Witam was dzis z mego smilem na ustach jako iż wczoraj po raz pierwszy od powstania bloga zanotowano największą ilość odwiedzających w ciagu jednego dnia. Sto! Dodaje zatem ten rozdział w nadzieji ze niedługo pobijecie obecny rekord. Bardzo proszę o komentarze, dodają mi motywacji do dalszego pisania.
Rozdział XIV
Paczka gryfonów plus krukonka siedzieli od dobrych dwóch godzin wokół lóżka chorej rozmawiając o wszystkim i o niczym. Nie obyło się oczywiście bez pytan do Luny gdzie byla i co się wydarzyło ale nie drążyli gdy powiedziała im ze nie może wyjawić im okoliczności ani celu jej misji. W końcu Harry zerknął na zegarek który dostał na 17 urodziny od państwa Weasley'ow.
- Słuchajcie, musze juz lecieć.
- Gdzie? - zapytały jednocześnie Ginny i Luna. No tak, one nie wiedziały.
- Dumbledore dowiedział się czym i gdzie jest kolejny horkruks - Luna spuściła wzrok co nie uszło uwadze ani Hermiony ani rudowłosej - i idę z nim zdobyć go. Życzcie mi powodzenia bo na pewno się przyda.
Wszyscy po kolei wyściskali go z kazdej strony życząc szczęścia i w końcu na piec minut przed 18 wyszedł ze skrzydła szpitalnego. Skierował się w stronę wieży astrologicznej. Dumbledore i Bill juz byli.
- Gotowy Harry?
- Gotowy.
- Zasada ta co ostatnio. Słuchasz się mnie cokolwiek by się działo.
- Oczywiście.
- No to do dzieła panowie.
Luna powoli kierowała się w stronę swojej wieży nie wierząc we własne szczęście. Jak dobrych miała przyjaciół! Wiedziała ze wybacza jej to co się stało, ale ze przyjęli ja tak radośnie? Nawet Hermiona z która specjalnie nigdy się nie przyjaźniła nie ma jej za zle ogromnej blizny po żrącej klątwie na przedramieniu. Jak to możliwe? Czy na prawdę miała aż tyle szczęścia w zyciu? Miała ochotę znów się rozpłakać, tym razem ze szczęścia. I choc wiedziała ze sama nigdy sobie nie wybaczy, to fakt ze oni, pomimo wszystko są z nią był dla niej niesamowity. Nagle cos sobie uświadomiła. Gdyby nie profesor Snape nie poszłaby dzis do Ginny. Ani dzis ani pewnie przez następnych kilka dni. Przysiadła przy jednej ze zbroi i zaczęła wracać pamięcią do chwil w przeszłości. Tamten okres był jak sen z którego człowiek się budzi i choc wie ze śnił to niewiele pamięta. Najwyraźniejsze były początki - pierwszych kilka dni, początek współpracy, rozmowy w bibliotece, kłótnie o składniki eliksiru... Właśnie! Eliksir! Podniosła się z zamiarem pójścia do dyrektora ale przypomniała sobie ze był na misji. Na misji która miał dzieki niej. Znów pomyślała o Snape'ie. Powinna podziękować mu za to ze dodał jej dzis otuchy. Nigdy nie spodziewała się czegos takiego ani po nim jako nastolatku ani dzis. A jednak. Nogi same poprowadziły ja ku lochom.
Harry, Bill i Dumbledore dotarli właśnie na błonia Hogwartu. Byli zmęczeni, ale i szczęśliwi. Udalo im się zdobyć kielich Helgi Huffelphuf i jedyne co musieli teraz zrobić to przebić go mieczem Gryffindora. Byli juz na schodach wejścia do zamku gdy zjawił się przed nimi patronus.
- Nie żyje 4 auroròw, Charlie Weasley oraz matka Kingsley'a a Xenophilius jest u Munga w bardzo ciężkim stanie. Reszta jest bezpieczna i nie potrzebuje opieki medycznej.
