Witam!
Szczerze mówią miałam pozycic bloga ale dawalam mu ciągle szanse. I dobrze! Pojawił się nowy komentarz! I właśnie dla Ciebie jest rozdział! Przepraszam ze krótki ale pierwsze święta bez mamy i braciszka wiec mocno zakrapiane co to by mocno nie tęsknić i tak jakos wyszlo krótko. Następny postaram się jeszcze w tym roku dłuższy.
Pozdrawiam!
Rozdzial VII
Severus Snape lezal w skrzydle szpitalnym patrząc w sufit. Cale szczęście ze byl sam inaczej spalilby się ze wstydu ze trafil tu przez jakas glupia okularnice. I tak musi przetrwać upokozenie jakim jest jego pierwszy w zyciu szlaban który będzie miał miejsce w sobotę. Wciąż nie wieżyl ze jedna dziewczyna dała mu rade. Choc byla dobra w zakleciach daleko jej bylo do niego ale pomogla jej inteligencja. Takie proste odwrucenie uwagi przeciwnika sprawilo ze wygrala z nim pojedynek. Postanowił ze będzie dalej z nią ćwiczyć. Jak tak dalej pójdzie to może latem po zakończeniu szkoły będzie mógł pokazac ja Czarnemu Panu? Tak... Czarny Pan będzie zadowolony ze Severus przyprowadził mu taka cenna zdobycz. Bo ona była cenna cokolwiek jej mowil. Pogrążony w rozmysleniach o dziewczynie nawet nie zauważył kiedy osunal się w krainę snu.
Luna stala przed gabinetem opiekunki gryffindoru i czekala na Severusa. Od ich pojedynku minely 3dni w czasie których chłopak zaczął z nią coraz więcej ćwiczyć. Zeszlej nocy do 3 nad ranem rzucali w siebie zaklęcia aż w końcu Luna padając z nug poprosila aby dokończyli następnym razem. Każdy dzień sprawial ze byla coraz bardziej zmęczona a dzis mieli szlaban wiec tez nie liczyla na szybki odpoczynek. Ale jutro jest niedziela i obiecala sobie spanie do południa a później zero książek. Po kilku minutach przyszedł Snape. Ten to zawsze wygladal dobrze nie zależnie od tego jak malo spal. Skąd on bierze ta sile i witalność? W tej samej chwili drzwi gabientu otworzyly się i nauczycielka transmutacji poinformowala ich ze maja za zadanie wyszorowac podłogę w sali astronomicznej bez użycia magii. Ruszyli bez słowa w jej stronę a na miejscu juz czekamy na nich mopy i wiadra z woda. Zadanie choc wydawalo się proste wcale takie nie bylo ponieważ zwykla woda bez żadnego plynu jedynie rozmazywala bród ale w końcu po prawie dwuch godzinach zmagań udalo im się doprowadzić wieze po pozadku w międzyczasie rozważając opcje dwuch składników które mogłyby się nadawac do ich eliksiru a Luna lekko zdziwiona zauważył ze slizgon zaczął darzyć ja jakoby szacunkiem od ich pojedynku. Zdaje się ze zrozumiał ze mimo iż nie ma co prawda takiej mocy jak on to jednak jest godnym uwagi przeciwnikiem nawet dla niego. Przed polnoca rozeszli się do swoich dormitoriow.
Luna otworzyla oczy i zerknela na zegarek na stoliku przy jej lozku. Bylo południe. Przeciągnęła się wydając przy tym mruczenie kota po czym głębiej zanurzyla się w koldrze z zamiarem jeszcze chwilowej polgodzinnej drzemki ale ta jednak nie byla jej dana. Dora rozsunela kotary jej lozka wpuszczajac do środka ostre słoneczne promienie.
- Dzień dobry! Nie ma dluzej spania mamy dzis zbyt piekna pogodę! Ubieraj się i idziemy na blonia pograć w ekspodujacego durnia!
Chcąc nie chcąc Luna wyszla spod cieplutkiej koldry i poszla pod prysznic po czym szybko ubrala się w klasyczne spodnie i fioletowa bluzke a włosy spiela w kok pozwalając kilku pasemkom na wyjście spod grzebienia.
- No Luna super wyglądasz! Snape padnie z wrażenia na twój widok!
- Snape?
- No nie udawaj, spędzacie razem niemalże cale dnie pewnie juz cos miedzy wami zaiskrzylo?
- Nie i nie mam zamiaru na to pozwolić. Severus jest mily jak chce, coraz lepiej się dogadujemy ale w pewnością nie jest to to co myślisz.
- Serio?
- Serio. Nie czuje do niego nic więcej po za kolezenstwem i jestem pewna ze on nie czuje nic więcej do mnie. Ale mniejsza o mnie. Co z Syriuszem? Bo tak ma na imię o ile dobrze pamiętam?
- Tak, Syriusz. Ale nie jest tak jak myślałam. Od tamtego pocalunku praktycznie go nie widziałam z wyjątkiem posiłków w wielkiej sali. Obawiam się ze się mną znudzil? Może zbyt łatwo poddalam się pocalunkowi? Może woli trudniejsze zdobycze? Wiesz, chłopak z jego reputacja...
- Hm... Wiesz nie mam zbyt wielkiego doświadczenia odnośnie chłopaków. W sumie to żadnego bo wczesniej nikt się mną nie interesował ale w sumie to mysle ze nie o to chodzi. Syriusz jest typowym gryfonem a co więcej wywodzi się z rodziny slizgonow. Ja mysle ze on poprostu musi pogodzić się z faktem ze podoba mu się ktoś o kim nigdy by nie pomyślał ze mu się spodoba. Daj mu troche czasu żeby poukladal to sobie.
- Skoro tak mówisz... Moze masz racje. A teraz choc na blonia nim słońce schowa się za popoludniowymi chmurami.
Siedząc na trawie i ciesząc się chwilami słońca krukonka wrucila wspomnieniami do dnia przed jej misja jak w ten sam sposób siedziala ciesząc się dobra pogoda ze swoimi przyjaciółmi. Choc bylo to zaledwie poltora miesiąca temu wydawalo jej się jak by od tamtego czasu minely wieki. Jak by to było s innym zyciu. Zamknela oczy kierując twarz w chylace się ku zachodowi słońce. Kawałek dalej Dora grala w eksplodujacego durnia z innymi slizgonami ale Luna postanowila dać sobie spokój w tej kolejce. Słysząc w tle ze gra toczaca się nieopodal niebawem dobiega konca zaczela otwierać oczy ze zdziwieniem widząc ze jest obserwowana przed dwie osoby. Oczy naświetlone słońcem dopiero po pól minucie pozwolily jej dostrzec kim byli. A byl to James Potter i Syriusz Black. Uśmiechnęli się obaj szyderczo w jej stronę.
- Patrzcie patrzcie kto to nagrzewa się na słoneczku! Nowa dziewczyna Smarkusa! Poprosilabys rodziców o szampon do włosów dla swojego chłopaka.
- Dajcie spokój mi i jemu, dobrze wam radze.
- Ależ my dajemy ci tylko dobra rade...
- Mam gdzies wasze rady wiec rownie dobrze możecie iść szczepić sobie język gdzie indziej.
- Jaka pyskata. Jak myślisz Lapo, warto by nauczyć dziewczynę jak się odzywac do innych co?
- Z ust mi to wyjales Rogas.
Sięgnęli po swoje różdżki ale Luna juz rzucila w ich stronę zaklęcie petrifocus totalus powalajac obydwu na ziemie po czym odwrucila się na piecie i ruszyla w stronę zamku. Choc obiecala sobie dzień bez książek nogi same poprowadzily ja w stronę biblioteki a tam w stronę ksiąg zakazanych gdzie siedział czarnowlosy chłopak.
- Jak ci minął dzień?
- Świetnie, zamiast obiajac się tak jak ty znalazłem propozycje kolejnego skladnika do naszego eliksiru.
- Super, jaki to?
- Korzeń lilii. Jest ona co prawda zalecana osobom mającym problemy z utrzymaniem równowagi i kontroli nad własnymi ruchami ale mysle ze w naszym eksperymencie moze miec dość kluczowe znaczenie.
- Dobra opcja.
Luna przeszla się pomiędzy regalami a jej wzrok przygnela ksiega 'Niesmiertelnosc i jak ja uzyskać'.
Wziela księgę w dłonie i ruszyla w stronę stolika gdzie zaczela przeglądać wolumin. Na poczatku autor wspominal o legendarnym kamieniu filozoficznym następnie o krwi jednorożca a także o pozostaniu czarodziejem - wampirem co również zapewnia nieśmiertelność. W końcu gdy stracila nadzieje trafila na to o czym myślała. Rozdział poświęcony horkruksom. Luna wiedziała ze jest jeszcze za wcześnie aby Severus w ramach zaufania pokazał jej wspomnienie na jakim jej zalezalo ale warto chyba poruszyć delikatnie ten temat. Gdy juz miała mu zadac pytanie zauwazyla ze slizgon spogląda na nią i tytuł woluninu jaki miała przed sobą.
- Chcesz być niesmiertelna?
- Niewiem. Bylo w moim zyciu wiele chwil kiedy myślałam o śmierci ale chyba czy chciałabym zyc wiecznie... Nie zastanawiałam się. A ty?
Obserwował ja kilka sekund spod przymruzonych oczu zanim odpowiedział.
- Bycie nieśmiertelnym to najwieksza mozliwa potega dla czarodzieja. Oczywiście ze chciałbym zyc wiecznie. Miałbym możliwość z każdym dniem rozwijac swoje moce.
- A to da się je bardziej rozwinąć?
Luna wiedziała ze w chwili obecnej przyszly profesor jest zaledwie w połowie swoich możliwości ale uznala ze warto od czasu do czasu polechtac jego męskie ego. Oczywiście odczytal to na opak.
- Nie mam ochoty na słuchanie jak stroisz sobie żarty z tego jak odwrucilas moja uwagę podczas pojedynku. Oboje wiemy ze gdyby nie to to ty byś spedziala przynajmniej jedna noc w skrzydle szpitalnym.
- Może i tak ale teraz juz przynajmniej wiesz ze mimo iż nie dorównuje ci mocą to wygranej tez nie masz ze mną zapewnionej.
- Spokojnie następnym razem nie dam się tak zwieść.
- Zobaczymy.
Siedzieli na przeciw siebie patrząc na siebie i Luna nagle zdala sobie sprawę z tego ze chłopak ma na prawdę piękne oczy. Wydaje się nie możliwe żeby te czarne tunele byly tak nazwane ale byla to prawda. Przez chwile utonela w ich glebi i dopiero wesoly glos bibliotekarki wyrwal ich z tego hipnotyzujacego spojrzenia.
- Co tu robicie kochani? Czy pogoda nie jest zbyt piekna by spędzać czas w bibliotece?
- To biblioteka jest piekna.
- To prawda. Ale warto tez zażyć świeżego powietrza od czasu do czasu. Idźcie kochaniecy na spacer po bloniach. Macie szare twarze od ciągłego siedzenia w zamku.
Pani Prince odeszla w stronę dzialu transmutacji i Luna byla pewna ze jej rada pójdzie w niepamięć ale Severus ja mocno zaskoczył.
- Gdzie masz ochotę iść?
- Masz ochotę wyjść?
- Czemu nie. Pogoda rzeczywiście dopisuje.
- To może wzdłuż Zakazanego Lasu?
- O tym samym pomyślałem.
Chwile później minęli byli juz na błoniach.
- Wiec nie wiele wiesz na temat Czarne... Lorda Voldemorta?
- W ciągu ostatnich kilku dni troche popytalam ale jedyne czego się dowiedziałam to ze byl wyjątkowym uczniem i ze chcial być nauczycielem OPCM ale nie dostal tego stanowiska. No i ze ponoc posiadl cos co nie udalo się nikomu oprócz Nikolasa Flamela. Myślisz ze może być to prawda?
- Mysle ze od czasów Merlina nie bylo tak wyjątkowego czarnoksiężnika.
Pięknie wymijajaca odpowiedz.
- Chciałabym go poznać. Porozmawiac. Dowiedziec się skąd posiadl taka wiedze.
Przeszli kilka dobrych metrów zanim Severus się odezwał.
- Takich jak ty jest wiele.
- A ty? Spotkales go kiedys?
Znów chwila ciszy.
- Nawet jesli, to co?
- Tak tylko pytam.
czwartek, 25 grudnia 2014
sobota, 29 listopada 2014
Rozdzial VI
No wiec tak. Po pierwsze przepraszam ze tak długo. Postanowilam nie deklarować terminu kolejnych notek bo w moim przypadku to na prawdę nigdy nie wiadomo. Mój laptop jednak nie żyje (przestroga żeby nie kupować rzeczy używanych na gumtee) ale jak bylam w Polsce to dorobilam się dużego telefonu ( Nokia 1320) z której pomimo kilku wad jestem zadowolona jako iż calkiem wygodnie mogę pisac. Teraz rozdzialy będą z pewnością krótkie ale będę podkrecac akcje 😊 . Liczę na komentarze jako iż liczba odwiedzających nie slabnie. Pozdrawiam i przepraszam za wszelkie bledy i brak chwilami brak znaków polskich.
Rozdział VI
Luna siedziala przy stole węża przeżuwając tosta i patrząc tępo przed siebie chociaż powinna być zadowolona wczorajszym pierwszym sukcesem - w końcu po półtora tygodnia prób udalo jej się z Severusem znalesc sposób na połączenie dwóch składników które teoretycznie wykluczały by się w jednym eliksirze. Ale na tym koniec przełomu jako iż nie mieli pojecia co można by dodać następne. Od tygodnia nie ćwiczyli zaklęć calkowicie pochłonięci eliksirem a on nie odzywał się do niej po za sporadycznymi propozycjami jakiś składników. Minął miesiąc a ona nie była nawet o krok bliżej od wykonania swojego zadania. Zostało jej tak malo czasu... Luna nawet nie zauwazyla kiedy do sali wlecialy sowy i dopiero szturchniecie Dory wyrwalo ja z zamyślenia. Dziewczyna trzymala w ręku dzisiejsze wydanie proroka codziennego.
- Jane, patrz.
Wskazala na pierwsza strone gazety na której widnialo zdjęcie calkiem przystojnego młodego mężczyzny a nagłówek mowil : ' Tom Riddle nazwał się Lordem Voldemortem i zapowiada kolejne śmierci czarodziejów pochodzących z rodziny mugoli. ' Luna pochylila się nad gazeta. Artykuł byl krotki ponieważ większość strony zajmowalo zdjęcie usmiechajacego się czarodzieja ale byla w nim informacja ze pomimo ze czarodzieja poszukują najlepsi autorzy w kraju ten wciąż pozostaje nieuchwytny.
- Co o nim myślisz?
Krukonka starala się uważnie dobierać słowa.
- W Rumunii niewiele jest starych rodzin czarodzieji wiec o czystości krwi niewiele się mówi, a rodzice wychowali mnie w tolerancji dla innych. A Ty? Co o nim myślisz?
Dziewczyna się zawachala.
- Wiesz, ja wywodzę się ze starej rodziny czarodzieji. Moja mama zawsze mówiła mi ze czystość krwi jest najważniejsza ale tata w takich chwilach zawsze milczał. Jego brat poślubił mugolke maja razem gromadkę malych dzieci i musze przyznac ze nie ma nic złego w mugolach. Czarodzieje nie wyznają co prawda żadnej konkretnej religii ale ja wierze ze ten kto nas wszystkich stworzył nie chciałby żebyśmy się jakos wzajemnie nienawidzili. Mysle ze nie po to nas stworzył. Każdy z nas jest inny. Weźmy takiego Blacka. Pochodzi z jednej z najstarszych czarodziejskich rodzin w Europie, cala jego rodzina to zatwardzeni zwolennicy idei czystej krwi no i oczywiście slizgoni a jeden on jeden w rodzinie jest gryfonem co sprawia ze z daleka wiadomo ze ma zupełnie inne wartości niż cala jego rodzina. Ja choc jestem slizgonka tez nie uważam ze czarodzieje z rodziny mugoli nie maja prawa do poglebiania swoich możliwości. Bo jesli Bóg by tego nie chcial to czemu dal im te moc? Ale rozumiem tez idee czystej krwi. Jak by nie patrzeć jestesmy arystokracja czarodzieji a arystokracja nie powinna wrzeniac się w rodziny calej reszty. Wiec choc nie mam nic przeciwko mugolakom to sama nie chciałbym być zona któregoś z nich.
- A ten Tom Riddle? O co z nim chodzi?
- Tom gra zbyt ostro. Wyznaje dokladnie to samo co Salazar Slytherin czyli ze mugolaki nie powinno się uczyć magii a szlamy zwyczajnie zabijac. Pod koniec zeszłego roku i przez wakacje kilku uczniów juz stracilo rodziców. Ministerstwo co prawda stara się go powstrzymać sle jak widac to niezbyt im to wychodzi puki co. Dobra musze lecieć nie chce się spóźnić na transmutacje.
- Co sadzisz o tym całym lordzie Voldemorcie?
- A co mam sadzic?
- Niewiem... Dzis dowiedziałam się ze ma ogromna moc.
- A to wczesniej o nim nie slyszalas?
- Nie w Rumunii nikt nigdy o nim nie slyszal.
- No to niebawem uslyszy. To najsilniejszy czarodziej naszych czasów zaraz po Dumbledore. Lepszy nawet od Grindelwalda. I jestem pewny ze pewnego dnia caly swiat będzie znal jego imię. Przejdzie do histori jako najpotężniejszy.
- Slyszalam tez ze szuka zwolenników. Chcialbys się przyłączyć?
Twarz Severusa zmienila na moment wyraz jak by przed oczami pojawił mu się ogromny budyniowy tort ale sekunde puzniej znow miała sobie przed sobą maskę nauczyciela eliskirow.
- Nie twoja sprawa. A ciebie na takim poziomie jakim jesteś i tak by nie zechcial.
Choc byla krukonka i jej inteligencja mowila jej żeby zakonczyc dyskusje w tym momencie to odezwalo się w niej cos jakby z gryfona. Zadarla lekko głowę.
- Juz o tym rozmawialismy, i wiemy ze nie jestem aż tak kiepska jak twierdzisz.
- Serio?
- Serio. I mogę to udowodnić.
- Niby jak?
- Pojedynek.
- Nie masz szans dziewczyno wiec daj sobie spokój jesli nie chcesz przez miesiąc leżeć w skrzydle szpitalnym słuchając narzekan tej głupiej pielęgniarki.
- Zucilam ci wyzwanie. Decydujesz się czy może niehonorowo odrzucasz maja propozycje?
Wejście slizgonowi na honor, to bylo cos.
- Dzis o północy w starej sali do transmutacji?
- Mi pasuje.
I wroucili do czytania swoich lektur.
Luna zasapana odpychala posylane w jej strony klątwy właściwie nie miała czasu na wysyłanie swoich. Co przyszlo do jej durnego lba? Żeby pojedynkowac się ze Snape'em? Walczyli dopiero kilka chwil a ona juz odczuwala zmęczenie. A zważywszy na fakt ze brala juz udział w dwuch bitwach mówi sam za siebie jak ciężko jej bylo pojedynkować się z młodym mezczyzna. Ten natomiast zdawał się być w swoim żywione - oczy jak u zakochanego, uśmiech na ustach i dzikość w wyrazie twarzy z kazda klatwa byl coraz większy. Z kazda chwila walka nabierala coraz większego tepa. Ledwie uchwylila się przed zaklęciem zadlacym. Co robic? Jesli przegra ten nie pozwoli jej tego zapomnieć. Musi udowodnić ze nie jest tak dla jak on mówi. Nie zdarzyla odepchnąć zaklęcia a pod jej okiem pojawił się ogromny siniak jakby dostala pięścią i krew poleciała jej z nosa. No tak zaklęcie silnej piesci. Dawno się z nim nie spotkala. Nagle w jej umyśle zaswitala myśl. A jak by tak odwrócić jego uwagę? Pomyśl dodal jej sil i odepchnela kolejne dwa zaklęcia lecące w jej stronę, skierowala różdżkę w stronę sufitu i wystrzelila mieniaca się kolorami tańczy fajerwertke. Tak jak przewidywala chłopak zdziwiony uniusl głowę by spojrzeć na swiatlo a ona korzystając z okazji wyslala w jego stronę zaklęcie expelriarmus. Chłopak znalazł się na ścianie ktora byla tuz za nim A Luna uslyszala zgrzyt pękających kości. Zsunal się ze ściany na podłogę a w tej samej chwili drzwi sali otworzyly się i stanela w nich profesor Mc'Gonagall.
Niecala godzinę później Luna leżała juz w swoim slizgonskim lozku patrząc na baldachim. Nie wiedziała czy powinna się cieszyć czy może smucić. Profesorka transmutacji aż kipiala ze złości i jednocześnie zdumienia ze jeden z jej ulubionych uczniów jakim bym Severus zdal się z pojedynek z kimś innym niż Huncwoci. Snape byl w skrzydle szpitalnym gdzie miał zostać do rana i czekać aż zrosna mu się kości. Miał dwa pęknięte zebra i zlamana rękę na ktora upadl po znalezieniu się na ścianie. Oprócz tego ubylo im po 40punktow i maja szlaban w sobotę. Ale szczerze mówiąc bylo to warte zobaczenia miny slizgona jak pielegniarka go ocucila tlumaczac ze jest polamany i musi zostać na noc w skrzydle. Ku kolejnemuz zdziwieniu obu pań jego pierwsze pytanie brzmiało co stalo się z Luna. Dla nich zabrzmiało to pewnie jak troska ze strony chłopaka o nowa koleżankę ale ona wiedziała zwyczajnie miał nadzieję ze skonczyla gorzej a on tym samym wygral zakład. Ale jak uslyszal ze ona miała tylko kilka siniaków które juz zniknely dzieki maści wygladal jak by dostał od kogoś w twarz. Luna zasmiala się na samo wspomnienie niewiezac we własne szczęście. Z tym uśmiechem na ustach zasnela.
Rozdział VI
Luna siedziala przy stole węża przeżuwając tosta i patrząc tępo przed siebie chociaż powinna być zadowolona wczorajszym pierwszym sukcesem - w końcu po półtora tygodnia prób udalo jej się z Severusem znalesc sposób na połączenie dwóch składników które teoretycznie wykluczały by się w jednym eliksirze. Ale na tym koniec przełomu jako iż nie mieli pojecia co można by dodać następne. Od tygodnia nie ćwiczyli zaklęć calkowicie pochłonięci eliksirem a on nie odzywał się do niej po za sporadycznymi propozycjami jakiś składników. Minął miesiąc a ona nie była nawet o krok bliżej od wykonania swojego zadania. Zostało jej tak malo czasu... Luna nawet nie zauwazyla kiedy do sali wlecialy sowy i dopiero szturchniecie Dory wyrwalo ja z zamyślenia. Dziewczyna trzymala w ręku dzisiejsze wydanie proroka codziennego.
- Jane, patrz.
Wskazala na pierwsza strone gazety na której widnialo zdjęcie calkiem przystojnego młodego mężczyzny a nagłówek mowil : ' Tom Riddle nazwał się Lordem Voldemortem i zapowiada kolejne śmierci czarodziejów pochodzących z rodziny mugoli. ' Luna pochylila się nad gazeta. Artykuł byl krotki ponieważ większość strony zajmowalo zdjęcie usmiechajacego się czarodzieja ale byla w nim informacja ze pomimo ze czarodzieja poszukują najlepsi autorzy w kraju ten wciąż pozostaje nieuchwytny.
- Co o nim myślisz?
Krukonka starala się uważnie dobierać słowa.
- W Rumunii niewiele jest starych rodzin czarodzieji wiec o czystości krwi niewiele się mówi, a rodzice wychowali mnie w tolerancji dla innych. A Ty? Co o nim myślisz?
Dziewczyna się zawachala.
- Wiesz, ja wywodzę się ze starej rodziny czarodzieji. Moja mama zawsze mówiła mi ze czystość krwi jest najważniejsza ale tata w takich chwilach zawsze milczał. Jego brat poślubił mugolke maja razem gromadkę malych dzieci i musze przyznac ze nie ma nic złego w mugolach. Czarodzieje nie wyznają co prawda żadnej konkretnej religii ale ja wierze ze ten kto nas wszystkich stworzył nie chciałby żebyśmy się jakos wzajemnie nienawidzili. Mysle ze nie po to nas stworzył. Każdy z nas jest inny. Weźmy takiego Blacka. Pochodzi z jednej z najstarszych czarodziejskich rodzin w Europie, cala jego rodzina to zatwardzeni zwolennicy idei czystej krwi no i oczywiście slizgoni a jeden on jeden w rodzinie jest gryfonem co sprawia ze z daleka wiadomo ze ma zupełnie inne wartości niż cala jego rodzina. Ja choc jestem slizgonka tez nie uważam ze czarodzieje z rodziny mugoli nie maja prawa do poglebiania swoich możliwości. Bo jesli Bóg by tego nie chcial to czemu dal im te moc? Ale rozumiem tez idee czystej krwi. Jak by nie patrzeć jestesmy arystokracja czarodzieji a arystokracja nie powinna wrzeniac się w rodziny calej reszty. Wiec choc nie mam nic przeciwko mugolakom to sama nie chciałbym być zona któregoś z nich.
- A ten Tom Riddle? O co z nim chodzi?
- Tom gra zbyt ostro. Wyznaje dokladnie to samo co Salazar Slytherin czyli ze mugolaki nie powinno się uczyć magii a szlamy zwyczajnie zabijac. Pod koniec zeszłego roku i przez wakacje kilku uczniów juz stracilo rodziców. Ministerstwo co prawda stara się go powstrzymać sle jak widac to niezbyt im to wychodzi puki co. Dobra musze lecieć nie chce się spóźnić na transmutacje.
- Co sadzisz o tym całym lordzie Voldemorcie?
- A co mam sadzic?
- Niewiem... Dzis dowiedziałam się ze ma ogromna moc.
- A to wczesniej o nim nie slyszalas?
- Nie w Rumunii nikt nigdy o nim nie slyszal.
- No to niebawem uslyszy. To najsilniejszy czarodziej naszych czasów zaraz po Dumbledore. Lepszy nawet od Grindelwalda. I jestem pewny ze pewnego dnia caly swiat będzie znal jego imię. Przejdzie do histori jako najpotężniejszy.
- Slyszalam tez ze szuka zwolenników. Chcialbys się przyłączyć?
Twarz Severusa zmienila na moment wyraz jak by przed oczami pojawił mu się ogromny budyniowy tort ale sekunde puzniej znow miała sobie przed sobą maskę nauczyciela eliskirow.
- Nie twoja sprawa. A ciebie na takim poziomie jakim jesteś i tak by nie zechcial.
