czwartek, 19 lutego 2015

Rozdzia XVI

Rozdział XVI
Lekcje przeleciały jak z bicza strzelił i nim Luna się obejrzała juz był czas by zbierać się na pierwsza lekcje megomedycyny u Snape'a. Nie wiedziała czego sie spodziewać ale znając nietoperza przyjemnie nie będzie. Zapukała do gabinetu i usłyszała ciche warkniecie które miało być zaproszeniem do środka.
- Przyniosłaś mi akta które ci ostatnio dałem?
Luna w pierwszej chwili nie zrozumiała jakie akta ale na szczęście szybko przypomniała sobie o zdjęciach czarodzieji po różnorakich klątwach czarnomagicznych.
- Niestety zapomniałam profesorze. Przepraszam.
- Zapomniałaś? A co jak zapomnisz do eliksiru dodac jakiegoś kluczowego składniku? Kogo mi ten starzec przysyła!
Zapewne użalałby się nad swoim strasznym losem nauczyciela samych bałwanów jeszcze z godzinę gdyby krukonka delikatnie by mu nie przerwała.
- Przepraszam. Obiecuje bardziej sie przykładać. Jutro przyniosę akta. Możemy zaczynać?
- Minus pięć punktów za przerwanie nauczycielowi, i kolejne pięć za wprowadzanie swoich rządów w moim gabinecie. Zaczniemy jak ja powiem, nie potrzebuje porad nauczycielskich.
Pierwsze koty za płoty. Wręczył jej opasły tom najsilniejszych eliksirów leczniczych karząc otworzyc na stronie pięćset siódmej i zacząć przygotowywać miksturę na złamane kończyny. Zabrała się do roboty. Choc składniki były proste i nie bylo ich wiele to i tak czekala ja sporo roboty bo musiała wszystko dokladnie pokroić, zetrzeć... Nawet nie wiedziała kiedy zleciało cale popołudnie.
- Na dzisiaj koniec.
Luna aż podskoczyła na dźwięk jego głosu. Tak skupiła sie na eliksirze za zupełnie zapomniala ze nie jest sama.
- No i czego sie tak trzęsiesz jak osika? A jak byś potrąciła łokciem kociołek? Zero myślenia! Jutro o tej samej godzinie. A teraz zmiataj na kolacje.
Dopiero na wspomnienie o posiłku poczuła jak glodna byla. Odłożyła wszystkie rzeczy na miejsce zostawiając kociołek z niedokończonym eliksirem na ławce ktora zwykle zajmowała.
- A czy nic się nie stanie z eliksirem jak zostawie go tak w połowi robienia?
Spojrzał na nią z nad biurka z mieszanina wściekłości i niedowierzenia na twarzy.
- Czy ty na prawdę jesteś taka głupia? Instrukcji nie czytałaś? W momencie do którego doszlas należy zostawić eliksir na wolnym ogniu na okolo dwadzieścia godzin. Czytałaś wogule instrukcje?
- Tak, ale...
- Ale co? Tej linijki nie zauważyłaś?
- Myślę ze w tamtym momencie wpadł mi do ucha gnebiwtrysk, gdy weszłam to gdzies tu sobie latał...
- Gnebi-co?
- Gnebiwtrysk. To takie male stworzenia co mieszkają nam w mózgu.
Czarnooki patrzył na nią jak na tańczącego salsę dementora.
- Nie wierzę. Jak mu przyszło do głowy ze z ciebie może być jakiś pożytek w Zakonie. Jak wogule pomyślał ze pozwolę takiej idiotce spędzać więcej niż jest to konieczne ze względów twojej szkolnej edukacji spędzać w moim gabinecie? Zjeżdżaj mi stad i to juz.
Gdy zamykała za sobą drzwi usłyszała jeszcze jak wypowiadał ' gabinet dyrektora'. Pewnie od razu poleciał do głowy ZF żeby wykrzyczeć mu swoje żale na nią. Zmierzając do Wielkiej Sali uśmiechnęła sie do siebie na wspomnienie gdy jako siedemnastolatek tez poleciał ze skarga na nią. I pamiętała też ze ostatecznie dalej z nim współpracowała. Wiedząc ze tym razem będzie tak samo spokojnie nałożyła sobie budyniu czekoladowego i z uśmiechem na ustach zjadła cala miskę.










Ginny siedziala samotnie w jednym z korytarzy zamku i wpatrywała się w obraz przed nią. Nudne, oklepane polowanie. Wzdechla. Chciała pogadać z kimś kto by ja zrozumiał, kto bez ciągłego pocieszania zwyczajnie wysłuchałby to co miała na sercu. Potrzebowała się wygadać a choc miała stertę przyjaciół to prawie nikt nie mógł jej wysłuchać. Jedynie Luna, ale ona miała teraz własny problem na glowie i choc wiedziała ze ta zawsze ja wysłucha to nie czuła ze to nie jest ta właściwa osoba do takiej rozmowy. Z oddali usłyszała ciche kroki które wybudziły ja z zamyślenia. Podniosła sie z posadzki i juz miała odejść gdy zaa rogu wyłoniła się postać w połatanych szatach.
- Profesorze Lupin.
- Ginny. Co tu tak sama siedzisz?
- Jakos tak. Chciałam pobyć sama.
- Rozumiem. To ja juz sobie pójdę.
Juz miał odchodzić gdy gryfonka pomyślała ze może właśnie on jest tym z ktorym mogłaby pogadać.
- Profesorze... Remusie. Zostań.
Byli w korytarzu sami wiec mogla swobodnie wrócić sie do niego po imieniu. Usiedli oboje na podłodze przed tym samym obrazem w który wpatrywała się jeszcze kilka chwil temu samotnie. Żadno z nich nie chciało odezwać się pierwsze ale w końcu Ginny nie wytrzymała a z jej ust wylał się potok slow. Mówiła o Charlim, o swoich obawach odnośnie wojny, o strachu o rodzinę i przyjaciół, o wszystkim tym o co od jakiegoś czasu gromadziło się w niej. Wilkołak nie próbował jej pocieszać, mówić ze wszystko będzie dobrze. Poprostu siedział obok niej, słuchał a gdy jej słowa przeszły w szloch objął ja ramieniem pozwalając wypłakać się w ramie. Żadno z nich nie wiedziało ile siedzieli tak w uścisku na tej zimnym marmurze. Po jakimś czasie uczennica delikatnie odsunęła się od swojego profesora.
- Lepiej?
O tak, czuła się o wiele lepiej gdy w końcu powiedziała komuś o tym wszystkim co zbierali się w jej środku.
- Tak, dziękuję ci. Mysle ze tego mi bylo trzeba. Jesteś kochany, na prawdę.
- Dobrze ze Tonks cie nie słyszy, jeszcze poczuła by ukłucie zazdrości.
Oboje uśmiechnęli sie szeroko na te myśl.
- A właśnie, co u niej?
- U niej dobrze, chociaż narzeka na nudę. Wiesz jaka jest, lubi być w centrum największej akcji.
- Cala Tonks. A co z Wami?
- Dobrze. Planuje ślub na pierwszy weekend po wojnie. Oczywiście jesteś zaproszona.
- Ślub? No no, Remusie nie chwaliłeś sie ze się oświadczyłeś!
- Jakos nie bylo okazji. Ale planujemy zrobić niebawem małe przyjęcie aby to uczcić. Pogadam z Albusem, pewnie pozwoli Wam wyrwać sie na te kilk godzin ze szkoły. Ale najpierw poczekamy aż echo ostatnich wydarzeń ucichnie.
- No tak...
- A co z toba i Harry'm?
- Nie wiem. Czasami mysle ze on sam nie wie co do mnie czuje. Czasem nie wypuszczałby mnie z ramion a czasem nawet nie spojrzy w moja stronę. Nigdy nie wiem jaki będzie następnego dnia ani ile potrwają takie jego humory.
- Postaraj się go zrozumieć. Spoczywa na nim ogromna odpowiedzialność,chciałby działać ale nie ma możliwości a takie czekanie go dobija. Jestem pewny ze on cie kocha i chce z toba być ale boi się narażać cie, a w chwilach gdy juz nie może bez ciebie wytrzymać zdarzają mu się takie napady miłości.
- Tak myślisz?
- Ja nie mysle, ja wiem. Daj mu troche czasu a zrozumie ze takie uciekanie przed uczuciem jest bez sensu.
- Obyś miał racje.
Czarodziej spojrzał na zegarek na jego lewym nadgarstku.
- Musze juz iść, za chwile mam dyżur na korytarzu przy bibliotece.
- Ok. Jeszcze raz dziękuję.
Pomógł jej wstac.
- Nie ma za co. I polecam się na przyszłość. Możesz przyjść kiedy tylko zechcesz.
- Wiem. Do zobaczenia.
W o wiele lepszym humorze wróciła do wieży gryffindoru.

4 komentarze:

  1. Wspaniale!
    Po prostu cudo.
    Dlaczego Luna nie może dodać nic na rozweselenie Severusowi?
    Nie wiem czy mnie się zdaje, ale wcześniej była jeszcze jedna notka zaraz po walentynkach. Ale to nie jest ważne.
    POPROSZĘ O WIĘCEJ.
    Megi Lumen (:-):-):-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Rozdział przypadkiem zamienilam na wersje robocza ale juz jest, caly i zdrowy. Przez chwile balam się ze go usunęłam ale na szczęście nie. Dziękuję za to ze zauważyłaś, ja bym się zorientowała pewnie dopiero dodając kolejna notkę.
      I dziękuję za to ze jesteś i komentujesz. Sporo osób odwiedza to miejsce ale chyba nikt na dluzej, a nawet jesli to nie daje o tym znaku.
      Zabieram sie za kolejny rozdział :)
      Buziaki

      Usuń
    2. To ja dziękuję, że piszesz tę wspaniałą historię.
      Uwielbiam wracać do poprzednich rozdziałów i czytać je na nowo.
      Codziennie patrzę parę razy dziennie by sprawdzić czy pojawił się nowy magiczny rozdział.
      Megi Lumen ☆★☆

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń