sobota, 19 października 2013

Rozdział 7

Dobra, udało mi się jakoś ogarnąć ten problem z wpisami które źle mi się wyświetlały, ale też jeszcze nie do końca. Postaram się to naprawić jakoś niebawem. Mam nadzieję że rozdział wam się spodoba bo sporo nad nim pracowałam. Niebawem następny - już się robi. Liczę na jakiekolwiek słowa krytyki. I przepraszam za błędy,  obiecuję je kiedyś poprawić - teraz zwyczajnie nie mam na to ochoty.
Pozdrawiam i miłego czytania 
--------------------------------------------
Cały dzień Ginny powtarzała sobie ze cokolwiek stanie się w sali tortur nie da po sobie poznać jak bardzo się boi. Jednak gdy tylko weszła do środka wiedziała ze cały strach ma wymalowany na twarzy. W sali nikogo nie było, wiec dziewczyna miała chwile na rozejrzenie się w kolo. Na ścianach sali powieszone były stare żelazne kajdany (to chyba te którymi straszył ich zawsze Filch), a przy ścianie stal długi drewniany stół na którym były poukładane różne metalowe sprzęty - wyglądały jak mugolskie narzędzia tortur. w kacie sali stała niewielka szafka a w niej fiolki z różnymi eliksirami - część z nich Ginny znała, były to napoje uzdrawiające, co ja zdziwiło lecz dziwienie szybko ustąpiło zrozumieniu - najpierw będą ich katować, a później jak już doprowadza ich na skraj wytrzymałości będą ich uzdrawiać by zacząć zabawę od nowa. Rudej zakręciło się w głowie gdy dotarło do niej ze Cruciatus przy tych męczarniach będzie jak łaskotki. Po drugiej stronie sali, naprzeciwko stołu były drzwi których wcześniej nie zauważyła, a które otworzyły się teraz z lekkim skrzypnięciem. Przerażona odwróciła się i spojrzała na kata. Amycus Carrow patrzył; na nią swoimi świecącymi z chorego podniecenia zadawania bólu oczami. 
- No proszę, co my tu mamy - Panna Weasley. Miło mi Panią widzieć. Moja siostra powiedziała mi co zrobiłaś - pokiwał palcem wskazującym prawej dłoni jak matka pouczająca niegrzeczne dziecko - nieładnie jest obrażać swojego Dyrektora moja panno. Dlatego tez jestem zobowiązany do wykonania na tobie kary proporcjonalnej do przewinienia jakiego się dopuściłaś - niemalże poczuła jak jego wzrok dotyka całego jej ciała od góry do dołu jakby oceniał ile da rady wytrzymać - myślę ze dziś możemy sobie odpuścić mugolskie taktyki i skorzystać trochę z tradycji. Gotowa?
I nim zdąrzyła choćby mrugnąć nie wyobrażalny ból wstrząsną jej ciałem, istniała tylko ona i ten obezwładniający ją ból, wszystko inne nie istniało - nie istniała ta sala, nie istniał jej kat, nie istniał czas. Nie wiedziała ile to trwało (choć wydawało jej się że godzinami) gdy ból ustąpił. Dopiero wtedy złapała oddech i otworzyła powoli oczy. Leżała na podłodze dysząc ledwie mogąc się ruszyć. 
- Wiesz, te mugolskie sposoby są całkiem niezłe, co tylko dowodzi temu że mugole to zwierzęta cieszące się z czyjegoś bólu, dlatego zupełnie nie rozumiem co twój tatuś widzi w nich takiego fascynującego...
Nie usłyszała co więcej miał do powiedzenia bo kolejna fala bólu zalała jej ciało.

Amycus Carrow stał i patrzył na ciało gryfonki wijące się na podłodze z bólu. Dotychczas zawsze lubił patrzeć na młode zgrabne kobiety dręczone przez niego Cruciatusem, patrzeć na ich wykrzywione z bólu twarze. Uwielbiał zadawać ból, miał wtedy całkowitą władzę nad ciałem i umysłem torturowanego. Czuł się niczym Bóg dla tej osoby, wiedział że to życie zależy tylko od niego. To poczucie władzy niezmiernie go podniecało i podbudowywało jego ego do tego stopnia że nie przeszkadzało mu nawet to że musi wykonywać rozkazy Czarnego Pana. Ale teraz, patrząc na ciało tej wiewióreczki czuł nie tylko podniecenie umysłowe z zadawanego bólu, ale tez podniecenie nie mające nic wspólnego z rzucanym przez niego zaklęciem. Patrzył na to jak dziewczyna wygina się w łuk, na jej podkulone, zgrabne nogi, rozchylone, wilgotne usta, i włosy rozsypane na podłodze. Po kilku sekundach złapał się na tym że myśli jak te włosy wyglądały by na jego białej pościeli, a ciało wygięte byłoby w łuku rozkoszy, a nie bólu. Dziewczyna tak na niego działa że po kilku chwilach poczuł aż ból w lędźwiach z podniecenia. Ściągnął z niej zaklęcie i szybko ruszył w stronę drzwi - nie chciał żeby widziała w jakim jest stanie. Nim zamknął drzwi za sobą rzucił tylko w stronę sali:
- Mam nadzieje ze to Cię nauczyło jak się wyrażać o naszym dyrektorze.
