goyle
- Ile razy mam mówić że nie wiem? Ciągle wam to powtarzam, a wy wciąż nie rozumiecie - głos Malfoya był niecierpliwy
- Ale przecież to twój ojciec chrzestny...
- Ile razy mam się powtarzać?! - ryknął już mocno zdenerwowany białowłosy ślizgon, ale chyba zoriętował się że zachowuje się zdecydowanie za głośno bo obniżył głos - Nie wiem gdzie jest Snape, i nie interesuje mnie to - zrobił kilka kroków, a Luna i Ginny myślały że to już koniec i tamci odejdą gdy odezwał się Goyle
- Mój ojciec mówił mi że Snape dostał polecenie znaleść Miecz Godryka Gryffindora.
Ginny wstrzymała oddech i uchyliła ostrożnie drzwi tak aby nie zaskrzypiały i wcisnęła ucho w szparę żałując że nie mają przy sobie Uszu Dalekiego Zasięgu.
Ginny wstrzymała oddech i uchyliła ostrożnie drzwi tak aby nie zaskrzypiały i wcisnęła ucho w szparę żałując że nie mają przy sobie Uszu Dalekiego Zasięgu.
- Co wy się tak interesujecie Snape'em? To jakie dostał zadanie od Czarnego Pana nie powinno was w żadnym wypadku interesować! Radzę wam trzymać nosy we własnych talerzach, zamiast w głowie Czarnego Pana! - jego głos rozniósł się po całym korytarzu i stało się kilka rzeczy na raz: z oddali przybiegła Alecto z różdżką w dłoni i zamiarem ukarania
niegrzecznych uczniów, Malfoy odwrócił się w ich stronę i rzucił Colloportus zamykając im drzwi przed nosem zdradzając tym samym że wie o ich obecności.
- Czego tu chcesz Alecto? - usłyszały zimny głos Malfoy'a.
- Profesor Carrow, Malfoy. Kto pozwolił Ci zwracać się do mnie po imieniu?
- Co tu robisz? Nie powinnaś czasem szukać jakiś uczniów na swoje ofiary? - udał że nie słyszy jej pytania.
- Przechodząc obok wejścia na ten korytarz usłyszałam krzyk, więc sprawdziłam zaklęciem czy ktoś tu jest, i dowiedziałam się że jest 5 osób. Zakładam że krzyk był twój, ale was jest tylko trzech. Gdzie kolejne dwie osoby?
- Profesor Carrow, Malfoy. Kto pozwolił Ci zwracać się do mnie po imieniu?
- Co tu robisz? Nie powinnaś czasem szukać jakiś uczniów na swoje ofiary? - udał że nie słyszy jej pytania.
- Przechodząc obok wejścia na ten korytarz usłyszałam krzyk, więc sprawdziłam zaklęciem czy ktoś tu jest, i dowiedziałam się że jest 5 osób. Zakładam że krzyk był twój, ale was jest tylko trzech. Gdzie kolejne dwie osoby?
- Czy Ty nie potrafisz rzucać innych zaklęć, tylko te związane z Czarną Magią? Jakie pięć osób? Jesteśmy tylko we troje, rozejrzyj się, na oczy też Ci padło? - przyjaciółki usłyszały jak jeszcze mrucząc coś pod nosem Malfoy ze swoimi gorylami oddalają się. Alecto postała jeszcze kilka chwil i też odeszła. Odczekały jeszcze 10 min i dopiero wtedy, wpierw rzucając zaklęcie Kameleona i wydostały się z pomieszczenia. Starając się robić jak najmniej hałasu dotarły do schodów. Ustaliły że spotkają się za 20 min w bibliotece, i Ginny ruszyła w boginem w torbie do Pokoju Życzeń, a Luna poszła poszukać Nevilla - była już prawie pora kolacji więc był teraz pewnie w Wielkiej Sali. Znalazła Gryffona i kilka minut później siedzieli już we troje przy jednym ze stolików niedaleko działu jeszcze do niedawna zakazanego objęci zaklęciem Muffliato. Opowiedziały Nevillowi co usłyszały w czasie rozmowy Malfoya z Carbbem i Goyle'm.