Choc byla krukonka i jej inteligencja mowila jej żeby zakonczyc dyskusje w tym momencie to odezwalo się w niej cos jakby z gryfona. Zadarla lekko głowę.
- Juz o tym rozmawialismy, i wiemy ze nie jestem aż tak kiepska jak twierdzisz.
- Serio?
- Serio. I mogę to udowodnić.
- Niby jak?
- Pojedynek.
- Nie masz szans dziewczyno wiec daj sobie spokój jesli nie chcesz przez miesiąc leżeć w skrzydle szpitalnym słuchając narzekan tej głupiej pielęgniarki.
- Zucilam ci wyzwanie. Decydujesz się czy może niehonorowo odrzucasz maja propozycje?
Wejście slizgonowi na honor, to bylo cos.
- Dzis o północy w starej sali do transmutacji?
- Mi pasuje.
I wroucili do czytania swoich lektur.
Luna zasapana odpychala posylane w jej strony klątwy właściwie nie miała czasu na wysyłanie swoich. Co przyszlo do jej durnego lba? Żeby pojedynkowac się ze Snape'em? Walczyli dopiero kilka chwil a ona juz odczuwala zmęczenie. A zważywszy na fakt ze brala juz udział w dwuch bitwach mówi sam za siebie jak ciężko jej bylo pojedynkować się z młodym mezczyzna. Ten natomiast zdawał się być w swoim żywione - oczy jak u zakochanego, uśmiech na ustach i dzikość w wyrazie twarzy z kazda klatwa byl coraz większy. Z kazda chwila walka nabierala coraz większego tepa. Ledwie uchwylila się przed zaklęciem zadlacym. Co robic? Jesli przegra ten nie pozwoli jej tego zapomnieć. Musi udowodnić ze nie jest tak dla jak on mówi. Nie zdarzyla odepchnąć zaklęcia a pod jej okiem pojawił się ogromny siniak jakby dostala pięścią i krew poleciała jej z nosa. No tak zaklęcie silnej piesci. Dawno się z nim nie spotkala. Nagle w jej umyśle zaswitala myśl. A jak by tak odwrócić jego uwagę? Pomyśl dodal jej sil i odepchnela kolejne dwa zaklęcia lecące w jej stronę, skierowala różdżkę w stronę sufitu i wystrzelila mieniaca się kolorami tańczy fajerwertke. Tak jak przewidywala chłopak zdziwiony uniusl głowę by spojrzeć na swiatlo a ona korzystając z okazji wyslala w jego stronę zaklęcie expelriarmus. Chłopak znalazł się na ścianie ktora byla tuz za nim A Luna uslyszala zgrzyt pękających kości. Zsunal się ze ściany na podłogę a w tej samej chwili drzwi sali otworzyly się i stanela w nich profesor Mc'Gonagall.
Niecala godzinę później Luna leżała juz w swoim slizgonskim lozku patrząc na baldachim. Nie wiedziała czy powinna się cieszyć czy może smucić. Profesorka transmutacji aż kipiala ze złości i jednocześnie zdumienia ze jeden z jej ulubionych uczniów jakim bym Severus zdal się z pojedynek z kimś innym niż Huncwoci. Snape byl w skrzydle szpitalnym gdzie miał zostać do rana i czekać aż zrosna mu się kości. Miał dwa pęknięte zebra i zlamana rękę na ktora upadl po znalezieniu się na ścianie. Oprócz tego ubylo im po 40punktow i maja szlaban w sobotę. Ale szczerze mówiąc bylo to warte zobaczenia miny slizgona jak pielegniarka go ocucila tlumaczac ze jest polamany i musi zostać na noc w skrzydle. Ku kolejnemuz zdziwieniu obu pań jego pierwsze pytanie brzmiało co stalo się z Luna. Dla nich zabrzmiało to pewnie jak troska ze strony chłopaka o nowa koleżankę ale ona wiedziała zwyczajnie miał nadzieję ze skonczyla gorzej a on tym samym wygral zakład. Ale jak uslyszal ze ona miała tylko kilka siniaków które juz zniknely dzieki maści wygladal jak by dostał od kogoś w twarz. Luna zasmiala się na samo wspomnienie niewiezac we własne szczęście. Z tym uśmiechem na ustach zasnela.
wtorek, 4 listopada 2014
Przeprosiny
Witajcie!
No i znow musze przepraszac za opuznienia ale mam wiecej problemow niz wlosow na glowie, wszystko idzie nie po mojej mysli i wogule jest tragedia. 13 listopada wracam do UK wiec wtedy moze troche odetchne i zaczne znow pisac bo w chwili obecnej jestem poprostu wycienczona wszystkim....
Jeszcze raz przepraszam i zycze milego listopada!
No i znow musze przepraszac za opuznienia ale mam wiecej problemow niz wlosow na glowie, wszystko idzie nie po mojej mysli i wogule jest tragedia. 13 listopada wracam do UK wiec wtedy moze troche odetchne i zaczne znow pisac bo w chwili obecnej jestem poprostu wycienczona wszystkim....
Jeszcze raz przepraszam i zycze milego listopada!
wtorek, 14 października 2014
Rozdzial V
Sporo czasu nic nie pisalam, ale najpierw zajeta bylam haftowaniem wczesniej wspomnianych poszewek na poduszki, ktore jednak sie chyba nie przydadza jako ze od dwuch tygodni odnosnie slubu cisza, a puzniej laptop strzelil focha i musiala odniesc do serwisu gdzie od nowa instalowali mi system, ah... Ale teraz juz jestem, i przez najblizsze dwa tygodnie bede. A za dwa tygodnie przyjezdzam do Polski w odwiedziny wiec dodam cos pewnie dopiero jak wruce, czyli w polowie listopada. Ale tym sie nie przejmujcie na razie :)
Zapraszam do czytania i komentowania!
Rozdzial V
Severus wracal wlasnie z gabinetu profesora Dumbledore'a. Jego zlosc znacznie opadla od chwili gdy wyszedl z biblioteki ale i tak wiekszosc uczniow na jego widok mialo ochote zniknac co to by czasem nie prubowal wyladowac na nim swojej zlosci. To znacznie poprawilo mu humor nawet pomimo tego ze dyrektor powiedzial ze mimo wszystko ma dalej pracowac z ta idiotka White. Da sobie z nia rade. Juz dzisiaj widzial przerazenie w jej oczach gdy na nia krzyczal wiec na pewno juz go szanuje i nigdy wiecej nie bedzie gadac jak jakas nawiedzona. Jak tylko zaczal nauke w Hogwarcie nikt nie traktowal go powaznie, byl workiem tenigowym zaklec przez czworke glupich gryfonow i gdyby nie tamta szlama to chyba popelnil by samobojstwo. Tak, nie raz myslal o smierci, nawet jeszcze przed rozpoczeciem szkoly. Dopiero w trzeciej klasie zaczal myslec o oddawaniu swoim 'kolegom' pieknym za nadobne ale matka powstrzymywala go mowiac zeby nie sprawial w szkole klopotow bo zostanie wyrzucony a wiedzial ze wtedy bedzie musial przez okragly rok znosic znienawidzonego przez siebie ojca i patrzec jak ten bije jego ukochana matke. Dopiero po jej smierci, w czwartej klasie stwierdzil ze nie zniesie dluzej takiego traktowania przez reszte i postanowil ze stanie sie wielokroc silniejszym od nich wszystkim czarodziejem. Chcial zeby wszyscy bali sie go obrazic, zeby odnosili sie do niego z szacunkiem. Czasami nie spal przez kilka nocy pod rzad swiczac samotnie zaklecia w jakiejs nieuzywanej przez nikogo sali, a gdy opanowal juz zaawansowane zaklecia chcial wiecej. Chcial zeby ktokolwiek bal sie rzucic w jego strone jakakolwiek klatwe. Pewnego dnia poprosil profesora Slughorna aby ten dal mu dostep do ksieg zakazanych pod jakims glupim pretekstem a ten dal mu pozwolenie bez mrugniecia okiem. Od tamtej pory czul z kazdym dniem coraz bardziej jak rosnie w sile, czul to calym soba. Na poczatku niektore zaklecia wydawaly mu sie byc strasznymi, ale z czasem zaczal dostrzegac ich piekno. Tak, te zaklecia byly niezwykle piekne. Mogly sprawic ze wszyscy w zamku baliby sie go. Ale z drugiej strony zdawal sobie sprawe ze nie kazdy jest w stanie dostrzec to piekno ktore on dostrzegl i pewnie wyslali by go do Azkabanu za uzycie nawet najniewinniejszego. Ale niech tylko skonczy szkole a wtedy nikt, nawet Potter czy Black nie bedzie mial odwagi podniesc na niego rozdzki. Zna sposob jak zdobyc jeszcze wieksza wladze, jeszcze wiekszy szacunek. Gdyby nie to ze znajduje sie pod okiem Dumbledore'a juz tego lata przylaczylby sie do najpotezniejszego czarodzieja obecnych czasow. Ale jeszcze tylko 10miesiecy. Tylko 10 miesiecy....
- Severusie?
- Czego White?
- Czy moglbys mi wyjasnic jak dokladnie dziala to zaklecie? Tutaj co prawda jest wyjasnienie ale nie jestem do konce pewna jak ono dziala.
- A co, profesora od zaklec zabraklo w tej szkole ze musisz sie mnie pytac?
- Jest ale... nie pochwalalby z pewnoscia tego zaklecia.
To zaintygowalo Severusa. Zerknal w ksiege.
- Bonesbreak?
Spojrzal na nia zaintygowany jeszcze bardziej. Czarna magia?
- No tak...
- Interesuja Cie tego typu zaklecia?
Patrzyl na nia uwaznie. W pewnym momencie mial wrazenie ze sie zawachala ale ostatecznie odpowiedziala pewnym siebie glosem.
- Tak.
- Sprawia ze w tym, na ktorego rzucasz zaklecie wiekszosc kosci zacznie sie lamac jedna po drugiej sprawiajac przy tym nie wyobrazalny bol.
Chwila ciszy.
- Piekne.
- Naprawde tak myslisz?
- Ja... ty... mozesz tego nie zrozumiec, ale tak, mysle ze w pewien sposob to zaklecie jest piekne.
Przyjrzal sie jej ponownie. Nie byla pieknoscia, ale miala nietypowa urode ktora zwracala na siebie uwage. Jej szare oczy patrzyly na niego z lekka niepewnoscia i... desperacja? Wlasciwie nic dziwnego. Wlasnie powiedziala innemu uczniowi ze interesuje czarna magia domyslalajac sie ze on tez ja lubi. Ale gdyby tak nie bylo pewnie szedl by juz w strone gabienetu Dumbledore'a z zamiarem poinformowania o tym glowe szkoly.
- Chcialabys poznac inne?
- Tak...
- Jestes pewna?
Znow pozytywna odpowiedz. Czyzby znalazl braterska dusze? Szlama zawsze odciagala go od tego typu rzeczy ale ta White? Zdaje sie byc zainteresowana... Powoli, delikatnie tak aby nie zauwazyla wnikanal w jej umysl. Jedyne o czym teraz myslala to byly wlasnie zaklecia czarnomagiczne, zachwyt nad ich pieknem i nadzieja na poznanie nowych. Moglby sprawdzic jakies wspomnienia ale wtedy ona moze sie zorietowac.... Nie, tyle mu chyba na razie wystarczy. Pokaze jej kilka zaklec a puzniej sie zobaczy jak ona na nie zareaguje...
Luna lezala w swoim lozku i wpatrywala sie w baldachim. To co dzis zrobila bylo straszne. Czula wstret do samej siebie gdy przypominala sobie jak zmuszala sie aby myslec ze te wszystkie zaklecia sa piekne, ze na prawde chce je poznac, choc z drugiej strony wiedziala ze sie oplacilo. Severus obiecal pokazac jej inne zaklecia co oznaczalo ze ma w planie z wlasnej nieprzymuszonej woli spedzic z nia troche czasu a to juz cos. Zastanawiala sie tez nad wlasnym szczesciem. Wlasnie udalo jej sie wyprowadzic w pole Snape'a! To nie byle co... Harry nie raz wspomianal o tym ze Snape jest najlepszy w oklumencji zaraz po samym Voldemorcie. Oczywiste wiec bylo ze zaczal to cwiczyc wczesnie, innaczej nie moglby byc tak dobry. Oklumencja to sztuka ktora im wczesniej sie zaczyna, tym lepiej wychodzi. Wiedziala ze sprubuje wejsc do jej umyslu w celu sprawdzenia tego co sie tam kryje. Przeczytala kilka podan na ten temat, ale podchodzac do niego i tak nie byla pewna czy podola. Ale udalo sie. Problem jedynie w tym ze czuje prawdziwy wstret do tych klatw ktore pokazala mu ona w ksiedze ktora znalazla, i tych, o ktorych wspomnial jej mlody Mistrz Eliksirow.
Za dnia maja zajmowac sie eliksirem, wieczorami czarna magia. Sama nie wiedziala skad pomysl z zachwytem czarna magia znalazl sie w jej glowie. Zwyczajnie pomyslala ze Lily pewnie go od tego od ciagala, to czemu nie sprubowac go przyciagnac? Choc w sumie, czy byla szansa na przyciagniecie go? On juz caly byl nia przesiakniety. Oby tylko to rozwiazanie sprawilo ze jej zaufa....
- White, spuznilas sie. Mowilem zebysmy sie spotkali o 22, a nie o 22.20.
- Przepraszam ale pani Norris...
- Nastepnym razem nie bede czekac.
- OK. To czym sie na poczatek zajmiemy?
- Zakladam ze podstawowe zaklecia obronne i oszalamiajace znasz?
- Pewnie.Ale jesli masz z nimi problem to moge ci pomuc...
- White, nie denerwuje mnie.
- Oj tylko zartuje. Nie umiesz czasem zartowac?
- Nie, i nie mam zamiaru. A teraz do rzeczy.
Przez nastepne 2 godziny sprawdzal jak jej idzie z podstawowymi zakleciami obronnymi i oszolamiajacymi, rzucajac je i odbijajac coraz szybciej tak ze pod koniec walki Luna byla juz troche zasapana, choc jej przeciwnik caly czas mial twarz spokojna i zdawaloby sie ze przez ten caly czas spokojnie siedzial i czytal ksiazke. Gdy w koncu skonczyli Luna czekala dobra chwile zanim uslyszala co mysli o jej wyczynach przyszly profesor podczas gdy on uwaznie swidrowal ja zwrokiem zmuszajac tym samym do wysilku nie myslenia o niczym.
- Nie wiem jak bys przezyla w prawdziwej bitwie White. Masz ledwie opanowane podstawowe zaklecia.
Tego sie krukonka nie spodziewala. Ledwie opanowane? Ma za soba godziny cwiczen na spotkaniach GD i dwie bitwy przy czym w trakcie ktorej nie doznala powaznych obrazen a on mowi ze ledwie opanowala podstawowe zaklecia? Byl od niej o wiele lepszy, to prawda, ale taka niesprawiedliwosc oceny jej umiejetnosci to przesada! Miala ochote chwycic go za te tluste wlosy i wyczochrac.
- Och, mysle ze nie jest ze mna az tak zle jak twierdzisz. Co prawda jestes ode mnie lepszy, ale wiesz doskonale ze nawet polowa z uczniow tej szkoly nie dalaby mi rady w pojedynku.
Nie lubia sie chwalic, ale wiedziala ze ma racje.
- Ale oni nie sa zainteresowani takim poziomem magii jakim jestes zainteresowana Ty. Wiec lepiej wez sie do roboty jesli chcesz choc uszczyknac cos z tej wiedzy ktora posiadam ja. Po za tym nie mam ochoty marnowac cennego czasu ktory moglbym poswiecic na czytanie kolejnego woluminu na patrzeniu jak nieumiejetnie odbijasz mojego Expelriamusa.
Wyszedl z sali z trzaskiem drzwi a Luna z rozbawieniem pomyslala ze jak by za jej czasow jakikolwiek uczen sie na to odwazyl, to sekunde pozniej na karku czulby juz oddech Mistrza Eliksirow a kolejna sekunde puzniej pozegnalby sie z punktami zdobytymi przez caly tydzien a w sobotni wieczor czyscilby kociolki. Zarzucila torbe na ramie i ruszyla w strone lochow.
- Zle wygladasz.
Dora zatroskana patrzyla na czarnowlosa kolezanke gdy ta weszla do dormitorium.
- Czemu?
- Malo sypiasz, z kazdym dniem bledniesz.... Niedlugo bedziesz miala worki pod oczami az po brode.
- Nic mi nie jest, na prawde. Poprostu nauka i ten eliksir...
- Wlasnie, jak wam idzie?
Luna westchnela.
- Kiepsko. Puki co skladniki ktore znalezlismy jako te ktore moglby by sie nadawac w wiekszosci calkowicie sie wykluczaja wiec stoimy w miejscu. Ide sie przebrac.
Zabrala pizame i ruszyla do lazienki. Na wejsciu spojrzala w ogromne lustro i po chwili przygladania sie stwierdzila ze jej kolezanka ma racje. Jej skora wydawala sie byc przezroczysta, jedynie pod oczami odznaczaly sie ciemne cienie. Widziala tez ze schudla. Policzki sie je prawie zapadaly, a ubranie wisialo na niej jak na wieszaku. Chyba bedzie musiala zaczac uzywac jakis kosmetykow bo niebawem pierwszoroczni zaczna na jej widok uciekac. Przebrala sie w pizame, obmyla twarz i wrucila do dormitorium. Usiadla na lozku i zaczela zaplatywac wlosy w warkocz.
- A jak u ciebie nauka?
- Jakos leci, chociaz wypracowania zdecydowanie mnie przerastaja. Ale to nic...
Luna przyjrzala sie uwaznie slizgonce. Pomimo tego ze powinna byc wykonczona wypracowaniem ktore pisala na transmutacje przez pol popoludnia i caly wieczor a ktorego wciaz nie dokonczyla promieniala radoscia, a jej oczy blyszczaly niczym gwiazdy.
- Czy jest cos o czym nie wiem? - usmiechnela sie. Nie lubiala zbytnio tych dziewczecych ploteczek, ale skoro ta byla jej praktycznie jak Ginny...
- Nic specialnego...
- Oj mow! Jak ma na imie?
- Kto?
- Oj nie udawaj! Widze ze sie zakochalas!
Rumieniec wstapil na policzki dziewczyny.
- Syriusz.
- Ten Syriusz? Syriusz Black?
- Tak! Ten Syriusz! Syriusz Black! Gryfon! Czlowiek ktorego powinnam nie nawidzic chocby wlasnie z powodu ze jest zakochanym w sobie,okropnym gryfonem. Ale nie moge.
- Przeciez nie dalej jak 3tyg temu na rozpoczeciu roku mowilas zeby trzymac sie z dala od gryfonow.
- Wiem, ale ja sama nie wiem jak to sie stalo. Szlam wlasnie z biblioteki kiedy przez przypadek na siebie wpadlismy. Wtedy on spojrzal mi w oczy a ja poczulam ciarki, ale takie przyjemne ciarki. Pozniej przez 2-3dni puszczal mi oczko na lekcjach, usmiechal na kolacji, a nawet raz pomogl mi doniesc ksiazki ktore wylecialy mi z torby do biblioteki. Usmiechal sie do mnie tak slodko... A dzis, zaledwie jakas godzine temu jak wracalam do dormitorium znalazl sie znikad kolo mnie, pociagnal w strone pustej sali i pocalowal... Jak myslisz, czy to cos wiecej z jego strony? Wiem ze polowa szkoly sie za nim ugania, moglby wybrac kogolowiek, a jednak pocalowal mnie...
Krukonka spojrzala na przyjaciolke sceptycznie. Byla tu zaledwie miesiac, ale o Syriuszu Black dowiedziala sie wystarczajaca duzo - nigdy nie przetrwal z dziewczyna dluzej niz miesiac. Ale z drugiej strony nigdy tez nie startowal do slizgonki.
- Trudno powiedziec cokolwiek na pewno. Ale wiesz, zawsze trzeba miec nadzieje.
- Mam ja. Tak bardzo bym chciala zeby to bylo cos wiecej...
- Porozmawiaj z nim o tym przy najblizszej okazji.
- Tak, tak zrobie! Dziekuje ze mnie wysluchalas, myslalam ze pekne trzymajac to w sobie, na prawde!
- Nie ma prawy, mozesz przyjsc do mnie zawsze. Czasem lepiej na duszy jak czlowiek sie wygada przed kims.
- Ale nie mow nikomu, dobrze? Bo wiesz, jak by nie wyszlo...
- Tym sie nie martw, nikt sie nie dowie.
- Dziekuje.
Przytulila krukonke a ta zdziwiona wlasna reakcja odzwajemnila przytulenie jak by na prawde cieszyla sie z przyjazni ze slizgonka. I po czesci chyba tak bylo. Traly tak chwile w uscisku, i dopiero jak tamta odsunela sie i wrucila na swoje lozko zyczac jej dobrej nocy srebrnooka zrozumiala jak bardzo potrzebowala przytulenia. Szkoda ze ona nie mogla sie przed nikim tak wygadac. Mijaly kolejne dni a ona do niczego nie doszla. Stanela w miejscu. Eliksir nijak im nie wychodzil (chociaz nie spodziewala sie ze po pierwszej prubie im wyjdzie), a jej wieczorne spotkania z Severusem ograniczaly sie do zucanych zaklec oraz jego przytykow o tym jak zle jej idzie. Stoi w miejscu a czasu ma coraz mniej. Zostaly jej tylko nie cale dwa miesiace....
Zapraszam do czytania i komentowania!
Rozdzial V
Severus wracal wlasnie z gabinetu profesora Dumbledore'a. Jego zlosc znacznie opadla od chwili gdy wyszedl z biblioteki ale i tak wiekszosc uczniow na jego widok mialo ochote zniknac co to by czasem nie prubowal wyladowac na nim swojej zlosci. To znacznie poprawilo mu humor nawet pomimo tego ze dyrektor powiedzial ze mimo wszystko ma dalej pracowac z ta idiotka White. Da sobie z nia rade. Juz dzisiaj widzial przerazenie w jej oczach gdy na nia krzyczal wiec na pewno juz go szanuje i nigdy wiecej nie bedzie gadac jak jakas nawiedzona. Jak tylko zaczal nauke w Hogwarcie nikt nie traktowal go powaznie, byl workiem tenigowym zaklec przez czworke glupich gryfonow i gdyby nie tamta szlama to chyba popelnil by samobojstwo. Tak, nie raz myslal o smierci, nawet jeszcze przed rozpoczeciem szkoly. Dopiero w trzeciej klasie zaczal myslec o oddawaniu swoim 'kolegom' pieknym za nadobne ale matka powstrzymywala go mowiac zeby nie sprawial w szkole klopotow bo zostanie wyrzucony a wiedzial ze wtedy bedzie musial przez okragly rok znosic znienawidzonego przez siebie ojca i patrzec jak ten bije jego ukochana matke. Dopiero po jej smierci, w czwartej klasie stwierdzil ze nie zniesie dluzej takiego traktowania przez reszte i postanowil ze stanie sie wielokroc silniejszym od nich wszystkim czarodziejem. Chcial zeby wszyscy bali sie go obrazic, zeby odnosili sie do niego z szacunkiem. Czasami nie spal przez kilka nocy pod rzad swiczac samotnie zaklecia w jakiejs nieuzywanej przez nikogo sali, a gdy opanowal juz zaawansowane zaklecia chcial wiecej. Chcial zeby ktokolwiek bal sie rzucic w jego strone jakakolwiek klatwe. Pewnego dnia poprosil profesora Slughorna aby ten dal mu dostep do ksieg zakazanych pod jakims glupim pretekstem a ten dal mu pozwolenie bez mrugniecia okiem. Od tamtej pory czul z kazdym dniem coraz bardziej jak rosnie w sile, czul to calym soba. Na poczatku niektore zaklecia wydawaly mu sie byc strasznymi, ale z czasem zaczal dostrzegac ich piekno. Tak, te zaklecia byly niezwykle piekne. Mogly sprawic ze wszyscy w zamku baliby sie go. Ale z drugiej strony zdawal sobie sprawe ze nie kazdy jest w stanie dostrzec to piekno ktore on dostrzegl i pewnie wyslali by go do Azkabanu za uzycie nawet najniewinniejszego. Ale niech tylko skonczy szkole a wtedy nikt, nawet Potter czy Black nie bedzie mial odwagi podniesc na niego rozdzki. Zna sposob jak zdobyc jeszcze wieksza wladze, jeszcze wiekszy szacunek. Gdyby nie to ze znajduje sie pod okiem Dumbledore'a juz tego lata przylaczylby sie do najpotezniejszego czarodzieja obecnych czasow. Ale jeszcze tylko 10miesiecy. Tylko 10 miesiecy....
- Severusie?
- Czego White?
- Czy moglbys mi wyjasnic jak dokladnie dziala to zaklecie? Tutaj co prawda jest wyjasnienie ale nie jestem do konce pewna jak ono dziala.
- A co, profesora od zaklec zabraklo w tej szkole ze musisz sie mnie pytac?
- Jest ale... nie pochwalalby z pewnoscia tego zaklecia.
To zaintygowalo Severusa. Zerknal w ksiege.
- Bonesbreak?
Spojrzal na nia zaintygowany jeszcze bardziej. Czarna magia?
- No tak...
- Interesuja Cie tego typu zaklecia?
Patrzyl na nia uwaznie. W pewnym momencie mial wrazenie ze sie zawachala ale ostatecznie odpowiedziala pewnym siebie glosem.
- Tak.
- Sprawia ze w tym, na ktorego rzucasz zaklecie wiekszosc kosci zacznie sie lamac jedna po drugiej sprawiajac przy tym nie wyobrazalny bol.
Chwila ciszy.
- Piekne.
- Naprawde tak myslisz?
- Ja... ty... mozesz tego nie zrozumiec, ale tak, mysle ze w pewien sposob to zaklecie jest piekne.
Przyjrzal sie jej ponownie. Nie byla pieknoscia, ale miala nietypowa urode ktora zwracala na siebie uwage. Jej szare oczy patrzyly na niego z lekka niepewnoscia i... desperacja? Wlasciwie nic dziwnego. Wlasnie powiedziala innemu uczniowi ze interesuje czarna magia domyslalajac sie ze on tez ja lubi. Ale gdyby tak nie bylo pewnie szedl by juz w strone gabienetu Dumbledore'a z zamiarem poinformowania o tym glowe szkoly.
- Chcialabys poznac inne?
- Tak...
- Jestes pewna?
Znow pozytywna odpowiedz. Czyzby znalazl braterska dusze? Szlama zawsze odciagala go od tego typu rzeczy ale ta White? Zdaje sie byc zainteresowana... Powoli, delikatnie tak aby nie zauwazyla wnikanal w jej umysl. Jedyne o czym teraz myslala to byly wlasnie zaklecia czarnomagiczne, zachwyt nad ich pieknem i nadzieja na poznanie nowych. Moglby sprawdzic jakies wspomnienia ale wtedy ona moze sie zorietowac.... Nie, tyle mu chyba na razie wystarczy. Pokaze jej kilka zaklec a puzniej sie zobaczy jak ona na nie zareaguje...
Luna lezala w swoim lozku i wpatrywala sie w baldachim. To co dzis zrobila bylo straszne. Czula wstret do samej siebie gdy przypominala sobie jak zmuszala sie aby myslec ze te wszystkie zaklecia sa piekne, ze na prawde chce je poznac, choc z drugiej strony wiedziala ze sie oplacilo. Severus obiecal pokazac jej inne zaklecia co oznaczalo ze ma w planie z wlasnej nieprzymuszonej woli spedzic z nia troche czasu a to juz cos. Zastanawiala sie tez nad wlasnym szczesciem. Wlasnie udalo jej sie wyprowadzic w pole Snape'a! To nie byle co... Harry nie raz wspomianal o tym ze Snape jest najlepszy w oklumencji zaraz po samym Voldemorcie. Oczywiste wiec bylo ze zaczal to cwiczyc wczesnie, innaczej nie moglby byc tak dobry. Oklumencja to sztuka ktora im wczesniej sie zaczyna, tym lepiej wychodzi. Wiedziala ze sprubuje wejsc do jej umyslu w celu sprawdzenia tego co sie tam kryje. Przeczytala kilka podan na ten temat, ale podchodzac do niego i tak nie byla pewna czy podola. Ale udalo sie. Problem jedynie w tym ze czuje prawdziwy wstret do tych klatw ktore pokazala mu ona w ksiedze ktora znalazla, i tych, o ktorych wspomnial jej mlody Mistrz Eliksirow.
Za dnia maja zajmowac sie eliksirem, wieczorami czarna magia. Sama nie wiedziala skad pomysl z zachwytem czarna magia znalazl sie w jej glowie. Zwyczajnie pomyslala ze Lily pewnie go od tego od ciagala, to czemu nie sprubowac go przyciagnac? Choc w sumie, czy byla szansa na przyciagniecie go? On juz caly byl nia przesiakniety. Oby tylko to rozwiazanie sprawilo ze jej zaufa....
- White, spuznilas sie. Mowilem zebysmy sie spotkali o 22, a nie o 22.20.
- Przepraszam ale pani Norris...
- Nastepnym razem nie bede czekac.
- OK. To czym sie na poczatek zajmiemy?
- Zakladam ze podstawowe zaklecia obronne i oszalamiajace znasz?
- Pewnie.Ale jesli masz z nimi problem to moge ci pomuc...
- White, nie denerwuje mnie.
- Oj tylko zartuje. Nie umiesz czasem zartowac?
- Nie, i nie mam zamiaru. A teraz do rzeczy.
Przez nastepne 2 godziny sprawdzal jak jej idzie z podstawowymi zakleciami obronnymi i oszolamiajacymi, rzucajac je i odbijajac coraz szybciej tak ze pod koniec walki Luna byla juz troche zasapana, choc jej przeciwnik caly czas mial twarz spokojna i zdawaloby sie ze przez ten caly czas spokojnie siedzial i czytal ksiazke. Gdy w koncu skonczyli Luna czekala dobra chwile zanim uslyszala co mysli o jej wyczynach przyszly profesor podczas gdy on uwaznie swidrowal ja zwrokiem zmuszajac tym samym do wysilku nie myslenia o niczym.
- Nie wiem jak bys przezyla w prawdziwej bitwie White. Masz ledwie opanowane podstawowe zaklecia.
Tego sie krukonka nie spodziewala. Ledwie opanowane? Ma za soba godziny cwiczen na spotkaniach GD i dwie bitwy przy czym w trakcie ktorej nie doznala powaznych obrazen a on mowi ze ledwie opanowala podstawowe zaklecia? Byl od niej o wiele lepszy, to prawda, ale taka niesprawiedliwosc oceny jej umiejetnosci to przesada! Miala ochote chwycic go za te tluste wlosy i wyczochrac.
- Och, mysle ze nie jest ze mna az tak zle jak twierdzisz. Co prawda jestes ode mnie lepszy, ale wiesz doskonale ze nawet polowa z uczniow tej szkoly nie dalaby mi rady w pojedynku.
Nie lubia sie chwalic, ale wiedziala ze ma racje.
- Ale oni nie sa zainteresowani takim poziomem magii jakim jestes zainteresowana Ty. Wiec lepiej wez sie do roboty jesli chcesz choc uszczyknac cos z tej wiedzy ktora posiadam ja. Po za tym nie mam ochoty marnowac cennego czasu ktory moglbym poswiecic na czytanie kolejnego woluminu na patrzeniu jak nieumiejetnie odbijasz mojego Expelriamusa.
Wyszedl z sali z trzaskiem drzwi a Luna z rozbawieniem pomyslala ze jak by za jej czasow jakikolwiek uczen sie na to odwazyl, to sekunde pozniej na karku czulby juz oddech Mistrza Eliksirow a kolejna sekunde puzniej pozegnalby sie z punktami zdobytymi przez caly tydzien a w sobotni wieczor czyscilby kociolki. Zarzucila torbe na ramie i ruszyla w strone lochow.
- Zle wygladasz.
Dora zatroskana patrzyla na czarnowlosa kolezanke gdy ta weszla do dormitorium.
- Czemu?
- Malo sypiasz, z kazdym dniem bledniesz.... Niedlugo bedziesz miala worki pod oczami az po brode.
- Nic mi nie jest, na prawde. Poprostu nauka i ten eliksir...
- Wlasnie, jak wam idzie?
Luna westchnela.
- Kiepsko. Puki co skladniki ktore znalezlismy jako te ktore moglby by sie nadawac w wiekszosci calkowicie sie wykluczaja wiec stoimy w miejscu. Ide sie przebrac.
Zabrala pizame i ruszyla do lazienki. Na wejsciu spojrzala w ogromne lustro i po chwili przygladania sie stwierdzila ze jej kolezanka ma racje. Jej skora wydawala sie byc przezroczysta, jedynie pod oczami odznaczaly sie ciemne cienie. Widziala tez ze schudla. Policzki sie je prawie zapadaly, a ubranie wisialo na niej jak na wieszaku. Chyba bedzie musiala zaczac uzywac jakis kosmetykow bo niebawem pierwszoroczni zaczna na jej widok uciekac. Przebrala sie w pizame, obmyla twarz i wrucila do dormitorium. Usiadla na lozku i zaczela zaplatywac wlosy w warkocz.
- A jak u ciebie nauka?
- Jakos leci, chociaz wypracowania zdecydowanie mnie przerastaja. Ale to nic...
Luna przyjrzala sie uwaznie slizgonce. Pomimo tego ze powinna byc wykonczona wypracowaniem ktore pisala na transmutacje przez pol popoludnia i caly wieczor a ktorego wciaz nie dokonczyla promieniala radoscia, a jej oczy blyszczaly niczym gwiazdy.
- Czy jest cos o czym nie wiem? - usmiechnela sie. Nie lubiala zbytnio tych dziewczecych ploteczek, ale skoro ta byla jej praktycznie jak Ginny...
- Nic specialnego...
- Oj mow! Jak ma na imie?
- Kto?
- Oj nie udawaj! Widze ze sie zakochalas!
Rumieniec wstapil na policzki dziewczyny.
- Syriusz.
- Ten Syriusz? Syriusz Black?
- Tak! Ten Syriusz! Syriusz Black! Gryfon! Czlowiek ktorego powinnam nie nawidzic chocby wlasnie z powodu ze jest zakochanym w sobie,okropnym gryfonem. Ale nie moge.
- Przeciez nie dalej jak 3tyg temu na rozpoczeciu roku mowilas zeby trzymac sie z dala od gryfonow.
- Wiem, ale ja sama nie wiem jak to sie stalo. Szlam wlasnie z biblioteki kiedy przez przypadek na siebie wpadlismy. Wtedy on spojrzal mi w oczy a ja poczulam ciarki, ale takie przyjemne ciarki. Pozniej przez 2-3dni puszczal mi oczko na lekcjach, usmiechal na kolacji, a nawet raz pomogl mi doniesc ksiazki ktore wylecialy mi z torby do biblioteki. Usmiechal sie do mnie tak slodko... A dzis, zaledwie jakas godzine temu jak wracalam do dormitorium znalazl sie znikad kolo mnie, pociagnal w strone pustej sali i pocalowal... Jak myslisz, czy to cos wiecej z jego strony? Wiem ze polowa szkoly sie za nim ugania, moglby wybrac kogolowiek, a jednak pocalowal mnie...
Krukonka spojrzala na przyjaciolke sceptycznie. Byla tu zaledwie miesiac, ale o Syriuszu Black dowiedziala sie wystarczajaca duzo - nigdy nie przetrwal z dziewczyna dluzej niz miesiac. Ale z drugiej strony nigdy tez nie startowal do slizgonki.
- Trudno powiedziec cokolwiek na pewno. Ale wiesz, zawsze trzeba miec nadzieje.
- Mam ja. Tak bardzo bym chciala zeby to bylo cos wiecej...
- Porozmawiaj z nim o tym przy najblizszej okazji.
- Tak, tak zrobie! Dziekuje ze mnie wysluchalas, myslalam ze pekne trzymajac to w sobie, na prawde!
- Nie ma prawy, mozesz przyjsc do mnie zawsze. Czasem lepiej na duszy jak czlowiek sie wygada przed kims.
- Ale nie mow nikomu, dobrze? Bo wiesz, jak by nie wyszlo...
- Tym sie nie martw, nikt sie nie dowie.
- Dziekuje.
Przytulila krukonke a ta zdziwiona wlasna reakcja odzwajemnila przytulenie jak by na prawde cieszyla sie z przyjazni ze slizgonka. I po czesci chyba tak bylo. Traly tak chwile w uscisku, i dopiero jak tamta odsunela sie i wrucila na swoje lozko zyczac jej dobrej nocy srebrnooka zrozumiala jak bardzo potrzebowala przytulenia. Szkoda ze ona nie mogla sie przed nikim tak wygadac. Mijaly kolejne dni a ona do niczego nie doszla. Stanela w miejscu. Eliksir nijak im nie wychodzil (chociaz nie spodziewala sie ze po pierwszej prubie im wyjdzie), a jej wieczorne spotkania z Severusem ograniczaly sie do zucanych zaklec oraz jego przytykow o tym jak zle jej idzie. Stoi w miejscu a czasu ma coraz mniej. Zostaly jej tylko nie cale dwa miesiace....
środa, 1 października 2014
Rozdzial IV
Witajcie! Dziekuje za komentarze i od razu odniose sie do jednego z nich. Fakt, moja Luna w chwili obecnej nie jest kanoniczna Luna z powiesci ale po pierwsze jak napisalam na poczatku dziewczyna ma swiadomosc ze jej ojciec gada od rzeczy, a po drugie jest inteligetna wiec zdaje sobie sprawe ze jak bedzie nawijac o plumkach i innych tego typu sprawach to w przyszlosci Snape moglby sie do myslic ze to byla ona. A tego puki co nie chcemy.
Rozdzial nie powala dlugoscia ale mam nadzieje ze wam sie spodoba. Bylo chwile wesolo gdy Snape mial napad zlosci ale jako ze mam nastuj meloncholijny to koniec nie za wesoly. Ale mam nadzieje ze sie spodoba.
Milego czytania i licze na komentarze!
Rozdzial IV
Luna jak codziennie od tygdonia spedzial popoludnie w bibliotece przy jednym stoliku z Severusem Snape'em i jak codziennie od tygodnia ukladala w myslach zdania ktorymi moglaby zagadac przyszlego Mistrza Eliksirow, i jak codziennie od tygodnia nic odpowiedniego nie przychodzilo jej do glowy. Zatopiona we wlasnych myslach az podskoczyla gdy uslyszala spokojny glos czarodzieja siedzacego na przeciwko.
- Uwazaj na Evens.
Krukonka spojrzala oczami jak spodki na chlopaka. Niewiedziala co zdziwilo ja bardziej: to ze sie do niej odezwal czy to ze zaczal ich rozmowe od Lily? Gdy gryfonka pierwszy raz usiadla obok niech Snape skomentowal to glosnym prychnieciem i kreeniem glowa ale Luna wciaz nie wiedziala o co chodzi.
- Co? Czemu?
- Wydaje sie byc mila, rozmawia z toba i kompelmentuje ale chodzi jej jedynie o twoje notatki i podpowiedzi na eliksirach.
Ta wypowiedz dla Lunie do myslenia.
- Skad wiesz?
Slizgon zacisnal zeby i odwarknal by ulamek sekundy zatopic sie znow w czytnym wczesniej tekscie. Luna wiedziala ze na dzis to juz po rozmowie ale jak codzien siedziala razem z nim dopuki bibliotekarka kazala im wracac do pokoju wspolnego. Gdy tylko tam weszla wzrokiem poszukala Dory. Dziewczyna byla plotkara i ciagle gadalaby o chlopcach ale byla tez niezwykle pilna uczennica wiec cale popoludnia spedzala nad ksiazkami i nie miala Lunie za zle ze zjawila sie dopiero przed cisza nocna.
- Hej!
- Czesc Jane, poczekaj chwile tylko dokoncze akapit... Tak, teraz jestem wolna. Co tam?
- Jakos leci a u Ciebie?
- Dobrze, wypracowanie na Magiczne Stworzenia - wskazala na suszacy sie pergamin - o co chcialas zapytac?
- Skad wiesz?
- Widze twoje zaklopotanie. Nie wiesz jak i czy wogule powinnas pytac. Wiec poprostu to z siebie wydus.
- Co bylo pomiedzy Snape'em a Evens?
Pytanie mocno zszokowalo dziewczyne.
- Jak ty...?
- Widze jak ona na niego patrzy a on dzis ostrzegl mnie przed nia. Ponoc poluje na moje notatki z eliksirow.
- Dobra jestes?
- Slughorn powiedzial przy calej klasie Snape'owi ze ten ma konkurencje po zobaczeniu mojej mikstury na pierwszej lekcji. Ale o co chodzi?
Dora wydawala sie byc lekko zaklopotana.
- Nie wiem czy powinnam Ci mowic. No ale jesli sie do ciebie odezwal sam to chyba moge ci powiedziec.
Luna doskonale wiedziala ze dziewczyna az pali sie aby ja poinformowac.
- Pamietasz, na rozpoczeciu roku mowilam ci o gryfonce ktora brala od niego notatki na eliksirach. Od pierwszej klasy Evens i Snape sie przyjaznili. Jak wiesz Gryffindor i Slytherin to wrogowie z zasady jednak oni poznali sie przed szkola i ich przyjazn przetrwala rozdzielenie domow. Evens trzymala sie z dala od Pottera i jego paczki i bronila przed nimi Snape'a. I tak bylo do koncowki zeszlego roku. Pod koniec maja, niedlugo przed egzaminami Potter z reszta rzucili na Snape zaklecie... Okropne ale nikt nie odwazyl sie cokolwiek zrobic. Powiesili Severusa do gory nogami i zaczeli powoli zdejmowac spodnie. Zadnego z nauczycieli nie bylo wtedy na bloniach i peewnie dopieli by swego gdyby nie Evens ktora pchnela Pottera tym samym zrywajac zaklecie. Zaczela na gryfonow krzyczec ale w polowie przerwal Severus nazywajac ja szlama i bardzo niegrzecznie mowiac ze nie powinna sie wtracac bo dalby sobie rade. Kilka dni puzniej ponoc prubowal ja przeprosic ale ta sie nie dala.
Luna zamyslila sie. Jesli Snape przezwal dziewczyne mial wyrazny powod o ktorym reszta nie wie. Nie lubil co prawda gryfonow jak kazdy slizgon ale ona byla mu bliska wiec na pewno nie wyzywal jej od tak.
- Ale tamtego dnia gdy gryfoni zaatakowali go w Wielkiej Sali powiedzialas ze jeden przeciwnik to za malo dla Snape'a. Zreszta sama widzialam jak odpychal zaklecia trzech i mial jeszcze czas posylac w ich strone klatwy. Wiec jak to mozliwe ze wtedy...
Dora jej przerwala.
- Zaskoczenie. Snape siedzial wtedy z Evens pod drzewem. Zawsze z jak nia byl to zapominal o reszcie swiata. Gdy zaklecie Pottera poderwalo go do gory rozdzka wypadla mu z kieszeni. Nie mial jak sie bronic.
Lune zatkalo. James Potter upokazal Severusa Snape'a gdy ten nie mial najmniejszych szans na obrone? To jak kopac lezacego! Toz to brak honoru! Patrzac na Harry'ego nigdy by nie pomyslala ze jego ojciec mogl byc takim lajdakiem.
- Ale co to wszystko ma sie do eliksirow?
- Snape jest dobry. Zajebiscie dobry. Nigdy nie popelnil bledu, jego eliksiry zawsze byly idealne. Talent Evens do Eliksirow pojawil sie w 3klasie, gdy zaczelismy miec eliksiry z gryfonami a ona zaczela siedziec z Severusem. Wszyscy wiedzieli ze on jej podpowiada , daje notatki a ona go wykorzystuje. Jednak on tego nie zauwazal. Odkad sie poklucili Even idzie coraz gorzej bez jego notatek i podpowiedzi dlatego startuje w tej kwestii do Ciebie. I jesli on, ten ktory znal ja ze wszystkich slizgonow najlepiej ostrzegl cie przed nia, to posluchaj.
- Czemu nazwales Lily szlama? Przeciez byla twoja przyjaciolka.
To pytanie nie dawalo krukonce spac cala noc i poprostu samo wyplynelo z jej ust gdy usiadla na przeciw niego z bibliotece.
- Ta plotkara Teodora ci powiedziala?
Luna powstrzymala sie od smiechu cudem. Nie mogla poradzic ze na dzwiek pelnego imienia swojej nowej slizgonskiej kolezanki przed oczami stawala jej ropucha Nevilla.
- Czemu myslisz ze ona? Widziala was prawie cala szkola.
O nie, zle mowi, jej odmlodzony profesore zaczal sie denerwowac. Nie powinna mu przypominac ze wszyscy widzieli jego upokorzenie.
- Nie twoja sprawa White.
- Zawsze zwracasz sie do wszystkich po nazwisku?
- Zawsze? Powiedzialem tak do ciebie pierwszy raz.
- No tak... ale slyszalam jak odzywasz sie do innych.
Zawsze draznila ja to ze zawsze, ale to zawsze mowi do wszystkich po nazwisku, nawet do slizgonow.
- Nie moglas uslyszec bo ja znikim nie rozmawiam.
- To co wlasnie robimy ludzie potocznie nazywaja rozmowa.
- Zatem pora aby sie skonczyla.
I zatopil swoj dlugi nos w ksiazce. Super.
Kilka nastepnych dni bylo nurzacych. Zawsze jak krukonka prubowala podjac rozmowe to Snape wychodzil z biblioteki albo zatapial sie w ksiedze udajac ze jej nie slyszy. Luna byla bliska zalamania. Zostalo jej tylko 10 tygodni na zdobycie zaufania profesora na tyle by powierzyl jej wspomnienie, a przez 2 tygodnie ich 'rozmowa' nie potrwala dlyzeh niz 5minut! Dziewczyna siedziala wlasnie na eliksirach i prubowala sie skupic na slowach profesora Slughorna o eliksirach zdrowotnych ale dotychczas nie zrozumiala nawet zdania a jej zrok wciaz uciekal w strone czarnowlosego slizgona ktory patrzyl bez ruchu na tablice. Musi do niego znalesc klucz, klucz ktory pozwoli jej wejsc w jego laski. Ale jak? Dotychczas udalo sie tylko Lily ale znali sie jeszcze przed szkola a puzniej ona zrobila cos czym zlamala jego zaufanie. Wiec teraz bedzie 10 razy ciezej sprawic zeby zaufal jej. Jak by to bylo wogule mozliwe. Poczula szturchniecie po swojej prawej stronie i automatycznie spojrzala na gryfonke ktora glowa wskazala profesora.
- Panno White, alez sie pani zamyslila.
- Przepraszam profesorze, zastanawialam sie wlasnie czy gdyby dodac korzen bijacej wierzby zamiast kolca cierniowego to czy eliksir przeciwgoraczkowy nie zadzialalby szybciej.
- Oh panno White ciekawa teoria, mam nadzieje ze uda mi sie ja przetestowac w najblizszym czasie choc oczywiscie nikomu z was nie zycze choroby. Mowilem wlasnie klasie o konkursie ogloszonym przez ministerstwo na eliksir ktory powoduje ze ten kto go regularnie przyjmuje nie jest poddatny na zaklecie Imperius. Dyrektor poprosil mnie o wytypowianie dwuch uczniow ktorzy wspolnymi silami sprubowaliby taki eliksir uwazyc. Na sworzenie mikstury macie 10tygodni liczac od jutra. Nagroda bedzie Order Merlina Drugiej Klasy oraz 5 tysiecy galeonow. Co pani na to panno White?
Luna sie zamyslila. Eliksir przeciw Imperiusowi? Nigdy o czyms takim nie slyszala wiec teoretycznie znaczyloby ze taka mikstura nie istnieje ale z drugiej strony oni uczyli sie o podstawowych, najbardziej potrzebnych w zyciu codziennym eliksirach a co wiecej miala zaczac dopiero 6 klase... Och szkoda ze nie ma mozliwosci spytac Hermiony, ona by na pewno wiedziala.
- Mysle ze to ciekawy pomysl ze strony Ministerstwa. Gdyby komus sie udalo uniknelibysmy wielu nieprzyjemnych rzeczy w przyszlosci. To znaczy tak mysle.
- Jestem tego samego zdania. Co do pierwszej osoby to wybor byl banalny - Severus Snape to najlepszy uczen jakiego kiedykolwiek mialem i jesli taka mikstura moze byc stworzona to jestem pewny ze to wlasnie on bedzie mial w tym swoj udzial. Natomiast co do osoby ktora miala by tworzyc z Severusem pare myslalem troche dluzej. Panna Mung jest bardzo dobra w eliksirach, jednak brakuje jej otwartosci umyslu wiec nie bylaby w stanie stworzyc nic nowego. Panna Evens, niegdys zaraz po Severusie najlepsza ale stracila swoj dar na kika miesiecy. Teraz idzie jej znacznie lepiej ale... Wybacz Lily ale taka prawda. Uznalem wiec ze najlepiej bedzie gdyby to panna White towazyszyla panu Snape'owi. Niejednokrotnie na mojej lekcji udowodnilas ze swietnie ci idzie i mysle ze razem z Severusem stworzycie zgranych wspolpracownikow.
Luna patrzyla oniemiala na profesora. Wiedziala ze powinna sie cieszyc bo bedzie miala okazje spedzac duzo czasu z mlodym Mistrzem Eliksirow ale...
- A czy nie moglbym sprubowac sam? Sam lepiej skupiam sie na zadaniu jakie mam do wykonania.
- Severusie, jestes wybitny w eliksirach jak i we wszystkim innym i wiem ze pewnego dnia zostaniesz jednym z najlepszych Mistrzow Eliksirow ale mysle ze przy stworzeniu takiej mikstury nawet najlepszy powinien miec pomoc. Jestem pewny ze dogadacie sie z panna White. To koniec lekcji. Jestescie wolni.
Snape poslal w jej strone zabujcze spojrzenie.
Kilka godzin puzniej siedzieli w bibliotece i przegladali ogromne ksiegi pelne mozliwie wszystkich znanych dotad skladnikow i ich wlasciwosci. Luna patrzyla tepo na tekst i z pustka w glowie zastanawiala sie od czego zaczac odnosnie eliksiru i odnosnie Snape'a. Czula ze jak bedzie jej dobrze szlo z pierwszym to i do serca drugiego uda jej sie zakrasc. Ocknela sie z zamyslenia gdy uslyszala glos obiektu swoich rozmyslen.
- Co sie tak lampisz?
Nawet nie zauwazyla kiedy zaczela na niego patrzec.
- Przepraszam prof... Severusie, zamyslilam sie.
- I cos ciekawego wymyslilas?
- Jak bys mi ne przerwal to na pewno bym cos wymyslila.
Nie byla to zbyt blyskotliwa odpowiedz w ktorej moglaby wykazac sie swoja wiedza ale to jedyne co pojawilo sie w jej glowie i nim pomyslala to powiedziala. Nie no, zamienia sie w gryfonke! Gdy dotarlo do niej w jaki sposob sie do niego odezwala w pierwszych odruchu chciala przeprosic i doslownie w ostatniej chwili sie powstrzymala.
- To nastepnym razem myslac badz laskawa nie patrzec na mnie.
- A co, boisz sie ze sie zakocham?
Na twarzy Snape'a pojawil sie grymas zlosci i przez zacisniete zeby wycedzil
- Nie prubuj sie ze mnie nasmiewac. Mam lustro.
- Ja tez, i co z tego?
- Prosze cie oszczedz mi gadania o tym ze prawdziwe piekno jest wewnatrz czlowieka.
- Ale tak jest. Nie myslisz ze jestes piekny w srodku?
Spojrzal na nia jak na kosmitke.
- Nie mam zamiatu kontynuowac tej bezsensownej i glupiej rozmowy o pieknie. Czytaj i przydaj sie na cos albo spadaj plotkowac z Dora, dam sobie rade sam.
- Zosia samosia.
- Co?!
Zlosc widoczna na twarzy chlopaka byla jeszcze wieksza.
- Niedenerwuj sie tak bo jeszcze wybuchniesz ze zlosci.
- Co??!!
- Co? Co? A to. Tatus mowil ze babcia zmarla bo jej serce peklo z milosci bo smierci dziadka to czemu ty nie moglbys wybuchnac ze zlosci?
Zlosc Snape'a przerodzila sie we wscieklosc a od jego wscieklosci wiekszy byl tylko szyderczy usmiech na jego ustach.
- Wybuchnac ze zlosci? Umrzec z milosci? Na Salazara, czy Slugharn naprawde uznac cie za wybitnie madra? Chyba doradze mu zeby udal sie do Munga! Przeciez ty jestes totalna idiotka! Dziewczyno lecz sie! Ide do Dumbledore'a oznajmic mu ze nie bede pracowac z takim bezmuzgiem! Jak ty wogule trafilas do Slytherinu? Nawet pierwszoroczny puchon ma wiecej rozumu od ciebie!
