wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 17

Rozdział chaniebnie krótki wiem, ale jakoś nie bardzo mam weny - niby wiem co pisać dalej ale dziś sklecenie nawet najprostrzego zdania zupełnie mi nie wychodziło dodaję więc to co napisałam wczoraj. Mam nadzieję że przed końcem tygodnia jeszcze coś dodam :)
Z dedykacją dla Luny HP
---------------------------------------------------
Snape przebudził się już dobrą godzinę temu i pomimo ze było dopiero 4 rano to nie mógł już zasnąć - w jego myśli znów wkradła się pewna Krukonka. Przymknął oczy i znów poczuł dotyk jej dłoni na swoim policzku a przed oczami widział jej twarz gdy go dotknęła. Kiedy to czuł się tak ostatni raz? No tak. To było tego wieczoru kiedy spacerując z Lily ona chwyciła go za rękę. To był ich ostatni wspólny wieczór - każdy następny spędzała z tym Potterem. Lily. Nie myślał o niej od bardzo dawna. Gdy jeszcze żył Dumbledore to ciągle przypominał mu o jego miłości do matki Harry'ego, ale odkąd go nie ma... Kiedyś chodząc po zamku wspominał momenty w których chodził po nim z nią. Teraz gdziekolwiek nie był w jego myślach była tylko ta srebrnooka dziewczyna. Jak to możliwe? Kochał Lily od tylu lat, pogodził się z myślą że ona będzie jedyną kobietą jaką kiedykolwiek miał w swoim sercu a teraz nie może oderwać myśli od jakieś tam małolaty! No tak, to pewnie dlatego że dawno nie był z kobietą... Skrzywił się. Przecież spotykał się z Rajni ostatnio nawet 3 razy w tygodniu. I coraz częściej na spotkaniu nie dochodziło jednak do zbliżenia i to z jego winy - poprostu nie był w stanie. I nie chodziło o to że nie był na to fizycznie gotowy bo Rajni zawsze bardzo go podniecała ale jego głowa pełna była kłębiących się myśli i obrazów dotyczących jego uczennicy. A jak mógłby kochać sie z Rajni skoro przed oczami miał kogoś zupełnie innego? Nie. Nie mógłby tego zrobić. Jego kochanka co prawda puki co nie zadawała żadnych pytań ale była to tak na prawde kwestia czasu - i tak już patrzyła na niego podejrzanie. Pamięta jak ją poznał. Był zagubionym młodym człowiekiem bez przyjaciół czy domu a jego jedynym celem była chęć posiadania władzy, wzbudzania przerażenia wśród innych. Zaraz po zakończeniu szkoły dołączył do wąskiego jeszcze wtedy kręgu Śmierciożerców gdzie został życzliwie przywitany nie tylko przez Czarnego Pana ale także przez Lucjusza i Narcyzę. Jako że nie miał wtedy gdzie się podziać to Malfoy'owie zaproponowali mu żeby zamieszkał u nich do puki nie dorobi się jakoś na służbie u ich Pana. Traktowali go jak swojego, jak by był w ich rodzinie od zawsze. To był pierwszy moment kiedy poczuł że gdzieś przynależy, że komuś na nim zależy, że jest w domu. Lucjusz stał się dla niego jak starszy brat do którego mógł się udać w każdej sprawie, a Narcyza dbała o niego jak rodzona matka. Szybko też zyskał sobie poważanie wśród innych śmierciożerców a Czarny Pan nagradzał go za świetne wykonywane misje. Został kimś ważnym, inni liczyli się z jego zdaniem, prosili o wstawienie się za nimi w wielu kwestiach u Czarnego Pana. Widywał już wtedy na zebraniach Rajni ale nigdy z nią nie rozmawiał. Któregoś dnia gdy wrócił po udanej akcji napadu na wioskę mugoli pod Londynem został ją i Narcyzę w salonie popijające herbatę. Narcyza oczywiście od razu ich przestawiła, a Rajni patrzyła na niego przyjaźnie. Z czasem została mu praktycznie siostrą z którą od czasu do czasu spędzał noc. Krąg Śmierciożerców został jego rodziną, pierwszą jaką kiedykolwiek miał. Choć już po roku służby stać go było na zakup własnego mieszkania którego dokonał to i tak mieszkał właściwie w Malfoy Manor. Później Czarny Pan dał mu zadanie objąć stanowisko nauczyciela eliksirów w szkole aby mógł być bliżej Dumbledore'a i śledzić jego ruchy. Zadanie nie było tak trudne jak by się wydawało, w tym czasie Narcyza urodziła Dracona a on został jego ojcem chrzesnym - był to dla niego wielki zaszczyt. A poźniej Albus znalazł jakąś wariatkę która przepowiedziała przyszłość jego Pana i chłopca urodzonego pod koniec lipca. Choć było ich dwuch - Longbottom i Potter to Czarny Pan uparł się że to musi być Potter. Gdy to usłyszał ze strachu o życie Lily udał się do Dumbledore'a i złożył Wieczystą Przysięgę że będzie już zawsze po stronie dobra. Snape cały czas udawał że nie wie jak podejść do Potterów a później ten idiota James wziął na swojego strażnika tajemnicy Glizdogona a ten za obietnicą drobnej opłaty (której w końcu i tak nie dostał) przekazał tą informację Czarnemu Panu. Był gotowy wydać się przed nim chcąc ochronić Lily ale gdy przybył na miejsce było za późno - znalazł tylko jej ciało. Trzymając ją w ramionach obiecał sobie że będzie robił wszystko by pomścić jej śmierć. Żałował że to Syriusz dopadł Glizdogona i zupełnie nie dziwił mu się że go zabił. Dopiero później wyszło na jaw jak było na prawdę. W swoim prawie 40letnim życiu tyle przeżył a teraz jakaś głupia Krukonka nie daje mu spokoju. Starając się odciągnąć myśli od przeszłości i blondynki śpiącej kilka pięter wyżej pomyślał o Amycusie i jego zainteresowaniem tą małą Weasley. O ile wcześniej ciągle wodził za nią wzrokiem, starał się być tam gdzie ona tak od kilku dni udaje że nie istnieje. Nie zerka w stronę stołu Gryfindoru, podobno nawet na lekcjach traktuje ją jak powietrze. Co mogło być tego powodem? Postanowił zajrzeć mu w umysł podczas śniadania. Zerknął na zegrek i uznał że pora wstać - jak sie streszczy to uda mu się jeszcze sprawdzić zapasy składników jakie mu zostały zanim przyjdzie czas na śniadanie.

Severus Snape dział w Wielkiej Sali i z podestu obserwował uczniów którzy w ciszy jedli śniadanie. Amycusa jeszcze nie było więc jedyne co mógł zrobić na chwile obecną to zająć się jedzeniem. Nałożył sobie pieczone kiełbaski do których wziął swój ulubiony sos czosnkowy i zaczął powoli przeżuwać. Jego wzrok zatrzymał się na jego chrześniaku który grzebał widelcem w talerzu udając że je. Pomimo czystej szaty i idealnie ułożonych włosów to zapadnięte policzki i sińce pod oczami sprawiały że wyglądał jak więzień Azkabanu. Pomimo zapewnień że jego rodzice są całkowicie bezpiecznie i tak martwił się o nich co było widać jak na dłoni dla każdego kto chciał to widzieć. Postanowił odbyć z siostrzeńcem jeszcze jedną rozmowę a może nawet zoorganizować mu jakoś spotkanie z rodzicami aby sam mógł się przekonać że nic im nie jest gdy do Wielkiej Sali wszed Carrow i usiadł po jego lewej stronie.
- Witaj Severusie.
- Witaj.
- Wczoraj wieczorem patrolując korytarze w pewnej chwili poczułem sporo magii choć nikogo na korytarzu nie było. Nie wiesz co to mogło być?
Severus pokręcił głową. Widać Lovegood nie uważyła jeszcze eliksiru niewidzialności.
- Przecież to Ty jesteś nauczycielem obrony przed czarną magia i mnie sie pytasz o takie rzeczy?
Widać było że tamten się zmieszał.
- Ale ty znasz szkołę lepiej, mieszkasz tu już tyle lat...
- Czy myślisz że nie mam do roboty ważniejszych rzeczy niż śledzenie kotki Filcha albo Irytka wytwarzających wrażenie magii na korytarzach? Skoro nikogo nie widziałeś to pewnie to było któreś z nich. To logiczne.
Na tym postanowił zakończyć temat i skupić się na penetrowaniu jego umysłu co było dziecinnie proste ponieważ ten zupełnie nie spodziewał się jego ataku i już po kilku sekundach wiedział wszystko. Uważał się za człowieka którego baaardzo niewiele rzeczy może zaskoczyć ale to była zdecydowanie jedna z tych rzeczy. Ginny pragnąca pocałunków Śmierciożercy? Ciekawe co by na to powiedział ten jej Potter - był gotowy zabić nawet całą rodzinę mugoli byle tylko dane mu było zobaczyć jego minę gdyby się o tym dowiedział. Na samą myśl że można by tym utrzeć nosa synowi Jamesa miał ochotę uściskać Amycusa i zatańczyć z nim Polkę na środku sali. Humor od razu mu się poprawił i spojrzał w stronę stołu Gryffindoru przy którym od razu zobaczył rudą która jadła tosta rozmawiając z Longbottomem i... Znowu ta Lovegood! Chciał szybko dowrócić wzrok ale Krukonka patrzyła prosto na niego i w dodatku śmiechnęła się do niego delikatnie. A on, Główny Nietoperz Hogwartu w ostatniej chwili powstrzymał się przed odwzajemnieniem uśmiechu a świadomość tego faktu sprawiło że jego humor tak sie pogorszył że nawet wybrażanie sobie miny Pottera patrzącego z góry na swoją przyszłą synową całującą się ze Śmierciożercą nie mógł go poprawić.

Neville, Ginny i Luna siedzieli w bibliotece i przy pomocy zaklęcia Muffiato swobodnie rozmawiali o wczorajszym spotkaniu Gwardii. Samo spotkanie było przyjemne ale gdy wyszli z Pokoju Życzeń na korytarzu pojawił się Carrow. Oczywiście ich nie widział ale chyba coś wyczuł. Luna postanowiła jeszcze dziś wieczorem wziąść się za ważenie eliksiru niewidzialności i choćby miała się z tym bawić do rana to dziś go skończy. Spotkania były coraz ciekawsze i teraz praktycznie każdy pomagał każdemu a atmosfera była na prawdę przyjemna a co najciekawsze do Gwardii dołączało coraz więcej uczniów. Sami ich znajdowali i pytali czy nie pomyśleli i reaktywacji stoważyszenia które działało za czasów Umbrige.
- Wiecie od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie pewien pomysł...
- Jaki?
- Zbliża się przerwa świąteczna, a to może być szansa na w miarę bezpieczne wyniesienie miecza z zamku. O ile uda nam się wpierw wykraść go z gabinetu Snape'a - Ginny i Neville spojrzeli na Lunę. Od czasu kłótni dziewczyn żadno z nich nie wspomniało o mieczu - Mam plan.
Opowiedziała im pomysł na jaki wpadła i wszyscy uznali że to rozwiązanie będzie najlepsze.
- No to już wiemy co zrobimy. Mamy 2 tygodnie do ustalenia konkretnych szczegółów.
Luna szła korytarzem w stronę łazienki dziewcząt w której mieszkała Jęcząca Marta. Miała uważyć eliksir w Pokoju Życzeń ale uznała że bezpieczniej będzie przez kilka dni trzymac się z dala od niego bo Carrow będzie tam pewnie węszył.

3 komentarze:

  1. Dziękuję! Dziękuję Ci baaaaaaardzo za to, że dedykowałaś mi ten rozdział! Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam gdy dodałaś nowy rozdział! Teraz siedzę przed komputerem wielkim bananem na ustach! Gdybyś mnie teraz widziała to byś się uśmiała:)Czy mówiłam Ci, że uwielbiam ten rysunek Luny i Severusa, który jest na górze stronki? On jest prze słodki! A co do rozdziału to wielkie WOW!!!!!!! Idealnie oddałaś w pierwszej części charakter Mistrza Eliksirów, Nietoperza, Smarkusa, mojego Severusa. Nie wielu blogom się to udaje, a ty zachowałaś jego wyrachowanie, dostojność, jego usposobienie. Oddajesz w tym opowiadaniu dokładnie to, jakim był naprawdę. Ta niepewność do Luny, uciecha z błędów Ginny! Tak to ten sam czarodziej jakiego stworzyła J.K.Rowling, a to wielki komplement, na który Ty zasługujesz! Tak... Snape tańczący polkę na środku Wielkiej Sali, to byłby dopiero widok! Hmn... co ta Luna planuje?! Wykraść miecz?! Dokładnie tak jak w książce! Ciekawe czy Snape wyśle ich do Zakazanego Lasu czy wymyśli inną karę... Nie mogę się doczekać! Czekam na następny!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Życzę duuuuużo weny!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za pokrzepiający komentarz - jesteś moją Muzą. Staram się jak najmocniej pokazać Snape'a takiego jakim ja sama go sobie zawsze wyobrażałam, i ogólnie staram się nie zmieniać głównej treści książki więc tak, będzie próba wykradzenia miecza - tyle mogę powiedzieć :D Obrazek znalazłam w wyszukiwarce Google - nie mam talentu do wymyślania ani rysowania jakiś szablonów a brat się zbuntował i powiedział że do głupiego bloga szablonu robić nie będzie :( Więc jest co jest ale w sumie mi też się podoba :P
      I jeszcze raz dziękuję Ci za słowa otuchy, bardzo mi pomogły, na prawdę :)
      Buziaczki

      Usuń
  2. Cześć. Twój blog jest genialny, obrazek śliczny. Bardzo się ucieszyłam, że był wierny Lunie, a nie jakiejśtam innej.

    OdpowiedzUsuń