Witajcie! Jestem znów z nowym rozdziałem bo dziś jakoś dopadła mnie wena choć nie myślałam że będę miała ochote coś pisać w najbliższym czasie. Rozdział ten dedykuje mojej najlepszej przyjaciółce która zmarła w sobotę po południu. Była cudowną kobietą i wielką niesprawiedliwością jest że odeszła z tego świata właśnie wtedy kiedy zaczęła być na prawdę szczęśliwa. Mam jedynie nadzieje że gdziekolwiek teraz jest, jest tam szczęśliwa.
----------------------------------------
Luna stała nad kociołkiem pełnym ciemno zielonej substancji i zastanawiała się czy muchy siatkoskrzydłe lepiej będzie dodać przed czy po ogonie szczura, a w podręczniku nie było to jasno napisane. Zostało niewiele czasu aby dodać któryś ze składników postanowiła więc iść po radę do Mistrza Eliksirów. Wiedziała co prawda że zaraz ją zwymyśla jaka to jest beznadziejna, ale chyba nie było tak źle skoro podjął się nauczania jej, prawda? Przytuliła książkę do piersi i wchowała natrętny lok za ucho. Zapukała do drzwi jego gabinetu. To warknięciu 'wejdź' otworzyła drzwi i podeszła do biurka.
- Profesorze Snape...
- Czyżbyś nie zrozumiała którejś z moich prostych instrukcji? Masz uważyć eliksir według przepisu z księgi którą tak tulisz.
- Nie tulę jej, poprostu jest ciężka i nie chciałam aby mi wypadła.
- Niewinny się nie tłumaczy. A teraz mów z czym masz problem.
Luna otworzyła tom na odpowiedniej stronie i stanęła obok siedzącego na prostym drewnianym fotelu nauczyciela. Nachyliła się nad ksiąga pokazując palcem na fragment przepisu z którym miała problem.
- Chodzi o to że nie jestem pewna czy muchy siatkoskrzydłe dodać przed czy po ogonie szczura.
Profesor zapatrzył się w tekst.
- Przecież tu wyraźnie pisze że masz dodać odrobine ogona szczura, następnie muchy i resztkę ogona. Czy to takie trudne do zrozumienia? Czy może tatuś zapomniał nauczyć Cię czytać?
W Lunie krew się zagotowała. Nie nawidziła jak ktoś obrażał jej tatusia. Miała ochotę uderzyć go w twarz ale wiedziała że to jej w niczym nie pomoże - wręcz przeciwnie. Odwróciła sie więc jedynie z zamiarem wyjścia z sali ale On chwycił ją za dłoń nim zdąrzyła zrobić choć krok.
- Czy pozwoliłem Ci odejść Lovegood? - wypowiedział te słowa wyjątkowo spokojnie - Spójrz. Pisze wyraźnie "Dodać połowę pokrojonego w plastry ogona szczura, zamieszać 3 razy zgodnie z ruchem zegara, następnie muchy siatkoskrzydłe, a gdy kolor substancji zmieni się z zielonej na brązową dodać jeszcze ogon szczura".
Luna spłoniła się. Teraz gdy on jej to przeczytał wydało jej się to całkowicie oczywiste, ale tam w sali gdy nie mogła się skupić na czytanym tekście... Zrobiła z siebie totalną idiotkę. Rovena przekręca się w grobie jak na to patrzy. Spojrzał jej w twarz.
- Czym masz tak zajęte myśli że nie jesteś w stanie zrozumieć prostego tekstu?
Rumieniec się pogłębił więc jeszcze bardziej schyliła głowę prubując go ukryć. Miała ochotę chwycić księgę, uciec z gabinetu i dokończyć eliksir jak najszybciej ale wiedziała że dziś musiała grać na czasie.
- Zadałem pytanie.
Spojrzała mu w oczy. Myśl Luno, myśl!
- Zastanawiałam się nad dokładnym zastosowaniem much siatkoskrzydłych. Dodaje się je w różnych eliksirach o różnych zastosowaniach, na końcu tej księgi przeczytałam...
Nachyliła się nad księgą i gdy chciała przekręcić kartki żeby odszukać dany fragment poczuła że On wciąż trzyma ją za rękę. On chyba też to spostrzegł bo puścił ją jak by zaczęła go nagle parzyć. Odszukała formułkę dotyczącą składnika a on ją przeczytał i spojrzał jej w oczy. Odwzajemniła spojrzenie.
- Wszystko zależy od tego przy jakich składnikach występuję, jeśli jest to...
Reszta jego wypowiedzi jakoś jej umknęła - zatopiła się całkowicie w jego oczach które patrzyły na nią tak intensywnie, tak przenikliwie że czuła się jak by jej dusza się przed nim otwierała i wiedziała że może w niej teraz czytać jak w otwartej księdze i to bez posuwania się do penetracji jej umysłu. Byli tak blisko że wystaczyłoby wyciągnąć rękę aby dotknąć jego policzka raz jeszcze. Przełknął ślinę i przeniusł wzrok na jej usta. Jej serce galopowało tak mocno że obawiała się że On jest w stanie to usłyszeć. Jego twarz była już tak blisko jej że była w stanie spostrzec meszek na jego twarzy choć nie była w stanie stwierdzić które z nich zbliżało się do którego. A może oboje się do siebie zbliżali? Było to bez znaczenia. Liczył się tylko on, ona i ta chwila. Spojrzała na jego usta których nagle zapragnęła dotknąć... Przymknęła oczy i któreś z nich pokonało ostatnie cale które ich dzieliły od tego czego oboje pragnęli choć żadne by się do tego nie przyznało. Ich usta złączyły się w jedność.
Ginny stała z Nevillem pod ścianą obserwując Alecto która właśnie przeszła koło nich. Podziękowała w duchu Lunie za to że udało jej się uważyć eliksir niewidzialności idealnie choć miał on działać jedynie przez 30min. Minęło już 15 odkąd go wypili. Trzymając się za ręcę aby wzajemnie się nie zgubić przeszli ostatni odcinek dzielący ich od gabinetu dyrektora i stanęli nad gragulcem pilnującym wejścia. Od Luny dowiedzieli się że Snape co tydzień zmienia hasło, problem polegał jedynie na tym że nie znali aktualnego - postanowili próbować do skutku. Gdy już byli przed gargulcem i odczekali aż eliksir przestanie działać zaczęli mówić słowa które mogły być ich zdaniem hasłem. Po kilku minutach gdy gargulec nawet nie drgnął Neville zaczął czuć smak porażki.
- Niech to! Jak teraz o tym myślę wkradzenie sie do gabinetu Dumbledore'a byłoby.... - przerwał w połowie zdania wpatrując się w schody prowadzace do gabinetu a gargulec zniknął - ....bułką z masłem.
- Ale hasło sobie wymyślił. Jak on śmie? - Ginny była czerwona na twarzy ze złości. Weszli po schodach na górę.
Świat zawirował wokół niej gdy jego usta musnęły jej i gdyby On jej nie chwycił w pasie to na pewno nie utrzymałaby się na nogach. Był to pocałunek delikatny jak muśnięcie skrzydłem motyla a sprawił że coś w niej obudziło się do życia. Nie była w stanie myśleć co. Była szczęśliwa jak nigdy dotąd, miała wrażenie że unosi się w powietrzu. Uchyliła oczy by zobaczyć jego twarz. W czarnej otchłani jego oczu dostrzegła pytanie. W odpowiedzi znów przymknęła oczy i musnęła jego wargi swoimi. Rozchylił wargi i musnął końcem języka jej usta, pieścił je powoli i delikatnie. Jedną dłonią dotknęła jego policzka a drugą wtopiła w jego miękie włosy sprawiając tym że zamruczał cicho niczym kot. Teraz i ona rochyliła usta pozwalając mu wejść do środka i zawładnąć sobą. Jego wprawiony język uczył jej niedoświadczony jak razem tańczyć do muzyki namiętności jaką grały ich serca. Objął ją mocniej w pasie o posadził sobie bokiem na kolanach, jedną ręką rozpuścił jej włosy i zatopił w nich, drugą gładził jej plecy. Pragnęła by ta chwila trwała wiecznie, by już zawsze, by już nigdy nie musiała opuścić jego ramion, by już zawsze mogła czuć smak jego pocałunków. Czuła że on też ma przyśpieszony oddech, czuła jak jego pocałunki stają się coraz bardziej namiętne a jego skóra płonie. Doknęła jego szyji i wyczuła pod palcami bliznę biegnącą od lewego ucha w dół pod koszulę. Wypuścił z objęć jej usta i przejechał swoimi wagami w dół do jej szyji, pieścił ją językiem a ona odchyliła głowę by dać mu lepszy dostęp do pieszczoty. Cichy jęk wydobył się z jej gardła.
- Severusie, Longbottom i Weasley włamali się do Twojego gabinetu.
Nim słowa które padły w gabinecie dotarły choć w części do Luny Snape już stał na nogach nawet nie zainteresowawszy się że dziewczyna którą zrzucił z kolan wstając szybko i bez uprzedzenia leży na podłodze. Różdżkę miał skierowaną na czarnego węża unoszącego się w powietrzu - pewnie zrobił to odruchowo. Była w totalnym szoku. Jak ich nakryto? Przecież mieli eliksir niewidzialności! Podniosła się szybko z zimnych kamieni które służyły w lochach za podłoge i spojrzała na to coś.
- Co to jest? - w obecnej chwili było to najgłupsze pytanie jakie mogła zadać.
- Coś w rodzaju patronusa śmierciożerców.
I już go nie było. Luna ruszyła biegiem za nim.
Choć biegła ile sił w nogach to i tak Snape był na miejscu przed nią. Na środku korytarza leżał miecz Gryffindora, a obok nich leżał Neville z rozcięciem na policzku ze związanymi rękami i nogami niewidzialnymi więzami, i Ginny też związana w ten sam sposób ale na pierwszy rzut oka nie było widać większych uszkodzeń niż rozcięta warga. Mimo to podbiegła do nich i objęła oboje.
- Dyrektorze, Longbottom i Neville wdarli się do Twojego gabinetu i ukradli ten oto miecz. Chyba myśleli że to orginał.
Luna odwróciła się by spojrzeć w oczy mężczyźnie który jeszcze kilka minut temu trzymał ją w ramionach, którego pocałunku wciąż czuła na swoich ustach i szyji. Patrzył na nią jak na robaka, jak na coś nie godnego aby choć dotknąć skraju jego szaty.
- Proszę ja...
- Zamknij się Lovegood.
- Ale profe..
- Powiedziałem zamknij się! Nie chce słuchać twoich marnych fałszywych tłumaczeń, wszystko jest jasne!
Poczuła wzrok przyjaciół na swoich plecach ale nie przemowała się tym. Wstała z posadzki i podeszła do swojego profesora.
- Błagam...
Poczuła jak ręka którą jeszcze tak nie dawno gładził jej włosy i szyję uderza ją w twarz tak mocno że straciła równowagę i opadła na ziemię. Policzek pulsował jej bólem ostrym jak tysiące igieł a za sobą usłyszała krzyki Ginny i Nevilla które ucichły pod wpływem zaklęcia rzuconego przez Alecto która ich złapała.
- Severusie, pozwól nam ukarać tę dwójkę. Obiecuję że po takiej każe już nigdy nawet nie zapuszczą się w tą część zamku....
- Nie Amucusie. Za coś takiego muszę ich ukarać sam. Możecie wrócić do swoich obowiązków.
Luna nie widziała ich min jak to usłyszeli ale przypuszczała że nie byli zadowoleni że tak ich odesłał. Obszedł do okoła całą trójkę i zatrzymał się tóż przed Luną.
- Więc myśleliście że można mnie od tak okraść a ja się nie zoriętuję, co? Mieliście mnie za idiotę? Odejmuję 100 punktów każdemu z Was. Jutro rano otrzymacie wiadomość odnośnie kary jaka was czeka.
Jednym machnięciem różdżki uwolnił gryfonów od zaklęć i odszedł powiewając swoimi czarnymi szatami. Po policzku Luny spłynęła łza, ale nie była to łza wywołana fizycznym bólem, a tym że utraciła go zanim wogule zyskała.
-------------------------------
Rozdział krótki ale myślę że ciekawy choć nie dokońca jestem z niego zadowolona. Błędy pewnie są ale nie mam ochoty ich poprawiać, za co oczywiście przepraszam.
Hej!
OdpowiedzUsuń1 Po pierwsze: bardzo ci współczuję z powodu przyjaciółki, domyślam się jak musisz cierpieć.
2 Po drugie: Ten rozdział był wapniały! Moment, w którym w końcu się pocałowali jest piękny! nawet nie wiesz jak się ucieszyłam gdy to przeczytałam. Ale to co się dzieje dalej... Dlaczego oni teraz musieli wykraść ten miecz?! A mogło być tak pięknie! Ale Snape z tym uderzeniem Luny naprawdę ostro przesadził! Co on myśli, że miła odciągnąć jego uwagę? Kurcze, biedna Luna.... Ja mam nadzieję, że jakoś to się wytłumaczy.... Zresztą ciekawe jaką im szykuje karę....
nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
Życzę dużo weny!
Pozdrawiam!