Severus właśnie wrócił do zamku ze spotkania z Czarnym Panem. Draconowi udało się wykonać część swojego zadania - znaleść sposób na wpuszczenie Śmierciożerców do zamku. Druga część zadania była zależna od silnej woli chłopaka, oraz ilości zła drzemiącego w jego duszy, jednak o to nauczyciel się nie martwił - wiedział że ten nie da rady. I wiedział też co on wtedy zrobi. Powinien być zadowolony. Przez tyle lat był pionkiem w grze Czarnego Pana i Dumbledore'a. Dziś jednego miało zabraknąć, i miał on zginąć z jego reki. Jednak zamiast tego czuł jedynie pustkę. Wszechogarniającą pustkę. Wiedział że po tym co zrobi zostanie hojnie nagrodzony przez Czarnego Pana, a znienawidzony przez Zakon i tych którzy wierzyli że pomimo wszystko jest dobry. Nikt nie będzie wiedział że do końca będzie bronił ich życia. Będę żyć dzięki niemu, a i tak do końca swoich dni będzie przez nich znienawidzony.
Wszedł do swojej sypialni i zdjął pelerynę. Na całe szczęście nie musiał nosić tych okropnych szat Śmierciożerców - jego status już dawno pozwolił mu na zawieszenie ich najdalszym zakątku jego szafy. Rozpiął też tunikę posiadającą mnóstwo guzików. Mógł użyć do tego magii, ale robienie tego bez zaklęcia zawsze uspokajało go. W samej białej koszuli i spodniach rzucił się na łóżko i patrzył niewidzącymi oczami w czarny rozciągający się nad nim baldachim. Dotychczas chociaż czasami miał z kim porozmawiać. Czasami z Minerwą, czasami z kimś z Zakonu... Oczywiście nigdy nie był jakoś specjalnie towarzyski ani gadatliwy, ale czasami on też chciał z kimś porozmawiać tak po prostu o wszystkim i o niczym, on też był człowiekiem. A teraz jedyne co mu zostanie to rozmowy z Czarnym Panem i całą resztą tych opętanych przez zło i czarną magię ludzi. Jutro ma zostać Dyrektorem Szkoły. Severus Snape, dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Nagle zdał sobie sprawę z komiczności tej sytuacji. Za kilka godzin miał zabić największego czarodzieja od czasu Merlina, a myślał o tym że nie będzie miał z kim rozmawiać i jak będzie brzmiał jego nowy tytuł w świecie czarodzieji. Na tę myśl roześmiał się sam do siebie - chyba całkowicie pada mu na głowę już teraz skoro śmieje się do baldachimu bez większego powodu. A śmiał się bardzo, bardzo rzadko. Większość uczniów przez 7 lat nauki nigdy nie widziało jak Mistrz Eliksiów chociażby unosi kąciki ust w lekkim uśmiechu. A jak któryś już miał taki widok przed sobą to wiedział że nie wróży on nic dobrego.
Po dobrych 30 min patrzenia w baldachim i rozmyśleniach podniósł się i ruszył w kierunku barku w kącie sypialni. Odkąd 18 lat temu zajął te komnaty nic się w nich nie zmieniło. Choć nie było to jego ulubione miejsce w zamku było to jego schronienie. Tylko tu mógł być sobą. Napełnił kryształowy kieliszek bursztynowym trunkiem i wychylił opróżniając ją za jednym podejściem i napełnił drugi raz. Wciąż trzymając butelkę ognistej w jednej i szklankę w drugiej ręce usiadł na sofie, a butelkę postawił na szklanym stoliku. Zerknął na zegar wiszący nad kominkiem, miał jeszcze godzinę aby się wykąpać i przenieść do Trzech Mioteł.