- Więc Snape szuka miecza Gryffindora? A jak na gacie Merlina ślizgon ma go znaleść?
- Niewiem. Ale wiem jedno. Ten miecz Dumbledore zapisał Harry'emu w swoim testamencie - odezwała się Ginny. Luna i Neville wytrzeszczyli na nią oczy.
- Niewiem. Ale wiem jedno. Ten miecz Dumbledore zapisał Harry'emu w swoim testamencie - odezwała się Ginny. Luna i Neville wytrzeszczyli na nią oczy.
- Co? - krzyknęli jednocześnie.
- No tak. Nie mówiłam wam? W dzień ślubu Billa i Fleur przyszedł do nas Minister Magii odczytać testament profesora Dumbledore'a. Ronowi dał coś w rodzaju zapalniczki która włączała i wyłączała wszystkie światła w okolicy, Hermionie książkę z baśniami, a Harry'emu znicz który złapał w swoim pierwszym meczu, i miecz! Minister powiedział że miecz zaginął i nikt nie może go odnaleść. Więc jeśli Ministerstwo nie jest w stanie zdobyć miecza, to nie wiem kto mógłby to zrobić.
- No tak. Nie mówiłam wam? W dzień ślubu Billa i Fleur przyszedł do nas Minister Magii odczytać testament profesora Dumbledore'a. Ronowi dał coś w rodzaju zapalniczki która włączała i wyłączała wszystkie światła w okolicy, Hermionie książkę z baśniami, a Harry'emu znicz który złapał w swoim pierwszym meczu, i miecz! Minister powiedział że miecz zaginął i nikt nie może go odnaleść. Więc jeśli Ministerstwo nie jest w stanie zdobyć miecza, to nie wiem kto mógłby to zrobić.
Przez chwilę między nimi panowała cisza, każde z nich przetrawiało to co teraz się dowiedzieli. Po chwili odezwała się Ginny:
- O co właściwie chodzi z tym mieczem? Dlaczego jest taki ważny?
- Nie wiemy czemu jest ważny, ale jest, inaczej Dumbledore nie zapisał by go Harry'emu. Ogólnie miecz był wykonany przez gobliny na polecenie Godryka Gryffindora, i ukazuje się gryfonom gdy Ci potrzebują pomocy. Harry na przykład wyjął go z tiary w komnacie tajemnic żeby zabić nim bazyliszka. Miecz wchłania tylko to, co może go wzmocnić, dlatego jest
- Nie wiemy czemu jest ważny, ale jest, inaczej Dumbledore nie zapisał by go Harry'emu. Ogólnie miecz był wykonany przez gobliny na polecenie Godryka Gryffindora, i ukazuje się gryfonom gdy Ci potrzebują pomocy. Harry na przykład wyjął go z tiary w komnacie tajemnic żeby zabić nim bazyliszka. Miecz wchłania tylko to, co może go wzmocnić, dlatego jest
praktycznie nie zniszczalny.
- Skoro miecz wchłania tylko to co może go wzmocnić, to znaczy że ma w sobie jad bazyliszka, tak? - gryfoni przytaknęli krukonce - Możliwe w takim razie, że to jest właśnie sposób na zabicie Tego-Którego-Imienia-Nie- Wolno-Wymawiać.
- Skoro miecz wchłania tylko to co może go wzmocnić, to znaczy że ma w sobie jad bazyliszka, tak? - gryfoni przytaknęli krukonce - Możliwe w takim razie, że to jest właśnie sposób na zabicie Tego-Którego-Imienia-Nie-
Neville zmarszczył brwi.
- Zabić największego czarnoksiężnika ostatniego stulecia mieczem? - widać było że był dość sceptyczny względem tej teori, w przeciwieństwie do Ginny.
- Zabić największego czarnoksiężnika ostatniego stulecia mieczem? - widać było że był dość sceptyczny względem tej teori, w przeciwieństwie do Ginny.