Przeszedł przez pokój dzienny który dzielił z siostra i skierował się w stronę swojej sypialni, a
później do łazienki na samym końcu pokoju. Zdjął szybko ubranie i po chwili czul już jak zimna woda ostudza jego ciało, choć zmysły wciąż działały....

Mistrz Eliksirów siedział w swoim fotelu za biurkiem z nogami wyciągniętymi do przodu i własnie kończył kolejną butelkę Ognistej. Już prawie osiagnął zamierzony efekt i skupiał się właśnie na skupieniu wzroku na szklance do której chciał nalać resztkę bursztynowego płynu, jednak po chwili stwierdził że nie ma co się wysilać i uniusł butelkę do ust gdy drzwi do jego gabinetu otworzyły się i do środka ktoś szybko wszedł nawet go niezauważając. Długie prawie białe włosy zawirowały gdy dziewczyna oparła się o drzwi i z zamkniętymi oczami szybko oddychała. Lovegood?! Co ona tu na Merlina robiła? Jak śmiała tak wpadać do jego gabinetu nawet go nie zauważając? I nagle ogarnął go niewyobrażalny smutek - czyżby stał się niewidoczny dla tych wszystkich którzy kiedyś choć trochę go szanowali? Oj co on plecie, to pewnie ognista sprawiła ze zrobił się nagle taki sentymentalny - nie miał w zwyczaju użalać się nad sobą, było to poniżej jego godności, a w dodatku była to jawna oznaka słabości, a czego jak czego ale słabości nienawidził najbardziej, nawet bardziej niż siebie samego. Patrzył na nią ciekawy jej reacji jak go zobaczy i nagle zdał sobie sprawę że nigdy żaden uczeń nie widział go w takim stanie - w samych spodniach i białej koszuli z nie dopiętymi dwoma górnymi guzikami. Właściwie to niewiele jest osób które choćby wyobrażały  sobie go inaczej niż w jego czarnych szatach. Poczuł się jak by był właściwie nagi, i już sięgał po różdżkę leżąca na biurku aby za pomocą zaklęcia szybko założyć szaty przewieszone przez oparcie fotela gdy usłyszał świst wciąganego mocno powietrza i spojrzał na uczennicę. Stała z szeroko otwartymi oczami i patrzyła się na niego jak by go widziała pierwszy raz.
- Co Pan tu na Merlina robi?
Snape'a w pierwszej chwili wmurowało - jak ktoś śmiał wchodzić tu od tak i jeszcze pytać go co robi 
w swoim własnym gabinecie - ale uczucie to zostało szybko zastąpione przez złość jaka opanowała jego umysł. Podniósł się z siedzenia i zaczął zbliżać się w kierunku dziewczyny.

Luna ledwie powstrzymała się żeby nie chwycić się dłońmi za usta - czyżby przez zadawanie się z gryfonami zaraziła się ich zwyczajem najpierw mówienia a dopiero później myślenia? Stała przerażona pod drzwiami bojąc się jego reakcji - a jak od razu z krzykiem wyśle ją do pokoju tortur żeby piekielne rodzeństwo wyznaczyło jej karę, albo zrobi to odrazu sam. Podniusł się z fotela i ruszył w jej stronę, całkowicie opanowany, z tym samym co zawsze, nie przeniknionym wyrazem twarzy. Gdy był już na krok od niej oparł lewą rękę o drzwi tuż nad jej głową, tak że praktycznie rzecz biorąc była uwięziona pomiedzy nim a drzwiami. Najchętniej wcisnęła by się w to drewno i nigdy więcej z niego nie wyszła ale nie miało być jej tak dobrze - profesor prawą ręką chwycił jej podbrudek i uniusł go do góry tak że była zmuszona wspojrzeć w jego czarne jak węgiel oczy. Był dużo wyższy od niej więc musiała praktycznie maksymalnie zadrzeć głowę do góry. Serce waliło jej jak oszalałe gdy tak stała zdana na jego laskę (o ile ja ma), ale z drugiej strony wyczuła teraz szanse na dojście do tego czy profesor Dumbledore aby na pewno nie mylił się co do natury nowego dyrektora. Słodki zapach alkoholu połączony z jego własnym - delikatną mieszanką składników eliksirów w którym wyczuwała imbir i korzeń wijącej sosny - owiał jej twarz i wprawił jej umysł w lekkie otępienie. On natomiast odezwał się cichym gardłowym głosem od którego dreszcz przeszedł przez jej plecy:
- Co tu robisz Lovegood?