Pod Harry'm ugięły się nogi. Dzis Ron stracił brata a ojciec Luny walczył o zycie. I to przez niego. Przez to ze nie zabił wczesniej Voldemorta. Ledwie wszystko wróciło do normy a znów zaczęło się sypać.
- Trzeba zwołać Zakon. Za 45minut w moim gabinecie. Harry, a ty proszę sprowadź Rona, Hermione, Nevilla, Ginny i Lune do mnie za pól godziny, dobrze?
Luna stanęła przed gabinetem mistrza eliksirów. Bylo juz po ciszy nocnej i wiedziała ze oberwie szlaban ale musiała to zrobić. Musiała mu podziękować. Zapukała do drzwi ale nikt nie odpowiedział. Może jest juz w swoich komnatach? Pewnie tak. Zrezygnowana miała juz odejść gdy drzwi otworzyły się i staną w nich mocno górujący nad nią nauczyciel w czarnych szatach. Chyba nie słyszał jej pukania bo gdy ja zobaczył zdziwiony uniósł brew.
- A Ty tu czego?
- Ja tylko....
- No mów! Chcialas się dobrać do moich zapasów? Za mało ci problemów?
- Ja tylko chciałam Panu podziękować - powiedziała na jednym wdechu.
Przez chwile świdrował ja wzrokiem, az w końcu przytaknął. Ale na tym nie koniec.
- Minus piec punktów za szwendanie się po ciszy nocnej. A teraz wracaj do wieży.
- Oczywiście profesorze.
Ruszyła za nim w stronę wyjścia z lochów i jeszcze kawałek jako ze gabinet dyrektora znajdował się w bliskim sąsiedztwie z jej wieża. Gdy juz miała zakręcić w druga stronę usłyszeli glos Harry'ego.
- Luna! Luna czekaj!
Snape oczywiście od razu uśmiechnął się wrednie juz odejmując mu w myślach punkty.
- Dobry wieczór profesorze. Za 15minut jest zebranie Zakonu a profesor Dumbledore prosił mnie o zebranie kilku uczniów.
Snape oniemiał podobnie jak krukonka. Mianowicie Harry nie wykorzystał okazji by po nawtykać znienawidzonemu przez siebie mężczyznę, a co więcej zdawał się bardzo przejęty.
- Luna choc juz my musimy być wczesniej niż Zakon.
I pociągnął ja za rękę ku miejscu spotkania.
W sali zebrali się juz wszyscy uczniowie o których prosił były krukon i kilka par oczu wpatrywali się w niego z ciekawością.
- Zapewne zastanawiacie się w jakim celu was tu dzis zebrałem. Śmierciożercy napadli dzis na Kingsley'a i jego matkę, a ponad polowa ludzi która wysłałem im do pomocy nie żyje.
Zapadła cisza która w końcu odważyła się przerwać Luna.
- Kto konkretnie dzis odszedł?
- Martin Smith, Bobby Morgenstern, Jonatan Kowalski, Paranjit Singh, marka Kingsley'a i... Charlie Weasley a Pan Lovegood jest w ciężkim stanie u Munga.
Ron zbladł i wyglądał jakby miał zemdleć ale jedynie zacisnął pięści a Ginny z pewnością upadla by gdyby nie ramie Harry'ego który w porę chwycił swoja dziewczynę. Luna ukryła twarz w dłoniach. Po policzkach zebranych spłynęły łzy.
- Przykro mi Ron, Ginny
- Rodzice wiedzą?
Jego głos drżał i słychać było ze ledwie się powstrzymuje przed wybuchnięciem płaczem.
- Jeszcze nie, ale za chwile im powiem. Wiem ze to dla Was cios. Ale mam dzisiaj jeszcze jedna wiadomość. Właściwie to prośbę. Brakuje nam ludzi. Nie chciałem tego robic ale nie mam wyjścia. Chciałbym prosić Was o przyłączenie się do Zakonu Feniksa.
Wszyscy wpatrywali się w czarodzieja oczami jak galeony.
- Oczywiście każdy kto nie chce może w tej chwili wyjść z gabinetu. Zrozumiem.
Nikt nawet nie drgnął. Po kilku sekundach odezwał się Harry.
- Ja jestem gotowy.
Jak na komendę cala reszta tez zgodnie potwierdziła chęć przyłączenia do walki ze złem ciesząc się ze w końcu się na cos przydadzą.
- Cisze się. Poczekajmy zatem na resztę i wtedy będzie zaprzysiężenie.
- Profesorze?
- Tak panno Lovegood?
- Czy byłaby możliwość abym odwiedziła tatusia?
- Oczywiście, ale juz nie dzis. Zgłoś się do mnie jutro rano a udamy się do szpitala. Oczywiście ty i Ron oraz Ginny nie musicie się pojawiać na jutrzejszych zajęciach.
Kilka minut później w dwukrotnie powiększonym gabinecie zebrali się wszyscy członkowie Zakonu Feniksa. Pani Weasley dostała oczywiście palpitacji serca jak ich zobaczyła na zebraniu i od razu wydarła się na przewodniczącego organizacji.
- Albusie, co to ma być? Co dzieci tu robią?
Ten jedynie podniósł rękę dając jej tym samym znak żeby powstrzymała się z krzykami. Luna rozejrzała się po pomieszczeniu widząc sporo znajomych twarzy. Wszyscy Wesley'owie, profesor Lupin który trzymał za rękę młoda kobietę o różowych włosach, Snape oraz reszta ciała pedagogicznego i kilku innych których imion nie znała a jedynie pamiętała twarze z bitwy w Ministerstwie. Wstał dyrektor i poprosił wszystkich aby zajęli miejsca na wyczarowanych krzesłach i przeszedł do wieści. Najpierw poinformował o znalezionym horkuksie gotowym na zniszczenie i na twarzach znajdujących się w koło ludzi pojawił się uśmiech który szybko zniknął gdy powiedzieli o akcji podczas której zmarł Charlie. Pan Wesley był w stanie jedynie przytulic żonę która łkała w jego ramie, Fluer tuliła do piersi Billa a na twarzach bliźniaków malował się niewyobrażalny szok. Stracili syna, brata, przyjaciela.
- Uczcijmy pamięć zmarłych minuta ciszy.
Wszyscy wstali, a cisza trwała dużo więcej niż minutę, a w jej czasie każdy na swój sposób przeżywał dzisiejsza stratę. Żadne z nich nie wiedziało ile tak stali, i dopiero pukanie do drzwi wyrwało ich z otępienia. Do środka wszedł ciemnoskóry, wysoki czarodziej o niewątpliwie przystojnej twarzy która byla teraz ściągniętą bólem.
- Oh, Kingsley. Jak się czujesz?
Czarodziej zignorował pytanie najstarszego wśród nich i od razu podszedł do Molly i Artura.
- Tak mi przykro, nie chciałem żeby to się stało...
Oboje przytaknęli obejmując silnie mężczyznę. - Wznieśmy toast za dzis poległych - zaproponowała profesor McGonagall i przed każdym pojawił się kieliszek Ognistej które chwycili w dłonie i opróżnili przy jednym uniesieniu do ust.
- Wracając do spotkania. Dzis ponieśliśmy ogromna stratę, jednak wojna trwa dalej i jesli chcemy ja wygrać musimy się skupić na przyszlosci. Jak wiecie brakuje nam ludzi, dlatego tez pomimo iż tego nie chciałem bylem dzis zmuszony poprosić swoich uczniów by przyłączyli się do nas.
Pani Weasley oderwała się od ramienia męża i utkwiła wzrok w Dumbledore.
- Mowy nie ma! Albusie oni są za młodzi!
- Molly, a ile ty miałaś lat gdy cie zaprzysięgałem?
Przez sekundę wydawało się ze zbił czarownice z tropu ale tylko przez sekundę.
- To bylo inne czasy, inne zagrożenie....
- Pamiętasz jak twoja matka zareagowała na twoja decyzje? Dokladnie tak jak ty teraz.
- Ale...
- Molly wybacz, ale decyzja nie należy do ciebie, tylko do nich. Zgodzili się więc jedne co możesz teraz zrobić to pogodzić się z ta mysla.
- Dopiero co poinformowałeś mnie ze mój najstarszy syn nie żyje, a juz chcesz zaprzysięgać dwoje moich najmłodszych dzieci? Ginny nawet nie jest jeszcze pełnoletnia!
- Arturze proszę, uspokój swoja żonę.
Ton jakim wypowiedział to dyrektor nie dawał możliwości na slowo sprzeciwu a choc kobieta chciała jeszcze się kłócić to została szybko uciszona przez męża który ponownie zamknął ja w swoich ramionach.
- Podejdźcie do mnie.
Nowi członkowie ruszyli w stronę biurka.
- Przyłóżcie prawe dłonie do serc i powtarzajcie: Uroczyście ślubuje do krwi ostatniej kropli z żył walczyć po stronie dobra, obowiązki mi powierzone wypełniać najlepiej jak potrafię, nigdy nie zawieść, nigdy nie zwątpić, nigdy nie zdradzić. Tak mi dopomóż Bóg.
Każde z nich powtarzało słowa po czarodzieju czując magie w żyłach, jak z każdym kolejnym słowem rozchodzi się po ich ciele. Magia ta będzie im juz zawsze towarzyszyć i pomagać nawet w najtrudniejszych chwilach.
- Teraz pora na przydzielenie Wam zadań. Neville, ty będziesz pomagał profesor Sprout w pielęgnowaniu wszelkich roślin jakie mogą nam się przydać. Harry, Ron, Hagridowi przyda się pomoc przy przekonywaniu strwożeń z Zakazanego Lasu do przejścia na nasza stronę oraz szkoleniu hipogryfów bo mogą nam sie przydać. Hermiono, ciebie proszę o kontakty ze skrzatami. Ich magia jest inna niż nas, czarodzieji, po za tym mam informacje ze skrzaty kilku rodzin śmierciożercòw nie są zadowoleni z tego co robią ich właściciele. Dodatkowo będziesz pomagać Kingsley'owi w jednym z jego zadań ale więcej dowiesz się juz od niego. Ginny, Luno was proszę o zagłębienie się w dziedzinie megomedycyny. Panno Weasley ty będziesz szkolona przez pielęgniarkę pod kontem zaklęć uzdrawiających, natomiast panna Lovegood od strony eliksirów i w tym pomoże ci profesor Snape.
Nim do krukonki dotarły słowa czarodzieja to Mistrz Eliksirów juz zdążył wypowiedzieć swoje zdanie na temat owego pomysłu.
- Że niby za mało mam na glowie to trzeba mi jeszcze dać przygłupia dziewczynę pod opiekę? Jak ja mam uczyć skomplikowanych eliksirów uzdrawiających kogoś kto kto nie potrafi uwarzyć nawet mikstury rozśmieszającej?
Luna skrzywiła się. Raz jedyny nie wyszedł jej eliksir, i to przez jego krzyk podskoczyła nad kociołkiem i do środka wpadł jej włos a on będzie jej to teraz dożywotnio wypominał.
- Severusie, myślę ze przesadzasz. Profesor Slughorn bardzo chwalił jej talet do eliksirów.
- Jak by byla taka dobra to byłaby w klubie ślimaka.
- Oj nie wydziwiaj. Od dzis przyjmujesz pod swoje skrzydła pannę Lovegood i nie chce słyszeć słowa sprzeciwu.
- W twoich snach. Nie chce jej u siebie widzieć.
Dyrektor posłał mężczyźnie wzrok jakiego Luna nigdy u niego nie widziała.
- Porozmawiamy na ten temat na osobności. Na dzis to wszystko - zwrócił się do reszty - Możecie juz iść.
Gabinet powoli opustoszał.
Wspaniały rozdział ( jak każdy )
OdpowiedzUsuń• Już myślałam, że uśmiercisz Pna Lovegood
• Snape będzie uczył Lunke ( mam nadzieje , że nie Luna nie zwariuje)
• on znów jest tym wstretnym nietoperzem z lochów, ale i tak go kocham
• czekam na następny
Megi Lumen ( JUPI JA JEJ )