- Luna, masz rację! Myślę że to jest to! Dlatego właśnie Vol... - w tym samym czasie Luna i Neville poderwali się próbując zatkać jej usta. No tak, zapomniała że na to imię rzucono Tabu, czytała o tym po tym jak Śmierciożercy opanowali Ministerstwo w Proroku Codziennym - no... Sami-Wiecie-Kto chce mieć ten miecz, żeby mieć pewność że nie zostanie on użyty przeciwko niemu!
- Ale to oznacza, że jeśli Snape'owi się uda, to jesteśmy na całkowicie straconej pozycji... - po tym zdaniu radość z odkrycia chytrego planu Voldemorta wyciekła z nich jakby stał za nimi dementor, zostawiając jedynie smutek i strach że pomimo tego że wydaje się to nie możliwe, Snape jednak znajdzie jakiś sposób na zdobycie miecza....
Ginny siedziała na łóżku w dormitorium i wpatrywała się w zasłony łóżka odgradzające ją od reszty świata. Za 2 godziny miała stawić się w Sali Tortur na szlaban z Carrow'em. Dreszcz przeszedł przez jej całe ciało. Ten człowiek coś od niej chciał, a ona nie miała bladego pojęcia co takiego miała, że się na nią uparł. Czyżby naprawdę chodziło o informacje odnośnie Harry'ego? W tym momencie była całkowicie wdzięczna ukochanemu za to że zataił przed nią cel swojej misji, wiedziała bowiem że po wypiciu Veritaserum wyśpiewała by wszystko nim by się spostrzegła. Jedno ją tylko zastanawiało. Skoro chciał z niej wyciągnąć informacje o przeciwniku swojego Pana, to po co doprowadzał do sytuacji w której musiał dać jej szlaban? Bo po to była ta lekcja, żeby dać jej szlaban, i wiedziała to już w chwili gdy pierwszoklasiści weszli do sali. A przecież wystarczyło że poprosiłby Snape'a o zgodę na podanie jej eliksiru prawdy lub o torturowanie jej - było to proste i o wiele wygodniejsze jej zdaniem niż wymyślanie sprytnych planów na danie jej szlabanu. Brakowało jej w tym momencie okropnie Hermiony - ta pewnie by jej jakoś doradziła. Brakowało jej też Rona, który pomimo tego że nigdy nie byli blisko na pewno objął by ją bratersko do swojej piesi i gładząc po włosach powiedział że wszystko będzie dobrze. Jednak najbardziej brakowało jej Harry'ego - jego zielonych oczu patrzących na nią jak na największy na świecie skarb, jego zawsze rozczochranych czarnych włosów które gładziła zawsze gdy kładł głowę na jej kolana, tych małych wąskich ust które całowała ostatni raz przed ślubem Billa i Fleur. Tak bardzo chciała znów poczuć te usta na swoich, jego dłonie gładzące jej plecy, nieśmiało przesuwające się w stronę piersi. Zamknęła oczy i niemalże czuła to wszystko o czym teraz myślała. Czuła jego, i jego miłość. I to jest właśnie to o czym będzie starała się myśleć gdy zejdzie do lochów. Harry i ich miłość, która - była pewna - nie skończy się na tych kilku chwilach które dotychczas spędzili razem.
Luna stała nad składnikami które miała pokroić dla Snape'a. Gdy weszła wszystko już było przyszykowane więc tylko pokazała się dyrektorowi żeby wiedział że się nie spóźniła i wzięła się za robotę. Wcześniej odprowadziła bladą jak prześcieradło Ginny pod salę tortur, i jak wybiła 18 obie weszły do sal gdzie miały szlabany. O ile ostatnim razem praktycznie nie zauważyła jak minęły jej dwie godziny, tak tym razem każda minuta była dla niej wiecznością. Nie mogła zrozumieć dlaczego gdy ona stoi i kroi sobie korzeń bijącej wierzby, zaledwie dwie sale dalej jej przyjaciółka będzie się za chwile zwijać z bólu na zimnych kamieniach którymi wyłożone są lochy. Jak by tylko mogła z chęcią przejęła by ból przyjaciółki, zamieniła się z nią na te szlabany. Kilka sekund później przeraźliwy krzyk zaczął ostrymi paznokciami rozdzierać jej serce. Ginny. Jej siostra. Kilka sekund albo minut krzyk nagle urwał się. Rozejrzała się zdezoriętowana po sali modląc się w duchu żeby cisza ją otaczająca oznaczała koniec tortury dla przyjaciółki, a nie fakt że straciła z bólu przytomność. Jej wzrok napotkał czarną postać stojącą w drzwiach gabinetu trzymającą w ręku różdżkę. Spojrzała postaci w oczy, czując jak po jej policzkach ściekają łzy, i przez chwile widziała w nich litość, a nawet odrobinę bólu, choć tego drugiego nie była do końca pewna - trwało to jedynie ułamek sekundy, zaraz nałożył na twarz swoją zwyczajową minę znudzonego życiem człowieka i spojrzał na nią z góry:
- Czego drzesz się kobieto?! Nie wystarczy że Weasley dże się w niebogłosy?? - to było dla Luny za dużo, nim pomyślała stała już kilka kroków przed nietoperzem i ze skierowanym w niego wskazującym palcem krzyczała
- Jak śmiesz? Gdyby nie Ty to wszystko co dzieje się wokół nigdy nie miało by miejsca! Jak byś nie zabijał Dumbledore'a siedziałybyśmy sobie teraz w Wielkiej Sali i jadły kolację jedząc i plotkując, a nie słuchając wrzasków katowanych w ochach! Cieszysz się? Oczywiście że się cieszysz! Pewnie chętnie zatańczyłbyś tango z Bellatrix w rytm krzyków Ginny!!! - nie panowała już nad sobą, ogarnęła ją furia jakiej nie czuła jeszcze nigdy dotąd. Rozejrzała się wokół siebie w poszukiwaniu różdżki - miała ochotę zabić go, rozedrzeć paznokciami tą opanowaną twarz, wydłubać te czarne, zimne oczy. Mistrz Eliksirów chyba wyczuł co dziewczyna chce zrobić bo nim dostrzegła ją leżącą na ławce obok noża i deski już chował ją z polach swojej peleryny jednocześnie wyjmując swoją. Luna wciąż opanowana szałem gdy nie ujrzała różdżki po prostu ruszyła w jego stronę z zamiarem rzucenia się na niego z pięściami. Przez chwilę na twarzy Snape'a pojawiło się zdziwienie zmieszane z podziwem, jednak szybko się zreflektował i nim Lovegood doszła do niego, on pierwszy rzucił się w jej stronę i przygwoździł do ściany jedną ręką, a drugą przystawił jej do szyji swoją długą, czarną różdżkę. Dopiero gdy poczuła jej końcówkę na swojej skórze nadeszło opanowanie. Opuściła ręce które trzymała zaciśnięte w pięści, a do jej umysłu zaczęło docierać to co przed chwilą zrobiła, a takźe świadomość że konsekwencją jej zachowania nie będzie krojenie glonów i korzeni...
Ginny odzyskiwała powoli świadomość z bólu który ogarniął ją przed chwilą. Otworzyła oczy i oparła się na łokciu by móc spojrzeć w twarz Carrow'owi. Choć sama twarz nie zdradzała niczego, tak oczy patrzyły na nią tak, jak by miał się zaraz ochote na nią rzucić i zjeść jak wygłodniały pies widzący przed sobą dużą kość. Nie było to czego się spodziewała. Choć
umysł wciąż miała stępiony, zapamiętała ten dziwny błysk w oku i postanowiła że podzieli się swoim spostrzeżeniem później z Luną. To było ostatnie co pomyślała przed kolejną falą bólu. W momencie gdy kolejny, nie wiedziała już który jej krzyk rozdarł ciszę usłyszała coś w oddali. W tej samej chwili ból opuścił jej ciało.
- Co Ty z nią robisz? Cały zamek zaraz będzie ją słyszał!! Powinieneś albo rzucić na nią najpierw Silenco a dopiero później Cruciatusa, albo po prostu wyciszyć salę tak żeby nie wychodziły z niej żadne dźwięki!
Snape podszedł do niej i wcisnął jej w rękę fiolkę z eliksirem.
- Wypij i zjeżaj stąd!
Ginny posłusznie wypiła zawartość buteleczki i poczuła jak siły do niej wracają, podniosła się szybko z zimnych kamieni i ruszyła w stronę drzwi rzucając spojrzenie na swojego kata który rzucając wzrokiem gromy w Snape'a zdawał się nawet nie zauważyć jak wychodzi. Gdy zamykała drzwi usłyszała jeszcze
Ginny posłusznie wypiła zawartość buteleczki i poczuła jak siły do niej wracają, podniosła się szybko z zimnych kamieni i ruszyła w stronę drzwi rzucając spojrzenie na swojego kata który rzucając wzrokiem gromy w Snape'a zdawał się nawet nie zauważyć jak wychodzi. Gdy zamykała drzwi usłyszała jeszcze
- I zabierz Lovegood ze sobą! Nie chce już dziś widzieć tej głupiej dziewuchy!
Nie wierząc we własne szczęscie ruszyła tak szybko jak tylko pozwoliło jej obolałe ciało w stronę sali do eliksirów gdzie zastała Lunę wciśniętą w kąt, z mokrą od łez twarzy i czerwonymi spuchniętymi oczami. W tak opłakanym stanie przyjaciółki nigdy jeszcze nie widziała, i to właśnie dało jej do zrozumienia że nie przyżywała Cruciatusa sama - cały ten czas była z nią blondynka, choć jej szlaban był o niebo przyjemniejszy, już na wejściu poczuła zapach siekanego korzenia bijącej wierzby rozchodzącym się po sali. Szybko podeszła do niej i podniosła ją z kąta w którym siedziała rzucając tylko
Nie wierząc we własne szczęscie ruszyła tak szybko jak tylko pozwoliło jej obolałe ciało w stronę sali do eliksirów gdzie zastała Lunę wciśniętą w kąt, z mokrą od łez twarzy i czerwonymi spuchniętymi oczami. W tak opłakanym stanie przyjaciółki nigdy jeszcze nie widziała, i to właśnie dało jej do zrozumienia że nie przyżywała Cruciatusa sama - cały ten czas była z nią blondynka, choć jej szlaban był o niebo przyjemniejszy, już na wejściu poczuła zapach siekanego korzenia bijącej wierzby rozchodzącym się po sali. Szybko podeszła do niej i podniosła ją z kąta w którym siedziała rzucając tylko
- Snape zwolnił się z dzisiejszego szlabanu - i obiecała sobie jutro dokładnie omówić z przyjaciółką co się stało dzisiejszego wieczora, ale wiedziała jedno - nie może jej zostawić samej w takim stanie.
No wiec powiem , że nigdy nie spotkałam się z blogiem o Lunie i Snape. Więc z przyjemnością przeczytałam Twoje, zaciekawiło mnie i napewno będę je śledzić :) Mam tylko jedno pytanie , wiesz już jakie będzie zakończenie? Z pierwszego rozdziału wynika że Luna tęskni za Severusem więc można uważać że zginął ale mogę się mylić ( choć ja mam nadzieję, ża jednak napiszesz tę historie z Happy endem, jestem cholerną romantyczką )
OdpowiedzUsuńJakbbys mogła mnie informować o nowych rozdziałach byłabym wdzięczna :)
http://mojeminiopowiadania.blogspot.com/
Dziękuję za opinię, w końcu wiem że ktoś jednak jest tym zainteresowany ponieważ już miałam zamiar się poddać i zaprzestać pisania - sprawiłaś że wróciła mi wena, za co bardzo dziękuję :) Co do zakończenia, tak, mam zakończenie, a właściwie dwa: z happy endem, i bez więc jeszcze nie wiem na które się zdecyduje, choć pewnie na to pierwsze (też jestem romantyczką :P) Informować oczywiście o nowych wpisach będę, i prosiłabym o to samo.
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Masz nie rezygnować!! Bardzo mi się spodobało :)
UsuńMam nadzieję, że będzie happy end ;)