Darl sie na cala biblioteke jak by go rozrywali. Kilka mlodszych gryfonek trzeslo sie za regalami ze strachu i nawet pani Norris uciekla. A Luna nie byla w stanie nawet mrugnac. W ciagu pieciu lat nauki w Hogwarcie widziala setki jesli nie tysiace wybuchow zlosci nauczyciela eliksirow ale nigdy nie widziala takiego szalu w jego oczach, takiej checi mordu. Nigdy. Byla przerazona, smiertelnie wrecz przerazona. Ale nie z obawy ze cos jej zrobi. Nie, o to nie musiala sie martwic do puki byli na terenie Hogwartu, wsrod wielu uczniow i mlodziutkiej panny Prince. Byla przerazona tym, ile szalu jest w tych jego czarnych jak wegle oczach. Nigdy nie widziala Voldemorta, ale miala te nieprzyjemnosc stanac dwa razy oko w oko z Bellatrix i taki wlasnie szal malowal sie w jej oczach. A pamietala ze u stojacego przed nia mlodego czarodzieja to zaledwie poczatek.
Rozdzial nie powala dlugoscia ale mam nadzieje ze wam sie spodoba. Bylo chwile wesolo gdy Snape mial napad zlosci ale jako ze mam nastuj meloncholijny to koniec nie za wesoly. Ale mam nadzieje ze sie spodoba.
Milego czytania i licze na komentarze!
Rozdzial IV
Luna jak codziennie od tygdonia spedzial popoludnie w bibliotece przy jednym stoliku z Severusem Snape'em i jak codziennie od tygodnia ukladala w myslach zdania ktorymi moglaby zagadac przyszlego Mistrza Eliksirow, i jak codziennie od tygodnia nic odpowiedniego nie przychodzilo jej do glowy. Zatopiona we wlasnych myslach az podskoczyla gdy uslyszala spokojny glos czarodzieja siedzacego na przeciwko.
- Uwazaj na Evens.
Krukonka spojrzala oczami jak spodki na chlopaka. Niewiedziala co zdziwilo ja bardziej: to ze sie do niej odezwal czy to ze zaczal ich rozmowe od Lily? Gdy gryfonka pierwszy raz usiadla obok niech Snape skomentowal to glosnym prychnieciem i kreeniem glowa ale Luna wciaz nie wiedziala o co chodzi.
- Co? Czemu?
- Wydaje sie byc mila, rozmawia z toba i kompelmentuje ale chodzi jej jedynie o twoje notatki i podpowiedzi na eliksirach.
Ta wypowiedz dla Lunie do myslenia.
- Skad wiesz?
Slizgon zacisnal zeby i odwarknal by ulamek sekundy zatopic sie znow w czytnym wczesniej tekscie. Luna wiedziala ze na dzis to juz po rozmowie ale jak codzien siedziala razem z nim dopuki bibliotekarka kazala im wracac do pokoju wspolnego. Gdy tylko tam weszla wzrokiem poszukala Dory. Dziewczyna byla plotkara i ciagle gadalaby o chlopcach ale byla tez niezwykle pilna uczennica wiec cale popoludnia spedzala nad ksiazkami i nie miala Lunie za zle ze zjawila sie dopiero przed cisza nocna.
- Hej!
- Czesc Jane, poczekaj chwile tylko dokoncze akapit... Tak, teraz jestem wolna. Co tam?
- Jakos leci a u Ciebie?
- Dobrze, wypracowanie na Magiczne Stworzenia - wskazala na suszacy sie pergamin - o co chcialas zapytac?
- Skad wiesz?
- Widze twoje zaklopotanie. Nie wiesz jak i czy wogule powinnas pytac. Wiec poprostu to z siebie wydus.
- Co bylo pomiedzy Snape'em a Evens?
Pytanie mocno zszokowalo dziewczyne.
- Jak ty...?
- Widze jak ona na niego patrzy a on dzis ostrzegl mnie przed nia. Ponoc poluje na moje notatki z eliksirow.
- Dobra jestes?
- Slughorn powiedzial przy calej klasie Snape'owi ze ten ma konkurencje po zobaczeniu mojej mikstury na pierwszej lekcji. Ale o co chodzi?
Dora wydawala sie byc lekko zaklopotana.
- Nie wiem czy powinnam Ci mowic. No ale jesli sie do ciebie odezwal sam to chyba moge ci powiedziec.
Luna doskonale wiedziala ze dziewczyna az pali sie aby ja poinformowac.
- Pamietasz, na rozpoczeciu roku mowilam ci o gryfonce ktora brala od niego notatki na eliksirach. Od pierwszej klasy Evens i Snape sie przyjaznili. Jak wiesz Gryffindor i Slytherin to wrogowie z zasady jednak oni poznali sie przed szkola i ich przyjazn przetrwala rozdzielenie domow. Evens trzymala sie z dala od Pottera i jego paczki i bronila przed nimi Snape'a. I tak bylo do koncowki zeszlego roku. Pod koniec maja, niedlugo przed egzaminami Potter z reszta rzucili na Snape zaklecie... Okropne ale nikt nie odwazyl sie cokolwiek zrobic. Powiesili Severusa do gory nogami i zaczeli powoli zdejmowac spodnie. Zadnego z nauczycieli nie bylo wtedy na bloniach i peewnie dopieli by swego gdyby nie Evens ktora pchnela Pottera tym samym zrywajac zaklecie. Zaczela na gryfonow krzyczec ale w polowie przerwal Severus nazywajac ja szlama i bardzo niegrzecznie mowiac ze nie powinna sie wtracac bo dalby sobie rade. Kilka dni puzniej ponoc prubowal ja przeprosic ale ta sie nie dala.
Luna zamyslila sie. Jesli Snape przezwal dziewczyne mial wyrazny powod o ktorym reszta nie wie. Nie lubil co prawda gryfonow jak kazdy slizgon ale ona byla mu bliska wiec na pewno nie wyzywal jej od tak.
- Ale tamtego dnia gdy gryfoni zaatakowali go w Wielkiej Sali powiedzialas ze jeden przeciwnik to za malo dla Snape'a. Zreszta sama widzialam jak odpychal zaklecia trzech i mial jeszcze czas posylac w ich strone klatwy. Wiec jak to mozliwe ze wtedy...
Dora jej przerwala.
- Zaskoczenie. Snape siedzial wtedy z Evens pod drzewem. Zawsze z jak nia byl to zapominal o reszcie swiata. Gdy zaklecie Pottera poderwalo go do gory rozdzka wypadla mu z kieszeni. Nie mial jak sie bronic.
Lune zatkalo. James Potter upokazal Severusa Snape'a gdy ten nie mial najmniejszych szans na obrone? To jak kopac lezacego! Toz to brak honoru! Patrzac na Harry'ego nigdy by nie pomyslala ze jego ojciec mogl byc takim lajdakiem.
- Ale co to wszystko ma sie do eliksirow?
- Snape jest dobry. Zajebiscie dobry. Nigdy nie popelnil bledu, jego eliksiry zawsze byly idealne. Talent Evens do Eliksirow pojawil sie w 3klasie, gdy zaczelismy miec eliksiry z gryfonami a ona zaczela siedziec z Severusem. Wszyscy wiedzieli ze on jej podpowiada , daje notatki a ona go wykorzystuje. Jednak on tego nie zauwazal. Odkad sie poklucili Even idzie coraz gorzej bez jego notatek i podpowiedzi dlatego startuje w tej kwestii do Ciebie. I jesli on, ten ktory znal ja ze wszystkich slizgonow najlepiej ostrzegl cie przed nia, to posluchaj.
- Czemu nazwales Lily szlama? Przeciez byla twoja przyjaciolka.
To pytanie nie dawalo krukonce spac cala noc i poprostu samo wyplynelo z jej ust gdy usiadla na przeciw niego z bibliotece.
- Ta plotkara Teodora ci powiedziala?
Luna powstrzymala sie od smiechu cudem. Nie mogla poradzic ze na dzwiek pelnego imienia swojej nowej slizgonskiej kolezanki przed oczami stawala jej ropucha Nevilla.
- Czemu myslisz ze ona? Widziala was prawie cala szkola.
O nie, zle mowi, jej odmlodzony profesore zaczal sie denerwowac. Nie powinna mu przypominac ze wszyscy widzieli jego upokorzenie.
- Nie twoja sprawa White.
- Zawsze zwracasz sie do wszystkich po nazwisku?
- Zawsze? Powiedzialem tak do ciebie pierwszy raz.
- No tak... ale slyszalam jak odzywasz sie do innych.
Zawsze draznila ja to ze zawsze, ale to zawsze mowi do wszystkich po nazwisku, nawet do slizgonow.
- Nie moglas uslyszec bo ja znikim nie rozmawiam.
- To co wlasnie robimy ludzie potocznie nazywaja rozmowa.
- Zatem pora aby sie skonczyla.
I zatopil swoj dlugi nos w ksiazce. Super.
Kilka nastepnych dni bylo nurzacych. Zawsze jak krukonka prubowala podjac rozmowe to Snape wychodzil z biblioteki albo zatapial sie w ksiedze udajac ze jej nie slyszy. Luna byla bliska zalamania. Zostalo jej tylko 10 tygodni na zdobycie zaufania profesora na tyle by powierzyl jej wspomnienie, a przez 2 tygodnie ich 'rozmowa' nie potrwala dlyzeh niz 5minut! Dziewczyna siedziala wlasnie na eliksirach i prubowala sie skupic na slowach profesora Slughorna o eliksirach zdrowotnych ale dotychczas nie zrozumiala nawet zdania a jej zrok wciaz uciekal w strone czarnowlosego slizgona ktory patrzyl bez ruchu na tablice. Musi do niego znalesc klucz, klucz ktory pozwoli jej wejsc w jego laski. Ale jak? Dotychczas udalo sie tylko Lily ale znali sie jeszcze przed szkola a puzniej ona zrobila cos czym zlamala jego zaufanie. Wiec teraz bedzie 10 razy ciezej sprawic zeby zaufal jej. Jak by to bylo wogule mozliwe. Poczula szturchniecie po swojej prawej stronie i automatycznie spojrzala na gryfonke ktora glowa wskazala profesora.
- Panno White, alez sie pani zamyslila.
- Przepraszam profesorze, zastanawialam sie wlasnie czy gdyby dodac korzen bijacej wierzby zamiast kolca cierniowego to czy eliksir przeciwgoraczkowy nie zadzialalby szybciej.
- Oh panno White ciekawa teoria, mam nadzieje ze uda mi sie ja przetestowac w najblizszym czasie choc oczywiscie nikomu z was nie zycze choroby. Mowilem wlasnie klasie o konkursie ogloszonym przez ministerstwo na eliksir ktory powoduje ze ten kto go regularnie przyjmuje nie jest poddatny na zaklecie Imperius. Dyrektor poprosil mnie o wytypowianie dwuch uczniow ktorzy wspolnymi silami sprubowaliby taki eliksir uwazyc. Na sworzenie mikstury macie 10tygodni liczac od jutra. Nagroda bedzie Order Merlina Drugiej Klasy oraz 5 tysiecy galeonow. Co pani na to panno White?
Luna sie zamyslila. Eliksir przeciw Imperiusowi? Nigdy o czyms takim nie slyszala wiec teoretycznie znaczyloby ze taka mikstura nie istnieje ale z drugiej strony oni uczyli sie o podstawowych, najbardziej potrzebnych w zyciu codziennym eliksirach a co wiecej miala zaczac dopiero 6 klase... Och szkoda ze nie ma mozliwosci spytac Hermiony, ona by na pewno wiedziala.
- Mysle ze to ciekawy pomysl ze strony Ministerstwa. Gdyby komus sie udalo uniknelibysmy wielu nieprzyjemnych rzeczy w przyszlosci. To znaczy tak mysle.
- Jestem tego samego zdania. Co do pierwszej osoby to wybor byl banalny - Severus Snape to najlepszy uczen jakiego kiedykolwiek mialem i jesli taka mikstura moze byc stworzona to jestem pewny ze to wlasnie on bedzie mial w tym swoj udzial. Natomiast co do osoby ktora miala by tworzyc z Severusem pare myslalem troche dluzej. Panna Mung jest bardzo dobra w eliksirach, jednak brakuje jej otwartosci umyslu wiec nie bylaby w stanie stworzyc nic nowego. Panna Evens, niegdys zaraz po Severusie najlepsza ale stracila swoj dar na kika miesiecy. Teraz idzie jej znacznie lepiej ale... Wybacz Lily ale taka prawda. Uznalem wiec ze najlepiej bedzie gdyby to panna White towazyszyla panu Snape'owi. Niejednokrotnie na mojej lekcji udowodnilas ze swietnie ci idzie i mysle ze razem z Severusem stworzycie zgranych wspolpracownikow.
Luna patrzyla oniemiala na profesora. Wiedziala ze powinna sie cieszyc bo bedzie miala okazje spedzac duzo czasu z mlodym Mistrzem Eliksirow ale...
- A czy nie moglbym sprubowac sam? Sam lepiej skupiam sie na zadaniu jakie mam do wykonania.
- Severusie, jestes wybitny w eliksirach jak i we wszystkim innym i wiem ze pewnego dnia zostaniesz jednym z najlepszych Mistrzow Eliksirow ale mysle ze przy stworzeniu takiej mikstury nawet najlepszy powinien miec pomoc. Jestem pewny ze dogadacie sie z panna White. To koniec lekcji. Jestescie wolni.
Snape poslal w jej strone zabujcze spojrzenie.
Kilka godzin puzniej siedzieli w bibliotece i przegladali ogromne ksiegi pelne mozliwie wszystkich znanych dotad skladnikow i ich wlasciwosci. Luna patrzyla tepo na tekst i z pustka w glowie zastanawiala sie od czego zaczac odnosnie eliksiru i odnosnie Snape'a. Czula ze jak bedzie jej dobrze szlo z pierwszym to i do serca drugiego uda jej sie zakrasc. Ocknela sie z zamyslenia gdy uslyszala glos obiektu swoich rozmyslen.
- Co sie tak lampisz?
Nawet nie zauwazyla kiedy zaczela na niego patrzec.
- Przepraszam prof... Severusie, zamyslilam sie.
- I cos ciekawego wymyslilas?
- Jak bys mi ne przerwal to na pewno bym cos wymyslila.
Nie byla to zbyt blyskotliwa odpowiedz w ktorej moglaby wykazac sie swoja wiedza ale to jedyne co pojawilo sie w jej glowie i nim pomyslala to powiedziala. Nie no, zamienia sie w gryfonke! Gdy dotarlo do niej w jaki sposob sie do niego odezwala w pierwszych odruchu chciala przeprosic i doslownie w ostatniej chwili sie powstrzymala.
- To nastepnym razem myslac badz laskawa nie patrzec na mnie.
- A co, boisz sie ze sie zakocham?
Na twarzy Snape'a pojawil sie grymas zlosci i przez zacisniete zeby wycedzil
- Nie prubuj sie ze mnie nasmiewac. Mam lustro.
- Ja tez, i co z tego?
- Prosze cie oszczedz mi gadania o tym ze prawdziwe piekno jest wewnatrz czlowieka.
- Ale tak jest. Nie myslisz ze jestes piekny w srodku?
Spojrzal na nia jak na kosmitke.
- Nie mam zamiatu kontynuowac tej bezsensownej i glupiej rozmowy o pieknie. Czytaj i przydaj sie na cos albo spadaj plotkowac z Dora, dam sobie rade sam.
- Zosia samosia.
- Co?!
Zlosc widoczna na twarzy chlopaka byla jeszcze wieksza.
- Niedenerwuj sie tak bo jeszcze wybuchniesz ze zlosci.
- Co??!!
- Co? Co? A to. Tatus mowil ze babcia zmarla bo jej serce peklo z milosci bo smierci dziadka to czemu ty nie moglbys wybuchnac ze zlosci?
Zlosc Snape'a przerodzila sie we wscieklosc a od jego wscieklosci wiekszy byl tylko szyderczy usmiech na jego ustach.
- Wybuchnac ze zlosci? Umrzec z milosci? Na Salazara, czy Slugharn naprawde uznac cie za wybitnie madra? Chyba doradze mu zeby udal sie do Munga! Przeciez ty jestes totalna idiotka! Dziewczyno lecz sie! Ide do Dumbledore'a oznajmic mu ze nie bede pracowac z takim bezmuzgiem! Jak ty wogule trafilas do Slytherinu? Nawet pierwszoroczny puchon ma wiecej rozumu od ciebie!
Darl sie na cala biblioteke jak by go rozrywali. Kilka mlodszych gryfonek trzeslo sie za regalami ze strachu i nawet pani Norris uciekla. A Luna nie byla w stanie nawet mrugnac. W ciagu pieciu lat nauki w Hogwarcie widziala setki jesli nie tysiace wybuchow zlosci nauczyciela eliksirow ale nigdy nie widziala takiego szalu w jego oczach, takiej checi mordu. Nigdy. Byla przerazona, smiertelnie wrecz przerazona. Ale nie z obawy ze cos jej zrobi. Nie, o to nie musiala sie martwic do puki byli na terenie Hogwartu, wsrod wielu uczniow i mlodziutkiej panny Prince. Byla przerazona tym, ile szalu jest w tych jego czarnych jak wegle oczach. Nigdy nie widziala Voldemorta, ale miala te nieprzyjemnosc stanac dwa razy oko w oko z Bellatrix i taki wlasnie szal malowal sie w jej oczach. A pamietala ze u stojacego przed nia mlodego czarodzieja to zaledwie poczatek.
poniedziałek, 29 września 2014
Rozdzial III
Mam nadzieje ze sie podoba. Nastepny rozdzial pojawi do nie wczesniej niz jutro.
Milego czytania i prosze o komentarze!!!
Rozdzial III
Luna wraz z Dora siedzialy wlasnie i pily herbate z cytryna zagryzajac tostem z dzemem ananasowym gdy do ich stolu podszedl profesor Slughorn rozdajac im plany zajec. Gdy podszedl do dziewczat usmiechnal sie wesolo do Dory a do niej odezwal sie.
- Jestes Jane White, tak?
- Zgadza sie profesorze.
- Ja nazywam sie Horacy Slughorn i ucze eliksirow. Mam nadzieje ze slodka Dora powiedziala ci juz troche o naszej szkole?
- Oczywiscie profesorze. Pokazuje i opowiada mi o wszystkim. Ciesze sie ze trafilam do tego domu.
Ostatnie zdanie ledwie przeszlo jej przez gardlo.
- Powinna pani wiedziec panno White ze ze Slytherinu wychodza najinteligetniejsi i najlepsi czarodzieje.
- Myslalam ze to krukoni sa najbardziej inteligetni?
Jako kurkonka nie mogla powstrzymac sie od obrony swojego prawdziwego domu.
- Owszem, ale oni sa raczej filizofami natomiast slizgoni sa bardziej przyziemni niz krukoni i w inny sposob wykorzystuja swoja inteligencje. No nic, zycze Ci milego dnia panno White.
I poszedl rozdawac plany lekcji dalej.
- Chyba cie nie polubil. Nie lubi jak podwaza sie jego zdanie.
- Ja go nie podwazylam, tylko zapytalam o to co dowiedzialam sie z podrecznika historii Hogwartu i od rodzicow.
Dora zdaje sie chciala jeszcze cos powiedziec ale te mozliwosc odebrala jej grupa gryfonow ktorzy staneli kilka metrow od nich i z szyderczymi minami patrzyli na chlopaka ktorego twarzy nie widziala pod tym kontem.
- No Smarkusie, jak tam wakacje? Twoj kochany tatus wciaz nie zainwestowal ci w szampon?
Trzech gryfonow stajacych za chlopakiem parsknelo szyderczym smiechem. Luna patrzyla z niedowierzeniem na tego ktory wypowiedzial te obrazliwe slowa. Wygladal dokladnie tak samo jak Harry! Zaraz, chwila... Harry kiedys wspominal jej ze jego ojciec i Snape byli na tym samym roku. Ale ze taka jego przyjaciela byl... TAKI?
- Pewnie bal sie ze jak kupi szampon to nie starczy mu na wodke, co Smarkusie?
Odezwal sie stojacy obok Harryego taty bardzo przystojny mlodzieniec i rozlegl sie kolejny szyderczy smiech.
- Lapo, Rogas dajcie mu spokuj, juz pierwszego dnia zaczynacie?
Tym razem odezwal sie chlopak ktory dopiero podchodzil do kolegow. Wygladal marnie, byl bardzo blady i wogule jakis kruchy ale ten glos zna doskonale. Lupin.
- Lunatyku, my mu tylko przypominamy o wymyciu glowy przynajmniej raz na jakis czas, prawda Peter?
Najmniejszy stojacy z tylu chlopak przytaknal patrzac na Lape i Rogacza z uwielbieniem wypisanym na twarzy. Spojrzala na chlopaka ktory prawdopodobnie udawal ze nie slyszy wymiany zdan za jego plecami bo dalej patrzyl na trzymanego w reku tosta ale Luna byla pewna ze w drugiej rece ten trzyma mocno scisnieta rozdzke. I nie mylila sie.
- Wiesz Smarkus, jak nie masz pieniedzy to zawsze mozemy sie...
Lapa niedokonczyl juz swojej mysli poniewaz w ciagu ulamku sekundy obrazany chlopak wstal, obrucil i sie i zaczal trafiac klatwami w gryfonow. Caly stol slizgonow obserwowal pojedynek. Choc walka byla nie rowna (3 na jednego) to slizgon swietnie sobie radzil. Odpychal atak calej trojki i jeszcze zdarzal wysylac w ich strone klatwy choc byly omijane. Pojedynek nie trwal jednak dlugo poniewaz profesor Slughorn do nich dobiegl i zabral rozdzki.
- Chlopcy co to ma byc? Juz pierwszego dnia zaczynacie?
- To nie my, to on zaczal!!
- Panie Potter, prosze nie klamac, wszyscy wiedza ze to wy zawsze zaczynacie. Od 6lat to samo, zostawcie w koncu Severusa w spokoju.
Severusa? Tego Severusa? Spojrzala na czarnowlosego chlopaka i dopiero teraz zobaczyla jego twarz. To byl na prawde on! Ale wygladal tak.. inaczej. Byl oczywiscie o wiele mlodszy, jego twarz nie miala zadnej zmarszczki i nie byla wykrzywiona w grymasie ktory zawsze goscil na twarzy Mistrza Eliksirow. Wciaz gleboko oddychal po toczonym pojedynku a jego twarz wygladala jak osoby... zakochanej? Tak, to chyba odpowiednie slowo. Oczy swiecily mu sie jak na widok ukochanej, usta usmiechaly sie (!) i to nie tak jak zwykla ogladac podczas lekcji gdy jakiemus uczniowi cos wybuchlo, o nie, nie byl to ten sam szyderczy usmiech. Usmiechal sie jak dziecko ktore wlasnie dostalo upragniona od dawna zabawke. Wydawac by sie moglo ze cieszy sie z tak dlatego ze profesor Slughorn nie uwierzyl w klamstwo Pottera, ale Luna czula ze to ten pojedynem wprowadzil go w taka euforie.
- Szlaban dla pana Pottera, Blacka i Pettigriw w sobote u woznego Filcha. A teraz zapraszam na zajecia.
I odszedl w strone stolu nauczycielskiego.
- Jeszcze nam zaplacisz za ten szlaban Smarkusie.
Czworka gryfonow smiejac sie i zadaje sie wogule nie przejmujac szlabanem poszli w strone wyjscia z Wielkiej Sali.
- To ten chlopak - odezwala sie Dora wskazujac na wracajacego wlasnie do sniadania slizgona - ten o ktorym ci powiedzialam ze zadna nie jest nim zainteresowana. Severus Snape.
- A tamci? - glowa wskazala gryfonow znikajacych wlasnie za drzwiami.
- Ten w okularach to James Potter, mega super hiper przystojny to Syriusz Black, ten maly Petter Pettigriew a ten co przyszedl ostatni to Remus Lupin. Swiety kwardrat tej szkoly. Okropni sa. uwazaja sie za najlepszych i mysla ze wszystko im wolno bo sa pupilkami Dumbledore'a.
- Dyrektor nic nie robi za te pojedynki? Wlaczyli 3 na jednego, to nie fair! Po za tym pojedynki sa ponoc zakazane w szkolach.
- Ja tez tak uwazam ale z drugiej strony... Jeden nie mialby najmniejszych szans ze Snape'em - przelknela herbate i spojrzala na zegarek - o nie Luna, spuznimy sie! Co masz pierwsze?
- Zaklecia.
- Ja numerologie. Choc szybko mamy tylko 5minut, pokaze Ci gdzie jest sala zaklec.
Luna juz miala zaoponowac mowiac ze wie gdzie to jest ale w pore ugryzla sie w jezyk. Wyszly pospiesznie z sali i po krutkiej instrukcji udzielonej przez kolezanke ruszyla w strone sali. Gdy weszla wszyscy juz siedzieli a w ostatnich lawkach zauwazyla Jamesa i Syriusza a po srodku sali profesora Snape'a.
- Zapraszam panno White, prosze usiasc.
Wskazal jej miejsce kolo kasztanowlosej dziewczyny o slodkiej twarzy z gryfindoru.
- Przerabiala juz pani zaklecia obezwladniajace?
Lunie od razu przypomnialy sie spotkania GD.
- Tak, kilka.
- To swietnie bo chcialem je dzis jedynie powturzyc zanim przejdziemy do zaklec obronnych. No to zaczynamy.
Polaczyl ich w pary tak jak siedzieli w lawkach i kazal rzucac Explerialmus na siebie nawzajem.
- Jak masz na imie? - zapytala jej partnerka w rzucaniu zaklec.
- Lu... Jane, a ty?
- Lily.
Czyzby mama Harry'ego? Tak, te same zielone oczy. Gryfonka byla dobra, ale Luna po godzinach cwiczen na spotkaniach GD i dwuch bitwach w ktorych brala udzial byla zdecydowanie lepsza i szybsza. Profesor rozplywal sie wrecz nad jej zdolnosciami i na koniec lekcji Slytherin zdobyl 30 punktow.
- Dobra jestes. Musialas duzo cwiczyc w poprzedniej szkole.
- Tak, bylo wiele okazji.
- Czyzby pojedynki?
- Mozna tak powiedziec.
- Musze leciec za chwile mam transmutacje. Milo bylo poznac.
- Wzajemnie. Do zobaczenia.
Dziewczyna wydawala sie byc mila, ale... no wlasnie ale. Cos Lunie w tej dziewczynie nie pasowalo choc nie mogla powiedziec co. Spojrzla na swoj plan. Starozytne runy. Zarzucila torbe na plecy i ruszyla w strone odpowiedniej sali.
Reszta dnia minela krukonce niezwykle szybko i nim spostrzegla byl juz wieczur. Od zaklec nie widziala profesora Snape'a i nawet nie miala pomyslu gdzie moglaby go znalesc. Sprawdzila pokuj wspolny, biblioteke, myslala nawet nad boiskiem do quidicha ale padal deszcz wiec tam sie raczej nie wybral. Dzis Luna musiala sie poddac liczac na to jutro jej sie poszczesci.
- Witajcie moi drodzy na pierwszej lekcji eliksirow w tym roku. Panno White, jak u pani z eliksirami?
No nie, czy kazdy nauczyciel musi zadawac tego typu pytania?
- Kazdy nauczyciel ma inne wymagania i inna skale oceniania dlatego mysle ze najlepiej bedzie jak pan sam zobaczy i oceni jak mi idzie.
- Bardzo dobra odpowiedz Panno White. Dzis w takim razie uwazycie eliskir odrastajacych kosci. Instrukcje znajdziecie na stronie 23. Powodzenia!
Luna siegnela po podrecznik. Miala szczescie ze profesor Dumbledore pomyslal o tej kwestii i uzyczyl jej podreczniki ze szkolnej biblioteki inaczej musiala by sie prosic innych o mozliwosc skorzystania z podrecznika. Spojrzala na instrukcje. Zawsze byla calkiem niezla w eliksirach a te nie byl zbyt mocno skomplikowany. Udala sie do szawki ze skladnikami zanim reszta otworzyla podreczniki ale przy meblu stal juz czarnowlosy slizgon. Dopiero teraz miala mozliwosc przyjrzec sie jego posturze dokladnie. Byl jedynie odrobine nizszy niz za jej czasow ale i tak siegala mu ramienia i tak samo chudy. Jego szata byla zdecydowanie za krotka i wyblakla od wielokrotnego prania. Gdzieniegdzie zauwazyla zszycia i co najmniej 2 laty. Ten struj w najmniejszym nawet stopniu nie przypominal jego jedwabnych powiewajacych szat w jakich ten zwykl chodzic jako nauczyciel. Chlopak wlasnie odwucil sie lewitujac skladniki na swoje biurko a Luna wykorzystujac moment ze na nia spojrzal usmiechnela sie nie pewnie, a on w zamian poslal jej spojrzenie mowiace mniej wiecej 'co jak kwoka stoisz i usmiechasz sie jak glupi do sera' i odszedl do swojej lawki. No tak, czego ona sie spodziewala? Ze rzuci sie na nia z okrzykiem 'zostanmy przyjaciolmi'? Przeciez to Snape! Ten sam brzydki nietoperz z lochow tyle ze mlodszy z szalonym blyskiem w oku. Z westchnieniem wziela swoje skladniki i wrucila do kociolka. Jej zadanie z kazda chwila wydawalo sie byc coraz trudniejsze....
Na koniec lekcji opiekuj jej tymczasowego domu chodzil miedzy lawkami i komentowal eliksiry.
- Panno Brown, eliksir powinien byc koloru kremowego piwa a nie soku pomaranczowego... Panie Black dodal pan pol centrymetra za duzo kory z brzozy... Panno Evens a co sie ostatnio dzieje z toba? Zawsze taka wybitna w eliksirach a ostatnio slabo ci idzie.
- Wiem, przepraszam profesorze. Niewiem co sie ze mna ostatnio dzieje - Snape prychnal szyderczo na co nikt nie zwrucil uwagi ale Luna postanowila zakodowac to w pamieci - ale bede sie bardziej przykladac.
- Mam nadzieje bo masz prawdziwy talentw tej dziedzinie. O pan Snape! U pana jak zawsze idealnie, 10 punktow dla Slytherinu.
Wyglosil jeszcze kilka komentarzt az podszedl do jej stanowiska.
- A teraz niech zobacze kociolek panny White.
Powachal, zamieszal, sprawdzil konsystencje.
- Mam zla wiadomosc panie Snape. Chyba znalazl pan konkurencje. Swietna mikstura Jane, 10 punktow dla Slytherinu i oby tak dalej.
Luna zerknela w stone wspomnianego slizgona ale ten patrzyl w inna strone sali zupelnie nie przejmujac sie slowami nauczyciela.
Gdy wychodzili z sali chciala zobaczyc gdzie uda sie Severus by w razie czego wiedziec gdzie go szukac ale podeszla do niej Lily a Snape jedynie rzucil im krutkie spojrzenie i szybko zniknal w tlumie uczniow.
- Gdzie nauczylas sie tak swietnie wazyc eliksiry?
- Mialam dobrego nauczyciela - rozesmiala sie w myslach ale w sumie jej nie oklamala. Wiele mozna bylo zarzucic profesorowi Snape co do metod nauczania ale koniec koncow sa one skuteczne - Tobie chyba tez nie najgodzej idzie?
Dziewczyna posmutniala.
- Kiedys szlo mi duzo lepiej ale pod koniec 5 klasy jakos sie pogorszylo...
Cos Lunie powiedzialo aby nie kontynuowac tego tematu. Narazie.
- Jestem pewna ze z czasem wrucisz do poprzedniej kondycji.
- No wlasnie w tej kwestii mialabym do ciebie prozbe. Czy moglybysmy na eliksirach siedziec razem? Jesli oczywiscie nie masz nic przeciwko.
- Pewnie, mi tez bedzie razniej niz tak samemu.
- Dziekuje. Musze leciec, zaraz mam mugoloznastwo.
Dziewczyna pochodzaca z rodziny mugoli chodzi na mugoloznastwo? Nawet Hermiona dala sobie z tym spokuj po roku.
- OK, do zobaczenia.
Luna reszte dnia miala wolna i puki co zadnej pracy domowej. Swietnie, ma cale popoludnie na szukanie profesora Snape'a i postanowila ponownie zaczac od biblioteki. Gdy weszla miedzy regaly ksiazek mijajac wczesniej usmiechnieta o wiele mlodsza niz teraz bibliotekarke lekko sie zdziwila. Ta kobieta zawsze byla skrzywiona niczym Snape i rownie nie mila ( w sumie to pod tym wzgledem by do siebie pasowali) wiec widzac jej usmiech i mile zaproszenie do srodka a nawet propozycje pomocy uznala ze to jakies zdarzenie z przyszlosci ( czy przeszlosci? - nie byla pewna jak to ujac w jej sytuacji) musialy sprawic w niej taka zmiane. Biblioteka byla praktycznie pusta, tylko kilka puchonek siedzialo nad jakimis romansidlami i zaczerwienione chichotaly miedzy soba. Gdy miala sie juz poddac i szukac gdzie indziej dostrzegla wysokiego czarnowlosego chlopaka. Snape. Ruszla za nim ale w pewnym momencie trafila na niewidzialna szybe. Spojrzala w gore. No tak, dzial Ksiag Zakazanych a ona nie ma pozwolenia. Wzdechla. Musi poprosic dyrektora o pozwolenie aby mogla miec mozliwosc zagadac jakos chlopaka. Po chwili byla juz w gabinecie a profesor Dumbledore czestowal ja ciastkami kokosowymi.
- Zatem co cie panno Lovegood do mnie sprowadza?
Na dzwiek jej prawdziwego nazwiska zrobilo sie Lunie cieplej w sercu.
- Chcialam poprosic o pozwolenie na wchodzenie do Dzialu Ksiag Zakazanych.
Profesor wydawal sie byc zaskoczony.
- A z jakiego to powodu?
- Profesor, to znaczy Severus Snape ma dostep do tego dzialu i cos mi mowi ze jak tylko nie ma ciszy nocnej a on nie jest na lekcjach to siedzi wlasnie tam. Wczoraj przeszukalam caly zamek a nie moglam go znalesc a dzis zauwazylam go tam jedynie przypadkiem.
- Severus caly czas ma dostep to Dzialu Ksiag Zakazanych?
- Tego nie wiem, ale ktorys z nauczycieli musial dac mu pozwolenie.
- To pewnie dlatego coraz bardziej wieje od niego czarna magia... Pewnie Horacy znow dal mu pozwolenie ale to nie dobre zeby tak mlody czlowiek ciagle siedzial miedzy tego typu ksiagami wiec cofne mu pozwolenie i zabronie profesorowi Slughornowi ponownie mu go dawac.
- Nie profesorze - Luna czula sie okropnie, ale wiedziala ze w rekach Mistrza Eliksirow lezy przyszlosc wszystkich czarodziejow i mugolii - prosze tego nie robic. Profesor Snape musi przez to przejsc.
Dumbledore przygladal jej sie przez chwile.
- No coz, mysle ze w tej chwili wiesz o wiele wiecej niz ja wiec zdam sie na twoje zdanie. Tobie oczywiscie udzielam pozwolenia. Mozesz juz isc.
- Dziekuje profesorze.
- Czesc, moge sie przysiasc?
Spojrzenie jakim uraczyl ja jej kolega z tego samego domu sprawilo ze Lunie nawet bazyliszek wydawalby sie bardziej przyjazny ale przesunal swoja ksiege dajac jej tym samym miejsce aby mogla polozyc swoja. W duchu podziekowala ze wsrod ksiag zakazanych jest tylko jeden stolik. Nie wiedziala jak zaczac rozmowe wiec tylko udawala ze jest mocno zajeta czytaniem ksiegi 'Wampiry, wilkolaki i jak ich urzywac do swoich celow'. Strasznie brutalna. Kto by pomyslal aby glodzic i przetrzymywac czlowieka w malym pomieszczeniu przed i w czasie pelni tak aby gryzly same siebie gdy gore wezma instykty wynikajace z lykanizmu? To ma niby pomuc jakos w podporzatkowaniu sobie jakos wilkolaka? Lunie z kazdym zdaniem i rysunkiem robili soe coraz bardziej nie dobrze. Jedynie co ja powstrzymywalo od wybiegniecia z biblioteki jak najdalej od tego co czytala byl on. Kontem oka pomiedzy czytanymi zdaniami patrzyla na jego twarz i byla coraz bardziej przerazona. Chlopak usmiechal sie jak kot na widok smietany a oczy swiecily mu sie jak szalencowi gdy polykal wrecz kolejne strony trzymanej przez siebie ksiegi. Wiedziala ze Snape robil zle zeczy, wszyscy o tym wiedzieli, ze kiedys byl owladniety calkowicie przez czarna magie, ze zabijal i torturowal bez mrugniecia okiem, ale wiedziec to a widziec jak ogarnia go to zlo coraz bardziej z kazdym przeczytanym zdaniem to zupelnie co innego. I pomyslec ze to dopiero poczatek. Zatopiona w rozmysleniach nawet nie zauwazyla ze bibliotekarka zapalila swiece a za oknem zrobilo sie juz calkiem ciemno.
- Panie Snape, panno White musicie wracac juz do pokoju wspolnego.
Na dzwiek glosu mlodej panny Prince Luna az podskoczyla.
- Oczywiscie prosze pani.
Nim Luna zdarzyla zamknac ksiege to slizgon zdarzyl juz odeslac swoja ksiazke na polki i wyjsc z biblioteki. Stala chwile w miejscu patrzac na zamkniete za Snape'em drzwi i nie mogla sie ruszyc. Snape byl mily!! Nigdy niemyslala ze nazwisko tego mezczyzny zostanie umieszczone w jednym zdaniu ze slowem 'mily' i nie bedzie to zdanie zaprzeczajace.
- Bardzo mily chlopak. Szkoda jedynie ze taki zamkniety w sobie. I jeszcze ciagle przesiaduje nad tymi strasznymi woluminami. Mowilam Albusowi ze uczniowie nie powinni miec wogule dostepu nawet do polowy z tych tomow ale on twierdzi ze czasami wiedza w nich zawarta moze sie komus przydac.
Slowa bibliotekarki wyrwaly Krukonke z odretwienia i odeslala swoj tom zkladajac od razu na ramie torbe.
- Wie pani, wszystko zalezy od tego z ktorej strony spojrzec. I pani, i profesore Dumbledore macie racje, ale tez w tym samym stopniu oboje sie myslicie. Milego wieczoru.
Czym predzej ruszyla w strone wiezy Ravenclow by po chwili walac dlonia w czolo zawrucic w strone lochow.
Milego czytania i prosze o komentarze!!!
Rozdzial III
Luna wraz z Dora siedzialy wlasnie i pily herbate z cytryna zagryzajac tostem z dzemem ananasowym gdy do ich stolu podszedl profesor Slughorn rozdajac im plany zajec. Gdy podszedl do dziewczat usmiechnal sie wesolo do Dory a do niej odezwal sie.
- Jestes Jane White, tak?
- Zgadza sie profesorze.
- Ja nazywam sie Horacy Slughorn i ucze eliksirow. Mam nadzieje ze slodka Dora powiedziala ci juz troche o naszej szkole?
- Oczywiscie profesorze. Pokazuje i opowiada mi o wszystkim. Ciesze sie ze trafilam do tego domu.
Ostatnie zdanie ledwie przeszlo jej przez gardlo.
- Powinna pani wiedziec panno White ze ze Slytherinu wychodza najinteligetniejsi i najlepsi czarodzieje.
- Myslalam ze to krukoni sa najbardziej inteligetni?
Jako kurkonka nie mogla powstrzymac sie od obrony swojego prawdziwego domu.
- Owszem, ale oni sa raczej filizofami natomiast slizgoni sa bardziej przyziemni niz krukoni i w inny sposob wykorzystuja swoja inteligencje. No nic, zycze Ci milego dnia panno White.
I poszedl rozdawac plany lekcji dalej.
- Chyba cie nie polubil. Nie lubi jak podwaza sie jego zdanie.
- Ja go nie podwazylam, tylko zapytalam o to co dowiedzialam sie z podrecznika historii Hogwartu i od rodzicow.
Dora zdaje sie chciala jeszcze cos powiedziec ale te mozliwosc odebrala jej grupa gryfonow ktorzy staneli kilka metrow od nich i z szyderczymi minami patrzyli na chlopaka ktorego twarzy nie widziala pod tym kontem.
- No Smarkusie, jak tam wakacje? Twoj kochany tatus wciaz nie zainwestowal ci w szampon?
Trzech gryfonow stajacych za chlopakiem parsknelo szyderczym smiechem. Luna patrzyla z niedowierzeniem na tego ktory wypowiedzial te obrazliwe slowa. Wygladal dokladnie tak samo jak Harry! Zaraz, chwila... Harry kiedys wspominal jej ze jego ojciec i Snape byli na tym samym roku. Ale ze taka jego przyjaciela byl... TAKI?
- Pewnie bal sie ze jak kupi szampon to nie starczy mu na wodke, co Smarkusie?
Odezwal sie stojacy obok Harryego taty bardzo przystojny mlodzieniec i rozlegl sie kolejny szyderczy smiech.
- Lapo, Rogas dajcie mu spokuj, juz pierwszego dnia zaczynacie?
Tym razem odezwal sie chlopak ktory dopiero podchodzil do kolegow. Wygladal marnie, byl bardzo blady i wogule jakis kruchy ale ten glos zna doskonale. Lupin.
- Lunatyku, my mu tylko przypominamy o wymyciu glowy przynajmniej raz na jakis czas, prawda Peter?
Najmniejszy stojacy z tylu chlopak przytaknal patrzac na Lape i Rogacza z uwielbieniem wypisanym na twarzy. Spojrzala na chlopaka ktory prawdopodobnie udawal ze nie slyszy wymiany zdan za jego plecami bo dalej patrzyl na trzymanego w reku tosta ale Luna byla pewna ze w drugiej rece ten trzyma mocno scisnieta rozdzke. I nie mylila sie.
- Wiesz Smarkus, jak nie masz pieniedzy to zawsze mozemy sie...
Lapa niedokonczyl juz swojej mysli poniewaz w ciagu ulamku sekundy obrazany chlopak wstal, obrucil i sie i zaczal trafiac klatwami w gryfonow. Caly stol slizgonow obserwowal pojedynek. Choc walka byla nie rowna (3 na jednego) to slizgon swietnie sobie radzil. Odpychal atak calej trojki i jeszcze zdarzal wysylac w ich strone klatwy choc byly omijane. Pojedynek nie trwal jednak dlugo poniewaz profesor Slughorn do nich dobiegl i zabral rozdzki.
- Chlopcy co to ma byc? Juz pierwszego dnia zaczynacie?
- To nie my, to on zaczal!!
- Panie Potter, prosze nie klamac, wszyscy wiedza ze to wy zawsze zaczynacie. Od 6lat to samo, zostawcie w koncu Severusa w spokoju.
Severusa? Tego Severusa? Spojrzala na czarnowlosego chlopaka i dopiero teraz zobaczyla jego twarz. To byl na prawde on! Ale wygladal tak.. inaczej. Byl oczywiscie o wiele mlodszy, jego twarz nie miala zadnej zmarszczki i nie byla wykrzywiona w grymasie ktory zawsze goscil na twarzy Mistrza Eliksirow. Wciaz gleboko oddychal po toczonym pojedynku a jego twarz wygladala jak osoby... zakochanej? Tak, to chyba odpowiednie slowo. Oczy swiecily mu sie jak na widok ukochanej, usta usmiechaly sie (!) i to nie tak jak zwykla ogladac podczas lekcji gdy jakiemus uczniowi cos wybuchlo, o nie, nie byl to ten sam szyderczy usmiech. Usmiechal sie jak dziecko ktore wlasnie dostalo upragniona od dawna zabawke. Wydawac by sie moglo ze cieszy sie z tak dlatego ze profesor Slughorn nie uwierzyl w klamstwo Pottera, ale Luna czula ze to ten pojedynem wprowadzil go w taka euforie.
- Szlaban dla pana Pottera, Blacka i Pettigriw w sobote u woznego Filcha. A teraz zapraszam na zajecia.
I odszedl w strone stolu nauczycielskiego.
- Jeszcze nam zaplacisz za ten szlaban Smarkusie.
Czworka gryfonow smiejac sie i zadaje sie wogule nie przejmujac szlabanem poszli w strone wyjscia z Wielkiej Sali.
- To ten chlopak - odezwala sie Dora wskazujac na wracajacego wlasnie do sniadania slizgona - ten o ktorym ci powiedzialam ze zadna nie jest nim zainteresowana. Severus Snape.
- A tamci? - glowa wskazala gryfonow znikajacych wlasnie za drzwiami.
- Ten w okularach to James Potter, mega super hiper przystojny to Syriusz Black, ten maly Petter Pettigriew a ten co przyszedl ostatni to Remus Lupin. Swiety kwardrat tej szkoly. Okropni sa. uwazaja sie za najlepszych i mysla ze wszystko im wolno bo sa pupilkami Dumbledore'a.
- Dyrektor nic nie robi za te pojedynki? Wlaczyli 3 na jednego, to nie fair! Po za tym pojedynki sa ponoc zakazane w szkolach.
- Ja tez tak uwazam ale z drugiej strony... Jeden nie mialby najmniejszych szans ze Snape'em - przelknela herbate i spojrzala na zegarek - o nie Luna, spuznimy sie! Co masz pierwsze?
- Zaklecia.
- Ja numerologie. Choc szybko mamy tylko 5minut, pokaze Ci gdzie jest sala zaklec.
Luna juz miala zaoponowac mowiac ze wie gdzie to jest ale w pore ugryzla sie w jezyk. Wyszly pospiesznie z sali i po krutkiej instrukcji udzielonej przez kolezanke ruszyla w strone sali. Gdy weszla wszyscy juz siedzieli a w ostatnich lawkach zauwazyla Jamesa i Syriusza a po srodku sali profesora Snape'a.
- Zapraszam panno White, prosze usiasc.
Wskazal jej miejsce kolo kasztanowlosej dziewczyny o slodkiej twarzy z gryfindoru.
- Przerabiala juz pani zaklecia obezwladniajace?
Lunie od razu przypomnialy sie spotkania GD.
- Tak, kilka.
- To swietnie bo chcialem je dzis jedynie powturzyc zanim przejdziemy do zaklec obronnych. No to zaczynamy.
Polaczyl ich w pary tak jak siedzieli w lawkach i kazal rzucac Explerialmus na siebie nawzajem.
- Jak masz na imie? - zapytala jej partnerka w rzucaniu zaklec.
- Lu... Jane, a ty?
- Lily.
Czyzby mama Harry'ego? Tak, te same zielone oczy. Gryfonka byla dobra, ale Luna po godzinach cwiczen na spotkaniach GD i dwuch bitwach w ktorych brala udzial byla zdecydowanie lepsza i szybsza. Profesor rozplywal sie wrecz nad jej zdolnosciami i na koniec lekcji Slytherin zdobyl 30 punktow.
- Dobra jestes. Musialas duzo cwiczyc w poprzedniej szkole.
- Tak, bylo wiele okazji.
- Czyzby pojedynki?
- Mozna tak powiedziec.
- Musze leciec za chwile mam transmutacje. Milo bylo poznac.
- Wzajemnie. Do zobaczenia.
Dziewczyna wydawala sie byc mila, ale... no wlasnie ale. Cos Lunie w tej dziewczynie nie pasowalo choc nie mogla powiedziec co. Spojrzla na swoj plan. Starozytne runy. Zarzucila torbe na plecy i ruszyla w strone odpowiedniej sali.
Reszta dnia minela krukonce niezwykle szybko i nim spostrzegla byl juz wieczur. Od zaklec nie widziala profesora Snape'a i nawet nie miala pomyslu gdzie moglaby go znalesc. Sprawdzila pokuj wspolny, biblioteke, myslala nawet nad boiskiem do quidicha ale padal deszcz wiec tam sie raczej nie wybral. Dzis Luna musiala sie poddac liczac na to jutro jej sie poszczesci.
- Witajcie moi drodzy na pierwszej lekcji eliksirow w tym roku. Panno White, jak u pani z eliksirami?
No nie, czy kazdy nauczyciel musi zadawac tego typu pytania?
- Kazdy nauczyciel ma inne wymagania i inna skale oceniania dlatego mysle ze najlepiej bedzie jak pan sam zobaczy i oceni jak mi idzie.
- Bardzo dobra odpowiedz Panno White. Dzis w takim razie uwazycie eliskir odrastajacych kosci. Instrukcje znajdziecie na stronie 23. Powodzenia!
Luna siegnela po podrecznik. Miala szczescie ze profesor Dumbledore pomyslal o tej kwestii i uzyczyl jej podreczniki ze szkolnej biblioteki inaczej musiala by sie prosic innych o mozliwosc skorzystania z podrecznika. Spojrzala na instrukcje. Zawsze byla calkiem niezla w eliksirach a te nie byl zbyt mocno skomplikowany. Udala sie do szawki ze skladnikami zanim reszta otworzyla podreczniki ale przy meblu stal juz czarnowlosy slizgon. Dopiero teraz miala mozliwosc przyjrzec sie jego posturze dokladnie. Byl jedynie odrobine nizszy niz za jej czasow ale i tak siegala mu ramienia i tak samo chudy. Jego szata byla zdecydowanie za krotka i wyblakla od wielokrotnego prania. Gdzieniegdzie zauwazyla zszycia i co najmniej 2 laty. Ten struj w najmniejszym nawet stopniu nie przypominal jego jedwabnych powiewajacych szat w jakich ten zwykl chodzic jako nauczyciel. Chlopak wlasnie odwucil sie lewitujac skladniki na swoje biurko a Luna wykorzystujac moment ze na nia spojrzal usmiechnela sie nie pewnie, a on w zamian poslal jej spojrzenie mowiace mniej wiecej 'co jak kwoka stoisz i usmiechasz sie jak glupi do sera' i odszedl do swojej lawki. No tak, czego ona sie spodziewala? Ze rzuci sie na nia z okrzykiem 'zostanmy przyjaciolmi'? Przeciez to Snape! Ten sam brzydki nietoperz z lochow tyle ze mlodszy z szalonym blyskiem w oku. Z westchnieniem wziela swoje skladniki i wrucila do kociolka. Jej zadanie z kazda chwila wydawalo sie byc coraz trudniejsze....
Na koniec lekcji opiekuj jej tymczasowego domu chodzil miedzy lawkami i komentowal eliksiry.
- Panno Brown, eliksir powinien byc koloru kremowego piwa a nie soku pomaranczowego... Panie Black dodal pan pol centrymetra za duzo kory z brzozy... Panno Evens a co sie ostatnio dzieje z toba? Zawsze taka wybitna w eliksirach a ostatnio slabo ci idzie.
- Wiem, przepraszam profesorze. Niewiem co sie ze mna ostatnio dzieje - Snape prychnal szyderczo na co nikt nie zwrucil uwagi ale Luna postanowila zakodowac to w pamieci - ale bede sie bardziej przykladac.
- Mam nadzieje bo masz prawdziwy talentw tej dziedzinie. O pan Snape! U pana jak zawsze idealnie, 10 punktow dla Slytherinu.
Wyglosil jeszcze kilka komentarzt az podszedl do jej stanowiska.
- A teraz niech zobacze kociolek panny White.
Powachal, zamieszal, sprawdzil konsystencje.
- Mam zla wiadomosc panie Snape. Chyba znalazl pan konkurencje. Swietna mikstura Jane, 10 punktow dla Slytherinu i oby tak dalej.
Luna zerknela w stone wspomnianego slizgona ale ten patrzyl w inna strone sali zupelnie nie przejmujac sie slowami nauczyciela.
Gdy wychodzili z sali chciala zobaczyc gdzie uda sie Severus by w razie czego wiedziec gdzie go szukac ale podeszla do niej Lily a Snape jedynie rzucil im krutkie spojrzenie i szybko zniknal w tlumie uczniow.
- Gdzie nauczylas sie tak swietnie wazyc eliksiry?
- Mialam dobrego nauczyciela - rozesmiala sie w myslach ale w sumie jej nie oklamala. Wiele mozna bylo zarzucic profesorowi Snape co do metod nauczania ale koniec koncow sa one skuteczne - Tobie chyba tez nie najgodzej idzie?
Dziewczyna posmutniala.
- Kiedys szlo mi duzo lepiej ale pod koniec 5 klasy jakos sie pogorszylo...
Cos Lunie powiedzialo aby nie kontynuowac tego tematu. Narazie.
- Jestem pewna ze z czasem wrucisz do poprzedniej kondycji.
- No wlasnie w tej kwestii mialabym do ciebie prozbe. Czy moglybysmy na eliksirach siedziec razem? Jesli oczywiscie nie masz nic przeciwko.
- Pewnie, mi tez bedzie razniej niz tak samemu.
- Dziekuje. Musze leciec, zaraz mam mugoloznastwo.
Dziewczyna pochodzaca z rodziny mugoli chodzi na mugoloznastwo? Nawet Hermiona dala sobie z tym spokuj po roku.
- OK, do zobaczenia.