Rajni Zabini siedziała w typowym hotelowym pokoju. Duże łóżko na środku pokoju, komoda, mały stolik, i nudny obraz na ścianie. Niewielkie okno wychodzące na główną ulicę Hogsmeade, i para drzwi - jedne prowadzące do łazienki, drugie na przedpokój. Ona sama leżała na łóżku w ciemnoczerwonej szacie, patrząc tempo w rdzawy baldachim i myśląc o nadchodzących godzinach. Powinna być zadowolona - plan Czarnego Pana spełnia się w każdym calu. Dziś pozbędą się ostoi czarodzieji którzy nie poddają się woli Czarnego Pana. Ale jakoś nie bardzo mogła wykrzesać z siebie nawet odrobiny radości. Była spięta i przerażona, bała się o swojego syna który teraz siedzi pewnie z kolegami w pokoju wspólnym nie wiedząc że dzisiejszej nocy wygrają jedną z ważniejszych bitew - żaden uczeń z wyjątkiem Dracona Malfoy'a nie wie. Oczywiście nie powinna się niczym martwić, Dyrektor na pewno domyśla się tego co nadchodzi, więc jest jakoś przygotowany i w pierwszej kolejności postawi na bezpieczeństwo uczniów. Sama siebie próbowała uspokoić tłumacząc sobie że Dumbledore zawsze był przygotowany na każda ewentualność i jej synowi na pewno nic się nie stanie. Wydawałoby się ze jako aktywny śmierciożerca uważa że uczucia są nie ważne i tylko osłabiają człowieka. Jednak ona wiedziała że wręcz przeciwnie - miłość może dać człowiekowi nie ograniczoną siłę i moc, choć powoduje również całkowicie nie pozytywne uczucia takie jak złość, zazdrość, lub czasami jak np. w Lucjusza przypadku nawet nienawiść. Oj tak, Lucjusz Malfoy, mężczyzna głośno twierdzący że miłość to uczucie dla słabeuszy, jest przez to znienawidzone przez siebie uczucie całkowicie owładnięty, choć z pewnością to wciąż do niego nie dotarło. Biedna Narcyza. Z 3 sióstr Black tylko Andromeda dobrze skończyła. Bellatrix też była co prawda na swój własny sposób szczęśliwa, ale Narcyza... Tej współczuła z całego serca. Nie miała jednak czasu na dalsze rozmyślania o wątpliwym szczęściu kobiet w kręgu Śmierciożerców ponieważ usłyszła ciężkie kroki na korytarzu i po kilku sekundach drzwi pokoju otworzyły się. Odruchowo uniosła się na łóżku i skierowała różdżkę w stronę drzwi.
- No wiesz co Rajni, nie tak się wita cichego przyjaciela w pokoju hotelowym. - powiedział z szyderczym uśmiechem na twarzy Snape.
- No wiesz co Severus, nie z taką miną wita się kobietę która ma Ci zapełnić w przyjemny sposób okres oczekiwania przed bitwą. - odgryzła się z hardym spojrzeniem.
Severus zamknął za sobą drzwi, rzucił zaklęcie by nikt nie wszedł i powolnym krokiem podszedł do kobiety stojącej przy łóżku.
Kilka godzin później, wychodząc z Trzech Mioteł do Snape'a dotarł patronus od Dracona z wiadomością że właśnie wpuścił do zamku Śmierciożerców. Profesor deportował się przed bramę szkoły, wszedł szybko na błonia i ruszył w kierunku wejścia do szkoły. Już na kilka pięter przed wieżą astronomiczną słyszał krzyki Bellatrix na Dracona żeby to zrobił. Severus przyśpieszył kroku i po chwili już był na wieży. Po kilku następnych sekundach patrzył już w puste oczy profesora Dumbledore'a.
Wszedł do swojej sypialni i zdjął pelerynę. Na całe szczęście nie musiał nosić tych okropnych szat Śmierciożerców - jego status już dawno pozwolił mu na zawieszenie ich najdalszym zakątku jego szafy. Rozpiął też tunikę posiadającą mnóstwo guzików. Mógł użyć do tego magii, ale robienie tego bez zaklęcia zawsze uspokajało go. W samej białej koszuli i spodniach rzucił się na łóżko i patrzył niewidzącymi oczami w czarny rozciągający się nad nim baldachim. Dotychczas chociaż czasami miał z kim porozmawiać. Czasami z Minerwą, czasami z kimś z Zakonu... Oczywiście nigdy nie był jakoś specjalnie towarzyski ani gadatliwy, ale czasami on też chciał z kimś porozmawiać tak po prostu o wszystkim i o niczym, on też był człowiekiem. A teraz jedyne co mu zostanie to rozmowy z Czarnym Panem i całą resztą tych opętanych przez zło i czarną magię ludzi. Jutro ma zostać Dyrektorem Szkoły. Severus Snape, dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Nagle zdał sobie sprawę z komiczności tej sytuacji. Za kilka godzin miał zabić największego czarodzieja od czasu Merlina, a myślał o tym że nie będzie miał z kim rozmawiać i jak będzie brzmiał jego nowy tytuł w świecie czarodzieji. Na tę myśl roześmiał się sam do siebie - chyba całkowicie pada mu na głowę już teraz skoro śmieje się do baldachimu bez większego powodu. A śmiał się bardzo, bardzo rzadko. Większość uczniów przez 7 lat nauki nigdy nie widziało jak Mistrz Eliksiów chociażby unosi kąciki ust w lekkim uśmiechu. A jak któryś już miał taki widok przed sobą to wiedział że nie wróży on nic dobrego.
Po dobrych 30 min patrzenia w baldachim i rozmyśleniach podniósł się i ruszył w kierunku barku w kącie sypialni. Odkąd 18 lat temu zajął te komnaty nic się w nich nie zmieniło. Choć nie było to jego ulubione miejsce w zamku było to jego schronienie. Tylko tu mógł być sobą. Napełnił kryształowy kieliszek bursztynowym trunkiem i wychylił opróżniając ją za jednym podejściem i napełnił drugi raz. Wciąż trzymając butelkę ognistej w jednej i szklankę w drugiej ręce usiadł na sofie, a butelkę postawił na szklanym stoliku. Zerknął na zegar wiszący nad kominkiem, miał jeszcze godzinę aby się wykąpać i przenieść do Trzech Mioteł.
Rajni Zabini siedziała w typowym hotelowym pokoju. Duże łóżko na środku pokoju, komoda, mały stolik, i nudny obraz na ścianie. Niewielkie okno wychodzące na główną ulicę Hogsmeade, i para drzwi - jedne prowadzące do łazienki, drugie na przedpokój. Ona sama leżała na łóżku w ciemnoczerwonej szacie, patrząc tempo w rdzawy baldachim i myśląc o nadchodzących godzinach. Powinna być zadowolona - plan Czarnego Pana spełnia się w każdym calu. Dziś pozbędą się ostoi czarodzieji którzy nie poddają się woli Czarnego Pana. Ale jakoś nie bardzo mogła wykrzesać z siebie nawet odrobiny radości. Była spięta i przerażona, bała się o swojego syna który teraz siedzi pewnie z kolegami w pokoju wspólnym nie wiedząc że dzisiejszej nocy wygrają jedną z ważniejszych bitew - żaden uczeń z wyjątkiem Dracona Malfoy'a nie wie. Oczywiście nie powinna się niczym martwić, Dyrektor na pewno domyśla się tego co nadchodzi, więc jest jakoś przygotowany i w pierwszej kolejności postawi na bezpieczeństwo uczniów. Sama siebie próbowała uspokoić tłumacząc sobie że Dumbledore zawsze był przygotowany na każda ewentualność i jej synowi na pewno nic się nie stanie. Wydawałoby się ze jako aktywny śmierciożerca uważa że uczucia są nie ważne i tylko osłabiają człowieka. Jednak ona wiedziała że wręcz przeciwnie - miłość może dać człowiekowi nie ograniczoną siłę i moc, choć powoduje również całkowicie nie pozytywne uczucia takie jak złość, zazdrość, lub czasami jak np. w Lucjusza przypadku nawet nienawiść. Oj tak, Lucjusz Malfoy, mężczyzna głośno twierdzący że miłość to uczucie dla słabeuszy, jest przez to znienawidzone przez siebie uczucie całkowicie owładnięty, choć z pewnością to wciąż do niego nie dotarło. Biedna Narcyza. Z 3 sióstr Black tylko Andromeda dobrze skończyła. Bellatrix też była co prawda na swój własny sposób szczęśliwa, ale Narcyza... Tej współczuła z całego serca. Nie miała jednak czasu na dalsze rozmyślania o wątpliwym szczęściu kobiet w kręgu Śmierciożerców ponieważ usłyszła ciężkie kroki na korytarzu i po kilku sekundach drzwi pokoju otworzyły się. Odruchowo uniosła się na łóżku i skierowała różdżkę w stronę drzwi.
- No wiesz co Rajni, nie tak się wita cichego przyjaciela w pokoju hotelowym. - powiedział z szyderczym uśmiechem na twarzy Snape.
- No wiesz co Severus, nie z taką miną wita się kobietę która ma Ci zapełnić w przyjemny sposób okres oczekiwania przed bitwą. - odgryzła się z hardym spojrzeniem.
Severus zamknął za sobą drzwi, rzucił zaklęcie by nikt nie wszedł i powolnym krokiem podszedł do kobiety stojącej przy łóżku.
Kilka godzin później, wychodząc z Trzech Mioteł do Snape'a dotarł patronus od Dracona z wiadomością że właśnie wpuścił do zamku Śmierciożerców. Profesor deportował się przed bramę szkoły, wszedł szybko na błonia i ruszył w kierunku wejścia do szkoły. Już na kilka pięter przed wieżą astronomiczną słyszał krzyki Bellatrix na Dracona żeby to zrobił. Severus przyśpieszył kroku i po chwili już był na wieży. Po kilku następnych sekundach patrzył już w puste oczy profesora Dumbledore'a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz