No i przedstawiam wam nowy rozdział. Jest zdecydowanie dłuższy niż poprzednie choc w sumie nie wiele się w nim dzieje. Mam jednak nadzieje ze Wam się spodoba. Niebawem zamierzam iść do dalszej akcji i postaram się żeby bylo troche romantyczniej.
Buziaki dla komentujących.
Rozdział XVIII
- Poczekaj chwile Lovegood.
Luna zdarzyła wejść do gabinetu i stanąć przed biurkiem nauczyciela pochylającego się nad jednym z esejów który był juz mocno zamazany czerwonym atramentem profesora a kilka sekund później na końcu pergaminu pojawiło się ogromne 'Troll'. Biedny uczeń. Mężczyzna odłożył prace w miejsce innych juz sprawdzonych i dopiero wtedy zaszczycił ja spojrzeniem. Morderczym spojrzeniem.
- Lovegood, co ty sobie wyobrażasz przychodząc na lekcje do mojego gabinetu w koszuli tak mokrej ze widac twój biustonosz?!
Krzyknął tak mocno ze gdyby w gabinecie bylo okno to szyba na pewno roztrzaskałaby sie w drobny mak, Krukonka rozdziawiła usta nie wiedząc o co mu chodzi do póki nie spojrzała w dół a wtedy jej twarz nabrała koloru piwonii. Wychodząc z zamku nie założyła swetra a deszcz mimo ze lekki to i tak zmoczył jej ubranie czego wczesniej nie zauwazyla. Teraz natomiast świadomość tego ze jej profesor, i to nie byle jaki ale sam Severus Snape mógł zobaczyć przez przylegająca do jej ciała białą koszule jej bieliznę była przytłaczająca. W dodatku akurat dziś musiała mieć na sobie jasno różowy stanik w róże w różnych q różu z przyklejonymi gdzie nie gdzie cyrkoniami. Miała ochotę zapaść się pod ziemie ale z cala gracja jaka zdołała w sobie zebrać wyjęła z kieszeni różdżkę i jednym zaklęciem wysuszyła cale ubranie.
- Minus dwadzieścia pięć punktów Lovegood i szlaban w najbliższą sobotę.
- Przepraszam profesorze.
- Masz za co. Jeszcze nigdy żadna uczennica nie pojawiła się w tym pomieszczeniu w takim stanie. Na przyszłość uważaj bo może się to skończyć dla ciebie jeszcze gorzej.
Jego wzrok potwierdzał te słowa wiec Luna jedynie przytaknęła posyłając mu przepraszający uśmiech.
- No i czego sie tak szczerzysz? Chyba nie po to tu przyszlas? Bierz się za eliksir, za dwie godziny ma być gotowy a jesli stwierdzę że nie jest odpowiedni to możesz pożegnać się z eliksiromegomedycyna.
Zabrała się do pracy wciąż zażenowana faktem jak mogla nie zauważyć ze ten drobny kapuśniaczek jednak zrobił swoje i weszła tu taka mokra. Nagle przyszła jej kolejna, niezbyt pocieszająca myśl. Ile osób widziało ja w takim stanie jak szla korytarzami? Byla zbyt mocno zamyślona o ojcu i Malfoy'u żeby cokolwiek zauważyć. Pozostawała jej wiec nadzieja ze nikt nie zwrócił uwagi na Lune-Pomylune. Zabrała się za kończenie eliksiru nie pozwalając sobie nawet na chwilowe rozkojarzenie. Dopiero gdy sprzątnęła stanowisko pracy i zostało jej jedynie zamieszać miksturę dwanaście razy w stronę przeciwna do wskazówek zegara pozwoliła sobie odpłynąć na chwile myśląc o przyjaciołach. I drugi dzień z rzędu podskoczyła na dźwięk głosu nauczyciela ponownie zapomniawszy o tym ze nie jest sama.
- No i czego mi tu skaczesz znowu? To jakies twoje tancze chwalebne na moja część?
Odwróciła się zszokowana ze mężczyzna stoi tuz za nią. Spojrzała mu w twarz ktora jak zawsze nie wyrażała żadnych emocji. Odsunęła się od kociołka dając mu możliwości sprawdzenia efektów jej pracy. Zamieszał, sprawdził konsystencję, zapach i w końcu grobowym tonem oznajmił.
- Pierwszoroczny lepiej by sobie poradził Lovegood ale i tak spodziewałem sie po tobie czegos gorszego.
Luna wytrzeszczyła oczy. W ustach tego czarodzieja te słowa brzmiały jak najszczersza pochwala nawet pomimo tonu jakim te słowa wypowiedział.
- Dziękuję profesorze.
- Niby za co? Za to ze uznałem ze twój pozom jest gorszy od jedenastolatka?
Miała ochotę uśmiechnąć ale na ten przytyk ale starając się najlepiej jak umiała zachować poważną minę odrzekła.
- Za słowa krytyki.
- A czego sie niby spodziewałaś? Pochwał?
Nie wytrzymała i lekko się uśmiechnęła.
- Mysle ze puki co na nie jeszcze nie zasługuje ale mam nadzieje ze niebawem juz będę.
Bylo to kłamstwo, doskonale wiedziała ze eliksir jest idealny.
- Chyba w twoich snach. A teraz idź mi juz z tad. Jutro o 18.
- Do widzenia profesorze.
Harry razem z Ronem zdarzyli właśnie wczołgać się do Wielkiej Sali i usiąść przy stole gdy usiadł koło nich uśmiechnięty od ucha do ucha Neville.
- Co tam chłopaki? Jak leci?
- Świetnie. Wróciliśmy właśnie od Hagrida. Nigdy bym nie pomyślał ze tak ciężko oswoić hipogryfy! Dwa razy musiałem biec do chatki żeby nie zostac zamordowanym przez te cholerne stworzenia.
- Az tak zle Ron? A jak tobie szli Harry?
- Nie wiele lepiej, ja uciekałem tylko raz - wyszczerzył się sięgając jednocześnie po udko z kurczaka - A jak u Ciebie?
- Super! Cale popołudnie pomagałem w robieniu sadzonek zaklętych sideł.
Ron skrzywił się na wspomnienie z pierwszej klasy ale zaraz zajął się trzecim juz kotletem.
Kilka minut później przyszla też Ginny, zaraz po niej Hermiona a gdy już mieli sie zbierać do wieży pojawiła się Luna która od razu po założeniu zaklęcia przeciw podsłuchiwaniu zaczęła rozmowę z dziewczynami na temat megomedycyny.
- Te zaklęcia są naprawdę bardzo złożone i wystarczy sekunda roztargnienia żeby cos nie wyszło.
- Tak samo z eliksirem. Co kilka sekund zerkałam w instrukcję sprawdzając czy wszystko robię jak należy a podejrzewam ze to byl jeden z prostszych mikstur uzdrawiających.
- Masz racje Luno, ten na zrastanie się kości jest calkiem prosty ale wystarczy ze korzeń afasedyny będzie krojony pod innym o kilka stopni kontem i trzeba zaczynać od nowa.
- A Ty co robisz?
- Przed chwila skonczylam pisac wypracowanie na starożytne runy a za piętnaście minut mam się spotkać z Kingslay'em w pokoju życzeń.
- W czym mu pomagasz?
- Nie wiem dokładnie bo nie było okazji pogadać ale po spotkaniu zakonu mówił coś o przeszukiwaniu akt pracowników ministerstwa. Nie wiem jeszcze po co ale dzis juz będę wszystko wiedzieć.
Zamyśliła się na chwile by spojrzeć na chłopaków z piorunami w oczach.
- A czy wy jesteście nie poważni? Dopiero Luna założyła zaklęcia przeciw podsłuchiwaniu a jestem pewna ze w najlepsze gawędziliście sobie o swoich zadaniach nie martwiąc się ze ściany tez maja uszy! Nauczcie sie wreszcie rozsądku!
Gryfoni popatrzeli po sobie z minami świadczącymi o tym ze żadnemu z nich nawet przez myśl nie przeszło żeby nie rozmawiać na takie tematy tak otwarcie. W końcu Harry obiecał ze to się więcej nie powtórzy a Hermiona po kilku kolejnych ostrych komentarzach odnośnie ich myślenia poszła na spotkanie ze swoim współpracownikiem. Posiedzieli jeszcze kilka minut śmiejąc się z kawałów jakie Harry i Ron usłyszeli od Hagrida po czym każde z nich udalo się na spoczynek.
Ginny siedziala wtulona w ramiona Harry'ego przed kominkiem w pokoju wspólnym. Byli sami, wszyscy poszli juz spać.
- Kocham cie, wiesz o tym, prawda?
- Oczywiście Harry, ja tez cie kocham.
Kochała go, oczywiście ze tak bylo. Ale i tak spieła się wiedzac na jaki temat znów zejdzie ich rozmowa.
- Nie myślisz ze czas aby nasza milosc weszła na nowy etap?
Nie czekając tym razem na jej odpowiedz zaczął całować niecierpliwie jej szyje a ruda lekko westchnęła. Nie czuła się jeszcze gotowa na TEN etap. Nie chciała aby ta wyjątkowa chwila była w pokoju wspólnym gdzie w kazdej chwili pojawić się może jakiś uczeń albo w pustej klasie w stresie ze złapie ich jakiś nauczyciel. Chciała by ta chwila byla idealna, taka ktora chetnie wspominała by przez cale życie a schowala w najmniejszym zakamarku pamięci. Gdy chłopak obślinił jej juz cala szyje tak ze czuła spływające w stronę biustu strużki zaczął wkładać jej rękę pod bluzke.
- Harry, nie. Proszę.
Nie spodziewała sie wyrozumienia z jego strony. Wiedziała co teraz nastąpi.
- Ginny, co jest z toba nie tak. Ciągle cos ci nie pasuje. A to glowa cie boli, a to zmęczona jesteś, a to nie to miejsce...
- Przepraszam, nie jestem jeszcze gotowa.
- A na co jeszcze chcesz być gotowa? Twierdzisz ze mnie kochasz, wiem ze jesteś gotowa w razie potrzeby bronić mnie swoim życiem, ze niezależnie od sytuacji zawsze będziesz przy mnie a nie pozwalasz żebyśmy byli blisko!
- Harry, jestesmy blisko!
- Ginny, jestesmy dorośli. A dla dorosłych ludzi bliskość nie kończy sie na przytulankach i kilku pocałunkach.
Ginny byla sfrustrowana i zła. Zła nie tyle na niego ile na siebie ze wymarzyła sobie idealny pierwszy raz i ciężko bylo jej się pogodzić z tym ze rzeczywistość rzadko jest taka jak nasze marzenie.
- Kocham cie Ginny, ale jestem tez człowiekiem. Człowiekiem który ma swoje potrzeby.
Po tych słowach wstał z sofy i poszedł w stronę dormitorium a Ginny schowała twarz w dłonie które po chwili były mokre od łez.
Luna szla w stronę wielkiej sali na śniadanie gdy po drodze zaczepił ja profesor Lupin.
- Dzień dobry Luno.
- Dzień dobry profesorze. Czy cos się stało?
Rozejrzał się do okola i dopiero gdy upewnił sie ze w korytarzu nie ma nikogo oprócz nich przemówił.
- Nic złego. Dzis o 19 jest zebranie u dyrektora. Mogłabyś przekazać reszcie?
-
Oczywiście.
- Dziękuję Ci. A jak idą ci zajęcia pozalekcyjne?
- W rytmie cudownych humorów profesora Snape'a - wilkołak zaśmiał się - ale i tak mogło być gorzej.
- Może, moja droga może. Idź juz na śniadanie.
- Dziękuję profesorze, do zobaczenia.
W wielkiej sali od razu skierowała się do stołu gryffindoru gdzie siedziala juz reszta uczniów z zakonu feniksa. Hermiona machnięciem różdżki przyłączyła ja do rozmowy pod zaklęciem przeciw podsłuchiwaniu.
- Dzis o 19 jest zebranie u dyrektora.
- Skąd wiesz? Cos się stało?
- Nie, profesor Lupin mi powiedział.
- Ciekawe co się stało.
- Oj nie panikuj Ron, jak by to bylo cos poważnego to spotkanie byloby w trybie alarmowym. Pewnie tylko jakies informacje organizacyjne.
Ron wzruszył ramionami i zaczął pochłaniać kolejna porcję jajecznicy. Luna zdarzyła juz sobie nalać herbaty i wrzucić plasterek cytyny gdy spojrzała na Ginny ktora siedziala na przeciwko Harry'ego ale odkąd przyszla nawet nie uniosła głowy znad talerza. Harry tez nawet słowem sie nie odezwał. Złapała spojrzenie Hermiony ktora chyba myślała o tym samym. Znów pokłócili się o TO. Luna pokiwała glowa zastanawiając się co Harry sobie myśli naciskając tak swoja dziewczynę. Czy nie zdaje sobie sprawy w tego ze takimi ciągłymi próbami jeszcze bardziej ja zniechęca? Ugryzła kawałek tosta z dżemem ananasowym popijając herbata.
- Hermiono, jak wczorajsze spotkanie?
- Dobrze. Będę zajmowała się przeglądaniem akt pracowników Ministerstwa którzy być może chcieliby sie do nas przyłączyć. Muszę sprawdzić członków ich rodzin itd aby dowiedzieć sie czy aby nie byli by szpiegami w obozie wroga.
- To bardzo odpowiedzialne zadanie.
- Wiem, moja jedna pomyłka może kosztować czyjeś życie. Nie wiem jak dam sobie z tym rade.
- No wiesz co? Kto jak kto, ale ty nie masz co przejmować się ze w czymkolwiek zawalisz. Zawsze wszystko robisz idealnie.
- Ja? Co ty. W trzeciej klasie na teście zawaliłam przez bogina!!
- A kim byl?
Hermiona lekko się spłoniła.
- Profesor McGonagall mówiąca ze oblałam wszystkie egzaminy.
Luna starała się zachować powagę ale po chwili pękała ze śmiechu razem z reszta gryfonow. Nawet Harry i Ginny lekko się uśmiechnęli. W końcu Ron spojrzał na zegarek i uznał że czas zbierać się na lekcje.
- Dobry wieczór profesorze.
- Czarnowłosy czarodziej spojrzał na nią spod byka i gestem pozwolił wejść do gabinetu.
- Za godzinę jest spotkanie zakonu wiec na eliksir uzdrawiający nie ma czasu. Przygotuj wszystko potrzebne do veritaserum.
Luna zabrała się do roboty i w niecałe 40min wszystko juz bylo gotowe.
- Skonczylam profesorze.
- No to idź juz do dyrektora.
- Dobrze profesorze.
Wyszła z gabinetu kierując się w stronę schodów na parter gdy na swojej drodze spotkala Pansy Parkinson.
- Lovegood, ty tu czego? Nie masz gdzie sie szwendać?
Blondwlosa miała ochotę odpowiedzieć jej żeby pilnowała swojego nosa ale nie chciała zaczynać kłótni która mogłaby skończyć sie walka.
- Wracam ze szlabanu.
Slizgonka zdawała sie być zawiedziona ze nie może się do niej przyczepić przeszła obok niej oczywiście nie zapomniawszy dość mocno potrącić ja ramieniem. Resztę drogi do dyrektora przeszła marząc o gorącym budyniu czekoladowym przed snem. Weszła ostatnia, nawet Snape juz siedział na swoim miejscu.
- Zamknij proszę drzwi Luno.
Wykonawszy polecenie usiadła na ostatnim wolnym krześle i dopiero teraz zauwazyla ze obok starszego czarodzieja stoi nie kto inny jak Draco Malfoy.
- Większość z was na pewno juz się domyśliło po co tu jestesmy. Mamy nowego członka ktorym jest Draco Malfoy. Złożył juz Wieczysta Przysięgę w obecności Severusa Snape'a i Artura Weasley.
Miny większości członków byly zadowolone, ale oczywiście Harry i Ron musieli wyskoczyć ze swoimi jękami.
- On? Przeciez to szpieg!
- Wyda nas wszystkich!
Dumbledore uniusl rękę dając im znak ze maja być cicho a gdy to nie poskutkowalo machnięciem różdżki zabrał im możliwość mówienia.
- Nie tego się po was spodziewałem chłopcy. Ronaldzie na pewno wiesz ze wieczystej przysięgi nie można złamać. Nie chce słyszeć ani słowa odnośnie lojalności pana Malfoya który od dzis jest po naszej stronie. Przysięgaliście posłuszeństwo, nie zapominajcie o tym.
Ostatni argument zdawał sie przemówić do nich najbardziej bo przestali zamaszyście gestykulować rękami w formie protestów.
- Draco będzie w ramach swoich możliwości szpiegować nastoletnich Śmierciożercòw. Natomiast prosiłbym was by oprócz tych spotkań ton jakim dotychczas się do niego odnosiliście nie zmienił się. Jeśli Voldemort dowie sie o tym ze jest jednym z nas Severus będzie miał problemy ze nie poinformował o tym Czarnego Pana i jego pozycja może się dość mocno zachwiać na co nie możemy sobie pozwolić. A teraz zapraszam na herbatkę. Molly, przyniosłaś szteciki?
Spotkanie wojenne zamieniło sie w towarzyskie. Wszyscy rozmawiali, opowiadali sobie żarty i nawet chłopaki którzy odzyskali juz swoje glosy słuchali żartów Hagrida co chwile wybuchając śmiechem. Luna natomiast stała z boku patrząc na ten zadki ostatnio widok radości jaki panował uśmiechając sie lekko. Podszedł do niej dyrektor.
- O czym myślisz?
- O tym jak cudownie jest patrzeć na radość najbliższych. Tym bardziej ze niewiemy czy będzie następna.
- Będzie ich jeszcze wiele, zobaczysz.
- Jak czuje sie tatuś?
- Bez zmian. Jego stan jest stabilny ale wciaz się nie obudził.
Przytaknęła nie wiedząc co więcej moglaby powiedzieć.
- Albusie, weź jeszcze pasztecika, wiem jak bardzo je lubisz.
Znów została pod sciana sama ale dostrzegła ale po drugiej stronie gabinetu tez stoi ktos samotnie. Malfoy. Z filiżanka herbaty w dłoni podeszła do niego.
- Jak tam?
Ślizgon zdawał sie być zdziwiony faktem ze go zagadnęła.
- Dobrze.
- Lepiej ci gdy już podjąłeś decyzję?
- Tak. O dziwo czuje sie zdecydowanie lepiej pomimo tego ze jesli moja pozycja się wyda prawdopodobnie zostanę zabity.
- Troche wiary w siebie. Spójrz na Snape'a. Od od tylu lat lawiruje miedzy wieczystymi przysięgami i obozami dobra i zła.
- Ale ja nie jestem taki jak on. On to szpieg idealny a ja umiem jedynie sprawiać ludziom przykrość i doprowadzać ich do łez.
Poklepała go po ramieniu.
- Teraz masz nas, a skoro nawet Snape wciąż tu siedzi i pałaszuje kolejnego pasztecika pani Weasley to i ty zmienisz się na lepsze.
- Snape'a dawno by nie bylo gdyby nie to jedzenie. Zreszta tylko na niego spójrz. Wygląda jakby się rozchorował od nagłego natłoku radości i śmiechu.
Roześmiali się a przy ich boku nagle znalazła się pani Weasley wciskając im w dłonie poczęstunek.
- Jedzcie, wyglądacie tak marnie. Szczególnie ty Draco, jakbyś nie jadł od tygodnia. Jak można być tak chudym...
Poszla rozdawać dalej a chłopak ze otwartymi ustami patrzył na trzymany w dłoni wypiek. Luna wzruszyła się. Zapewne nie spodziewał sie ze będzie traktowany jak reszta. Ale mylił sie. Po chwili zjawili sie tez bliźniacy którzy mieli lepiej poukładane w glowie niż ich młodszy brat opowiadając im o nowych wynalazkach które niebawem pojawia się w ich sklepie. Wieczór byl zdecydowanie udany.
Draco jest szpiegiem! Ale się cieszę, że aż zrobie salto.
OdpowiedzUsuńHarry ty niegrzeczny dzieciaku!
Lekcje z Severusem napisałaś po mistrzowsku. Luno ubieraj ten sweter... albo nie.
Czekam na następny.
Megi Lumen ( z wielkim bananem na twarzy )
Zapomniałam ...
UsuńSzalona herbatka u zwariowanego dyrektorka (szalonego kapelusznika)
☆★☆ :-D
Megi Lumen ( kraina czarów )
Super super super! Pisz dalej
OdpowiedzUsuńBuziaki
Julka(aktualnie zabiegana)