Luna reszte dnia miala wolna i puki co zadnej pracy domowej. Swietnie, ma cale popoludnie na szukanie profesora Snape'a i postanowila ponownie zaczac od biblioteki. Gdy weszla miedzy regaly ksiazek mijajac wczesniej usmiechnieta o wiele mlodsza niz teraz bibliotekarke lekko sie zdziwila. Ta kobieta zawsze byla skrzywiona niczym Snape i rownie nie mila ( w sumie to pod tym wzgledem by do siebie pasowali) wiec widzac jej usmiech i mile zaproszenie do srodka a nawet propozycje pomocy uznala ze to jakies zdarzenie z przyszlosci ( czy przeszlosci? - nie byla pewna jak to ujac w jej sytuacji) musialy sprawic w niej taka zmiane. Biblioteka byla praktycznie pusta, tylko kilka puchonek siedzialo nad jakimis romansidlami i zaczerwienione chichotaly miedzy soba. Gdy miala sie juz poddac i szukac gdzie indziej dostrzegla wysokiego czarnowlosego chlopaka. Snape. Ruszla za nim ale w pewnym momencie trafila na niewidzialna szybe. Spojrzala w gore. No tak, dzial Ksiag Zakazanych a ona nie ma pozwolenia. Wzdechla. Musi poprosic dyrektora o pozwolenie aby mogla miec mozliwosc zagadac jakos chlopaka. Po chwili byla juz w gabinecie a profesor Dumbledore czestowal ja ciastkami kokosowymi.
- Zatem co cie panno Lovegood do mnie sprowadza?
Na dzwiek jej prawdziwego nazwiska zrobilo sie Lunie cieplej w sercu.
- Chcialam poprosic o pozwolenie na wchodzenie do Dzialu Ksiag Zakazanych.
Profesor wydawal sie byc zaskoczony.
- A z jakiego to powodu?
- Profesor, to znaczy Severus Snape ma dostep do tego dzialu i cos mi mowi ze jak tylko nie ma ciszy nocnej a on nie jest na lekcjach to siedzi wlasnie tam. Wczoraj przeszukalam caly zamek a nie moglam go znalesc a dzis zauwazylam go tam jedynie przypadkiem.
- Severus caly czas ma dostep to Dzialu Ksiag Zakazanych?
- Tego nie wiem, ale ktorys z nauczycieli musial dac mu pozwolenie.
- To pewnie dlatego coraz bardziej wieje od niego czarna magia... Pewnie Horacy znow dal mu pozwolenie ale to nie dobre zeby tak mlody czlowiek ciagle siedzial miedzy tego typu ksiagami wiec cofne mu pozwolenie i zabronie profesorowi Slughornowi ponownie mu go dawac.
- Nie profesorze - Luna czula sie okropnie, ale wiedziala ze w rekach Mistrza Eliksirow lezy przyszlosc wszystkich czarodziejow i mugolii - prosze tego nie robic. Profesor Snape musi przez to przejsc.
Dumbledore przygladal jej sie przez chwile.
- No coz, mysle ze w tej chwili wiesz o wiele wiecej niz ja wiec zdam sie na twoje zdanie. Tobie oczywiscie udzielam pozwolenia. Mozesz juz isc.
- Dziekuje profesorze.
- Czesc, moge sie przysiasc?
Spojrzenie jakim uraczyl ja jej kolega z tego samego domu sprawilo ze Lunie nawet bazyliszek wydawalby sie bardziej przyjazny ale przesunal swoja ksiege dajac jej tym samym miejsce aby mogla polozyc swoja. W duchu podziekowala ze wsrod ksiag zakazanych jest tylko jeden stolik. Nie wiedziala jak zaczac rozmowe wiec tylko udawala ze jest mocno zajeta czytaniem ksiegi 'Wampiry, wilkolaki i jak ich urzywac do swoich celow'. Strasznie brutalna. Kto by pomyslal aby glodzic i przetrzymywac czlowieka w malym pomieszczeniu przed i w czasie pelni tak aby gryzly same siebie gdy gore wezma instykty wynikajace z lykanizmu? To ma niby pomuc jakos w podporzatkowaniu sobie jakos wilkolaka? Lunie z kazdym zdaniem i rysunkiem robili soe coraz bardziej nie dobrze. Jedynie co ja powstrzymywalo od wybiegniecia z biblioteki jak najdalej od tego co czytala byl on. Kontem oka pomiedzy czytanymi zdaniami patrzyla na jego twarz i byla coraz bardziej przerazona. Chlopak usmiechal sie jak kot na widok smietany a oczy swiecily mu sie jak szalencowi gdy polykal wrecz kolejne strony trzymanej przez siebie ksiegi. Wiedziala ze Snape robil zle zeczy, wszyscy o tym wiedzieli, ze kiedys byl owladniety calkowicie przez czarna magie, ze zabijal i torturowal bez mrugniecia okiem, ale wiedziec to a widziec jak ogarnia go to zlo coraz bardziej z kazdym przeczytanym zdaniem to zupelnie co innego. I pomyslec ze to dopiero poczatek. Zatopiona w rozmysleniach nawet nie zauwazyla ze bibliotekarka zapalila swiece a za oknem zrobilo sie juz calkiem ciemno.
- Panie Snape, panno White musicie wracac juz do pokoju wspolnego.
Na dzwiek glosu mlodej panny Prince Luna az podskoczyla.
- Oczywiscie prosze pani.
Nim Luna zdarzyla zamknac ksiege to slizgon zdarzyl juz odeslac swoja ksiazke na polki i wyjsc z biblioteki. Stala chwile w miejscu patrzac na zamkniete za Snape'em drzwi i nie mogla sie ruszyc. Snape byl mily!! Nigdy niemyslala ze nazwisko tego mezczyzny zostanie umieszczone w jednym zdaniu ze slowem 'mily' i nie bedzie to zdanie zaprzeczajace.
- Bardzo mily chlopak. Szkoda jedynie ze taki zamkniety w sobie. I jeszcze ciagle przesiaduje nad tymi strasznymi woluminami. Mowilam Albusowi ze uczniowie nie powinni miec wogule dostepu nawet do polowy z tych tomow ale on twierdzi ze czasami wiedza w nich zawarta moze sie komus przydac.
Slowa bibliotekarki wyrwaly Krukonke z odretwienia i odeslala swoj tom zkladajac od razu na ramie torbe.
- Wie pani, wszystko zalezy od tego z ktorej strony spojrzec. I pani, i profesore Dumbledore macie racje, ale tez w tym samym stopniu oboje sie myslicie. Milego wieczoru.
Czym predzej ruszyla w strone wiezy Ravenclow by po chwili walac dlonia w czolo zawrucic w strone lochow.
Rozdzial II
Wiem ze haniebnie krotki ale postaram sie dzis wstawic juz kolejny zebyscie mieli co czytac. Nastepny bedzie ciekawszy - starcie Snape'a i Huncwotow :)
Milego czytania!
Rozdzial II
- Zakrecilo jej sie w glowie i czula sie jak by spadala gleboko w przepasc. Gdy wyczula grunt pod nogami otworyla niepewnie oczy i rozejrzala sie po pomieszczeniu. Niewatpliwie znajdowala sie w gabinecie dyrektora ale sprzetow zagracajacych przestrzen bylo znacznie mniej. Feweks, feniks dyrektora siedzial jako pisklak na swojej grzezi i przysypial. Spojrzala w strone biurka i jej oczom ukazal sie o wiele mlodszy profesor Dumbledore z otwartymi ustami i oczami jak galeony - widok niepowtarzalny i Luna w ostatniej chwili powstrzymala sie zeby nie buchnac gromkim smiechem. To jedyna w jej zyciu okazja zeby zobaczyc profesora z taka mina.
- Dzien dobry profesorze.
Podeszla do oszolomionego czarodzieja i wreczyla mu list ktory trzymala w dloni. W czysie gdy czytal a na jego twarzy powoli malowalo sie zrozumienie Luna wsunela proszek na powrut do kufra i czekala az dyrektor skonczy.
- Panno Lovegood niech pani usiadzie. Milo mi pania poznac. Zatem jest u nas pani z misja,... Od poczatku wiedzialem ze Tom moze przysparzac problemow ale nie wiedzialem ze dojdzie az do tego.... No ale trudno, niech wykonuje pani swoja misje. Oficialnie przeniosla sie pani do nas ze szkoly w Rumuni poniewaz pani rodzicie przeprowadzili sie ponownie do Anglii. Ponownie przejdzie pani przez przydzial do domu. W jakim domu pani jest?
- Prosze mi mowic po prostu Luna i jestem krukonka.
- Oczywiscie Luno. Krukonka mowisz? Corki Roveny zawsze byly bardzo inteligetne. Sam tez bylem krukonem. No ale teraz trafisz do Slytherinu, zaraz omowie to z Tiara przydzialu. A tak wogule to moze herbaty albo ciasteczka?
- Nie dziekuje profesorze. Mam jedynie pytanie.
- Slucham.
- Czy koniecznie musze nalezec do Slytherinu? Wolalabym zostac krukonka.
- Niestety twoja misja wymaga jak najszybszego zdobycia zaufania jednego z najbardziej nieufnych ludzi jakich znam. Wiec latwiej ci bedzie jesli bedziecie w tym samym domu. Jestes czystej krwi?
- Tak profesorze.
- Zatem z wejsciem do dormitorium nie bedzie problemu. Mysle ze omowilismy juz wszystko. Za 10min zacznie sie Wielka Uczta wiec lepiej schodzmy juz na dol.
Zamek wygladal dokladnie tak samo jak za jej czasow podobnie jak Wielka Sala. Kufry uczniow stalu juz przy wejsciu do zamku wiec krukonka zostawila tam tez swoj i teraz obserwowala jak dyrektor rozmawia z tiara pokazujac na nia. Luna skrzywila sie. Miala na cale 3 miesiace zostac slizgonka. Super. Powinna w takim razie juz teraz zdjac majtki, zalozyc stanik z koronki zaslaniajacy jedynie sutki i zaopatrzec sie w szminke czerwona jak sciany w buduarze kobiety bardzo lekkich obyczajow. Jej rozmyslania przerwal Dumbledore.
- Co sie tak krzywisz Luno?
- Tak tylko mysle jak bede odstawala od reszty slizgonow.
- Nic sie nie martw, jak bym nie mial pewnosci ze dasz sobie rade to bym ci przeciez nie powierzal tej misji, prawda?
- No prawda profesorze.
Wiekszosc nauczycieli zajela juz swoje miejsca i teraz spogladali na nia z ciekawoscia. Z ulga zauwazyla ze znala wszystkich nauczycieli z wyjatkiem mezczyzny w bialych dlugich wlosach ktory jak przypuszczala mial nauczac Obrony przed Czarna Magia. Kogos jej przypominal ale nie byla pewna kogo. Po chwili do sali zaczeli wchodzic uczniowie obrzucajac ja ciekawskimi spojrzeniami a ona aby nie zawadzac stanela pod sciana. Dyrektor uciszyl uczniow i do Wielkiej Sali weszli pierwszoroczni. Po wyjatkowo wesolej piesni tiary zaczely sie przydzialy. Nowych uczniow bylo nie wielu i wiekszosc zajela miejsca przy stole puchonow. Gdy ceremonia przydzialu pierwszorocznych dobiegla konca wstal Dumbledore i poinformowal o nowej uczennicy Jane White patrzac jednoczesnie na nia. No nie, nie mogl jej poinformowac ze imie tez jej planuje zmienic? Niesmialo podeszla do stolka na ktorym usiadla i gdy tylko tiara dotknela jej glowy wykrzyknela 'Slytherin!'. Luna starajac sie nie skrzywic na sama mysl o tym gdzie ma usiasc zajela miejsce przy stole weza sluchajac jednoczesnie jak dyrektor mowi ze znajduje sie w klasie 7, kilka standardowych informacji (wiekszosc jej umknela) az wreszcie klasniecie w dlonie i wspaniale dania. Starajac sie nie zapomniec po co tu jest i dlaczego poswieca sie bedac slizgonka rozejrzala sie w poszukiwaniu profesora Snape'a i jednoczesnie obserwujac reszte slizgonow. Z milym zaskoczeniem stwierdzila ze zadna z dziewczat nie ma makijarzu ani nawet wymalowanych paznokci a ich szaty sa starannie zapiete pod szyje. Przynajmniej nie musi robic z siebie dziwki zeby wtopic sie w tlum. Kolejne co zauwazyla to szacunek z jakim chlopcy odnosza sie do dziewczat podajac im polmiski, dolewajac soku dyniowego czy chocby zagadac o wakacje. Z tego co zauwazyla w swoich czasach to slizgonki wieszaly sie na szyjach chlopcom a ci znudzeni odpychali je jak zabawki. Ciekawe tylko od czego to zalezy. Nie minelo pietnascie minut jak zagadala ja siedzaca obok dziewczyna.
- Jane, tak?
Dziewczyna milo sie do niej usmiechala.
- Tak, a ty?
- Mam na imie Teodora ale mozesz do mnie mowic po prostu Dora. Skad jestes?
- Milo mi poznac Doro. Przepisalam sie ze szkoly w Rumunii po tym jak z rodzicami przeprowadzilam sie do Anglii.
- Z Rumunii? Podobno macie tam najwieksza chodowle smokow na swiecie?
- Tak, moj tata jest treserem.
Nienawidzila klamac ale zdawala sobie sprawe z tego ze teraz bedzie musiala zmyslac jak najeta.
- To super. Tez marzy mi sie trenowac smoki. Jestes na 7 roku, tak?
- Zgadza sie.
- Swietnie bo ja tez. Masz juz jakiegos chlopaka na oku?
No nie, czy nawet tutaj to jedno z pierwszych pytan?
- Jeszcze nie zdarzylam sie rozejrzec.
- Ladna jestes, masz nietypowa urode ciemne wlosy i srebrne oczy. No to opowiem ci o chlopcach na naszym roku....
No i zaczelo sie. Najpierw opowiedziala o wszystkich krukonacg, puchonach, o gryfonach powiedziala jedynie ze nie warci sa nwet wspomnienia a o slizgonach zostawila na koniec by wrecz rozplywac sie nad ich zaletami. Co prawda Luna nie lubiala takiej paplaniny ale warto bylo wiedziec ' cos o nowych 'kolegach' wiec sluchala uwaznie liczac na to ze w koncu dojdzie do obiektu jej misji. Gdy jednak dziewczyna o nim nie wspomniala a wyraznie skonczyla opowiadac o piwnych oczach Augustina postanowila sie dopytac.
- To wszyscy?
Dziewczyna lekko sie skrzywila.
- Jest jeszcze Severus ale nim raczej nie bedziesz zainteresowana. Zadna nie jest.
- Czemu? - udala zdziwienie chociaz jesli byl tak mily jak w jej czasach to jest to calkowicie zrozumiale.
- Jest taki... no wiesz... inny. Nikt go tak na prawde nie zna i nie chce poznac. Byla taka jedna gryfonka co z nim gadala i on byl w niej chyba zakochany ale ostatecznie ona zwiazala sie z jednym jego wrogow z gryfindoru z Jamesem. Ja mysle ze przyjaznila sie z nim tylko dla jego notatek z eliksirow bo jest w nich na prawde dobry. Zroszta jak we wszystkim.
- A dlaczego nikt nie chce sie z nim przyjaznic?
- Wiesz, trudno to wytlumaczyc - rozejrzala sie wokol - musi siedziec gdzies na koncu stolu bo teraz go nie widze . Zreszta zobaczysz go jutro na zajeciach to sama zrozumiesz. Podac ci makowca?
- Nie dziekuje ale bylabym wdzieczna za budyn czekoladowy.
Reszta wieczoru minela im na rozmowach o nauczycielach, ich wadach i zaletach i ogolnie opowiadaniach o Hogwarcie. Luna swietnie udawala zaciekawienie na tematy ktore dokladnie znala i nawet zasmiala sie w duchu ze nigdy by nie pomyslala ze bedzie taka dobra aktorka. Gdy uczniowie zaczeli powoli wychodzic z Sali ona i Dora tez ruszyly w strone wyjscia by po chwili isc juz zimnymi lochami w strone dormitorium slizgonow. Nigdy nie byla w tej czesci zamku i bylo to chyba blogoslawienstwo - bylo zimno, wilgotno i ogolnie nieprzyjemnie choc reszta zdawala sie tego nie zauwazac. Po kilku minutach podczas ktorych jej nowa kolezanka opowiadala jej o Klubie Slimaka doszli do wejscia do pokoju wspolnego Dora wypowiedziala haslo 'Sliski waz' i weszly do srodka. Luna musiala przyznac ze byla milo zaskoczona wygladem Pokoju. Nie wiedziala czego sie spodziewac ale na pewno nie tego. Pokoj byl urzadzony w przytulna zielen polaczona ze srebrnymi dodatkami. W kominku trzaskal ogien i Luna poczula przyjemne odprezenie. W kazdym zakatku pokoju byly sofy i fotele, biurka i krzesla, lampy... Nie byl to co prawda pokuj w kolorze niebieskim ktory pokochala juz pierwszego dnia szkoly ale bylo wiecej miejsca i przyjemnie cieplo czego nie spodziewala sie po lochach. Sciany pokryte byly gobelinami i obrazami bylych uczniow Slytherinu i Ginny zauwazyla portret mezczyzny ktorego wziela za nauczyciela.
- To Abraxas Malfoy, nasz nowy nauczyciel Obrony przed Czarna Magia. Jego syn nie dawno skonczyl Hogwart. Choc, pokaze ci sypialnie i lazienke.
Sypialnia byla niewielka i staly w niej tylko dwa lozka z czego w jednym juz ktos spal.
- Cathrine Snoper, nasza wspollokatorka. Okropna kujonka, potrafi nawet przez 3 godziny nie oderwac wzroku od ksiazki choc na moment - Luna usmiechnela sie na wspomnienie Hermiony - A jak sie nie uczy to spi, wiec raczej z nia nie pogadasz.
Lazienka okazala sie byc jeszcze mniejsza niz sypialnia, urzadzona oczywiscie w kolorze zielonym. Jednak najbardziej zachwycilo ja lustro ciagnace sie od posadzki az po sufit w pieknie rzezbionej ramie. Gdy zachwycona wrucila z lazienki zauwazyla ze Dora jest juz w pizamie i wlasnie kladzie sie do lozka.
- Lepiej nie siedz za dlugo bo jutro o 8 jest sniadanie.
- Juz sie klade. Dobranoc.
- Dobranoc.
Wcale nie chcialo jej sie spac ale przebrala sie w swoja pizame i wslizgnela sie pod kaldre. Baldachim byl zielony z ogromnym srebrnym wezem posrodku. Setki mysli klebilo sie w jej glowie ale zamknela oczy w nadzieji ze jednak uda jej sie zasnac. Nawet nie wiedziala kiedy odplynela w kraine snow...
Milego czytania!
Rozdzial II
- Zakrecilo jej sie w glowie i czula sie jak by spadala gleboko w przepasc. Gdy wyczula grunt pod nogami otworyla niepewnie oczy i rozejrzala sie po pomieszczeniu. Niewatpliwie znajdowala sie w gabinecie dyrektora ale sprzetow zagracajacych przestrzen bylo znacznie mniej. Feweks, feniks dyrektora siedzial jako pisklak na swojej grzezi i przysypial. Spojrzala w strone biurka i jej oczom ukazal sie o wiele mlodszy profesor Dumbledore z otwartymi ustami i oczami jak galeony - widok niepowtarzalny i Luna w ostatniej chwili powstrzymala sie zeby nie buchnac gromkim smiechem. To jedyna w jej zyciu okazja zeby zobaczyc profesora z taka mina.
- Dzien dobry profesorze.
Podeszla do oszolomionego czarodzieja i wreczyla mu list ktory trzymala w dloni. W czysie gdy czytal a na jego twarzy powoli malowalo sie zrozumienie Luna wsunela proszek na powrut do kufra i czekala az dyrektor skonczy.
- Panno Lovegood niech pani usiadzie. Milo mi pania poznac. Zatem jest u nas pani z misja,... Od poczatku wiedzialem ze Tom moze przysparzac problemow ale nie wiedzialem ze dojdzie az do tego.... No ale trudno, niech wykonuje pani swoja misje. Oficialnie przeniosla sie pani do nas ze szkoly w Rumuni poniewaz pani rodzicie przeprowadzili sie ponownie do Anglii. Ponownie przejdzie pani przez przydzial do domu. W jakim domu pani jest?
- Prosze mi mowic po prostu Luna i jestem krukonka.
- Oczywiscie Luno. Krukonka mowisz? Corki Roveny zawsze byly bardzo inteligetne. Sam tez bylem krukonem. No ale teraz trafisz do Slytherinu, zaraz omowie to z Tiara przydzialu. A tak wogule to moze herbaty albo ciasteczka?
- Nie dziekuje profesorze. Mam jedynie pytanie.
- Slucham.
- Czy koniecznie musze nalezec do Slytherinu? Wolalabym zostac krukonka.
- Niestety twoja misja wymaga jak najszybszego zdobycia zaufania jednego z najbardziej nieufnych ludzi jakich znam. Wiec latwiej ci bedzie jesli bedziecie w tym samym domu. Jestes czystej krwi?
- Tak profesorze.
- Zatem z wejsciem do dormitorium nie bedzie problemu. Mysle ze omowilismy juz wszystko. Za 10min zacznie sie Wielka Uczta wiec lepiej schodzmy juz na dol.
Zamek wygladal dokladnie tak samo jak za jej czasow podobnie jak Wielka Sala. Kufry uczniow stalu juz przy wejsciu do zamku wiec krukonka zostawila tam tez swoj i teraz obserwowala jak dyrektor rozmawia z tiara pokazujac na nia. Luna skrzywila sie. Miala na cale 3 miesiace zostac slizgonka. Super. Powinna w takim razie juz teraz zdjac majtki, zalozyc stanik z koronki zaslaniajacy jedynie sutki i zaopatrzec sie w szminke czerwona jak sciany w buduarze kobiety bardzo lekkich obyczajow. Jej rozmyslania przerwal Dumbledore.
- Co sie tak krzywisz Luno?
- Tak tylko mysle jak bede odstawala od reszty slizgonow.
- Nic sie nie martw, jak bym nie mial pewnosci ze dasz sobie rade to bym ci przeciez nie powierzal tej misji, prawda?
- No prawda profesorze.
Wiekszosc nauczycieli zajela juz swoje miejsca i teraz spogladali na nia z ciekawoscia. Z ulga zauwazyla ze znala wszystkich nauczycieli z wyjatkiem mezczyzny w bialych dlugich wlosach ktory jak przypuszczala mial nauczac Obrony przed Czarna Magia. Kogos jej przypominal ale nie byla pewna kogo. Po chwili do sali zaczeli wchodzic uczniowie obrzucajac ja ciekawskimi spojrzeniami a ona aby nie zawadzac stanela pod sciana. Dyrektor uciszyl uczniow i do Wielkiej Sali weszli pierwszoroczni. Po wyjatkowo wesolej piesni tiary zaczely sie przydzialy. Nowych uczniow bylo nie wielu i wiekszosc zajela miejsca przy stole puchonow. Gdy ceremonia przydzialu pierwszorocznych dobiegla konca wstal Dumbledore i poinformowal o nowej uczennicy Jane White patrzac jednoczesnie na nia. No nie, nie mogl jej poinformowac ze imie tez jej planuje zmienic? Niesmialo podeszla do stolka na ktorym usiadla i gdy tylko tiara dotknela jej glowy wykrzyknela 'Slytherin!'. Luna starajac sie nie skrzywic na sama mysl o tym gdzie ma usiasc zajela miejsce przy stole weza sluchajac jednoczesnie jak dyrektor mowi ze znajduje sie w klasie 7, kilka standardowych informacji (wiekszosc jej umknela) az wreszcie klasniecie w dlonie i wspaniale dania. Starajac sie nie zapomniec po co tu jest i dlaczego poswieca sie bedac slizgonka rozejrzala sie w poszukiwaniu profesora Snape'a i jednoczesnie obserwujac reszte slizgonow. Z milym zaskoczeniem stwierdzila ze zadna z dziewczat nie ma makijarzu ani nawet wymalowanych paznokci a ich szaty sa starannie zapiete pod szyje. Przynajmniej nie musi robic z siebie dziwki zeby wtopic sie w tlum. Kolejne co zauwazyla to szacunek z jakim chlopcy odnosza sie do dziewczat podajac im polmiski, dolewajac soku dyniowego czy chocby zagadac o wakacje. Z tego co zauwazyla w swoich czasach to slizgonki wieszaly sie na szyjach chlopcom a ci znudzeni odpychali je jak zabawki. Ciekawe tylko od czego to zalezy. Nie minelo pietnascie minut jak zagadala ja siedzaca obok dziewczyna.
- Jane, tak?
Dziewczyna milo sie do niej usmiechala.
- Tak, a ty?
- Mam na imie Teodora ale mozesz do mnie mowic po prostu Dora. Skad jestes?
- Milo mi poznac Doro. Przepisalam sie ze szkoly w Rumunii po tym jak z rodzicami przeprowadzilam sie do Anglii.
- Z Rumunii? Podobno macie tam najwieksza chodowle smokow na swiecie?
- Tak, moj tata jest treserem.
Nienawidzila klamac ale zdawala sobie sprawe z tego ze teraz bedzie musiala zmyslac jak najeta.
- To super. Tez marzy mi sie trenowac smoki. Jestes na 7 roku, tak?
- Zgadza sie.
- Swietnie bo ja tez. Masz juz jakiegos chlopaka na oku?
No nie, czy nawet tutaj to jedno z pierwszych pytan?
- Jeszcze nie zdarzylam sie rozejrzec.
- Ladna jestes, masz nietypowa urode ciemne wlosy i srebrne oczy. No to opowiem ci o chlopcach na naszym roku....
No i zaczelo sie. Najpierw opowiedziala o wszystkich krukonacg, puchonach, o gryfonach powiedziala jedynie ze nie warci sa nwet wspomnienia a o slizgonach zostawila na koniec by wrecz rozplywac sie nad ich zaletami. Co prawda Luna nie lubiala takiej paplaniny ale warto bylo wiedziec ' cos o nowych 'kolegach' wiec sluchala uwaznie liczac na to ze w koncu dojdzie do obiektu jej misji. Gdy jednak dziewczyna o nim nie wspomniala a wyraznie skonczyla opowiadac o piwnych oczach Augustina postanowila sie dopytac.
- To wszyscy?
Dziewczyna lekko sie skrzywila.
- Jest jeszcze Severus ale nim raczej nie bedziesz zainteresowana. Zadna nie jest.
- Czemu? - udala zdziwienie chociaz jesli byl tak mily jak w jej czasach to jest to calkowicie zrozumiale.
- Jest taki... no wiesz... inny. Nikt go tak na prawde nie zna i nie chce poznac. Byla taka jedna gryfonka co z nim gadala i on byl w niej chyba zakochany ale ostatecznie ona zwiazala sie z jednym jego wrogow z gryfindoru z Jamesem. Ja mysle ze przyjaznila sie z nim tylko dla jego notatek z eliksirow bo jest w nich na prawde dobry. Zroszta jak we wszystkim.
- A dlaczego nikt nie chce sie z nim przyjaznic?
- Wiesz, trudno to wytlumaczyc - rozejrzala sie wokol - musi siedziec gdzies na koncu stolu bo teraz go nie widze . Zreszta zobaczysz go jutro na zajeciach to sama zrozumiesz. Podac ci makowca?
- Nie dziekuje ale bylabym wdzieczna za budyn czekoladowy.
Reszta wieczoru minela im na rozmowach o nauczycielach, ich wadach i zaletach i ogolnie opowiadaniach o Hogwarcie. Luna swietnie udawala zaciekawienie na tematy ktore dokladnie znala i nawet zasmiala sie w duchu ze nigdy by nie pomyslala ze bedzie taka dobra aktorka. Gdy uczniowie zaczeli powoli wychodzic z Sali ona i Dora tez ruszyly w strone wyjscia by po chwili isc juz zimnymi lochami w strone dormitorium slizgonow. Nigdy nie byla w tej czesci zamku i bylo to chyba blogoslawienstwo - bylo zimno, wilgotno i ogolnie nieprzyjemnie choc reszta zdawala sie tego nie zauwazac. Po kilku minutach podczas ktorych jej nowa kolezanka opowiadala jej o Klubie Slimaka doszli do wejscia do pokoju wspolnego Dora wypowiedziala haslo 'Sliski waz' i weszly do srodka. Luna musiala przyznac ze byla milo zaskoczona wygladem Pokoju. Nie wiedziala czego sie spodziewac ale na pewno nie tego. Pokoj byl urzadzony w przytulna zielen polaczona ze srebrnymi dodatkami. W kominku trzaskal ogien i Luna poczula przyjemne odprezenie. W kazdym zakatku pokoju byly sofy i fotele, biurka i krzesla, lampy... Nie byl to co prawda pokuj w kolorze niebieskim ktory pokochala juz pierwszego dnia szkoly ale bylo wiecej miejsca i przyjemnie cieplo czego nie spodziewala sie po lochach. Sciany pokryte byly gobelinami i obrazami bylych uczniow Slytherinu i Ginny zauwazyla portret mezczyzny ktorego wziela za nauczyciela.
- To Abraxas Malfoy, nasz nowy nauczyciel Obrony przed Czarna Magia. Jego syn nie dawno skonczyl Hogwart. Choc, pokaze ci sypialnie i lazienke.
Sypialnia byla niewielka i staly w niej tylko dwa lozka z czego w jednym juz ktos spal.
- Cathrine Snoper, nasza wspollokatorka. Okropna kujonka, potrafi nawet przez 3 godziny nie oderwac wzroku od ksiazki choc na moment - Luna usmiechnela sie na wspomnienie Hermiony - A jak sie nie uczy to spi, wiec raczej z nia nie pogadasz.
Lazienka okazala sie byc jeszcze mniejsza niz sypialnia, urzadzona oczywiscie w kolorze zielonym. Jednak najbardziej zachwycilo ja lustro ciagnace sie od posadzki az po sufit w pieknie rzezbionej ramie. Gdy zachwycona wrucila z lazienki zauwazyla ze Dora jest juz w pizamie i wlasnie kladzie sie do lozka.
- Lepiej nie siedz za dlugo bo jutro o 8 jest sniadanie.
- Juz sie klade. Dobranoc.
- Dobranoc.
Wcale nie chcialo jej sie spac ale przebrala sie w swoja pizame i wslizgnela sie pod kaldre. Baldachim byl zielony z ogromnym srebrnym wezem posrodku. Setki mysli klebilo sie w jej glowie ale zamknela oczy w nadzieji ze jednak uda jej sie zasnac. Nawet nie wiedziala kiedy odplynela w kraine snow...
niedziela, 28 września 2014
Rozdzial I
Przepraszam ze dopiero teraz ale moja kolezanka wplynela na to opuznienie. Miesiac temu zadzwonila do mnie z informacja ze poznala super faceta i nim uplynie miesiac sie pobiora i oczywiscie jestem zaproszona. Spytalam o imie szczesliwca i postanowilam ze wyhaftuje i poszewki na poduszki z ich imionami wsrod kwiatow a z tylu zyczenia dla pary mlodej. Gdy skonczylam jej poszewke i bylam w polowie jego zadzwonila z placzem tydzien temu ze slubu nie bedzie i wogule on okazal sie byc pomylka. Jej poduszke schowalam do szafki w razie czego na przyszlosc, jego na razie zostawilam na wierzchu w razie jak by sie jednak namyslila wziasc z nim slub. Po tygodniu jej zapewnien ze jednak zdania nie zmieni poszewke z jego imieniem wyrzucilam do smieci. Na drugi dzien (wczoraj w poludnie) otrzymalam od niej sms ze jednak slub sie odbedzie, i to za kilka dni. Mialam ochote ja zabic i dziekuje panom wywozacym smieci ze wczorajszego dnia sie spuzniali. Nie ma to jak zmiennosc kobiety.
No i przepraszam za brak znakow polskich ale niestety laptop jest po angielsku, jestem ciemna i nie umiem zmienic jezyka, wiec nie mam mozliwosci stosowania znakow polskich (chyba, ale nawet jak jest to bladego pojecia jak zrobic zeby byla). Mam nadzieje ze nie przeszkodzi wam to w czytaniu.
Zapraszam do czytania i komentowania, mam nadzieje ze wam sie spodoba ten pomysl.
Buziaki
Rodzial I
Luna Lovegood, Ginny Weasley i Neville Longbottom rozmawiali w jednym z dziesiatek wagonow Expressu Hogwart bedacym w polowie drogi do wioski czarodziejow znajdujacej sie niedaleko szkoly. Neville spojrzal wlasnie nie pewnie na Ginny ktora wlasnie powiedziala im ze gdy podsluchiwala spotkanie Zakonu Feniksa to dowiewiedziala sie ze Snape znow bedzie nauczyc Eliksirow a Moody (tym razem ten prawdziwy) powraca do szkoly by ponownie objac stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarna Magia.
- Jestes pewna Ginny?
- Tak, dlaczego?
Neville opowiedzial dziewczynom co Moody zrobil podczas ich pierwszej lekcji na czwartym roku.
- Rozumiem Neville twoje podejscie i obawy ale musisz pamietac ze to nie byl prawdziwy Moody tylko podszywajacy sie pod niego smierciozerca. W rzeczywistosci wcale nie jest taki zly i na pewno nie zrobilby czegos takiego.
- Wiem ale mimo wszystko zawsze jak widze jego twarz to przed oczami staje mi tamten wyginajacy sie w bolu pajak. To silniejsze ode mnie.
Luna ktora dotychczas tylko przysluchiwala sie rozmowie przyjaciol postanowila sie wstracic.
- Neville, nie martw sie na zapas. Od jak dawna nie widziales profesora?
Chlopak zastanowil sie dluzsza chwile
- Ostatni raz spotkalem go gdy ponad rok temu bylismy w Ministerstwie ale tylko przelotnie i nie mialem wiele czasu na rozpamietywanie tamtej lekcji. A wczesniej widzialem go ostatni raz w dniu ostatniego zadania Turnieju Trojmagicznego.
- No wlasnie Neville, czyli dobre 2,5 roku temu, a to duzo. Podejdz do niego na luzie a bedzie dobrze. Po za tym jestem przekonana ze prawdziwy profesor bedzie zupelnie inny niz tamten smierciozerca.
- Mam nadzieje ze masz racje Luno.
Nie mieli czasu rozstrzasac dalej tego tematu poniewaz do przedzialu zajrzala starsza czarownica z wozkiem pelnym slodyczy spytac czy maja na cos ochote a zaraz po niej wpadl Malfoy jeszcze dumniejszyy niz zwykle (tak, bylo to jak widac mozliwe) ubrany juz w szkolne szaty z odznaka Prefekta Naczelnego na lewej piersi ze swoimi gorylami.
- No, no, kogo my tu mamy? Dziwadlo, zdrajczyni krwi i bezmozg. Dobrany z was trojkacik.
Ryknal glosno z wlasnego dowcipu a goryle ulamek sekundy dolaczyli do niego.
- Wynos sie Malfoy albo...
- Albo co? Poszczujesz mnie ropucha Longbottoma?
Ginny zacisnela piesci i zucila sie na slizgona ale ten w mgnieniu oka machnieciem rozdzki zwiazal ja i zakneblowal usta
- Uwazaj na kogo podnosisz reke Weasley - wydal jeszcze bardziej piers na ktorej lsnila jego odznaka - w przeciwnym razie Gryffindor juz na zawsze bedzie na minusie z punktami.
I wyszedl zostawiajac wsciekla dziewczyne czerwona niczym jej wlosy ze zlosci na twarzy i poszedl chwalic sie dalej. Krukonka ze starszym gryfonem od razu pomogli przyjaciolce wydostac sie z uscisku lin a knebel z ust zerwala sama zupelnie nie zwazajac na towazyszacy temu bol.
- Jak on smial? Jak on... Gdzie moja rozdzka? Ja mu zaraz pokaze....
Podwinela rekawy i przeszukiwala wlasnie torbe w poszukiwaniu magicznej paleczki.
- Ginny, uspokuj sie, nic ci to nie da, jedynie wpakucie cie w klopoty a tego ci chyba nie potrzeba na samym poczatku roku, co?
Gdy dziewczyna wcale nie przestala poszukiwac torby Neville chwycil ja za ramie i obrucil w swoja strone.
- Ginny, Luna ma racje. Pomysl rozsadnie.
- Rozsadnie? To wy pomyslcie rozsadnie! Wlasnie nas obrazil i jeszcze zagrozil na do widzenia a ja mam mu to puscic plazem? Nigdy!
Luna poklecila glowa - jej przyjaciolka byla gryfonka w kazdym calu.
- Uspokuj sie i usiadz. Bedzie jeszcze nie jedna szansa na odegranie sie Malfoyowi i dobrze o tym wiesz. W przeciwienstwie do tego co mysli nie ma wladzy absolutnej.
Do dziewczyny chyba rzeczywiscie zaczely docierac ich argumenty bo zamknela kufer z hukiem i usiadla obok.
- Nie ujdzie mu to na sucho.
Luna lekko usmiechnela sie widzac ze ruda wlasnie obmysla plan odegrania sie na blondynie a Neville psojrzal na zegrarek ktory dostal od babci na 17-te urodziny.
- Za pol godziny bedziemy na miejscu wiec lepiej przebierzmy sie.
Dziewczeta przytaknely i po chwili byli juz w szkolnych szatach, jedynie Neville mial standardowo problem z krawatem. Krukonka wziela rozdzke i jednym prostym zakleciem zawiazala chlopakowi krawat.
- Dzieki Luno, musisz mnie kiedys tego nauczyc.
- Pewnie, jest bardzo przydatne.
- Skad je znasz?
Dziewczyna posmutniala.
- Jak jeszcze tatus pracowal w Ministerstwie to moja mamusia codziennie wiazala tym zakleciem tatusiowi krawat do pracy. Jemu ono nigdy nie wychodzilo poprawnie.
- Twoj tata pracowal w Ministerstwie? - w tym samym czasie mega zdziwieni gryfoni zadali to samo pytanie. Luna widzac ich zdziwienie usmiechnela sie.
- Tak, pracowal w dziale kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. Objal to stanowisko zaraz po szkole i dopiero dwa lata po smierci mamy zalozyl "zaglera". Czemu to was dziwi?
Gryfoni spojrzeli po sobie. Czemu ich dziwi? Pierwsza odezwala sie Luna.
- Nic, tak poprostu.... Twoj tata nie wyglada na kogos kto moglby chodzic w uniformie z krawatem pod szyja codzien do pracy.
Dziewczyna zbyt dobrze pamietala jak Pan Lovegood ubral sie na slub Billa i Fleur i choc bardzo sie starala to nie mogla sobie wyobrazic tego mezczyzny w czyms bardziej normalnym. Krukonka usmiechnela sie ze zrozumieniem.
- Tatus kiedys byl zupelnie inny. Po smierci mamy troche no... zmienil swoj styl ale... no wiecie...
Blondynka zrobila sie czerwona na twarzy ale Ginny spojrzala na nia czule. Krukonka juz jakis czas temu przyznala jej sie ze zdaje sobie sprawe z dziwactwa swojego ojca ale najpierw poprostu wierzyla we wszystko co opowiadal o maginczych stworzeniach i ogolnie we wszystko bedac rozgoryczona po smierci matki a teraz zwyczajnie zbyt mocno go kocha aby swiadomic mu ze gada glupoty, ubiera sie jak blazen i ogolnie wszyscy uwazaja go za dziwaka a ja przy tym tez. Zreszta, przyzwyczaila sie juz do tego.
- Luno, nie smuc sie.
- Nie smuce sie, po prostu smutokurz musial wpasc mi niezauwazony do ust stad ten smutek w moich oczach.
Cala trojka zasmiala sie glosno a po chwili wszyscy wychodzili juz na perony czemu jak zawsze towazyszyl gwar i smiechy uczniow. Hagrid juz nawolywal pierwszorocznych by wraz z nim przeprawili sie przez jezioro a starsi uczniowie ruszyli do karet by po kilku minutach juz byc w Wielkiej Sali. Ginny i Neville pomachali blondynce i poszli razem z Harry'm, Ronem i Hermiona do stolu Gryfonow a Luna usiadla na pierwszym wolnym miejscu przy stole krukonow, Po piesni Tiary ktora standardowo opowiedziala o kazdym z domow w kilku slowach i napomniala wszystkich do zjednoczenia sie w walce przeciw zlu rozpoczely sie przydzialy nowych uczniow. Po dobrych 30minutach przybylo 7 krukonow, 9 puchonow a Gryffindor i Slytherin zdobyli po 10 uczniow wstal dyrektor i swoim milym glosem starszego pana zaczal coroczna przemowe.
- Witam Was moi drodzy na Rozpoczeciu Nowego Roku Szkolnego w Hogwarcie! Mam wam do przekazania kilka waznych informacji, najpierw jednak przestwie wam profesora Lupina ktorego czesc z was na pewno pamieta i ktory uprzejmie zgodzil sie ponownie objac stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarna Magia. Powitajcie go! - Luna patrzyla na nowego/bylego profesora a gdy spojrzala w strone stolu lwa zauwazyla ze nie tylko ona ma zdziwienie wypisane na trzarzy. Co stalo sie z Moody'im? - Profesor Snape ponownie wrucil do nauczania Eliksirow. Prefektami naczelnymi zostali Draco Malfoy ze Slytherinu oraz Hermiona Granger z Gryffindoru. Brawa dla nich! Jak zawsze przypominam aby omijac korytarz na trzecim pietrze i oczywiscie nie zblizac sie do Zakazanego Lasu, chyba ze podczas lekcji pod czujnym okiem profesora Hagrida. W tym roku nie mozna rowniez przebywac bez nauczyciela po za zamkiem miedzy godzina 16.30 - 7.30 Wszyscy z was wiedza jaka jest sytuacja w swiecie czarodzieji i ze jestesmy i ze jestesmy w stanie wojny poniewaz sam osobiscie uswiadomilem wszystkich uczniow i ich rodzicow ze swiata niemagicznego i choc szkola jest calkowicie bezpieczna i nikt nie wejdzie to nie jestem w stanie reczyc za wszystkich uczniow - spojrzal w strone stolu weza - i ich poglady polityczne, dlatego tez prosilbym starszych uczniow aby nie zostawialt mlodszych kolegow samych poniewaz nie kazdy bedzie sie w stanie umiejetnie obronic w razie potrzeby/ Jak wiecie przezorny zawsze ubezpieczony. A teraz usmiechy na usta i smacznego! - Albus Dumbledore klasnal w dlonie i nim usiadl stoly juz uginaly sie od jedzenia.
Dwie godziny puzniej gdy wiekszosc uczniow przebrana w pizamy udala sie do lozek Ginny wrzucila do kominka proszek Fiuu i wsadzila glowe w zielone plomienie wypowiadajac przy tym wyraznie 'Nora'. Jej glowa znalazla sie w kuchni gdzie Pani Weasley sprzatala wlasnie po kolacji.
- Ginny, co sie dzieje?
- Nic mamo, chcialam tylko zapytac jak to stalo ze jednak Remus bedzie nas uczyl a nie Mood'y?
Mina Pani Weasley wyraznie zmienila wyraz.
- Skad wiesz ze Alastor mial byc...
- Podsluchalam ale prosze nie praw mi teraz kazania tylko mow jak to sie stalo?
Gdy ujrzala lzy w oczach matki juz znala odpowiedz.
- Kiedy? Jak?
- Dzis w poludnie. Razem z kilkoma innymi czlonkami Zakonu mieli misje i cos poszlo nie tak.
Chciala matke przytulic, jakos pocieszyc. Jej matka i Moody byli bardzo z zzyci, zaprzyjaznili sie jeszcze w szkole a po pierwszej wojnie w ktorej zginela cala rodzina jej matki i jego byli dla siebie jak rodzenstwo. Na szczescie w tej chwili wszedl jej tato i gdy spojrzal na glowe corki w kominku i placzaca zone od razu zorietowal sie co sie stalo i zaczal pocieszac zone. Ginny wyszeprala jedynie 'Przykro mi' i wrocila glowa do Pokoju Wspolnego. Dopiero teraz zauwazyla ze policzki ma mokre od lez. Otarla je i ruszyla do sypialni dziewczat - jutro powie reszcie.
Nastepnego dnia przed sniadaniem przekazala im wiadomosc o smierci mezczyzny ktorego traktowala jak wojka. Wszystkimi ta wiadomosc wszasnela i nawet Luna ktora dosiadla sie do ich stolu i sumie nie znala czarodzieja miala smutek w oczach podobnie jak Neville. Harry z Ronem postanowili ze skoluja troche Ognistej Weaskey by magiczna tadycja wypic po kieliszku za spokoj zmarlego. Po kilku minutach ciszy kazdy zaczal rozchodzic sie na wlasne zajecia. Luna spojrzala na swoj plan - pierwsze dwie godziny to eliksiry - super. Spojrzala na ruda i po minie wywnioskowala ze maja to samo. Wychodzily juz z Wielkiej Sali gdy blondynka uslyszala ze wola ja opiekun jej domu.
- Panno Lovegood!
- Tak profesorze?
- Profesor Dumbledore prosi abys dzis o 18 odwiedzila go w gabinecie. Haslo to 'rodzynki'.
- Oczywiscie profesorze. - Usmiechnela sie ale po chwili juz marszczyla czolo. Co Dumbledore moze od niech chciec? Ginny chyba myslala o tym samym bo odezwala sie.
- Wiesz o co moze chodzic?
- Nie mam pojecia ale pomyslimy o tym pozniej. Teraz trzeba leciec na eliksiry bo jak sie spuznimy....
Wpadly do sali doslownie minute przed Snape'em ale zdarzyly wyjac podreczniki.
- Minus 5 punktow za krzywy krawat Weasley.
No to sie zaczelo...
Dzien zlecial szybko i tylko eliksiry byly jak zwykle nie przyjemne. Nim Luna sie obejrzala juz szla do gabinetu dyrektora a za godzine miala byc pamiatka za Moody'iego w Pokoju Zyczen.
- Witam Panno Lovegood, prosze usiadz. Dropsika?
- Nie dziekuje profesorze.
- Jak pierwszy dzien?
- Dobrze, aczykolwiek gdyby nie profesor Snape byloby o wiele lepiej.
- Zgaduje ze wiecie juz o Alastorze?
- Tak, przykro mi.
Czarodziej na chwile zamyslil sie ale po chwili znow podjal dziarskim tonem.
- Zapewne zastanawiasz sie czemu Cie tu wezwalem.
- Oczywiscie.
- Chcialem cie poprosic o wykonanie pewnego zadania. Dlugo myslalem komu je powierzyc i ostatecznie postanowilem w pierwszej kolejnosci poprosic o to Ciebie.
- Jestem zaszczycona profesorze. Jak moge pomuc?
- Chcialbym wyslac Cie do roku 1977 abys zdobyla dla mnie pewne wspomnienie.
Dziewczyne wmurowalo. Cofnac sie do lat '70?
- Czyje to wspomnienie?
Czarodziej odpowiedzial dopiero po chwili podczas ktorej patrzyl jej gleboko w oczy.
- Profesora Snape'a.
Wyrzeszczyla oczy na czarodzieja siedzacego przed nia tak bardzo ze jeden zbylych dyrektorow zastanawial sie w swoim obrazie czy aby dziewczynie nie wypadna.
- Co?
- Tak Luno. Wpomnienie nalezy do profesora Snape'a.
- A czemu Pan poprostu nie poprosi go o to wspomnienie? Przeciez profesor Snape jest po naszej stronie. - Ginny opowiedziala jej o Zakonie Feniksa i o tym co robi dla nich Mistrz Eliksirow dyrektor jednak zdecydowal sie nie podejmowac tematu skad ona o tym wie.
- Owszem, ale przyjecie Mrocznego Znaku jest jednoczesnie Wieczysta Przysiega. Voldemort pokazal Severusowi cos bardzo poteznego i to wlasnie to zawazylo ostatecznie o jego decyzji o przylaczeniu sie do Smierciozerow, ale Mroczny Znak uniemozliwia mu pokazanie komukolwiek tego wspomnienia.
- Co to za wspomnienie?
- Voldemort pokazuje mu jak sie robi horkruksa. Wiesz co to jest?
Krukonka nie miala pojecia ale byla pewna ze to cos z dziedziny bardzo czarnej magii.
- Niestety nie.
Dyrektor po krotce opowiedzial jej o horkruksach i o tym jakie maja znaczenie w tej wojnie.
- Luno, informacje ktore Ci wlasnie przekazalem sa bardzo istotne ale rozniez stwiaja cie w ogromnym niebezpieczenstwie. Oprucz ciebie jedynie 3 uczniow wie o tym co ci tu powiedzialem i chcialby aby tak pozostalo.
- Czywiscie profesorze. Czy profesor Snape wie o mojej wyprawie?
- Nie, i niech tak pozostanie. Im mniej wie tym lepiej dla niego. Jesli chodzi o strone techniczna to zjawisz sie na rozpoczeciu roku. Jestes co prawda w 6 klasie ale trafisz na rok Severusa zeby bylo ci latwiej sie z nim zaprzyjaznic wiec na rok 7 ale jestes inteligetna wiec dasz sobie rade. Masz 3 miesiace na zdobycie zaufania mlodego profesora i wyciagniecie z niego wspomnienia.
- Kiedy sie przeniose?
- W piatek. Jakies pytania?
- Tylko jedno. Jakim chlopcem byl wtedy profesor?
Dyrektor znow sie zamyslil jakby wracajac wspomnieniami do przeszlosci.
- Byl bardzo skryty w sobie, zachwycony potega Czarnej Magii i juz wtedy ciagnelo go do Voldemorta.
Tym razem to Luna sie zamyslila.
- A czy nie lepiej by bylo gdybym sprubowala naklonic profesora abyb zszedl z drogi czarnej magii?
- Nie moja droga, nie moge ci na to pozwolic. Bez Severusa nie bedziemy mieli zadnych szans na wygranie tej wojny a gdyby wtedy podjal inna decyzje to dzis nie bylby tym kim jest. Wszystko potoczylo by sie inaczej. Twoje zadanie ogranicza sie jedynie do wyciagniecia od niego wspomnienia o ktorym ci juz powiedzialem. Chce cie widziec w piatek o polnocy w moim gabinecie. Mozesz juz wrucic do swoich zajec.
- Dziekuje profesorze.
Wciaz zamyslona wyszla z gabinetu dyrektora i poszla na pamiatke po Moody'im.
Nastepne dni minely uczniom szybko i nim spostrzegli byl juz upragniony weekend. Pogoda byla piekna wiec wszyscy uczniowie z wyjatkiem Hermiony Granger ktora pisala esej na transumatacje w bibliotece wyszla na blonia by wdychac swierze powietrze i cieszyc sie ostatnimi dniami slonca. Ginny siedziala na trawie w ramionach Harry'ego, obok nich siedzial lekko sztywny Ron ktory wciaz nie mogl sie oswoic z mysla ze jego najlepszy przyjaciel kocha jego siostre, Neville kilka metrow dalej zbieral jakas rosline na temat ktorej mial napisac prace na zielarstwo. Luna natomiast siedziala pograzona we wlasnych myslach. Przez caly tydzien ukradkiem obserwowala profesora Snape'a i im dluzej to robila tym bardziej przekonywala sie ze zadanie ktore powierzyl jej profesor Dumbledore jest nie mozliwe do wykonania. Wszyscy wiedzieli ze Snape jest dupkiem, zgorzknialym starym kawalerem z podlym humorem, niesprawiedliwym, faworyzujacych slizgonow nietoperzem, ale w tym roku jest jeszcze gorszy. Szanuje go jako profesora, i za to wszystko co dla nich robi w wojnie ale w glebi serca szczerze go nie lubi. A zdawala sobie sprawe z tego ze teraz jak jest po stronie dobra to pewnie jest z nim lepiej niz gdy zostal smierciozerca. Tatus opowiadal jej ze kiedys Snape byl gorszy od rodzenstwa Carrow i Bellatrix Lestrange razem wzietych. A ona miala wkroczyc na scene na kilka tygodni przed tym jak przylaczyl sie do smierciozercow. Potarla oczy.
- Luna, co sie dzieje? Ostatnio jestes jakas nieobecna.
- Harry, nic sie nie stalo poprostu Luna martwi sie o tate. - Ginny wybawila przyjaciolke od odpowiedzi na pytanie. Krukonka nie lubiala klamac, szczegolnie tym ktorych lubi. Gdy po pamiatce przyjaciolka zapytala ja co chcial od niej dyrektor powiedziala jej ze ten wysyla ja na misje ale nie moze inkomu o tym mowic. Ruda zrozumiala i nie meczyla jej o to.
- Zagramy w eksplodujacego durnia? - zaproponowal Ron i wszyscy przytakneli. Reszte dnia spedzili smiejac sie i zartujac a gdy rozchodzili sie do swoich wiez gryfonka dyskretnie przytulila blondynke, kazala jej uwazac i zyczyla powodzenia. Luna wzdechnela - to ostatnie mocno jej sie przyda. Ruszyla w strone swojego dormitorium.
- Panno Lovegood, widze ze juz Pani czeka.
- Tak profesorze, jestem gotowa.
- Nie moja droga, jeszcze nie. Najpierw musimy troche zmienic twoj wyglad aby w pozniejszych latach profesor nie zorietowal sie ze to bylas ty.
Machnieciem rozdzki zmienil kolor jej wlosow z jasnego blondu na ciemna czekolade, staly sie proste, a na jej nosie polawily sie okulary w czarnych oprawkach.
- Mysle ze tyle wystarczy. Przy twojej urodzie zmiana koloru wlosow sprawila ze wygladasz zupelnie jak inna osoba.
- Dziekuje profesorze. Mam jeszcze jedno pytanie.
- Slucham.
- Jak sie tam przeniose?
- Dzieki proszkowi Prezent-Past. Moj wynalazek. Dziala tak samo jak proszej Fiuu tylko zamiast miejsca w ktorym chcesz sie znalesc podajesz konkretna date oraz godzine. Dzis jest 4 wrzesnia, piec po polnocy. Jak bedziesz wracac powiedz ta date tylko dodaj 5min tak na wszelki wypadek. Trzymaj, to na powrut. To list dla mnie, daj mi go zaraz po wyjsciu z kominka. A to na teraz - wreczyl jej wpierw woreczek z fioletowym proszkiem, nastepnie zapieczetowana koperte a na koncu podsunal mala doniczke z proszkiem w srodku. Rozdzka lewitowala kufer do kominka i wziela do reki garsc proszku.
- Jaka data profesorze?
- 1 wrzesnia 1977, godzina 18.30.
Weszla do kominka i nabrala glebiej powietrza.
- Powodzenia Panno Lovegood.
- Dziekuje profesorze - zamknela oczy, chwycila kufer i wypowiedziala - 1 wrzesnia 1977, godzina 18.30.
No i przepraszam za brak znakow polskich ale niestety laptop jest po angielsku, jestem ciemna i nie umiem zmienic jezyka, wiec nie mam mozliwosci stosowania znakow polskich (chyba, ale nawet jak jest to bladego pojecia jak zrobic zeby byla). Mam nadzieje ze nie przeszkodzi wam to w czytaniu.
Zapraszam do czytania i komentowania, mam nadzieje ze wam sie spodoba ten pomysl.
Buziaki
Rodzial I
Luna Lovegood, Ginny Weasley i Neville Longbottom rozmawiali w jednym z dziesiatek wagonow Expressu Hogwart bedacym w polowie drogi do wioski czarodziejow znajdujacej sie niedaleko szkoly. Neville spojrzal wlasnie nie pewnie na Ginny ktora wlasnie powiedziala im ze gdy podsluchiwala spotkanie Zakonu Feniksa to dowiewiedziala sie ze Snape znow bedzie nauczyc Eliksirow a Moody (tym razem ten prawdziwy) powraca do szkoly by ponownie objac stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarna Magia.
- Jestes pewna Ginny?
- Tak, dlaczego?
Neville opowiedzial dziewczynom co Moody zrobil podczas ich pierwszej lekcji na czwartym roku.
- Rozumiem Neville twoje podejscie i obawy ale musisz pamietac ze to nie byl prawdziwy Moody tylko podszywajacy sie pod niego smierciozerca. W rzeczywistosci wcale nie jest taki zly i na pewno nie zrobilby czegos takiego.
- Wiem ale mimo wszystko zawsze jak widze jego twarz to przed oczami staje mi tamten wyginajacy sie w bolu pajak. To silniejsze ode mnie.
Luna ktora dotychczas tylko przysluchiwala sie rozmowie przyjaciol postanowila sie wstracic.
- Neville, nie martw sie na zapas. Od jak dawna nie widziales profesora?
Chlopak zastanowil sie dluzsza chwile
- Ostatni raz spotkalem go gdy ponad rok temu bylismy w Ministerstwie ale tylko przelotnie i nie mialem wiele czasu na rozpamietywanie tamtej lekcji. A wczesniej widzialem go ostatni raz w dniu ostatniego zadania Turnieju Trojmagicznego.
- No wlasnie Neville, czyli dobre 2,5 roku temu, a to duzo. Podejdz do niego na luzie a bedzie dobrze. Po za tym jestem przekonana ze prawdziwy profesor bedzie zupelnie inny niz tamten smierciozerca.
- Mam nadzieje ze masz racje Luno.
Nie mieli czasu rozstrzasac dalej tego tematu poniewaz do przedzialu zajrzala starsza czarownica z wozkiem pelnym slodyczy spytac czy maja na cos ochote a zaraz po niej wpadl Malfoy jeszcze dumniejszyy niz zwykle (tak, bylo to jak widac mozliwe) ubrany juz w szkolne szaty z odznaka Prefekta Naczelnego na lewej piersi ze swoimi gorylami.
- No, no, kogo my tu mamy? Dziwadlo, zdrajczyni krwi i bezmozg. Dobrany z was trojkacik.
Ryknal glosno z wlasnego dowcipu a goryle ulamek sekundy dolaczyli do niego.
- Wynos sie Malfoy albo...
- Albo co? Poszczujesz mnie ropucha Longbottoma?
Ginny zacisnela piesci i zucila sie na slizgona ale ten w mgnieniu oka machnieciem rozdzki zwiazal ja i zakneblowal usta
- Uwazaj na kogo podnosisz reke Weasley - wydal jeszcze bardziej piers na ktorej lsnila jego odznaka - w przeciwnym razie Gryffindor juz na zawsze bedzie na minusie z punktami.
I wyszedl zostawiajac wsciekla dziewczyne czerwona niczym jej wlosy ze zlosci na twarzy i poszedl chwalic sie dalej. Krukonka ze starszym gryfonem od razu pomogli przyjaciolce wydostac sie z uscisku lin a knebel z ust zerwala sama zupelnie nie zwazajac na towazyszacy temu bol.
- Jak on smial? Jak on... Gdzie moja rozdzka? Ja mu zaraz pokaze....
Podwinela rekawy i przeszukiwala wlasnie torbe w poszukiwaniu magicznej paleczki.
- Ginny, uspokuj sie, nic ci to nie da, jedynie wpakucie cie w klopoty a tego ci chyba nie potrzeba na samym poczatku roku, co?
Gdy dziewczyna wcale nie przestala poszukiwac torby Neville chwycil ja za ramie i obrucil w swoja strone.
- Ginny, Luna ma racje. Pomysl rozsadnie.
- Rozsadnie? To wy pomyslcie rozsadnie! Wlasnie nas obrazil i jeszcze zagrozil na do widzenia a ja mam mu to puscic plazem? Nigdy!
Luna poklecila glowa - jej przyjaciolka byla gryfonka w kazdym calu.
- Uspokuj sie i usiadz. Bedzie jeszcze nie jedna szansa na odegranie sie Malfoyowi i dobrze o tym wiesz. W przeciwienstwie do tego co mysli nie ma wladzy absolutnej.
Do dziewczyny chyba rzeczywiscie zaczely docierac ich argumenty bo zamknela kufer z hukiem i usiadla obok.
- Nie ujdzie mu to na sucho.
Luna lekko usmiechnela sie widzac ze ruda wlasnie obmysla plan odegrania sie na blondynie a Neville psojrzal na zegrarek ktory dostal od babci na 17-te urodziny.
- Za pol godziny bedziemy na miejscu wiec lepiej przebierzmy sie.
Dziewczeta przytaknely i po chwili byli juz w szkolnych szatach, jedynie Neville mial standardowo problem z krawatem. Krukonka wziela rozdzke i jednym prostym zakleciem zawiazala chlopakowi krawat.
- Dzieki Luno, musisz mnie kiedys tego nauczyc.
- Pewnie, jest bardzo przydatne.
- Skad je znasz?
Dziewczyna posmutniala.
- Jak jeszcze tatus pracowal w Ministerstwie to moja mamusia codziennie wiazala tym zakleciem tatusiowi krawat do pracy. Jemu ono nigdy nie wychodzilo poprawnie.
- Twoj tata pracowal w Ministerstwie? - w tym samym czasie mega zdziwieni gryfoni zadali to samo pytanie. Luna widzac ich zdziwienie usmiechnela sie.
- Tak, pracowal w dziale kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. Objal to stanowisko zaraz po szkole i dopiero dwa lata po smierci mamy zalozyl "zaglera". Czemu to was dziwi?
Gryfoni spojrzeli po sobie. Czemu ich dziwi? Pierwsza odezwala sie Luna.
- Nic, tak poprostu.... Twoj tata nie wyglada na kogos kto moglby chodzic w uniformie z krawatem pod szyja codzien do pracy.
Dziewczyna zbyt dobrze pamietala jak Pan Lovegood ubral sie na slub Billa i Fleur i choc bardzo sie starala to nie mogla sobie wyobrazic tego mezczyzny w czyms bardziej normalnym. Krukonka usmiechnela sie ze zrozumieniem.
- Tatus kiedys byl zupelnie inny. Po smierci mamy troche no... zmienil swoj styl ale... no wiecie...
Blondynka zrobila sie czerwona na twarzy ale Ginny spojrzala na nia czule. Krukonka juz jakis czas temu przyznala jej sie ze zdaje sobie sprawe z dziwactwa swojego ojca ale najpierw poprostu wierzyla we wszystko co opowiadal o maginczych stworzeniach i ogolnie we wszystko bedac rozgoryczona po smierci matki a teraz zwyczajnie zbyt mocno go kocha aby swiadomic mu ze gada glupoty, ubiera sie jak blazen i ogolnie wszyscy uwazaja go za dziwaka a ja przy tym tez. Zreszta, przyzwyczaila sie juz do tego.
- Luno, nie smuc sie.
- Nie smuce sie, po prostu smutokurz musial wpasc mi niezauwazony do ust stad ten smutek w moich oczach.
Cala trojka zasmiala sie glosno a po chwili wszyscy wychodzili juz na perony czemu jak zawsze towazyszyl gwar i smiechy uczniow. Hagrid juz nawolywal pierwszorocznych by wraz z nim przeprawili sie przez jezioro a starsi uczniowie ruszyli do karet by po kilku minutach juz byc w Wielkiej Sali. Ginny i Neville pomachali blondynce i poszli razem z Harry'm, Ronem i Hermiona do stolu Gryfonow a Luna usiadla na pierwszym wolnym miejscu przy stole krukonow, Po piesni Tiary ktora standardowo opowiedziala o kazdym z domow w kilku slowach i napomniala wszystkich do zjednoczenia sie w walce przeciw zlu rozpoczely sie przydzialy nowych uczniow. Po dobrych 30minutach przybylo 7 krukonow, 9 puchonow a Gryffindor i Slytherin zdobyli po 10 uczniow wstal dyrektor i swoim milym glosem starszego pana zaczal coroczna przemowe.
- Witam Was moi drodzy na Rozpoczeciu Nowego Roku Szkolnego w Hogwarcie! Mam wam do przekazania kilka waznych informacji, najpierw jednak przestwie wam profesora Lupina ktorego czesc z was na pewno pamieta i ktory uprzejmie zgodzil sie ponownie objac stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarna Magia. Powitajcie go! - Luna patrzyla na nowego/bylego profesora a gdy spojrzala w strone stolu lwa zauwazyla ze nie tylko ona ma zdziwienie wypisane na trzarzy. Co stalo sie z Moody'im? - Profesor Snape ponownie wrucil do nauczania Eliksirow. Prefektami naczelnymi zostali Draco Malfoy ze Slytherinu oraz Hermiona Granger z Gryffindoru. Brawa dla nich! Jak zawsze przypominam aby omijac korytarz na trzecim pietrze i oczywiscie nie zblizac sie do Zakazanego Lasu, chyba ze podczas lekcji pod czujnym okiem profesora Hagrida. W tym roku nie mozna rowniez przebywac bez nauczyciela po za zamkiem miedzy godzina 16.30 - 7.30 Wszyscy z was wiedza jaka jest sytuacja w swiecie czarodzieji i ze jestesmy i ze jestesmy w stanie wojny poniewaz sam osobiscie uswiadomilem wszystkich uczniow i ich rodzicow ze swiata niemagicznego i choc szkola jest calkowicie bezpieczna i nikt nie wejdzie to nie jestem w stanie reczyc za wszystkich uczniow - spojrzal w strone stolu weza - i ich poglady polityczne, dlatego tez prosilbym starszych uczniow aby nie zostawialt mlodszych kolegow samych poniewaz nie kazdy bedzie sie w stanie umiejetnie obronic w razie potrzeby/ Jak wiecie przezorny zawsze ubezpieczony. A teraz usmiechy na usta i smacznego! - Albus Dumbledore klasnal w dlonie i nim usiadl stoly juz uginaly sie od jedzenia.
Dwie godziny puzniej gdy wiekszosc uczniow przebrana w pizamy udala sie do lozek Ginny wrzucila do kominka proszek Fiuu i wsadzila glowe w zielone plomienie wypowiadajac przy tym wyraznie 'Nora'. Jej glowa znalazla sie w kuchni gdzie Pani Weasley sprzatala wlasnie po kolacji.
- Ginny, co sie dzieje?
- Nic mamo, chcialam tylko zapytac jak to stalo ze jednak Remus bedzie nas uczyl a nie Mood'y?
Mina Pani Weasley wyraznie zmienila wyraz.
- Skad wiesz ze Alastor mial byc...
- Podsluchalam ale prosze nie praw mi teraz kazania tylko mow jak to sie stalo?
Gdy ujrzala lzy w oczach matki juz znala odpowiedz.
- Kiedy? Jak?
- Dzis w poludnie. Razem z kilkoma innymi czlonkami Zakonu mieli misje i cos poszlo nie tak.
Chciala matke przytulic, jakos pocieszyc. Jej matka i Moody byli bardzo z zzyci, zaprzyjaznili sie jeszcze w szkole a po pierwszej wojnie w ktorej zginela cala rodzina jej matki i jego byli dla siebie jak rodzenstwo. Na szczescie w tej chwili wszedl jej tato i gdy spojrzal na glowe corki w kominku i placzaca zone od razu zorietowal sie co sie stalo i zaczal pocieszac zone. Ginny wyszeprala jedynie 'Przykro mi' i wrocila glowa do Pokoju Wspolnego. Dopiero teraz zauwazyla ze policzki ma mokre od lez. Otarla je i ruszyla do sypialni dziewczat - jutro powie reszcie.
Nastepnego dnia przed sniadaniem przekazala im wiadomosc o smierci mezczyzny ktorego traktowala jak wojka. Wszystkimi ta wiadomosc wszasnela i nawet Luna ktora dosiadla sie do ich stolu i sumie nie znala czarodzieja miala smutek w oczach podobnie jak Neville. Harry z Ronem postanowili ze skoluja troche Ognistej Weaskey by magiczna tadycja wypic po kieliszku za spokoj zmarlego. Po kilku minutach ciszy kazdy zaczal rozchodzic sie na wlasne zajecia. Luna spojrzala na swoj plan - pierwsze dwie godziny to eliksiry - super. Spojrzala na ruda i po minie wywnioskowala ze maja to samo. Wychodzily juz z Wielkiej Sali gdy blondynka uslyszala ze wola ja opiekun jej domu.
- Panno Lovegood!
- Tak profesorze?
- Profesor Dumbledore prosi abys dzis o 18 odwiedzila go w gabinecie. Haslo to 'rodzynki'.
- Oczywiscie profesorze. - Usmiechnela sie ale po chwili juz marszczyla czolo. Co Dumbledore moze od niech chciec? Ginny chyba myslala o tym samym bo odezwala sie.
- Wiesz o co moze chodzic?
- Nie mam pojecia ale pomyslimy o tym pozniej. Teraz trzeba leciec na eliksiry bo jak sie spuznimy....
Wpadly do sali doslownie minute przed Snape'em ale zdarzyly wyjac podreczniki.
- Minus 5 punktow za krzywy krawat Weasley.
No to sie zaczelo...
Dzien zlecial szybko i tylko eliksiry byly jak zwykle nie przyjemne. Nim Luna sie obejrzala juz szla do gabinetu dyrektora a za godzine miala byc pamiatka za Moody'iego w Pokoju Zyczen.
- Witam Panno Lovegood, prosze usiadz. Dropsika?
- Nie dziekuje profesorze.
- Jak pierwszy dzien?
- Dobrze, aczykolwiek gdyby nie profesor Snape byloby o wiele lepiej.
- Zgaduje ze wiecie juz o Alastorze?
- Tak, przykro mi.
Czarodziej na chwile zamyslil sie ale po chwili znow podjal dziarskim tonem.
- Zapewne zastanawiasz sie czemu Cie tu wezwalem.
- Oczywiscie.
- Chcialem cie poprosic o wykonanie pewnego zadania. Dlugo myslalem komu je powierzyc i ostatecznie postanowilem w pierwszej kolejnosci poprosic o to Ciebie.
- Jestem zaszczycona profesorze. Jak moge pomuc?
- Chcialbym wyslac Cie do roku 1977 abys zdobyla dla mnie pewne wspomnienie.
Dziewczyne wmurowalo. Cofnac sie do lat '70?
- Czyje to wspomnienie?
Czarodziej odpowiedzial dopiero po chwili podczas ktorej patrzyl jej gleboko w oczy.
- Profesora Snape'a.
Wyrzeszczyla oczy na czarodzieja siedzacego przed nia tak bardzo ze jeden zbylych dyrektorow zastanawial sie w swoim obrazie czy aby dziewczynie nie wypadna.
- Co?
- Tak Luno. Wpomnienie nalezy do profesora Snape'a.
- A czemu Pan poprostu nie poprosi go o to wspomnienie? Przeciez profesor Snape jest po naszej stronie. - Ginny opowiedziala jej o Zakonie Feniksa i o tym co robi dla nich Mistrz Eliksirow dyrektor jednak zdecydowal sie nie podejmowac tematu skad ona o tym wie.
- Owszem, ale przyjecie Mrocznego Znaku jest jednoczesnie Wieczysta Przysiega. Voldemort pokazal Severusowi cos bardzo poteznego i to wlasnie to zawazylo ostatecznie o jego decyzji o przylaczeniu sie do Smierciozerow, ale Mroczny Znak uniemozliwia mu pokazanie komukolwiek tego wspomnienia.
- Co to za wspomnienie?
- Voldemort pokazuje mu jak sie robi horkruksa. Wiesz co to jest?
Krukonka nie miala pojecia ale byla pewna ze to cos z dziedziny bardzo czarnej magii.
- Niestety nie.
Dyrektor po krotce opowiedzial jej o horkruksach i o tym jakie maja znaczenie w tej wojnie.
- Luno, informacje ktore Ci wlasnie przekazalem sa bardzo istotne ale rozniez stwiaja cie w ogromnym niebezpieczenstwie. Oprucz ciebie jedynie 3 uczniow wie o tym co ci tu powiedzialem i chcialby aby tak pozostalo.
- Czywiscie profesorze. Czy profesor Snape wie o mojej wyprawie?
- Nie, i niech tak pozostanie. Im mniej wie tym lepiej dla niego. Jesli chodzi o strone techniczna to zjawisz sie na rozpoczeciu roku. Jestes co prawda w 6 klasie ale trafisz na rok Severusa zeby bylo ci latwiej sie z nim zaprzyjaznic wiec na rok 7 ale jestes inteligetna wiec dasz sobie rade. Masz 3 miesiace na zdobycie zaufania mlodego profesora i wyciagniecie z niego wspomnienia.
- Kiedy sie przeniose?
- W piatek. Jakies pytania?
- Tylko jedno. Jakim chlopcem byl wtedy profesor?
Dyrektor znow sie zamyslil jakby wracajac wspomnieniami do przeszlosci.
- Byl bardzo skryty w sobie, zachwycony potega Czarnej Magii i juz wtedy ciagnelo go do Voldemorta.
Tym razem to Luna sie zamyslila.
- A czy nie lepiej by bylo gdybym sprubowala naklonic profesora abyb zszedl z drogi czarnej magii?
- Nie moja droga, nie moge ci na to pozwolic. Bez Severusa nie bedziemy mieli zadnych szans na wygranie tej wojny a gdyby wtedy podjal inna decyzje to dzis nie bylby tym kim jest. Wszystko potoczylo by sie inaczej. Twoje zadanie ogranicza sie jedynie do wyciagniecia od niego wspomnienia o ktorym ci juz powiedzialem. Chce cie widziec w piatek o polnocy w moim gabinecie. Mozesz juz wrucic do swoich zajec.
- Dziekuje profesorze.
Wciaz zamyslona wyszla z gabinetu dyrektora i poszla na pamiatke po Moody'im.
Nastepne dni minely uczniom szybko i nim spostrzegli byl juz upragniony weekend. Pogoda byla piekna wiec wszyscy uczniowie z wyjatkiem Hermiony Granger ktora pisala esej na transumatacje w bibliotece wyszla na blonia by wdychac swierze powietrze i cieszyc sie ostatnimi dniami slonca. Ginny siedziala na trawie w ramionach Harry'ego, obok nich siedzial lekko sztywny Ron ktory wciaz nie mogl sie oswoic z mysla ze jego najlepszy przyjaciel kocha jego siostre, Neville kilka metrow dalej zbieral jakas rosline na temat ktorej mial napisac prace na zielarstwo. Luna natomiast siedziala pograzona we wlasnych myslach. Przez caly tydzien ukradkiem obserwowala profesora Snape'a i im dluzej to robila tym bardziej przekonywala sie ze zadanie ktore powierzyl jej profesor Dumbledore jest nie mozliwe do wykonania. Wszyscy wiedzieli ze Snape jest dupkiem, zgorzknialym starym kawalerem z podlym humorem, niesprawiedliwym, faworyzujacych slizgonow nietoperzem, ale w tym roku jest jeszcze gorszy. Szanuje go jako profesora, i za to wszystko co dla nich robi w wojnie ale w glebi serca szczerze go nie lubi. A zdawala sobie sprawe z tego ze teraz jak jest po stronie dobra to pewnie jest z nim lepiej niz gdy zostal smierciozerca. Tatus opowiadal jej ze kiedys Snape byl gorszy od rodzenstwa Carrow i Bellatrix Lestrange razem wzietych. A ona miala wkroczyc na scene na kilka tygodni przed tym jak przylaczyl sie do smierciozercow. Potarla oczy.
- Luna, co sie dzieje? Ostatnio jestes jakas nieobecna.
- Harry, nic sie nie stalo poprostu Luna martwi sie o tate. - Ginny wybawila przyjaciolke od odpowiedzi na pytanie. Krukonka nie lubiala klamac, szczegolnie tym ktorych lubi. Gdy po pamiatce przyjaciolka zapytala ja co chcial od niej dyrektor powiedziala jej ze ten wysyla ja na misje ale nie moze inkomu o tym mowic. Ruda zrozumiala i nie meczyla jej o to.
- Zagramy w eksplodujacego durnia? - zaproponowal Ron i wszyscy przytakneli. Reszte dnia spedzili smiejac sie i zartujac a gdy rozchodzili sie do swoich wiez gryfonka dyskretnie przytulila blondynke, kazala jej uwazac i zyczyla powodzenia. Luna wzdechnela - to ostatnie mocno jej sie przyda. Ruszyla w strone swojego dormitorium.
- Panno Lovegood, widze ze juz Pani czeka.
- Tak profesorze, jestem gotowa.
- Nie moja droga, jeszcze nie. Najpierw musimy troche zmienic twoj wyglad aby w pozniejszych latach profesor nie zorietowal sie ze to bylas ty.
Machnieciem rozdzki zmienil kolor jej wlosow z jasnego blondu na ciemna czekolade, staly sie proste, a na jej nosie polawily sie okulary w czarnych oprawkach.
- Mysle ze tyle wystarczy. Przy twojej urodzie zmiana koloru wlosow sprawila ze wygladasz zupelnie jak inna osoba.
- Dziekuje profesorze. Mam jeszcze jedno pytanie.
- Slucham.
- Jak sie tam przeniose?
- Dzieki proszkowi Prezent-Past. Moj wynalazek. Dziala tak samo jak proszej Fiuu tylko zamiast miejsca w ktorym chcesz sie znalesc podajesz konkretna date oraz godzine. Dzis jest 4 wrzesnia, piec po polnocy. Jak bedziesz wracac powiedz ta date tylko dodaj 5min tak na wszelki wypadek. Trzymaj, to na powrut. To list dla mnie, daj mi go zaraz po wyjsciu z kominka. A to na teraz - wreczyl jej wpierw woreczek z fioletowym proszkiem, nastepnie zapieczetowana koperte a na koncu podsunal mala doniczke z proszkiem w srodku. Rozdzka lewitowala kufer do kominka i wziela do reki garsc proszku.
- Jaka data profesorze?
- 1 wrzesnia 1977, godzina 18.30.
Weszla do kominka i nabrala glebiej powietrza.
- Powodzenia Panno Lovegood.
- Dziekuje profesorze - zamknela oczy, chwycila kufer i wypowiedziala - 1 wrzesnia 1977, godzina 18.30.
sobota, 27 września 2014
Wielki powrot
Witajcie!
Po pierwsze chcialam przeprosic ze tak dlugo nie bylo nowego posta ale sprawa jest prosta - brak laptopa i wstawianie zdjec kartek na ktorych zapisywalam swoje wypociny i wogule jakos mi sie to nie widziala, wogule sie zniechecilam, stwierdzilam ze to wszystko Luna i Snape to bylo za szybko sie rozwinelo, i tak nie wiadomo skad w zwiazku z tym postanawiam na razie zawiesic to opowiadanie - moze kiedys wruce choc watpie. Ale spokojnie, poniewaz mam juz w zanadrzu kolejne opowiadanie, tez Luna i Snape, przepisuje powoli z kartek na komputer i bede stwawiac nowe rozdzialy (na razie mam 3 ale to dopiero poczatek - rozkrecam sie), numery rozdzialow beda cyframi rzymskimi tak dla rozroznienia. Mam nadzieje ze przypadnie wam do gustu i zapraszam do komentowania.
I wlasnie zauwazylam ze mam juz prawie 5tys odwiedzin za co wszystkim bardzo dziekuje i mam nadzieje ze bedziecie dalej wpadac tu :)
Pozdrawiam
Po pierwsze chcialam przeprosic ze tak dlugo nie bylo nowego posta ale sprawa jest prosta - brak laptopa i wstawianie zdjec kartek na ktorych zapisywalam swoje wypociny i wogule jakos mi sie to nie widziala, wogule sie zniechecilam, stwierdzilam ze to wszystko Luna i Snape to bylo za szybko sie rozwinelo, i tak nie wiadomo skad w zwiazku z tym postanawiam na razie zawiesic to opowiadanie - moze kiedys wruce choc watpie. Ale spokojnie, poniewaz mam juz w zanadrzu kolejne opowiadanie, tez Luna i Snape, przepisuje powoli z kartek na komputer i bede stwawiac nowe rozdzialy (na razie mam 3 ale to dopiero poczatek - rozkrecam sie), numery rozdzialow beda cyframi rzymskimi tak dla rozroznienia. Mam nadzieje ze przypadnie wam do gustu i zapraszam do komentowania.
I wlasnie zauwazylam ze mam juz prawie 5tys odwiedzin za co wszystkim bardzo dziekuje i mam nadzieje ze bedziecie dalej wpadac tu :)
Pozdrawiam
sobota, 31 maja 2014
Krzywołap&Ponurak cz.3 ostatnia
No siema, tu brat autorki. Z góry przepraszam za wcześniejszego posta (zapomniałem jednej kartki) ale już jest dobrze. Jeżeli znów czegoś będzie brakować to piszcie ale jestem dziś taki przymulony, no i tyle.
Miłego czytania.
Miłego czytania.
Subskrybuj:
Posty (Atom)