Przełknęła slinę i nie bardzo wiedząc co powiedzieć poprostu zaczęła paplać jak zawsze gdy była mocno 
zdenerwowana
- Mój tatuć napisał mi w liście który dziś dostałam że przypomniał sobie że jak jeszcze był uczniem to odkrył w lochach zaskakująco miłe stworzenia myszkomiłki i poprosił abym mu jednego wysłała. Cały dzień byłam zajęta lekcjami więc pomyślałam że zanim nastanie cisza nocna mogłabym poszukać myszkomiłka aby móc go jutro tatusiowi wysłać - spojrzała na niego niewinnym zwrokiem mając nadzieję że nabierze się na ta wymyśloną na prędce historię, choć wiedziała że nadzieja matką głupich bo ten człowiek był za inteligetny żeby uwierzyć w coś takiego, a wliczając jeszcze fakt że jest mistrzem legimentacji od razu mogła się położyć na podłodzę i czekać na falę bólu od jego zaklęcia. Ten jednak zdziwił ją jeszcze bardziej niż dotychczas o ile było to możliwe - ujął w swoją dużą, silną dłoń kosmyk jej włosów i gładził go między palcami.
- A twój kochany tatuć nie nauczył Cię, że zanim się wchodzi do czyjegoś gabinetu należy pukać? A już tym bardziej wchodząc do pomieszczenia w którym znajduje się mężczyzna odużony alkoholem? Czyżby nie uświadomił Cię o zagrożeniach innych niż Czarny Pan?
Wciąż patrząc w jej otwarte szeroko oczy uśmiechną się, ale nie tak jak zwykle - z kpiną i sarkazmem - był to uśmiech którego nie powtydził by się nawet władca piekieł. Luna mimowolnie zadrżała.
- Jak widać jednak Pani nie uświadomił Panno Lovegood. Ja zatem robię to za niego - odsunał się od niej kilka kroków, tak ze mogła się już swobodnie ruszać, choć była tak sparaliżowana strachem że nawet jej to nie przyszło do głowy - A za swoją głupotę masz u mnie szlaban w 4 najbliższe piątki. O godzinie 18, tutaj w gabinecie. A teraz - spojrzał na duży srebrny zegar z wężami zamiast wskazówek - masz 2 minuty na dotarcie do swojej wieży jeśli nie chcesz dostać kolejnego szlabanu, tym razem w sali kilka metrów dalej. 
Luna dalej stała wpatrzona w Mistrza Eliksirów nie dowierzając w to co słyszy. Może iść już do wieży? To wszystko? Dopiero jego głośny krzyk "Idź już Lovegood!!" doprowadził ją do porządku i już zamykała za sobą drzwi i biegła w stronę schodów w górę. Zdyszana zatrzymała się w jednej z wnęk i rzuciła na siebie zaklęcie kameleona tak aby nikt jej nie widział i ruszyła dalej, przed wejściem do wieży ściągnęła zaklęcie, odpowiedziała na zagadkę i weszła do pokoju wspólnego skąd poszła od razu do swojego dormitorium które było na szczęście puste. Dopiero tutaj pozwoliła sobie na swobodne złapanie oddechu.

