Luna siedziała na parapecie w jej dormitorium. Jej współlokatorki w końcu zasnęły i teraz siedziała w ciszy i spokoju patrząc w bezchmurne niebo. Tyle się stało w ciągu ostatnich godzin... Dyrektor nie żyje, szkoła została właściwie bez ochrony, Voldermort może tu robić co mu się podoba, a oni sami nic nie mogą na to poradzić. Albus Dumbeldore, największy czarodziej naszych czasów, jedyna osoba której Sami-Wiecie-Kto się bał zginęła z rąk Severusa Snape'a, człowieka któremu ufał bezgranicznie. Jednak cały czas chodziła jej ostatnia rozmowa jaką przeprowadziła z Dyrektorem: "to co stanie sie niebawem rzuci bardzo zły cień na profesora Snape'a. Cały zakon przestanie mu ufać (...)Jednak musisz wiedziec że cokolwiek się stanie, profesor Snape cały czas jest po naszej stronie a cokolwiek robi, jest to na moją proźbę." Czy to możliwe? Czy możliwe że Dyrektor się poświęcił się "dla większego dobra" jak to okreslił? Ale z drugiej strony, jak jego śmierć miała im pomuc? Jedynie pogorszyła i tak beznadziejną już sprawę! Dziewczyna siedząc tak i rozmyślając do czekała ranka, i gdy pierwsze promienie słońca oświeciły jej bladą twarz z podkrążonymi od zmęczenia i braku snu oczami ruszyła do łazienki by jak co dzień zająć się poranną toaletę. Zawsze cicho coś nuciła, patrzyła z uśmiechem w swoje odbicie w lustrze i czasami nawet pobawiła się z kurzykami (małe zwierzątka zamieszkujące słabo dostępne i rzadko sprzątane miejsca w naszym domu), dziś jednak było inaczej. Robiła wszystko automatycznie patrząc pustym zwrokiem przed siebie. Po 15 minutach była już ubrana, i schodziła po schodach do pokoju wpólnego. Za kilka godzin miał się odbyć pogrzeb dyrektora, a później mieli wrócić do swoich domów. Już na początku roku szkolnego wiedziała ze ten rok bedzie inny. Po tym co się wydarzyło w Ministerstwie nie było szans na życie takie jakie było wcześniej. Każdy dzień przynosił nowe tragedie, nowe ofiary: czasami na czarodziejach, czasami na mugolach. Nawet niemagiczni wyczuwali strach choć oczywiście nie wiedzieli co się dzieje. Gdy weszła do pokoju wspólnego na pierwszy rzut oka wydawałoby się że jest pusty więc skierowała się ku wyjściu, ale już bedąc przy drzwiach usłyszała stłumiony szloch. Odwróciła się w stronę fotela w kącie pokoju i zobaczyła pierwszoroczną skuloną w fotelu. Podeszła do niej, i nic nie mówiąc przytuliła. Dziewczynka była z rodziny mugoli, Luna doskonale pamięta jaka zachwycona a zarazem przestaszona była pierwszego dnia, patrzyła na wszystkich z ufnością w oczach, mysląc że świat do jakiego weszła jest tak magiczny, dobry i miły jak jej się na początku wydawało. A jedyne co zdąrzyła na razie doświadczyć to strach o siebie i rodzinę która została nie świadomie wciągnięta w wojnę dobra ze złem, i świadomość że może więcej do Hogwartu nie wrócić - a najprawdopodobniej nawet nie chce. Luna by się wcale nie zdziwiła jak by uzdolniona mugolka wróciła do swojego świata udając że ten rok nie miał miejsca i odcięła się od tego wszystkiego. W sumie dobrze by zrobiła - lepiej niech odetnie się od tego wszystkiego, przynajmniej na razie, dopuki Voldemort nie zostanie zgładzony.
Ona sama wiedziała że jak tylko szkoła będzie czynna od września to na pewno tu wróci - nie może zostawić przyjaciół samych. Po jakiejś godzinie poczuła że dziewczynka w jej ramionach powoli zasypia. Wsłuchując się w jej spokojny oddech Luna sama poczuła że daje o sobie znak jej zmęczenie po stoczonej bitwie, cały następny dzień w którym w miare możliwości funkcjonowała i noc której nie przespała. Po kilku minutach sama wpadła w ramiona snu.
Ona sama wiedziała że jak tylko szkoła będzie czynna od września to na pewno tu wróci - nie może zostawić przyjaciół samych. Po jakiejś godzinie poczuła że dziewczynka w jej ramionach powoli zasypia. Wsłuchując się w jej spokojny oddech Luna sama poczuła że daje o sobie znak jej zmęczenie po stoczonej bitwie, cały następny dzień w którym w miare możliwości funkcjonowała i noc której nie przespała. Po kilku minutach sama wpadła w ramiona snu.
Kilka godzin później siedziała już w Expresie Hogwart jadącym do Londynu. Wzięła udział w pogrzebie Dyrektora, tak jak i większość uczniów. Od wydarzeń na wieży nikt nie widział ani profesora Snape'a, ani Malfoy'a. Pewnie świętuja zwycięstwo w tej bitwie. Mimo że rozsądek podpowiadał jej że nie powinna ufaś profesorowi, to jednak słowa które usłyszła wciąż chodziły jej po głowie, i gdzieś w najdalszym zakątku serca miała wrażenie że jednak ufa Mistrzowi Eliksirów, i to nie tylko dlatego że prosił ją o to Dyrektor. Po prostu nie wierzyła że ten człowiek na prawdę jest zły. Był twardy, nigdy nie pozwolał sobie na okazanie uczuć, trzymał w sobie to wszystko i zawsze był idealny w każdym calu. Jednak Luna była pewna że w żeczywistości był bardzo wrażliwy i potrzebował zrozumienia u innych, rozmowy i tego wszystkiego co ma każdy z nas na co dzień - to że udawał takiego niedostępnego i zimnego tylko poglębiało jej przekonanie o tym jak bardzo jest wrażliwy. Zauważyła to juz wcześniej, ale teraz patrzyła na niego z innej perspektywy - co zrobić żeby ten nieprzystępny człowiek się na nią otworzył, żeby mogła wykonać misję poleconą jej przez Dyrektora? Wiedziała że to nie będzie proste, że będzie to wymagało dużo sprytu i odwagi z jej strony, ale postanowiła zaryzykowac. Jak tylko bedzie miała możliwość z całych sił będzie próbowała przekonać do siebie profesora, przecież nikt nie może trzymać wszystkiego w sobie, bo kiedyś wybuchnie. A taki wybuch może być bardzo niebezpieczny, i to nie tylko dla niego samego.
Neville siedział na kocu z tyłu domu z kubkiem gorącego mleka w dłoni, wpatrywał się w zachodzące na różowo słońce. Kiedyś takie spokojne wieczory kojarzyły mu się własnie z domem, babcią gotującą w kuchni kolacje, cykającymi konikami polnymi i cichym rechotem żab czających się w trawie. Jednak od kilku tygodni takie wieczory kojarzą mu się z Nią. Z jej rozmarzonym głosem gdy opowiadała mu o nieistniejących magicznych stworzeniach, z jej srebrnymi oczami zawsze patrzącymi na niego z lekkim zdziwieniem gdy poddawał w wątpliwość którąś z jej teorii, z jej delikatną białą niczym mleko dłonią zakładającą za ucho niesforny biały lok. Tego ostatniego 'normalnego' wieczora w szkole, nim rozpętało się piekło właśnie w taki jak ten wieczór siedzieli w cieniu zakazanego lasu patrząc na zachód taki jak ten. Wrócili właśnie z lasu gdzie karmili testrale, gdy Luna potknęła się o kamień i skręciła kostkę. Usiedli na trawie, a ona jednym zaklęciem nastawiła kostkę, ale poprosiła by odpoczęli aby ból całkowicie zdąrzył przeminąć. Opowiadała mu o tym że z lilii wodnych o zmroku wychodzą wielkości palca dziewczynki - wróżki i tańczą na płatkach kwiatów by nad ranem znów schować się w kwiaty i odpocząć po wieczornych tańcach, i o tym że w wakacje jej ojciec obiecał jej złapać prawdziwego, mugolskiego kota (do czarodzieji podchodziły tylko te zwierzęta, które miały w sobie choć odrobinę magii, mugolskie uciekały zawsze w popłochu). Po kilku chwilach rozmowy oparła głowę o jego ramie i przymkneła oczy. Ciemne rzęsy żucały cień na jej policzki, teraz lekko zarumienione. W tym momencie poczuł nić nadzieji że dziewczyna odwzajemnia jego uczucie. Chwycił delikatnie jej podbrudek i uniusł głowę tak że dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Podniosła powieki i spojrzała w jego oczy. Chciał by ten moment trwał wiecznie. To była tak magiczna chwila, jakiej nigdy w życiu nie przeżył, a jednocześnie bał się jak nigdy w życiu. Bał się o to że ją przestraszy, że ta przerażona ucieknie, że odrzuci go. Ale ona jedynie lekko się uśmiechneła i odsuneła mówiąc że powinni już wracać bo robi się ciemno. W wielkiej sali rozeszli się każde idąc do swojego dormitorium, choć miał wrażenie że Luna lekko posmutniała. Może miała nadzieję że ją pocałuje? Ta myśl wywołała na jego twarzy szczery uśmiech. Dotarł do Pokoju Wspólnego, i zaczął pomagać jakiemuś piewszorocznemu w zielarstwie cały czas myśląc o tamych oczach patrzących na niego z takim zaufaniem, i tym czymś - nie wiedział co to, na samo wspomnienie jego serce zaczynało mocniej bić. Pokój Wspólny opustoszał, ale on nie mógł myśleć o spaniu, siedział uśmiechając się do swoich myśli. Wyobrażał sobie jak przy najbliższym spotkaniu weźmie ją w ramiona, jak poczuje słodki zapach jej włosów i poczuje smak jej różowych ust. A chwile później już walczył ze śmierciożercami w bitwie o Hogwart. W następnych kilku dni achczęsto ją przytulał - jednak zupełnie nie tak jak to sobie wyobrażał - były to uściski pocieszenia dwojga przyjaciół.
Po powrocie do domu na wakacje często do siebie pisali - głównie o tym co robili w te wakacje, wysnuwali teorie co do nowego roku szkolnego, komentowali wydarzenia i raporty z Proroka Codziennego. I pomimo że największym marzeniem Nevilla było wziąść ją w ramiona, wiedział że przed nim długa droga do dnia kiedy marzenie się spełni....
Po powrocie do domu na wakacje często do siebie pisali - głównie o tym co robili w te wakacje, wysnuwali teorie co do nowego roku szkolnego, komentowali wydarzenia i raporty z Proroka Codziennego. I pomimo że największym marzeniem Nevilla było wziąść ją w ramiona, wiedział że przed nim długa droga do dnia kiedy marzenie się spełni....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz