sobota, 10 stycznia 2015

Rozdzial VIII

Witam ponownie w styczniu z nowym choc haniebnie krótkim rozdzialem ale mam badzieje ze koncowka was zaskoczy i da wam do myślenia. Pozdrawiam i obiecuje kolejny rozdział jeszcze w tym miesiącu.
Rozdział VIII
Profesor Dumbledore zajmował swoje standardowe miejsce dyrektora szkoły podczas codziennego sniadania zajadając się smazonymi kielbaskami i jajkiem sadzonym obserwując sponad swoich okularów polowek uczniów licznie zgromadzonych przy swoich stolach. Jego wzrok powędrowal w stronę slizgonow jak coraz częściej w ostatnim czasie. Wczesniej nigdy nie lubial specjalnie spoglądać w tamta stronę. Co prawda jako dyrektor nie wywyzszal ani nie umniejszal żadnemu z domów ale jakos nie mogl się przemuc do uczniów domu węża. A teraz jednak coraz częściej tam spogladal. Praktycznie wszystkie nastolatki przy tamtym stole siedziały w tych samych grupach co zwykle. Z wyjątkiem dwuch ciemnowlosych uczniów. Lovegood i Snape. Od czasu prozby dziewczyny o dostęp do działu ksig zakazanych nie miał co prawda sposobności z nią porozmawiać to jednak widac bylo ze zaczynają się powoli coraz lepiej dogadywać, szczególnie po pojedynku na którym zostali złapani. Musial przyznać ze krukonka coraz bardziej mu imponuje. Domyslal się ze będzie próbowała wkraść się w laski Severusa pochlebstwami i typowymi damskimi sztuczkami ale ta postanowila postawić na szacunek jakim zaczął darzyć ja slizgon. Madra dziewczyna. Choc z drugiej strony to oczywiste, przeciez sam ja wybral. Patrzył właśnie na pogrążona w rozmowie dwujke na ich pochylone ku sobie głowy i zarys zacieklosic na ich twarzach. Pewnie o cos się Sprzeczają. I dobrze. Jak mugole mówią "kto się czubi ten się lubi".


- Liść mandragory nic nie pomorze naszemu eliksirowi a jedynie pogorszy sprawę bo wtedy nie będziemy mogli dodac igly sosny!
- Ty to się znasz! Po co nam niby igla sosny??? To ma być eliksir a nie jedzenie dla leśnych wróżek!
- Wiesz co lepiej się zamknij bo im dluzej cie slycham tym mi gorzej.
- Gorzej ci? A kto uparl się żeby polaczyc suszone skrzydła motyla z mchem mimo ze mówiłeś ze to nie możliwe?! I co, udalo się! A teraz znów upierasz się bez sensu przy swoim!
- Nie powiedziałem ze się nie da polaczyc tylko ze nikt wczesniej tego nie prubowal! I to ze raz ci się udalo nie znaczy jeszcze ze masz racje we wszystkim a ja mam się zachowywać jak idiota i cie słychać!
- Ależ ty wcale nie musisz się zachowywać jak idiota bo ty nim poprostu jesteś!
Przy stole slizgonow juz dawno zapanowała cisza i wszyscy wsluchiwali się w ostra wymianę zmian ale teraz bali się nawet wsiąść oddech. Tylko huncwoci od dobrych kilku lat odważyli się tak odezwać do Snape'a ale ich bylo zwykle 3-4. A ona byla jedna.
- Lovegood! Uważaj do kogo i co mówisz! Mam dość twojego niewyparzonego języka!
- O proszę odzywa się ten co tak niby zwarza na słowa i nikogo nigdy nie obraził!
- Zejdź mi z oczu i to juz! Nie chce cie widzieć do konca swoich dni!
- Bo co....
- Cisza! Co to za klutnia?
Luna oderwala wzrok od czarnych jak węgle oczu i rozerzala się wkoło siebie. Praktycznie pól wielkiej sali obserwowalo ich klutnie. Ależ widowisko. Zdaje się nawet większość nauczycieli nie bylo w stanie wydobyć z siebie glosu i jedyna profesor McGonagall przeszkodzila im w wymianie dalszych nieprzyjemności.
- Znowu prosicie się o szlaban?
- Przepraszam pani profesor ja poprostu wymienialam się swoimi spostrzeżeniami nad praca dodatkowa jaka wykonuje z prof... Severusem Snape.
- A nie potraficie wymieniać się owymi spostrzeżeniami po cichu? Każdy chce zjeść w spokoju śniadanie!
- Przepraszamy pani profesor. To juz się nie powtórzy.
- Mam nadzieje. A jako kare za dzisiejsze zachowanie macie dzis zakaz rozmowy na jakikolwiek temat.
- oczywiście pani profesor.
- A teraz zapraszam na lekcje.
I odeszla w stronę stolu nauczycielskiego. Snape mruknął jak by do siebie ale ona widziała ze chcial żeby go uslyszala.
- Chociaż jeden dzień w spokoju bez dziwaczki.
- Jeszcze za mną zatęsknisz.
Wrzucila torbe na ramie i ruszyla w stronę wyjścia z wielkiej sali odprawadzana przez wiele zaciekawionych spojrzeń. Bo oto szla dziewczyna która pomimo iz obrazila Snape'a to nie musiała nawet omijać choc jednej klątwy.


Przez pierwsza część dnia minela slizgonowi spokojnie. Cieszył się faktem ze caly dzień ma tylko dla siebie i nie musi znosić glupiej paplaniny tej White. Ale gdy wyszedł z ostatniej lekcji stanął i... Nie wiedział co ze sobą zrobić. Od kilku tygodni zawsze spotykal się z ta White i w bibliotece szukali sposobu jak stworzyć eliksir. A dzis? Obiecał sobie ze nie pójdzie do biblioteki bo ona pewnie będzie tam siedziala a nie chcial jej dzis widzieć... Po tym wszystkim co mu dzis powiedziała, jak nazwala go idiota przed cala szkola powinien sprawić ze będzie wila się przed nim w bólu blagajac o przebaczenie. Dlaczego wiec tego nie zrobił? No tak przeciez w szkole nie może. Zaklal pod nosem. Oklamuje samego siebie jak prawdziwy idiota. Prawda jest bowiem taka ze właściwie to polubial te ich sprzeczki. Dawaly mu możliwość wyladowania emocji na bieżąco zamiast zbierac się w sobie aż wybuchna w formie pojedynku. Nagle otrzasnal się ze swoich myśli i spostrzegł ze jest w bibliotece na progu ksiąg zakazanych. Ona tam oczywiście siedziala przeglądając jakiś opasly tom. Powinien odwrócić się i wyjść ale... No nie przeciez nie jest jakimś glupim puchonem. Jak ma ochotę siedzieć w bibliotece to będzie siedzial i zadna dziewucha mu tego nie uniemożliwi! Wziął z pulki pierwsza lepsza książkę i ruszył w stronę jedynego stolika w tym dziale.


Luna siedziala zadowolona z siebie w bibliotece przeglądając księgę najgorszych znanych klątw starożytnego Egiptu. Juz miała odnieść wolumin aby poszukać czegoś bardziej współczesnego gdy katem oka zobaczyla ze Snape stoi w progu działu i jakby bije się ze swoimi myślami. W końcu jednak wziął jakiś tom i usiadł przed nią ale ona nawet nie podniosła wzroku znad swojej lektury. Postanowila bowiem ze nadszedł czas żeby chłopak siedzący przed nią trocje za nią zatesknil. Nigdy co prawda nie byla zwolenniczka kobiecych sztuczek na zlapanie faceta i gardzila dziewczynami które ciągle wynajdowaly na to swoje sposoby ale tym razem postanowila spróbować. Pomyśl podrzucila jej Dora mówiąc wczorajszego wieczora o tym ze jakas jej koleżanka postanowila zagiąć parol na przystojnego krukona z ktorym czasami rozmawiala i postanowila na początek sprawić żeby sam z siebie zaczął laknac jej towarzystwa. Miało to ponoc pomuc mu uświadomić mu jego uczucia do niej. Wiec się z nim poklucila. No i tak tez postanowila zrobić Luna. Nie chodzilo jej co prawda żeby Snape nagle uświadomił sobie ze kocha ja ponad życie i umrze jesli znów nie usłyszy jej głosu bo tego by nawet nie chciała. Nie jej chodzilo o to żeby zdal sobie sprawę z tego ze lubi jej towarzystwo. Bo lubi. Inaczej nie wydluzyl by ich potajemnych treningów ani nie zabrał tamtego popołudnia na spacer. Po pojedynku zauwazyla ze zaczął ja szanować a nawet byl troszkę bardziej otwarty na nowe propozycje odnośnie eliksiru z jej strony ale to wszystko. A fakt ze ja szanuje nie znaczy wcale ze ufa jej na tyle by powierzyć jej jakas swoja tajemnice. Tym bardziej TA tajemnice. Wiec musi mu uświadomić ze ja lubi. Bo łatwiej zaufać komuś kogo się tez lubi a nie tylko szanuje. Szczęśliwie do porannej sprzeczki weszla glowa gryffindoru i zabronila im dzis rozmów. Jeden dzień to nie wiele ale jesli będzie trzeba to będzie udawać obrazona dluzej. Przewrucila kolejna stronę księgi ktora miała przed sobą i zaczela czytać akapit o kolejnym zakleciu. Gdy skonczyla opadla na oparcie krzesła i pogrążona w myślach patrzyla w jej tylko znany punkt nad głową slizgona. Klatwa o której właśnie przeczytala dotyczyła właśnie pochowania kogoś żywcem wśród skarabeuszy podtrzymując zaklęciem świadomość tej osoby aby nie do samego konca czula jak jest zjadana. I nagle zdala sobie sprawę z tego ze niezależnie od tego jak okrutna jest ta klatwa, jej piękno jest jeszcze większe....

1 komentarz:

  1. Wspaniały i długo wyczekiwany rozdział, ale muszę przyznać, że było warto. Nie mogę się doczekać nowego. ♡♥♡
    {oszalała na punkcie tego bloga }
    Megi Lumen

    OdpowiedzUsuń