Severus Snape powoli otwierał oczy - jego magiczny budzik dzwonił już od dobrych 10 minut ale on jakoś nie był wstanie zebrać się w sobie żeby wstać. Efekty wczorajszego upicia dawały o sobie mocno znać, głowa mu pękała a smak w ustach był taki, jak po zjedzeniu fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta o smaku wymiocin (kiedyś Minerwa się z nim założyła o to czy uda mu się zjeść całe opakowanie na raz bez najmniejszego skrzywienia się, i przez ten właśnie smak przegrał). Sięgnął ręką po różdżkę i jednym machnięciem wyłączył budzik, a drugim przywołał fiolkę z eliksirem na kaca (jego własny wynalazek). Jednym łykiem opróżnił fiolkę i leżąc czekał aż poczuje się lepiej. Wraz z siłami zaczęły powracać wspomnienia zeszłego wieczora - jak siedział w swoim gabinecie i upił się ognistą i jak weszła ta Lovegood i... Na gacie Merlina, co on wyprawiał! Jak w ogóle przyszło mu do głowy zrobić to co zrobił! Myśli kłębiły mu się w głowie, i nawet nie chciał myśleć co by się stało gdyby ta głupia dziewczyna wtedy ruszyła się choć o centymetr - był tak przeraźliwie zły że pewnie skończyło by się na tym że rzucił by w nią jakąś wyjątkowo obrzydliwą klątwą, na jej szczęście miała na tyle rozumu w głowie by nawet nie drgnąć. Miał różne sposoby na wywoływanie strachu w uczniach, ale to? To przekraczało nawet jego możliwości. Co ona musiała sobie o nim pomysleć? Pewnie opowiada teraz tej rudej Weasley o tym jak dyrektor, najważniejszy śmierciożerca, właściwie zastępca Czarnego Pana napastował ją seksualnie. Cholera! Jak on teraz wejdzie do Wielkiej Sali na śniadanie? Jak on wogóle kiedyś stanie twarzą w twarz z tą idiotką? Jeszcze w dodatku na własną zgubę zamiast puścić ją wolno albo odesłać do Amycusa albo Alecto postanowił że ma mieć szlaban z nim, i to w jego gabinecie! Wsadził głowę pod kołdrę jak by miało mu to pomuc uciec od ponurych myśli, i leżał tak kilka minut myśląc o tym jak straszny będzie dzisiejszy dzień i stwierdzać że gorzej być nie może gdy poczuł pieczenie na
przedramieniu w miejscu gdzie miał wypalony Mroczny Znak. No, tak, mogło być przecież gorzej! Wyszedł z łóżka i zaczął się ubierać zły sam na siebie ze nie ruszył się wcześniej żeby się wykąpać, bo teraz nie miał na to czasu - Czarny Pan nie lubił gdy kazało mu się długo czekać, nawet gdy chodziło o jego pupilka, Severusa Snape'a.

Luna stała w łazience przy swoim dormitorium i zatroskana patrzyła w swoje odbicie w lustrze. Nigdy nie przejmowała się swoim wyglądem, ale dziś musiała przyznać sama przed sobą ze wyglądała okropnie - cienie pod oczami odznaczały się na jej jeszcze bledszej niż zwykle twarzy a oczy miała czerwone od niewyspania. Postanowiła ze zanim wyjdzie z dormitorium poprosi którąś z dziewczyn o jakieś przydatne zaklęcie na poprawienie swojego wyglądu. Wyszła z łazienki i wróciła do swojego łózka. Cala noc nie mogła spać, choć nie wiedziała co bardziej jej ten sen odbierało, czy strach przed szlabanem ze Snape'em czy może emocje jakie wywołał wczorajszy wieczór. Cala noc myślała o tym co zrobił profesor - po prostu się z niej nabijał, a ona głupia nie dostrzegła tego w pierwszej chwili. Dopiero w nocy gdy w miarę możliwości ochłonęła i zaczęła jeszcze raz analizować to co się stało przypomniała sobie wyraz jego oczu gdy patrzył na nią pochylony - oczy miał jakby lekko roześmiane, choć wyraz jego twarzy o tym nie wskazywał. A gdy dotknął jej włosów zobaczyła w nich coś, czego się nie spodziewała, coś w rodzaju czułości połączonej z tęsknota? Czy to możliwe? To by oznaczało że nie do końca owładnięty jest złem, i postawiło by go w lepszym świetle, jeśli nie dla innych, to przynajmniej dla niej samej, bo ktoś w czyich oczach można ujrzeć to co ona widziała w oczach szkolnego nietoperza nie może być człowiekiem złym. Może takiego udawać, ale w głębi serca na pewno taki nie jest.

Nevile siedział przy stole i prubował się zmusić do zjedzenia sałatki którą nałożył sobie dobre 15 minut temu na talerz, i dłubał ją przez cały ten zerkając co chwilę w stronę wejścia do Wielkiej Sali. Zaczynał się powoli martwić bo od rana nie widział ani Ginny ani Luny, a był już obiad. Zresztą rano też widział je tylko w przelocie - obie były blade i markotne. Zastanawiał się co się takiego wydarzyło że obie były w takim stanie i postanowił to z nich wyciągnąć jak tylko którąś złapie. Po kilku kolejnych minutach w których niepokój dawał o sobie znać coraz bardziej zaczął myśleć gdzie też one mogą się podziewać i już miał ruszyć w kierunku biblioteki żeby tam sprawdzić gdy przypomniał sobie o fałszywym galeonie który wciąż nosił przy sobie - jeśli mu się poszczęści to któraś z nich też go nosi i odczyta wiadomość od niego. Sięgał już do torby żeby znaleść monetę gdy kątem oka dostrzegł dziewczyny wchodzące do sali. Ginny od razu skierowała się w jego stronę, a Luna usiadła przy stole swojego domu. Nalała sobie na talerz zupę i zaczęła jeść swoim zwyczajem oglądając się na wszystkich dookoła, a Neville zauważył że jej wzrok zatrzymał się na chwilę na pustym od rana miejscu dyrektora. Ginny natomiast usiadła naprzeciw niego i nałożyła sobie na talerz ziemniaki i bigos i zaczęła grzebać widelcem w talerzu. 
- Ginny, nie chce żeby zabrzmiało to głupio, ale wiesz że możesz mi wszystko powiedzieć, prawda?
Ruda spojrzała na niego lekko roskojarzonymi oczami i uśmiechnęła się, ale nie wyszło, wiedział że 
to wymuszony uśmiech.
- Tak, oczywiście, nic mie nie jest. Poporstu wczoraj był ciężki dzień, i dziś nie zapowiada się wcale lepszy, następną mamy "obronę" przed czarną magią. A jak było u Ciebie na czarnej magii? - zgrabnie wywinęła się od szczerej odpowiedzi.
- Świetnie, Carrow opowiadał o skutkach klątwy Cruciatus na przykładzie moich rodziców - skrzywił się na samą myśl.
- Oh, tak mi przykro - przyjaciółka wzieła go za dłoń spoczywającą na stole. Spojrzał jej w oczy i dostrzegł uczucie którego nie znosił. Wpółczucie. Ludzie ciągle mu współczuli za jego rodziców, a przecież nie był już małym chłopcem płaczącym na korytarzu szpitala św.Munga który nie rozumiał dlaczego rodzice go nie poznają, dlaczego mama nie kołysze go w ramionach głaskając włosy jak zwykła robić gdy płakał, czemu tata wychyla się zaa ramienia mamy prubując go rozśmieszyć. Nie był tym samym chłopcem któremu brakowało rodziców gdy pierwszy raz wykazał swoje magiczne zdolności, kiedy ostrzymał swój pierwszy list z Hogwartu, kiedy pojechał z babcią na Pokątną żeby kupić podręczniki i zachwycony oglądał Nimbusa 2000, kiedy bał się tego co przyniesie mu pierwszy rok szkolny a nawet kiedy chciał zaprosić na Bal Bożonarodzeniowy Ginny i nie wiedział jak się do tego zabrać, a także wielu innych, mniej lub bardziej ważnych momentach jego życia. Teraz jednak nie chciał by mu ktokolwiek wspólczuł. Był dumny ze swoich rodziców, za to kim byli i za co walczyli, i wiedział że choćby i jego miałby spotkać taki los jak jego rodziców, to będzie ich walkę kontynuował, bo wiedział że warto.
- To może powiesz mi chociaż co z Luną, teraz wygląda lepiej ale jak widziałem ją rano to nawet 
zaklęcia nie pomogły w ukryciu nędznego stanu w jakim była - wskazał głową na blondynkę dalej jedzącą zupe.
Ginny lekko się spieła, prawie niezauważalnie, ale on był dobrym obserwatorem i od razu wyczuł że z drugą dziewczyną też jest coś nie tak.
- Nic jej nie jest, wiesz obu nam jest ciężko. Jej ojciec w dodatku zaczyna mieć problemy przez to co pisze jej ojciec w Żąglerze, martwi się tak jak my wszyscy o to co dzieje się z Harry'm, Hermioną i Ronem, i to wszystko zaczyna ją powoli chyba przytłaczać, to wszystko. 
To co mówiła niby było logiczne, ale z drugiej strony wydawało się trochę naciągane. Zrobiło mu się smutno że dziewczyny nie ufały mu na tyle żeby podzielić się z nimi swoimi problemami bo był pewny że jeśli Ginny omija wszystko szerokim łukiem to i Luna zrobi tak samo. Ale w sumie z drugiej strony może to jakieś kobiece dopadłości o których mówiła mu babcia a których wcześniej nie dostrzegał? Tak, to na pewno jest to, i z pewnością za kilka dni wszystko wróci do normy, a jak nie to wtedy będzie się zastanawiał co dalej robić. Na razie nie będzie się przejmował na zapas. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz